Rozdział czwarty
Okrągłe, wirujące w powietrzu coś, a w nim jakiś obraz.
Wilgotny, ciemny, śmierdzący loch. Zresztą jak wszystkie. W środku siedzą dwie postacie. Jedna z długimi, jasnymi włosami i trzema paskudnymi bliznami na twarzy. Druga, bez wątpienia starsza, niższa i zaczynająca już łysieć.
-Taaaaaaak – z ciemności słychać skrzekliwy, demoniczny głos – taaaaak...
Mroczna postać wpatruje się w owo wirujące coś, manewruje nad nim i patrzy na to, czerwonymi, przerażającymi oczami.
-Taaaaaaak... Jesteś tam... W Khorinis... Widzimy cię... – milknie, mruży oczy i zaczyna wyć. Demonicznie wyć. Wokół niej w czerwonym świetle pojawiają się inne postacie. Wszystkie w długich ciemnych płaszczach z czerwonymi maskami. Ostatni pojawia się wysoki mężczyzna, bliźniaczo podobny do tego w lochu nie licząc koloru włosów i blizn.
-Jestem panie – odzywa się zimnym, służalczym głosem – jestem na wezwanie.
***
Falan, od kiedy go schwytali, milczał. Odebrali mu miecz i był wściekły. Na Hagena za to, że zabrał ten miecz, na Gardika, że nic nie mówił, na zbrojnych sług Adanosa, za to że dogadali się z Hagenem. I na siebie, że w ogóle znalazł ten portal do Khorinis. Jeszcze nie dawno oddał by wszystko, żeby się tu znaleźć, ale teraz dużo się zmieniło. Miał misje i musiał, ale też chciał, ją wypełnić. Gardik cicho siedział w kącie i nie odzywał się. Wiedział, że Falan bez swojego miecza jest nieobliczalny.
Ciszę przerwał szczęk krat, i do środka wszedł jeden ze sługusów paladynów. Rzucił im miski z jedzeniem i odszedł bez słowa.
Mija czas i nic się nie dzieje.
Znowu rozległ się szczęk krat, ale tym razem to sam Hagen. Wysoki, o rysach twarzy świadczących o zdecydowaniu i konsekwencji, ale na widok Falana uśmiechnął się szyderczo.
-Witaj Falanie, stary druhu – powiedział zimnym, ale zarazem szyderczym głosem – jak ci się podoba w Khorinis?
-Czego od nas chcesz? – warknął Falan
-Czyżbyś już nie pamiętał?
Falan pamiętał, choć chciał zapomnieć.
-Milczysz – podjął znowu Hagen – czyli pamiętasz. Ja też pamiętam jak żeś zrobił rozróbę i wymordował najlepszych z nas, ale teraz ja cię mam i to ja mogę decydować o tobie. Myślisz, ze nie wiem czego szukasz? Otóż twoi towarzysze powiedzieli mi. Znałem tego waszego wybrańca i powiem ci jedno: on nie jest tym za kogo go uważacie. Zdobył Oko Innosa, zabił smoki. Prawda. Ale niedługo później wpuścił orków do naszego zamku, zadawał się z nekromantom i byłymi skazańcami. Zresztą ze skazańcami i wy się zapoznacie. Od jutra będziecie kopać razem z innymi. A jeśli znajdą się jakieś niedobitki orków, to może i z nimi się zapoznacie.
Falan z Hagenem rzucili na siebie pogardliwe spojrzenia. Gardik był pewien, że zaraz rzucą się na siebie, ale nic takiego nie nastąpiło. Hagen nagle wyprostował się i wyszedł, a za nim jego podwładni. Falan zaklął pod nosem i kopnął w najbliższy kamień. Gardik bał się odezwać teraz do Falana, tym bardziej zdziwiło go to co ten powiedział.
-Powiedziałem – zaczął – że jak zdobędziesz moje zaufanie to ci wszystko opowiem. A więc opowiem, bo dobrze abyś wiedział za co teraz ten... – przygryzł wargę, ale nie dokończył myśli – więzi nas tutaj – zamilkł, jakby wahał się przez chwilę, ale zaraz potem kontynuował – to było kiedyś, sam dokładnie nie pamiętam, bo ja czasu nie liczę – uśmiechnął się wymuszenie – jak to mówią, „szczęśliwi czasu nie liczą”. A więc dobrze, to działo się tym wielkim klasztorze magów ognia niedaleko stolicy, wiesz zapewne o czym mówię. Wiesz? Dobrze, bo ja nie lubię wspominać tej nazwy, bo to jest bolesne.
***
-Wielebny... – zaczął nieśmiało niski i łysawy mag – donoszę posłusznie, że znaleźliśmy coś... kogoś przed bramą... I on... To znaczy my tak sądzimy... Jest...
Nie dokończył, bo właśnie „wielebny” wstał i wyszedł słysząc podniecony gwar ludzkich głosów. Był wysoki, o szlachetnych rysach twarzy. Jak na maga o takiej randze był młody. Mógł mieć góra trzydzieści lat, a każdy z jego poprzedników miał przynajmniej dwa razy tyle. Wyszedł na skąpany w słońcu, brukowany dziedziniec na którym tłum nowicjuszy i kilku magów stało wokół kogoś leżącego na ziemi. Arcymag przeszedł przez usuwających się przed nim ludzi i podszedł do przedmiotu zainteresowania. Był to młody mężczyzna, żeby nie powiedzieć chłopiec. Miał długie jasne włosy, a odziany był w coś, co kiedyś mogło być prostym, chłopskim ubraniem, ale teraz to były tylko szmaty, tym bardziej dziwiło, że w ręce ściskał piękny, długi miecz. Świecił on delikatnym, niebieskim światłem, a jego rękojeść wyglądała jak dwa splecione ze sobą węże. Na dziedziniec wbiegł właśnie otyły mag, zwany wśród nowicjuszy Trol, i zaczął wrzeszczeć.
-Czyście powariowali! – zwrócił się do nowicjuszy – Jakiegoś obszarpańca w nasze święte progi wprowadzać! O wy... – i zaklął nadzwyczaj świecko w tych „świętych progach”. Nowicjusze zachichotali, kiedy zobaczyli minę Trola spostrzegającego, że arcymag wszystko słyszał.
-Tro... Huyn, odejdź, czyż nie mamy nieść wszystkim prawym nieść pomocy – zaczął chłodno arcymag.
-Panie... Wybacz...
-Odejdź! A go wnieście do środka... z mieczem.
Nikt nie pytał się o jego decyzję, tylko szybko wykonano rozkaz.
***
-Wyjdźcie – powiedział spokojnie arcymag do nowicjuszy którzy przynieśli i przebrali w normalne szaty nowicjusza obcego.
Arcymag i obcy zostali sami, tyle, że znajda był bez świadomości. Byli w niewielkim, dość słabo oświetlonym pomieszczeniu. Na stole leżał obcy, a nad nim stał arcymag. Na podłodze i suficie widniały czerwone, pentagramy. W powietrzu było czuć magię, ale co dziwne nie tylko magię ognia, a także złą magię, sług Beliara, ale to nie było ważne. Arcymag uniósł ręce do góry i powiedział szybko.
-INNOSIE! Ty zesłałeś mi sen w którym widział twych wybrańców i domyślam się, że to jeden z nich. Daj mi znać, że mam rację!
Ale nic się nie wydarzyło. Arcymag powtarzał prośby, ale nic to nie dawało. Zdenerwowany lekko, postanowił obejrzeć miecz chłopaka. Chciał mu go wyjąć z ręki, a wtedy wszystko potoczyło się błyskawicznie. Chłopak ocknął się i szybkim ruchem odepchnął arcymaga na ścianę i przyłożył miecz do jego gardła.
-Zostaw – wysapał jasnowłosy – to mój miecz.
Arcymag wciąż zaskoczony oddychał niespokojnie czując na szyi chłód ostrza. Ale tak gwałtownie jak wstał, tak nagle zemdlał i osunął się na ziemię. Korzystając z okazji arcymag wyszarpnął mu miecz i schował, a chłopaka zaniesiono do pokoi nowicjuszy. Od dziś miał być jednym z nich.
***
-Panie! To niebezpieczne – powiedział jeden z magów – ten miecz dziwnie emanuje, a ten chłopak ma najdziwniejszą ze znanych mi aurę!
Arcymag uniósł brwi. On nie umiał odczytywać aur, to była jego jedyna niedoskonałość w magicznym fachu.
-Jaką aurę? – zapytał powoli
-Aurę zwaną aurą zniszczenia. Jest to niesamowicie silna aura Beliara, ale... tylko wtedy kiedy nie ma przy sobie miecza. Im bliżej miecz jest jego, tym jego aura staje się cieplejsza i przyjemniejsza, a kiedy ma miecz w dłoni, ma się wrażenie, że to sam Innos cię dotyka... Panie, pozbądźmy się go.
-Nie! – opowiedział stanowczo – nie, skoro ma taką aurę musimy go uchronić od sług ciemności, on będzie nasz. Będzie i się nam przysłuży.
-Tak panie – odpowiedział przez zaciśnięte zęby, obrócił się i wyszedł.
***
-Obudziłem się nad ranem w szacie nowicjusza – spojrzał na wilgotną ścianę lochu– chciałem swój miecz, ale powiedzieli mi, że o żadnym mieczu nie słyszeli. Byłem wściekły i zły. Byłem znany jako...
***
-...najgorszy nowicjusz jakiego mieliśmy u nas! – Trol miał już dość – On się mnie wcale nie słucha.
Arcymag zamilkł i spojrzał w pustkę. Wszyscy zamilkli, ponieważ po raz pierwszy zobaczyli na jego twarzy zwątpienie, a raczej cień zwątpienia.
-Przyprowadźcie go.
-Panie...
-Przyprowadźcie!
-Oczywiście – Trol odszedł szybko, a stojący wokół arcymaga zaczęli szeptać.
Nie było trzeba długo czekać. Trol wprowadził do środka nowicjusza z jasnymi włosami. Jako jeden z nielicznych, mimo iż wszyscy to mogli, nosił na plecach swój kij do obrony. Przykląkł zgodnie z procedurą, ale obrzucił wszystkich pogardliwym wzrokiem. Wstał i spojrzał wyzywającym wzrokiem prosto w twarz arcymaga. Ten przełknął ślinę i zaczął.
-Nowicjuszu! Powinieneś się cieszyć, że cię przygarnęliśmy i bez niczego chcemy wychować na prawdziwego sługę Innosa. Prawdziwego! A ty dajesz nam w twarz swoim postępowaniem! Masz coś do powiedzenia?
Z reguły nowicjusze bali się odzywać do magów, a tym bardziej ich rugać, więc tym bardziej postawa nowicjusza zadziwiła.
-Mam, panie – zaczął – ja tu jestem od początku traktowany inaczej, nie wiem skąd się tu wziąłem, kim jestem. Nie mam nawet imienia! Czemu nie chcecie zezwolić, abym sobie jakieś obrał! Obojętnie jakie! Koniecznie chcecie ze mnie zrobić innego! Czemu!? Pytam się?!
Tłum zaczął szemrać. Wiedzieli, że arcymag jest ścisłym zwolennikiem proroctwa o bezimiennym wojowniku, wybawicielu ludzkości. Przez tą postawę tracił w oczach wielu magów, ale teraz jego pozycjia zaczęła wisieć na krawędzi. Arcymag wstał.
-Chcesz mieć imię? Miej je. Proszę bardzo! – krzyknął – Wybierz sobie jakie chcesz i idź służ pokornie. To jak brzmi twoje nowe imię?
Nowicjusz uśmiechnął się paskudnie.
-Falan.
***
-Czekaj, czekaj – przerwał Falanowi Gardik – czemu Falan?
Zapytany uśmiechnął się i odpowiedział:
-Jak już zauważyłeś, z niewyjaśnionych przyczyn, bez miecza staje się zupełnie inny niż zwykle. Na przykład teraz mógłbym się rzucić na każdego z nich bez powodu. Więc imię odpowiadało mi świetnie, bo było to imię legendarnego, pierwszego mrocznego paladyna, pana cienia, który przeszedł z kultu Innosa na kult Beliara. Piękne imię, co nie? – roześmiał się paskudnie – oni też tak uważali i byłem jeszcze większym wyrzutkiem wśród wszystkich. I nowicjuszy i magów. Ale wkrótce odwiedził nas paladyn...
***
Pogoda była paskudna, a więc większość nowicjuszy i magów udała się na modlitwę, ale nie Falan. Wyszedł na deszcz ze swoim kijem i trenował. Nie mógł sprawdzić, czy dobrze walczy i czy poprawnie bo nikt w klasztorze tego nie uczył, ale czuł, że kiedyś to robił. Brama zaskrzypiała, ale Falan nie zwrócił na nią uwagi, dalej wymachując swoim kijem. Na dziedziniec wjechał na ledwo powłóczącym nogami koniu, paladyn w brudnej zbroi. Zszedł z konia i zawołał:
-Nowicjusz! Bierz konia do stajni! Prędko!
Ale Falan nie zareagował. Paladyn powtórzył , ale nowicjusz nadal wymachiwał kijem. Zbrojny podenerwowany całą sytuacją zbliżył się do niego i chciał go zdzielić pięścią od tyłu w głowę, ale Falan instynktownie zrobił unik, półobrót i zdzielił paladyna po głowie swoim kijem, aż rozległo się echo. Paladyn zaklął szpetnie i wyciągnął miecz. Rycząc, pędził na Falana, ale ten tylko uśmiechnął się, odskoczył w bok, podcinając kijem zbrojnego, który uderzając o płyty dziedzińca upuścił miecz. Falan błyskawicznie go chwycił i przystawił Paladynowi do szyi. Jakiś nowicjusz widzący to zajście krzyknął i zaraz zbiegł się tłum. Trol przerażony widokiem Falana i paladyna zaklął swoim zwyczajem i już miał rozkazać go pochwycić, gdy paladyn odezwał się:
-Nie rusz! – poczym dodał wstając - Podoba mi się ten chłopak. Pozwólcie, że o nim porozmawiamy.