Megarion
El Presidente
- Dołączył
- 25.9.2004
- Posty
- 1824
Już od dawna nic tak dziwnego nie działo się na ziemiach Nordmaru. Od południa maszerowała kilkutysięczna armia, nie paląc, grabiąc ani nawet oblegając twierdz. Omijała osady, omijała forty, zwiadowcy mogli ją bez przeszkód obserwować. Statki, którymi oddziały przybyły na wyspę już odpłynęły, a Regent w Nordmarze gotował się do obrony stolicy.
***
- Wujku, dotrzemy do tego Noramu? – mały chłopiec chodził krok w krok za nieprzyjemnie wyglądającym typem.
- Już niedługo. Do NORDMARU. Pamiętasz, że to twoje ziemie?
- Wujku...
- Zamknij się! To jest twoje dziedzictwo!
- Ale...
Mężczyzna odwrócił się od dziecka, pozostawiając je ze łzami w oczach. Odszedł do pobliskiego, dość bogato zdobionego namiotu i usiadł na jednym z krzeseł. Przez kilka prowizorycznych okien wlewało się poranne słońce. Promienie opadły złote i srebrne naczynia, którymi zastawione były stoły w namiocie. Na niektórych misach leżały w spokoju dość świeże owoce.
Rozmyślania „wujka” przerwał strażnik.
- Panie! Zgodnie z twym rozkazem musimy zwijać obozowisko!
- Co...? A, tak, oczywiście. – podniósł się z krzesła i chwycił kiść winogron. – Tylko tym razem postarajcie się nie zniszczyć tego krzesła.
- T-tak, o lordzie Ferin.
Lord bez słowa opuścił namiot i ruszył na małą przechadzkę.
Kilka dni później.
Deszcz padał od poprzedniego wieczora. Na ulicach można było spotkać jedynie pojedynczych kupców, oraz strażników klnących na swój los. Mury były obsadzone kilkakrotnie większą liczbą żołnierzy niż zazwyczaj, kwatery w barakach ledwo mieściły dodatkowe wojska, które przybyły niedawno. Miasto gotowało się do, jak się wydawało, nieuchronnego oblężenia.
Nie były to łatwe dni dla Rady. Regent Arcane, Książę Kacperex oraz wódz Wojowników Gothi przez kilka ostatnich dni spali po trzy, dwie godziny.
Sala, w której obradowała Rada była tą samą, którą niegdyś używał król Clone. Prawie nic się nie zmieniło, oprócz tego, iż krzesło władcy stało puste.
- Zwiadowcy twierdzą, że wrogie oddziały będą pod stolicą wieczorem. Gońcy, których rozesłałem do naszych lenników jeszcze nie wrócili i trudno jest powiedzieć, którzy odpowiedzą na wezwanie.
- A magowie? – zapytał Kacperex.
- Mówili coś o nierównowadze w mocy magicznej i że teraz są bardzo zajęci.
Gothi otworzył lekko usta.
- Co za gnojki.
- No trudno, a Leśnicy? – Kacperex znów zapytał.
- Wiesz przecież, jak się przedstawia sytuacja. Ostatnim razem powiedzieli, że skoro nie ma Clone’a, to nam nie są już nic winni i że teraz są niepodległym państwem.
- O Zbójach nie wspomnę?
- Nie wspominaj.
- No więc dzisiaj będziemy zdani na własne siły. – Gothi uśmiechnął się krzywo. – A jakie wieści mają pozostali zwiadowcy? Jakie są straty na prowincji?
- No właśnie... – Arcane podniósł się z krzesła i zaczął spacerować po sali. – Nie ma ani jednej spalonej wioski, ani jednego napadniętego fortu... I to mnie, co dziwne, martwi. Nie zachowują się jak zwykli najeźdzcy.
- Jaki więc może być ich cel? – zapytał Gothi, gdy Arcane usiadł.
- Dowiemy się dzisiaj wieczorem.
Rzeczywiście. Gdy tylko słońce zaczęło się chylić ku zachodowi, do bram miasta docierali podmiejscy farmerzy z rodzinami, błagając o schronienie. Mówili coś o wielkiej armii maszerującej z południa. Nie było jednak w ich twierdzeniach nic o jakichś rzeziach, lub chociaż o małych mordach.
Obserwatorzy, którzy obsadzali najwyższe wieże w mieście, wkrótce obwieścili, że wróg jest już przy najbliższej miastu wioski. Wpuszczono ostatnich farmerów i zamknięto bramę miejską.
Słońce zaszło prawie całkowicie, gdy armia stanęła naprzeciwko miasta. Ku zaskoczeniu wszystkich, zamiast rozpoczęcia oblężenia, do bram zbliżyło się kilku jeźdźców.
- Otworzyć bramę, dla króla Aleksandra Lecha, syna Clone_xx!
Strażnicy przy wrotach znieruchomieli, lecz nie mieli odwagi ruszyć kołowrotów. Arcane, który stał nieopodal w swej zbroi doskoczył do blanki nad bramą.
- Kim jesteś, że twierdzisz takie rzeczy?
- Jam jest lord Ferin, opiekun młodocianego króla! W jego imieniu żądam, abyście natychmiast oddali władzę nad tą krainą prawowitemu potomkowi Clone’a!
Na murach miejskich zrobiło się jeszcze większe poruszenie.
- Masz jakiś dowód na to co mówisz? – Arcane starał się zapanować nad emocjami.
- Tak! Wpuść mnie i moja straż przyboczną, a przedstawimy ci dowody!
- Skąd mam wiedzieć, ze to nie pułapka, a twoje wojsko natychmiast nie zaatakuje?
- Mogę dać ci słowo szlachcica! Twoja wola, czy uwierzysz!
Arcane wahał się chwilę, lecz dał znak, aby strażnicy otworzyli wrota.
Jeźdźcy wjechali na plac za bramą, a wrota zatrzasnęły się za nimi. Lord i jego straż zeszła z rumaków i stanęła dumnie, oczekując przyjęcia. Wkrótce podeszli do nich członkowie Rady i kilku wyższych rangą dowódców.
- Twierdzicie, że macie dowody. Pokażcie nam je.
Ferin sięgnął do płaszcza. Wyciągnął dwie paczki, jedną długą, druga zaś była dość mała i niepozorna. Odwinął papier z pierwszego pakunku. Oczom zebranych ukazał się czarny jak noc miecz. Jako że słońce już zaszło, pojawili się słudzy z pochodniami. W ich świetle iskrzyły się setki kamieni szlachetnych. Ferin uniósł miecz i uderzył w ziemię, przebijając chodnik jak nóż masło.
Arcane otworzył usta.
- Czarny mithril...
Ferin sięgnął po drugą paczkę. Wyciągnął z niej mały amulet i wyciągnął skinął ręką na małego chłopca. Dziecko wyszło przestraszone, po czym lord zawiesił mu na szyi amulet. Natychmiast skończyła się noc. Sztuczne światło, wydobywane z amuletu, było tak silne, że nawet Kacperex zasłonił oczy. W końcu Ferin zdjął amulet z szyi chłopaka.
- Serce Nordmaru... – Arcane aż jęknął.
- Oto nowy król tego państwa! Złóżcie pokłon Lechowi Aleksandrowi!
Ferin klęknął przed chłopcem pierwszy, zaraz potem zrobiła to jego straż, potem zaś całe zgromadzone w mieście wojsko.
***
- Wujku, dotrzemy do tego Noramu? – mały chłopiec chodził krok w krok za nieprzyjemnie wyglądającym typem.
- Już niedługo. Do NORDMARU. Pamiętasz, że to twoje ziemie?
- Wujku...
- Zamknij się! To jest twoje dziedzictwo!
- Ale...
Mężczyzna odwrócił się od dziecka, pozostawiając je ze łzami w oczach. Odszedł do pobliskiego, dość bogato zdobionego namiotu i usiadł na jednym z krzeseł. Przez kilka prowizorycznych okien wlewało się poranne słońce. Promienie opadły złote i srebrne naczynia, którymi zastawione były stoły w namiocie. Na niektórych misach leżały w spokoju dość świeże owoce.
Rozmyślania „wujka” przerwał strażnik.
- Panie! Zgodnie z twym rozkazem musimy zwijać obozowisko!
- Co...? A, tak, oczywiście. – podniósł się z krzesła i chwycił kiść winogron. – Tylko tym razem postarajcie się nie zniszczyć tego krzesła.
- T-tak, o lordzie Ferin.
Lord bez słowa opuścił namiot i ruszył na małą przechadzkę.
Kilka dni później.
Deszcz padał od poprzedniego wieczora. Na ulicach można było spotkać jedynie pojedynczych kupców, oraz strażników klnących na swój los. Mury były obsadzone kilkakrotnie większą liczbą żołnierzy niż zazwyczaj, kwatery w barakach ledwo mieściły dodatkowe wojska, które przybyły niedawno. Miasto gotowało się do, jak się wydawało, nieuchronnego oblężenia.
Nie były to łatwe dni dla Rady. Regent Arcane, Książę Kacperex oraz wódz Wojowników Gothi przez kilka ostatnich dni spali po trzy, dwie godziny.
Sala, w której obradowała Rada była tą samą, którą niegdyś używał król Clone. Prawie nic się nie zmieniło, oprócz tego, iż krzesło władcy stało puste.
- Zwiadowcy twierdzą, że wrogie oddziały będą pod stolicą wieczorem. Gońcy, których rozesłałem do naszych lenników jeszcze nie wrócili i trudno jest powiedzieć, którzy odpowiedzą na wezwanie.
- A magowie? – zapytał Kacperex.
- Mówili coś o nierównowadze w mocy magicznej i że teraz są bardzo zajęci.
Gothi otworzył lekko usta.
- Co za gnojki.
- No trudno, a Leśnicy? – Kacperex znów zapytał.
- Wiesz przecież, jak się przedstawia sytuacja. Ostatnim razem powiedzieli, że skoro nie ma Clone’a, to nam nie są już nic winni i że teraz są niepodległym państwem.
- O Zbójach nie wspomnę?
- Nie wspominaj.
- No więc dzisiaj będziemy zdani na własne siły. – Gothi uśmiechnął się krzywo. – A jakie wieści mają pozostali zwiadowcy? Jakie są straty na prowincji?
- No właśnie... – Arcane podniósł się z krzesła i zaczął spacerować po sali. – Nie ma ani jednej spalonej wioski, ani jednego napadniętego fortu... I to mnie, co dziwne, martwi. Nie zachowują się jak zwykli najeźdzcy.
- Jaki więc może być ich cel? – zapytał Gothi, gdy Arcane usiadł.
- Dowiemy się dzisiaj wieczorem.
Rzeczywiście. Gdy tylko słońce zaczęło się chylić ku zachodowi, do bram miasta docierali podmiejscy farmerzy z rodzinami, błagając o schronienie. Mówili coś o wielkiej armii maszerującej z południa. Nie było jednak w ich twierdzeniach nic o jakichś rzeziach, lub chociaż o małych mordach.
Obserwatorzy, którzy obsadzali najwyższe wieże w mieście, wkrótce obwieścili, że wróg jest już przy najbliższej miastu wioski. Wpuszczono ostatnich farmerów i zamknięto bramę miejską.
Słońce zaszło prawie całkowicie, gdy armia stanęła naprzeciwko miasta. Ku zaskoczeniu wszystkich, zamiast rozpoczęcia oblężenia, do bram zbliżyło się kilku jeźdźców.
- Otworzyć bramę, dla króla Aleksandra Lecha, syna Clone_xx!
Strażnicy przy wrotach znieruchomieli, lecz nie mieli odwagi ruszyć kołowrotów. Arcane, który stał nieopodal w swej zbroi doskoczył do blanki nad bramą.
- Kim jesteś, że twierdzisz takie rzeczy?
- Jam jest lord Ferin, opiekun młodocianego króla! W jego imieniu żądam, abyście natychmiast oddali władzę nad tą krainą prawowitemu potomkowi Clone’a!
Na murach miejskich zrobiło się jeszcze większe poruszenie.
- Masz jakiś dowód na to co mówisz? – Arcane starał się zapanować nad emocjami.
- Tak! Wpuść mnie i moja straż przyboczną, a przedstawimy ci dowody!
- Skąd mam wiedzieć, ze to nie pułapka, a twoje wojsko natychmiast nie zaatakuje?
- Mogę dać ci słowo szlachcica! Twoja wola, czy uwierzysz!
Arcane wahał się chwilę, lecz dał znak, aby strażnicy otworzyli wrota.
Jeźdźcy wjechali na plac za bramą, a wrota zatrzasnęły się za nimi. Lord i jego straż zeszła z rumaków i stanęła dumnie, oczekując przyjęcia. Wkrótce podeszli do nich członkowie Rady i kilku wyższych rangą dowódców.
- Twierdzicie, że macie dowody. Pokażcie nam je.
Ferin sięgnął do płaszcza. Wyciągnął dwie paczki, jedną długą, druga zaś była dość mała i niepozorna. Odwinął papier z pierwszego pakunku. Oczom zebranych ukazał się czarny jak noc miecz. Jako że słońce już zaszło, pojawili się słudzy z pochodniami. W ich świetle iskrzyły się setki kamieni szlachetnych. Ferin uniósł miecz i uderzył w ziemię, przebijając chodnik jak nóż masło.
Arcane otworzył usta.
- Czarny mithril...
Ferin sięgnął po drugą paczkę. Wyciągnął z niej mały amulet i wyciągnął skinął ręką na małego chłopca. Dziecko wyszło przestraszone, po czym lord zawiesił mu na szyi amulet. Natychmiast skończyła się noc. Sztuczne światło, wydobywane z amuletu, było tak silne, że nawet Kacperex zasłonił oczy. W końcu Ferin zdjął amulet z szyi chłopaka.
- Serce Nordmaru... – Arcane aż jęknął.
- Oto nowy król tego państwa! Złóżcie pokłon Lechowi Aleksandrowi!
Ferin klęknął przed chłopcem pierwszy, zaraz potem zrobiła to jego straż, potem zaś całe zgromadzone w mieście wojsko.