Kiedy szli trójką przez las, w stronę ognisk, Tomisakis odciągnął maga na chwilę. - Panie, chciałem o czymś porozmawiać. - Uszli trochę w bok, zostawiając giermka samego. Pochylał się, jakby badał ślady. Po chwili marszu strażnik hrabiego rzekł: - Panie, nie podoba mi się ten giermek cały. Dziwny on jakiś, tak niespodziewanie do naszej grupy dołączył. Na dodatek widzę, że czasem w myślach zapomina się i wtedy uśmiecha przebiegle. A co jeśli to jeden ze sługusów wroga naszego, który jaśnie pana hrabiego porwał, a którego umysł wyczuwasz? Elessar zastanowił się przez moment. Popełnił błąd. Pewien był, iż książę Dragomir swoją świtę sprawdził dokładnie, że zna ich wszystkich i miejsca na zdradę tu nie ma. Nie mógł jednak niepokoić swojego towarzysza, wystarczająco był on już zlęknion. - Spokojnie, Tomisakisie. Twoja teoria możliwa jest, lecz pamiętaj stale, że nie tylko wrogowie nasi mają w swych szeregach potężnego i inteligentnego maga. - Choć Tomisakis próbował to ukryć, Elessar ujrzał w jego oczach delikatny błysk podziwu. Odwrócił się i wrócili do dziwnego giermka, po czym poszli dalej za błyskami ogniska. Kiedy dotarli, wieśniacy poruszyli się i podbiegli do nich. Zdenerwowani byli i zmartwieni niezwykle. Jeden z nich począł opisywać Elessarowi zdarzenie: - Panie... zbójów kilkunastu napadło na nas i domy nasze... wśród nich jeden czarostwa uprawiał, pioruny mu z rąk trzaskały... wszystko straciliśmy, dobrze że nie zabili nikogo, choć córa moja, panie, poparzona ciężko... a na odludziu mieszkaliśmy, w kilka rodzin jeno. Nie atakowali nas specjalnie, widać było, że po drodze do nas przyszli. Ubrania żołnierza nosili, choć lekkie i biedne trochę, jak giermka jakiego może... - ustał wtedy i począł zastanawiać się przez chwilę. Wtedy Elessar podszedł do młodej dziewczyny leżącej na kocu z dala trochę od ognia, którą wieśniak za córkę swoją podawał. Obejrzał dokładnie jej twarz. - Nie jest to ciężkie poparzenie. Wieśniak przesadził trochę, trudno dziwić mu się, w końcu to dziecko jego szeptał. Tomisakisie, dajcie mi torbę moją. - Strażnik zdjął z konia tobołek i podał go nekromancie. - Może to... -Wygrzebał pudełko z kilkoma fiolkami. Wziął jedną, wylał trochę na rękę, po czym maczał palec w tej mazi i delikatnie począł mazać po miejscach ogniem dotkniętych. Słychać dało się cichy bardzo dźwięk, podobny do syku gdy kowal rozżarzoną stal do wody wkłada. - Do rana zapalenie zniknie, potem dwa księżyce miną i na twarzy ledwie jaki ślad będzie myślał. - Wstał i już miał do ojca dziewczyny mówić, gdy ktoś z grupki chłopów krzyknął: - To on!!! Panie, zbójcy ubrania takie właśnie nosili! - A mówiąc to, na giermka Ronalda wskazywał. Wtedy ten rzucił się w gęstwinę lasu. Strażnik Tomisakis nie zawiódł i popędził za nim, zimną krew zachowując. - Ty psie... - Warknął Elessar i w ostatniej chwili z torby dziwną klingę wyjmując, jakby od miecza dawnych elfów, rzucił się w pogoń za zdradzieckim giermkiem.