Fryyshk'ar

Status
Zamknięty.

Isidro

Szalony Bartek
Weteran
Redakcja
Dołączył
9.3.2009
Posty
6373
Słoneczna tarcza górująca nad doliną chowała się powoli za szczyty gór. Ciepły, letni wietrzyk niósł suche liście opadające już powoli z drzew.
Nad małą rzeczką płynącą przez sam środek doliny obozowało kilkanaście osób. Rozpalone przed kilkoma godzinami ognisko przygasało już i nikt nie miał zamiaru dorzuć do niego trochę drewna aby podtrzymać ogień. Wszyscy zajęci byli rozbijaniem obozowiska. Wojownicy, którzy udali się do pobliskiego lasu ciągle nie wracali przez co planowana kolacja oddalała się w czasie. Każdy po cichu liczył na małą pomoc losu i kawałek mięsa na kolację.
W niewielkim namiocie na środku obozowiska rozmawiały trzy osoby. Reszta zajęta była ściąganiem z wozów i układaniem skrzyń z wyposażeniem. Na widok wychodzących z lasu ludzi wszystkim na twarzy pojawiły się uśmiechy.
 

Morgahard

" I'm what you call a demon..."
Weteran
Dołączył
15.9.2004
Posty
1186
Niebo nabrało barwy ciemnego fioletu, a horyzont ozdobiły już pierwsze gwiazdy. Zakapturzona postać powoli wbijała kolejną pochodnię w ziemię, tak aby światełka otaczały szczelnie całe obozowisko. Kiedy ostatnia z pochodni stała już na swoim miejscu, człowiek przez moment z zadowoleniem wpatrywał się w swoje dzieło. Krąg lampek dawał bezpieczne światełka, które lekko igrając z wiatrem wyznaczały granicę obozowiska. Latarnik rozejrzał się jeszcze raz, aby mieć pewność, że żadne światło nie zgasło, po czym ruszył za zapachem pieczeni, który od dłuższego czasu wabił go przypominając jak bardzo jest głodny. Wszystkie namioty były już rozstawione, a utrudzeni wędrowcy otaczający ognisko wesoło gawędząc zajadali pieczonego dzika. W ruch poszło kilka antałków piwa oraz buteleczki czerwonego wina. Niedługo potem wszyscy z wyjątkiem pierwszej warty zasnęli najedzeni z przyjemnym szumieniem w głowie w spokojny, bezpieczny sen. Trzech wartowników gawędząc krążyło dookoła obozu. Na granicy lasu w grupkę ludzi wpatrywały się dwie pary czerwonych oczu. Kiedy uznały, że widziały już wystarczająco wiele wycofały się w mroku i zniknęły.
 

Silden

RPG'owiec
VIP
Dołączył
10.12.2008
Posty
1766
Wojownicy wsłuchiwali się w szum rzeczki. Jeden zajęty był ostrzeniem swojego miecza, a reszta rozglądała się nerwowo. Nagle najwyższy i najtęższy z nich przystanął i mruknął:
- Frank, Horst, jak myślicie? Te historie o inteligentnych wilkach w tym lesie są prawdziwe? Bo muszę przyznać, że co jakiś czas mam gęsią skórkę. To naprawdę mroczne miejsce.
Wartownik ostrzący swój miecz rzucił na niego okiem i z zadowoleniem odwrócił się w stronę przerażonego kolegi.
- Co ty pieprzysz, Karl? Jakie opowieści o inteligentnych wilkach?
- Mówię prawdę, Horst! Jak Innosa kocham! Moja babka starowinka opowiadała mi o nich historie, gdy byłem mały. Opowiedzieć wam?
Drugi ze stojących wojowników odezwał się:
- Ha, ha, ha! No cóż, jeśli w to wierzysz to opowiedz. Nic lepszego do roboty na warcie nie mamy.
- Oczywiście nie pamiętam całego opowiadania, ale przytoczę wam najważniejsze rzeczy. Według mojej babki, Klary, w tym lesie mieszka inteligentna rasa ludzi-wilków. Ich ciała są ludzkie, głowy jednak wilcze. Są mistyczną rasą, starszą nawet od smoków. Ponoć w czasie pełni - spojrzał na piękny, okrągły księżyc na niebie - stają się prawdziwymi wilkami, o świcie z powrotem wracając do zwykłych kształtów. Powiada się, że potrafią posłużyć się każdą mową, jednak między sobą porozumiewają się szczekaniem. Kiedyś pewien ork opowiadając o nich w karczmie nazwał ich "Fryyshk'ar". Więcej szczegółów nie znam, a i tak bym nie powiedział bo jestem wystarczająco wystraszony.
Wartownik z mieczem mruknął z dezaprobatą.
- Jeśli będziesz wierzył w takie bujdy nasz dowódca wywali Cię na zbity pysk. Pamiętaj, żeby nie powtarzać tej historii przy innych.
Pogroził mu palcem i zajął się patrolowaniem wokół obozu.
- A ty, Frank? Wierzysz w to?
- Nie, Horst. I tobie też nie radzę bo tylko najesz się strachu i nijaki w nocy będzie z ciebie pożytek.

Roześmiał się i dołączył do Horsta w jego zadaniu.
- No cóż - mruknął strażnik - skoro chłopaki uważają to za bujdę to to musi być bujda. Nie ma co zawracać sobie głowy takimi rzeczami. Lepiej zajmę się swoją robotą.
Stanął plecami do obozu i zaczął się rozglądać za potencjalnymi przeciwnikami.
 

szkeleton

Hmmmm
Członek Załogi
Dołączył
15.11.2008
Posty
8520
Coraz szybciej zapadał głęboki cień. Wojownicy wpatrywali się w krzaki, z których w każdej chwili mogło wyjść coś niebezpiecznego. Wiatr dawał się we znaki porywając ubrania oraz bijąc w namioty. Część ludzi wyszło z namiotów by zobaczyć co się dzieje. Po chwili jedna z pochodni zgasła. Jeden z wojowników od razu ruszył w kierunku zgaszonej pochodni. Idąc mówił sam do siebie w myślach:
- No żesz, przeklęty wiatr, który już to raz tam idę?
Po dotarciu do zgaszonej pochodni spróbował ponownie ją zapalić. Po kilku minutach prób pochodnia wreszcie się zapaliła, a w oddali ujrzał owłosionego człeka, który na widok światła oddalił się do lasu. Człowiek, który zapalił pochodnię skierował się tam, gdzie przed chwilą zobaczył tajemniczego zwierza. Gdy tam dotarł zauważył zmasakrowane ciało królika.
- Co to za zwierzę, do jasnej cholery? Lepiej wrócę do obozu.

Po kilku godzinach w obozie słychać było wycie wilków, które powoli stawało się coraz głośniejsze. Wartownicy byli trochę przerażeni, a jeszcze większy popłoch wywołało przypomnienie sobie opowieści Karla. Można było już widzieć sylwetki wilków oraz człekokształtnych stworzeń poruszających się wśród nich. W krótkim czasie wycie ustało, wiatr coraz słabiej wiał, a mrok leniwie zapadał nad całym lasem.
 

Fahrenheit

Pimpu?
Dołączył
2.9.2009
Posty
1342
Zapadł zmrok. Przerażeni wojownicy siedzieli w obozie rozmawiając o stworzeniach obecnych wśród wilków.
- Frank, zauważyłeś to? - zapytał przestraszony Karl, który właśnie wrócił z krzaków, gdzie poszedł za potrzebą.
- Niby co? - odpowiedział poirytowany strażnik.
- Te dziwne wilki oczywiście! Nie mów że ich nie widziałeś!
- Jakie znowu wilki?! - Frank próbował ukryć swe przerażenie, ale niezbyt mu to wychodziło.
- Możesz mi nie wierzyć, ale nie zdziwię się, jeśli jutro znajdę ciebie i Horsta z rozszarpanymi gardłami!
- Frank, nie przejmuj się nim, wszyscy wiemy, że lubi sobie wypić, stąd te jego ciągłe majaki.
- dołączył do rozmowy Horst.
- Racja, chłopak albo się nachlał, albo zwyczajnie zmyśla. Chrzanić te jego wilki, chodź Horst, teraz nasza kolej na wartę! - powiedział Frank.
- Dobranoc panowie! Idę spać, choć nie wiem czy uda mi się zasnąć - rzekł Karl.

Wszyscy w obozowisku poszli spać, jedynie Frank i Horst zostali na warcie. Powoli mijała noc. Nic ciekawego się nie działo i w końcu znudzeni wartownicy zasnęli.
Rano, gdy obóz zbudził się do życia, podniósł się wielki raban. Horst i Frank leżeli nieruchomo przy bramie obozu, powykręcani w nienaturalnych pozycjach. Gdy jeden z wojowników podszedł bliżej, dostrzegł na ich szyjach głębokie ślady kłów i pazurów. Natychmiast podniesiono alarm.
 

Isidro

Szalony Bartek
Weteran
Redakcja
Dołączył
9.3.2009
Posty
6373
Nad ciałami martwych kompanów zebrała się grupka ludzi. Rozstąpili się gdy tylko herszt grupy wyszedł ze swego namiotu. Ponura i smutna mina wyrażała jego stosunek do tej sprawy. Nie tylko stracił dwóch ludzi ale także dostał wyraźną wiadomość od wilkołaków. Patrząc na zmasakrowane ciała przymrużał oczy, gdyż Słońce świeciło teraz wprost na jego twarz. W głowie kłębiły mu się myśli.
- Trzeba się stąd wynieść. I to czym prędzej. Nie zamierzam tracić kolejnych ludzi. Może nawet całego obozu... nie wiadomo, do czego zdolne są te istoty.
Herszt pogładził się po brodzie, splunął i popatrzył na swych ludzi.
- Pakować wszystko na wozy! Wyruszamy w południe!
Odwrócił się i ruszył do namiotu. Za plecami wodza rozległo się kilka westchnień i jakieś szmery. Ze zatroskaną miną on i jego zastępca udali się na naradę do namiotu.
 

abi

Witch numero Uno
Członek Załogi
Dołączył
22.11.2008
Posty
8869
Obaj przez chwilę dyskutowali półszeptem. Heinrich zwrócił się do Edgara, swojego wiernego zastępcy:
- Jeżeli ta stara legenda o wilkołakach jest prawdziwa, to musimy przebić czaszki Horsta i Franka, w przeciwnym razie zmienią się w podobne bestie i mogą podążyć naszym tropem! Edgarze, poślij po Hannsa i Hermanna, naszych elitarnych wojowników, niech oni zajmą się tym po cichu tak, aby reszta nic o tym nie wiedziała. Następnie niech natychmiast pochowają ich ciała głęboko w ziemi!
Przerażony Edgar wybiegł z namiotu w kierunku zbiegowiska ludzi. Wodził wzrokiem od twarzy do twarzy szukając wyznaczonych przez herszta wojowników do tajnej misji.
 

Dzyl

El Principe
Dołączył
14.9.2008
Posty
1961
Wszyscy obozowicze ładowali swoje rzeczy na wozy i czym prędzej chcieli opuścić to miejsce. Na ich twarzach widać było przerażenie, niektórzy wciąż mieli przed oczami dwóch martwych strażników.
W czasie, gdy Edgar szukał wyznaczonego przez herszta człowieka, Heinrich wraz z jednym ze swoich wojowników, Larsenem, dyskutowali w namiocie.
- Wiemy już, że to były wilkołaki. Nie wiemy ile ich jest, dlatego musimy jak najszybciej się stąd wydostać. Niedługo wyruszymy w drogę. - rzekł herszt do Larsena, a ten zaś odpowiedział:
- Masz rację, wilkołaki to silne bestie, mam nadzieję, że nie ma ich tu zbyt wiele i nie będą podążać za nami. A poza tym to atakują chyba tylko w nocy.
Nagle w pobliżu namiotu słychać było głośne kroki, jakby ktoś biegł obok niego.
- Słyszałeś to? - zapytał herszt, po czym wraz z Larsenem wyszedł z namiotu i w oddali ujrzeli biegnącego człowieka.
 

Silden

RPG'owiec
VIP
Dołączył
10.12.2008
Posty
1766
Nagle rozległ się jakiś świst i postać padła. Spojrzeli w stronę przeciwną do biegu stworzenia i ujrzeli Karla z kuszą w jednaj ręce, a jakąś butelką w drugiej. Podszedł do truchła i kucnął przy nim. W tym czasie dowódca z Larsenem zdążyli podbiec do ciała. Okazało się, że jego głowa jest głową wilka, jednak trochę powykręcaną i szerszą.
- Fryyshk'ar... To jasne. - mruknął do siebie żołnierz, po czym zwrócił się do dowódcy: - To jest właśnie nasz wróg. Stare istoty prawdopodobnie nie z tego świata. Radzę wywiesić go za ręce na szubienicy, by każdy mógł się przyjrzeć.
- Chwilunia, Karl - rzekł Larsen. - Co Ty trzymasz w dłoni? To przecież nasza najlepsza wódka z zapasów wodza! Kto pozwolił Ci ją wziąć?
- Odwal się Larsen. Jedynie porządny alkohol, broń ze srebra i woda święcona skutecznie zabijają te bestie. Uważasz, że jestem na tyle głupi, by rozpowiadać wszystko o tych bestiach? Według mnie każdy powinien mieć manierkę wypełnioną wódą z Varantu, jednak nie może być ponad litr w jednym miejscu. To zdziałałoby jak wabik. Od dzisiaj kowale do stali na miecze powinni dolewać kieliszek porządnego spirytusu, by żołnierze mogli się bronić. I to od dzisiaj! Fryyshk'ar nie zwlekają. Gdy wiedzą, gdzie jest dużo ludzi w dziczy, od razu się tu zlecą jak ćmy do świecy. Nie obchodzi mnie wasze zdanie. Róbcie co mówię.
I odszedł do swojego namiotu, by napełnić kołczan bełtami.
 

Isidro

Szalony Bartek
Weteran
Redakcja
Dołączył
9.3.2009
Posty
6373
Heinrich spojrzał z ukosa na wojownika.
- Powiedź ludziom, żeby się pospieszyli!
Z grymasem na twarzy udał się do swojego namiotu. Po kilkunastu minutach do środka wbiegł Ildefons. Był to młody tarczownik pochodzący najprawdopodobniej z północy, choć Heinrich pewności nie miał, gdyż woj nigdy nie wyjawił miejsca swego urodzenia.
- Wszystko gotowe. Czekamy tylko na złożenie Twojego namiotu szefie!
Herszt pokiwał głową i podniósł oparty o stolik miecz. Gestem ręki odprawił młodzieńca i sam wyszedł z namiotu. Wszyscy podkomendni stali przed wejściem. Kilku z nich ruszyło do rozbierania namiotu. Po kilku minutach wszyscy byli ustawieni w szyku i gotowi do jazdy.
- Opuszczamy tę przeklętą dolinę! Udamy się za to pasmo gór na zachodzie... może spotkamy tam jakąś ludzką osadę. Za mną!
Karawana ruszyła powolnym krokiem w pełnym słońcu. Żar lejący się z nieba nie ułatwiał podróży, choć lekki wietrzyk nieco łagodził temperaturę.
 

Morgahard

" I'm what you call a demon..."
Weteran
Dołączył
15.9.2004
Posty
1186
Chmura kurzu powoli opadała pokrywając okolicę cieniutką warstwą pyłu. Wozów i ich właścicieli nie było widać już od paru minut. Na polance graniczącej z lasem, do niedawna będącej miejscem obozowiska, panowała grobowa cisza. Ptaki milczały, wiatr przestał zmuszać liście do jakiegokolwiek szelestu, a koniki polne czekały niespokojnie na przebieg wydarzeń. Człekokształtne postacie węsząc w podnieceniu podążały za świeżo uchwyconym tropem. Kolejne wciąż wynurzając się z lasu dołączały do ciągnącej się sfory...

Zbliżało się południe. Polana była całkowicie pusta. Wraz z godziną dwunastą gdzieś wśród drzew można było usłyszeć nieśmiały, pojedynczy śpiew drozda...
 

Arven

Mr. Very Bad Guy
Weteran
Dołączył
18.5.2007
Posty
3647
Wojownicy jechali na koniach. Te zaś ciągnęły za sobą załadowane wozy.
Herszt siedząc na zwierzęciu wyjął dębową fajkę i szybko nabił ją tytoniem, po czym zapalił i porządnie się zaciągnął. Póki co podróż przebiegała w ciszy. Usłyszeć można było tylko śpiew ptaków, tupot kopyt i turlające się koła wozów. Wojownicy oddalili się już spory kawałek od polany, na której wcześniej rozbili obóz, ale nie było widać końca lasu.
Długą ciszę przerwał Karl:
- Myślicie, że te bestie mogą nas śledzić? - zapytał lekko wystraszony. Tu i ówdzie było słychać szepty reszty załogi.
- Nie bądź głupi. Założę się, że te całe Fryyshk'ar, czy jak to się zwie, mają lepsze rzeczy do roboty niż uganianie się za nami. Uspokój się i jedź w ciszy! - odpowiedział Larsen.
- Pali się! - krzyknął ktoś z tyłu.
Wszyscy zatrzymali swoje konie i spojrzeli się na kłęby dymu unoszące się nad drzewami.
 

Reynevan

de Tréville
Dołączył
30.10.2004
Posty
1999
Larsen wciągnął powietrze przez nozdrza krzywiąc się lekko - A matka mówiła, żebym zajął się ziemią. Rzucił ostrzegawcze spojrzenie do przybocznych, a ci natychmiast dobyli mieczy.
- Ustawcie się! Wy z tyłu przesuńcie wozy za naszą linię! - krzyknął zeskakując ze swego wierzchowca.
Przerażony Heinrich chwycił go za ramię.
- Oszalałeś? Chcesz wydawać bitwę bestiom na tak wąskim trakcie?
Wysoki wojownik odepchnął go, z trudem powstrzymując się od zdzielenia go dłonią.
- Uważasz, że lepiej dać się porozrywać na kawałki w podróżnej, rozciągniętej kolumnie? - wysapał pochyliwszy się nad niższym od niego Heinrich'em. Plamy czerwieni wykwitły na jego policzkach. - Rusz rzyć głupcze, jeśli szybko się nie przygotujemy to nie dożyjemy zmierzchu!
Herszt podjechał do nich nie schodząc z siodła.
- Poznajecie to miejsce? To stara osada ukryta w lesie, założona przed wieloma laty przez ludzi z Katarnum. Piliśmy tam z Edgarem rok temu.
Jego rysy stężały. Rozglądał się po ludziach zmieniających formację.
- Nie zaatakują. – rzucił szybko, obracając się w kulbace. - Słońce świeci zbyt mocno aby wylęgli na nieosłoniętą cieniem drogę. Musimy skorzystać z tej szansy bo inaczej wyrżną nas gdy zacznie zmierzchać.
Skierował wzrok na Larsena. Ich spojrzenia spotkały się na ułamek sekundy, po czym obaj z narastającym przerażeniem zaczęli ponaglać ludzi do ponownej drogi.
 

Silden

RPG'owiec
VIP
Dołączył
10.12.2008
Posty
1766
Nagle Karl podskoczył w siodle i szybko pognał na początek kolumny na swoim siwku. Gdy tylko znalazł się przy pierwszej osobie wrzasnął na całe gardło:
- Stójcie! Tutaj przeczekamy noc. My i nasze konie muszą odpocząć.
Nagle obok niego pojawił się Larsen. Uspokoił swojego konia i szepnął do żołnierza:
- Oszalałeś? Przecież w każdej chwili te bestie mogą nas zaatakować. To zbyt niebezpieczne.
- Co ty tam wiesz, Larsen? Nie czujesz magii bijącej z tego miejsca. Jeśli nikt nie wejdzie do lasu będziemy bezpieczni. Nie wchodź mi w drogę.
- Dobra. Zawiadomię Heinricha. A w drodze do niego rozgłoszę, że nikt nie może zbliżać się do głębi lasu.

I pogalopował na swym brązowym rumaku w stronę wodza ostrzegając innych przed zbliżanem się do centrum lasu.
- Zaraz wracam - mruknął Karl - Muszę się wysikać, bo cały dzień siedzę w siodle.
Podszedł do samotnego krzaczka załatwiając swoje potrzeby. Rozglądając się po okolicy, za sporym drzewem zobaczył wychylające się trzy pary świecących na czerwono oczu.
- Nie, podłe bestie! Na pewno nas nie dostaniecie! Wiemy o was wszystko! Mówi wam to Krragh'lar!
Jego oczy zapłonęły na niebiesko i za rośliną nic nie było już widać. Jednak w oddali rozległo się wycie wilków. Oczy wojaka zrobiły się znów normalne. Powrócił do obozowiska.
 

Isidro

Szalony Bartek
Weteran
Redakcja
Dołączył
9.3.2009
Posty
6373
Heinrich wypatrywał Karla wśród rozpakowujących się ludzi. Gdy tylko go zauważył podszedł do niego.
- Rządzisz się tutaj patafianie jakbyś to ty był hersztem tej całej zgrai. Następnym razem zanim cokolwiek piśniesz w formie rozkazu ma to być skonsultowane ze mną! A teraz zejdź mi z oczu...
Karl z niezbyt zadowoloną miną odszedł w swoim kierunku, natomiast Heinrich udał się ku siedzącemu na wozie Edgarowi. Zastępca pytającym wzrokiem spojrzał na herszta. Ten tylko zbył go ruchem ramion i począł przyglądać się z zainteresowaniem swoim ludziom.
Na niebie pojawiły się pierwsze gwiazdy, a księżyc dumnie wychodził zza drzew. Małe ognisko rozpalone przez Ildefonsa dawało nieco światła i otuchy.
- No, coś mi się zdaje że czeka nas bardzo długa noc, co nie Edgar?
Na twarzy herszta pojawił się cień uśmiechu, natomiast wojownik zamyślonym wzrokiem spojrzał na księżyc.
 

Rangiz

Weteran
Weteran
Redakcja
Dołączył
13.11.2007
Posty
4946
Osada, w której Najemnicy postanowili spędzić rozpoczętą już noc wyglądała na opuszczoną od dłuższego czasu. Zabudowa nie była zbyt bogata, ani jakościowo, ani ilościowo. W końcu w samym środku puszczy, żyjąc głównie z myślistwa, ciężko wyżywić większą społeczność. Jednak problemy z żywnością... było mało prawdopodobne, by to one były główną przyczyną tego, że osada stała się swoistym statkiem widmo pośród wielkich wód oceanu jakim jest puszcza.

- Jak myślisz Edgar... dlaczego to miejsce zostało opuszczone i to tak, tak nagle? - Heinrich spojrzał na naczynia rozstawione na stole w chatce, do której przed chwilą weszli. We wnętrzu misek znajdowały się stęchłe resztki jedzenia.
- Zaskoczeni podczas kolacji? Nasze wilczki najwidoczniej postanowiły wbić na ucztę. Inna sprawa, że nikt ich na nią nie zapraszał. Ach, ci niechciani goście. Pamiętam, gdy byłem jeszcze...
- Rozkaż ludziom zebrać się w kaplicy. - herszt przerwał opowiadanie swego zastępcy już w zalążku - Jest ona wystarczająco duża by pomieścić tam wszystkich, wraz z zapasami. Szybko, nie ma chwili do stracenia, noc niedługo osiągnie swoją pełnię...
Edgar wybiegł z chałupki niczym strzała po wypuszczeniu cięciwy z dłoni łucznika. Heinrich pozostał w środku. Rozglądał się uważnie wokół siebie. Wszechobecny kurz i pajęczyna - to główne atrakcje do podziwiania wewnątrz chatki. Otworzył drzwi do jednego z dwóch pokoi, za chwilę zrobił to z drugimi:
- Dlaczego nigdzie nie ma szczątek ludzkich, jakichkolwiek śladów po bitwie? Jakby rozpłynęli się w powietrzu. - powoli, wręcz rytualnie wyciągnął miecz z pochwy, kierując jego ostrze w ziemię, po czym udał się w stronę wyjścia.
 

abi

Witch numero Uno
Członek Załogi
Dołączył
22.11.2008
Posty
8869
Heinrich wyszedł na zewnątrz chatki i udał się w kierunku kapliczki. Zwrócił się do Hannsa i Hermanna:
- Zbierzcie wszystko co się przyda do obrony oraz barykady okien i drzwi, po czym zanieście to do kaplicy, będziemy musieli się bronić.
- Szefie konie są niespokojne, co z nimi? - Hanns z przerażeniem zapytał herszta - Gdzie je ukryjemy?
Herszt spojrzał na Hannsa, podrapał się po brodzie i rzekł:
- Konie też zaprowadźcie do kaplicy, inaczej te potwory je skonsumują na kolację. Hermann, dogoń Edgara i przekażcie ludziom, aby wprowadzili konie do środka wraz z zapasami.
Hermann pospiesznie pobiegł za Egdarem. Wraz z nim chodził od jednego wojownika do drugiego przekazując informacje od Herszta. Ludzie w pośpiechu znosili wszystko do środka a następnie wprowadzili konie.
Latarnik zapalał stare pochodnie na ścianach aby rozjaśnić pomieszczenie a wojownicy zabijali deskami i okiennice oraz drzwi.
Na zewnątrz słychać było wycie... Aaauuuu! Aaaauuuuu!...
 

Dzyl

El Principe
Dołączył
14.9.2008
Posty
1961
Gdy wszyscy wnieśli zapasy i wprowadzili konie do kapliczki, herszt zabrał głos:
- Słuchajcie! Nieuniknione jest, że prędzej czy później będziemy musieli stoczyć walkę z tymi bestiami. Miejcie oczy szeroko otwarte i w każdej chwili bądźcie gotowi do walki. Nie dajcie się zjeść żywcem. Ta kaplica może być dobrym schronieniem. Mam nadzieję, że te stwory się tutaj nie dostaną.
Wszyscy siedzieli w kaplicy i wyczekiwali ranka, kilka osób już spało, lecz nie wszyscy mogli zasnąć wiedząc, że za drzwiami czyhają na nich wilkołaki. Noc była jeszcze młoda, z zewnątrz słychać było jedynie przeraźliwie wycie wilków.
 

szkeleton

Hmmmm
Członek Załogi
Dołączył
15.11.2008
Posty
8520
Patrząc na światło księżyca przebijające się przez witraże, herszt myślał co zrobią jak wilkołaki się tutaj dostaną. Po kilkunastu minutach nastała głęboka cisza. Większość żołnierzy wstała trzymając broń w ręku myśląc, iż rozpoczyna się atak. Po chwili przez witraże nadlatywały ludzkie szczątki, które wywołały postrach wśród wojowników.
- O cholera! Co to jest?
Żołnierze rozproszyli się po kaplicy chroniąc się przed nadlatującymi przedmiotami. Po chwili atak został przerwany, a żołnierze oniemieli z przerażenia podczas przeglądania kaplicy. Wszędzie panoszyły się szczątki martwych ludzi oraz zwierząt.
- Wpakowaliśmy się w niezłe gówno. - pomyślał jeden z żołnierzy.
- Zachowajcie spokój i oczekujcie ataku, może jeszcze nadejdą! - wrzasnął herszt.

Po kilku godzinach czuwania nastało słońce przebijające się przez zniszczone witraże kaplicy. Żołnierze byli zmęczeni i nie wiedzieli co dalej począć.
 

Silden

RPG'owiec
VIP
Dołączył
10.12.2008
Posty
1766
Herszt nagle podniósł się, poprawił miecz i rzekł do towarzyszy:
- Wychodzę się przejść i sprawdzić czy w pobliżu są wilki. Niech nikt nie waży się wyjść z kaplicy. Chyba jedynie tutaj jesteśmy bezpieczni.
Nagle Larsen wstał i rzekł do Heinricha:
- Nie myśl, że puszczę cię samego. Też idę.
- I ja! - powiedział głośno Edgar porywając się z ławki, na której siedział.
- Ha, ha! Moi wierni kompani. No dobrze. Możecie ze mną iść.
Cała trójka wyszła na zewnątrz przez wielkie, drewniane wrota świątyni. Nikt jednak nie zauważył wysokiej postaci wychodzącej za nimi niosąc w ręku butelkę.
 
Status
Zamknięty.
Do góry Bottom