Fryyshk'ar

Status
Zamknięty.

szkeleton

Hmmmm
Członek Załogi
Dołączył
15.11.2008
Posty
8520
- Zaczekajcie! Myślicie, że pozwolę wam odejść beze mnie? - rzekła osoba podążająca za nimi.
- O, Karl! Mamy komplet ha, ha! - zaśmiał się herszt.
Grupa pod przywództwem Heinricha wyszła z kaplicy rozglądając się dookoła. Zauważyli tylko zdewastowaną od zewnątrz budowlę, w której byli schronieni oraz rozkopane groby.
- Widać, że to zwierzęta. Nie zachowują się godnie. - rzekł Larsen.
Idąc dalej zauważyli dwa ludzkie ciała w podartych strojach. Podchodząc bliżej zauważyli znajome twarze. Byli to Horst i Frank.
- O cholera! To oni nadal żyją! Podobno Hanns i Hermann mieli ich zabić i zakopać. - powiedział Karl.
- Hmm, jak widzimy jest to coś silniejszego niż sama likantropia. - herszt oglądając ciała swych byłych żołnierzy wydał rozkaz związania ich oraz zaniesienia do kaplicy. - zawołajcie innych, niech pomogą nam ich zabrać do kaplicy. - rzekł.
Edgar udał się do budowli po kilku wojowników, a oni sami poszli zbadać kaplicę dookoła wypatrując wrogów.
Po godzinie wędrówki wrócili. Herszt od razu skierował się do Hannsa i Hermanna wyjaśnić, dlaczego byli kompani nadal żyją.
- Co to ma znaczyć? Mieliście się ich pozbyć. - wrzasnął Heinrich na swych wojowników.
- Szefie zrobiliśmy co kazałeś, nie wiem jak to się stało. - wyjaśniali żołnierze.
- Potem to jeszcze wyjaśnimy, idę ich przesłuchać. - herszt skierował się do owiązanych jeńców.
Patrząc na ich twarze oraz mord w oczach obawiał się ataku z ich strony, więc nakazał innym zapalić wśród nich ogień, na który wilkołaki są bardzo wrażliwe. Po kilku minutach Frank odzyskał przytomność.
 

Silden

RPG'owiec
VIP
Dołączył
10.12.2008
Posty
1766
Karl widząc budzącego się Franka rzekł:
- No, mój przyjacielu. Już się obudziłeś - oczy kusznika znów zapłonęły błękitnym ogniem, odbijając się w ślepiach dawnego człowieka. - Teraz powiedz nam co się działo od czasu, kiedy obudziłeś się podczas ataku, do ostatniej nocy. Ze szczegółami!
Wszyscy zebrani, prócz Franka spojrzeli z trwogą na żołnierza, którego twarz wprost promieniowała potęgą i rządzą krwi. Przypomnieli im się barbarzyńcy, którzy kiedyś napadli ich w Varrancie. Tylko tamci byli ubrani w grube futra, a na ramionach zwisały im ludzkie głowy.
- Karl? Co Ci jest? - mruknął z niepokojem Larsen. - Dobrze się czujesz?
- Milcz! Teraz przesłuchuję mojego kolegę.
 

Isidro

Szalony Bartek
Weteran
Redakcja
Dołączył
9.3.2009
Posty
6377
Heinrich nachylił się do Edgara i szepnął:
- Mam wrażenie że ten pajac coś przed nami ukrywa. Mam nadzieję że nic strasznego...
Herszt otwierał już usta żeby coś powiedzieć ale jeden z wojowników stojących z tyłu wrzasnął coś i zaczął wymachiwać rękoma. Powodem jego dziwnego zachowania był pewien jegomość stojący w drzwiach kaplicy. Pancerz z lwem na kirysie uwidaczniał jego posturę a trzymany w rękach potężny miecz dwuręczny jedynie potwierdzał niebywałą siłę jaką obdarzony był nieznajomy. Łysa głowa nieco dziwnie kontrastowała z gęstą brodą i wąsami, które zakrywały część blizny biegnącej zapewne od szyi aż po samo czoło. Rozwiana płachta oraz cień skrywający zakrwawione oczy osobnika nadawały mu złowrogiego wyglądu.
Heinrich przedarł się ku nieznajomemu. Obrzucając go zdezorientowanym wzrokiem zapytał drżącym głosem:
- Kim albo czym do cholery jesteś?
Odpowiedziało mu jedynie fuknięcie i lekkie opuszczenie ciężkiego dwuręcznego miecza.
 

El Bastardo

Władca Wiedźm
Moderator
Redakcja
Dołączył
1.10.2007
Posty
3025
Nieznajomy zamachnął się swym mieczem tak, że ostrze znalazło się przy ziemi. Opuścił je, po czym z głuchym dźwiękiem uderzyło o zimną posadzkę kaplicy. Rycerz złożył ręce na rękojeści broni i przemówił:
- Jam jest Gawain zwany Potężnym. W zeszłą zimę wracałem z wojny z mym druhem Jurandem, obaj odnieśliśmy rany. W tym lesie zostaliśmy zaatakowani przez dziwną rasę wilkołaków. Druh mój został usieczony przez owe stwory, jam ledwie uszedł z życiem, dostałem jeno pamiątkę po tych bestiach. - powiedział wskazując długą bliznę od szyi aż po czoło.
- Teraz wróciłem, poprzysiągłem sobie zemstę na tych bestiach. Widzę, że i Wy jesteście w potrzebie i jak mniemam ten sam wróg czyha na nasze karki. Macie mój miecz, wesprę was ile zdołam lub polegnę próbując wypełnić moje śluby.
 

abi

Witch numero Uno
Członek Załogi
Dołączył
22.11.2008
Posty
8869
Wszyscy zebrani w kaplicy rozstąpili się na obie strony przepuszczając rycerza. Nagle spod ławek rozległ się wielki rumor. Ławki zaczęły się przewracać jedna za drugą.
- U licha! Co to jest?! - krzyknął przerażony Edgar - Szykujcie broń!
Spod ławek wyczołgał się mały, gruby mnich ubrany w brązowe poszarpane szaty. W ręku trzymał dwa antałki, z których naprzemiennie popijał. Lekko łysiejący człowiek czołgał się ku rycerzowi.
- Kim jesteś?! - zapytał herszt.
- Nieee, nie zabijajcie mnie! Jeee… jestem brat Rinaldo, a to, to… moja świątynia… a raczej nią była - przerażony mnich próbował wstać ledwo łapiąc oddech. – Fryyshk'ar… zaatakowały nas jak przed laty… Gawain tylko w dobie nadzieja!
Pijany mnich osunął się na ziemię wprost pod stopy rycerza.
 

Isidro

Szalony Bartek
Weteran
Redakcja
Dołączył
9.3.2009
Posty
6377
Zaskoczony rycerz patrzył na mnicha całującego go po nogach.
- Dobra! Wystarczy już. Uspokój się i wstań.
Mnich posłuchał i z konsternacją odsunął się na bok. Herszt z uśmiechem na ustach poklepał rycerza po ramieniu i rzekł:
- Jeśli Twoim życzeniem jest nam pomóc w walce z tymi bestiami, to rzecz jasna możesz to zrobić. Jestem pewny, że Twój miecz zetnie łeb niejednemu wilkołakowi.
Lekki uśmiech pojawił się na twarzy Gawaina. Spojrzał na mnicha i rzekł:
- Opowiedz nam mnichu o tym ataku na Was przed laty oraz wyjaśnij mi dlaczego tylko we mnie nadzieja...
Mnich podrapał się po brzuchu, ziewnął i zaczął swoją opowieść...
 

Silden

RPG'owiec
VIP
Dołączył
10.12.2008
Posty
1766
- A więc tak... Przed laty w tej wsi mieszkali myśliwi i drwale, czego zapewne się domyślacie. Jednak do czasu... Pewnego dnia jeden orkowy przywódca... Jak on miał?... Ken? Kon? Mam! ... Kan postanowił mieszkańców zabrać w niewolę i postawić tu obóz wojskowy. Duchowni mieli spokój, gdyż Kan był honorowy. Rzekłbym, że nawet bardziej niż większość ludzi. Jednak miał też wady: mianowicie wprost kochał chędożyć. Wielką uciechę sprawiały mu stosunki z ludzkimi kobietami. A teraz zagadka... Zgadnij kto jest Twoim ojcem? Kan oczywiście! Wolał jednak byś wychowywał się wśród ludzi daleko stąd. A Twój towarzysz... Jurand... Jest twoim przybranym bratem. Znaczy się młodszym, urodził się jednak ze związku w pełni ludzkiego. Siła twa pochodzi z orkowej krwi. Jesteś bardzo rzadkim gatunkiem, kolego. Jesteś połączeniem dwóch ras. A co najciekawsze: Fryyshk'ar mogą Cię najwyżej zranić, nie zamienić w swoich co jest plusem twojego pochodzenia. To dlatego żeś jest naszą ostatnią nadzieją. Jako jedyny możesz przeżyć atak, nie zamieniając się w wilkołaka. Chociaż to nie są wilkołaki, a bardziej pomioty Beliara. Jednak to nie jest opowieść na teraz. Skoro znasz swoje pochodzenie, zajmijmy się przesłuchaniem.
Duchowny odwrócił się w stronę Karla i Franka, wciąż w tej samej pozycji. Karl pochylony nad byłym przyjacielem, patrzący mu prosto w ślepia swymi płonącymi na niebiesko oczami. Rinaldo powstrzymał odruch wymiotny na widok krwi i powoli ruszył do ławki, na której zostawił wydobyty z jakiejś kryjówki gąsiorek wina.
 

abi

Witch numero Uno
Członek Załogi
Dołączył
22.11.2008
Posty
8869
Gawain oniemiał z wrażenia. Po chwili na jego twarzy pojawił się dziwny grymas, ręka zadrżała mu na rękojeści miecza. Spojrzał w górę nieobecnym wzrokiem wydając przy tym przerażające dźwięki.
Mnich z przerażenia osunął się na ziemię i legł pod ławką rozbijając gąsiorek z winem. Najemnicy patrzyli na Gawaina w milczeniu. Heinrich spojrzał na rycerza i poklepał go po ramieniu.
- Spokojnie Gawainie - rzekł Heinrich. - Przyjdzie jeszcze czas zemsty… Teraz musimy pozbyć się wroga.
Gawain spojrzał na herszta półprzytomnym wzrokiem...
 

Dzyl

El Principe
Dołączył
14.9.2008
Posty
1961
- Jeżeli wyruszycie na polowanie na te bestie, pójdę z wami. Wiem nawet jak wypędzić je z tego lasu.- rzekł Gawain spoglądając na herszta.
Heinrich spojrzał na swoich ludzi i krzyknął
- Kto idzie ze mną i Gawainem do mnie! Ci, którzy trzęsą portkami, niech zostaną w tej kaplicy i pilnują naszych wozów. A teraz Gawainie, powiedz jak je wygnać z tego lasu?
- Trzeba zabić ich przywódcę. Gdy zginie, reszta ucieknie. Tylko problem w tym, że nie wiem, gdzie jest władca tych bestii, będziemy musieli go poszukać. Ruszajmy lepiej jak najprędzej.- rzekł półork.
Larsen, Edgar i Karl podeszli do herszta, byli gotowi iść z nim i Gawainem na poszukiwania przywódcy wilkołaków.
- Cieszę się że idziecie z nami moi wojownicy! Jest nas pięciu, może sobie poradzimy. Ktoś jeszcze chętny do drogi czy robicie w gacie?! - krzyknął Heinrich.
 

Silden

RPG'owiec
VIP
Dołączył
10.12.2008
Posty
1766
Nagle nieśmiało z grupy wyszedł Ildefons.
- J... ja wwwwam pom...mogggę.
Powiedział z wyraźnym strachem. Po chwili jednak próbował zagrać bohatera:
- Będę osłaniał was moją tarczą!
Cały efekt zepsuł jednak drżący głos i pot nas całej twarzy. Odezwał się herszt:
- No cóż, Ildefonsie. Twój wybór. Kompanija, za mną!
Roześmiał się sztucznie, bo i jego ściskał strach. Jednak jako przywódca dobrze to tłumił i próbował oddać morale drużynie. Cała szóstka ruszyła do lasu. Nie zdążyli przejść nawet dwustu metrów, gdy wypadła na nich dwudziestopięcio-osobowa grupa Fryyshk'ar. Karl się odezwał:
- Nie mamy szans. Nie dość, że jest ich za dużo to w dodatku jest to elita. Widzicie ich łuki ze smoczej kości? Lepiej od razu się poddajmy.
- Nie! Nie dam się pokonać trochę dopakowanym wilkom! Zginiecie!

Wszyscy ze zdziwieniem spojrzeli na tarczownika, z którego ust wydobył się ten głos. Po chwili młody chłopak rzucił się na jednego z wrogów. Przez jakiś czas chronił się tarczą przed jego strzałami, jednak gdy zaatakowała go cała grupa padł. Miał przestrzeloną tchawicę. Śmierć na miejscu.
Edgar rzucił broń. Po nim zrobił to Heinrich, Gawain, Karl i Larsen. Wszyscy wystawili ręce tak, by wilki mogły ich łatwo związać.
 

Isidro

Szalony Bartek
Weteran
Redakcja
Dołączył
9.3.2009
Posty
6377
Piątka wojowników stała w rzędzie z wyciągniętymi rękoma. Wilkołaki zacieśniały szyk którym ich otaczały. Nagle krąg załamał się i do środka wkroczył wilkołak w złotym hełmie, a w ręku dzierżył miecz oraz złotą tarczę. Jego oczy czerwieniły się od krwi. Z pyska leciała gęsta piana. Co chwila warczał tak jakby wydawał rozkazy innym wilkołakom.
- Wilczy Król... - Z ust Gawaina wydobył się cichy szept.
Wszystkie wilkołaki zawyły przeraźliwie. Wilczy Król jednym szybkim skokiem znalazł się tuż przy Karlu. Równie szybkim pchnięciem w brzuch odebrał mu życie. Zawiał mocny wiatr a wilkołaki zawyły jeszcze głośniej i jeszcze bardziej przeraźliwie. Z pyska Wilczego Króla wydobyło się coś, co można uznać za śmiech. Zrobił krok w bok i spojrzał Heinrichowi prosto w oczy. Czerwone ślepia bestii świeciły się dziwnym czerwonym blaskiem.
Uniósł miecz w górę a herszt zamknął oczy. Jednak cios nie został zadany. Kilku z wilkołaków padło bezsilnie na ziemię, a z szyi, w miejscu, gdzie sterczał bełt, popłynęła niebieska ciecz. Po chwili padły kolejne wilkołaki i poczęły trząść się w konwulsjach. Wilczy Król zniknął jakby rozpłynął się we mgle.
Z lasu wybiegł wojownik w ciemnej zbroi, a za nim dziesięciu rycerzy. Żywe wilkołaki rzuciły się do ucieczki zabierając ze sobą ciało Karla.
Biały niczym śnieg herszt rzekł:
- Nareszcie nasz mały Arni-rycerzyk z zakonu wziął się za robotę... Cieszę się, że pojawiliście się w odpowiednim momencie.
Spod hełmu Czarnego Rycerza było słychać lekki śmiech.
 

Silden

RPG'owiec
VIP
Dołączył
10.12.2008
Posty
1766
Gawain był trochę zaskoczony nagłym pojawieniem się Czarnego Rycerza. Natychmiast do niego rzucił:
- Zdejmij hełm i mi się przedstaw.
Wojownik w czarnej zbroi zdjął hełm ukazując przystojną twarz z dość krótkimi włosami wykrzywioną w udawanym uśmiechu.
- Nazywam się Arni Shwarzeyolks. Pochodzę z Wysp Południowych. Jestem Gubernatorem Feshyru. A teraz ty mi powiedz, wojowniku, kimże jesteś?
- Zwą mnie Gawain Potężny. Jestem półkrwi orkiem, błędnym wojownikiem. Synem Kana.
- Ah... Słyszałem, jakoby Kan miał mieć ludzkiego syna, jednak nie uważałem tego za prawdę. Teraz jednak odejdźcie, moja obstawo a my zapuścimy się do lasu.
 

szkeleton

Hmmmm
Członek Załogi
Dołączył
15.11.2008
Posty
8520
Heinrich wraz ze swymi podwładnymi zabrał broń, którą upuścili na ziemię. Po chwili herszt zwrócił się jeszcze raz do Arniego mówiąc:
- Dziękujemy za szybką pomoc. Powiedz, śledziłeś nas czy tych wilkołaków?
- Poluję na Wilczego Króla od długiego czasu, miałem okazję się go pozbyć raz na zawsze, lecz wy się wtrąciliście. Całe szczęście, że byłem w pobliżu.

Herszt po słowach rycerza ponownie zwrócił się do niego:
- My też na niego polujemy, porwał mi jednego z podwładnych oraz jego kompania zabiła kilku moich wojowników... lecz nie do końca. Zdołaliśmy schwytać naszych zarażonych likantropią. Nasi wojownicy ich przesłuchują, lecz nie daje to żadnych efektów.
Czarny Rycerz spojrzał na Heinricha i powiedział:
- Nie będą nam potrzebni, wilkołaki nie zdradzają swych braci, nic z nich nie wyciągniemy. - rycerz ruszył w kierunku miejsca walki - Widzicie? Jeden z wilkołaków krwawił niebieską krwią. Może uda nam się wyśledzić ich obóz?
- Zaiste, ruszajmy więc.
- rzekł Gawain udając się w stronę śladów krwi by później wraz z resztą oddziału wyruszyć ku wilkołakom.

Po dwóch godzinach grupa wojowników zapuściła się głęboko w las, gdzie nie docierały promienie słoneczne. Po chwili usłyszeli wilcze głosy, które coraz bardziej się nasilały. Herszt wraz z Gawainem i Arnim ruszyli po cichu w kierunku wilczych głosów. Po chwili zauważyli Karla w obrębie kilku wilkołaków.
- Auuu... Co to miało znaczyć?... chciałeś ich do nas zaprowadzić? - wrzasnął jeden z nich.
Karl po chwili odpowiedział:
- Grr... uspokój się Harrrzh... nie chcę nic złego dla naszego bractwa.
- Auuu... ludzie prędzej czy później nas znajdą... musimy coś zrobić.
- rzekł Harrrzh
- Spokojnie, nie znajdą nas. Najwyżej stoczymy z nimi bitwę.
- Nasze rodziny będą w niebezpieczeństwie... Auuu... jak nas znajdą
- po chwili dodał - Rrrrr... tylko pamiętaj o uwolnieniu naszych dwóch braci: Fraazh'a i Horsztrr'a.
- Nie odzywaj się tak do mnie! - wrzasnął Karl - pamiętaj do kogo mówisz mój podwładny.
- Rrrr... przepraszam Panie...
 

El Bastardo

Władca Wiedźm
Moderator
Redakcja
Dołączył
1.10.2007
Posty
3025
Na skraju obozu wilkołaków ukryci wśród drzew ludzie układali plan. Heinrich, jego dwaj kompani, Larsen, Edgar oraz rycerze Gawain i Arni. Nieco dalej stała obstawa Arniego, dziesięciu rycerzy uzbrojonych w kusze i miecze.
Ludzie z ukrycia widzieli Karla, który rozmawia z innymi Fryyshk'ar, szło się domyślić, że jest wśród nich wysoko postawiony.
- Co proponujecie? Musimy coś wymyślić... - powiedział Heinrich.
- Ja jestem za tym, żeby wpaść tam i poobcinać kilka wilczych łbów.
Na to odezwał się Arni.
- Nie tak prędko Gawainie, Fryyshk'ar to nie byle jakie wilki, nawet ze swym potężnym mieczem nie dałbyś wszystkim rady, tu potrzeba strategii. Weźcie nasze miecze, a ty Gawainie posmaruj ostrze tym. Te miecze pokryte są srebrem, a święcona woda niemal niszczy wilkołaki.
Jeden z rycerzy przyniósł trzy miecze pokryte srebrem a Arni wręczył buteleczkę Gawainowi.
Jednak los nie pozwolił śmiałkom ułożyć planu, wilki zaalarmowane ludzką obecnością błyskawicznie zorganizowały obronę.
- To Komando obronne Fryyshk'ar, bądźcie czujni. Szykować broń. - krzyknął Arni i wydał rozkaz swoim rycerzom.
- Nadszedł czas próby, czas, w którym być może spłacę swój dług. - wyszeptał Gawain i dobył miecza.
Dwudziestu kilku wojowników Fryyshk'ar pędziło na ludzkich śmiałków, uzbrojeni w kościane łuki, długie zakrzywione noże i wilcze szpony...
 

szkeleton

Hmmmm
Członek Załogi
Dołączył
15.11.2008
Posty
8520
Tymczasem u pozostałych wojowników...

Wojownicy pozostawieni w kaplicy oczekiwali powrotu Heinricha i reszty.
- Gdzież oni są? Chyba nas tu nie zostawili? - martwił się jeden z żołnierzy.
- Uspokój się, nadejdzie czas, póki co musimy czekać.
W kaplicy nadal byli uwięzieni Frank i Horst przykuci do ścian oraz pilnowani przez dwóch strażników. Powoli nadchodziła noc, a wilkołaki budziły się do życia. Dwóm uwięzionym wilkołakom powoli zaczęły rosnąc kły, sierść oraz pazury. Także oczy zaczęły się czerwienić. Gdy przemiana dobiegła końca Fraazh i Harrrzh zerwali się z łańcuchów i rozpoczęli rzeź na terenie kaplicy mordując nieprzygotowanych żołnierzy. Większość była zmęczona i niezorientowana w sytuacji. Reszta uciekła głęboko w las, a napastnicy ruszyli za nimi. W kaplicy został tylko brat Rinaldo, który ujrzał martwe ciała wojowników oraz zdewastowaną świątynię. Wystraszony mnich wstał szybko spod ławy i ruszył w kierunku drzwi kaplicy. Gdy do nich dotarł usłyszał wilcze głosy oraz zauważył wilcze ślady. Nie wiedząc co zrobić ruszył przed siebie z nadzieją znalezienia reszty wojowników, lecz podczas wędrówki zastał na drodze dwa szare wilki, które rychło się na niego rzuciły.
 

El Bastardo

Władca Wiedźm
Moderator
Redakcja
Dołączył
1.10.2007
Posty
3025
W tym samym czasie pod obozem wilkołaków rozpoczęła się walka.
Rycerze Arniego załadowali kusze i grad bełtów zalał atakujących wilkołaków. Zdążyli wystrzelić ponownie, nim Fryyshk'ar znaleźli się w zasięgu mieczy. Jednak mimo wszystko prawie dwa tuziny bełtów wyrządziły bardzo niewielkie straty w szeregach wroga. Tylko kilka wilczych pomiotów zostało śmiertelnie zranionych, reszta odniosła nieznaczne rany.
Rycerze odrzucili kusze na bok i dobyli mieczy, Fryyshk'ar byli tak zaskoczeni, że nie użyli swych kościanych łuków. Chwilę później przeciwnicy zwarli się w strasznej bitwie. Ludzie walczyli mieczami, wilkołaki atakowały szponami, kłami i długimi nożami.
Gawain pierwszy ściął wilkołaka, potężne cięcie prawie rozdwoiło potwora. Heinrich i jego żołnierze walczyli ze wszystkich sił. Arni właśnie przebił kolejnego Fryyshk'ar, kiedy jego rycerze z mieczami w dłoniach dobiegli do wilkołaków. Walka trwała w najlepsze, wilkołaki gęsto padały trupem, straż Czarnego Rycerza również zaczęła rzednąć. Harrrzh, dowódca wilkołaków przedarł się do Heinricha, ten zajęty był walką z innym Fryyshk'ar i zginąłby zapewne od zakrzywionego noża Harrrzh'a gdyby nie Larsen. Z krzykiem na ustach zasłonił herszta własnym ciałem. Heinrich, gdy ujrzał umierającego towarzysza dostał szału, precyzyjnym cięciem zarżnął swego przeciwnika i stanął do walki z dowódcą komanda wilkołaków.
- Zginiesz potworze! - krzyknął Heinrich i skrzyżował swój miecz z wilkołakiem. Walka nie była łatwa, przeciwnicy dorównywali sobie doświadczeniem. Obaj szukali luki w obronie przeciwnika i nie byli w stanie dostrzec okazji na zadanie śmiertelnego ciosu. Wymieniali ciosy, stal uderzała o stal, jednak wilkołak miał przewagę. Wykorzystał szpony, kiedy Heinrich ponownie sparował ostrze, Harrrzh błyskawiczne zaatakował drugą ręką, szpony rozdarły skórzaną zbroję, która ledwo uratowała Heinricha przed zranieniem i likantropią. Z pomocą przybył Arni, jego miecz uciął łeb wilkołakowi niemal w tym samym momencie, gdy zmęczony walką herszt przebił trzewia Harrrzh'a. Potwór padł, pozostała garść wilkołaków rozbiegła się w popłochu.
- A nie mówiłem? - przechwalał się Arni - Wystarczy zabić ich wodza a dadzą nam spokój, tak jak teraz zginął przywódca grupy i uciekli.
Pozostali nie zwracali jednak uwagi na Czarnego Rycerza, Gawain właśnie wyciągał miecz z kolejnego zabitego Fryyshk'ar, Edgar padł na kolana ze zmęczenia a Heinrich puścił miecz zatopiony w brzuchu wilkołaka i upadł przed Larsenem. Chwycił nieżywego towarzysza i rzekł.
- Larsen przyjacielu... Jak wielu towarzyszy będę musiał utracić nim wyrwę się z tego piekła?
Na te słowa Gawian przemówił.
- To gra, te wilkołaki stworzone są tylko do zabijania, instynkt nakazuje im zabijać i zarażać likantropią. My jesteśmy tylko pionkami, dostarczmy im rozrywki, to gra w której mamy dwa wyjścia, zginąć lub stać się tacy jak oni. To nigdy się nie skończy.
- Pozostaje nam mieć nadzieję, przyjąć ich reguły gry i zabić jak najwięcej tych pomiotów - podsumował Arni.
 

Arven

Mr. Very Bad Guy
Weteran
Dołączył
18.5.2007
Posty
3647
Heinrich uczynił znak krzyża na czole martwego Larsena, po czym wstał i ze łzami w oczach powiedział:
- Wracajmy do kaplicy... moi ludzie na nas czekają...
- Zostawimy tu tak te ciała? - zapytał zdziwiony Edgar.
- A co mamy zrobić? Wykopiemy im gołymi rękami groby? Zabierzemy je ze sobą? Nie możemy nic zrobić... - odpowiedział przygnębiony herszt. Chwilę później wszyscy ruszyli w stronę kaplicy.

Droga powrotna upływała w ciszy. Co jakiś czas było słychać szlochanie czy sapanie kogoś z drużyny. Szli powoli, walka bardzo ich zmęczyła. Myśleli tylko o powrocie do reszty wojowników i o próbie bezpiecznego opuszczenia lasu. Po jakimś czasie doszli tam, dokąd zmierzali. Ujrzeli otwartą kaplicę, ślady stóp i łap przed nią oraz ciało mnicha.

- Co to ma do cholery znaczyć?! - wrzasnął wkurzony herszt.
Wszyscy najszybciej jak mogli pognali do środka kaplicy. Ujrzeli tylko truchła towarzyszy, ich wnętrzności i mnóstwo krwi. Łańcuchy, które więziły Franka i Horsta zostały zerwane. Edgar zaczął wymiotować.
- Pieprzone sukinkoty! Znajdę ich! Zabiję, zdziesiątkuję! Choćby przyszło zapłacić mi za to własnym życiem! - krzyknął Heinrich. Łzy spływały mu po brudnych policzkach. Padł na kolan i zakrył twarz dłońmi.
 

Isidro

Szalony Bartek
Weteran
Redakcja
Dołączył
9.3.2009
Posty
6377
Arni położył rękę na ramieniu herszta.
- Pomścimy Twoich ludzi. Ja i moi wojownicy jesteśmy do Twojej dyspozycji. Wesprzemy Was na tyle na ile będziemy w stanie to zrobić.
Czarny Rycerz przełknął ślinę i dodał:
- Obiecuję.

Wojownicy Arniego wyciągnęli srebrne miecze, kaplicę przeszył okrzyk bojowy. Gawain zamknął drzwi kaplicy i podszedł do herszta oraz Arniego.
- Trzeba stworzyć jakiś plan. Coś dzięki czemu te skurczysyny pożałują że się w ogóle pojawiły na naszej ziemi.
 

abi

Witch numero Uno
Członek Załogi
Dołączył
22.11.2008
Posty
8869
We trójkę dyskutowali siedząc na fragmentach połamanych ławek, rozrysowatali plan bitwy na kawałku papirusa. Pozostali rycerze szykowali broń do kolejnego starcia i dodawali sobie odwagi bojowymi okrzykami.
Po kaplicę zaczęły nadciągać armie wilkołaków wydających coraz to donośniejsze odgłosy, które brzmiały jak jakaś pieśń bojowa zagrzewajaca Fryyshk'ar do boju...
Wewnątrz kaplicy zawiał silny wiatr przygaszająć większość pochodni. Na twarzach wojowników pojawiły się posępne miny...
 

El Bastardo

Władca Wiedźm
Moderator
Redakcja
Dołączył
1.10.2007
Posty
3025
Sytuacja była bardzo napięta, słońce już zaszło, więc wilkołaki mogły nadciągnąć pod kaplicę całą siłą. Trzeba było działać, plan był potrzeby natychmiast, lecz nikt nie liczył na zwycięstwo, ale chociaż na przetrwanie do świtu.
- Wrota są mocne, jednak nie ma pewności, czy wytrzymają oblężenie. Okna są umieszczone wysoko i są bardzo małe, więc górą te bestie nie wlezą - podsumował sytuację Arni.
- Wy dwaj - Czarny Rycerz wydał rozkaz swym podwładnym. - Sprawdźcie kaplicę, musimy wiedzieć, czy jest tu jakieś inne wyjście. Wy - zwrócił się do pozostałej czwórki - zabarykadujcie wejście.
Rycerze zakonni rozeszli się by wykonać rozkazy, zaczęli zastawiać wrota ławkami i czym tylko się dało.
- Niewiele możemy zrobić, nie wiem, czy obronimy się do północy - stwierdził Gawain i ponownie posmarował miecz wodą święconą.
- Mi to już wszystko jedno, straciłem cały oddział... Nie byłem najlepszym hersztem, dbałem jednak o moich chłopców. Co myślisz Edgar, jesteś gotowy na spotkanie z naszymi braćmi, przyjacielu? - odezwał się Heinrich
- Jestem szefie i cieszę się, że tyle lat służyłem pod Twoim dowództwem. Nim jednak spotkamy się z chłopakami, skopmy jeszcze kilka wilczych łbów.
Heinrich skinął głową na znak zgody.
- Jeszcze nie wszystko stracone, niedługo zrobi się tu gorąco, musimy być gotowi - skwitował Gawain.
 
Status
Zamknięty.
Do góry Bottom