- Dołączył
- 1.5.2005
- Posty
- 1339
Prolog
Mała może pięcioletnia dziewczynka biegnie przez płonące ulice. Nie wie gdzie jest, nie wie, co się stało z jej rodzicami…Kazali jej uciekać, kierować się do Seminarium. Ale dlaczego? Dlaczego jest sama? Dlaczego nikt jej nie przychodzi z pomocą? Biegnie na oślep, jak najdalej od pożaru, od śmierci, od trupów. Nagle wpada na jakiegoś człowieka. Chce krzyczeć, ale nie może. Nieznajomy chce ją podnieść, ale ona opiera mu się w milczeniu ze wszystkich sił. Mężczyzna musi siłą podnosić ją z ziemi i teraz niesie przez zgliszcza i błoto, jak bezwładny przedmiot.
Nieznajomy ma na sobie brunatną opończę z kapturem, który zasłania jego twarz. Cierpki zapach dymu unosi się w powietrzu. Znajdują się w jakimś ciemnym i suchym miejscu gdzieś pod miastem.
Dziewczynka ściska w palcach kawałek swego ubranka, uparcie patrząc w ziemię. Kątem oka widzi druga postać w identycznej opończy, wysoką i postawną.
- Kto to jest?
- Nie wiem, Opiekunie Orlandzie. Znalazłem ją przed Seminarium.
- popatrz na mnie,dziecko.
Dziewczynka nie rusza się. Jej palce zaciskają się jeszcze mocniej na tkaninie. Nieznajomy chce ją chwycić, ale Opiekun powstrzymuje go krótkim rozkazem.
- Popatrz na mnie, mała. – prosi nieoczekiwanie łagodnym głosem.
Ona wciąż się nie rusza. On powoli podchodzi do niej, klęka i bierze w palce jej delikatny dziecinny podbródek. Ona podnosi ku niemu twarz. Jego uważne spojrzenie dostrzega świetlisty promień dwojga błękitnych oczu, w których igrają czerwone błyski.
Zaskoczony, omal się nie przewraca.
Dziewczynka widzi twarz mężczyzny o dumnym nosie i mocno zarysowanych wargach.
Widzi jego zaskoczenie.
Rozdział I
Była ciemna, bezksiężycowa noc w pierwszym tygodniu października. Dokuczało srogie zimno, wicher dął potężnie. Zima w tym roku przyjdzie wcześniej niż zazwyczaj.
Dzielnica mieszkalna Shorbey w Dor Feafort pogrążona była we śnie i tylko wesołe wrzaski z gospody „Pod szczurem i garnkiem” mąciły ciszę. Coś czarnego przemknęło po dachu gospody, szybko i zwinnie niczym kot.
Sever bez problemu zeskoczyła z dachu na wąską ulicę wolnym krokiem podeszłą do bocznych drzwi lombardu. Zastukała w nie trzy razy i po chwili rozległy się kroki. Drzwi otworzyły się i stanął w nich gruby właściciel.
- Mam nadzieje, że tym razem przyniosłaś coś lepszego niż ostatnio – rzekł do niej szeptem.
Nie mógł jednak przestać wpatrywać się łakomym wzrokiem w worek, który trzymała.
- Powinno ci się spodobać – odparła.
Barbarossa, właściciel lombardu, wpuścił ją do środka. Zachowując kamienną twarz, Sever wyłożyła zawartość torby na ladę. Barbarossa pochylił się, lepkimi palcami uniósł najpierw złoty medalion, potem srebrne bransolety, wreszcie naszyjnik z pereł. Obracał je we wszystkie strony, a Sever nie spuszczała z niego wzroku.
- No dobrze, widzę tutaj dość ładne rzeczy – rzekł paser. – Podobają mi się, dlatego proponuje Ci…sto tysięcy. Tylko, dlatego, że Cię lubię.
- Nie- powiedziała Sever patrząc mu prosto w oczy. – Pięćset tysięcy albo nie mamy, o czym gadać.
Na moment Barbarosse dosłownie zatkało.
- Czyś ty oszalała?! – ryknął. – Ja Ci tu daje taką hojną propozycję, a ty stawiasz jakieś niedorzeczne żądania?! Przekaż swojemu szefowi, że jeśli nadal chce robić ze mną interesy, niech mi nie przysyła bezczelnych dziewcząt!
- Jak nie to nie – odparła spokojnie Sever. – Ktoś inny to kupi.
Barbarossa pobladł nagle. Wiedział, do kogo ona pójdzie.
- Nie! Dam te pięć tysięcy! Tylko nie idź do tej wiedzmy, Spawennty!
Paser wyliczył kwotę i dał Sever. Podał jej także dwa listy.
- Do ciebie, mała. Spoko, nie otwierałem.
Sever schowała je do kieszeni i bez słowa wyszła ze sklepu.
Pierwszy list był od jej informatora w straży miejskiej i zawierał rozkład patroli na ten tydzień. Drugi list był napisany dziwnymi symbolami. Na ich widok Sever skrzywiła się, ale nie wyrzuciła listu, tylko włożyła do kieszeni.
- A jednak – dobiegł ja głos z cienia.
- To znowu ty? Przestań za mną łazić – powiedziała.
- Chciałem tylko porozmawiać. To chyba nic złego? – zapytał Opiekun Artemus.
- Ale ja nie chce. Skończyłam z wami.
Artemus zrównał się z nią w wąskiej uliczce.
- Łup był udany? – zagaił.
- A co cię to obchodzi? Szukacie nowych dochodów?
- Pytam z ciekawości.
- Taa, jasne. Daj sobie spokój….Co chciałeś?
- A jednak.
- No jednak. Szybciej nie mam czasu.
- Rada chce Cię prosić o przysługę…
- Znowu? – Sever popatrzyła na niego z ukosa.
- Tym razem to cos równie poważnego jak twoja eskapada do Khorinis. Będziesz musiała tam wrócić.
Sever zaniemówiła. Wrócić? Tam? Po co?
- Dlaczego? – zapytała.
- Chodź ze mną a się dowiesz, Sever.
Dziewczyna milczała przez chwilę. Iść za nim…Znowu im pomóc…Niby, dlaczego miałaby to robić?
Jesteście wszystkim, co mam…
Jej własne słowa.
- Dobrze, chodźmy.
Przez minione pół roku nic się tutaj nie zmieniło, tylko Pierwszy Opiekun podupadł trochę na zdrowiu. Kirdan i Orland ucieszyli się na jej widok.
- Sever… - zaczął Orland.
- Daruj sobie. Czego tym razem chcecie? – zapytała.
Opiekuni, zaskoczeni jej oschłą odpowiedzią, popatrzyli po sobie.
- Jest pewna rzecz, która musisz dla nas pozyskać. To obraz, „ Alchemik”.
„Alchemik”? Zaraz, znała ten obraz. Jako dziecko wiele razy go widziała. Ale gdzie on teraz jest skoro ma go odzyskać?
- Słucham dalej – powiedziała.
- Ten obraz znajduje się w posiadanu Vatrasa, pamiętasz go jeszcze?
Skinęła głową.
- Możesz go odzyskać? To dla nas ważne.
- Pytanie : Po co wam ten obraz?
Opiekun Orland popatrzył na nią uważnie.
- Posłuchaj, Sever. Wiem, że nasze wzajemne relacje nie układają się najlepiej. Masz do nas żal, to zrozumiałe, ale proszę, pomóż nam. Rozumiem twoje obawy, ale tylko ty nam pozostałaś…
Sever rozszerzyła oczy ze zdziwienia, bo coś do niej dotarło. Opiekuni mieli kłopoty! I to najwyraźniej poważne.
- Dlaczego sądzicie, że wam pomogę, co? – zapytała.
- Bo jesteśmy wszystkim co masz, Sever – odparł spokojnie Kirdan. – Sama tak napisałaś w liście, który do nas dotarł.
- Napisałam także, że wiele przeszłam chroniąc wasze tajemnice. Nie ufam wam.
- Naprawdę nam nie ufasz? – zapytał niewinnie Orland.
Sever zaniemówiła. Czy naprawdę im nie ufa? Przecież uratowali ja wiele lat temu, dali nową tożsamość, nowy…dom. Choć czasem było ciężko, choć nieraz się buntowała, oni zawsze stali po jej stronie. Czy nie ufała Orlandowi, który zastępował jej ojca?
Jesteście wszystkim, co mam. Jesteście jedynymi ludźmi, którzy zawsze będą stać po mojej stronie. Jedynymi, którzy mnie złapią, gdy spadnę.
Uniosła głowę i spojrzała na Opiekunów.
- Ufam wam, choć nie wiem, czemu – powiedziała. – Jesteście moja…rodziną. Prócz was nie mam nikogo, więc wam pomogę.
- Sever…Dziękujemy.
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Powinnam cos jeszcze wiedzieć o mojej supertajnej misji?
- W Khorinis będzie czekać na ciebie początkujący Opiekun…
- Ma staż?
- Sever, jak ty się wyrażasz! Nie staż tylko przygotowanie do… Ech, nieważne. Opiekun będzie na ciebie czekać za miastem. Dla twoich informacji naprawiliśmy ten spaczony portal, więc nie trafisz na żadną wyspę.
- Jak się nazywa ten Opiekun?
- Opiekun Nadja.
Nadja? Dziewczyna? Posłali tam dziewczynę? Sever nawet się to spodobało. Zapowiadała się łatwa przygoda.
Sever nawet nie podejrzewała, jak bardzo się myliła...
Na razie to wstęp, od was zależy czy umieszcze resztę. Mam nadzieje że się spodoba.
Mała może pięcioletnia dziewczynka biegnie przez płonące ulice. Nie wie gdzie jest, nie wie, co się stało z jej rodzicami…Kazali jej uciekać, kierować się do Seminarium. Ale dlaczego? Dlaczego jest sama? Dlaczego nikt jej nie przychodzi z pomocą? Biegnie na oślep, jak najdalej od pożaru, od śmierci, od trupów. Nagle wpada na jakiegoś człowieka. Chce krzyczeć, ale nie może. Nieznajomy chce ją podnieść, ale ona opiera mu się w milczeniu ze wszystkich sił. Mężczyzna musi siłą podnosić ją z ziemi i teraz niesie przez zgliszcza i błoto, jak bezwładny przedmiot.
Nieznajomy ma na sobie brunatną opończę z kapturem, który zasłania jego twarz. Cierpki zapach dymu unosi się w powietrzu. Znajdują się w jakimś ciemnym i suchym miejscu gdzieś pod miastem.
Dziewczynka ściska w palcach kawałek swego ubranka, uparcie patrząc w ziemię. Kątem oka widzi druga postać w identycznej opończy, wysoką i postawną.
- Kto to jest?
- Nie wiem, Opiekunie Orlandzie. Znalazłem ją przed Seminarium.
- popatrz na mnie,dziecko.
Dziewczynka nie rusza się. Jej palce zaciskają się jeszcze mocniej na tkaninie. Nieznajomy chce ją chwycić, ale Opiekun powstrzymuje go krótkim rozkazem.
- Popatrz na mnie, mała. – prosi nieoczekiwanie łagodnym głosem.
Ona wciąż się nie rusza. On powoli podchodzi do niej, klęka i bierze w palce jej delikatny dziecinny podbródek. Ona podnosi ku niemu twarz. Jego uważne spojrzenie dostrzega świetlisty promień dwojga błękitnych oczu, w których igrają czerwone błyski.
Zaskoczony, omal się nie przewraca.
Dziewczynka widzi twarz mężczyzny o dumnym nosie i mocno zarysowanych wargach.
Widzi jego zaskoczenie.
Rozdział I
Była ciemna, bezksiężycowa noc w pierwszym tygodniu października. Dokuczało srogie zimno, wicher dął potężnie. Zima w tym roku przyjdzie wcześniej niż zazwyczaj.
Dzielnica mieszkalna Shorbey w Dor Feafort pogrążona była we śnie i tylko wesołe wrzaski z gospody „Pod szczurem i garnkiem” mąciły ciszę. Coś czarnego przemknęło po dachu gospody, szybko i zwinnie niczym kot.
Sever bez problemu zeskoczyła z dachu na wąską ulicę wolnym krokiem podeszłą do bocznych drzwi lombardu. Zastukała w nie trzy razy i po chwili rozległy się kroki. Drzwi otworzyły się i stanął w nich gruby właściciel.
- Mam nadzieje, że tym razem przyniosłaś coś lepszego niż ostatnio – rzekł do niej szeptem.
Nie mógł jednak przestać wpatrywać się łakomym wzrokiem w worek, który trzymała.
- Powinno ci się spodobać – odparła.
Barbarossa, właściciel lombardu, wpuścił ją do środka. Zachowując kamienną twarz, Sever wyłożyła zawartość torby na ladę. Barbarossa pochylił się, lepkimi palcami uniósł najpierw złoty medalion, potem srebrne bransolety, wreszcie naszyjnik z pereł. Obracał je we wszystkie strony, a Sever nie spuszczała z niego wzroku.
- No dobrze, widzę tutaj dość ładne rzeczy – rzekł paser. – Podobają mi się, dlatego proponuje Ci…sto tysięcy. Tylko, dlatego, że Cię lubię.
- Nie- powiedziała Sever patrząc mu prosto w oczy. – Pięćset tysięcy albo nie mamy, o czym gadać.
Na moment Barbarosse dosłownie zatkało.
- Czyś ty oszalała?! – ryknął. – Ja Ci tu daje taką hojną propozycję, a ty stawiasz jakieś niedorzeczne żądania?! Przekaż swojemu szefowi, że jeśli nadal chce robić ze mną interesy, niech mi nie przysyła bezczelnych dziewcząt!
- Jak nie to nie – odparła spokojnie Sever. – Ktoś inny to kupi.
Barbarossa pobladł nagle. Wiedział, do kogo ona pójdzie.
- Nie! Dam te pięć tysięcy! Tylko nie idź do tej wiedzmy, Spawennty!
Paser wyliczył kwotę i dał Sever. Podał jej także dwa listy.
- Do ciebie, mała. Spoko, nie otwierałem.
Sever schowała je do kieszeni i bez słowa wyszła ze sklepu.
Pierwszy list był od jej informatora w straży miejskiej i zawierał rozkład patroli na ten tydzień. Drugi list był napisany dziwnymi symbolami. Na ich widok Sever skrzywiła się, ale nie wyrzuciła listu, tylko włożyła do kieszeni.
- A jednak – dobiegł ja głos z cienia.
- To znowu ty? Przestań za mną łazić – powiedziała.
- Chciałem tylko porozmawiać. To chyba nic złego? – zapytał Opiekun Artemus.
- Ale ja nie chce. Skończyłam z wami.
Artemus zrównał się z nią w wąskiej uliczce.
- Łup był udany? – zagaił.
- A co cię to obchodzi? Szukacie nowych dochodów?
- Pytam z ciekawości.
- Taa, jasne. Daj sobie spokój….Co chciałeś?
- A jednak.
- No jednak. Szybciej nie mam czasu.
- Rada chce Cię prosić o przysługę…
- Znowu? – Sever popatrzyła na niego z ukosa.
- Tym razem to cos równie poważnego jak twoja eskapada do Khorinis. Będziesz musiała tam wrócić.
Sever zaniemówiła. Wrócić? Tam? Po co?
- Dlaczego? – zapytała.
- Chodź ze mną a się dowiesz, Sever.
Dziewczyna milczała przez chwilę. Iść za nim…Znowu im pomóc…Niby, dlaczego miałaby to robić?
Jesteście wszystkim, co mam…
Jej własne słowa.
- Dobrze, chodźmy.
Przez minione pół roku nic się tutaj nie zmieniło, tylko Pierwszy Opiekun podupadł trochę na zdrowiu. Kirdan i Orland ucieszyli się na jej widok.
- Sever… - zaczął Orland.
- Daruj sobie. Czego tym razem chcecie? – zapytała.
Opiekuni, zaskoczeni jej oschłą odpowiedzią, popatrzyli po sobie.
- Jest pewna rzecz, która musisz dla nas pozyskać. To obraz, „ Alchemik”.
„Alchemik”? Zaraz, znała ten obraz. Jako dziecko wiele razy go widziała. Ale gdzie on teraz jest skoro ma go odzyskać?
- Słucham dalej – powiedziała.
- Ten obraz znajduje się w posiadanu Vatrasa, pamiętasz go jeszcze?
Skinęła głową.
- Możesz go odzyskać? To dla nas ważne.
- Pytanie : Po co wam ten obraz?
Opiekun Orland popatrzył na nią uważnie.
- Posłuchaj, Sever. Wiem, że nasze wzajemne relacje nie układają się najlepiej. Masz do nas żal, to zrozumiałe, ale proszę, pomóż nam. Rozumiem twoje obawy, ale tylko ty nam pozostałaś…
Sever rozszerzyła oczy ze zdziwienia, bo coś do niej dotarło. Opiekuni mieli kłopoty! I to najwyraźniej poważne.
- Dlaczego sądzicie, że wam pomogę, co? – zapytała.
- Bo jesteśmy wszystkim co masz, Sever – odparł spokojnie Kirdan. – Sama tak napisałaś w liście, który do nas dotarł.
- Napisałam także, że wiele przeszłam chroniąc wasze tajemnice. Nie ufam wam.
- Naprawdę nam nie ufasz? – zapytał niewinnie Orland.
Sever zaniemówiła. Czy naprawdę im nie ufa? Przecież uratowali ja wiele lat temu, dali nową tożsamość, nowy…dom. Choć czasem było ciężko, choć nieraz się buntowała, oni zawsze stali po jej stronie. Czy nie ufała Orlandowi, który zastępował jej ojca?
Jesteście wszystkim, co mam. Jesteście jedynymi ludźmi, którzy zawsze będą stać po mojej stronie. Jedynymi, którzy mnie złapią, gdy spadnę.
Uniosła głowę i spojrzała na Opiekunów.
- Ufam wam, choć nie wiem, czemu – powiedziała. – Jesteście moja…rodziną. Prócz was nie mam nikogo, więc wam pomogę.
- Sever…Dziękujemy.
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Powinnam cos jeszcze wiedzieć o mojej supertajnej misji?
- W Khorinis będzie czekać na ciebie początkujący Opiekun…
- Ma staż?
- Sever, jak ty się wyrażasz! Nie staż tylko przygotowanie do… Ech, nieważne. Opiekun będzie na ciebie czekać za miastem. Dla twoich informacji naprawiliśmy ten spaczony portal, więc nie trafisz na żadną wyspę.
- Jak się nazywa ten Opiekun?
- Opiekun Nadja.
Nadja? Dziewczyna? Posłali tam dziewczynę? Sever nawet się to spodobało. Zapowiadała się łatwa przygoda.
Sever nawet nie podejrzewała, jak bardzo się myliła...
Na razie to wstęp, od was zależy czy umieszcze resztę. Mam nadzieje że się spodoba.