Obrona Khorinis (misja W Czasie)

tomassz

New Member
Dołączył
21.5.2005
Posty
7
teraz moje 3 grosze
opowiadanie mi sie bardzo podoba ale sa literowki
jednak troche zmieniles fakty
lothar nie zyje bo zabil go niewiem kto
tongue.gif

i troche glupie bylo to ze w czesciach ze smiercia klapauciusza nie bylo humoru a pojawil sie tak jak by to bylo w kazdej czesci

nie jestem krytykiem zawodowym mowie odrazu

ogolnie to daje 9.9
ogolnie za literowki i za ten humor
ale czyta sie bardzo fajnie i czekam z niecierpliwoscia na kolejne czesci
 

Z@dzior

Member
Dołączył
29.1.2005
Posty
412
No... dawno mnie nie było mialem problemy z kompem a potem z netem, ale pisałem i pisałem i teraz daje wam kolejna cześć mam nadzieje ze jest rownie dobra co poprzednie.



Na ławeczce tuż przy tylnim wejściu siedział mężczyzna. Mamrotał coś do siebie: „Kolejnych darmozjadów mi tu przyprowadzili”. Jodełko popatrzył na niego jak na jakiegoś nie zrównoważonego.
-Kto to jest? – zapytał po chwili Kacperex., wskazując na siedzącego człowieka.
-To Akil, właściciel tej farmy. – odpowiedział Lord Vader.
-Wszystko z nim w porządku? – spytał Jodełko.
-Tak, a dla czego pytasz? – odparł przywódca palladynów.
-Chyba nie podoba mu się wasza i nasza obecność tutaj. – oznajmił Jodełko.
-Na szczęście on nie ma na to żadnego wpływu.
W obozie było czternastu rycerzy, jedenastu strażników miejskich i sześciu cywilnych wojowników czyli najemników. Do tego dochodzą jeszcze tutejsi farmerzy których jest razem siedmiu. Jak na takie małe gospodarstwo to tłok był tutaj niesamowity. Przy rozdrożu stał największy z namiotów do którego komandosi zostali po chwili wezwani.
Gdy tylko weszli do środka w ich stronę poleciał jakiś przedmiot.
-Ałłła! – zawył z bólu Jodełko. Owy przedmiot trafił komandosa w głowę po czym spadł z brzdękiem na ziemię. To była sakiewka ze złotem.
-Przepraszam, myślałem że złapiesz. To złoto za które wynajmiecie kogoś w gospodzie – powiedział Lord Vader. Zadzior podniósł sakwę, podrzucił ją kilka razy i zapytał:
-Ilu ludzi wynajmiemy za tyle złota?
-Macie tu 100 sztuk złota i wynajmiecie za to...yyy... jednego człowieka. – odpowiedział Vader
-Jednego?! Dżizys! Ale ty jesteś skąpy! Co mam po jednym człowieku? – krzyknął Zadzior
Rycerz zawstydził się trochę. Odwrócił się i podszedł do skrzyni. Wyjął z niej jeszcze jedną sakiewkę i zerknął na komandosów. Ci patrzyli na niego podejrzliwie. Palladyn wyją następną sakiewkę, następną i jeszcze jedną.
-Więcej wam nie dam! – oburzył się.
-Dobra dawaj to złoto i już wyruszamy. – powiedział Zadzior, podszedł do stołu i wziął pozostałe cztery sakiewki.
-I jeszcze jedno. Jesteśmy głodni cały dzień nic nie jedliśmy. Dajcie nam na drogę jakieś zupki chińskie. – poprosił Seba.
-Najlepiej marki „Kim-Lan” lub „Vifon” – dopowiedział Zadzior
-Nie mamy niczego takiego, idźcie do domostwa tam żona Akila da wam jadło. – oznajmił Vader.
Komandosi wyszli z namiotu i skierowali się do budynku.
-O cholera! Ale mnie wzięło! Muszę iść się gdzieś złamać. Jodełko nie masz chusteczek? – zapytał Seba.
-Niestety, będziesz musiał zadowolić się liściem. – zaśmiał się Jodelko.
Seba pobiegł koślawo w stronę lasu, trzymając rękę na pupie.
-Współczuję mu. W takim momencie go wzięło, przerąbane. – oznajmił Zadzior.
-Może porozmawiamy z Ozim i Edgarem. Może zgodzili by się nam towarzyszyć do klasztoru? – zaproponował Jodełko.
-Ja też ich polubiłem, ale nie wiem czy możemy im ufać. – odparł Kacperex.
-Ja zgadzam się z Jodełkiem. Kto wie jakiego syfa wypożyczymy sobie w tej gospodzie. Dobrze będzie mieć pod ręką kogoś sprawdzonego. – powiedział Zadzior.
-Mam nadzieję że wiecie co robicie. Nikomu nie możemy ufać. – rzekł Kacperex.
Ozi, siedział z Edgarem na tej samej ławeczce co wcześniej ten nienormalny farmer Akil.
-Witajcie, szkoda że wyszło tak jak wyszło. Że Vatras okazał się zwykłym draniem. – przywitał ich Ozi.
-I jak Edgar już nic ci nie jest? – zapytał Zadzior.
-Jasne, jestem cały i zdrów nafaszerowali mnie jakimś zielskiem i teraz mogę góry przenosić. – odpowiedział.
-No to świetnie, bo chcemy was prosić żebyście towarzyszyli nam w drodze do klasztoru. Po tym jak walczyliście z nami ramię w ramię nabraliśmy do was trochę zaufania. I zapłacimy wam.– zaproponował Zadzior.
-Ozi co ty na to? – zapytał Edgar.
-Jak na lato! Idziemy z wami! – odparł.
-No to świetnie. Pójdziemy teraz do tej jadłodajni i wyruszymy zaraz. – powiedział Jodełko wskazując palcem na budynek w którym będą się stołować. Wtedy podbiegł do nich Seba.
-I jak? Zrzuciłeś trochę kilo?
-Chłopaki nie uwierzycie co znalazłem. No zgadnijcie co? – zapytał Seba.
-Śmigło?
-Jakie tam śmigło. Tu mają toaletę! Taka drewniana budka, na drzwiach był jakiś napis w obcym języku „Toi Toi” ale jak zerknąłem do środka... No po prostu cud-malina, skórzana tapicerka, deska z najprawdziwszej wełny i to taka że aż w dupę ciepło. – odparł uradowany Seba.
-A papier? Mają tu papier? – zapytał Zadzior.
-No właśnie czym się podtarłeś? – ktoś tam zapytał.
-No cóż... no właśnie papier się skończył i...
-Nie podtarłeś się? – spytał z niedowierzaniem Jodełko.
-No krótko mówiąc to nie! – powiedział stanowczo Seba.
-Zaraz idziemy coś zjeść więc coś musisz zrobić z tymi rękami. – oznajmił Kacperex
-Macie racje, pójdę poszukać gdzieś jakiejś umywalki. Poczekajcie chwilkę.
Wtedy z budynku dobiegł dźwięk dzwonka, a po chwili nawoływania kobiety „Obiad! Obiad!”
-Szybko bo zajmą nam miejsca! – zawołał Edgar. Do domu zaczęli zbiegać się ludzie.
Wszyscy żołnierze, najemnicy i farmerzy. Jednak że komandosi byli blisko wejścia to wyprzedzili peleton i zajęli miejsca obok siebie, na końcu stołu. Chwilę potem do pomieszczenia wpadł tłum ludzi. Miejsca siedzące znalazło mniej niż połowa z nich. Reszta musiała brać na wynos, lub podchodzić do okienka McDrive.
-Alę się nam udało... – zaczął Zadzior
-No... w samą porę. – przerwał mu Jodełko.
-Zajął ktoś miejsce dla Seby? – zapytał Zadzior. Wszyscy popatrzyli na siebie.
-No pięknie. To teraz Seba będzie na nas krzyczał! – powiedział podniesionym głosem
Kacperex. Nagle ludziska przy stole zaczęły wystukiwać jakiś rytm, klaśnięcie i
dwa uderzenia nogami w podłogę, i tak w kółko. Po kilku takich kombinacjach wreszcie w pokoju pojawiła się kobieta z kieliszkiem i nożem w ręku. Po chwili zaczęła leciuteńko uderzać ostrzem noża w kieliszek. Zapadła głucha cisza.
-Dzisiaj na obiat jest grochówa! –oznajmiła. Tłum oszalał z radości! Wtedy do
Pomieszczenia wlazło dwóch mężczyzn którzy nieśli po jednym, wielkim kotle na łebka. Jeden postawił na początku stołu przy wejściu, a drugi na końcu gdzie siedzieli komandosi.
-Zaraz rozdam miski! – krzyknęła kobieta. Kacperex spostrzegł że na drugim końcu
stołu ktoś nie wytrzymał. Podniósł przykrywkę od kotła i wsadził łeb do środka. Siedzący obok niego najemnicy odsunęli mu krzesło. Gdy ten już się najadł i chciał usiąść z powrotem na swoje miejsce zamiast na krześle wylądował na podłodze. Przy**bał banią w kamienną posadzkę i już z niej nie wstał.
-Widzicie do czego prowadzą takie głupie żarty?! – zapytał Kacperex.
-No, w szkole nauczyciele mówili że kiedyś może się komuś coś stać no i teraz właśnie się stało. – oznajmił Jodełko. Mówiąc to zauważył że jakiś Kolo podniósł się z miejsca
i chciał włożyć łeb do drugiego gara, tak jak tamten. Jodełko bez namysłu poderwał się z miejsca i chwycił drania za łeb i uderzył nim o stół.
-Nie będę jadł zupy w której pływają włosy! – wrzasnął Jodełko w niebogłosy.
-Jodełko coś ty taki agresywny? – zapytał Zadzior. Komandos już miał usiąść na
miejsce, gdy nagle zawiesił tyłek w powietrzu i obejrzał się za siebie sprawdzając czy krzesło jest na swoim miejscu. Dobrze że się oglądnął bo mebel stał metr dalej. Popatrzył na siedzących obok Zadziora (po jego prawej i Oziego ( po lewej). Na ich twarzach widniał głupawy uśmieszek i na dodatek wyszczerzyli zęby.
-Bardzo śmieszne, no bardzo! – krzyknął oburzony Jodełko.
Wtedy nie wiadomo dla czego Zadzior zrobił się niebieski, a potem zielony. W końcu zaczął okropnie kaszleć i ściskać się za brzuch. Po chwili spadł z krzesła na podłogę i tam zwinął się i zaczął krztusić. Wszyscy przy stole wstali ż miejsc chcąc widzieć co się dzieje. W około Zadziora stanęli wszyscy komandosi, a ten krztusił się dalej.
-Może Cię poklepać? – spytał Kacperex.
-Zadzior co ci jest!? – krzyknął Jodełko, lecz ten krztusił się i kaszlał dalej.
-Wezwijcie pogotowie! – zawołał Kacperex.
-Zadzior nic ci nie jest? – zapytał ponownie Jodełko.
-Kłaczek... – wydyszał w końcu Zadzior. Teraz był czerwony jak burak. Cały zdyszany
i zlany potem.
-Kłaczek?! – zapytał Kacperex.
-Tak kłaczek, nic na to nie poradzę, sam wpadł mi do buzi – wysapał ciągle leżący na ziemi komandos.
Wszyscy usiedli już na swoje miejsca, gospodyni rozdała już miski na zupę. Każdy nalał sobie aż po same brzegi. W zupie pływały tak duże oczka tłuszczu że aż strach.
-Ale ta zupa tłusta! Już rosół mojej babci jest chudszy. – oznajmił wszystkim
Kacperex. Już nikt więcej nie marudził. Wszyscy komandosi zjedli i najedli się do syta to wyszli z pomieszczenia. Gdy tylko już znaleźli się na świeżym powietrzu dojrzeli że z drugiego końca obozu biednie do nich Seba. Zatrzymał się przy nich i zapytał:
-No to jak? Idziemy na ten obiad w końcu czy nie?
-Spóźniłeś się chłopie, dopiero co zjedliśmy. – odparł Zadzior.
-Jak to? Ale ja jestem wciąż głodny! – krzyknął poirytowany Seba.
-Normalnie, teraz jak chcesz to musisz podjechać do okienka z tyłu domu i wziąć coś na wynos. – odpowiedział mu Jodełko.
-Okienko z tyłu mówisz? Coś takiego jak McDrive w McDonaldzie? – mówiąc to udał
się we wskazany przez Jodełkę kierunek.
-Hehe, pamiętam jak kiedyś wyjechaliśmy czołgiem z jednostki, Ja, Lidka, Janek,
Szarik i Gustlik. Zgłodnieliśmy trochę i podjechaliśmy właśnie do „McStolca” i zamówiliśmy średnią kawę i ciastko w tym okienku. Kolesiana która nam podawała posiłek była zdziwiona i mało co się nie posrała ze strachu. – opowiedział Kacperex.
-No to były czasy, szkoda że Janek, Lidka i reszta zdezerterowali a potem ich powieszono za ziobro. – wspomniał Jodełko.
-No... – wyczerpująco wypowiedział się Zadzior.
-No to my chłopaki pójdziemy po ekwipunek i zaraz się spotkamy i wyruszymy. – zaproponował Ozi.
-Ok. To będziemy czekać przy namiocie Lorda Vadera. – odparł Zadzior.
Rozdzielili się i komandosi udali się w umówione miejsce.
-Poczekajcie tutaj, ja idę na chwilę do tego dowódcy zapytać się o coś. – rzekł Zadzior.
Wszedł do dużego namiotu i spostrzegł w samym rogu wielką miskę w której siedział Vader. Pluskał się radośnie. Widząc komandosa krzyknął! „Straż! Straż!”.
-Nie ma ich tutaj, wszyscy poszli na obiad – oznajmił spokojnie Zadzior.
-W takim razie czemu nie zapukałeś?!
-Bo to jest namiot i tu nie ma drzwi. - Do Zadziora dotarło w końcu że Vader się kąpie.
Po tafli wody pływała sobie swobodnie żółciutka kaczuszka. Sam Vader trzymał obydwie ręce pod wodą.
-Przepraszam pana, ale co pan tam robi? – zapytał Zadzior wskazując na zanurzone ręce palladyna. Skrępowany rycerz zaczerwienił się i szybko wynurzył ręce.
-Myję się! – krzyknął zawstydzony Vader.
-Ta jasne! A jedzie mi tu czołg? – powiedział komandos przytrzymując palec pod prawym okiem.
-Nie ważne, mów po co przyszedłeś!
-No więc, obiecałeś mi kilku żołnierzy którzy od eskortują nas do gospody.
-Ah tak, racja. Weź Se dwóch... albo nie, bierz trzech. Wybierz sobie których i powiedz im że ja tak kazałem. Nie przeszkadzaj mi już!
-...a i jeszcze jedno, jak będziesz wychodził to nie trzaskaj drzwiami.
Gdy Zadzior wyszedł z namiotu wszyscy już na niego czekali. Seba wcinał frytki w czerwonym pudełeczku z dużą, żółtą literą „M”
-I co powiedział Lord Vader? – zapytał Seba.
-Nic. Ten zboczeniec wali se gruchę w wannie! – odparł Zadzior
-No co ty?! – spytał Jodelko po czym wszyscy się zaśmiali się.
-Mam wybrać trzech żołnierzy którzy pójdą z nami do gospody, a potem Se sami wrócą. – oznajmił Zadzior.
-Edgar, Ozi, może wy tu kogoś znacie. Wybierzcie jakiś trzech zaufanych ludzi i dołączcie do nas szybko.- rozkazał Kacperex.
-Oki, już nawet mam kogoś na myśli.- odpowiedział Ozi.
-No ruszajcie się, ale już! – popędził ich Zadzior.
Czekali kilka minut. W tym czasie Jodełko i Kacperex poszli jeszcze zrobić siku, gdy wrócili wszyscy czekali już tylko na nich. Ozi wziął czterech ludzi zamiast trzech jak mu nakazał Zadzior. Strażnik miejski, najemnik i dwóch rycerzy. Słońce było wysoki na niebie kiedy komandosi wreszcie wyruszyli z farmy w dalszą drogę. Na przedzie szli Ozi i dwóch rycerzy, za nimi Zadzior, Seba i Jodełko. Kacperex trzymał się trochę z tyłu, a tuż za nim szedł Edgar i jeden strażnik miejski o latynoskim imieniu „Pablo”. Tylko on się przedstawił komandosom, Edgar opowiedział że znają się już kilka ładnych lat i że jemu powierzyłby nawet swoją nagą żonę na całą noc, takie miał do niego zaufanie. Gdy Edgar opowiadał o tym Kacperxowi, Pablo uśmiechał się pod nosem tak jakby już dmuchną mu żonę, ale komandos nie podzielił się swoimi spostrzeżeniami.
Wyszli ścieżką z obozu, która zaraz za namiotem Lorda Vadera rozwidlała się, Seba mówił że gdybyśmy skręcili w prawo do doszlibyśmy do kamiennych schodów przy których stał „Toi Toi”. My jednak udaliśmy się przed siebie. Po kilkunastu minutach marszu przed nami znajdował się kamienny most.
-Stać! – krzyknął szeptem Ozi. (specjalnie tak napisałem, żeby mi nikt nie powiedział)
-What’s up? – spytał Zadzior.
-Tam. Po drugiej stronie mostu, ktoś się chowa po krzakach. – odparł Ozi.
-Słyszałem że w tych okolicach grasuje jakaś banda zbójców. – oznajmił jeden z rycerzy.
-Idziemy dalej, ale boądźcie ostrożni. Ozi! Ty i twój kumpel rycerz miejcie łukiw gotowości. – rozkazał Zadzior. Teraz na przód wysunęli się Zadzior, Kacperex,
najemnik i rycerz. W drugiej linii Ozi i drugi rycerz, na skrzydłach Jodełko (na prawym) i Seba (na lewym), szyk zamykał Edgar który ubezpieczał tyły. Wszyscy ostrożnie przekraczali most. Krzaki przed nimi trzęsły się coraz bardziej. Gdy przeszli już 4/5 mostu zza drzew wyskoczyło czterech ludzi, zza skał kolejnych czterech, wszyscy mieli broń do walki w zwarciu.
Po kilku sekundach wpatrywania się bandyci ruszyli do ataku. Dwie strzały poleciały i dwóch zbirów padło martwych na ziemię. Zadzior i Kacperex również oddali po jednym celnym strzale (Skromnie trochę ale amunicję trzeba oszczędzać). Najemnik szybko zamachną się mieczem i rozciął po skosie jednego przeciwnika. Rycerz jednego dźgnął po oku, drugiego uderzył ręką w twarz, ten stracił równowagę i wypadł poza barierkę. Zleciał kilkanaście metrów w dół i z hukiem wylądował na drewnianym wozie roztrzaskując go przy okazji. Jeszcze jeden strzał z pistoletu Jodełki i droga była już czysta. Przeszli przez most. Na prawo i lewo mieli kamienne ściany. Nie były wysokie, na upartego dało by się po nich wdrapać, ale po co? Przed nimi droga w las. Nagle z góry, nie wiadomo skąd spadł kamień. Wszyscy podnieśli głowy. Po obu stronach ścieżki, na skałach stało po trzech ludzi, trzymali oni w rękach łuki i kusze. Z lasu wyszła kolejna gromadka, tych gnojów było sześciu. Wśród nich był RobinHood.
- No chłopaczki, teraz się zabawimy. Tu nie ma paladynów ani orków którzy mogli by was ocalić. Teraz się rozprawimy. – powiedział Robin z tym swoim głupawym uśmieszkiem na twarzy i dał znak ręką do strzału. W stronę komandosów poleciało sześć strzał. Dwie trafiły w rycerza z mieczem, jedna całkiem minęła się z celem. Kolejne dwie strzały odbiły się od kamizelki Jodełki, jedna przeszyła na wylot dłoń najemnika, tą dłoń w której trzymał on oręż. Ozi wycelował i strzelił, szybko przeładował i powtórzył tą czynność. Rycerz z łukiem też nie chybił i wszyscy bandyci po lewej stronie nie byli już zagrożeniem. Pablo wyciągnął sztylet i rzucił nim w bandziora na skale. Jodełko strzelił dwa razy i prawa strona również była już czysta. Robin i jego ludzie nadbiegali od strony lasu. Zadzior i Kacperex strzelili po razie, ten drugi oddał jeszcze jeden celny strzał. Obaj mieli po jednym naboju w magazynku. Kacperex uchylił się unikając ciosu, złapał i wykręcił rękę bandycie który chciał go zabić, po czym powalił go na ziemię, wycelował leżącemu w głowę i strzelił. Najemnik walczył bandytą, w końcu wytrącił oręż przeciwnikowi i przystawił ostrze miecza do szyji, ten poddał się bez wahania. Jeszcze tylko RobinHood walczył z Zadziorem. Wytrącił komandosowi pistolet i zamachną się mieczem. Zadzior uniknął ciosu i kopnął Robina pod żebra, następnie podskoczył i drugą nogą w głowę. Z czerepu Robina spadła zieloniutka czapka z piórkiem na środku. Przywódca bandytów zachwiał się, Zadzior wykorzystał ten moment i chwycił go za rękę, szybko oparł się o nią kolanem. Nogą pchał przed siebie a obiema rękami ciągnął. Kości bandyty zaczęły się łamać. Miecz wypadł mu z ręki, a on sam zawył z bólu. Zadzior jeszcze uderzył go mocna w tył głowy i RobinHood wylądował na ziemi.
Zadzior podniósł pistolet z ziemi. Uniósł broń i wycelował w czoło klęczącego RobinHooda.
-Zadzior nie rób tego! – krzyknął Jodelko
-Zabij sk***ela! – zawołał Seba.
-Nie! Zadzior. Odstawimy go do Lorda Vadera, on go osądzi i powiesi. Po co brudzić sobie ręce takim gównem. – przekonywał go Jodełko.
-Ten jeden, ostatni nabój, kiedy nas zdradził poprzysiągłem sobie że wyślę go w łeb tego gnoja i teraz mam okazję! – powiedział Zadzior.
-Jeśli ty go nie zabijesz to ja to zrobię! – krzyknął Seba.
-Nie Seba, ja jestem najwyższy rangą i to ja biorę odpowiedzialność za to co zaraz zrobię! – oznajmił Zadzior.
-Panie Zadziorze nie zabijaj mnie! Błagam! Oni mnie zmusili, ja... ja nie miałem wyjścia.... Musisz mi uwierzyć. – wy szlochał RobinHood.
-Kto ci kazał? – zapytał Kacperex.
-Oni... nie mogę powiedzieć kto, naprawdę! Uwierzcie mi! Błagam!
-Masz pecha! – mówiąc to Zadzior pociągnął za spust. Kula przebiła czaszkę i
wyleciała z drugiej strony głowy. Śmierć nastąpiła natychmiast. Bezwładne ciało osunęło się na ziemię, a w około niego pojawiła się duża kałuża krwi.
-Źle postąpiłeś Zadzior! Nie sądziłem że jesteś w stanie zabić bezbronnego i to z zimną krwią. – powiedział Jodełko. Zadzior nic nie powiedział, tylko ruszył przed siebie.
-Pablo i wy dwaj wracajcie do obozu, weźcie ze sobą tego bandytę i opowiedzcie Lordowi Vaderowi że zostaliśmy zaatakowani. – rozkazał Ozi.
-Ale mieliśmy was odprowadzić do samej gospody. – powiedział Pablo.
-Gospoda jest tuż za tym zakrętem, poradzimy sobie, nie martw się.
-Niech ci będzie. – odparł strażnik
Rozdzielili się, jedni wrócili do obozu, reszta w kierunku gospody. Zadzior szedł pierwszy, daleko za nim reszta ekipy. W końcu dotarli do karczmy, stanęli przed wejściem. Ze środka dobiegała muzyka.


Powiedzcie czy chcecie wiecej humoru czy akcji. Bo opisywanie zabawnychg sytuacji ktorych mona bylo by ne pisac zajmuje troche miejsca i czasu. Wiec im wiecej chumory tym wolniej sie toczy akcja, wiec wybierajcie. Naprawde trudno jest napisac cos z czego inni beda sie smiali i mam na uwadze ze nie wszystkie sytuacje sa smieszne, inne sa po porosatu glupiue. Wszystkim nie da sie dogodzic.
 

s_e.b_a

Active Member
Dołączył
13.2.2005
Posty
1253
Opowiadanie było super.... Największą zwałe miałem z kłaczkiem i z czołgiem, w którego w skład załogi wchodził Gustlik, Lidka i Szalik. Było jeszcze kilka strasznie śmiesznych fragmentów... Niestety pojawiło się kilka błędów, ale co tam... Reasumując jest super...

Jeśli chodzi o ilość humoru to postaraj się utrzymać go w takiej samej proporcji jak w tej części...
 

Roioan

Member
Dołączył
20.7.2005
Posty
424
QUOTE -A papier? Mają tu papier? – zapytał Zadzior.
-No właśnie czym się podtarłeś? – ktoś tam zapytał.
-No cóż... no właśnie papier się skończył i...
-Nie podtarłeś się? – spytał z niedowierzaniem Jodełko.
-No krótko mówiąc to nie! – powiedział stanowczo Seba.

hehehehe
fajne opowiadanie
biggrin.gif
pisz dalej bo fajne:p
fajne opisy walk i nie tylko:D

moja nota to 10 na 10:p

Pozdawiam
tongue.gif
 

Mr-bak

Member
Dołączył
23.3.2005
Posty
38
Najlepsze momenty to te jak wpadło cos do pokoju i Jodełko powiedział:
-Chłopaki! Ananas!
albo:
Kłaczek... XD
Zarąbiste opo.

Ps. Co do humoru.. ja głosuję na jeszcze większą ilość.
 

Laska

Active Member
Dołączył
1.6.2005
Posty
1041
No nareszcie dałeś kolejną część... Już się nie mogłem doczekać... A humor w tej części jest zarąbisty... (Nie wiem, co ty paliłeś, ale ja też to chcę) Jak dalej będziesz tak pisał, to naprawde zacznie skali brakować... Wg mnie ilość humoru i akcji jest wyważona i może zostać tak jak jest... (chociarz trochę humoru jeszcze nikomu nie zaszkodziło...)
 

Robinhood

Member
Dołączył
9.1.2005
Posty
354
Opowiadanie git moze byc i wiecej humoru i wiecej akcji
usmierciles robinhood w porzo ale ta ostatnia gatka przed smiercia byla zalosna:p

opowiadnaie swietnie najbardziej podoba mi sie ten orginalny pomysl
z ta misja w czasie

naprawde gratki

mimo ze czuja ta aluzje to mnie bo przeciez sie poklucilismy przed tym jak to napisales swietne naprawde swietne:)
 

Kacperex

KacŚpioszek
Dołączył
26.10.2004
Posty
6508
No i nareszcie!!
Już myślałem, że nigdy nic nie napiszesz. A tu wchodzę zmęczony po pracy patrze a tu Zadzior dał kolejną cześć opa
smile.gif
No i humorek się poprwawił. Opowiadanko trzyma poziom i jest bardzo ale to bardzo śmieszne!
Boże Zadzior wymiatasz
smile.gif
Oby tak dalej!!
Pozdro MY Master
smile.gif
 

Jodełko

Weteran
Weteran
Redakcja
Dołączył
28.9.2004
Posty
2362
10,5/10
Akcja była za bardzo oczywista
sad.gif
nie było nie przewidywalności, ale nadal jest zajefajnie!!! Postaraj się wziąśc przykład z sekretu alchemika bo teraz brakuje mi tajemniczości ;( . Wszystko inne poza powtórzeniami których jest pare jest spox. A co do tego z humorem to jest tyle ile powinno być, no może zrobsiz tak ze neiktóre części będą normalne - czyli tajemnioczość , akcja i humor po równo a niektóre takie poważne i tajemnicze czyli akcja i tajemniczość
wink.gif
.
Pozdrawiam Jodełko
 

zino

Member
Dołączył
17.6.2005
Posty
49
eeeeeee skoro konczy im sie amunicja to dlaczego nie kupią sobie jakiejś kuszy?


tak czy owak ta część cie się udała jest dużo humoru

hehehe lord vader walący gruchę w misce
biggrin.gif
to było dobre chciałbym zobaczyć jego minę.
 

Z@dzior

Member
Dołączył
29.1.2005
Posty
412
A oto kolejna częśc, miłej lektury.



Zadzior złapał za klamkę i nacisnął. Drzwi otworzyły się i komandos wlazł do środka. Na lewo był bar, za ladą stał jakiś Kolo w wiejskim dresie który nie miał nawet ani jednego paska. Na prawo zaś stał stół, a przy nim kilku śmiesznych ludzików, jeden grał na gitarze, a pozostali śpiewali „Wyginam śmiało ciało!, wyginam śmiało ciało...!” w pewnym momencie przestał grać na chwilkę i spytał śpiewająco: „..a dla mnie to?!” i wtedy reszta zespołu odkrzyknęła „...mało!”. Do gospody weszła reszta ekipy i wszyscy stanęli za Zadziorem. O dziwo nikt nie zwracał na nich szczególnej uwagi, zdawało by się że nikt w ogóle nie zauważył że weszli do środka.
-O ja cie pie***le! Impreza! – krzyknął uradowany Seba.
-Jak dla mnie to jakieś wesele chyba. – zauważył Jodełko.
W głębi gospody było jeszcze kilka stołów i przy każdym komplet miejsc. Były również schody na piętro. Do wielkiego okrągłego żyrandolu byłą przyklejona jakaś goła baba ze skrzydłami. Zamiast normalnej skóry miała jakieś szare badziewie. Przy barze stało dwóch gości którzy chlali jak szaleni. Wielkie kufle z piwskiem 1 litr obalali w niecałe dziesięć sekund.
-Ci to mają zdrowie. – powiedział Kacperex wskazując na tych dwóch.
-Zobaczymy któremu pierwszemu się zachce, hehe – zaśmiał się Zadzior.
-Może pogadamy z barmanem? – zaproponował Seba.
-Dobra to ja z Sebą pójdziemy zagadamy do niego i coś zamówimy, a wy znajdźcie wolny stolik. – rozkazał Zadzior
-Wolny stolik? To chyba będzie trudne. – zauważył Kacperex.
-No to nie wiem co. Wyjebcie kogoś, nie wiem wymyśl coś. – powiedział Seba.
Dwóch komandosów podeszło do długiej lady.
-Czołem chłopaczki. Co podać? – zapytał barman.
-Szukamy pokoju do jutra. – odpowiedział Zadzior.
-Pokoju mówicie? Hmm, ciężka sprawa. Widzicie bo właśnie dzisiaj będzie wielka fiesta i mamy komplet gości. A tak w ogóle to Orlan jestem, właściciel tej że o to knajpki.
-Fajnie, no ale my potrzebujemy pokoju! – zbulwersował się Seba.
-Przykro mi. Chociaż....
-No co? Co?
-Mam na piętrze magazyn, trzymam tam futra owiec wilków itp. Jeśli chcecie to za nieco niższą cenę pozwolę wam tam przenocować. – oznajmił Orlan.
-Magazyn mówisz? Duży on jest? Bo wiesz nas jest sześciu. – rzekł Zadzior
-No to się będziecie przytulać w nocy, bo to jest dość ciasne pomieszczono. Wybierajcie, bierzecie czy śpicie na dworze?
-Ile chcesz za ten pokój? – zapytał Zadzior.
-100 sztuk złota.
-Tyś chyba zgłupiał. Mówiłeś że zapłacimy mniej niż za normalny pokój, a na cenniku za tobą pisze że jedynka kosztuje 50zł na tydzień, a członkowie jakiegoś tam kręgu wody mają zniżkę 100%.
-No tak, macie rację. – przytaknął Orlan unikając wzroku komandosów.
-Chciałeś na oszukać ty cwelu! – wrzasnął rozzłoszczony Seba.
-No dobra bierzcie za 45.
-Za 30. – targował się Zadzior.
-Niech stracę, 40.
-35?!
-36! – odparł Orlan
-Ty pijawko! Niech będzie. – zgodził się Zadzior.
-I po co tyle krzyku? – zapytał spokojnie gospodzie.
-Nie wiem. – odpowiedział Zadzior.
-No to macie tu chłopaczki klucz do magazynku i idźcie. Wieczorem zejdźcie na dół bo będzie biesiada i dla dwóch pierwszych gości będzie darmowe piwo.
Seba i Zadzior zwołali ekipę i weszli po drewnianych schodach na piętro. Na końcu korytarza po prawej były obskurwiałe drzwi. Zadzior włożył do ciasnej dziurki zardzewiały i powyginany klucz, który o dziwo otworzył zamek. Wszyscy weszli do pomieszczenia. Na ścianach były porozwieszane wilcze skóry i sieci rybackie. Pod ścianą naprzeciwko drzwi stał kredens, a na nim buteleczki.
-Patrzcie chłopaki! Wódka! – zawołał uradowany Seba pokazując palcem na buteleczki
po czym podbiegł do kredensu i wziął jedną. Wyjął zębami korek i wziął wielkiego gula. Zamiast przełknąć to wypluł zawartość mówiąc:
-Co to za gówno do jasnej cholery?! To nie wódka tylko woda mineralna! A butelka wygląda jak typowa pół litra. – rozłościł się Seba.
-Dobra to gdzie będziemy spać? – zapytał Jodełko.
-Chodź Kacperex pomóż mi te skóry porozkładamy na podłodze. A Ozi i Jodełko niech pójdą się spytać Orlana czy nie ma jakichś koców na składzie. – rozkazał Zadzior.
Edgar w tym czasie położył swoją wielką torbę w kąt i pomógł Zadziorowi i Kacperxowi ze skórami. Było ich dużo więc będą mieli mięciutkie spano. Tylko że te skóry strasznie śmierdziały. Nie wszystkie były oprawione, a co poniektóre miały gnijące kawałki mięsa więc sfąt był niesamowity. Kacperex otworzył okno strącając butelki z wodą które stały na regale. Zadzior wyrzucił śmierdzące skóry przez okno.
-Może Orlan się nie pogniewa. – zadrwił Zadzior.
-Daj spokój, ten stary frajer pewnie nie był w tym pomieszczeniu od bardzo dawna i nie zauważy braku tych skórek. – odparł Kacperex.
-A gdzie jest Seba? – zapytał Zadzior.
-O cholera! Zgubił się?!
-Dobra jak przygotujemy wszystko to go później poszukamy.
Wtedy do pomieszczenia wbili pozostali, każdy miał na rękach kilka koców.
-Dawajcie je tutaj. – powiedział Kacperec wskazując w kąt pokoju.
-To teraz niech każdy Se weźmie kilka koców i se zrobi spanie, a potem idziemy na dół zamówić jakąś kolacje. – oznajmił Zadzior.
Gzy wszystko było już gotowe Zadzior rozdał po 10 sztuk i powiedział żeby sobie coś za to kupili. Zostało im jeszcze 400 zł za które mieli wynająć najemników. Seba znalazł się po chwili. Powiedział że szukał toalety i że taka jest na zewnątrz. Ale już nie ma skórzanej tapicerki i wełnianej deski. Wszystko z chu**wego drewna.
Zadzior, Seba i Jodełko zeszli na dół coś zjeść reszta została na górze. Na dole było mniej ludzi niż jak byli tu po raz pierwszy. Pod ścianą stał jeden wolny stolik.
-Idźcie zajmijcie ten stolik a ja pójdę i zamówię coś. – rozkazał Zadzior. Gdy dwaj
komandosi zbliżali się do wolnego stolika. Nagle niewiadomo skąd jakiś żul zajął im miejsce.
-Ty koleś wypad stąd! – warknął Seba. Koleś nic nie odpowiedział.
-Mówię ci frajerze odejdź bo ci coś zaraz zrobię. Seba nie zdążył się ruszyć, tez żul
szybko podniósł się z miejsca. Walnął Jodełke tak mocno w klatę że ta o mało co nie pękła. Drugą ręką złapał Sebę za łeb i schylił do ziemi, nogą podciął go i dwaj komandosi leżeli na ziemi. Szybkim ruchem dobył miecza i przystawił Sebie do szyi, lewą nogą przydeptał Jodełkę tak że ten nie mógł się podnieść. Ściągnął kaptur i ich oczom ukazała się twarz Janosika.
-Tak mi dziękujecie za uwolnienie? – zapytał z uśmieszkiem na twarzy. Po czym
schował miecz i podał rękę Sebie, a następnie Jodełkowi. Usiedli przy stoliku i czekali na powrót Zadziora.
-Więc co tu robisz Janosiku? – spytał Jodełko.
-Wypoczywam po męczącym dniu. Aż ciężko sobie wyobrazić że jeszcze dzisiaj o świecie walczyliśmy z orkami a potem z pallanynami Lorda Vadera. – odparł zbójec.
-Potrzebujemy eskorty do klasztoru magów. Zapłacimy ci 100 sztuk złota. Co ty na to? – zaproponował Seba.
-Hmm, sam nie wiem. Popełniłem wielki błąd przyłączając się z moimi ludźmi do Brago, teraz oni wszyscy nie żyją, a ja muszę walczyć z margrabią. Sam nie dam rady.
-Z margrabią?
-Tak, wielmożny pan Onar. Do niego należą wszystkie okoliczne ziemie. Wyzyskuje biednych wieśniaków i chowa zrabowane złoto gdzieś w jakimś grobowcu w lesie za posiadłością. Jego najemnicy napadają na bezbronnych chłopów i kradną im niekiedy dobytek całego życia. Teraz to ja im już nie pomogę. Mógłbym się zwrócić o pomoc do bandytów z gór ale...
-Ale co? – spytał Jodełko.
-Otóż jak już wiecie zarywam do Maryny, a ona wpadła w oko tamtejszemu bossowi.
-Ooo to masz przej**ane! – oznajmił Seba.
-No właśnie. Najgorsze jest jednak to że gdzieś zgubiłem swoją czapkę Harnasia. Kilka dni temu opijaliśmy połączenia mojej bandy z bandą Brago. I podczas tej wielkiej biby po pijaku zgubiłem moją ukochaną czapkę. Bez niej nie mogłem być Harnasiem i Brago przejął dowództwo.
-To po jakiego ch**a się z nimi łączyliście? Zapytał Seba.
-Potrzebowałem pomocy z walką z margrabią. Oni zgodzili się ale my musieliśmy najpierw pomóc im w pewnej sprawie. Tą sprawą było zabicie was i dostarczenie waszych martwych ciał Vatrasowi. A że wszystko poszło się je**ć to jestem udupiony. Więc sami widzicie że moja sytuacja nie jest ciekawa, nie kończą mi się pieniądze, nie mam gdzie mieszkać i moi ludzie nie żyją.– opowiadał Janosik.
-No to masz przechlapane. – rzekł Jodełko.
Wtedy do stolika podszedł Zadzior niosąc dwa talerze z jakąś nieciekawie wyglądającą potrawą. Położył je przed Sebą i Jodełkiem, poczym wrócił po swój talerz i po sztućce. Nawet nie zauważył obecności Janosika bo cały czas pilnował żeby talerze mu nie wypadły z rąk. Podszedł do lady zabrało trzeba i wrócił.
-Na picie nie starczyło. – oznajmił Zadzior.
-Ooo, kogo ja tu widzę? Janosik?! Gdyby nie to że nas uwolniłeś to bym cie
zabił tu i teraz. – zagroził Zadzior.
Ty mi tu nie kozaku. Twoi kompani też cwaniaczyli i na dobre im to nie wyszło. – bronił się zbój pokazując ręką na Sebę i Jodełke.
-Coś ty im zrobił? Zcwelił was? – zapytał Zadzior.
-Poj***ło cię! – oburzył się Seba
-Skończy już ten temat i zjedzmy w końcu to coś. – uspokoił atmosferę Jodełko.
-Co to w ogóle jest?
-W menu pisało że dziczyzna. Wolałem zamówić coś swojskiego niż jakieś tutejsze badziewie np. jakiegoś ścierwojada.
-Skoro już nic do was nie mam. To muszę wam o czymś powiedzieć. – zaczął Janosik.
-Jak już zapewne wiecie Vatras jest magiem wody i należy do kręgu wody. Ta gospoda jest ich główną siedzibą, a Orlan jest jednym z nich.
-To znaczy że on jest też magiem? – spytał Jodełko.
-Nie. On jest czymś czym palladyni są dla magów ognia. To są ich pomocnicy. Nikt nie wie ilu ich jest i kto należy do ich kręgu dlatego musicie mieć się na bacznośći.
-A skąd ty o tym wiesz? – zapytał podejrzliwie Jodełko
-Brago po pijaku mówi wiele rzeczy. On też do niech należał, i RobinHood i Hokurn.
-Dobra Janosiku, słuchaj musimy wynająć kogoś aby nam pomógł dostać się do klasztoru. Pójdziesz z nami? Zapłacimy ci 100 sztuk złota. – zaproponował Zadzior.
-Seba już mi coś o tym wspominał. Zgoda.
-No i pięknie. Nie znasz jeszcze kogoś kto mógłby nam towarzyszyć? – spytał Jodełko.
-Niestety nie. Przykro mi.
Wtedy go gospody weszło kilku mężczyzn. Byli ubrani w długie płaszcze. Każdy na plecach miał jakąś broń. Wszyscy zwrócili głowy w ich kierunku. Nieznajomi podeszli do Orlana który rozejrzał się i udał się z przybyszami na górę.
-To Lares, Cord, Martin, Gaan i Lance, a tego to nie znam. – odparł Janosik.
-Co to za jedni?
-Cord i Gaan pracują dla margrabiego Onara, Lance zadaje się z bandytami z gór, a Lares i Martin pochodzą z miasta. Ten ostatni chyba też, przypomniałem sobie to jest kupiec z Khorinis ma na imię... Baltram chyba czy jakoś tak.
-No właśnie tego Martina widziałem już. No podczas oblężenia orków stał na murze niedaleko nas. – powiedział Zadzior.
-Tak on jest strażnikiem miejskim. – odparł Janosik
-Co strażnik miejski robi w takim miejscu? – zdziwił się Jodełko.
-Nie mam pojęcia. Ale z Cordem nie zadzierajcie. To świetny wojownik, jeden z najlepszych jakich widziałem. Gaan zaś to doskonały łucznik i myśliwy. Gdyby nie to że pracują dla Onara to poleciłbym wam abyście ich zatrudnili. No dobra chłopaczki ja już będę się zmywał. Mam jeszcze jedną sprawę do załatwienia i wrócę do gospody na noc, mam pokój wynajęty do jutra.
-Jak wolisz, ale jutro o świecie spotykamy się na dole.
-Nie ma sprawy będę na pewno.
Janosik wyszedł z gospody i polazł gdzieś w las. Komandosi zjedli posiłek i poszli na górę. Teraz na dół zeszli Kacperex Ozi i Egdar. To chyba ten dzień Kacperex usiadł osobno przy stoliku. Dwaj inni zajęli miejsca tam gdzie siedzieli wcześniej Zadzior i reszta. Kacperex czekał na pojawienie się Orlana. Poza nimi w gospodzie byli jeszcze trzej ludzie. Ci dwaj którzy pili piwo na czas jak wchodzili do gospody, teraz obaj leżeli pod ladą cali zażygani.
Trzeci mężczyzna siedział również sam przy swoim stoliku. Cały czas gapił się na Kacperxa. Miał ciemną karnację, długą brodę i był tęgiej postury. Wyglądał na nietrzeźwego bo oczy mu zezowały. Po kilku minutach takiego wpatrywania wstał i dosiadł się do komandosa.
-Ty koleś co ty robisz? – zapytał Kacperex.
-Spokojnie tylko chcę pogadać. – odparł nieznajomy
-Mam na imię Erol. Kiedyś byłem szanowanym kupcem w Khorinis, teraz mam małą chatkę graniczącą z polami należącymi go wielmożnego margrabiego Onara.
-A ch*j mnie to obchodzi. Po co mi to mówisz? – odburknął Kacperex.
-Ciężko się z tobą gada, ale powiem tak, wiem coś ta na temat waszego przybycia tutaj.
Kacperex spojrzał na niego spode łba, wyraźnie zdziwiony tym co powiedział Erol.
-Nie będę cię tu kłamał, nie jestem żadnym zasranym kupcem. Przysłali mnie magowie wody, wiedzieli że zatrzymacie się w tej gospodzie więc od wczoraj czekam tu na was. – komandos patrzył na niego coraz bardziej podejrzliwie.
-Przybyliście tu kilka dni temu, ale wasze przybycie było już przygotowywane od wielu miesięcy. Nie bez powodu się tu znaleźliście, macie do odegrania bardzo ważną misję.
-Czyś ty na łeb upadł?! Masz wszystko poukładane?! Jaką misję?! I skąd wiesz że idziemy do klasztoru?
-Już mówiłem że przysyłają mnie magowie ognia. Mam wam towarzyszyć w drodze do klasztoru. Co do tej misji to wiem tylko tyle że to ma coś wspólnego z najazdem orków na Khorinis. To w czym braliście udział to tylko taki trening. Prawdziwe niebezpieczeństwo nadejdzie dziewiątego dnia, i uderzy z morza. Do tego czasu musicie zebrać wojsko i odbić miasto z rąk magów wody, co gorsza musicie przygotować się na nadejście inwazji. Nic więcej wam nie powiem bo nie wolno mi. Reszty dowiecie się id magów.
-Mam cię w głęboko. Nigdzie z nami nie pójdziesz!
-Ale.... – urwał nagle Erol. Gały mu wylazły i jego głowa uderzyła w stół. W plecach
tkwiła mu strzała. Kacperex rozejrzał się. Drzwi do gospody były cały czas otwarte. Strzał padł stamtąd. Na zewnątrz ktoś stał, uciekł gdzieś. Komandos wstał gwałtownie z miejsca i ruszył w pogoń za zamachowcem.
-Ozi, Edgar chodźcie za mną?! – zawołał Kacperex wybiegając z budynku. Dwaj
towarzysze posłuchali go i pobiegli za nim.
Gsy komandos był już na zewnątrz rozejrzał się do o koła. Na prawo zatrzęsły się drzewa. Pobiegł w tamtym kierunku, minął drogowskaz z napisem „do przełęczy” i pobiegł wzdłuż ścieżki. Kilkanaście metrów przed nim biegł owy człowiek. W pewnym momencie ścigany zatrzymał się, Kacperex podbiegł bliżej. Wtedy odrowe powrotną odcięło mu kilku ludzi. Komandos był sam, w pistolecie miał tylko dwa naboje, a przeciwników było co najmniej z pół tuzina. Komandos wyciągnął broń i wymierzył w ściganego przed chwilą mężczyznę obok którego teraz stało jeszcze trzech innych. Dwa naciśnięcia spustu i przeciwników było o dwóch mniej. Pozostali przy życiu przeciwnicy ściągnęli długie płaszcze i wyciągnęli miecze z pochwy. Zbliżali się nieuchronnie. Gdy już byli niebezpiecznie blisko Kacperex podjął walkę. Złapał jednego za rękę i popchnął w kierunku drugiego. Kolejnego kopnął wytrącając mu miecz z ręki. Nagle poczuł mocne uderzenie w plecy. Jego kamizelka była już na skraju wytrzymałości, jeszcze kilka takich ciosów i nie będzie już ogóle przydatna – obrócił się i zdzielił nadawcę ciosu po ryju. Podskoczył i z pół obrotu powalił na ziemię kolejnych dwóch przeciwników, następnego rzucił pistoletem w głowę. Wtedy poczuł że ktoś go podhaczył. Kacperex wylądował na ziemi. Zauważył tylko że ktoś chce go przeszyć mieczem, przeturlał się kawałek i kopnął go w nogi które natychmiast się ugięły. Sam spróbował wstać lecz to mu się nie udało. Dostał potężnym kopniakiem w twarz i wywinął koziołka. Zamroczony przez chwilę próbował się podnieść. Dwaj bandyci złapali do i podnieśli. Trzymali go pod ręce. Trzeci podszedł od przodu z uniesionym mieczem. Opuścił go po chwili i przystawił komandosowi do brzucha. Spojrzał mu głęboko w oczy i pchnął mocno w dziurę w kamizelce. Kacperex poczuł niesamowity, przeszywający ból. Czół jakby dotknął go ktoś rozgrzanym do czerwoności kawałkiem metalu. Świat zaczął mu wirować, przed oczami miał mgłę. Upadł na ziemię...


Dałęm trochę za dużo opisów przez co straciła trochę na tym fabuła, myślałem że to co zdarzy się w gospodzie opisze w jednym rozdziale ale teraz wydaje mi sie ze zejdzie gdzies na jakies trzy czesci. Wiem ze w tej czesci jest duzo niejasnosci, ale wszystkie karty zostana odkryte w klasztorze. wtedy znajdziecie odpowiedzi na wszystkie pytania.
 

Kacperex

KacŚpioszek
Dołączył
26.10.2004
Posty
6508
No i kolejna część znanej nam już lektury. Bardzo zaskoczyła mnie treść
smile.gif
Klimat jest super, humorek też jest, ale ja gine chyba. Dostałem nożem
smile.gif
Ale przynajmiej się broniłem. Nadal trzymasz klimat i dobrze piszesz. Myślę, że to opowiadanie nigdy się nie skończy
biggrin.gif
Oby tak dalej mistrzu. I czekam za CD
smile.gif
 

Roioan

Member
Dołączył
20.7.2005
Posty
424
nastempna fajna częśc opowiadania.dużo opisów(przes to straciła troche fabuły jak powiedziałeś).Zadnycz błendów ni dostrzegłem i myśle że jch nie było.fajny klimat i akcia.najlepsza była ostatnia akcia jak Kacprexa pszeszył miecz.pisz nastempnom część bo warto .

a moja nota to 10/10

Pozdro
 

Laska

Active Member
Dołączył
1.6.2005
Posty
1041
Trzeba ci przyznać, że trzymasz poziom... Ta część jest równie dobra, jak poprzednie, a do tego jeszcze pojawia się jakaś głębsza intryga... Pogratulować towarzyszu Z@dzior, pogratulować...


Edit:

Ale na tej podstawie widać poziom polskiego czytelnictwa: wcześniej, jak dawałeś krótsze rozdziały, to po kilkanaście komentarzy było. Teraz troche więcej czytania i już zostało kilku czytelników
dry.gif
Ale don`t worry, przy moim opowiadaniu było to samo
biggrin.gif
 

Jodełko

Weteran
Weteran
Redakcja
Dołączył
28.9.2004
Posty
2362
Noi wkońcu przeczytałem kolejną część jakże świetnego opowiadania.
QUOTE Na prawo zaś stał stół, a przy nim kilku śmiesznych ludzików, jeden grał na gitarze, a pozostali śpiewali „Wyginam śmiało ciało!, wyginam śmiało ciało...!” w pewnym momencie przestał grać na chwilkę i spytał śpiewająco: „..a dla mnie to?!” i wtedy reszta zespołu odkrzyknęła „...mało!”.
Hahaha, mało się nie posikałem
wink.gif
zajefajne to jest
biggrin.gif
.
Pozatym jest więcej tajemniczości(jak ja to lubie
biggrin.gif
)
Innych grzechów opa nie pamiętam
biggrin.gif
, ocena 11/10
wink.gif
, dążysz do 12/10
wink.gif
ale pamiętaj cały czas jesteś ponad 10
wink.gif
czyli twoje opo trzyma się wysoko, a ja naprawde nie daje za byle co ocen wyższych niż skala;) ale twoje opo na to zasługuje. Pisz więcej, czekam z niecierpliwością
wink.gif
. Tak trzymaj!
Pozdrawiam Jodełko
 

Z@dzior

Member
Dołączył
29.1.2005
Posty
412
No i w koncu napisalem kolejna czesc, chcialiscie humor? Oki ale fabula nie posunela sie ani o krok ale mysle ze ta czesc bedzie sie wam podobala.



Kacperxa strasznie bolała głowa. Ocknął się w znajomym miejscu to był wynajęty pokój w gospodzie. Przyjaciela stali nad nim.
-Jodełko, Edgar zostańcie z nim tutaj. My zejdziemy na dół i będziemy mieli oko na
wszystko. Chwilę potem w pomieszczeniu zostało trzech ludzi.
-Co się mną stało? – zapytał Kacperex drżącym głosem.
-Nie podnoś się jesteś bardzo słaby. – odparł Jodełko.
-Jak się tu znalazłem? Przecież...
-Jak wybiegłeś z gospody Ozi i Edgar pobiegli za tobą, pewnie nawet o tym nie wiedziałeś. Gdy zostałeś ranny oni przyszli ci z pomocą zabili bandytów i przynieśli cię tu. Leżysz już tak ze dwie godziny. Ozi kupił jakąś miksturę i wlał ci do ust i ocknąłeś się. – opowiedział Jodełko.
-Ale ci ludzie. Kim oni byli? – zapytał Kacperex.
-Mieli zbroje wodnego kręgu. Pracowali dla Vatrasa. Podobno w tej gospodzie jest ich siedziba. – powiedział Edgar.
-Tak... siedząc w gospodzie dosiadł się do mnie jakiś koleś. Mówił coś o wielkim niebezpieczeństwie, o tym że dziewiątego dnia zło nadejdzie ze strony morza i że nie przypadkiem się tu znaleźliśmy. – oznajmił Kacperex.
-Co ty mówisz? Jak to nie przypadkiem? A jak? – dopytywał się Jodełko.
-Nie wiem jak. Nagle tego kolesia dosięgła strzała i pobiegłem za zabójcą i wtedy...
-Ten człowiek który z tobą rozmawiał to był Niclas. Znałem go. Kiedyś jak istniała gildia myśliwych polowaliśmy razem. Po rozpadzie tej organizacji, Niclas skumplował się z jakimiś ciemnymi typkami. Spotykałem go kilka razy ale coś się z nim działo, coś złego. Jego głos jakby stał się groźniejszy już mu nie ufałem. Gdy trafiła go strzała to płaszcz zsunął się z jego ciała. Pod nim miał taką samą zbroję jaką nosili członkowie kręgu wody. Jak wróciliśmy do jego ciał już nie było. Ktoś musiał je wynieść. Podejrzewam że to właściciel, ukrył je gdzieś. – opowiedział Edgar.
-Tak on pewnie zdradził krąg i przypłacił to życiem.
-Musimy się stąd wynosić i to jak najprędzej. Tylko co z tym dziewiątym dniem? Wiem może chodzi o to że dziewiątego dnia od naszego przybycia zdarzy się coś. Jesteśmy już tu czwarty dzień, a jedyny dostęp do morza jest w Khorinis które jest w rękach magów wody... Trzeba o tym powiedzieć pozostałym. – postanowił Jodełko i wyszedł z pokoju.
Zamknął drzwi zrobił kilka kroków. Nagle źle się poczuł podparł się ręką o barierkę. W głowie zaczęło mu się kręcić. Teraz już zupełnie stracił równowagę, całym ciałem oparł się o barierkę. Poczuł że się przechyla, ostatkiem sił próbował jeszcze stanąć o własnych siłach lecz to mu się nie udało. Słyszał w głowie jakiś głos, ktoś coś do niego mówił ale on go nie rozumiał. Wypadł przez ogrodzenie i zleciał kilka metrów w dół, wprost na stół przy którym siedzieli Seba, Zadzior i Ozi.
-O ku*wa! Jodełko co ty robisz? – wrzasnął Seba szturchając towarzysza po ramieniu Lecz Jodełko nie ruszał się.
-Zanieśmy go do pokoju. - rozkazał Zadzior. Jodełko zaczął ruszać ręką i coś mamrotać do siebie.
-Jodełko kontaktujesz już? – krzyknął mu Seba do ucha.
-Dobra Seba i Ozi zostańcie tutaj, a ja go zaprowadzę. – powiedział Zadzior.
-Yes sir! – odpowiedział Seba salutując. Zadzior wziął towarzysza pod pachę i
poprowadził na górę. W pokoju Edgar opowiedział Zadziorowi wszystko co mówił Kacperex który teraz smacznie spał.
Tym czasem na dole zaczęła się wielka biba. Gospoda była teraz pełna, nikt już nie pamiętał co tu dzisiaj zaszło. Dwóch kolesi którzy pili tu dzisiaj od rana wyniesiono kilka godzin temu w plastikowych workach. Na stołach leżało darmowe piwsko. Orlan zadbał o panienki które tańczyły na rurach specjalnie na tą okazję wstawionych do knajpy. A ta fiesta to z okazji ślubu najemnika Wilka z farmerką Elną. Całą gospoda była wypełniona ludźmi margrabiego. „To dlatego Janosik nie mógł być dzisiaj w gospodzie” – pomyślał Seba. Para młoda jeszcze nie przyjechała mimo że na dworze zapadł już zmrok. Ozi powiedział że ślub biorą w kapliczce za farmą Onara, a to przecież kawał drogi stąd.
W końcu pod gospodę zajechała długa białą fura. Piękna srebrno-biała kareta zaprzęgnięta w 8 owiec. Zwierzęta wyhamowały i drzwi do karocy otworzyły się. Wyszła z nich para młoda. Najemnik Wilk we wspaniałej zbroi, a tuż obok niego Elna a długiej sukni ślubnej. Poszli od razu na górę, a na dole zaczęła się fiesta. Góralska kapela zaczęła przygrywać i wszyscy tańczyli. Ozi poszedł na górę, a na jego miejsce przyszedł Seba. Komandosi zamówili sobie po kuflu piwska i sączyli je przez godzinę. Potem poszło już szybciej, następne trzy kufle obalili w dwadzieścia minut. Później już nawet nie liczyli, ale piwsko lało się litrami. Kilku najemników przysiadło się do ich stolika, widać po nich że już byli nieźle wstawieni.
-Co jest chłopaczki? Jak tam się podoba impreza? – zapytał jeden z nich.
-A bardzo się podoba. – odpowiedział Zadzior.
-Ja mam na imię Lee, a to jest Gron, Dar i Buster.
-Fajnie, a ja jestem Zadzior a to jest Seba. – i podali sobie ręce.
-Nie chcecie trochę stuffu kupić? – zaproponował Dar.
-Ooo widzę że się chyba dogadamy... – uśmiechnął się Seba.
-Daj spokój Dar! A jeśli oni są z psiarni? Nie możesz proponować zioła komu popadnie. – oburzył się Gorn i walnął go w plecy.
-Z jakiej psiarni? Chłopie co ty gadasz? Za ile chcesz grama? – spytał Seba.
-Za 30 sztuk złota.
-Jebało cię?! To ja Se mogę załatwić za 20. – krzyknął Zadzior.
-No dobra to sprzedam wam wora za 25 i dorzucę jedną lufkę.
-Dawaj dwie lufki albo nie mamy o czym gadać. – powiedział Seba.
-Niech wam bęzie. - Dar wyciągnął z kielni kawałek papieru, rozwinął go. W środku było dużo zielska, na oko jakieś 7 gramów. Rozdzielił nożem działkę i przesypał do wora. Zadzior wyciągnął odliczoną gotówkę i dokonali transakcji.
-Miło się z wami interesy robi. – powiedział Dar.
-Ty koleś ale jak tam jest więcej majeranku albo jak w czymś namoczyłeś to zioło to znajdę cię i zabiję. – zagroził Seba.
-Spoko koleś wyluzuj, to najczystszy towar w całym Khorinis. – bronił się Dar.
Komandosi wyżłopali jeszcze dwa kufle w towarzystwie najemników. Porozmawiali sobie jeszcze o różnych pierdołach. Po czym Buster i Dar odeszli od stolika.
-Zadzior to idziemy wypalić to zielsko? – zaproponował Seba.
-Poczekaj jeszcze mam piwo, zaraz wypije i pójdziemy.
-O ku*wa! Skąd my zapalniczkę weźmiemy?! – wrzasnął Seba.
-O wpizdu. No i co teraz?
-Leć do Biedronki! Hahaha... – zażartował Seba.
-Aleś ty dowcipny.
-To czym zgrzejemy lufki?
-Jeśli chcecie pożyczę wam świeczkę. – powiedział Lee, i wyciągnął z kieszeni malutki
kawałek świecy. Miała już wypalony knot, widać że była już nieraz używana.
-O dzięki stary ratujesz nam życie. – powiedział Zadzior.
-To idziemy już?
-No to idziemy. – mówiąc to Zadzior wziął ostatni łyk piwa i wyzerował kufel.
Zostawili naczynia na stole i skierowali się do wyjścia. Zadzior zachwiał się, złapał się Seby i obaj wylądowali na ziemi. Leżąc tak zaczęli się obaj śmiać jak poj**ani.
- Wstawać ciecie! – krzyknął ktoś. Wstali i chwiejnym krokiem poszli dalej. Podeszli do lady i odpalili świecę od świecznika. Po czym wyszli z budynku.
Przed wejściem stało kilku ludzi. Komandosi skierowali się w lewo, zrobili kilka kroków i stanęli pod ścianą przy sośnie.
-O ja pier**le. – przeklną Seba.
-Co znowu?
-Świeczka zgasłą.
-To biegnij i zapal ją. Seba zrobił tak jak mu powiedział Zadzior. Biegł śladem węża,
potknął się o jakiś płotek i przewrócił się. Świeczka wypadłą mu z ręki i klęcząc na ziemi szukał jej. W końcu zniechęcony poszukiwaniami w ciemności wstał i pobiegł dalej. Nagle zza rogu wyszedł jakiś koleś. Seba wpadł na niego i odbił się. Komandosa zarzuciło do tyłu, wyciągną pistolet i wycelował nim w gościa, bez wahania nacisnął spust. Zapomniał że nie ma już żadnych naboi, zdenerwowany cisnął bronią w pobliskie krzaki. Nim się obejrzał tego kolesia na którego wpadł już nie było. Wlazł do środka i podszedł do lady. Chwycił za świecznik i wybiegł.
-Hej człowieku wracaj tu z tym świecznikiem. – wołał za nim Orlan. Seba biegł dalej
nie obracając się za siebie. Z siedmiu świec jakie znajdowały się w świeczniku doniósł tylko dwie w tym jedna się jeszcze paliła.
-No nareszcie! Ile ja mam tu na ciebie czekać?! – wrzasnął Zadzior.
W końcu zaczęli palić zioło. Seba trzymał świecznik a Zadzior nabił lufkę i wziął macha. Tak się zaciągnął że się przewrócił.
-Ku*wa połamałeś lufkę! Idioto! – krzyknął Seba. Zadzior już nie był w stanie się
podnieść i Seba musiał sobie sam radzić. Trzymanie świecznika i nabijanie lufki to nie taka łatwa sprawa, w dodatku że był już nieźle wstawiony. Obaj wypili po kilka litrowych kufli piwa.
-Ide siku. – wymamrotał pod nosem Zadzior, po czym wstał i zaczął sikać. Mocz ciekł
mu po spodniach. Gdy skończył położył się powrotem na trawie i zasnął. Seba natomiast przystąpił do zgrzewania lufki. Zaciągnął się – O ja pie**ole zrobiłem kometę, tyle stuffu zmarnowałem. – powiedział sam do siebie. Nabił lufe ponownie i tym razem pięknie się sztachnął. Poczuł się szczęśliwy, jak jeszcze nigdy w życiu.
-Zadzior, Zadzior wstawaj idziemy na polowanie. – zaczął budzić towarzysza
szturchając go po ramieniu, gdy ten nie budził się Seba wstał i pobiegł do lasu. – Zaraz upoluję jakiegoś dzika. – mamrotał do siebie, poczym zaczął śpiewać: „ zastrzelić indianina, to pomysł nie jest zły...”
Tym czasem Jodełko poczuł się już dużo lepiej i zwabiony zachęcającymi dźwiękami dochodzącymi z dołu poszedł tam z Edgarem. Ozi został i pilnował śpiącego Kacperxa.
Zeszli na dół w ucho im wpadły słowa piosenki: „Gdy widze słodyce to kwice, a łocy mi świecom jak znicze...” – to góralska kapela przygrywała znajome rytmy. Podszedł do nich jakiś Kolo z dwoma kuflami i wręczył im je. – napijcie się śmiało, dzisiaj chlanie za free. – powiedział do nich.
-Nigdzie nie widzę Seby i Zadziora. – zmartwił się Jodełko.
-Nic im nie będzie. – pocieszyło Edgar i wziął ogromny łyk piwa, opróżnił połowę
kufla. Usiedli przy barze na wysokich krzesełkach. Przysiadł się do nich Dar.
-No hej chłopaki chcecie może kupić jakieś dragi?
-A co masz? – spytał Jodełko.
-No zielsko mi się skończyło, ale mogę wam speeda opylić.
-No dobra koleś ile chcesz za tą amfę?
-Dajecie 50 sztuk złota i dojdziemy do porozumienia.
-50 mówisz? Edgar masz tyle? – zapytał Jodełko.
-Czekaj zaraz zobaczę. – odparł Edgar i przeszukał se kieszenie. Wytrzepał w końcu te
50 zeta i dał Darowi, ten w zamian podał mu kawałek sreberka pozginany w kostkę.
-Miło się z wami robi interesy.
-Nawzajem. – powiedział Jodełko.
-To co ciągniemy? – zaproponował Edgar. Rozwinęli sreberko, w środku był biały
Proszek. Edgar rozdzielił nożem na dwie kupki i ułożyli ścieżkę na ladzie.
-Ty pierwszy – powiedział Jodełko.
-Jak chcesz. – I Edgar przyłożył nos do blatu, zatkał palcem jedną dziurkę i wciągnął
całą ścieżkę, która miała ok. 10 cm długości. Podniósł głowę, nos miał cały uje**ny w amfetaminie. Teraz kolej Jodełki. Zabrał się do tego tak jak jego towarzysz i wciągnął jedną trzecią ścieżki.
-Już nie mogę! Boli mnie głowa! – oznajmił Jodełko.
-Nie no chłopie proszę cię. To daj mi wciągnął do końca. – powiedział Edgar.
-No to se weź ja już nie mogę idę do toalety. – oznajmił Jodełko i wyszedł z gospody.
Edgar wciągnął jeszcze działkę kumpla i zobaczył słonia. Wdawało mu się że przed nim stoi wielgachny różowiutki słoń Trąbalski. - „Oja cie pie*dole” – pomyślał sobie.
-Panie słoniu czy mógłbym prosić o autograf? – poprosił grzecznie Edgar.
-Ależ oczywiście kochany Edgarku. – odpowiedział śłoń.
-Dziękuję. Jest pan Panie Trąbalski moim ulubionym bohaterem. Mama mi zawsze czytała mi o pana przygodach jak nie chciałem usnąć. One były ku*wa takie nudne że jak tu nie usnąć! Czy do jasnej cholery nie mógł pan robić czegoś ciekawego tylko „słonić się” !! Odejdź ode mnie bo po prostu mnie szlag trafia jak na ciebie patrzę!!
-Oj Edgarku nie gniewaj się to ten je*any Julian Tuwim tak nazmyślał. Opowiedzieć ci kawał Edgarku? Słoń i mrówka bawili się w chowanego, mrówka wlazła słoniowi w dupsko. Słóń długo szukał mrówki i nie mógł jej znaleźć, w końcu zdenerwował się i krzyknął „Mam cię w dupie”. Wtedy mrówka wyszła i zapytała „Pobite gary, skąd wiedziałeś?”.
-Hahahahaha, dobre, hahahahaha, zajebiste hahaha – śmiał się Edgar.
W tym momencie słoń zniknął, a Edgar zasmucił się i poszedł na górę opowiedzieć o tym co widział.
-Ty jesteś naćpany w trzy dupy! – krzyknął Ozi i poklepał towarzysza po gębie. Kładź się spać obok Kacperxa! – rozkazał Ozi.
-Ale mi się nie chce spać. – odpowiedział Edgar.
-A ch*j mnie to, ściągaj skarpetki i wskakuj pod koc.
-No dobra, dobra już idę. – Edgar podszedł do regały i oparł się o niego. Zamiast rozebrać się do spania wlazł na blat i wyskoczył przez okno.
-Eeeedgar!! – zawołał za nim Ozi...


Przynajmniej juz mi nie mowicie ze czesci sa za krotkie. Te pierwsze byly na ok 2-3 strony w wordzie natomiast teraz sa na 4-5 stron wiec...
 

Kacperex

KacŚpioszek
Dołączył
26.10.2004
Posty
6508
Haha i kolejna część naszych przygód nastała
biggrin.gif

Oczywiście pierwszym faktem, jaki rzuca się w oczy, jest to, że Kacperex Life
biggrin.gif
D To jest to nie umarłem. Część ta jest bardzo sympaytczna i ciekawa. Dałeś dużo humoru a to cieszy
smile.gif

Zwałe miałem jak Jodełko i Edgar zaczeli sobie kreślić po czym nasz kolega spotkał słonia. Dobry moment też był Jak Seba zaczoł się targować o palenie
biggrin.gif

Normalnie Zadzior ty to masz pomysły.
Niestety były literówki

chcialiscie, Niech wam bęzie itp ale to klimat według mnie nie psuje.
Zadzior oby tak dalej.
 

Laska

Active Member
Dołączył
1.6.2005
Posty
1041
Z@dzior, ty to powinieneś dostać jakiegoś oskara, albo coś takiego... To opowiadanie robi się coraz zajebistrze (nowe słowo wymyśliłem
biggrin.gif
). Jak skończysz, to dopiero będzie smutno...

QUOTE (Kacperex)Część ta jest bardzo sympaytczna i ciekawa. Dałeś dużo humoru a to cieszy

Wyjąłeś mi to z ust...
biggrin.gif
A ja mam propozycję, żebyś pisał dokładnie tak, jak do tej pory: na zmianę części humorystyczne i sensacyjne. Sądzę, że tak będzie najlepiej.
 

Lord Sado

Member
Dołączył
12.8.2005
Posty
398
Sorry że się dopiero teraz włączam, przeczytałem wszystkie części i to jest... zajebiste x5
biggrin.gif
. Super było z tym ananananasem
tongue.gif
. Humor jest na fula, dobre było też jak Edgar Wyleciał przez okno, pisz szybciej bo jest super. Nota to 12/10.
Ps. może dodasz kilku nowych bohaterów
smile.gif
.
 

Isgaroth

Member
Dołączył
7.7.2005
Posty
131
Opowiadanie jest zajefajne. Wszystkie części są bardzo ciekawe i zawierają właściwy tego typu opowiadaniom humor. Są też całkiem sympatyczni bohaterowie oraz wciągająca fabuła i ciekawe opisy walk (co prawda trochę ich mało, ale jednak są).

QUOTE -Jak chcesz. – I Edgar przyłożył nos do blatu, zatkał palcem jedną dziurkę i wciągnął
całą ścieżkę, która miała ok. 10 cm długości. Podniósł głowę, nos miał cały uje**ny w amfetaminie. Teraz kolej Jodełki. Zabrał się do tego tak jak jego towarzysz i wciągnął jedną trzecią ścieżki.
-Już nie mogę! Boli mnie głowa! – oznajmił Jodełko.
-Nie no chłopie proszę cię. To daj mi wciągnął do końca. – powiedział Edgar.
-No to se weź ja już nie mogę idę do toalety. – oznajmił Jodełko i wyszedł z gospody.
Edgar wciągnął jeszcze działkę kumpla i zobaczył słonia. Wdawało mu się że przed nim stoi wielgachny różowiutki słoń Trąbalski. - „Oja cie pie*dole” – pomyślał sobie.
-Panie słoniu czy mógłbym prosić o autograf? – poprosił grzecznie Edgar.
-Ależ oczywiście kochany Edgarku. – odpowiedział śłoń.
-Dziękuję. Jest pan Panie Trąbalski moim ulubionym bohaterem. Mama mi zawsze czytała mi o pana przygodach jak nie chciałem usnąć. One były ku*wa takie nudne że jak tu nie usnąć! Czy do jasnej cholery nie mógł pan robić czegoś ciekawego tylko „słonić się” !! Odejdź ode mnie bo po prostu mnie szlag trafia jak na ciebie patrzę!!
-Oj Edgarku nie gniewaj się to ten je*any Julian Tuwim tak nazmyślał. Opowiedzieć ci kawał Edgarku? Słoń i mrówka bawili się w chowanego, mrówka wlazła słoniowi w dupsko. Słóń długo szukał mrówki i nie mógł jej znaleźć, w końcu zdenerwował się i krzyknął „Mam cię w dupie”. Wtedy mrówka wyszła i zapytała „Pobite gary, skąd wiedziałeś?”.
-Hahahahaha, dobre, hahahahaha, zajebiste hahaha – śmiał się Edgar.
W tym momencie słoń zniknął, a Edgar zasmucił się i poszedł na górę opowiedzieć o tym co widział.

To był jeden z najlepszych momentów w tej części. Jak go przeczytałem, to zacząłem się tarzać ze śmiechu
tongue.gif
 
Do góry Bottom