Nowy Król

Megarion

El Presidente
Dołączył
25.9.2004
Posty
1824
Już od dawna nic tak dziwnego nie działo się na ziemiach Nordmaru. Od południa maszerowała kilkutysięczna armia, nie paląc, grabiąc ani nawet oblegając twierdz. Omijała osady, omijała forty, zwiadowcy mogli ją bez przeszkód obserwować. Statki, którymi oddziały przybyły na wyspę już odpłynęły, a Regent w Nordmarze gotował się do obrony stolicy.

***

- Wujku, dotrzemy do tego Noramu? – mały chłopiec chodził krok w krok za nieprzyjemnie wyglądającym typem.
- Już niedługo. Do NORDMARU. Pamiętasz, że to twoje ziemie?
- Wujku...
- Zamknij się! To jest twoje dziedzictwo!
- Ale...
Mężczyzna odwrócił się od dziecka, pozostawiając je ze łzami w oczach. Odszedł do pobliskiego, dość bogato zdobionego namiotu i usiadł na jednym z krzeseł. Przez kilka prowizorycznych okien wlewało się poranne słońce. Promienie opadły złote i srebrne naczynia, którymi zastawione były stoły w namiocie. Na niektórych misach leżały w spokoju dość świeże owoce.
Rozmyślania „wujka” przerwał strażnik.
- Panie! Zgodnie z twym rozkazem musimy zwijać obozowisko!
- Co...? A, tak, oczywiście. – podniósł się z krzesła i chwycił kiść winogron. – Tylko tym razem postarajcie się nie zniszczyć tego krzesła.
- T-tak, o lordzie Ferin.
Lord bez słowa opuścił namiot i ruszył na małą przechadzkę.

Kilka dni później.

Deszcz padał od poprzedniego wieczora. Na ulicach można było spotkać jedynie pojedynczych kupców, oraz strażników klnących na swój los. Mury były obsadzone kilkakrotnie większą liczbą żołnierzy niż zazwyczaj, kwatery w barakach ledwo mieściły dodatkowe wojska, które przybyły niedawno. Miasto gotowało się do, jak się wydawało, nieuchronnego oblężenia.
Nie były to łatwe dni dla Rady. Regent Arcane, Książę Kacperex oraz wódz Wojowników Gothi przez kilka ostatnich dni spali po trzy, dwie godziny.
Sala, w której obradowała Rada była tą samą, którą niegdyś używał król Clone. Prawie nic się nie zmieniło, oprócz tego, iż krzesło władcy stało puste.
- Zwiadowcy twierdzą, że wrogie oddziały będą pod stolicą wieczorem. Gońcy, których rozesłałem do naszych lenników jeszcze nie wrócili i trudno jest powiedzieć, którzy odpowiedzą na wezwanie.
- A magowie? – zapytał Kacperex.
- Mówili coś o nierównowadze w mocy magicznej i że teraz są bardzo zajęci.
Gothi otworzył lekko usta.
- Co za gnojki.
- No trudno, a Leśnicy? – Kacperex znów zapytał.
- Wiesz przecież, jak się przedstawia sytuacja. Ostatnim razem powiedzieli, że skoro nie ma Clone’a, to nam nie są już nic winni i że teraz są niepodległym państwem.
- O Zbójach nie wspomnę?
- Nie wspominaj.
- No więc dzisiaj będziemy zdani na własne siły. – Gothi uśmiechnął się krzywo. – A jakie wieści mają pozostali zwiadowcy? Jakie są straty na prowincji?
- No właśnie... – Arcane podniósł się z krzesła i zaczął spacerować po sali. – Nie ma ani jednej spalonej wioski, ani jednego napadniętego fortu... I to mnie, co dziwne, martwi. Nie zachowują się jak zwykli najeźdzcy.
- Jaki więc może być ich cel? – zapytał Gothi, gdy Arcane usiadł.
- Dowiemy się dzisiaj wieczorem.

Rzeczywiście. Gdy tylko słońce zaczęło się chylić ku zachodowi, do bram miasta docierali podmiejscy farmerzy z rodzinami, błagając o schronienie. Mówili coś o wielkiej armii maszerującej z południa. Nie było jednak w ich twierdzeniach nic o jakichś rzeziach, lub chociaż o małych mordach.
Obserwatorzy, którzy obsadzali najwyższe wieże w mieście, wkrótce obwieścili, że wróg jest już przy najbliższej miastu wioski. Wpuszczono ostatnich farmerów i zamknięto bramę miejską.
Słońce zaszło prawie całkowicie, gdy armia stanęła naprzeciwko miasta. Ku zaskoczeniu wszystkich, zamiast rozpoczęcia oblężenia, do bram zbliżyło się kilku jeźdźców.
- Otworzyć bramę, dla króla Aleksandra Lecha, syna Clone_xx!
Strażnicy przy wrotach znieruchomieli, lecz nie mieli odwagi ruszyć kołowrotów. Arcane, który stał nieopodal w swej zbroi doskoczył do blanki nad bramą.
- Kim jesteś, że twierdzisz takie rzeczy?
- Jam jest lord Ferin, opiekun młodocianego króla! W jego imieniu żądam, abyście natychmiast oddali władzę nad tą krainą prawowitemu potomkowi Clone’a!
Na murach miejskich zrobiło się jeszcze większe poruszenie.
- Masz jakiś dowód na to co mówisz? – Arcane starał się zapanować nad emocjami.
- Tak! Wpuść mnie i moja straż przyboczną, a przedstawimy ci dowody!
- Skąd mam wiedzieć, ze to nie pułapka, a twoje wojsko natychmiast nie zaatakuje?
- Mogę dać ci słowo szlachcica! Twoja wola, czy uwierzysz!
Arcane wahał się chwilę, lecz dał znak, aby strażnicy otworzyli wrota.
Jeźdźcy wjechali na plac za bramą, a wrota zatrzasnęły się za nimi. Lord i jego straż zeszła z rumaków i stanęła dumnie, oczekując przyjęcia. Wkrótce podeszli do nich członkowie Rady i kilku wyższych rangą dowódców.
- Twierdzicie, że macie dowody. Pokażcie nam je.
Ferin sięgnął do płaszcza. Wyciągnął dwie paczki, jedną długą, druga zaś była dość mała i niepozorna. Odwinął papier z pierwszego pakunku. Oczom zebranych ukazał się czarny jak noc miecz. Jako że słońce już zaszło, pojawili się słudzy z pochodniami. W ich świetle iskrzyły się setki kamieni szlachetnych. Ferin uniósł miecz i uderzył w ziemię, przebijając chodnik jak nóż masło.
Arcane otworzył usta.
- Czarny mithril...
Ferin sięgnął po drugą paczkę. Wyciągnął z niej mały amulet i wyciągnął skinął ręką na małego chłopca. Dziecko wyszło przestraszone, po czym lord zawiesił mu na szyi amulet. Natychmiast skończyła się noc. Sztuczne światło, wydobywane z amuletu, było tak silne, że nawet Kacperex zasłonił oczy. W końcu Ferin zdjął amulet z szyi chłopaka.
- Serce Nordmaru... – Arcane aż jęknął.
- Oto nowy król tego państwa! Złóżcie pokłon Lechowi Aleksandrowi!
Ferin klęknął przed chłopcem pierwszy, zaraz potem zrobiła to jego straż, potem zaś całe zgromadzone w mieście wojsko.
 

Sever Sharivar

Słodka...
VIP
Dołączył
1.5.2005
Posty
1339
Po pierwsze wielkie 0.o bo czegoś takiego się nie spodziweałam.
Opowiadanko, albo raczej jego początek, zaczyna sie całkiem ciekawie. Wprowadzenie wątku z nowym królem wyróżnia je spośród innych. Trzeba przyznać, że na plus wyróżnia
smile.gif

Zobaczymy jak to się rozwinie, na razie więcej nie powiem...
QUOTE Otworzyć bramę, dla króla Aleksandra Lecha, syna Clone_xx! fajne imię XD
 

doctor

Wariat
Weteran
Dołączył
4.3.2005
Posty
2138
QUOTE - Mówili coś o nierównowadze w mocy magicznej i że teraz są bardzo zajęci.
Gothi otworzył lekko usta.
- Co za gnojki.

dzieki :/ nie ma jak poczytac sobie jakie z nas gnoje w magach :/
dry.gif
no ale coz... potraktuje to jako fikcje literacka albo element "budujacy" nastroj
laugh.gif


przeczytawszy od poczatku do konca... niezbyt mnie zaciekawilo nie wiem nie mialo czegos co by przykulo moja uwage... jednak pomysl jest niczego sobie orginalny... mysle ze troche gorzej z realizacja w skali od 1 do 10 dalbym
6,5
 

Locke

New Member
Dołączył
23.12.2005
Posty
26
Nieźle. Znalazłem kilka błędów :

QUOTE Obserwatorzy, którzy obsadzali najwyższe wieże w mieście, wkrótce obwieścili, że wróg jest już przy najbliższej miastu wioski.

Powinno być wiosce.


QUOTE - Tak! Wpuść mnie i moja straż przyboczną, a przedstawimy ci dowody!

Powinno być moją.


QUOTE - Wujku, dotrzemy do tego Noramu?

Między wujku a dotrzemy brakuje kiedy.

Fabuła : Dobra. 7-/10
Ortografia i interpunkcja : 7+/10
Opisy : Średnie. 6-/10
Ocena : 7-/10
 

Megarion

El Presidente
Dołączył
25.9.2004
Posty
1824
Wkrótce po tym w Silverhill, w Leśnym Państwie.
Środek nocy.


Megarion spał sobie spokojnie w swych komnatach. W chwili błogiego snu nie męczyły go ani sprawy tajemniczej armii pod stolicą, ani wezwania do walki. Nie trwało to jednak długo.
Drzwi do komnaty otwarły się i do pokoju bezceremonialnie weszła Sever. zapalając magią wszystkie świece w pomieszczeniu. Za nią wszedł jeszcze szczurek.
- Zbudź się, Meg! – dziewczyna potrząsnęła Arcyksięciem.
- Bubababa... hrrrrrrrr... – śpiący zachrapał przeciągle.
Sever strzeliła mu w twarz.
- Auuuuuuuuuu... Choroba, co tu się dzieje?!
- Wybacz, ale nie było czasu. Mamy problem.
Kilka chwil potem Megarion pozbył się pidżamy i wszyscy znaleźli się w sali tronowej. Czekał tam jakiś człowiek, pilnowany przez dwóch strażników.
Komnata pełna była złotych elementów uzbrojenia. Nad każdą kolumną wisiała jakaś część zbroi, zaś nad tronem skrzyżowane miecz i topór. Niegasnące pochodnie dawały dużo światła.
- Panie, przybyłem z poleceniem od Regenta Ferina... – zaczął posłaniec.
- Kogo? – przerwał ostro Megarion.
- Regenta Ferina. – powtórzył przybysz. – Zastąpił on Arcane’a jako opiekun nowego króla.
- Nowego króla?
- Co prawda nie jest on jeszcze koronowany, ale to tylko kwestia czasu.
- Zaraz, kim jest ten nowy król?
- To Lech Aleksander! Syn Clone_xx.
Na sali zaległa cisza,.
- Syn Clone’a? – zapytała niepewnie Sever.
- Tak, pani. Jego pierworodny syn.
- Skąd ta pewność? – zapytał Megarion niezbyt miłym tonem.
- Miał przy sobie miecz z czarnego mithrilu, a Serce Nordmaru rozbłysło na jego szyi.
Znów nikt się nie odezwał.
- A więc... Czego od nas żąda Regent?
- Chce, aby wodzowie Leśników przybyli na koronację nowego króla i złożyli mu hołd.
- A jeżeli wodzowie Leśników tego nie zrobią? – zapytał spokojnie Megarion.
- Wtedy uznani zdrajcami i jak zdrajcy potraktowani.
Szczurek poruszył się lekko.
- Leśnicy winni są posłuszeństwo jedynie królowi Clone_xx. Żaden inny władca Nordmaru nie zdobędzie nad nami zwierzchnictwa.
- Panie, radzę, abyś przemyślał swą decyzję. Za królem Lechem stoją całe wojska Nordmaru, a także Wojownicy.
Megarion uśmiechnął się krzywo.
- Zapewne Zbóje również?
- Nie jestem uprawniony do przekazywania takich informacji. – posłaniec nieco się zmieszał.
- Oczywiście. Poznałeś już moją wolę. Jest ona zgodna z traktatem, który podpisywaliśmy. Więc póki Clone_xx nie wróci, Leśne Państwo stanowi niepodległy kraj.
- Więc to ostateczna decyzja? – na policzki posła wstąpiły rumieńce.
- Nie będą powtarzał. Jeżeli taka jest twoja wola. Jeżeli zechcesz, zaoferujemy ci nocleg w pałacu, jeżeli zaś odmówisz, wyruszysz jeszcze dzisiaj do swego pana.
- Wyruszę jeszcze tego wieczora.
Godzinę później cała trójka Leśników wciąż dyskutowała w sali tronowej.
- Jak myślisz, będzie wojna? – Sever usiadła na oparciu tronu.
Megarion podszedł do okna i spojrzał w czarną otchłań nocy.
- Mogę się o to założyć.


Sala Rady w stolicy


Lech Aleksander siedział na o wiele za dużym na niego krześle. Niewiele rozumiał z rozmowy, którą przeprowadzali doradcy. Co jakiś czas wujek coś krzyczał, potem jakiś inny pan mu odpowiadał tak samo głośno.
- Armia którą dysponujemy nie nadaje się na walkę w lesie. Musimy poczekać na posiłki. – Arcane przeglądał jedną z map na stole. – Na razie więc możemy zaatakować albo klasztory Magów, albo siedzibę Zbóji.
- Ruszymy na Magów – powiedział zdecydowanie Ferin. – Jeżeli zmusimy ich do... O co chodzi, królu? – zapytał zaskoczony widząc uniesioną rękę malca.
- Wujku... Muszę siusiu...
Dopiero to wytrąciło Regenta z równowagi, lecz mówił spokojnie.
- Panie, to niezwykle ważna narada, musisz uczyć się cierpliwości.
Lech spojrzał w ziemię i do końca rozmowy już się nie odzywał.
Po dwóch godzinach posiedzenie Rady skończyło się. Decyzja została podjęta.


Tydzień później w Silverhill, sala tronowa. Południe.

Megarion był na skraju wyczerpania. Cały dzień przyjeżdżały do niego delegacje z mniej lub bardziej odległych krain. Posłowie jednych skarżyli się na odcięcie od rynków Nordmaru, inni złorzeczyli pod adresem nowego króla i jego najemników, którzy ostatnio złupili już kilka wiosek, póki nie zostali rozbici i powywieszani przez hrabiego Dadexa.
- Mam dość. – jęknął Megarion do stojącego obok szczurka. - Posiedzisz tu trochę za mnie? Muszę się wyrwać
- Jasne.
Megarion ku ogólnemu zaskoczeniu wstał i wyszedł, nie słuchając nawet, jak szczurek tłumaczy jego nagłe zniknięcie.
Wyszedł na dwór wyciągając się potężnie. Nareszcie chwilka odpoczynku, pomyślał. Był tak wniebowzięty, że nawet nie zauważył, jak ktoś na niego wpadł.
- Co jest?! – zobaczył, jak coś co go walnęło podnosi się na nogi.
- Jam jest posłaniec książęcy, z drogi prostaku
- Jak śmiesz, psie!
Megarion odrzucił go małą kulą z many. Poseł padł na ścianę pobliskiej altanki. Powstał, słaniając się na nogach.
- Jam jest Arcyksiążę Leśników, kundlu. – Megarion zbliżał się do niego z ogniem w oczach. Sięgnął za pazuchę i posłaniec przestraszył się, że wyciągnie miecz. W ręce znajdowała się jednak tylko mała pieczęć.
- To znak Arcyksięcia, psie. Jeżeli nie chcesz, żebym cię wybebeszył na miejscu, mów o co ci chodzi.
- Wybacz, panie! Wybacz, nie wiedziałem. – poseł padł Megarionowi do stóp. – Przybyłem tutaj z rozkazu hrabiego Dadexa. Dotarła do nas wieść, że nowy król zaatakował i spalił klasztory Magów!
- CO?! – Megarion podniósł go z ziemi wytrząsając porządnie. – Co powiedziałeś?
- Klasztory zostały spalone, a część Magów uwięziona. Arcymag i jego doradcy uciekli jednak, ponoć kierując się poprzez góry do siedziby zbójów.
Megarion puścił posłańca i spojrzał tępo przed siebie. Czyżby wojna już się zaczęła?
Nie myśląc wiele wbiegł z powrotem do sali tronowej. Szczurek popatrzył na niego ze zdziwieniem.
 

Archimonde

Member
Dołączył
26.4.2005
Posty
544
Opowiadanie zapowiada się bardzo ciekawie. Pierwsza część nie była zachwycająca i była trochę nudna, ale w drugiej rozwinęła się akcja i bardzo mnie zaciekawiło, co będzie dalej. Dobre opisy i język, ładna budowa, jednak jest parę błędów, ale niech wymieni je Locke, bo mi się nie chce.
biggrin.gif
Napisz jak najszybciej kolejne części, ale "spiesz się powoli". Mam nadzieję, że wiesz o co chodzi
tongue.gif


Moja ocena - 78%, czyli gdzieś między 7+, a 8-.
tongue.gif


Pozdrawiam.
 

Locke

New Member
Dołączył
23.12.2005
Posty
26
Ta część jest nieco lepsza. Jest kilka błędów :

QUOTE Drzwi do komnaty otwarły się i do pokoju bezceremonialnie weszła Sever. zapalając magią wszystkie świece w pomieszczeniu.

Zamiast kropki powinien być przecinek.


QUOTE Na sali zaległa cisza,.

Nie powinno być tu przecinka.


QUOTE - Wtedy uznani zdrajcami i jak zdrajcy potraktowani.

Między wtedy a uznani brakuje będą.


QUOTE - Nie będą powtarzał.

Powinno być będę.


QUOTE – Na razie więc możemy zaatakować albo klasztory Magów, albo siedzibę Zbóji.

Nie ma takiego słowa jak "Zbóji". Może być jedynie Zbójów.

Fabuła : Coraz lepsza. 8-/10
Ortografia i interpunkcja : 6+/10
Opisy : Niezłe. 7/10
Ocena : 7/10
 

Sever Sharivar

Słodka...
VIP
Dołączył
1.5.2005
Posty
1339
No i jest fajnie. Fabuła zaczyna sie rozkrecać, pokazujesz kilka ciekawych wątków, albo raczej tekstów. Podoba mi się, błędów rażących nie ma, co tu jeszcze dodać? Aaa, wiem QUOTE Drzwi do komnaty otwarły się i do pokoju bezceremonialnie weszła Sever. zapalając magią wszystkie świece w pomieszczeniu. Za nią wszedł jeszcze szczurek.
- Zbudź się, Meg! – dziewczyna potrząsnęła Arcyksięciem.
- Bubababa... hrrrrrrrr... – śpiący zachrapał przeciągle.
Sever strzeliła mu w twarz.
- Auuuuuuuuuu... Choroba, co tu się dzieje?!
Dobre toto xD
 

Godfather

Maruda Di Tutti Capi
Weteran
Dołączył
30.7.2005
Posty
1062
No lubię proszę ja was opa w klimatach G.up, i jak do tej pory na żadnym sie jeszcze nie zawiodłem, wszystkie były świetne (pewnie dzięki znajomym postaciom). Opo Mega nie jest wyjatkiem, podoba mi sie, akcja toczy sie szybko, i potrafi zaskoczyć czytelnika nagłymi zwrotami. Nie wydam jeszcze oceny, niech Meg najpierw skończy to opo.

Z wyrazami sdzacunku. Gofather
 

Megarion

El Presidente
Dołączył
25.9.2004
Posty
1824
Posiedzenie Kapituły Leśnego Państwa.


Nie mam nic do Magów, Zbójów itp - to JEST TYLKO OPO.

Na odezwę, którą ogłosił Megarion odpowiedzieli wszyscy więksi włodarze. Książęta oraz hrabia z całego kraju ściągali ze swym wojskiem pod Silverhill, aby wspólnie stawić opór wojskom króla. Tak więc miasto mogło oglądać wysokich pikinierów z południa, krzepkich, potężnych górali ze Wzgórz oraz jeźdźców z północy w ich doskonałych zbrojach.
Na czele tych zastępów stali najwięksi wodzowie wschodu, jak Gernac Kilgen lub Heru. Teraz zaś wszyscy oni siedzieli w jednym pomieszczeniu z Leśnikami i omawiali plany obrony ich ziem.
- Regent wędruje głównymi szlakami, nie starając się jakoś zatuszować pochodu. – Megarion wskazywał palcem na mapę Nordmaru. – Prawdopodobnie zaatakuje od razu stolicę.
- Jakie są jego siły? – zapytał książę Faqin.
- Około trzydziestu tysięcy piechoty i z dziesięć jazdy. Nie wiadomo, czy król jest z nimi.
Książę zaczął kiwać głową.
- A jakie są nasze siły?
- Tak więc mamy około pięć tysięcy piechoty z moich latyfundiów, cztery tysiące z ochrony miasta i tysiąc najemników. – Megarion wskazywał liczby na kartce papieru. – Z pospolitego ruszenia wspomogło nas jedenaście tysięcy pieszych i siedem konnych.
Po sali rozległy się szepty.
- Więc jest nas trochę więcej niż połowa sił króla. Co proponujesz zrobić?
- Nasz plan opiera się na zatrzymaniu głównych sił wroga przy Bagnach, którędy muszą się przeprawić. Zablokujemy im drogę piechotą, a konnicę przeprawimy im na tyły, kiedy tylko oni zaczną się przeprawiać przez moczary. Łucznicy przetrzebią ich na samym początku, a kiedy zaczną odwrót, jazda wykończy niedobitki. Jakieś pytania?
- A co jeżeli postanowią ominąć Bagna i ruszyć na nas dookoła? – Vergen z Północy zabrał głos.
- Podróż takiej armii będzie trwała około miesiąc. Pomijając wszelkie niedogodności terenu, bez problemu rozszarpiemy ich w wojnie podjazdowej.
Kilka osób pokiwało z uznaniem głową. Tylko Faqin nie był zadowolony.
- A jeżeli ktoś zdradzi?
- Wtedy będziemy improwizować. – Megarion uśmiechnął się lekko.
Nikt już o nic ważniejszego nie pytał, ale narada skończyła się dopiero po godzinie. Słońce już dawno zaszło, lecz nie przeszkodziło to zorganizowaniu kolejnego spotkania. Tym razem sami Leśnicy, bez wtajemniczenia nikogo spotkali się w miejskiej rezydencji Arcyksięcia. Pojawili się oczywiście Megarion, Sever i szczurek oraz wezwani – chery, Lord Bethrezen i Shadow27.
- Jak wiecie Magowie zostali pokonani, a Wojownicy prawdopodobnie współpracują z królem. Zostają oczywiście Zbóje. Wciąż nie wiemy, jak zachowają się w tej sytuacji. Być może Regent zaczął ich przekupywać, albo może już zbiera siły przeciw nim. Macie prosty cel – przekonać Zbójów, aby pomogli nam obalić nowego króla. Obiecajcie im to, co uznacie za stosowne, lecz nie przeginajcie. Pamiętajcie, że mogą być tam też ocalali Magowie. Spróbujcie sprawić, aby wzięli aktywny udział w walkach. To nie powinno być zbyt trudne.
Megarion usiadł na jedno z krzeseł, a Sever zabrała głos.
- Konie i niezbędny ekwipunek będzie czekał na was z samego rana. Jednak chcielibyśmy dać wam coś na drogę. – dziewczyna sięgnęła do małej torebki. Po chwili wyjęła trzy identyczne buteleczki. – To napój wzmacniający. Nie taki zwykły oczywiście. Starczy na trzy porcje, a każdy łyk sprawi, że zarówno siła jak i wytrzymałość zwiększy się kilkadziesiąt razy. Zyskacie także dodatkową umiejętność, dla każdego inną. Może być to zarówno zwiększenie prędkości, jak i osiągnięcie dwudziestu metrów wysokości.
Chery z szacunkiem spojrzał na swą butelkę.
- Musi mieć dużo procent... – szepnął do Shadowa.

Kilka dni później, na skraju Bagna.

Łucznicy i pikinierzy zajęli pozycje z samego rana. Okrycia koloru błota sprawiały, że nawet z bliska trudno było ich odróżnić od Bagna. Konnica była w każdej chwili gotowa, aby przeprowadzić ustalony manewr. Megarion prowadził ostatnie rozmowy z dowódcami. Nie było większych uwag, wkrótce wraz z konnicą ukrył się w Lesie, oczekując na pierwsze wieści o nieprzyjacielu.
Megarion siedział spokojnie na koniu, kiedy podjechał do niego Dadex.
- Kiedy ruszamy? Kiedy zobaczymy wroga?
- Nie, wtedy będzie już za późno.
Dadex spojrzał na niego zdziwiony.
- No a kiedy?
Megarion odczekał chwilkę.
- Teraz.
Ruszył w kierunku północnym, a reszta jeźdźców błyskawicznie, jakby na rozkaz ruszyła za nim. Brnęli przez ciemny las, powoli, lecz równo jak kolumna, przerywana drzewami. Pomiędzy koronami co jakiś czas przeleciał mały ptak, a ziemią przebiegał lis. W końcu dotarli do wąskiego przejścia, jedynego, w którym można by w miarę szybko przebyć Bagno. Był to przykład magii druidów, która pozwalała wodzowi Leśników w każdej chwili zakryć bagnem, bądź znów przywrócić szlak. Wkrótce wszyscy byli już po drugiej stronie, gdzie znów ukryli się w lesie. Po dłuższej chwili powrócił wysłany o wiele wcześniej zwiadowca.
- Panie, Regent nadchodzi!
 

Shrat

Przywódca Magów
Dołączył
1.2.2005
Posty
1018
No opowiadanie fajne poprostu mi się podoba bo opowiada o userach
biggrin.gif

Mein ocena to 9/10
+fabuła i świat opowiadania
-eee chyba brak:)
Dałem 9 aby nie było ze wazeliniasz jestem:D
Mam proźbe jeżeli będe w tym opie i mam jakoś umrzeć to mam małą proźbę
biggrin.gif
A więc chciałbym aby jeśli można umarł po jakieś walce itp. a nie podstępnie zabity czy spalony na stosie:D
 

Locke

New Member
Dołączył
23.12.2005
Posty
26
Opo jest coraz lepsze. Widzę, że dokładnie je sprawdziłeś. Znalazłem tylko jeden błąd :

QUOTE Książęta oraz hrabia z całego kraju ściągali ze swym wojskiem pod Silverhill, aby wspólnie stawić opór wojskom króla.

Powinno być hrabiowie.

Fabuła : Niezła. 8/10
Ortografia i interpunkcja : 9/10
Opisy : Niezłe. 7/10
Ocena : 8/10
 

szczurek

Menda serowa
Weteran
Dołączył
26.10.2004
Posty
4565
Dopiero teraz znalazłem czas żeby przeczytać to opo i nie żałuje że poświęciłem mu troche czasu. Wiesz że opa które piszesz zawsze mi się podobają, a opa o userach szczególnie przypadają mi do gustu.
Musze powiedzieć, że im dłuższe tym przyjemniej sie czyta i coraz bardziej wciąga
smile.gif
 

Megarion

El Presidente
Dołączył
25.9.2004
Posty
1824
Cała jazda pozostała w lesie, pod opieką Sever. Megarion i Dadex wyruszyli wraz ze zwiadowcami, aby przypatrzeć się dokładnie nieprzyjacielowi. Do stanowiska obserwacyjnego dotarli po kilku minutach jazdy.
- Siły nieprzyjaciela są dokładnie takie, jak przewidywaliśmy. Część armii już zaczęła przeprawiać się przez Bagno. W obozie... – zwiadowca wskazał na kilkaset namiotów nieco oddalone od brzegów Bagna. - W obozie pozostała jedynie garstka strażników. I na pewno pełno skarbów...
Megarion obserwował, jak wrogie wojska powoli zapuszczają się w Bagno. Czy mogą przypuszczać, gdzie przygotowano zasadzkę?
Pół godziny później Megarion i Dadex wrócili do jeźdźców, zaś wkrótce potem przybyli ponownie zwiadowcy. Pierwsze oddziały królewskie, rozbite w pułapce, starały się wrócić do obozu.. Przekazano ostatnie rozkazy oficerom i siedem tysięcy koni ruszył, do przygotowanej pozycji. Przybyli błyskawicznie i od razu ustawili się w klin. Megarion, Dadex i Sever rozdzielili się i podjechali do swych grup – Arcyksiążę po prawej, Kanclerz w środku, zaś hrabia po lewej. Wzgórze bez problemu pomieściło wszystkich konnych, zaś brak drzew na drodze do obozu pozwalał na rozwinięcie pełnej szarży. Wkrótce niedobitki ustawiły się przy brzegu Bagna. Co pewien czas docierali nowi, czasem bliscy śmierci od ran, lecz dopiero, gdy dostrzeżono grupkę rycerzy, starających się otoczyć jedną postać, Megarion wydał rozkaz. Jeźdźcy najpierw wolno, potem zaś coraz szybciej ruszyła w kierunku nieprzyjaciela. Wróg zorientował się za późno, by zareagować. Klin wbił się w szeregi nieprzyjaciela, masakrując niedobitków. Megarion zauważył, że otoczony liczną ochroną rycerz ucieka, lecz nie dał rady dotrzeć do niego. Piechota wroga zasłoniła mu drogę do Regenta. Jednak i ona nie stawiała długiego oporu, wiec kilkanaście minut potem armia nieprzyjaciela już nie istniała, a na jej miejsce zajęła gromada skutych jeńców. Zostawiono przy nich jedynie kilku strażników, zaś reszta ruszyła ku namiotom w obozie. Już mieli się rzucić, aby zdewastować i zebrać łupy, gdyby nie rozkaz Megariona.
- Panie mają pierwszeństwo... – Odwrócił się ku oficerom. – Sever, Nadjo... – z tłumu wyszły obie dziewczyny. – Wy wybieracie pierwsze.
Sever od razu wybrała największy namiot, należący do Regenta. Nadja wybrała tylko nieco mniejszy.
Panna Kanclerz wbiegła tylko do pomieszczenia, gdy dało się słyszeć wielki hałas. To reszta rzuciła się na poszukiwanie skarbów. Dziewczyna rozejrzała się spokojnie po namiocie i ruszyła w kierunku tronu, obok którego stały dwie, pokaźne skrzynie. Podeszła do nich i zamarła. Za tronem siedział skulony chłopczyk. Spojrzał głęboko w oczy Sever.
- Czy chcesz mnie skrzywdzić? – zapytał niesamowicie spokojnie.
- Eee... Nie... Kim jesteś? – Sever zdziwiła się trochę pytaniem chłopca.
Dziecko nie odpowiedziało, lecz wstało i podeszło bliżej dziewczyny.
- Jesteś bardzo ładna.
To całkowicie zbiło Sever z tropu.
- Tak... dzięki, ale jak się nazywasz, maluchu?
- Wujek każe innym nazywać mnie Lechem Aleksandrem, królem Noram... Norod... Nordmaru!
Sever otworzyła szeroko oczy.
- Jesteś Lechem Aleksandrem?!
Malec uśmiechnął się przyjaźnie. Dziewczyna przyjrzała mu się dokładnie. Na prawym policzku miał dużego siniaka.
- Co ci się stało?
- Wujek mnie uderzył, bo się odezwałem nieproszony... Ale i tak lżej niż zawsze... – powiedział i zaczerwienił się.
- Chodź tutaj, zaraz to uleczymy...
Dotknęła palcem siniaka, a ten błyskawicznie zniknął, nie pozostawiając śladu.
- Jesteś bardzo miła! – chłopczyk przytulił się do Sever. – Nikt od dawna nie był dla mnie tak miły!
Sever także go przytuliła. Kogoś jej przypominał, kogoś z dawnych lat...
Nagle przez „drzwi” do namiotu wpadł Megarion, objuczony gigantycznym workiem.
- Mam nadzieję, że się nieźle... Kto to jest? – wskazał wolną ręką na chłopaka.
Lech posłał mu promienny uśmiech, tak, że Megarion trochę się speszył.
- Jestem Lech Aleksander.
- Lech... Nazywasz się jak...
- To król Nordmaru. – powiedziała Sever.
Megarion otworzył szeroko usta. Chłopiec wciąż uśmiechał się.
- K-król?! Skąd to wiesz?
- Za dużo zbiegów okoliczności... I... Ja to czuję...
- Muszą być jakieś dowody...
- Wujek mówi, że dowodem jest jakiś naszyjnik... O, tam leży! – Lech wskazał na półkę.
Megarion i Sever powędrowali wzrokiem tam, gdzie wskazał chłopak. Arcyksiążę podszedł tam i otworzył usta jeszcze szerzej.
- TO JEST SERCE NORDMARU!
- Tak. – odpowiedział pogodnie Lech. – Musisz mi to założyć na szyję.
Megarion drżącymi rękoma założył amulet dla chłopca. Natychmiast cały namiot rozświetlił się wspaniałym światłem. Sever i Megarion nie mogli wypowiedzieć ani słowa. W końcu wódz Leśników zdjął amulet.
- Sever... Zaopiekuj się nim... Ja... muszę odpocząć...
Po czym zostawiając swój worek wyszedł na dwór. Lech spojrzał na pannę Kanclerz.
- Zaopiekujesz się mną? – zapytał proszącym głosem. – Jesteś taka miła i ładna...
Sever popatrzyła na niego i w końcu się uśmiechnęła.
- Tak... Chodź tutaj!
Chwyciła malca w ramiona i przytuliła go ponownie.
- Dziękuję... Mamusiu...
Z poza namiotu dobiegł ich głos Nadji.
- Meg, zobacz jaki znalazłam super diadem! Ma chyba z setkę diamentów... Hej, Meg, czemu jesteś taki blady? Coś się stało?
 

Locke

New Member
Dołączył
23.12.2005
Posty
26
Nieźle, choć błędów jest więcej niż w poprzedniej części :

QUOTE Jeźdźcy najpierw wolno, potem zaś coraz szybciej ruszyła w kierunku nieprzyjaciela.

Powinno być ruszyli.


QUOTE Jednak i ona nie stawiała długiego oporu, wiec kilkanaście minut potem armia nieprzyjaciela już nie istniała, a na jej miejsce zajęła gromada skutych jeńców.

Powinno być więc, poza tym nie może być na.


QUOTE Z poza namiotu dobiegł ich głos Nadji.

Powinno być spoza.

Fabuła : Dobra. 8+/10
Ortografia i interpunkcja : 7/10
Opisy : 8/10
Ocena : 8/10
 

sir frugo

Member
Dołączył
25.2.2006
Posty
105
No nie wiem. Chyba trochę za szybko Leśnicy rozprawili się z najeźdźcami. Moim zdaniem powinno być tam więcej dramatyzmu. Ale i tak podoba mi się to opowiadanie.

Moja ocena: 7/10

Pozdro.
 

Sever Sharivar

Słodka...
VIP
Dołączył
1.5.2005
Posty
1339
QUOTE Sever popatrzyła na niego i w końcu się uśmiechnęła.
- Tak... Chodź tutaj!
Chwyciła malca w ramiona i przytuliła go ponownie.
- Dziękuję... Mamusiu...
O żesz ty! Skoro ja jestem "mamusią" to ty będziesz "tatusiem"! Już ja ci to zagwarantuje w MOIM opku
tongue.gif


Wracając do opowiadania. Akcja pędzi bardzo szybko, błędów jakiś wielkich nie widziałam, czyta się lekko, szybko i przyjemnie. Ale z tą mamusią, to przesadziłeś...
 

Nadja

Member
Dołączył
17.7.2005
Posty
130
QUOTE Sever popatrzyła na niego i w końcu się uśmiechnęła.
- Tak... Chodź tutaj!
Chwyciła malca w ramiona i przytuliła go ponownie.
- Dziękuję... Mamusiu...
laugh.gif
laugh.gif
laugh.gif
laugh.gif


QUOTE O żesz ty! Skoro ja jestem "mamusią" to ty będziesz "tatusiem"! Już ja ci to zagwarantuje w MOIM opku

Ciekawe, jak to będzie wyglądać
laugh.gif
...

Opowiadanie zaczyna się rozwijać (chyba daleko od końca..), błędy śladowe, albo ich brak, no i zrozumiała treść. Zwłaszcza ostatnia część przekonała mnie do kolejnego czytania, więc czekam na kolejny kawałek.

QUOTE - Meg, zobacz jaki znalazłam super diadem! Ma chyba z setkę diamentów...
Fajnie być lalunią z miłością do drogich rzeczy
dry.gif
...
 

Isgaroth

Member
Dołączył
7.7.2005
Posty
131
Opo jest bardzo fajne. Dobrze napisane, z ciekawą fabułą, czasem humorystyczne. Błędy niestety są, nie chce mi się ich wymieniać, zrobił to Locke. Moja ocena to 9/10. Minus jeden punkt za błędy, reszta wspaniała.

Pozdro
smile.gif
.
 

Megarion

El Presidente
Dołączył
25.9.2004
Posty
1824
Namiot Regenta, posiedzenie nadzwyczajne rady polowej, wieczorem tego samego dnia.

Megarion chodził zdenerwowany dookoła stołu, przy którym siedzieli Sever, Dadex i Nadja. Mały król siedział w kącie i bawił się jakąś zabawką.
- No i co my zrobimy? – Megarion wskazał na Lecha. – Nie możemy go tak po prostu oddać dla Regenta przecież.
- Pozostaje tylko... – Dadex jakby sięgał po miecz.
Sever natychmiast złapała za rękojeść swojego.
- Nawet nie waż się o tym myśleć.
- No to co robimy? – Megarion spojrzał na chłopca.
- Musimy się nim zaopiekować. – powiedziała stanowczo Sever.
Megarion spojrzał na nią dziwnie.
- Jak masz zamiar nim się opiekować?
- No... tak jak zwykłym dzieckiem, tylko trochę więcej luksusu.
- Przecież ty nie masz pojęcia jak się zajmować dziećmi...
Oczy panny Kanclerz zapłonęły.
- Eeee... To znaczy, na pewno dasz sobie radę...
Nadja parsknęła śmiechem.
Dalszą pogawędkę przerwał, wyglądający tradycyjnie posłaniec. Był oczywiście zdyszany i miał zniszczony strój.
- Mam...Mam.... wieści od księcia Faqina... – zamilknął na chwilę. – Orkowie przypuścili atak! Armia zniszczona! Niedobitki schowały się w Silverhill, zaś potwory zbierają się nad drugim brzegiem Bagna. Zanim ruszą oblegać Silverhill, chcą rozprawić się twymi wojskami, panie.
Zapadła cisza. Zapewne wszystko potoczyłoby się inaczej, gdyby nie Lech.
- Ooo! Pan kolega wujka! Co pan tu robi?
Obecni otworzyli szeroko usta, a posłaniec zrobił się czerwony jak burak. Już miał wyskoczyć przed namiot, lecz Dadex był pierwszy. Natychmiast obezwładnił go stosując środek przymusu bezpośredniego – inaczej Kopniak z Półobrotu – prosto w twarz nieszczęśnika. Ocucili go po kilkunastu minutach. W tym czasie Nadja przyprowadziła kata, który zabrał kilka swoich narzędzi. Przywiązali szpiega do krzesła, a gdy ten otworzył oczy, Megarion spytał od razu.
- Dla kogo pracujesz?
- Do twojej ***.
- Dobrze... Kacie, wiesz co masz robić...
Dwumetrowy mężczyzna chwycił dziwaczny przyrząd i zatrzasnął go na palcach u lewej ręki szpiega.
- To twoja ostatnia szansa. – powiedział spokojnie Megarion.
- Bo co?
Kat ścisnął przyrząd, a palce schwytanego pękły z nieprzyjemnym odgłosem.
- Ty skur***! – z dłoni buchnęła krew. Jeniec jęknął z bólu.
- Masz jeszcze drugą ręke, więc zapytam grzecznie – Kto cię tu przysłał?
Szpieg spojrzał ze strachem na kata. Przełknął ślinę i szlochając nad swoją ręką powiedział.
- Regent... Regent mnie przysłał.
- Dlaczego?
- Chciał być pewien, że nie zdążycie zaatakować, zanim zbierze nowe siły.
- Przecież i tak byśmy ruszyli, najwyżej dwa dni później.
- To nie był mój plan... Błagam, dajcie i mi jakiś opatrunek...
Megarion skinął na kata, który odpiął szpiega z krzesła.
- Opatrzcie go i skujcie znowu. Ma mieć czterech strażników.
- Tak, panie.
Wywlókł nieszczęśnika za ubranie.
- To co robimy? – zapytał Dadex.
- Ty zbierzesz konnych i rozpoczniesz pościg za Regentem do granicy. Gdy tam dotrzesz, rozbij obóz i rozbij ewentualny kontratak. Jeżeli w ciągu tygodnia nie będzie żadnych oznak zagrożenia, wróć zostawiając załogi w twierdzach. To chyba wszystko. Możesz odejść.
Dadex skłonił się i opuścił namiot.
- No dobra, dużo czasu straciliśmy. Wracamy do głównych sił, musimy zdecydować, co dalej.
Cała trójka pośpiesznie opuściła namiot.

Jakiś czas później. Noc, jeden z licznych kamiennych kręgów na granicy.

Kilku jeźdźców zatrzymało się przy najwyższym kamieniu. Ich przywódca, dosiadający najpotężniejszego rumaka, zeskoczył z gracją. Wszyscy byli na skraju wyczerpania, lecz cierpliwie, bez ruchu czekali na czyjeś przybycie. Nie zawiedli się.
- Witam cię, potężny władco... – z zarośli wyszła grupka mężczyzn w zniszczonych strojach. Byli brudni, prawie czarni. Czuć było od nich starą krwią i potem. – Czego od nas żądasz, Regencie?
- Doskonale to wiecie. Nie mam czasu na czczą gadaninę, macie od razu przystąpić do obrzędu.
Przywódca skinął głową na pozostałych obszarpańców, po czym wskazał Regentowi jeden z kamieni. Położył się on na nim i poczuł przenikające zimno.
- Szybko, druidzie.
Brudas uśmiechnął się na to imię, po czym dał znak jego obstawie, aby zbliżyła się.
- Stańcie w jednym szeregu, przed Regentem... O, tak... Idealnie.
Następnie wraz z innymi „druidami” zaczął szeptać zaklęcia. Co jakiś czas buchała mała iskra. W końcu, bez ostrzeżenia, wszyscy skierowali dłonie na leżącego. Regent poczuł pulsujący ból, który powoli się zwiększał. Chciał krzyczeć, lecz nie mógł się nawet ruszyć. Czuł, jakby coś wychodziło z niego. Spojrzał na swą prawą rękę. Z każdą chwilą czerniała. Chciał jeszcze obejrzeć lewą, lecz ból stał się tak silny, że już nic nie widział...
Tymczasem jego towarzysze także cierpieli. Adepci mrocznego druida wydobywali z nich siły witalne. W końcu, wszyscy padli martwi. Jednocześnie.
Ze wszystkich kierunków nadleciały strzały. Kilka z nich zabiło adeptów. Pozostali rozejrzeli się przerażeni. Z głębi lasu szarżowali na nich jeźdźcy Leśnego Państwa, bezbłędnie omijając drzewa. Mroczny druid skamieniał ze strachu, by chwilę później otrzymać cios mieczem.
Regent przestał odczuwać ból. Wiedział jedynie, że musi się uwolnić. Jeźdźcy zabijali ostatnich adeptów, gdy zobaczyli coś, co wzbudziło w nich lęk. Demona.
Regent zastanawiał się, czemu nie atakują, gdy spojrzał na swe ręce. Nie było śladu po jego ubraniach, a prawa dłoń była czarna jak smoła. Spojrzał na tors. Większa część ciała była jakby spalona i dopiero po chwili dotarła do niego ta myśl. Przemieniono go w połowie!
Świadomość przesłoniła jedna żądza: zabić ich. Nie wiedział jak, lecz posłał w kierunku jeźdźców ognistą kulę zabijając kilku. Jakie to proste.

Dowódca patrolu, który nakrył mrocznego druida, przeraził się najbardziej. Wiedział jednak, że jego obowiązkiem jest zatrzymać napastnika. Nie mógł patrzeć na śmierć podwładnych, więc chwycił za swego ostrze i natarł na demona. Ostrze pękło natychmiast po zetknięciu z przeklętą skórą. Magiczna ruda nie zdała się na nic.
Dowódca sądził, że to koniec, lecz nie ruszył do ucieczki. Demon powoli obrócił się w jego kierunku i uniósł prawą łapę.
- Kapitanie, padnij!
Dowódca obrócił się i zobaczył, jak jego adiutant biegnie z jakąś włócznią w rękach. Wyskoczył i wbił ostrze w nie zmutowaną rękę demona. Buchnęła żółta krew, a włócznia, oprócz grotu, pękła. Białowłosy elf odleciał kilka metrów. Demon natomiast zawył z bólu, wyrwał grot, po czym odleciał w kierunku stolicy.
 
Do góry Bottom