Poniewaz forum bylo popsute to napisalem troche dluzsza czesc. Staralem sie w niewielkim stopniu wrocic humor jaki byl wszechobecy w pierwszych czesciach.
Robin podszedł do Francisa, uniósł miecz i powiedział:
-Wyrywaj stąd cioto.
-Nie, zaczekaj, nigdzie nie. Idziesz – zwołał Seba. Lecz pirat już wstał, przecisnął się
między Hokurnem a Ozim.
Wracaj tu cieciu malinowy – krzyknął za nim Seba, gdy zrozumiał że pirat go nie posłucha puścił się za nim w pogoń. Zadzior pobiegł za nim. Francis dobiegł już do łodzi, zepchnął ją na wodę i wskoczył do niej, odepchnął się wiosłami od dna i odpłynął.
Seba wku***ony stanął i patrzył jak odpowiedź na jego pytania odpływa. Zadzior stanął obok niego.
-I co teraz zrobimy? Od niego mogliśmy dowiedzieć się czegoś ciekawego o tym draniu. – powiedział Seba.
-Teraz już nie prędko będzie znowu taka okzaja – odparł Zadzior.
-Coś mi się przypomniało.
-Co takiego? – spytał zaciekawiony Zadzior.
-Pamiętasz tego pirata? Tego co jak przyszliśmy tu to on z kilkoma innymi wybiegli z namiotu? Tego ich kapitana.
-No pamiętam, a co?
-On miał na imię Jack Sparrow. W filmie „Piraci z Karaibów” również był taki pirat i był bardzo podobny do tego. Czy to nie dziwne? Najpierw te orki z „Włądcy Pierścieni” potem ten cały Robin Hood, a teraz w końcu ten pirat.
-Może i masz rację, ale wiesz że jesteśmy w jakimś po****nym miejscu i wszystko tu jest możliwe. – oznajmił Zadzior.
-Może spotkamy tu inne postaci z filmów?
-No, taki „Rambo” by mam się przydał, albo królik Bugs, a najlepiej to Pani Doprfire. – zażartował Zadzior.
-Ja mówię poważnie! – oburzył się Seba.
Stali chwilę w milczeniu, obydwaj patrzyli na odpływającego Francisa. Zobaczyli że woda wokół niego zaczyna bulgotać i to coraz bardziej. Nagle z głębin wynurzył się potwór i połknął całą tą łudź wraz z piratem.
-Widziałeś to Zadzior?! To był Mobby Dick! – krzyknął Seba.
-Hahaha, co? Ah tak, a w środku niego siedzi pewnie Pinokio i hebluje deskę. – zadrwił Zadzior.
Wpatrywali się jeszcze chwilę w wodę po czym dołączyli do reszty.
-I co uciekł? – zapytał RobinHood z uśmiechem na twarzy. Seba nie wytrzymał,
podbiegł do niego i uderzył go w twarz. Robinem trochę zarzuciło, lecz szybko się pozbierał i oddał Sebie równie mocno. Komandos okręcił się i upadł. Leżąc podciął przeciwnika nogą, Robin przewrócił się, a Seba wstał szybko. Wyciągnął pistolet i wymierzył nim w leżącego jeszcze RobinHooda.
-Przegiąłeś pałę. Zabiję cię frajerze! – wrzasnął Seba
-Schowaj tę cholerną broń! – rozkazał Zadzior
-Nie, nie będzie mnie debil wk**wiał!
-Odłóż broń! Jego śmieć nic ci nie da. – przekonywał go Jodełko
Seba po krótkim namyśle podjął decyzję. Opuścił broń.
-Odezwij się jeszcze słowem do mnie a przysięgam że zabiję jak psa. – zagroził Seba.
-Co to jest pies? – zapytał Robinhood.
Seba nie zdążył jeszcze dobrze schować pistoletu a już chciał go z powrotem wyciągnąć. Kecperex i Jodełko widząc to doskoczyli do Seby i uniemożliwili mu dobycia broni.
Do latarni wracali w milczeniu, szli po tej samej wąskiej, skalnej ścieżce. Gdy doszli do wieży zauważyli że ktoś tu był. Drzwi trzymały się tylko na jednym zawiasie. Płotek pod którym spali Ozi i pozostali leżał na ziemi. W środku łóżka były porozwalane, pościel leżała wszędzie.
-Co to ma znaczyć? Hokurn, Blizna, coście tu zrobili? Wy wychodziliście stąd jako ostatni! – krzyknął RobinHood.
-To nie my. Po naszym wyjściu ktoś musiał tu być i to zrobić. – powiedział Hokurn
-Ta jasne, przyznajcie się. Wy jesteście pedały? Ostry seks co nie? Ale mogliście chociaż po sobie posprzątać. – zadrwił Kacperex.
-Myślisz że my się tu kochaliśmy pod waszą nie obecność? – zapytał z niedowierzaniem Blizna, odsuwając się od Hokurna.
-Przysięgam to nie my! – zapierał się Hokurn.
-Dobra nie ważne, i tak zaraz wyruszamy. Za 10 min na dole –rozkazał Robin.
W pokoju zostali tylko komandosi.
-Ale jaja, pedały! – trzeba teraz uważać na tyły – zaśmiał się Seba.
-Przecież żartowałem z tym że oni... – wyjaśnił Kacperex.
-Chłopaki. Nasze zapasy amunicji już są na wyczerpaniu, teraz nie możemy sobie pozwolić na marnowanie naboi. W mojej MP5 zostało pół magazynka. Jodełko jaki jest twój stan?
-Moja M4 ma jeszcze 11 naboi, i jeden w granatniku do tego jeszcze jeden magazynek do pistoletu.
-Mi już tylko został pistolet, machinegun już się nam do niczego nie przyda. – rzekł Kacperex.
-Ja również mam tylko jeden magazynek do pistoletu. – oznajmił Seba.
-Więc sami widzicie, nie ma co się rozstrzeliwać... – mówił Zadzior patrząc na Sebę.
-... strzelajcie tylko w ostateczności. Chodźmy już.
-Przed wyjściem na zewnątrz, Ozi opatrywał rannego Edgara, zabandażował mu rękę i
brzuch. Podał mu jakąś czerwoną miksturę po której poczuł się lepiej.
-Gotowi do drogi? – zapytał RobinHood. Zadzior podszedł do Robina i zapytał:
-Ej, ziomuś znasz, Małego Johna? Albo Braciszka Fucka?
-Yyy, nie, nie znam ich, a bo co?
-Kopytko, tak pytam się tylko z ciekawości – odparł Zadzior i wrócił do swoich.
-Pamiętajcie, dwóch z tyłu i dwóch w środku – powiedział szeptem Jodełko.
Pierwszy szedł RobinHood, za nim Blizna, następnie Ozi prowadził Edgara, za nimi szli Zadzio i Seba, Hokurn i na końcu Jodełko i Kacperex. Weszli do lasu, gęstego i ciemnego, rosły tam rośliny których komandosi nigdy nie widzieli.
-Ja pierdut! Szczaw królewski! Ale mamy szczęście! – krzyknął Blizna.
-Nie krzycz tak pajacu! Nie wiesz jak się należy zachowywać w lesie?! – wrzasnął
jeszcze głośniej Seba. Blizna schował roślinę do książki i ruszył dalej. Szli już tak kilka godzin, po drodze przecinali już dwie ścieżki.
-Obawiam się że dziś już nie dojdziemy do klasztoru, za późno wyruszyliśmy, ten pobyt na plaży się za długo przeciągnął. Powinniśmy rozbić tu obóz – rzekł RobinHood.
-Ooo tak, jestem wykończony – oznajmił Hokurn. Ozi podszedł z Edgarem pod drzewo i usadowił go tam.
-Blizna idź zbadaj okolicę. Hokurn, Ty nazbieraj drewna na ognisko. Ozi pomóż mi rozłożyć namiot. – rozkazał Robin.
-Nie, musze zająć się Edgarem – odpowiedział
-Pomoże mi ktoś? – zapytał się komandosów. Nie chętnie Jodełko się zgłosił.
-Ja ci pomogę.
Namiot stanął przy jednym z drzew. Między następnymi dwoma rozwiesili hamak na którym odpoczywał Edgar. W lesie robiło się coraz ciemniej, a Hokurn i Blizna wciąż nie wracali. Wtedy krzaki się zatrzęsły. Wszyscy przygotowali się na najgorsze, lecz tam zamiast potwora stanął Hokurn, na rękach miał stertę patyków. Zasłaniały mu cały widok.
-Połóż to tutaj – wskazał Robin na istniejącą już kupkę badylców.
-Nie widziałeś gdzieś Blizny? – spytał Ozi.
-Nie, przecież on miał iść się rozejrzeć i zaraz wrócić. – odparł Hokurn.
-Hokurn idź go poszukaj. – rozkazał RobinHood
-Już nigdzie nie idę, jestem zmęczony i muszę coś zjeść.
-Ja pójdę z Tobą – powiedział Jodełko do Hokurna.
-Hokurn siedź tu, ja pójdę z Jodełkiem go poszukać – oznajmił Zadzior
-Ale... – nie skończył Seba.
-Spoko wrócimy zaraz. – uspokoił go Jodełko
Po chwili znikli za drzewami. Hokurn zabrał się za rozpalanie ogniska. Wyciągnął z plecaka jakąś kartkę i powiedział: „Czary mary, hokus pokus, Gumisie zwyciężą „ i sterta patyków zajęła się ogniem.
-Fajnie, to teraz mamy tutaj Harego Pottera. – zaśmiał się Seba.
-Jakiego Harego? – zapytał Hokurn
-Takiego magika małego. Coś tak jak u was są ci cali magowie, to my mamy takiego Harego Pottera tylko że u nas to oni są tylko w telewizorze. Idę się wylać bo jak tam patrzę na te wasze magiczne sztuczki to mi się sikać zachciewa. – oznajmił Seba.
Podszedł do drzewa i sięgnął po interes.
-Seba uważaj! – usłyszał głos Kacperxa. Obrócił się i zobaczył RobinHooda z
uniesioną lagą. Nie zdążył nic powiedzieć bo dostał tym w głowę i przewrócił się. Leżąc na ziemi widział Kacperxa z pistoletem w ręku. Siłował się z Hokurnem.
Kacperex przewrócił go na ziemię, lecz jego broń wypadła kilka metrów od niego.
RobinHood podleciał do Oziego, chciał go uderzyć lecz ten schylił się i dobył swojej broni. Ozi był łucznikiem ale władanie mieczem również szło mu wyśmienicie. Robin okazał się lepszy, wytrącił Oziemu miecz i uderzył rękojeścią po twarzy. Seba ciągle leżał na ziemi z pytą na wierzchu.
Kacperex podbiegł do leżącego pistoletu i schylił się po niego. Wtedy Hokurn kopnął go z całej siły w głowę. Komandos fiknął fikołka i spadł na plecy. Hokurn wziął do ręki broń Kacperxa. Nie wiedział jak się tym obsługiwać. Postanowił że zabije go swoim mieczem, wyciągnął takowy z pochwy. Wtedy Kacperex usłyszał świst strzały. Ta wbiła się w Hokurna. Miecz wypadł mu z ręki, a on sam stopniowo przechylał się do tyłu. Upadł na ziemię. Kacperex spojrzał w kierunku z którego padł strzał. Stał tam Blizna. Odstawił luk na bok i wyjął miecz. RobinHood zobaczył go, zostawił na chwilę Oziego i biegł do Blizny.
Buszmen wykonał atak, Blizna zasłonił się i kopnął go w brzuch, gdy Robin się schylił ten uderzył go rękojeścią w tył głowy. RobinHood upadł na ziemię. Blizna chciał już go wykończyć, przebijając go mieczem, jego przeciwnik nie poddał się jeszcze, ostatkiem sił machnął mieczem i odrąbał nogę przeciwnikowi. Teraz to Blizna leżał na ziemi trzymając rękami kikut nogi i wrzeszcząc w niebogłosy.
-Zdradziłeś Blizna, zapłacisz mi za to. Gdyby nie ty już oni pewnie by nie żyli, a my
mielibyśmy tyle złota że hoho. – powiedział Robin. Przystawił mu miecz do szyi i pchnął leciutko. Blizna zamilkł. Wtedy Robin zrozumiał że jego sytuacja stałą się nie ciekawa. On przeciwko Oziemu, Sebie i Kacperxowi którzy podnosili się już z ziemi. Sebie odechciało się już siku, schował „go” i sięgnął po pistolet. Kacperex zabrał pistolet martwemu Hokurnowi. Wtedy zza drzew do obozu wbiegli nieznani ludzie.
-Trzymaj się Robin! Posiłki przyszły! – krzyknął jeden z nich.
-Brago! Nareszcie! – zawołał uradowany BobinHood.
-O k**wa! – powiedział Seba.
Kacperex strzelał do biegnących zbirów, dwóch zginęło. Drugi komandos wycelował w RobinHooda i wystrzelił. Robin padł na ziemię. Wtedy ktoś uderzył Sebę w tył głowy.
Ozi wdał się w bójkę z trzema bandytami. Jednego kopnął, cios drugiego zablokował, a trzeciego ciął po skosie. Uchylił się i pchnął drugiego. Z tym pierwszym pobawił się dłużej ale i tak go zabił. Kacperex zabił jeszcze dwóch, bandyci byli już na tyle blisko z musiał przejść do walki wręcz. Złapał zbira za rękę i wykręcił mu ją, słychać było trzeszczenie kości, złamał wrogowi rękę i zabrał mu jego miecz. W lewej ręce trzymając pistolet, a w prawej broń białą. Zastrzelił jeszcze jednego. „Jeszcze tylko pół magazynka” – pomyślał sobie. Już miał ponownie nacisnąć spust gdy usłyszał seryjkę z karabinu. To M4 Jodełki. Potem strzał z granatnika i zostało już tylko 9 bandytów. Zadzior strzelił head shota któremuś. Wtedy Zadzior spostrzegł Sebe, klęczącego z przystawionym nożem go gardła, za nim stał Brago.
-Rzućcie broń bo wasz kolega zginie! – rozkazał Brago. Jodełko i Kacperex popatrzyli na Zadziora, który kiwnął głową w dół. Wszyscy komandosi i Ozi złożyli broń.
-Dobrze. Migiel, Sanchez zobaczcie co z RobinHoodam! No wartko, wartko! – krzyknął.
-Nic mi nie jest, dostałem w ramię – odpowiedział Robin.
-Janosik, Pyzdra, Kwiczoł! Związać ich.
-Seba chyba miał rację, znowu kolesie z filmów. – pomyślał Zadzior. Ani się obejrzał a
Janosik krępował mu ręce.
Brago uderzył Sebę w głowę i komandos zemdlał. Ocknął się dopiero gdy wszyscy już skrępowani, leżeli na ziemi nie opodal namiotu. Mieli za kneblowane usta. W namiocie siedzieli dwaj bandyci po głosach można było wywnioskować że to Brago i RobinHood.
-Świetnie się spisałeś Robin. – pochwalił.
-Gdyby Blizna nie zdradził to Hokurn wciąż by żył. Przynajmniej ja wezmę jego złoto. – zachichotał Robin.
-Nie tak się umawialiśmy. Była mowa że każdy z was dostanie po 500 sztuk złota. To że on zginął nie znaczy że ty weźmiesz jego złoto.
-Jak to?
-Umówiliśmy się że połowę dostajesz z góry a drugie pół po robocie. 250 już masz, zabrałeś też 250 Hokurna i Blizny więc masz 750! Nic już ode mnie nie dostaniesz!
-Ty oszuście! Ty pijawko! – krzyknął Robin
-Zapłacisz mi za tą zniewagę. Janosik! Migiel! Brać go! – rozkazał. Dwóch zbirów
wpadło do namiotu, wieli go pod ramię i wywlekli na zewnątrz.
-Ałuuu. Uważajcie na moją rękę! – zawył RoninHood
-Ja ci dam rękę. – powiedział Migiel i zdzielił go po twarzy. Leżącego, kopnął jeszcze
dwa razy na do widzenia. Po czym skrępowali go i zaprowadzili do pozostałych więźniów.
Robiło się już jasno. W tym świecie zegarki nie działały jak należy, wskazówka kręciła się cały czas w kółko jak oszalała. Jednak wyło coś koło 4-5 rano. Większość bandytów spała, tylko Pyzdra i Shancez pełnili watrę przy dogasającym ognisku. Nagle krzaki się zatrzęsły i wybiegła z nich jakaś czarna maszkara. Przypominała psa, ten był dużo większy, z pyska ciekła mu piana. Przebiegł przez całe obozowisko i wgryzł się w Shanceza. Pyzdra odskoczył od niego. Bestia w mgnieniu oka zagryzła swą ofiarę. Pyzdra już wyciągnął miecz i szykował się do ataku. Machnął mieczem, lecz potwór uskoczył. Machną i drugi raz, tym razem rozciął czarnemu psu bok. Wszyscy w obozie obudzili się. Brago wystrzelił z kuszy i zabił psa.
-Cholera, wargi! – krzyknął Janosik.
-No, w pobliżu muszą być orki – odparł Brago
-Wargi boją się tylko elitarnych wojowników, zwykłych zabijają. – oznajmił Pyzdra.
-Musimy się zwijać. Jeśli natkniemy się na nich to już po nas. – powiedział Brago.
Z niedaleka dochodziły coraz to głośniejsze dźwięki. Podobne wydawały te orki podczas szturmu na Khorinis.
-Już tu są! – wrzasnął Migiel. Na twarzach bandytów widniał strach. Jeszcze tak
przerażonych ludzi komandosi nigdy nie widzieli. Ozi i RobinHood też mieli strach w oczach.
Pisze w wordzie wiec orty raczej sie nie poajwiaja, co do interpunktow i literowk to te co zuwazylem to poprawilem.