W telegraficznym skrócie (bez rozwijania, bo za dużo pisania i wywnętrzania się):
Pierwszym autorytetem była moja mama i nie grzebiąc w szczegółach, nie dlatego, że to moja matka, ale dlatego, że była mądrą kobietą. Miała gruntowną wiedzę humanistyczną i szerokie horyzonty podbudowane b.dobrym wykształceniem. Do tego zdrowy kręgosłup moralny. Z czasem zacząłem dostrzegać również pęknięcia na tym pomniku, ale to normalne. Nikt nie jest wolny od wad.
Drugim mój nauczyciel Polskiego w szkole średniej. Facet mógł spokojnie wykładać na uniwersytecie, ale w tamtym czasie, gdy nie należało się do partii i miało sztywny kark, nie łatwo było robić karierę. Świetny gość w każdym aspekcie.
Trzecim autorytetem jest dla mnie pisarz Waldemar Łysiak. Tu nie będę się rozpisywał. Facet ma przebogatą bibliografię, z którą każdy może się zapoznać. Omnibus i erudyta. Otworzył mi oczy na wiele spraw.
To nie jedyne, ale chyba najważniejsze. Każdemu z tych autorytetów coś zawdzięczam i uważam, że bez nich byłbym uboższy, jakby górnolotnie to nie brzmiało.
edit:
Dodam tylko, że autorytety mogą istnieć w wyspecjalizowanych dziedzinach. Ktoś jest dla mnie autorytetem w matematyce, ktoś inny w fizyce. Nie znaczy to, że muszą spełniać tą rolę w sprawach życiowych. Hakerzy mają jakiegoś guru od hakerki i on jest dla nich autorytetem. Ktoś inny z kolei może być autorytetem moralnym... etc...