- Dołączył
- 1.5.2005
- Posty
- 1339
Kolejne dwa rozdziały. Miłego czytania
Rozdział VIII
Uważając, by nie zbudzić śpiącej Nadji, tajemniczy człowiek otulony płaszczem podszedł do łóżka Sever. Dziewczyna spała spokojnie, we śnie wyglądała na taka bezbronną. Bezbronna? Na pewno nie ona! Shireece Vandersaavre nie jest bezbronna, nie jest słaba.
Mężczyzna wyciągnął rękę i delikatnie dotknął jej włosów, potem policzka. Tyle lat…Zdecydowanym ruchem sięgnął do kieszeni i wyjął stamtąd jakiś woreczek. Wsypał odrobinę jego zawartości do kubka z wodą stojącego na stoliku. Shireece powinna to wypić. Shireece…dali jej nowe imię, Sever. Uśmiechnął się. Jest taka do niej podobna. Te same rysy twarzy…
Xardas miał racje.
- Może coś zjadłaś?
- Nie….
- To wypiłaś?
- Tylko wodę…
- Może jesteś w ciąży? – palnął bez namysłu Yzak i w porę się uchylił. Drewniany kubek przeleciał tuż koło jego głowy i łupnął w ścianę. Sever, pomimo złego samopoczucia, nadal rzucała celnie.
- Nie wiem, co to może być – przyznał Artemus. – Masz gorączkę, dreszcze i mdłości. Może czymś się podtrułaś?
- C-czym…- jęknęła i odwróciła się do nich plecami. – Chce mi się spać…
Zostawili ją w spokoju i zeszli do wspólnej izby. Zastali tam Lee, Bezimiennego oraz Lorda Hagena, którzy rozmawiali przy kuflu piwa.
- I jak? – zapytał Lee.
- Niewiadomo, co jej jest – rzekł Artemus.
- Powinna wypocząć ot, co. Teraz musimy zająć się sprawą tego sekretu.
Opiekun skinął głową.
- Znamy się z Sever od lat, niejedno razem przeszliśmy. Dlatego uważam, iż nie powinniśmy jej w to mieszać. Earnil posiada moc narzucania komuś swojej woli. Jest niebezpieczny – Artemus popatrzył na nich z powagą. – On wie, że Sever nie jest zwykłą dziewczyna. Pewnie widzieliście już jej czerwone oczy?
Skinęli głowami.
- Dzieje się tak, gdy jest zła. Jej siła wzrasta, staje się szybsza i bardziej niebezpieczna, ale…Sever boi się tego.
- To jakiś dar? – zapytał Hagen.
- Tak. Ojciec Sever był…nie, tego zdradzić nie mogę. Cecha charakterystyczną jej rodu była owa zmiana koloru tęczówek. Niestety nie dla samej ozdoby ten proces zachodzi. Sever może wpaść w szał.
- W szał? – Bezimienny uniósł brwi.
- Owy szał jest straszny. Sever nie pamięta, kto jest jej przyjacielem, zabija wszystkich…Boi się tego, boi się, że skrzywdzi osoby, na których jej zależy.
- A jak ten szał wygląda?
- Jej oczy są czerwone, ale puste, nie ma w nich blasku. Są jakby zamglone. Earnil wie o tym i może chcieć to wykorzystać. Nastawi ją przeciw nam. Rozumiecie teraz, dlaczego nie powinna iść z nami?
- Rozumiemy aż nad to, panie Atremusie – rzekł Hagen. – Zatem wy udacie się do tego Tunstall, tak?
- Ja na pewno nie – dodała Nadja. – Musze zostać z Sever, poza tym w mieście są ranni, a bez Vatrasa jest ciężko.
- Zatem pójdziemy my – odezwał się Lee, a Bezimienny skinął głową.- Musimy powstrzymać tego szaleńca.
- Chcecie iść ze mną? – zdziwił się Artemus.
- A jakże. W końcu to także nasza sprawa, bo ten chłystek zniszczył nasze miasto. Co nie?
Yzak uśmiechnął się. Artemus milczał przez chwilą, po czym skinął głową.
- Dobrze, ruszajmy.
Nadja zajrzała do Sever, która nadal spała. Schyliła się by podnieść z podłogi kubek, gdy nagle zmarszczyła brwi. Co to za zapach? Powąchała zawartość kubka i ściągnęła brwi.
Ktoś celowo podtruł Sever, przemknęło jej przez głowę. Ale dlaczego? Ten ktoś nie chciał jej udziału w wyprawie?
Nadja skrzywiła się. Chłopcy już wyruszyli, nie da rady ich zawrócić i podzielić się nowiną. Co robić?
Uniosła głowę. Wiedziała, co.
Dzielnica portowa ucierpiała najbardziej na skutek pożaru. Większość mieszczących się tam domów była z drewna i szybko spłonęła, pochłaniając wiele ofiar. Nadja szła jedną z uliczek i pilnie się rozglądała. Słyszała, że właśnie tutaj rozbili obóz ci ludzie, których Sever nazywała Zwiadowcami. Idąc w stronę morza ze smutkiem mijała zniszczone budynki, spalone sklepy i karczme. W końcu znalazła jednego ze Zwiadowców. Był to ten sam młody chłopak, którego nazwano mendą. Siedział on na prowizorycznej ławeczce, na kolanach miał otwartą księgę, w której cos pisał.
- Przepraszam – odezwała się dziewczyna.
- Tak? – chłopak spojrzał na nią.
- Czy jest z wami może zielarz albo znachor?
- Eee…Nie, ale tatusiek zna się na ziołach.
- Tatusiek?
- Zaprowadzę cię.
Chłopak odłożył książkę. Nadja zauważyła, że było to grube i dość zniszczone tomisko. Młodzian poprowadził ja labiryntem uliczek. Po kilkuminutowym marszu dotarli do czegoś, co kiedyś było bodajże sklepem rybnym i o dziwo, jedynym ocalałym budynkiem. Trochę z boku, na kamiennym murku siedział wysoki i dobrze zbudowany młody człowiek o ciemnych włosach i oczach. Był zajęty ostrzeniem miecza.
- Hej, tatuśku! Masz gościa! – zawołał młokos.
- Nie nazywaj mnie tak! – obruszył się ciemnowłosy, po czym spojrzał na Nadję. – Czym mogę służyć? …Ty spływaj, bratku.
Młokos zamruczał cos i odszedł.
- To jak mogę ci pomóc? – powtórzył tatusiek.
- Nie ma pan przypadkiem zioła Glar? – zapytała Nadja.
- Glar? Skąd o nim wiesz?
- Ojciec mi opowiadał, że niweczy większość trucizn. Moją przyjaciółkę podtruto i chce jej pomóc.
- Bardzo mądrze – uśmiechnął się. – Dam ci te zioła.
- Dziękuje panu!
- Nie jestem żaden pan. Nazywam się Da…
W tej samej chwili rozległ się szaleńczy śmiech i wściekły okrzyk. Na horyzoncie pojawił się młokos i inny Zwiadowca. Najmłodszy z grupy trzymał cos w ręce i śmiał się radośnie. Gonił go wściekły kompan, który miał furię w oczach.
- Oddaj to!!!! - ryknął.
- Nas nie dogoniat! – odkrzyknął młokos.
- Co za dzieci – mruknął „tatusiek”.
Z otrzymanych ziół Nadja przyrządziła napój, który zaniosła Sever. Dziewczyna początkowo nie chciała na to nawet patrzeć, ale Nadja zmusiła ja do wypicia wywaru.
- O fuj!!! – skrzywiła się Sever. – Co to jest? Błeeeeeeeeee…….
- Nie narzekaj! To antidotum!
- A-antidotum? Na co?
- Ktoś cię podtruł, ot, co – wyjaśniła Nadja.
- Podtruł? Jak…
Sever przypomniała sobie dziwny sen, który miała zeszłej nocy. Ktoś się nad nią pochylał i głaskał po włosach. Ale to tylko sen, prawda?
W dolinie panował już zmrok, gdy zaczęli wspinać się po zalesionym zboczu. W trawie migotały robaczki świętojańskie. Nad ich głowami pierwszy tej nocy nietoperz zanurkował w stado owadów. Z daleka dochodziły odgłosy dzwonków owiec, gdzieś w dolinie zakwiczała świnia.
Byli w Tunstall.
Rozdział IX
Obeszli zbocze i znaleźli się dokładnie nad willą. Opierała się o zbocze nieco poniżej miejsca, w którym stali. Wyglądała niczym dokładny plan, odwrócona do góry nogami, dokładna wersja tego, co widzieli na rycinie.
Artemus pokazał coś. Niedaleko znajdowała się bramka, a od niej odchodziły nierówne drewniane schody, prowadzące w dół ku domowi. Skinęli głowami. W milczeniu ruszyli w dół. Wzgórze porastała pożółkła trawa, karłowate drzewka i krzaki. Schody kończyły się niedaleko frontowego wejścia do budynku, do przejścia pozostały trzy metry po wysypanej białymi kamykami ścieżce. Bezimienny wyjął wytrych, chwilę pokombinował przy zamku i otworzył drzwi.
Wewnątrz panował mrok i chłód. Znaleźli się w wielkim pomieszczeniu z ogromną klatką schodową prowadzącą ku szerokiemu podestowi. Na środku podestu widniało łukowate przejście. Lee wskazał w jego kierunku i wspięli się cicho po szerokich stopniach.
Łuk wiódł na balkon, skąd roztaczał się widok na pełną wysokość domu. Podłoga wykładana była czarnymi i białymi płytami układającymi się w skomplikowany wzór. Po obu stronach Sali znajdowały się wysokie okna, przypominające te, które są w katedrach. Galeria opierała się na filarach, z których każdy wyróżniał się kształtem i ornamentem. Bezimienny wskazał w dół Sali, Lee bez słowa przytaknął.
Zeszli schodami i zawrócili ku krótkiemu korytarzykowi z otwartymi drzwiami na końcu. Przeszli przez te drzwi do wielkiej sali. Ciemność rozcinały promienie wieczornego światła wpadające przez okno, ale w oddali, pod chórem, mrok był znacznie gęstszy. W odległości trzech filarów od nich znajdował się sekret, coś, co pozostało w ukryciu przez wiele stuleci.
Boki filaru obłożone były brązowymi płaskorzeźbami. Dominująca postacią na każdym reliefie był mężczyzna, który bardzo przypominał alchemika. Yzak przykucnął przy jednym z narożników i opukiwał płaskorzeźby. Wszystkie odzywały się głęboko i dźwięcznie. Artemus usadowił się po drugiej stronie, robiąc dokładnie to samo. Bezimienny stał na czatach, a Lee rozglądał się.
- Ktoś tu najwyraźniej mieszka – powiedział cicho były generał i pokazał im płócienny worek z jabłkami.
Artemus uderzył w jedną z płaskorzeźb w trzecim rzędzie i odezwał się głuchy dźwięk.
- Jest – mruknął Opiekun.
- Przydałoby się to czymś podważyć – dodał Lee. – Wyjmiemy sekret i spadamy stąd.
- A więc o to chodziło! – rozległ się jakiś głos za nimi.
Odwrócili się błyskawicznie i ujrzeli Earnila, stojącego w drzwiach i bacznie im się przyglądającego. A potem na jego twarzy pojawił się błysk triumfu.
- Uważaj, bo cos ci zrobimy – ostrzegł Artemus.
- Tak? – Earnil roześmiał się złośliwie. – A niby, jakim sposobem?
Artemus wstał.
- Ja także władam magią.
- Co? – Earnil spojrzał na młodego Opiekuna sceptycznie.
- Chcesz się przekonać?
Lee i reszta nie wiedzieli, co Artemus wyprawiał. Przecież nie był magiem!
Earnil zaczął śpiewnie snuć jakieś zaklęcie. Artemus poznał, jakie. Młody Opiekun sięgnął do kieszeni i wyjął mały woreczek. Cisnął zawartością w twarz Earnila.
Przeciwnik podniósł rękę, ale zawartość woreczka bez trudu przeleciała przez otaczającą go srebrzysta barierę i trafiła w San d’Orie w twarz, ogarniając ją chmurą czarnego pyłu. Wszyscy zamarli na ułamek sekundy, po czym Earnil kichnął. Otworzył usta, by coś powiedzieć i znowu kichnął. Kiedy kichnął po raz trzeci, w jego oczach pojawiły się łzy.
Tymczasem Artemus sięgnął po worek, który trzymał Lee. Zamachnął się potężnie i trzasnął nim Earnila w tył głowy. Ten, runął jakby zwaliła się na niego góra. Bezimienny przedmuchał nos i spytał:
- Zwykły pieprz?
- Sprytne, co? – Artemus zamierzył się znowu i trzasnął raz jeszcze lezącego workiem po głowie.
Artemus podał Yzakowi worek i rzekł:
- Jak ruszy choćby uchem, to walnij go jeszcze raz.
Razem z Lee podeszli do filara i zdębieli. Był otwarty! Ktoś ich uprzedził!
- Straciliśmy sekret!
- Co?! – Yzak odwrócił się do nich, ignorując Earnila.
- Ktoś ukradł sekret!
Nie wiedzieli, że Earnil zaczynał dochodzić do siebie. Choć taki cios workiem jabłek powinien go powalić na kilkadziesiąt minut Earnil nie był już stuprocentowym człowiekiem. Wolno wstał i zaczął się wycofywać w stronę drzwi. Bezimienny zauważył go.
- On ucieka! – krzyknął.
Earnil skoczył do drzwi i zaryglował je od drugiej strony. Bezimienny i Lee starali się je wyłamać.
- Wy głupcy! – usłyszeli wściekły głos. – Nie trzeba było ze mną zaczynać! Przez was sekret zaginął ponownie! Przez was nie spłacę długu!
- Jakiego długu? – zapytał Artemus.
- Wkrótce się przekonacie, nędznicy! Zniszczę, zrównam z ziemią to wasze Khorinis! Nie zostanie po nim kamień na kamieniu!
- On oszalał! – szepnął Lee.
- Earnil! Przestań! Nie przywołuj tych istot! –Artemus nagle zrozumiał – Zginiesz, jeśli im nie złożysz ofiary!
Usłyszeli szaleńczy śmiech po drugiej stronie drzwi.
- O mam, czym im zapłacić! Waszymi ludźmi i mieszkańcami!
Usłyszeli jak biegnie korytarzem w stronę wyjścia. Bezimienny wyważył w końcu drzwi.
- Musimy wracać, i to natychmiast! – zażądał Lee. – Ile to czasu nam zajmie?
- Pół dnia – odparł Artemus. – Miejmy nadzieje, że Paladyni zdołają wytrzymać. Muszą wytrzymać!
- Zatem ruszajmy!
Cała czwórka wybiegła z domu i pognała zboczem w stronę dolinki. Mieli przed sobą długą drogę.
Błedy mogą być, bo word mi sie psuje. Chciałabym zapowiedzieć, że Sekret Alchemika zamknie się w X rozdziałach + epolog. Reszte umieszcze albo dziś albo dopiero jutro.
Jodełko? A czy rozumiesz słowo aluzja?
Przeczytaj raz jeszcze dokładnie.
Rozdział VIII
Uważając, by nie zbudzić śpiącej Nadji, tajemniczy człowiek otulony płaszczem podszedł do łóżka Sever. Dziewczyna spała spokojnie, we śnie wyglądała na taka bezbronną. Bezbronna? Na pewno nie ona! Shireece Vandersaavre nie jest bezbronna, nie jest słaba.
Mężczyzna wyciągnął rękę i delikatnie dotknął jej włosów, potem policzka. Tyle lat…Zdecydowanym ruchem sięgnął do kieszeni i wyjął stamtąd jakiś woreczek. Wsypał odrobinę jego zawartości do kubka z wodą stojącego na stoliku. Shireece powinna to wypić. Shireece…dali jej nowe imię, Sever. Uśmiechnął się. Jest taka do niej podobna. Te same rysy twarzy…
Xardas miał racje.
- Może coś zjadłaś?
- Nie….
- To wypiłaś?
- Tylko wodę…
- Może jesteś w ciąży? – palnął bez namysłu Yzak i w porę się uchylił. Drewniany kubek przeleciał tuż koło jego głowy i łupnął w ścianę. Sever, pomimo złego samopoczucia, nadal rzucała celnie.
- Nie wiem, co to może być – przyznał Artemus. – Masz gorączkę, dreszcze i mdłości. Może czymś się podtrułaś?
- C-czym…- jęknęła i odwróciła się do nich plecami. – Chce mi się spać…
Zostawili ją w spokoju i zeszli do wspólnej izby. Zastali tam Lee, Bezimiennego oraz Lorda Hagena, którzy rozmawiali przy kuflu piwa.
- I jak? – zapytał Lee.
- Niewiadomo, co jej jest – rzekł Artemus.
- Powinna wypocząć ot, co. Teraz musimy zająć się sprawą tego sekretu.
Opiekun skinął głową.
- Znamy się z Sever od lat, niejedno razem przeszliśmy. Dlatego uważam, iż nie powinniśmy jej w to mieszać. Earnil posiada moc narzucania komuś swojej woli. Jest niebezpieczny – Artemus popatrzył na nich z powagą. – On wie, że Sever nie jest zwykłą dziewczyna. Pewnie widzieliście już jej czerwone oczy?
Skinęli głowami.
- Dzieje się tak, gdy jest zła. Jej siła wzrasta, staje się szybsza i bardziej niebezpieczna, ale…Sever boi się tego.
- To jakiś dar? – zapytał Hagen.
- Tak. Ojciec Sever był…nie, tego zdradzić nie mogę. Cecha charakterystyczną jej rodu była owa zmiana koloru tęczówek. Niestety nie dla samej ozdoby ten proces zachodzi. Sever może wpaść w szał.
- W szał? – Bezimienny uniósł brwi.
- Owy szał jest straszny. Sever nie pamięta, kto jest jej przyjacielem, zabija wszystkich…Boi się tego, boi się, że skrzywdzi osoby, na których jej zależy.
- A jak ten szał wygląda?
- Jej oczy są czerwone, ale puste, nie ma w nich blasku. Są jakby zamglone. Earnil wie o tym i może chcieć to wykorzystać. Nastawi ją przeciw nam. Rozumiecie teraz, dlaczego nie powinna iść z nami?
- Rozumiemy aż nad to, panie Atremusie – rzekł Hagen. – Zatem wy udacie się do tego Tunstall, tak?
- Ja na pewno nie – dodała Nadja. – Musze zostać z Sever, poza tym w mieście są ranni, a bez Vatrasa jest ciężko.
- Zatem pójdziemy my – odezwał się Lee, a Bezimienny skinął głową.- Musimy powstrzymać tego szaleńca.
- Chcecie iść ze mną? – zdziwił się Artemus.
- A jakże. W końcu to także nasza sprawa, bo ten chłystek zniszczył nasze miasto. Co nie?
Yzak uśmiechnął się. Artemus milczał przez chwilą, po czym skinął głową.
- Dobrze, ruszajmy.
Nadja zajrzała do Sever, która nadal spała. Schyliła się by podnieść z podłogi kubek, gdy nagle zmarszczyła brwi. Co to za zapach? Powąchała zawartość kubka i ściągnęła brwi.
Ktoś celowo podtruł Sever, przemknęło jej przez głowę. Ale dlaczego? Ten ktoś nie chciał jej udziału w wyprawie?
Nadja skrzywiła się. Chłopcy już wyruszyli, nie da rady ich zawrócić i podzielić się nowiną. Co robić?
Uniosła głowę. Wiedziała, co.
Dzielnica portowa ucierpiała najbardziej na skutek pożaru. Większość mieszczących się tam domów była z drewna i szybko spłonęła, pochłaniając wiele ofiar. Nadja szła jedną z uliczek i pilnie się rozglądała. Słyszała, że właśnie tutaj rozbili obóz ci ludzie, których Sever nazywała Zwiadowcami. Idąc w stronę morza ze smutkiem mijała zniszczone budynki, spalone sklepy i karczme. W końcu znalazła jednego ze Zwiadowców. Był to ten sam młody chłopak, którego nazwano mendą. Siedział on na prowizorycznej ławeczce, na kolanach miał otwartą księgę, w której cos pisał.
- Przepraszam – odezwała się dziewczyna.
- Tak? – chłopak spojrzał na nią.
- Czy jest z wami może zielarz albo znachor?
- Eee…Nie, ale tatusiek zna się na ziołach.
- Tatusiek?
- Zaprowadzę cię.
Chłopak odłożył książkę. Nadja zauważyła, że było to grube i dość zniszczone tomisko. Młodzian poprowadził ja labiryntem uliczek. Po kilkuminutowym marszu dotarli do czegoś, co kiedyś było bodajże sklepem rybnym i o dziwo, jedynym ocalałym budynkiem. Trochę z boku, na kamiennym murku siedział wysoki i dobrze zbudowany młody człowiek o ciemnych włosach i oczach. Był zajęty ostrzeniem miecza.
- Hej, tatuśku! Masz gościa! – zawołał młokos.
- Nie nazywaj mnie tak! – obruszył się ciemnowłosy, po czym spojrzał na Nadję. – Czym mogę służyć? …Ty spływaj, bratku.
Młokos zamruczał cos i odszedł.
- To jak mogę ci pomóc? – powtórzył tatusiek.
- Nie ma pan przypadkiem zioła Glar? – zapytała Nadja.
- Glar? Skąd o nim wiesz?
- Ojciec mi opowiadał, że niweczy większość trucizn. Moją przyjaciółkę podtruto i chce jej pomóc.
- Bardzo mądrze – uśmiechnął się. – Dam ci te zioła.
- Dziękuje panu!
- Nie jestem żaden pan. Nazywam się Da…
W tej samej chwili rozległ się szaleńczy śmiech i wściekły okrzyk. Na horyzoncie pojawił się młokos i inny Zwiadowca. Najmłodszy z grupy trzymał cos w ręce i śmiał się radośnie. Gonił go wściekły kompan, który miał furię w oczach.
- Oddaj to!!!! - ryknął.
- Nas nie dogoniat! – odkrzyknął młokos.
- Co za dzieci – mruknął „tatusiek”.
Z otrzymanych ziół Nadja przyrządziła napój, który zaniosła Sever. Dziewczyna początkowo nie chciała na to nawet patrzeć, ale Nadja zmusiła ja do wypicia wywaru.
- O fuj!!! – skrzywiła się Sever. – Co to jest? Błeeeeeeeeee…….
- Nie narzekaj! To antidotum!
- A-antidotum? Na co?
- Ktoś cię podtruł, ot, co – wyjaśniła Nadja.
- Podtruł? Jak…
Sever przypomniała sobie dziwny sen, który miała zeszłej nocy. Ktoś się nad nią pochylał i głaskał po włosach. Ale to tylko sen, prawda?
W dolinie panował już zmrok, gdy zaczęli wspinać się po zalesionym zboczu. W trawie migotały robaczki świętojańskie. Nad ich głowami pierwszy tej nocy nietoperz zanurkował w stado owadów. Z daleka dochodziły odgłosy dzwonków owiec, gdzieś w dolinie zakwiczała świnia.
Byli w Tunstall.
Rozdział IX
Obeszli zbocze i znaleźli się dokładnie nad willą. Opierała się o zbocze nieco poniżej miejsca, w którym stali. Wyglądała niczym dokładny plan, odwrócona do góry nogami, dokładna wersja tego, co widzieli na rycinie.
Artemus pokazał coś. Niedaleko znajdowała się bramka, a od niej odchodziły nierówne drewniane schody, prowadzące w dół ku domowi. Skinęli głowami. W milczeniu ruszyli w dół. Wzgórze porastała pożółkła trawa, karłowate drzewka i krzaki. Schody kończyły się niedaleko frontowego wejścia do budynku, do przejścia pozostały trzy metry po wysypanej białymi kamykami ścieżce. Bezimienny wyjął wytrych, chwilę pokombinował przy zamku i otworzył drzwi.
Wewnątrz panował mrok i chłód. Znaleźli się w wielkim pomieszczeniu z ogromną klatką schodową prowadzącą ku szerokiemu podestowi. Na środku podestu widniało łukowate przejście. Lee wskazał w jego kierunku i wspięli się cicho po szerokich stopniach.
Łuk wiódł na balkon, skąd roztaczał się widok na pełną wysokość domu. Podłoga wykładana była czarnymi i białymi płytami układającymi się w skomplikowany wzór. Po obu stronach Sali znajdowały się wysokie okna, przypominające te, które są w katedrach. Galeria opierała się na filarach, z których każdy wyróżniał się kształtem i ornamentem. Bezimienny wskazał w dół Sali, Lee bez słowa przytaknął.
Zeszli schodami i zawrócili ku krótkiemu korytarzykowi z otwartymi drzwiami na końcu. Przeszli przez te drzwi do wielkiej sali. Ciemność rozcinały promienie wieczornego światła wpadające przez okno, ale w oddali, pod chórem, mrok był znacznie gęstszy. W odległości trzech filarów od nich znajdował się sekret, coś, co pozostało w ukryciu przez wiele stuleci.
Boki filaru obłożone były brązowymi płaskorzeźbami. Dominująca postacią na każdym reliefie był mężczyzna, który bardzo przypominał alchemika. Yzak przykucnął przy jednym z narożników i opukiwał płaskorzeźby. Wszystkie odzywały się głęboko i dźwięcznie. Artemus usadowił się po drugiej stronie, robiąc dokładnie to samo. Bezimienny stał na czatach, a Lee rozglądał się.
- Ktoś tu najwyraźniej mieszka – powiedział cicho były generał i pokazał im płócienny worek z jabłkami.
Artemus uderzył w jedną z płaskorzeźb w trzecim rzędzie i odezwał się głuchy dźwięk.
- Jest – mruknął Opiekun.
- Przydałoby się to czymś podważyć – dodał Lee. – Wyjmiemy sekret i spadamy stąd.
- A więc o to chodziło! – rozległ się jakiś głos za nimi.
Odwrócili się błyskawicznie i ujrzeli Earnila, stojącego w drzwiach i bacznie im się przyglądającego. A potem na jego twarzy pojawił się błysk triumfu.
- Uważaj, bo cos ci zrobimy – ostrzegł Artemus.
- Tak? – Earnil roześmiał się złośliwie. – A niby, jakim sposobem?
Artemus wstał.
- Ja także władam magią.
- Co? – Earnil spojrzał na młodego Opiekuna sceptycznie.
- Chcesz się przekonać?
Lee i reszta nie wiedzieli, co Artemus wyprawiał. Przecież nie był magiem!
Earnil zaczął śpiewnie snuć jakieś zaklęcie. Artemus poznał, jakie. Młody Opiekun sięgnął do kieszeni i wyjął mały woreczek. Cisnął zawartością w twarz Earnila.
Przeciwnik podniósł rękę, ale zawartość woreczka bez trudu przeleciała przez otaczającą go srebrzysta barierę i trafiła w San d’Orie w twarz, ogarniając ją chmurą czarnego pyłu. Wszyscy zamarli na ułamek sekundy, po czym Earnil kichnął. Otworzył usta, by coś powiedzieć i znowu kichnął. Kiedy kichnął po raz trzeci, w jego oczach pojawiły się łzy.
Tymczasem Artemus sięgnął po worek, który trzymał Lee. Zamachnął się potężnie i trzasnął nim Earnila w tył głowy. Ten, runął jakby zwaliła się na niego góra. Bezimienny przedmuchał nos i spytał:
- Zwykły pieprz?
- Sprytne, co? – Artemus zamierzył się znowu i trzasnął raz jeszcze lezącego workiem po głowie.
Artemus podał Yzakowi worek i rzekł:
- Jak ruszy choćby uchem, to walnij go jeszcze raz.
Razem z Lee podeszli do filara i zdębieli. Był otwarty! Ktoś ich uprzedził!
- Straciliśmy sekret!
- Co?! – Yzak odwrócił się do nich, ignorując Earnila.
- Ktoś ukradł sekret!
Nie wiedzieli, że Earnil zaczynał dochodzić do siebie. Choć taki cios workiem jabłek powinien go powalić na kilkadziesiąt minut Earnil nie był już stuprocentowym człowiekiem. Wolno wstał i zaczął się wycofywać w stronę drzwi. Bezimienny zauważył go.
- On ucieka! – krzyknął.
Earnil skoczył do drzwi i zaryglował je od drugiej strony. Bezimienny i Lee starali się je wyłamać.
- Wy głupcy! – usłyszeli wściekły głos. – Nie trzeba było ze mną zaczynać! Przez was sekret zaginął ponownie! Przez was nie spłacę długu!
- Jakiego długu? – zapytał Artemus.
- Wkrótce się przekonacie, nędznicy! Zniszczę, zrównam z ziemią to wasze Khorinis! Nie zostanie po nim kamień na kamieniu!
- On oszalał! – szepnął Lee.
- Earnil! Przestań! Nie przywołuj tych istot! –Artemus nagle zrozumiał – Zginiesz, jeśli im nie złożysz ofiary!
Usłyszeli szaleńczy śmiech po drugiej stronie drzwi.
- O mam, czym im zapłacić! Waszymi ludźmi i mieszkańcami!
Usłyszeli jak biegnie korytarzem w stronę wyjścia. Bezimienny wyważył w końcu drzwi.
- Musimy wracać, i to natychmiast! – zażądał Lee. – Ile to czasu nam zajmie?
- Pół dnia – odparł Artemus. – Miejmy nadzieje, że Paladyni zdołają wytrzymać. Muszą wytrzymać!
- Zatem ruszajmy!
Cała czwórka wybiegła z domu i pognała zboczem w stronę dolinki. Mieli przed sobą długą drogę.
Błedy mogą być, bo word mi sie psuje. Chciałabym zapowiedzieć, że Sekret Alchemika zamknie się w X rozdziałach + epolog. Reszte umieszcze albo dziś albo dopiero jutro.
Jodełko? A czy rozumiesz słowo aluzja?