Oto PIERWSZY rozdział tego obiecanego opowiadania. To jest chyba najgorszy rozdział jaki powstanie, więc miejcie litość. Akcja się rozwinie, zapewniem was.
Po przeczytaniu tego niektórzy będą wiedzieć jakie jest to ,,Nowe zagrożenie". To jest ciekawy pomysł, więc go od razu nie odrzucajcie. Teraz nie pozostaje mi nic innego jak życzyć miłej lektury i oceniania.
Rozdział 1 – Kapsuła
To był słoneczny dzień. Jednak nie na tyle, aby zapanowała susza. Słońce grzało, ale co jakiś czas zasłaniały je chmury zakrywając cieniem Kolonię Górniczą. Miejsce, gdzie wrzucano skazańców za najdrobniejsze zbrodnie. Mieli oni tam wydobywać magiczną rudę potrzebną królowi. Rhobar II kazał otoczyć Kolonię magiczną barierą. Dwunastu magów zaczęło swój czyn, jednak nie wszystko poszło po ich myśli. Coś zakłóciło wyczarowanie niebieskawej bariery i urosła ona do ogromnych rozmiarów. Skazańcy korzystając z szansy zabili strażników, przejęli obóz i zaczęli rządzić wewnątrz tego więzienia. Wszystko układało się po ich myśli. Zaczęli handlować z królem. Wymieniali rudę na jedzenie i broń. Wyglądało na to, że nie wszyscy chcieli się stamtąd wydostać. Wobec tego powstały trzy obozy. Pierwszy, to Stary obóz, którym rządził Gomez. To właśnie oni nie chcieli opuścić tego miejsca. Mieli swoją kopalnię, z której wydobywali cenną rudę, jednak nie tylko oni mieli swoją kopalnię. Nowy obóz powstał niedługo później. Ci, którzy go założyli nazwali się Najemnikami, pomagali Magom Wody wydostać się. Na ich czele stał niejaki Lee. Trzecim obozem był obóz Sekty. Mieszkali tam skazańcy wyznający Śniącego. Wyrzekli się trzech innych bogów, uważali, że ów Śniący pomoże im się wydostać. Tak powstała zażarta walka między trzema tymi obozami. Jednak nie zawsze walczyli ze sobą, wręcz przeciwnie, pomagali sobie czasem.
Pewnego wieczoru przez Stary obóz szedł strażnik imieniem Nek. Niedawno trafił do Koloni, ale szybko zdobył tutaj posadę. Wolnym krokiem kierował się do wyjścia. Miał właśnie iść szukać grzybów zwanych Piekielnikami. Jakiś kucharz robił swoją zupkę., a on zgodził się dla niego poszukać składników. Jak on nie cierpił wychodzić w nocy poza obóz. Niekiedy po prostu się bał. Spojrzał na bok i zauważył, że przy ognisku siedzi grupka kopaczy, a także jego dawny przyjaciel Dexter. Blask ognia odbijał się od drewnianych chat oświetlając wszystko wokoło. Było dość ciepło, więc czemu oni zapalili ogień? Żeby jak co noc bawić się przy świetle księżyca, odpowiedział sobie w myśli z lekkim uśmiechem na twarzy. Na dachach zauważył strażników, którzy pilnowali porządku. Nie zazdrościł im stać przez całą noc na tych chatach i wszystkiego pilnować. Cóż, w końcu taka była ich robota. Gdy doszedł kamiennej bramy spostrzegł Szakala. Był on jednym z Magnatów. Z nim lepiej nie zadzierać. Już nie raz obił buźkę komuś, kto mu nadepnął na odcisk. Nekowi podobała mu się jego żółta kusza. Była ona jedną z najlepszych w całej Koloni. Powoli wyszedł omijając dwóch strażników i skierował się w dół zbocza w poszukiwaniu grzybów. Nagle usłyszał śwista dobiegający gdzieś z góry. Było ciemno, więc nic nie zauważył. Po chwili przed nim coś z hukiem wbiło się w ziemię. Strażnicy przy bramie tego nawet nie usłyszeli, bo zapewne śpią, lub gadają. To coś miało kształt długiego jaja. Podszedł trochę bliżej i usłyszał syk. Wokół niego była para, która po chwili opadła. Zbliżył się jeszcze troszkę. Po ziemi coś się bardzo szybko poruszało. Próbował złapać to wzrokiem, ale w ciemności nic nie widział. To coś momentalnie wskoczyło mu na głowę. Nek wyczuł, że potwór ma około ośmiu cienkich łap i długi ogon, który owinął się wokół jego szyi. Zaczął się szarpać i biec przed siebie. Nagle się potknął, upadł i zasnął. To coś z niego nie zeszło tylko dalej było przyczepione do jego twarzy. Strażnik nie zauważył, że ,,jajo” zaczęło się samo wkopywać w ziemię...
Dzień później.
Neka okropnie bolała głowa. Usiadł i zaczął się rozglądać. Strasznie był głody i chciało mu się pić. Wyjął butelkę piwa i chleb, po czym bardzo szybko zjadł i wypił trunek. Nadal był głody i spragniony. Wyjął jabłko. Już przystawił je sobie do ust, gdy poczuł ogromny ból gdzie w okolicach klatki piersiowej. Z każdą chwilą był gorszy. Zaczął krzyczeć, ale w tym momencie z jego zbroi zaczęły spływać strużki krwi. Po chwili w jego pancerzu zrobiła się dziura, z której było widać małą główkę bez oczu. To coś było całe we krwi nieżywego już człowieka. Wyskoczyło i niesamowitą szybkością wybiegło z groty. Ciało Neka osunęło się i upadło twarzą do ziemi. Po małym potworze nie było ani śladu. Niedługo po tym zajściu, zwabione krwią kretoszczury przyszły, by zjeść martwego mężczyznę. Nikt nie widział co tu się zdarzyło, ale na pewno by nikt nie uwierzył w to co by zobaczył. To wszystko było niczym koszmar...
Rozdział 1 – Kapsuła
To był słoneczny dzień. Jednak nie na tyle, aby zapanowała susza. Słońce grzało, ale co jakiś czas zasłaniały je chmury zakrywając cieniem Kolonię Górniczą. Miejsce, gdzie wrzucano skazańców za najdrobniejsze zbrodnie. Mieli oni tam wydobywać magiczną rudę potrzebną królowi. Rhobar II kazał otoczyć Kolonię magiczną barierą. Dwunastu magów zaczęło swój czyn, jednak nie wszystko poszło po ich myśli. Coś zakłóciło wyczarowanie niebieskawej bariery i urosła ona do ogromnych rozmiarów. Skazańcy korzystając z szansy zabili strażników, przejęli obóz i zaczęli rządzić wewnątrz tego więzienia. Wszystko układało się po ich myśli. Zaczęli handlować z królem. Wymieniali rudę na jedzenie i broń. Wyglądało na to, że nie wszyscy chcieli się stamtąd wydostać. Wobec tego powstały trzy obozy. Pierwszy, to Stary obóz, którym rządził Gomez. To właśnie oni nie chcieli opuścić tego miejsca. Mieli swoją kopalnię, z której wydobywali cenną rudę, jednak nie tylko oni mieli swoją kopalnię. Nowy obóz powstał niedługo później. Ci, którzy go założyli nazwali się Najemnikami, pomagali Magom Wody wydostać się. Na ich czele stał niejaki Lee. Trzecim obozem był obóz Sekty. Mieszkali tam skazańcy wyznający Śniącego. Wyrzekli się trzech innych bogów, uważali, że ów Śniący pomoże im się wydostać. Tak powstała zażarta walka między trzema tymi obozami. Jednak nie zawsze walczyli ze sobą, wręcz przeciwnie, pomagali sobie czasem.
Pewnego wieczoru przez Stary obóz szedł strażnik imieniem Nek. Niedawno trafił do Koloni, ale szybko zdobył tutaj posadę. Wolnym krokiem kierował się do wyjścia. Miał właśnie iść szukać grzybów zwanych Piekielnikami. Jakiś kucharz robił swoją zupkę., a on zgodził się dla niego poszukać składników. Jak on nie cierpił wychodzić w nocy poza obóz. Niekiedy po prostu się bał. Spojrzał na bok i zauważył, że przy ognisku siedzi grupka kopaczy, a także jego dawny przyjaciel Dexter. Blask ognia odbijał się od drewnianych chat oświetlając wszystko wokoło. Było dość ciepło, więc czemu oni zapalili ogień? Żeby jak co noc bawić się przy świetle księżyca, odpowiedział sobie w myśli z lekkim uśmiechem na twarzy. Na dachach zauważył strażników, którzy pilnowali porządku. Nie zazdrościł im stać przez całą noc na tych chatach i wszystkiego pilnować. Cóż, w końcu taka była ich robota. Gdy doszedł kamiennej bramy spostrzegł Szakala. Był on jednym z Magnatów. Z nim lepiej nie zadzierać. Już nie raz obił buźkę komuś, kto mu nadepnął na odcisk. Nekowi podobała mu się jego żółta kusza. Była ona jedną z najlepszych w całej Koloni. Powoli wyszedł omijając dwóch strażników i skierował się w dół zbocza w poszukiwaniu grzybów. Nagle usłyszał śwista dobiegający gdzieś z góry. Było ciemno, więc nic nie zauważył. Po chwili przed nim coś z hukiem wbiło się w ziemię. Strażnicy przy bramie tego nawet nie usłyszeli, bo zapewne śpią, lub gadają. To coś miało kształt długiego jaja. Podszedł trochę bliżej i usłyszał syk. Wokół niego była para, która po chwili opadła. Zbliżył się jeszcze troszkę. Po ziemi coś się bardzo szybko poruszało. Próbował złapać to wzrokiem, ale w ciemności nic nie widział. To coś momentalnie wskoczyło mu na głowę. Nek wyczuł, że potwór ma około ośmiu cienkich łap i długi ogon, który owinął się wokół jego szyi. Zaczął się szarpać i biec przed siebie. Nagle się potknął, upadł i zasnął. To coś z niego nie zeszło tylko dalej było przyczepione do jego twarzy. Strażnik nie zauważył, że ,,jajo” zaczęło się samo wkopywać w ziemię...
Dzień później.
Neka okropnie bolała głowa. Usiadł i zaczął się rozglądać. Strasznie był głody i chciało mu się pić. Wyjął butelkę piwa i chleb, po czym bardzo szybko zjadł i wypił trunek. Nadal był głody i spragniony. Wyjął jabłko. Już przystawił je sobie do ust, gdy poczuł ogromny ból gdzie w okolicach klatki piersiowej. Z każdą chwilą był gorszy. Zaczął krzyczeć, ale w tym momencie z jego zbroi zaczęły spływać strużki krwi. Po chwili w jego pancerzu zrobiła się dziura, z której było widać małą główkę bez oczu. To coś było całe we krwi nieżywego już człowieka. Wyskoczyło i niesamowitą szybkością wybiegło z groty. Ciało Neka osunęło się i upadło twarzą do ziemi. Po małym potworze nie było ani śladu. Niedługo po tym zajściu, zwabione krwią kretoszczury przyszły, by zjeść martwego mężczyznę. Nikt nie widział co tu się zdarzyło, ale na pewno by nikt nie uwierzył w to co by zobaczył. To wszystko było niczym koszmar...