Wziolem sobie do serca to co mowiliscie ze te rozdzialy sa za krotkie. Teraz jest ponad dwa razy dluzszy. Ale wiecie przeciez ze im dluzsza czesc tym dluzej tzreba bedzie na nia cekac.
Spali tylko kilka godzin, wczesnym rankiem wszyscy wstali. Zadzior opowiedział im o Klapauciuszu i czerwonych oczach w ciemności.
-Ty chcesz mnie jeszcze bardziej zdołować. – rzekł oburzony Seba
-Po co ta gatka? Chcesz żebym czuł się bardziej winny jego śmierci? To dobra udało ci się, ale już przestań!
-Tu nie chodzi o ciebie. Mowie wam jak było. Po prostu trzymajmy się razem i nie mówmy za dużo obcym. – zaproponował Zadzior.
-Ani trochę Ci nie wieże. – odparł Seba
-Musicie mi uwierzyć. Jeśli tego nie zrobicie może ktoś jeszcze z nas zginąć.
-Grozisz mi? – zapytał Seba
-No co ty. Staram się was ostrzec.
-Sam nie wiesz przed czym chcesz nas ostrzec! – powiedział Seba
-Na wszelki wypadek trzymajmy się razem – rzekł Kecperex
-Nie. Powinniśmy się rozdzielić. – zaproponował Jodełko
-Co? Po co chcesz się rozdzielać? – spytał Zadzior
-Obawiasz się że Robin i reszta nie tymi za kogo się podają. Mogą nas pokonać jeśli zajdą nas od tyłu. Jeśli dwóch z nas będzie szło jako ostatni to nikt ich z tyłu nie zajdzie. Będziemy mieli widok na to co się dzieje z przodu i jeśli będą próbowali zaatakować pozostałą dwójkę to zdążymy w poje ich ostrzec. – powiedział Jodełko
-To może być dobry pomysł. Zróbmy tak. – odparł Kecperex
-Dobra to ja z Jodełkiem pójdziemy w środku a wy pójdziecie jako ostatni, tylko nie wyprzedzajcie nikogo! – rozkazał Zadzior.
Wtedy drzwi do pomieszczenia otworzyły się, stanął w nich Edgar.
-Chodźcie na śniadanie, zaraz wyruszamy po waszego kolegę.
-Już idziemy – powiedział Jodełko
Zeszli szyscy po schodach na dół gdzie mieściła się kuchnia. Ozi, Edgar i Blizna już siedzieli przy stole a na nim było przygotowane do spożycia jadło.
-Gdzie jest Seba? – zapytał Kacperex.
-Chyba został na górze pójdę po niego – zaproponował Jodełko Wszedł po schodach a
potem do sypialni.
-Co ty tu ro....
-Ciiii. – szepnął Seba
-Podejdź tu. - Jodełko podszedł do Seby.
-Co jest? – zapytał
-Spójrz przez tą dziurę – powiedział wskazując na szparę w murze. Jodełko zbliżył się
i zajrzał do dziurki. Zobaczył tam RobinHooda i Hukorna. Rozmawiali o czymś. Jodełko wsłuchał się bardziej w to co oni móią.
-Pójdziemy przez las a im się powie że na drodze mogą być rycerze którzy uch szukają. – powiedział Hokurn
-Myślisz że nie będą nic podejrzewać? – zapytał cichym głosem Robin
-Po za tym w lesie jest Brago ze swoimi ludźmi, pójdzie gładko jak po maśle.
-Ilu ich będzie?
-Nie wiem. Pewnie nie mniej niż tuzin. Brago nie może sobie pozwolić na ryzyko.
-Kiedy oddasz mi moją część złota?
-Jak przyjdzie odpowiednia na to pora. Teraz już idź na śniadanie. – rozkazał
RobinHood. Gdy tylko Hokurn oddalił się Robin wyciągnął coś z kieszeni. To była chyba jakaś sakwa. Podszedł do drzewa, wykopał ręką niewielką dziurę i wsadził do niej woreczek. Potem poszedł tą sama drogą co Hokurn przed chwilą.
-Co o tym sądzisz? – zapytał Seba
-Zadzior miał rację, oni coś knują.
-Ale Vatras....
-Co Vatras, przecież Klapauiusz mówił żebyśmy nie ufali nikomu. To dlaczego mamy ufać Vatrasowi? – przerwał mu Seba.
-Może masz rację. Chodźmy teraz na śniadanie bo jestem cholernie głodny – rzekł Jodełko.
Gdy weszli do kuchni Hokurn i RobinHood siedzieli już przy stole.
-Skarpetki mi się gdzieś zapodziały, ale już je znalazłem – powiedział Seba do Zadziora.
-Co to jest? – spytał Seba pokazując ręką na stół.
-Spróbuj, bardzo dobre – odparł Kecperex
-Ale ja się pytam co to jest?
-To jest udziec kretoszczura, Blizna dziś go upolował – oznajmił Edgar
-Udziec czego? Paszczura?
-To taka tutejsza świnia – powiedział Kecperex.
Siedziali i jedli tak w milczeniu dłuższą chwilę.
-Do klasztoru pójdziemy lasem. Będzie szybciej, a na drodze mogą być patrole, Lord Vader na pewno wysłał swoich ludzi żeby was znaleźli. Nie możemy ryzykować – rozpoczął rozmowę RbinHood. Seba i Jodełko popatrzyli się na siebie z niepokojem.
-W lesie czai się wiele niebezpieczeństw, jeśli będziemy trzymać się razem to nic nam się nie stanie. Do klasztoru wyruszymy w południe, a za chwilę zejdziemy ścieżką na plaże gdzie prawdopodobnie leży wasz martwy kompan.
-Hokurn i Blizna zostaniecie w latarni my wrócimy na kilka godzin. – rozkazał Robin
-Przyszykujemy wszystko do drogi. – oznajmił Hokurn
-To wszyscy już zjedli? No to ruszamy. Weźcie jeszcze ekwipunek i za pięć minut spotykamy się przed latarnią. – rzekł RobinHood.
Komandosi weszli z powrotem do sypialni. Jodełko zamknął drzwi.
-Słuchajcie, Słyszeliśmy z Jodełką rozmowę Robina i tego Hokurna. Zadzior miałeś rację, Oni naprawdę coś knują, a my Ci nie uwierzyliśmy, przepraszam. Mówili że w lesie czeka na nich jakiś Brago ze swoimi ludźmi. On im chyba zapłacił żeby nas do nich przyprowadzili. – powiedział Seba.
-Teraz musimy być naprawdę bardzo ostrożni. Uważajcie na siebie żołnierze. Powiedział Zadzior
-Potrafimy o siebie zadbać – oznajmił Kacperex z lekkim uśmieszkiem na twarzy.
-Może powinniśmy już zejść na dół? – zauważył Jodełko
-Masz rację. Chodźmy już. – rzekł Kecperex. Po czym wyszli z pomieszczenia i wyszli
z budynku. Na zewnątrz czekali już Robin, Edgar i Ozi.
-A dłużej nie mogliście zbierać? Już moja żona szybciej się ubiera niż wy. – powiedział Ozi.
-Szukaliśmy karabinów – odparł Jodełko. Ozi zamilkł, widać było po nim, że nie ma
pojęcia o jakie karabiny chodzi. Robin szedł pierwszy za nim szedł Edgar, potem Jodełko i Zadzior, następnie Ozi a na końcu Kacperex i Seba. Robin prowadził ich przez niewielki zagajnik. Potem wyszli na polanę. Zbliżali się do krawędzi urwiska. Po czym prowadzący zniknął. Zadzior pomyślał że spadł podobnie jak Klapauciusz, ale jak podeszli bliżej zobaczyli że RobinHood stoi cały i zdrowy na półce skalnej. Dalej prowadziła bardzo wąska ścieżka. Schodzili w dół kilkanaście minut. W końcu wyszli na plażę. Na wprost ich było morze, oni jednak skręcili w lewo i szli wzdłuż skał. Rozglądali się lecz ciała towarzysza nigdzie nie było widać. W pewnym momencie Edgar coś zauważył:
-Hej! Chodźcie tu! – zawołał. Wszyscy zlecieli się do niego. Na piasku była duża
plama krwi. Nigdzie jednak nie było zwłok.
-Spójrzcie tu! – powiedział Seba
-Tu są ślady. Ktoś chyba przenosił ciało.
-No proszę kogo my tu mamy? Czego szukacie na mojej plaży? – usłyszeli głos zza pleców.
-Kim jesteś? Nie mam zwyczaju rozmawiać z nieznajomymi – powiedział Kacperex
-Jestem Jack Sparrow, dowódca miejscowych piratów. To jest Greg, Skip, Angus, Gordon i Filip. – oznajmił pokazując ręką na mężczyzn stojących za nim.
-RobinHood. Ty stary draniu! Czego tu szukasz? Może kolesia który w nocy spadł prawie nam na głowę.
-Znacie się? – spytał Seba
-Tak, znamy i to od bardzo dawna.... – nie skończył Jack.
-To stare dzieje, nie powinniście się tym interesować – odparł Robin.
-Dlaczego? Chętnie wysłuchamy tej historii. – podpuścił go Jodełko. W tym momencie
Robin podszedł do pirata, wyciągnął ręką sztylet który miał z tyłu i wbił go Jackowi w brzuch. Nikt nie zdążył nic powiedzieć. Wtedy Greg sięgnął po kordelas, Filip i Angus zrobili to samo. Ozi ściągnął łuk z pleców, założył szybko strzałę na cięciwę i strzelił w kierunku Filipa. Strzałą utkwiła głęboko w ciele wroga. Skip z daleka oddał celny strzał do Zadziora, jednak pocisk nie przebił kamizelki kuloodpornej. Gordon miał w ręku coś co przypominało pistolet, wycelował do Kacperxa i wypalił. Komandos odczuł ból. Złapał się za brzuch i powiedział: „Oż ty gnoju”. Po czym wycelował z M4 w Gordona i oddał krótką seryjkę do niego. Pirat po telepał się trochę i przewrócił się. Edgar walczył na miecze z Gregiem. Swojak wyraźnie przegrywał. Najpierw oberwał rękojeścią kordelasa po twarzy, następnie pirat kopnął do w zgięcie kolana. Wykonał pchnięcie ale Edgar uniknął ciosu. Greg drugą ręką zamachnął się i powalił przeciwnika na ziemię. Już miał go dobić kiedy w jednej z jego rąk utkwiła strzała. Edgar spojrzał za siebie i zobaczył Oziego opuszczającego łuk. Angus mocował się z RobinHoodem. Kilka ciosów i człowiek z buszu leżał na piasku. Wtedy podleciał Edgar już miał sieknąć Angusa kiedy to właśnie on był adresatem ciosu. Filim rozciął mu ramię. Teraz miał pchnąć ale nie zdążył. Strzała Oziego byłą szybsza. Trafiła go w krtań. Krew trysnęła na Edgara. Angus zaczął uciekać, Skip i ranny Greg zrobili to samo. Pobiegli w kierunku morza. Wsiedli do łódki i odpłynęli w siną dal.
-Edgar! Nic ci nie jest? – zapytał Ozi.
-Nie, to tylko draśniecie, nic mi nie będzie . – odparł
-Dlaczego go zabiłeś ty sukinsynu? – wrzasnął Zadzior do RobinHooda.
-To stare porachunki, on wyrządził mi kiedyś straszna krzywdę, zabił bliską mi osobę. – odparł.
-Tak jasne. – szepnął Jodełko do Zadziora.
-Przeszukajmy ten namiot. - zaproponował Kacperex.
Zbliżyli się ostrożnie, w środku mogli być jeszcze piraci. Komandosi zbliżali się celując w wejście do namiotu. Jakby miał ktoś stamtąd wybiec. To do tego namiotu prowadziły ślady od wielkiej plamy krwi. „Może Klapauciusz jest w ty namiocie?” – pomyślał sobie Zadzior. Jodełko wszedł do środka. Stała tam tylko wielka, podłużna skrzynia. skrzynia. Jodełko zbliżył się i zepchnął wieko skrzyni. To była trumna, w środku leżał martwy Klapauciusz. Miał połamane wszystkie żebra, zmasakrowaną twarz.
-O Boże – wydusił z siebie Seba
-Piraci chcieli chyba go pochować – oznajmił Jodełko.
-Jodełko weź zamknij tą trumnę – powiedział Zadzior.
-Wykopmy dziurę. – zaproponował Kacperex. Poza namiotem leżały trzy łopaty. Ozi,
Zadzior i Seba wzięli po jednej. Wyszli z namiotu, udali się jak najdalej od morza czyli pod skały, niedaleko miejsca gdzie spadł Klapauiusz., już tam piasek mieszał się z normalną ziemią, a gdzieniegdzie rosły kępki trawy. Zaczęli kopać. Byli sami. Reszta buszowała jeszcze przy namiocie.
-Ozi, ty też nie znasz za dobrze RobinHooda. Co o nim myślisz? – wypalił w pewnym momencie – Seba
-On mi się nie podoba, gdyby nie to że Vatras nas do nich wysłał to nigdy w życiu bym się z nim nie zadawał. Ale on zna doskonale wszystkie tutejsze tereny, potrzebujemy go.- odparł Ozi.
-Co wiesz o nim? – spytał Zadzior
-Nie wiele, a on sam nic o sobie nie mówi. Słyszałem jednak jak rozmawiał z Blizną. Oni robią jakieś ciemne interesy z bandytami. Zanim wy się pojawiliście do latarni weszła wiewiórka, Robin złapał ją w końcu nadział na miecz i trzymał ją nad ogniskiem aż spłonęła.
-Sadysta jeden. On tak mnie wk***ia. Zabijmy go i będzie spokówj. Blizna i Houkurn nam późnije pomogą trafić do klasztoru. – zaproponował Seba.
-Z chęcią bym go zabił – powiedział Zadzior.
-Nie możemy! To że on nam się nie podoba to nie jest od razu powód żeby go zabijać. Co jeśli on po prostu jest taki z charakteru? - oznajmił Kacperex
-Poczekamy jeszcze trochę, będziemy go obserwować i decyzję podejmiemy później.
Ani się obejrzeli a dół był już odpowiedniej głębokości
-Hej dawajcie tu tego denata – zawołałł Ozi do RobinHooda i do Jodełki. Przytachali oni w końcu tą trumnę i zakopali.
-No teraz to musimy już wracać. Niedługo południe, a żeby zdążyć przed nocą do klasztoru to musimy wyruszyć niebawem – rzekł RobinHood
Zmierzali już do skalnej ścieżki kiedy zobaczyli cztery łodzie płynące w ich kierunku, na każdej było po sześciu mężczyzn. Już dobili do brzegu i zaczęli biec w ich kierunku.
-To piraci! Sprowadzili posiłki! – krzyknął Zadzior
-Edgar jesteś ranny trzymaj się z tyłu. – powiedział Ozi, a sam założył strzałę na
cięciwę łuku. Komandosi wycelowali w przybiegających wrogów, o dziwo tamci tez
mieli pistolety. Zadzior wystrzelił z granatnika, trzech wrogów zginęło. Kacperex wycelował, i strzelił, pirat dostał w głowę. Jodełko strzelał krótkimi seryjkami, kolejni przeciwnicy padali martwi. Piraci zbliżyli się już i zaczęli strzelać z pistoletów. Kilka pocisków trafiło w Sebe, jednak jego kamizelka nie dopuściła do śmierci. Ozi strzelał z łuku, już zabił dwóch piratów, teraz byli już zbyt blisko, trzeba się przerzucić na broń w zwarciu. Robin ściął jednego, drugiego pchnął mieczem, z trzecim już się pomęczył dłużej. Pirat parował jego ciosy dopiero chwila nieuwagi z jego strony i stracił życie. Dwóch podeszło do rannego Edgara, sojusznik wykonał unik i zadał cios, ostrze świsnęło po brzuchu nieszczęśnika. Drugiemu już nie umknął, miecz gładko wsunął się w jego ciało. Edgar padł ciężko ranny na piasek. Zadzior rozstrzelał kolejnych trzech, czwartego zaś uderzył kolbą w twarz, leżącego na ziemi pirata postrzelił w głowę. Nagle poczuł mocne uderzenie w plecy. Obrócił się, to jakiś pirat zadał mu cios. Kamizelka po raz kolejny ratuje żucie komandosom.
Jodełko spojrzał na skalną ścieżkę którą tu przyszli, w dół zbiegali po niej Blizna i Hokurn. Ten drugi trzymał w rękach kuszę gotową do wystrzału. W pewnym momencie przykucnął, wycelował i wystrzelił. Kolejny pirat padł. Blizna już był na plaży, Podbiegł do pirata, złapał go za głowę i odchylił do tyłu, poczym podciął mu gardło małym nożykiem. Dwóch przeciwników skierowało się do Blizny. Jednego rzucił nożem w szyję, tym samym którym przed chwilą podcinał gardło. Drugiego już wykończył mieczem. Schylił się i odrąbał mu rękę, następnie kopnął w drugą i wytrącił przeciwnikowi broń. Jeszcze tylko jedne pchnięcie i przy życiu został już tylko jeden pirat.
Całą ósemka naszych okrążyła wroga. (Edgar leżał ranny na ziemi).
-Nie zabijajcie mnie! Błagam! – szlochał pirat
-Jak masz na imię? – zapytał Zadzior
-Jestem Francis, nie zabijajcie mnie.
-Dlaczego nie mielibyśmy cię zabić? – spytał Kacperex
-Bo, bo mogę wam coś powiedzieć o... – mówił drżącym głosem Francis, wyraźnie było widać że patrzy ze strachem na RobinHooda.
-... O nim. – wskazał na Robina.
-Dość tego, gnoju, koniec z tobą – wrzasnął RobinHood
-Zostaw go! – odkrzyknął Seba podnosząc karabin. Obydwaj mieli obnażoną broń.
-Rusz go tylko to cię zabiję. - zagroził Seba.
-Wiesz, jakoś się ciebie nie boję. – odparł drwiącym głosem.
-Spróbuj tylko to się przekonasz.
Mam nadzieje ze sie podobalo.
NIE CHCACY DWA RAZY NAPIOSALEM TO SAMO, SORKI WIELKIE ,PROSZEDJAKIEGOS MODA O USUNIECIE JEDNEGO POSTA.