Prawdziwy sługa Innosa

Jak oceniacie?


  • Total voters
    0

Gothi

Pain Donkey
Weteran
Dołączył
22.8.2004
Posty
2717
Mistrzostwem to ja bym tego nie nazwała, dla mnie opowiadanie jest Dobre i nic poza tym, jest takie jakich wiele innych. Powiem tak jak Rumbler na najwyższą ocenę zasługuje człowiek, którego dzieło jest nieskazitelne, piękne. Możesz pisać dalej, ale mnie osobiście to nie przekonuje do dalszego czytania.

A mógłbym się dowiedzieć co wg. ciebie powinienem zmienić. Bo chciałem krytykę ale konkretnom, a ta mi nic nie mówi :/
 

AniaMal

Member
Dołączył
25.8.2004
Posty
41
Powinieneś dodać więcej opisów i je nieco bardziej rozbudować, w opisach drzemie prawdziwa siła, twoich jest sporo, ale mogło by być więcej. Do tego te krótkie fra gmenty między "***" według zamierzeń powinny dodawać nieco tempa i ukazywać rozmaite sytuacje, ale z opisem przedstawiały by się znacznie lepiej.
 

Dragomir

Adam Konopka
Weteran
Dołączył
25.9.2004
Posty
2527
-Potem normalnie, zabrali mnie do obozu i oddali mnie pod sąd wojskowy za dezercje. Nie rozumiałem tylko czemu mnie od razu nie powiesili tylko chcieli zesłać do kopalni w Khorinis.
Kiedy Falan usłyszał słowo Khorinis drgnął, a po chwili powiedział:
-Byłeś tam?
-Na szczęście nie udało im się dowieźć nas tam. Opowiadać dalej?
-Tak, tak... Opowiadaj- powiedział Falan i westchnął ciężko jak gdyby rozczarowany słowami Gardika.

Ten kawałek sugeruje, że Falan to Bezimienny... ale co tam ja wiem.
Opowieść Gardika jest ciekawa, a co do Falana, to sądzę, że to paladyn, którego mroczniejsza połowa chce go zabić.
 

Mazzak

Member
Dołączył
25.8.2004
Posty
57
Powinieneś dodać więcej opisów i je nieco bardziej rozbudować, w opisach drzemie prawdziwa siła, twoich jest sporo, ale mogło by być więcej. Do tego te krótkie fra gmenty między "***" według zamierzeń powinny dodawać nieco tempa i ukazywać rozmaite sytuacje, ale z opisem przedstawiały by się znacznie lepiej.

Tak zgadzam się... nie podważam zdania, iż pobija to moje opowiadanie (bo pisze nowe, lepsze
tongue.gif
), jednakże jest to dobre opowiadanie... wyrużniające się, z małym jednak mankamentem... masz pomysł na fabułe i to niezależnie jak ciekawą... to pozstanie jedno primo przeciw... smykałka do pisania nie wystarcza... potrzebny talent, ciekawe wciągające opisy, znaczna mniejsza dialogów (bo ta momentami o zawrót głowy przyprawia)... zajedwabiste opowiadanie... tylko, nie aż
smile.gif
konstruktywna krytyka, ktora ma cie utrzymac w ryzach i powstrzymac przed pychą :twisted:
 

Gothi

Pain Donkey
Weteran
Dołączył
22.8.2004
Posty
2717
Orkowie prawie bez problemu przebili się przez „oddział”. Prawie, bo dwóch ludzi przeszkadzało im. Niektórzy sądzą, że orkowie nie znają strachu. To nie prawda, znają go ale nie przestraszą się byle czego. Dwóch ludzkich wojowników mających w pogardzie śmierć i nie lękających się nawet najroślejszych orkowych wojowników wzbudziła trwogę wśród orków. Jeden z nich wysoki, zakapturzony w sięgającym do ziemi czarnym płaszczu z mieczem ostrym jak brzytwa, drugi przeciętnej wysokości, łysiejący już, z krótkim mieczem, ale zawzięty i śmiertelnie miotający sztyletami. Orkowie z podziwem patrzyli na ten duet, a co chwilę któryś ginął z ich ręki. Wieśniacy patrząc na tą dwójkę też próbowali zdobyć się na coś takiego, ale mimo starań orkowie byli nie do pokonania. Zakapturzony zaczął w końcu miotać w orków jakimiś czarami, co tylko zwiększyło trwogę orkowych wojowników. Szamani zaczęli miotać w nich kulami ognia, ale w tłumie trafiali w swoich zamiast we wrogów. W końcu jeden trafił tuż obok głowy wojownika zdmuchując jego kaptur. Wojownik miał długie, jasne włosy, a na twarzy trzy długie rany, wyraźnie jeszcze świeże. Jego oczy były błękitne, ale zimne i wściekłe. Orkowie widząc te oblicze zaczęli panikować, ale nie przerywali walki w nadziei, że wojownicy się zmęczą, ale oni byli nie ugięci. Wielu z obecnych w bitwie orków walczyło już z ludźmi. Nawet z osławionymi paladynami, ale ci tutaj byli po prostu przerażający. W końcu ten niższy padł na kolano trafiony kulą ognia. Niecelnie, bo tylko otarła się o niego, ale to, że padł na chwilę wzbudziło entuzjazm wśród orków. Jednak byli tylko ludźmi, ludźmi do zabicia. Nagle ten przerażający coś zawołał, a ten drugi rzucił się na ziemie, a co się stało później tego nie udokumentowano w żadnych orkowych księgach...

***
-GARDIK, NA ZIEMIE!!!!- wrzasnął z całych sił Falan, a Gardik mimo, że nie wiedział o co chodzi posłuchał go.
Falan już trzymał w ręce zwój „Innosie, dopomóż mi- pomyślał- przecież ja nie mam szans tego wytrzymać”, wykrzyczał formułę i wokół niego rozeszła się niebieska fala która odrzuciła w tył wszystkich orków. Większość z nich gdy opadła na ziemię już nie żyła, ale niektóre jeszcze jęczały. Falan wypuścił z ręki miecz i runął na ziemię. Garstka chłopów która cudem utrzymała się w gospodzie wybiegła z widłami, dobijając orków. Gardik wstał z trudem z ziemi i zbliżył się do leżącego Falana. Już miał go podnieść i zanieść do gospody gdy w niebieskim świetle pojawiła się jakaś postać.
-Mogłeś odejść- powiedziała przerażająco zimnym głosem- mogłeś, ale teraz podzielisz jego los.
Postać odrzuciła płaszcz, a ku przerażeniu Gardika, wyglądała ona prawie jak Falan. Miała czarne włosy, zimne ciemne oczy i była przerażająco blada. Wyjęła miecz który był mieczem Falana, tyle, że czarnym.
-Widziałeś już mnie- wysyczała- we śnie. Ja wiedziałem, że mnie widzisz, ale nie zrozumiesz tego co widzisz. Oddaj mi Falana, a może cię oszczędze.
Gardik chwycił swój miecz. A czarna postać zbliżyła się unosząc miecz. Cięła z góry, ale Gardik uniknął ciosu. Wyjął sztylet i rzucił nim w głowę napastnika, ale ten odbił go mieczem, po czym skoczył w stronę Gardika próbując sięgnąć go mieczem. Gardik sparował, ale upadł na kolano.
-A było trzeba uciekać- powiedziała z pogardą mroczna wersja Falana i już miała zadać cios gdy dostała w ramię kamieniem. Obróciła głowę, ale w tym momencie Gardik ciał ją w nogę mieczem. Postać zaryczała, a chwilę później kolejny kamień trafił ją w głowę. Gardik spojrzał w kierunku z którego przyleciał kamień. Stało tam około dziesięciu wieśniaków trzymając widły i kamienie. Kolejne kamienie poleciały w stronę demonicznego Falana, a ten zaczął się cofać. Gardik zauważył, że postać sięga do kieszeni i wyciąga jakiś kamień, domyślając się, że to runa, chwycił leżący na ziemi sztylet i rzucił nim w rękę przeciwnika. Trafił, a runa spadła na ziemię. W tym momencie chłopi trzymając widły zaczęli biec w stronę rannego, wrzeszcząc „ZA PANA RYCERZA”. Już byli blisko gdy postać znikła w niebieskim świetle. Gardik podszedł do leżącej na ziemi runy. Był na niej rysunek przedstawiający trzy czaszki z mieczem pod spodem. Gardik nie znał się na tym, ale domyślał się, ze to potężny czar i lepiej go ukryć. Wieśniacy nieśli Falana do wnętrza gospody. Gardik też tam pobiegł. Falan był blady i nie dawał oznak życia. Wieśniacy nie wiedzieli co robić, bo wioskowy uzdrowiciel został zabity przez orków.
-Przydał by się jakiś mag, panie, trza było na konia i w drogę, panie- powiedział do Gardika karczmarz trzymając się za głowę. Dostał w głowę orkowym toporem, ale miał wielkie szczęście, że tylko go drasnęło.
-Jadę, choćby zaraz- odpowiedział Gardik- ale gdzie tu jest jakiś uzdrowiciel?
-Będzie, że w lesie. Pustelnik, tu żyje. Odludek.
-Ale gdzie w lesie?
-Zaprowadzę cię, panie. W końcu dzięki, leżącemu tu panu rycerzowi nasza wioska ocalała- nagle karczmarz spochmurniał- i część osób przeżyła.
Gardik domyślił się, że karczmarz musiał stracić kogoś bliskiego, ale nie było czasu na smucenie się.
-No to gospodarzu, w drogę!

***
Po około półgodzinnej jeździe dotarli do niewielkiej chatki w środku lasu. Na ławce obok siedział starzec.
-Witaj Gardiku- powiedział uśmiechając się tajemniczo- już wypełniło się to co ci powiedziałem.
Gardik zeskoczył z konia i podszedł do starca. Spojrzał na niego i zawołał:
-A niech mnie! Badwax, czy to ty?
Starzec znów się uśmiechnął, wstał i zdjął płaszcz który miał na sobie. Okazało się, że ma na sobie szatę magów wody.
-Tak, to ja. Wtedy kiedy tak zniknąłem, po uzdrowieniu cię przeteleportowałem do naszej siedziby, gdzie...
-Opowiedz mi to w drodze- przerwał mu Gardik
-Ach tak, czeka twój kompan. Wiem i o tym. No to w drodze opowiem ci o wszystkim.

***
-Arcymagu- powiedział Badwax wchodząc do wielkiego pomieszczenia. Wzdłuż ścian stały posagi wielkich sług Adanosa.
-Wstań Badwax- odezwał się staruszek siedzący na wielkim tronie pośrodku sali- wiesz przecież, że to ty po mojej śmierci zostaniesz arcymagiem kręgu wody.
-Ależ...
-Moja śmierć jest nieunikniona, wiesz to przecież- starzec uśmiechnął się serdecznie.
-Mistrzu, stało się coś ważnego.
-Mów.
-Dzisiaj rano miałem uzdrowić jednego mężczyznę, a właściwie to jeszcze chłopaka. Było z nim źle. Kiedy zacząłem się nad nim modlić doznałem wizji. Przedstawiała ona...
-Nic nie mów- powiedział starzec, po czym wstał i zbliżył się do Badwaxa. Teraz dopiero widać było jaki jest stary. Długie siwe włosy sięgały mu do pasa. Chodził przygarbiony opierając się o laskę. Położył ręce na ramionach Badwaxa i powiedział:
-Adanosie, pomóż nam przeżyć tą wizje raz jeszcze.

***
-Niestety wizji nie mogę ci wyjawić- powiedział Badwax
-I tak nie chce jej znać- odpowiedział zmęczonym głosem Gardik- na pewno była tam zawarta przyszłość, a ja nie chce jej znać.
-Przed nami wioska, panowie- przerwał im rozmowę karczmarz.
Wjechali do wioski. Jeszcze wczoraj panował w niej ruch, a teraz wszędzie walały się zwłoki. Badwax zasmucił się, westchnął i powiedział:
-Taka jest cena równowagi...
-Równowaga? Czym jest równowaga?- zapytał Gardik, zeskakując z konia
Badwax milczał, już od dłuższego czasu zaczął wątpić w sens równowagi i wierzyć w nią. Pamiętał o swojej wizji i o zadaniu pilnowania Gardika, ale równowaga stawała się dla niego czymś dziwnym.
Weszli do karczmy. Na środku leżało paru rannych i między nimi Falan. Badwax wyjął z torby runę i zaczął coś mamrotać. Z jego ręki popłynęło światło, ale Falan się nie zmienił. Ciągle trupo blady leżał bez ruchu. Badwax wyjął inną runę i powtórzył rytuał. Nadal nic się nie stało. Wyjął z torby niebieską butle i wypił z niej coś i zabrał się za trzecią runę, ale nadal bez skutku. Gardik wyszedł na zewnątrz. Zaczął przechadzać się po wiosce. Nie zwracał uwagi na walające się zwłoki. Dojrzał, że przy jednej chacie leży jeszcze oddychający ork. Zbliżył się do niego w celu dobicia go, ale kiedy był już blisko schował miecz do pochwy. Nie wiedział czemu, ale coś nie pozwalało mu tego zrobić. Ork spojrzał na niego i zaryczał coś po swojemu. Gardik nie wiedział co zrobić. Ten bezbronny ork nie stanowił zagrożenia i sprawiał wrażenie całkiem ludzkiego. Powoli zbliżył się do niego i obejrzał jego ranę. Bez wątpienia został dźgnięty widłami. Gardik wrócił do gospody, schował pod bluzką jeden z leczniczych eliksirów Badwaxa i wrócił do orka. Obmył mu ranę i dał do wypicia trochę eliksiru. Ork patrzył na niego ze zdziwieniem. Mu też człowiek po raz pierwszy wydał się czymś innym niż wrogiem. Potem Gardik wskoczył na konia i zaczął objeżdżać tereny wokół wioski, szukając jakiejś kryjówki. Cały czas bił się z myślami. Pomagał orkowi, czyli był zdrajcą. W końcu trafił na niewielką jaskinię niedaleko cmentarzyska na którym nie dawno szukał ożywieńców, Nie było lepszego miejsca wiec wybrał te. Wrócił do orka, z wielkim trudem pomógł mu wstać i władował go na wóz. Wszyscy żywi wieśniacy byli w gospodzie więc nikt go nie widział. Przywiózł orka do jaskini, wprowadził go do niej i zostawił trochę jedzenia. Rozpalił ognisko i razem z nim usiadł obok niego. Patrzyli na siebie przez dłuższą chwilę, aż w końcu Gardik powiedział:
-Szkoda, że mnie nie zrozumiesz orku.
Ork coś chrząknął.
-Idę orku. Jutro tu wrócę.

***
Kiedy Gardik wszedł do gospody Falan nadal leżał nieprzytomny, ale nie był już tak blady. Badwax siedział przy stole z kuflem. Gardik usiadł obok niego. Znowu spojrzał na wypchanego cieniostwora stojącego w kącie karczmy.
-Wydobrzeje z tego- zaczął rozmowę Badwax.
-Ale co mu się stało?
-Podjął się zaklęcia ponad swoje siły, ale o dziwo udało mu się je wykonać pomyślnie.
-Znasz się na runach, prawda?
Badwax nieznacznie kiwnął głową i znów pociągnął z kufla. Gardik sięgnął do kieszeni i wyjął runę która został po „demonicznym Falanie” i pokazał ją Badwaxowi. Badwax obejrzał ja uważnie. Trzymając w ręce coś pomamrotał, przez co runa się zaświeciła.
-Tak... Bardzo rzadka runa wśród magów ognia i wody. Raczej mają je sługi Beliara. To runa tego dziwnego człowieka o którym mówili wieśniacy, prawda?
-Tak, ale co ona robi?
-Gdybyś mu nie przeszkodził, było by po was. To runa Armii Ciemności, czyli przywołująca cały oddział szkieletów.
Gardik przełknął ślinę. Niewiele brakowało, a on i reszta wieśniaków gryzła by ziemię.
-To był ciężki dzień dla ciebie i Falana, idź lepiej spać. Falan pod moją opieka wydobrzeje.
-Skoro tak mówisz...- powiedział Gardik i udał się do pokoju. Był strasznie zmęczony, po walce, po kurowaniu orka.
„A pomyśleć, że chciałem zostawić awanturnicze życie- pomyślał Gardik- Eee tam, to nie dla mnie siedzenie na farmie i uprawa rzepy”. Położył się na łóżku i od razu zasnął.

CDN


THX za krytykę, ale teraz przez was bede płakał po nocach
tongue.gif
Komentujcie w dalszym ciągu.
 

GaNdi

Weteran
Weteran
Dołączył
29.5.2004
Posty
1306
Hehe, krytykiem to ja nie jestem(raczej Arcane), ale fajnie jak narazie...

P.S Arcane jesteś potrzebny ^^
 

Yezo

Active Member
Dołączył
19.10.2004
Posty
1604
nie no opowiadanie genialne jedne z najlepszych jakie przeczytalem na tej stronie!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! goraco prosze o CD!!!!!!!!!!!!!
 

Gothi

Pain Donkey
Weteran
Dołączył
22.8.2004
Posty
2717
-Ooooo... moja głowa...- Falan otworzył oczy i rozejrzał się po pokoju. Był niewątpliwie w karczmie, a rozpoznał to po cieniostworze stojącym w kącie. Falan wyjrzał przez okno. Było bezchmurne niebo, a słońce stało już wysoko. Wstał i zaczął się rozglądać za swoim mieczem, ale ku przerażeniu Falana nigdzie go nie było.
-Dobrze, że już wstałeś- odezwał się głos. Falan obrócił się i ujrzał w kącie siedzącego starca.
-Kim jesteś- warknął Falan sięgając do pasa po sztylet, którego nikt nie zabrał. Nie rzucał sztyletami tak dobrze jak Gardik, ale postanowił spróbować. Rzucił celnie i niechybnie zginąłby starzec gdyby nie to, że był magiem. Wyciągnął dłoń zrobił jakiś ruch i sztylet odskoczył na bok a Falana przygwoździło do ściany.
-A jednak to prawda- mruknął nieznajomy.
-Czego ode mnie chcesz!- wrzasnął Falan. W tym momencie to sali wbiegł Gardik. Stanął jak wryty, patrząc na wiszącego na ścianie Falana i starca z uniesioną ręką.
-Badwax! Co ty do cholery z nim robisz?!- nie wytrzymał Gardik.
Starzec uśmiechnął się i powiedział:
-To on zaczął- w tym momencie opuścił rękę, a Falan upadł na podłogę.
-Gdzie mój miecz- warknął zaciskając pięści.
Gardik popatrzył na niego ze zdziwieniem. Nigdy wcześniej tak się nie zachowywał. Zawsze był spokojny, ale teraz zaszła w nim jakaś odmiana. Gardik pokazał palcem na szafkę, a Falan szybko ją otworzył i wyjął swój miecz. Kiedy dotknął rękojeści, złapał się za głowę i jęknął. Chwile później wyprostował się, przewiesił miecz przez plecy i powiedział:
-Wybacz magu, nie wiem co we mnie wstąpiło.
Badwax znów uśmiechnął się tajemniczo i odpowiedział:
-Ale ja wiem. Ale na razie to nieistotne.
Falan wyjrzał przez okno. Na skąpanym w słońcu dziedzińcu leżały zwłoki. Wiele zwłok. Wszystkie nosiły ślady orkowej broni. Falan przypomniał sobie wszystko. Bitwa, błysk i ciemność. I ten sen...

***
-Panie...błagam...- skomlał leżący na ziemi czarnowłosy mężczyzna- błagam...
Uniósł głowę, a Falan ujrzał jego twarz, która zarazem był i jego twarzą. Rozejrzał się dookoła. Nie było widać żadnych ścian ani sufitu. Wszędzie rozciągała się nieskończona ciemność. Nagle coś poruszyło się w ciemności. Falan dojrzał zarysy i zamarł. To był smok. Ale nikt nie zwracał na niego uwagi, ani smok, ani ten leżący na ziemi.
-Nie ma przebaczenia dla tchórzy- odezwał się głos, a leżący na ziemi zaczął trząść się i wrzeszczeć- miałeś przyprowadzić Sługę, a nie zrobiłeś tego. Ponieś tego konsekwencje.
-Ale panie, ja... AAAAAA!!
-Mój pan nie jest zadowolony. O nie, on jest wściekły. Masz ostatnią szansę. Ja swoją dostanę kiedy on- zamilkł na chwilę, po czym dokończył ze wściekłością- dopełni się...
Smok podleciał bliżej leżącego. Falan zobaczył, że to właściwie nie smok, to szkielet smoka okryty gnijącymi resztkami. W jego oczodołach świeciło złowrogie czerwone światło. Smok zaryczał:
-Wstawaj! Złap go! On wie!
Z jego łap błysnęło czerwone światło wypełniające całe pomieszczenie...

***
-Falan, cholera, ty nas słuchasz- powiedział zdenerwowany Gardik
Falan odszedł od okna. Usiadł. Odetchnął ciężko i powiedział:
-Ruszam. Gardik ty lepiej zostań, to niebezpieczne. Widzisz... Ja...
-Gówno! Jadę z tobą, ale może byś wyjaśnił po co.
-Nie wiem... Tak czuję... Ale jak chcesz jechać ze mną to prędko!
Gardik już miał pobiec do pokoju, ale nagle zatrzymał się i powiedział:
-Muszę się jeszcze z kimś pożegnać...

***
Zeskoczył z konia i wszedł do środka jaskini. Usłyszał coś jakby śpiew, ale nie był pewien co to było. Melodia była piękna, ale taka nie ludzka. Ork nie zobaczył go więc podszedł parę kroków do przodu. Trzasnęła gałązka. Ork zamilkł i chwycił wielką maczugę. Chrząknął coś, ale zaraz potem opuścił ją. Rozpoznał go, swojego wybawiciela. Gardik usiadł przy dogasającym ognisku. Wyjął trochę jedzenia i położył na ziemi. Ork wszedł w głąb jaskini i wrócił z jakimś dziwnym przedmiotem. Był to kij, ponad półtorametrowy z pousadzanymi w nim trofeami myśliwskimi. Zębami, rogami różnych bestii. Ork pochylił się i wręczył przedmiot Gardikowi. Chrząkał coś, ale dało się usłyszeć w kółko powtarzane słowo, lub słowa „ulu-mulu”. Gardik niepewnie chwycił te „ulu-mulu”. Przyjrzał się dokładniej. Były na nim wyrzeźbione jakieś rysunki układające się w jakąś historię. Gardik mógł się tylko domyślać jaką. Na ostatnim rysunku był, najwyraźniej, on pomagający orkowi. Gardik też chciał coś dać orkowi w zamian. Miał niestety tylko przy sobie miecz od Falana. Obszukał kieszenie i trafił na coś metalowego. To był sztylet. Pięknej roboty, wysadzany kosztownymi kamieniami. Gardik zamyślił się. Ten sztylet dużo dla niego znaczył...

***
-Pieprzeni wojskowi- warknął Alias i chwycił za strzałę wystającą z boku Gardika- Zaciśnij zęby.
Szarpnął strzałę, a Gardik zawył. Bort szybko opatrzył mu ranę. Alias oglądał wyjętą strzałę.
-Miałeś szczęście, że używali normalnych grotów.
Gardik popatrzył na niego z wyrzutem i warknął:
-Ja to mam, cholera, szczęście. Nie ma co. Powinieneś mi zazdrościć.
Alias wyszczerzył zęby i powiedział:
-To mi powinni zazdrościć hersztowie. Rzadko trafia się ktoś tak oddany swojemu przywódcy- Gardik odwrócił głowę, a Alias kontynuował- rzuciłeś się abym nie dostał strzałą. Odważny jesteś. W nagrodę mianuje cię współhersztem i...- zamilkł na chwilę- i moim najwierniejszym druhem- sięgnął do kieszeni i wyjął pięknie zdobiony sztylet- weź go na pamiątkę naszej...

***
„...przyjaźni- pomyślał Gardik- cholera, ten drań znaczy... znaczył dla mnie wiele. Ale on nie żyje, jak wszyscy z naszych druhów”. Gardik wyciągnął rękę ze sztyletem w stronę orka. Ten wziął sztylet, obwiązał jakimś sznurkiem i powiesił sobie na szyi. Siedzieli długo patrząc na siebie. Nie wiedzieli, że oni są ze sobą związani, jak bohaterowie historii opisanej na Ulu-mulu...

***
-Badwax- mruknął Gardik- po co ty jedziesz z nami?
Starzec swoim zwyczajem uśmiechnął się tajemniczo i odpowiedział:
-Równowaga tego chce.
Jechali ciemnym lasem. Na czele był Falan na swojej Błyskawicy, a nieco za nim Gardik z Badwaxem. Badwax przyglądał się dziwnej broni, którą Gardik miał przewieszoną przez plecy.
-Piękna robota- mruknął- już dawno nie widziałem Ulu-mulu...
-Wiesz co to jest- przerwał mu Gardik.
-To jest symbol przyjaźni ludzko-orczej. Nie chce wiedzieć skąd ją masz. Wtedy pewnie musiałbym donieść o czymś władzą... czego i tak bym nie zrobił.
-A te obrazki?
-To jest historia pierwszego Ulu-mulu. Takie rysunki pojawiają się na bardzo nie wielu egzemplarzach. Historia ta opowiada o zwykłym orczym wojowniku i zwykłym ludzkim wojowniku imieniem Galag...

***
-Pamiętajcie, bóg światła i życia Beliar, ma nas w swojej opiece! Nie lękajcie się tych sług mroku! Sług Innosa!
Krushork stał niepewnie. To miała być jego pierwsza bitwa. Ich przywódca darł się, zagrzewając ich do walki, ale on tego nie słuchał. Patrzył w złowrogi tłum ludzi w błyszczących zbrojach. Widział jak ruszają do przodu.
-ZA BELIARA, NA TE NIEWIERNE PSY!!- wrzasnął ktoś, a oddziały ruszyły na ludzi.
Gdy szeregi zwarły się Krushork zobaczył, ze ludzie nie mają szans z orkami. Jedyni którzy się liczyli, to ci tzw. Paladyni. Przebijali się naprzód, aż spotkał jakiegoś dziwnego człowieka. Klęczał nad jakimiś zwłokami i... płakał. „Przecież ludzie nie mają uczuć”- pomyślał Krushork, ale nie zaatakował człowieka. Podszedł i schylił się nad nim. Człowiek wstał i chwycił miecz, ale orkowy wojownik nie chciał walczyć. Odrzucił swój okrwawiony topór na bok. Zrozumiał, że ludzie są tacy jak oni. Człowiek zrozumiał to samo. Odrzucili broń i stali w bezruchu patrząc na siebie. W koło wszyscy walczyli, ale ich to nie obchodziło. Nagle w stronę orka zaczęła lecieć kula ognia. Człowiek impulsywnie zasłonił go i stanął w płomieniach. Ork zgasił ogień i wziął człowieka na plecy. Łucznicy zaczęli w niego szyć strzałami, ale on nie zwracał uwagi na coraz to nowe strzały wbijające się w jego skórę. Uciekł z pola bitwy z poparzonym człowiekiem. Schował się w lesie i czekał.

***
-Myślisz, że to się wydarzyło naprawdę?- zapytał Gardik
-Jako mag powinienem odpowiedzieć „Nie”, ale jako Badwax, odpowiem „Tak”
Jechali dłuższą chwilę w milczeniu. Słońce chyliło się ku zachodowi. Gardik rozmyślał o tamtym orku. Czuł się z nim zżyty, ale wiedział, ze to stanowi go zdrajcą. Popatrzył w górę. Niebo było czerwone od zachodzącego słońca.
-Opowiadaj dalej...
-A więc dziwnym trafem ork wyniósł Galaga z pola bitwy- kontynuował Badwax- w końcu ocknął się, a wtedy...
-Tutaj się zatrzymamy!- krzyknął Falan
-Dokończysz jutro- powiedział Gardik zeskakując z konia- teraz trza się wyspać.


Jak zwykle: KOMENTUJCIE!!
 

Dragomir

Adam Konopka
Weteran
Dołączył
25.9.2004
Posty
2527
Jak zwykle: mistrzowskie
Pisz dalej, ciekawe i wciagające. Ciekawe, ile jeszcze rozdziałów napiszesz?
 

Gothi

Pain Donkey
Weteran
Dołączył
22.8.2004
Posty
2717
Gardik przysiadł i przeciągnął się. Rozejrzał się dookoła, ale nikogo nie widział tylko drzewa i zarośla. Wstał i nadstawił uszu. Po chwili usłyszał jakieś głosy. Ostrożnie ruszył w tym kierunku i zobaczył dyskutujących Badwaxa i Falana. Kiedy zobaczyli Gardika zamilkli. Falan wstał podszedł do niego i powiedział:
-Pakuj się na konia. Ruszamy dalej.
Podszedł do Błyskawicy i wsiadł na nią. Przez plecy przewiesił sobie łuk, a do pasa przyczepił swój krótki, świecący miecz. Ten sam co w czasie ich pierwszego spotkania.
-A gdzie twój długi miecz? – zapytał Gardik, ale Falan tylko burknął: ”Schowany” i ruszył.
Gardik nie wiedząc co o tym myśleć wsiadł na konia. Chwilę później podjął rozmowę z Badwaxem.
-Dobrze spałeś – zapytał beztrosko starzec, uśmiechając się.
-Taaa... – mruknął Gardik, po czym dodał – o czym tam rozmawialiście?
-Och, nieważne. Takie tam gawędzenia starych ludzi.
„Starych – zamyślił się Gardik – ja bym z ledwością dał Falanowi dwadzieścia pięć lat, dziwne”.
-To co? Dokończyć opowieść – przerwał mu rozmyślenia Badwax
-Aaaa... opowieść... taaa... dokończ.

***
Krushork przyklęk i złapał się za głowę. Wiedział, że był zdrajcą i dezerterem. Jeśli złapią go jego pobratymcy – zginie, jeśli ludzie – zginie. Na dodatek ten wojownik którego przywlekł do lasu umiera. Zaczął robić to czego orkowie praktycznie nigdy nie robią – płakać. Lał łzy, a w między czasie obudził się człowiek. Spojrzał na orka ze zdziwieniem. Po raz pierwszy zobaczył jakikolwiek wyraz uczuć na tej... istocie. Spróbował usiąść, ale poparzone ręce nie ułatwiły mu sprawy. Jęknął, a na ten dźwięk ork zerwał się instynktownie chwytając za swój topór, ale chwile później go opuścił. Z jego oczu wciąż leciały łzy. Podszedł do człowieka, nachylił się nad nim i pomógł mu usiąść, a zaraz potem usiadł naprzeciwko niego. Żaden z nich nie czuł przed sobą lęku. W końcu ork pokazał na siebie palcem i powiedział:
-Arg esh Krushork.
Człowiek zrozumiał i odpowiedział:
-Ja nazywam się Galag... Krushorku.
Ork uśmiechnął się i podał człowiekowi wode.

***
-Po jakimś czasie – kontynuował Badwax - Galag wydobrzał i zostało mu tylko kilka blizn. Uczył Krushorka ludzkiego i na odwrót. W końcu mogli się dosyć dobrze dogadać i zżyli się ze sobą mocno, ale w końcu nadszedł dzień kiedy postanowili się rozstać. Należeli przecież do zupełnie innych światów. Na pożegnanie wręczyli sobie coś na pamiątkę. Galag dał zdobiony pierścień, a Krushork wykonany przez siebie dziwny przedmiot, zdobiony kij z powtykanymi trofeami myśliwskimi. Krushork po powrocie został przywitany jak bohater. Inni orkowie myśleli, że uciekł z ludzkiej niewoli. Z Galagiem było podobnie. Obydwoje zostali przywódcami wielkich oddziałów, ale wojny nie było póki co a więc wiedli spokojne życie, jednak wkrótce miało się to skończyć. Galag został wezwany do króla, bo orkowie przekroczyli rzekę graniczną prowadzeni, jak donieśli szpiedzy, przez Krushorka. Galag nie wiedział co robić. Nie chciał zawieść króla, ale i nie chciał walczyć ze swoim dawnym wybawcom. Wyruszył w raz z wojskiem naprzeciw nadciągającej armii, ale przed bitwą udał się w stronę obozu orków z podarkiem od Krushorka. Kiedy był już blisko został oszołomiony, związany i zaprowadzony do przywódcy czyli właśnie dawnego druha. Został rozpoznany dzięki temu tajemniczemu przedmiotowi i kiedy zobaczył, że Galag jest nie przytomny odmówił udziału w bitwie i przez to chciano go zabić i w obronie własnej zabił kilku pobratymców. Wybiegli przed obóz ale bitwa bez ich udziału rozpoczęła się. Obydwoje chcieli powstrzymać swoje wojska od rozlewu krwi, ale nikt nie zwracał na nich uwagi. Galag zginął, a Krushork po bitwie był w ciężkim stanie. Wtedy powiedział swoja historie i że ludzie też są zdolni do uczuć. Niewykluczone, że gdyby Galag powiedział to samo ludziom zapanował by pokój. Orkowie postanowili dać możliwość wyróżnienia niektórych ludzi przywilejem życia wśród nich dając im Ulu – mulu, właśnie takie jak twoje. Ale daje się to tylko nie licznym, głównie w podzięce za uratowane życie.
Badwax popatrzył na Gardika. Był prawie pewien, że Gardik uratował życie jakiemuś orkowi, ale milczał.
-Piękna historia – powiedział Gardik – czemu jest tak mało popularna wśród ludzi.
-Pomyśl, gdyby ludzie odkryli, że orkowie są do nich tak podobni co niektórzy próbowali by się z nimi dogadać, a ta pyszałkowata wiara w Innosa każe z nimi walczyć jako pomiotami Beliara.
-To jest przecież chore!
-Wiem – powiedział Badwax i uśmiechnął się smutno.

***
Jechali długo wśród drzew. Nagle Falan zatrzymał ich ruchem dłoni. Zdjął z pleców łuk i wycelował w krzaki. Badwax mruknął coś i w jego dłoni pojawiło się niebieskie światełko. Gardik czując, że szykuje się coś niedobrego złapał za sztylet i czekał, aż będzie miał okazje do rzutu. W krzakach coś zaszeleściło. Falan już miał wypuścić strzałę gdy wybiegł stamtąd królik. Wszyscy odetchnęli i już mieli ruszać gdy wokoło się zakotłowało i w niebieskim świetle zaczęli pojawiać się zakapturzeni ludzie z czerwonymi maskami. Gardika przeszły ciarki, ale będący obok niego Badwax wyciągnął ku niemu rękę i mruknął:
-Daj runę.
Gardik podał mu należącą wcześniej do „Mrocznego Falana” Armię Ciemności. Powoli wszyscy zbliżyli się do siebie. Badwax mruknął do Falana:
-Jak się zacznie uciekajcie.
-Badwax – powiedział Gardik – co chcesz zrobić?
-Nie, on ma rację – przerwał mu Falan. Spojrzał w oczy Badwaxa i powiedział – Czy jeszcze się spotkamy?
Badwax uśmiechnął się, ale nie przekonywująco.
-Dla nas wszystkich lepiej będzie jak nie.
Zakapturzonych postaci było już bardzo wiele. Jedna zbliżyła się do nich i powiedziała upiornym głosem:
-Oddaj nam miecz, strażniku, lub zgiń.
-Nic nie dostaniecie – odpowiedział z wielkim spokojem Badwax. Uniósł obydwie ręce do góry i zaroiło się wokół niego od szkieletów.
Falan popędził na przód, a tuż za nim Gardik. Jechali długo i widzieli za sobą jakieś błyski i słyszeli wrzaski. Obydwoje wiedzieli, że Badwax musiał zginąć. Przecież magią zła nie pokona się zła. Kiedy byli już daleko zwolnili i jechali długo, bardzo długo w milczeniu. Falan z jakiegoś tobołka wyjął swój piękny miecz i przewiesił sobie przez plecy. Gardik nie zniósł milczenia.
-Cholera! – wrzasnął – jesteś cholernie dziwny! Mógłby mi wreszcie powiedzieć kim jesteś, że gonią za tobą wszystkie demony tego świata?!
Falan pochylił głowę, a włosy opadły mu tak, że zasłoniły jego twarz.
-Dobrze, opowiem ci – powiedział bardzo smutnym i przygnębiającym głosem – opowiem, teraz to i tak już nie ważne.

***
Pewien myśliwy szedł drogą do wsi Haniaki i zobaczył kupę kości, kilka zwłok w czarnych płaszczach z czerwonymi maskami i szatę. Widywał już takie szaty. Cała niebieska z wyszytymi falami. To była szata maga wody, ale jej właściciela nigdzie nie było. Czując, że stało się tu coś strasznego ruszył szybko w kierunku domu.

***
Ludzie patrzyli ze swoich domostw na dwóch przybyszów. Jeden w ciemnym płaszczu na pięknym koniu i z pięknym mieczem na plecach, siedział skulony, a jego jasne włosy zasłaniały mu twarz. Kiedy się wyprostował ku zdziwieniu wieśniaków ukazała się sroga twarz ze szpetnymi bliznami na twarzy. Drugi jeździec wyglądał na o wiele starszego i nie było w nim nic niezwykłego, ale tych dwóch było najdziwniejszymi przybyszami jakich miała wieś Haniaki, zwana prze innych Wsią Adanosa.


1.Wiem, że ten rozdział jest najmarniejszy z dotychczasowych, ale to co w nim jest było konieczne, aby fabuła ruszyła dalej.
2.Ten kto dał na ankiecie najniższą ocene niech sie ujawni, chcę się dowiedzieć co było takie złe.
3.Ale mimo punktu 1. komentujcie, zebym wiedział, że ktoś to czyta, ale bądźcie tym razem łagodniejsi w ocenie
smile.gif
 

Gothi

Pain Donkey
Weteran
Dołączył
22.8.2004
Posty
2717
Rozdział trzeci

„Ciemno, cholera jest naprawdę ciemno”.
Zeskoczył ze wzniesienia i biegł dalej mijając w większości zeschłe drzewa. Usłyszał szelest obrócił się i poczuł grot wbijający się w rękę. Jęknął i zaczął biec dalej. Byli z dwadzieścia metrów za nim, ale przez gęste zarośla ciężko było go złapać. Wpadł na jakąś polankę, na chwile było można dojrzeć go w poświacie księżyca. To był ork. Wybiegła szybko, a ścigający go biegli dalej. Wszędzie wokół było ciemno, bardzo ciemno.
-Z prawej – wrzasnął ktoś, a ork poczuł, że tuż przed nim przeleciała strzała.
„Beliarze ratuj wiernego sługę”.
Usłyszał dzikie ujadanie spuszczonych psów biegnących wprost na niego. Z trudem uniósł swój topór i rozpłatał głowę pierwszego. Reszta zatrzymała się popatrzyła na niego i wycofała powoli. Ork biegł dalej. Był zmęczony ale biegł. Przed nim było wielkie urwisko. Skoczył.
„Beliarze, błagam...”
I ciemność...

***
„Moja głowa...”
Otworzył oczy i rozejrzał się wokoło. Z trudem wstał wypatrując wroga. Na szczęście nie było nikogo. Ruszył przed siebie. Przez ten cały pościg nie wiedział gdzie jest więc po prostu szedł dalej, byle na północ. W oddali zobaczył dym i zmienił kierunek marszu. Nie chciał spotkać znów ludzi. Słońce było już wysoko, więc musiał leżeć nieprzytomny długo, aż dziw bierze, że go nie znaleźli i wiedział, że to dziwne ale nie chciał o tym myśleć. Chciał już wrócić.
„Czuje, coś czuje. To oni...”
Wyciągnął gwałtownie topór i obrócił się w kierunku ludzi. Chyba to byli ludzie. Cztery postacie w długich czarno-czerwonych szatach z krwistoczerwonymi maskami. Byli straszni, ale nie wyglądało na to, aby mieli zaatakować. Opuścił topór, a jedna z postacie przemówiła... po orkowemu.
-Sharuk, witaj. Długo nie wracałeś i o dziwo jako jedyny ocalałeś bitwę z Strażnikiem. Czyżbyś uciekł, my nie lubimy tchórzy.
-Kim wy jesteście, ze śmiecie posądzać mnie o dezercje. Wy zwykłe ludzkie śm...- nie dokończył bo odleciał z dziesięć merów w tył uderzając w drzewo.
-Och wy orkowie, tacy nie okrzesani. Ale nie na to teraz pora. Jesteś potrzebny. Wszyscy wiemy, że jesteś zdolnym dowódcą, tyle, że po incydencie z udziałem twojego ojca...
-Zamilknij- warknął ork.
-Dobrze, a więc chodź z nami. Teleportujemy się do stolicy.
Ork nie wiedział czy im zaufać, ale wiedział, że bez trudu go zabiją.
-To wy zabiliście tamtych ludzi?
-Zabiliśmy? Nie daliśmy im tylko nowe możliwości – odpowiedział zakapturzony i wskazał pod drzewo. Stało tam sześciu zombi.
Ork drgnął z obrzydzenia. Żadne ze stworzeń nie lubiło ożywieńców.
„Beliarze miej mnie w swojej opiece”
Podszedł do tych dziwnych postaci i znikł w niebieskim świetle.

***
-NIE IDŹ TAM!!- krzyknął Gardik zrywając się z łóżka. Był cały rozdygotany i zlany potem. Krzyk obudził Falana, który odruchowo chwycił miecz.
-Co jest? – burknął zdenerwowany.
Gardik roztrzęsionym głosem powiedział:
-Miałem sen... Był taki realny... On nie może...
-Kto?
-Sharuk...
-KTO?!
Gardik zrozumiał, że prawie się wygadał i zamilkł.
-Co ty bredzisz?! To orkowe imię! Co się dzieje?
Falan spojrzał na Ulu-mulu Gardika i zrozumiał. Wstał podszedł do okna. Małego, ale jak na ich pokoik to było całkiem spore. Słońce już zaczynało wchodzić. Spojrzał w ciemny i straszny las. Gdzieś w nim zginął wczoraj Badwax. Przez niego, a przynajmniej tak uważał. Każdy kto mu towarzyszył ryzykował wiele. A teraz Gardik, przez niego stracił wszystko i musiał wyruszyć.
Złapał się za głowę i stał tak w oknie trochę czasu. Gardik wstał, wyjął jakąś szmatkę i kawałkiem węgla zaczął coś skrobać. Falan obrócił się i spytał go:
-Umiesz pisać?
-Słabo, prawie w ogóle- odpowiedział nie przerywając pracy.
-To co robisz.
-Szkicuje aby nie zapomnieć...
-Co?
-Sen... Chociaż to chyba nie był sen, był inny. To była chyba wizja.
-I co chcesz z tym zrobić?
Gardik przerwał robotę. Popatrzył Falanowi w oczy i próbował znaleźć w nich zrozumienie, ale miał przeczucie, że to jego sprawa, TYLKO jego sprawa. I nic nie odpowiedział.
-Odjedziesz- zapytał Falan. Jego głos był dziwny, taki smutny, taki nie pasujący do niego. Taki obcy. Ale Gardik nadal milczał, a Falan zrozumiał. Wstał, przewiesił miecz przez plecy i wyszedł przed gospodę. Było jeszcze ciemnawo, ale Falana to nie obchodziło. Spojrzał w puste ulice, na wieśniacze chaty. Gwizdnął, a chwile później przybiegła do niego Błyskawica. Wsiadł na nią i pojechał.
Gardik spojrzał przez okno na ginącą w ciemności postać. Jechała pod górę, prosto do klasztoru Adanosa. Gardik zastanawiał się czy odejść teraz, ale zamyślił się chwilę i doszedł do wniosku, że przynajmniej ten ostatni raz odbędzie wspólną podróż z Falanem. Wybiegł szybko przed gospodę. Wskoczył na swojego konia i puścił się pędem w stronę klasztornych murów.

***
Mieszkańcy Haniaków widzieli dwóch tajemniczych wędrowców jak jechali do klasztoru. To był drugi i ostatni raz kiedy ich widzieli. Powiadali, że za swe złe czyny zostali tam by odpokutować i w końcu zostali sługami Adanosa. Ale kto tam wierzy wieśniaczym bajaniom...

***
Klasztor był monumentalny. Gardik krzyknął do Falana, a ten odwrócił się i poczekał na niego. Razem Podziwiali ogrom budowli. Gigantyczne mury, a za nimi wielka niczym pałac świątynia Adanosa. Wokoło świątyni długie budynki mieszkalne dla nowicjuszy i magów wody, oraz dla nie licznych już wojowników Adanosa. Prawdopodobnie ostatnie ich siedlisko. Wszędzie rosły drzewa, trawa i kwiaty, oraz, oczywiście, pełno strumyków, kaskad, oraz wielki wodospad spadający prosto z gór. W przeciwieństwie do klasztorów Innosa, klasztory Adanosa były zawsze otwarte dla podróżnych, a mury miały tylko odstraszać ewentualnych napastników. Wyznawcy Adanosa zawsze budowali swoje świątynie i klasztory w nasłonecznionych i podmokłych terenach. Też i tu wszystko skąpane w słońcu wyglądało bajecznie. Gardik z Falane powoli szli w stronę świątyni oszołomieni wielkością i wyglądem wszystkiego co znajdowało się na terenie klasztoru. Podszedł do nich nie wysoki starzec w szacie maga wody i powiedział:
-Ahris już na was czeka.
Nie byli zdziwieni, już nic ich nie dziwiło. Ruszyli za magiem i weszli do świątynii...

***
Weszli do wielkiego pomieszczenia z monstrualnymi posągami. Większość z nich przedstawiała jakiś magów i wojowników, ale niektóre były smokami, trollami a nawet orkami. Gardik spojrzał na jeden z posagów. Był to chłopak trzymający oburącz długi miecz. Jego twarz wykrzywiona była w grymasie bólu. Z jego boku wystawała długa włócznia. Gardik spojrzał naprzeciw tej rzeźby i dojrzał orka. Wielkiego i można było powiedzieć, że dostojnego. Wyciągał rękę w kierunku chłopaka, a w drugiej trzymał topór. Na szyi wisiał mu na łańcuchu pierścień.
-Piękne, prawda? - odezwał się jakiś głos – Galag i Krushork. Piękna legenda. Piękny mit...
Gardik obrócił się i zobaczył wychodzącego z cienia tęgiego maga wody. Był już łysy, ale brodę miał sięgającą aż do ziemi. Jego szata była inna od tych jakie widywał Gardik. Jasno niebieska ze złotymi falami i naszytymi znakami runicznymi. Cała ponabijana kosztownymi kamieniami. W czasie kiedy Gardik przyglądał się magowi, Falan podszedł i uklęknął przed stracem. Ten gestem ręki kazał mu wstać. Gardik domyślił się, że to nie jest zwykły mag.
-Chodźcie – powiedział starzec, a Falan z Gardikiem ruszyli za nim w głąb świątyni. Byłą niesamowicie wielka i dopiero po około pięciu minutach doszli do jej końca. Przy ścianie znajdował się wielki, wykonany z jakiegoś niebieskiego kamienia posąg starca z długim mieczem z dziwnym napisem, którego nie umieli rozszfrować. Pod posągiem znajdowało się kilkadziesiąt tronów, a po środku największy. Na każdym siedział jeden mag wody, a na środkowym zasiadł właśnie ten łysy.
-Równowaga – powiedział – widzicie ten posąg i ten miecz? To jest ON. Adanos. I jego miecz... Równowaga...
Gardik nie wiedział o co chodzi, ale stał i nie odzywał się. Falan patrzył w zadumie na twarz posągu.
-Równowaga została zachwiana – przemówił ponownie łysy – Tylko jest pewien problem...Otóż nie wiemy na czyją korzyść...Jeśli nic nie zrobimy...to może być koniec...
Milczeli wszyscy. Gardik patrzył na starca, starzec na ziemię, Falan na posąg. W końcu jeden z magów siedzących wokół posągu kazał im pójść za nim. Gardik nic nie rozumiał. Po co tu przyszli i co maja robić. Nic nie rozumiał. Poszli za magiem który zaprowadził ich do pokoi. Nie zamieniając słowa położyli się spać i dość szybko zasnęli.

***
-Za Równowagę! – krzyknął strażnik bramy do siedziby magów wody na widok nieznanego mu maga, prawdopodobnie wędrownego. Odpowiedziało mu tylko głośne westchnienie. Kiedy mag zbliżył się strażnik dojrzał, że jego szata wcale nie jest niebieska tylko ciemnofioletowa, a fale są nieregularne i powykrzywiane. Spod kaptura błysnęły czerwone oczy. Strażnik krzyknął chwytając za miecz. Nie zdążył wyjąć go z pochwy, a już leżał martwy na ziemi. Mag pochylił się nad nim i zabrał kilka run bojowych, po czym ruszył dalej. Wszedł do świątyni Adanosa i ruszył w stronę tronów. Na tronach nikogo nie było, oprócz Najwyższego Arcymaga Adanosa. Patrzył w bok i nie poruszył się nawet kiedy zbliżył się do niego tamten dziwny mag.
-Badwax – przemówił w końcu – I na co ci to przyszło. Patrz czym się stałeś...
Zakapturzony mag zaczął syczeć, ale dało się z tego wyłonić pojedyncze słowa.
-Adanosssss jest sssssłaby... W tej waaaalce trzeba zająć miejsssssce. Innosssss nie lubi zdrajców, ale mój nowy paaaan Beliar lubiiiiii takich jak jaaaaa...
-Skoro nie ma wyjścia...
Łysy wstał i chwycił za runę. Wykrzyczał formułę i uderzył w Badwaxa, ale zaklęcie odbiło się od niego i ugodziło w ścianę. Badwax roześmiał się demonicznie, ale na arcymagu nie zrobiło to wrażenia...
-A więc nie jesteś ożywieńcem... Szkoda...
Chwycił za druga runę i już miał wypowiedzieć kiedy Badwax skoczył i rzucił mu się do szyi przegryzając ją. Kiedy arcymag już nie żył Badwax zaczął pastwić się nad jego ciałem

***
Falan zerwał się z łóżka obudzony jakimś hałasem. Chwycił miecz i rzucił się w kierunku świątyni. Gdy był już blisko, tuż przed nim zmaterializowała się postać poszukiwacza. Falan na jego widok wcale nie zwolnił, a wręcz przyspieszył i z rozpędu wbił miecz w głowę napastnika. Otarł miecz o szatę poszukiwacza i wszedł do świątyni. Było zupełnie ciemno. Falan wyjął z kieszeni runę i wymruczał zaklęcie. Chwilą później nad jego głową pojawiła się jarząca kula. Powoli zaczął zbliżać się w kierunku tronów uważając przy każdym kroku. Kiedy już mógł dostrzec zarysy posągu dostrzegł jakąś postać opartą o kolumnę. Podszedł do niej i z przerażeniem dostrzegł, że to Badwax. Ale był inny. Oczy miał bez wyrazu, a na czole widniało piętno Beliara. Falan szybko zrozumiał, że jest stracony dla wszystkich. Uniósł miecz aby pozbawić go życia, kiedy starzec przemówił:
-Wiem... Musisz mnie zabić...Ale posłuchaj... – mówił z wyraźną trudnością – Ja...ja żałuję tego... Ale nie miałem wyboru... Słyszałem... słyszałem, że zbliża się pogromca Beliara... Oni chcą go zabić... Nie pozwól im...A teraz zakończ to...
-Badwax...
-Zakończ to... Proszę... Tracę kontrole... ARGH!!!
-Badwax...
-KOŃCZ TO!! – wrzasnął mag i momentalnie jego oczy stały się czerwone i rzucił się na Falana, ten szybko zrobił unik i ciął maga w plecy. Badwax przewrócił się i zawył, a chwilę później znikł.
Falan wstał z podłogi i ruszył w kierunku wyjścia. Kontem oka dojrzał zmasakrowane zwłoki tłustego arcymaga. Był wściekły na siebie, że nie zabił Badwaxa. Przed wejściem świątyni zebrał się już spory tłumek magów i zbrojnych, oraz Gardik. Podbiegł do wychodzącego Falana i zawołał:
-Co się stało?
Falan milcząc poszedł w kierunku sypialni. Nie zwracał uwagi na lament i zamieszanie. Teraz interesowało go tylko jedno. Pogromca Beliara.

***
Rano Falan został wezwany przed oblicze rady Adanosa. Sam, bez Gardika. Na miejscu martwego już arcymaga siedział dość młody, jak na maga, mężczyzna z surowym wyrazem twarzy. Kiedy Falan zbliżył się tamten zaczął mówić.
-Widziałeś zabójcę?
-Tak, panie.
-Kto to był?
Falan milczał chwilę i spojrzał na radę. Wyrazy twarzy magów były wciąż takie same: surowe i zdecydowane. Falan wiedząc, że nie ma wyjścia odpowiedział:
-Badwax...
-Dobrze, że mówisz prawdę. Wiedzieliśmy to od początku tylko chcieliśmy sprawdzić twoją prawdomówność. Teraz mamy bardzo ważne pytanie: Co ci powiedział? Wiemy, że z nim rozmawiałeś i coś ci przekazał. Najprawdopodobniej bardzo ważnego.
-Mówił o jakimś... – zamilkł na chwile – Pogromcy Beliara.
Wśród rady rozległy się szepty.
-CISZA! – krzyknął nowy arcymag – wygląda na to, że pogłoski są prawdziwe.
-Jakie pogłoski? – ożywił się Falan
-Po tym jak bariera w Khorinis opadła...
-Opadła? Jak? – przerwał arcymagowi.
-To ty o niczym nie wiesz? Zaraz ci wszystko wyjaśnimy. Z dwa miesiące temu dostalismy informację od maga Saturasa...

***
-Miltenie oprzytomniej! – krzyczał ciemnoskóry mag wody na młodego maga ognia – Wszyscy magowie ognia zginęli zabici przez tego idiotę Gomeza i na pewno to był dla ciebie szok ale oprzytomniej!
-Saturasie ja mówię prawdę...
-Tak, oczywiście! Przez was straciliśmy jedyną szansę na ucieczkę z tej przeklętej kolonii. Ty i ten twój... Bezimienny.
-A widzisz Saturasie. Tak jak w przepowiedni: „Nikt nie znał imienia jego”.
-Milten! On jest dobrym wojownikiem, pomógł nam wyzwolić kopalnię, dał kamienie ogniskujące, ale to nie może być mityczny wybraniec. Przez was straciliśmy cały owoc naszej pracy... całą rudę. Możesz u nas zostać, bo i tak nie masz się dokąd udać, ale przestań mówić mi o ty Bezimiennym.

***
-Na Adanosa! – krzyknął Saturas upadając na podłogę przez wstrząs – Trzęsienie ziemi!
Z trudem wstał i oparł się o regał. Chwilę później do pomieszczenia wbiegł Milten w towarzystwie innego maga.
-Mistrzu – wysapał ten drugi – Bariera... bariera...
-Co z barierą? – zaciekawił się Saturas
-Znikła! – krzyknął Milten – Miałem rację! To on. Bezimienny! I do miecza też miałem rację. To musiał być Uriziel!
Saturas stanął jak wryty. Nie mógł uwierzyć, że po takim czasie odzyskał wolność.
-Cronos – zawołał do drugiego maga – Lee już wie??
-Tak, mistrzu!
-Dobrze! Zaraz ruszamy! Trzeba donieść o tym wszystkim Radzie!
Milten i Cronos wyszli, a Saturas zaczął robić notatki i zbierać najważniejsze rzeczy. Kiedy wychodził wypadła mu jedna kartka i wylądowała na ziemi.

***
Cały były Nowy Obóz szedł jedną grupą. W oddali było widać unoszące się znad Starego Obozu kłęby dymu. „W końcu sami się pomordowali” pomyślał Saturas i westchnął ciężko. Nagle spostrzegli biegnącego w ich kierunku jakiegoś ciemnoskórego mężczyznę ubranego na czerwony z wielki łukiem przewieszonym przez plecy. Zatrzymał się obok nich i zaczął krzyczeć:
-Pomóżcie!! Błagam!!
Z tłumu wyszedł Saturas i zapytał go:
-Kim jesteś i co się stało?
-Nazywam się Cavalorn. Myśliwy ze Starego Obozu. Smoki zaatakowały. Pogineli chyba wszyscy.
W tłumie zawrzało. O smokach nie było słychać już od wielu lat. Większość ludzi sądziła nawet, ze to istoty mityczne.
-Nie chce mi się w to wierzyć – zaczął Saturas – Ale cokolwiek by to nie było, lepiej się pospieszyć.
 

mr_cysio

Member
Dołączył
14.11.2004
Posty
117
super opo!! znakomite!! mam nadzieję że następne części będą równie fascynujące!! miłego pisania
tongue.gif
 

O$kar

Member
Dołączył
20.10.2004
Posty
410
Moim zdaniem jast za***** !!! Nic niezmieniaj- AniaMal sie niezana... Powinieneś to wystawić do działu Opowiadania a nie zamieszczać je na forum
tongue.gif
 

Tytan

New Member
Dołączył
21.11.2004
Posty
18
Opowiadanie bardzo dobre, ale opisy troche za mało szcegółowe i ogółem mogłeś je bardziej rozwinąć. Jest też pare literówek, ale klimat i fabuła bez zażutów. Moja ocena 9/10. Popracuj nad opisami, a będzie 10/10.
 

Yezo

Active Member
Dołączył
19.10.2004
Posty
1604
Gothi ty jestes genilny to opowiadanie Boze jakie ono jest zajebi***. Ty powinienes pisac lektury dla gimnazjalistow to by je kazdy czytal a nie taki badzie wie jak nam w szkole daja. Juz nie moge sie doczekac CD mam nadzieje ze napiszesz jeszcze duzo rozdzialow. Kuzwa az nie moge wyjsc z poidziwu przez ostatni czas zapomnialem o tym opowiadaniu dzisiaj patrze czytam i ....
.... Kurcze walnelo mnie tak ze mialem problemy z pozbieraniem sie opowiadanie jest genialne. Nie przejmuj sie tymi co cie krytykuja ze niby slabe opisy i takie tam sami nie napisali by nawet w polowie tak genialnego opowiadania. Prosze nie ja BLAGAM o nastepne czesci>
 

Charlie

New Member
Dołączył
12.11.2004
Posty
26
Już pierwsze części bardzo mi się podobały.... a teraz widze że był to dopiero wstęp
smile.gif
właściwie to nie ma się do czego przyczepić
smile.gif
chociaż.. piszemy kątem - nie kontem
smile.gif
ale jak mniemam miałeś takie natchnienie, że nawet nie wiedziałeś co piszesz
biggrin.gif
opowiadanie naprawdę fajne - pisz dalej - mam nadzieje że będzie jeszcze lepiej
smile.gif

Trzymam kciuki
 

Tytan

New Member
Dołączył
21.11.2004
Posty
18
Opowiadanie (jak już wcześniej mówiłem) bardzo dobre. W tej części nie przyczepie się do opisów (może dlatego, że niebardzo było co opisywać). Zdziwiło mnie jednak, że ten Badwax stał się sługą Beliara i to nie ożywięńcem. Może źle zrozumiałem, ale wydawało mi się, że on zginą z rąk poszukiwaczy, ale może odniosłem mylne wrażenie.
 

mr_cysio

Member
Dołączył
14.11.2004
Posty
117
no po prostu pięknie!! prosze kontynuuj!! czekam z zapartym tchem!! (chyba sie uzależniłem
tongue.gif
) pozdro
 
Do góry Bottom