Intryga

Sever Sharivar

Słodka...
VIP
Dołączył
1.5.2005
Posty
1339
Pierwsze opowiadanie w świecie Gothic'a. na początku trochę nudne, ale potem się rozkręca. Jak się spodoba to dam kontynuacje.


Prolog

Mało jest rzeczy równie irytujących, gdy się czyta, niż ktoś, kto stanie nawet nie w zasięgu wzroku, ale nieco z boku tak, że jego obecność rysuje się gdzieś na granicy pola widzenia. Instynkt podpowiada, że powinieneś podnieść wzrok, żeby potwierdzić to ledwie widoczne naruszenie terytorium, ale jednocześnie nie chcesz odrywać się od książki. Oczywiście jest już za późno: uwaga została rozproszona. Jeśli taka osoba stoi spokojnie, przynajmniej wrócisz do lektury… Ale oczywiście taka osoba nie stoi spokojnie. Wykonuje ruchy, które mają na celu jedynie przykucie twojej uwagi.
- Idź sobie! Jestem zajęta!
- Nie przeszkadzam ci czytać.
Doskonale, pomyślał Artemus. Kanał komunikacyjny otwarty. Ostatnio wytrzymała dwadzieścia minut, zanim padło pierwsze słowo.
- Właśnie, że przeszkadzasz. Myślałam, że masz robotę w Bibliotece.
- Też tak myślałem, tylko że Opiekun Orland mnie stamtąd wygonił.
Brak odpowiedzi.
- Pewnie coś knuje.
Nadal brak odpowiedzi. Co to za dziewczyna?
- Szuka czegoś po księgach.
- No i co?
Nareszcie!
- No i zagonił do pomocy dwóch Nowicjuszy. Więc zamiast przepisywać opasłe tomiska mam wolne.
- No to, w czym problem?
- Ale potem mam iść do Opiekuna Draco i pomóc mu w badaniach.
- Ojej, biedny mały Artemusik! Musi pomagać tutejszemu ekscentrycznemu naukowcowi hodować zmutowane traszki plujące kwasem!
To już nieźle – ironia to dobry znak! Wskazuje na zainteresowanie, a może nawet współczucie.
- Dobrze ci tak mówić, ty tego robić nie musisz. A poza tym jesteś jedyną osobą, której Draco się obawia. Boi się, że powiesz Orlandowi, że hoduje zmutowane traszki plujące kwasem.
- Tak, jasne…Bardzo śmieszne.
Podniosła w końcu głowę i spojrzała na Artemusa. Opiekun dostrzegł w jej błękitnych oczach rozbawienie.
- No dobra, siadaj.
Artemus usiadł obok niej i zerknął, co czyta.
- „Niepisane Czasy”? Myślałem, że „zabobony” jak to nazwałaś cię nie interesują?
- I masz rację. Ale tylko to dostałam od Caduki.
- Na czym jesteś?
- Historia Myrtanii i Khorinis. Coś tam o Magach Ognia i Wody, ich wierzeniach i temu podobne historie.
Artemus zdziwił się.
- A wiesz, że Opiekuni otrzymali stamtąd jakieś wieści? Jakiś mag imieniem Vatras przysłał list do Pierwszego Opiekuna. Po przeczytaniu go Kirdan polecił Orlandowi przekopać bibliotekę w poszukiwaniu jakiś map sprzed stuleci. Wzniecając tony kurzu Orland przeszukuje nasze archiwa. Jestem pewien, że jak znajdzie te mapy to od razu poleci do Kardana i będzie narada.
- Przynajmniej cos się dzieje. Nudno tutaj. Jak myślisz, powinnam poszperać to tu to tam?
- Oszalałaś! Kapną się, że to ty! I wtedy oberwę ja.
- Czemu?
- Bo tylko ja z tobą rozmawiam. Do nikogo innego nawet się nie odezwiesz.
Uśmiechnęła się szeroko. Oczywiście, że żartowała. W tej samej chwili podszedł do nich Opiekun Orland. Miał dziwny wyraz twarzy.
- Sever, można cię prosić na słowo?
Uniosła brwi. Co on znowu chciał?
- Jasne – odparła. – Zaraz przyjdę.
Orland zamierzał coś jeszcze powiedzieć, ale się powstrzymał. Szybkim krokiem ruszył w głąb korytarza jakby w obawie, że Sever zamachnie się butem w odwecie.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
- Gdzie?! Czy wam odbiło?! Nigdzie nie stąd nie ruszam!
Tak jak Orland podejrzewał, Sever wściekła się. I to bardzo.
- To konieczne, dziecko… - zaczął Kirdan.
- Nie jestem już dzieckiem!
- Sever to poważna sprawa – ciągnął Kirdan. – W Khorinis zamordowano jednego z naszych Opiekunów i nastawano na życie Vatras, tamtejszego Maga Wody. Pomyślałem, że…
- Jasne! Jak coś złego się stanie to biegiem do Sever! Zawsze tak robicie, a ja się zgadzam, nadstawiam karku i co? Wychodzę z tego poobijana ot, co!
Dwaj Opiekuni spojrzeli po sobie.
- Ale Vatras już wie, że przyjedziesz – powiedział cicho Orland.
- Że co? – jej oczy błysnęły wściekle. - Tym razem przegięliście. Nigdzie nie jadę.
- A właśnie, że pojedziesz! – wybuchnął Orland. – Myślisz, że i nam się to podoba? Nie mamy wstępu na teren Khorinis, tam nie sięga nasza władza. Od dawien dawna współpracowaliśmy z Magami Wody i teraz, kiedy mają kłopoty nie zostawimy ich samym sobie. To się nazywa lojalność.
Sever popatrzyła na niego krzywo. Tak naprawdę to nawet się ucieszyła na wieść o tym wypadzie, ale jak powiedzieli jej, że podjęli za nią decyzje, wściekła się. Nienawidziła jak sterowali jej życiem. Od dawien dawna, od momentu, gdy Opiekuni uratowali ją z rzezi Dor Feafort dziesięć lat temu, starali się potajemnie prowadzić ją wytyczonymi ścieżkami. Jak na złość trafili na bardzo wybuchowy charakter.
- A jak długo potrwa ta moja „misja”? – zapytała w końcu.
Dwaj mężczyźni westchnęli z ulgą.
- Zgadzasz się?
- Tego nie powiedziałam. Ile?
Orland zastanowił się.
- Tak naprawdę to nie wiem – przyznał. – Musisz wytropić zamachowca i unieszkodliwić go. To zajmie ci trochę czasu. To, co? Pojedziesz?
Dziewczyna zmrużyła lekko oczy. Przeczuwała, że ta sprawa jest bardziej zagmatwana niż by się na początku wydawało.
- Dobrze, pojadę.
- Nareszcie! Wiedziałem, że się zgodzisz – Kirdan. – Wszystko to …
- Jak powiesz, że to było zapisane, to oberwiesz. Pojadę tam, ale potrzebuję informacji o Khorinis, plan miasta i okolic. No i ktoś musi mnie doprowadzić do tego Vatras.
- Nie ma sprawy. Dostaniesz wszystko, co zechcesz. W Khorinis stacjonuje oddział Paladynów. Ich dowódca , lord Hagen pomoże ci. Wyślemy mu wiadomość, że Opiekuni wysyłają kogoś do Vatras. Ale Sever…Jak będziesz miała kłopoty to powiedz o tym Vatrasowi albo Hagenowi. Obiecaj mi to.
Zaskoczyły ją słowa Kirdana. Wydawało się, że Pierwszy Opiekun bardzo chciałby jej cos powiedzieć, ale nie może i dlatego ją ostrzega.
Sever zrozumiał, że może przeżyć wielką przygodę.
Albo wpakować się w bagno.
 

Nadja

Member
Dołączył
17.7.2005
Posty
130
Fajne i wcale nie nudne. Cytelnik wczuwa się w sytuację. Zauważyłam parę błędów np. "Sever zrozumiał" zamiast "Sever zrozumiała", ale się poprawisz, prawda? 8/10. Czekam na kontynuację. Pozdro.
 

Kacperex

KacŚpioszek
Dołączył
26.10.2004
Posty
6508
Opowiadanie fajne i nawet występuje w nim kobieta
smile.gif

Jak narazie się rozkręca i za dużo akcji w nim nie ma ale i tak jest w nim coś co każe nam je przeczytać
smile.gif
Czytając można się wczuć w akcję i to jest fajne.
Ortóf takowych nie znalazłem i stylistycznie jest dobre
smile.gif

Pisz kontynuacje zobaczymy co z tego będzie
smile.gif
 

s_e.b_a

Active Member
Dołączył
13.2.2005
Posty
1253
QUOTE - Nie przeszkadzam ci czytać.

"ci" powinno być z dużej- zwrot grzecznościowy.... Jak dla mnie lepiej brzmiałoby gdybyś napisała Nie przeszkadzam Ci w czytaniu. lepiej to brzmi dla ucha


QUOTE Myślałem, że „zabobony” jak to nazwałaś cię nie interesują

Również ten sam błąd "cię" powinno być z dużej z uwagi na szacunek do rozmówcy


QUOTE Nigdzie nie stąd nie ruszam!

Zapewne sama po przeczytaniu tego zdania zauważyłaś błąd... Pierwsze nie powinien zastąpić wyraz się



QUOTE lord Hagen pomoże ci.

Również ten sam błąd, co wyżej...

Więcej błędów nie dostrzegłem, a przeczytałem tekst dość dokładnie.... Piszesz fajnym językiem, ale mam pewne trudności z jego zrozumieniem (ale to zapewne przez, to że nie spałem od 40 godzin więc tym się nie przejmuj) Nie traktuj tego wyszukiwania błędów jako złośliwość... Robię to z zupełnie innych powódek- dzięki temu unikniesz błędów w dalszych częściach... Opowiadanie jest bardzo oryginalne... Pomimo tego ze zawarte jest w świecie gothica masz na nie zupełnie nowatorski pomysł... Widać, że wszystko dokładnie sobie przemyślałaś... Jeśli bohaterka jest podobna do Ciebie to musi być z Ciebie straszna złośnica
tongue.gif
Na szczególną uwagę zasługują dialogi... są one bardzo realistyczne ma się wrażenie jakbyś podsłuchiwał rozmowę głównych bohaterów.... Jedyna wada, jaką znalazłem to długość.... Opowiadanko jeszcze nie zdążyło porządnie wciągnąć a już się kończy.... Z niecierpliwością oczekuje kontynuacji... Ocena -10/10 za
długość....
 

Sever Sharivar

Słodka...
VIP
Dołączył
1.5.2005
Posty
1339
Ok dalsza część.

ROZDZIAŁ I

Wyspa, na której się znalazła była mała, miała kształt półksiężyca i oddalona była od lądu o jakieś dwie godziny płynięcia łodzią. Niewielki zagajnik dawał przyjemny cień chroniący przed popołudniowym żarem. Otarła pot z czoła i wspięła się na pobliskie skały. W oddali zamajaczył zarys lądu, najwidoczniej to było Khorinis, do którego miała trafić. No cóż, ale nie trafiła.
Opiekun Aidemus, człowiek odpowiedzialny za utrzymanie równowagi portali prowadzących w każde miejsce na świecie, powiedział, że bez trudu dostanie się do Khorinis. Wskazał jej bezpośredni portal do miasta, którego koniec miał się znajdować w porcie, zamaskowany jako stara rudera. W magii Glifów, którą posługiwało się Bractwo Opiekunów, było coś szczególnego, co wyróżniało ją spośród innych sztuk magicznych. Otóż Glify nie służyły do walki, nie składały się z zaklęć defensywnych, uzdrawiających i szamanizmu. Opiekuni, którzy doskonale opanowali Mowę Glifów są w stanie użyć ich mocy by uczynić niewidzialnym dany przedmiot. Mówiąc krótko, zwykły człowiek nie zobaczy ani portali, ani siedziby Bractwa, ich sekretnych przejść i korytarzy, ani samych Opiekunów. Magia ta pozwoliła przetrwać Bractwu wiele setek lat w ukryciu i prowadzić swoje obserwacje. No, ale Glify nie Glify, portal do Khorinis chyba był spaczony. Zamiast znaleźć się w porcie Sever wylądowała na jakiejś bezludnej wyspie z dala od lądu.
- Super, po prostu super – mruknęła. – Utknęłam tu i nawet nie wiem jak się stad wydostać. Ktoś dostanie jak tylko wrócę.
Rozejrzała się ponownie, ale prócz kilku krabów łażących po piasku nie dostrzegła ani żywej duszy.
Jak wrócę, poprawiła się w myślach.

- No nie…Lee mnie zabije – jęknął cicho Yzak i patrzył zdesperowanym wzrokiem na tonącą łódź. – I co mam niby teraz zrobić, hę?
Młody najemnik wypłynął w morze z dwóch powodów. Jeden to ciągłe narzekania Gorna, że młodzik musi przejść chrzest bojowy i dowieść tego, iż jest mężczyzną. Jednym słowem miał, jak to się mówi, zmężnieć. A po drugie miał już dość siedzenia na tej nudnej farmie i słuchania chrapania gospodarza. Nie miał tam nic do roboty i nudził się jak mops. Niekiedy do Lee wpadał jego przyjaciel, którego wszyscy nazywali Bezimiennym. Wówczas Yzak przysłuchiwał się ich rozmową. Najwyraźniej jego opiekun i Bezimienny znali się już bardzo długo, bo wspominali czasy kolonii karnej w Górniczej Dolinie i wielką akcje upadku bariery.
Tak czy inaczej Yzak, za pozwoleniem Lee, udał się na oddaloną od lądu bezludną wyspę, by tam zapolować na perły, które potem najemnicy wymienią na broń i pancerze. Miał z nim popłynąć Diego, ale ten wolał iść na skręta z bagiennego ziela niż popłynąć w morze. Kupcy w Khorinis byli niezwykle łasi na owe perły, a jeden z nich, niejaki Canthar dawał im w zamian nawet kawałki magicznej rudy. Mało, kto wiedział o istnieniu tej wysepki i o skarbach, które tu leżą. Lee zagroził szubienica każdemu, kto choć piśnie o położeniu tego kawałka ziemi, tak, więc najemnicy siedzieli cicho.
Mając już cały worek pereł, Yzak zamierzał odpłynąć, gdy nagle wpakował się na podwodna skałę, która wybiła w dnie łodzi dziurę wielkości pięści. Ewakuując się z tonącej łodzi młodzieniec zdołał uratować swoją żywność i koc, który podwędził Onarowi. Oczywiście uratował także broń, miecz, który dostał od Lee i sztylet. Mogło mu się to przydać, a poza tym czuł się pewniej z bronią pod ręką. Nie mając nic do roboty postanowił przejść się po plaży. Może znajdzie coś ciekawego.

Sever wbiegła na zwalone drzewo, przemknęła po nim jak strzała, nie zwalniając nawet, nie balansując ramionami, leciutko, płynnie, zwinnie, z gracją. Przebiegła już całą wyspę i musiała pogodzić się z faktem, że jest w pułapce. Po prostu nie mogła opuścić wyspy.
Beznadzieja, pomyślała.
Zatrzymała się i oparła o drzewo.
- Nikogo tu nie ma – stwierdziła i nagle zamarła.
Plażą ktoś szedł. Sadząc po ubiorze był to jakiś wojownik albo jakiś bandyta. Sever zawahała się, ale ostrożność zwyciężyła i wyjęła miecz. Nie zamierzała ryzykować spotkania z bandytą.

Yzak usłyszał chrzęst kamieni i błyskawicznie się odwrócił. Na szczycie skał ktoś stał i miał w ręku miecz. Najemnik pomyślał, że to jeden z tych przeklętych Paladynów. Nieznajomy miał niemal identyczne odzienie, jakie nosili Paladyni, gdy zrzucali zbroję i chcieli wtopić się w tłum. Yzak sięgnął po miecz, ale jego napastnik był szybszy. Rzucił w niego czymś ostrym, zapewne nożem, który drasnął go w prawe ramię. Yzak wypuścił miecz z ręki i dał nura za pobliską skałę.
Usłyszał ciche pacnięcie i kątem oda dostrzegł odzianą na czarno postać z dziwnym, białym szalem zawiązanym u szyi. Nieznajomy zbliżał się powoli do jego porzuconej broni jednocześnie nie spuszczając go z oczu. W prawej ręce trzymał miecz, a w lewej kolejny nóż. Yzak wyciągnął z cholewy sztylet i zamarł w pozycji do ataku. Napastnik zawahał się, ale potem kopnięciem odrzucił leżący na ziemi miecz. Yzak wykorzystał ten moment, by wskoczyć na skałę i zniknąć pośród krzaków. Z ukrycia zobaczył, jak młodzik, najwidoczniej w tym samym wieku, co on sam, sięga po lezący miecz. I postanowił to wykorzystać.
Zerwał się z klęczek i jak błyskawica spadł na przeciwnika. Ten zdołał się odwrócić, ale Yzak kopniakiem wytrącił mu miecz z ręki, a potem przerzucił przez ramię i cisnął na piasek. Chłopak upadając wypuścił z ręki nóż. Yzak dopadł do niego, ucapił za szal i wzniósł rękę ze sztyletem by zadać cios.
Pokonany krzyknął przerażony, a Yzak zamarł
Bo to wcale nie był chłopak! Spod czarnej grzywki patrzyły na niego przestraszone błękitne jak niebo oczy młodej dziewczyny. Dziewczyna oddychała głęboko patrząc jak zahipnotyzowana na sztylet. Yzak popuścił uścisk.
- Jesteś…dziewczyną? – szepnął.
W tej samej chwili błękitne oczy dziewczyny błysnęły z wściekłości.
- A niby, kim mam być! – odcięła się.- Puść mnie w końcu!
Yzak po raz pierwszy nie wiedział, co na zrobić.

Sever leżała na piasku ze związanymi rękoma i nogami. Tymczasem Yzak wyrzucił do morza jej nóż i skonfiskował miecz.
- Więc ta wyspa nie jest tak do końca bezludna – powiedział i odwrócił się do dziewczyny. – Jeszcze nigdy nie słyszałem takiego krzyku jak twój.
Sever poczuła, że się rumieni.
- O przepraszam – burknęła.
- Dlaczego jesteś tu sama? Gdzie inni Paladyni?
- Nie jestem Paladynem! Nie jestem nawet żołnierzem!
Yzak spojrzał na nią ciekawie.
- To, co tu robisz?
- Zabłądziłam – odparła.
- Ach, tak? No, to jak tu trafiłaś?
Dziewczyna milczała przez chwilę.
- Przez przypadek. Teleport mnie tu wyrzucił.
- Jesteś magiem?
- Nie. I daj mi już spokój z tymi pytaniami.
- Jak chcesz.

- Jak to nie wrócił? – Lee zmierzył Gorna złym wzrokiem. – Przecież Diego miał z nim popłynąć.
- Ano miał, ale…- zaczął Gorn.
- Ja wciąż cię słucham.
- No cóż… Diego poszedł z innymi najemnikami wypalić trochę ziela i Yzak popłynął sam. Ej, Lee to przecież duży chłopak, da sobie radę.
Były generał nie był zachwycony tym, co usłyszał. Gorn przeczuwał, że Diego oberwie za ten wyskok.
- Jeśli chłopaka spotka coś złego, to Diego do końca życia nie zobaczy ani jednego źdźbła bagiennego ziela. To się tyczy też ciebie.
- Co? Dlaczego i ja mam oberwać? – zapytał Gorn.
- Bo miałeś dopilnować, by nie popłynął sam! A teraz, co? Nie wiemy gdzie jest, zbliża się noc i najwidoczniej będzie burza. A jak wpakował się na mieliznę? Gorn, on może mieć kłopoty.
Najemnik patrzył na swego szefa zaskoczony.
- Wiesz, co, Lee. Traktujesz Yzaka w taki sposób jakby ten był twoim synem.
- Wychowałem go, Gorn. Nauczyłem wszystkiego, co sam potrafiłem i tak traktuje go jak własne dziecko. A teraz rusz tyłek i leć po Bezimiennego.
- Po co, szefie?
- Gorn, bez zbędnych pytań, bo pożałujesz. A teraz jazda!
Najemnik skinął głową i opuścił pokój. Lee podszedł do okna i spojrzał w gromadzące się na niebie czarne chmury. Miał nadzieję, że dzieciakowi nic nie jest.
 

piottrek_14

New Member
Dołączył
20.3.2005
Posty
19
Nie dopatrzyłem się błędów oprucz czegoś takiego jak to
QUOTE Yzak po raz pierwszy nie wiedział, co na zrobić.
a właściwie z takich dopatrzyłem się tylko ten
biggrin.gif
. Opowiadanie fajne, fajna fabuła ale według mnie w tym opowiadaniu najlepsze są dialogi. Moja ocena to 8,5/10. Z niecierpliwością czekam na kolejne części.
 

Diego 2005

Member
Dołączył
11.7.2005
Posty
36
opowidanie ciekawe.super fabuła i dialogi.

fabuła-ciekawa i nie nudna 10/10

klimat-spokojny 10/10

błędy-tylko jeden błąd 9/10

całość-10/10

czekam na nastepne części pozdro all
 

s_e.b_a

Active Member
Dołączył
13.2.2005
Posty
1253
QUOTE - Super, po prostu super – mruknęła.
Nie bardzo pasuje do tamtych czasów bardziej by pasowało na przykład "cudownie"

Przepraszam, że się wtrącam, ale w jakich czasach? To inne realia, nie można mówić o czasach w rozumieniu naszych - Gothi

Do uwagu Gothi'ego: Chodzi mi, o to że w grze ani razu nie był użyty zwrot "super" gdyż jest to typowo modernistyczne określenie a Gothic to raczej wieki średnie

Zauważyłem tam jeszcze jedną małą literówke ale to nie jest istotne.... Opowiadanie jest bardzo ciekawe. Dobrze sie je czyta-jest to pewnie zasługa języka, którym piszesz (jest on bardzo ładny i zrozumiały). Ciekaw jestem co będzie dalej. Mam nadzieje że szybko napiszesz ciąg dalszy. Ocena: -10/10
 

Sever Sharivar

Słodka...
VIP
Dołączył
1.5.2005
Posty
1339
Rozdział II i na razie nic więcej nie wsadzę. Muszę dopracować szczegóły.
Enjoy

ROZDZIAŁ II


Sever zaczęła się czołgać po kamieniu by wydostać się z plaży. Zaczynał się przypływ i nie chciała zaryzykować utonięcia. Niebo było już całkiem czarne i lada chwila zacznie padać. Doczołgała się prawie do końca, gdy nagle niebo przeszyła ogromna błyskawica i rozległ się straszny grzmot. Sever straciła równowagę i sturlała się do wprost do dołu z wodą.
- Pięknie – mruknęła i chciała wstać, ale nie mogła. Sznur krępujący jej ręce zaczepił się o coś i nie chciał puścić. – Aj.
Była w pułapce, a woda szybko się podnosiła i nawet zaczął padać deszcz. Kolejne fale zalewały ją słoną wodą, utrudniały oddychanie. Myślała, że się utopi, gdy nagle ktoś wyciągnął ją z wody.
- Co ty wyrabiasz? – usłyszała głos tego młodego wojownika. – Nic ci nie jest?
Sever wypluła wodę i zakaszlała. Potem popatrzyła na niego i miała coś powiedzieć, gdy z jej włosów wypełzł krab. Oboje patrzyli jak stworzonko przewędrowało kawałek po ręce Yzaka i spadło do wody. Potem popatrzyli po sobie. Yzak wybuchnął śmiechem.
- Co w tym zabawnego? – zapytała Sever, obrażona.
- Przepraszam, ale nie mam doświadczenia w takich sprawach – odparł.
- Co, brak krabów w Khorinis, czy co?
Wstała i kilkoma podskokami oddaliła się do niego.
- Ej, gdzie się wybierasz? – zapytał.
- Jestem i tak cała mokra, więc deszcz mi już nie zaszkodzi. A przy okazji spłucze ze mnie piasek – powiedziała i odwróciła się do niego plecami.
Yzak patrzył jak pozwala kroplom deszczu padać na swoją twarz, uśmiechnęła się nawet. Podszedł do niej i rozciął więzy na rękach i nogach.
- Dlaczego to zrobiłeś? – popatrzyła na niego zaskoczona.
- Nie masz broni, więc nie stanowisz dla mnie zagrożenia – powiedział.
- Że co? – zdenerwowała się.
- Najwidoczniej kraby dostały się pod twoje ubranie. – dodał.
Sever poczuła, że rzeczywiście coś się rusza pod kurtką. Szybko wytrzepała niechcianego towarzysza.

Vatras odwrócił się do okna i utkwił wzrok w Lordzie Hagenie. Paladyn zameldował Magowi Wody, że wysłannik z kontynentu nie dotarł na umówione miejsce. Maga zaniepokoiła ta wiadomości.
- Jesteś pewien, że jej tam, że było? – zapytał Vatras. – Może po prostu jej nie zauważyłeś?
- To niemożliwe, czcigodny – odparł Paladyn. – Moi ludzie cały dzień siedzieli we wskazanym miejscu, ale nikt się nie pojawił.
- Hmm… to nie są dobre wieści. Kirdan poinformował mnie, że ich posłaniec już powinien u nas być. Co się mogło stać?
Mag przeszedł się po komnacie ratusza, w którym rezydował Lord Hagen najwyraźniej nad czymś się zastanawiając.
- Są dwie możliwości – powiedział po chwili. – Jedna to taka, że nie wszedł do Teleportu. Ale ta opcja odpada, bo Kirdan by mnie nie okłamał.
- A druga? – zapytał Hagen.
- Taka, że musiała pojawić się gdzieś indziej. Teleport mógł być spaczony i źle działać. Zamiast w Khorinis mogła znaleźć się na jakiejś wyspie, gdzieś w górach lub nawet pod wieżą Xardasa, czego niechciałbym za żadne skarby świata.
Paladyn przekrzywił lekko głowę.
- W takim razie, co robimy?
- Teraz nic – Vatras podszedł do okna. – Jest burza, nie zdołamy prowadzić poszukiwań podczas takiej pogody. Rankiem ustalę jej położenie dzięki magii i teleportuje się po nią. Ty, Hagenie musisz się zatroszczyć o to, by nikt się nie dowiedział o obecności Opiekuna w mieście. Tego by tylko brakowało, żeby Xardasa lub Pyrokar się o tym dowiedzieli.
- Rozumiem, czcigodny. Zrobię, co w mojej mocy… A tak przy okazji to jak się ten Opiekun nazywa?
- Vana’Diel. Sever Vana’Diel.

W małej jaskini płonęło ognisko, nad którym wisiało rozwieszone przez Sever mokre ubranie. Sama Sever siedziała otulona w koc, który dostała od Yzaka i uparcie wpatrywała się w ziemię. Yzak postawił przed nią kawałek chleba i suszonej wołowiny.
- Nawet, jeśli jesteśmy wrogami, to racje przysługują każdemu z nas – powiedział.
- Dz-dziękuje – odparła.
- Nie jesteś stąd, prawda?
- Skąd wiesz?
Młodzieniec usiadł na drugim końcu jaskini i spojrzał na nią.
- Mówisz z dziwnym akcentem takim, którego nigdy wcześniej nie słyszałem. Twoje ubranie, także zdradza, że z Khorinis nie jesteś. Początkowo myślałem, że to strój Paladyna, ale teraz widzę, ż się myliłem. Tak, więc co cię sprowadza do tego jakże nudnego miasta?
- Miałam się z kimś spotkać w porcie, ale wylądowałam tutaj – odparła.
- Czyli trafiłaś tu przez przypadek, tak?
Skinęła głową.
- Dlaczego mnie zaatakowałaś? – zapytał ponownie Yzak..
- Myślałam, że jesteś bandytą. – przyznała. – To dlatego wyjęłam broń.
- Jak na dziewczynę, to potrafisz się bić.
Nie skomentowała. Przez chwilę trwało między nimi milczenie.
- Da się jakoś wydostać z tej wyspy? – zapytała w końcu Sever.
- Prawdopodobnie rankiem przypłyną po mnie moi towarzysze, więc możemy cię zabrać ze sobą na ląd.
- Nie sprawi ci to kłopotu?
- Raczej nie. Tylko czeka mnie niezła przeprawa z moim opiekunem. Miałem wrócić przed zapadnięciem zmroku, ale moja łódź leży do góry dnem w zatoce. Jakoś to przeżyje… Z kim miałaś się spotkać?
- Nie mogę powiedzieć. A tak przy okazji, czy wydarzyło się w Khorinis coś godnego uwagi?
Yzak zamyślił się.
- A wiesz, że tak. Zamordowano jakiegoś człowieka, najwyraźniej znajomego Maga Wody, Vatrasa. To była paskudna zbrodnia, całe miasto o tym mówiło.
- Wiadomo, kim był ten człowiek?
- Nie, raczej nie. A dlaczego pytasz?
- Byłam ciekawa, to wszystko.
A więc nie wiedzą o Opiekunach, pomyślała. Powinnam popytać w mieście. Może ktoś będzie wiedział coś na ten temat.

Obudził ja jakiś głos, głos rozbrzmiewający wewnątrz jej głowy.
„Witaj, Opiekunie. Jestem Vatras, Mag Wody z Khorinis. Poszukiwałem cię przez kilka godzin, co się stało? Dlaczego nie było cię na miejscu spotkania?” powiedział łagodny głos.
„Teleport nie działał prawidłowo”, odparła telepatycznie. „Jestem na niewielkiej wyspie jakieś dwie godziny drogi od portu”
„Na szczęście nic ci nie jest. Kirdan niewybaczyłby mi, gdyby coś ci się stało. Jak tylko nastanie świt teleportuje się na wyspę i zabiorę cię do miasta.”
„ Dobrze, będę czekać na zachodnim brzegu”
„ Zatem do zobaczenia, Opiekunie Sever.”
Sever pokręciła głową. Opiekun Sever. Nigdy się do tego nie przyzwyczai.

Yzak wdrapał się na skały i utkwił wzrok w morzu. Zmrużył oczy i obserwował horyzont. Pogoda była piękna, na niebie nie było ani jednej chmurki. W końcu dostrzegł ciemny punkt płynący w jego kierunku. Zeskoczył ze skał i wrócił do jaskini.
- Płyną po mnie – powiedział.
- Po mnie tez ktoś przybędzie – rzekła Sever.
- Jesteś pewna?
- Tak, bez obawy. Musze znikać zanim twoi towarzysze mnie tu dostrzegą.
Yzak skinął głową.
- Zatem to pożegnanie – wyciągnął do niej rękę.
Dziewczyna odwzajemnił uścisk.
- Sever – powiedziała.
- Co?
- Jestem Sever.
- Yzak.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko i zaczęła iść wzdłuż plaży.
- Na pewno nie jesteś Paladynem? – krzyknął za nią Yzak.
- Nie jestem! – padła odpowiedź.
Sever zaczęła biec i szybko znikła mu z oczu. Yzak stał przez chwilą w bezruchu po czy udał się na nabrzeże. Łódź z Lee, Bezimiennym i Diegiem w środku zaryła w piasek i były generał wyskoczył z łodzi.
- Ty kiedyś mnie wykończysz, chłopcze – powiedział.
- Przepraszam, ale łódź rozbiła się na skale…
- Dobrze już, dobrze. Właź do łodzi. Diego! Wiosłuj!
Bezimienny popatrzył na młodzieńca uważnie. Dziwne, ale wyczuwał na wyspie obecność kogoś jeszcze.

Sever podniosła wzrok. Kilka metrów od niej stał mężczyzna w ciemnoniebieskiej szacie. Na jej widok rozpromienił się i podszedł do niej szybko.
- Sever Vava’Diel ? – zapytał.
- Tak, to ja – odparła.
- Jestem Vatras. Przepraszam, że musiałaś czekać cała noc.
- Nic nie szkodzi. Czy możemy już wrócić na stały ląd? Mam dość tej wyspy do końca zycia.
Vatras uśmiechnął się.
- Ależ oczywiście, Opiekunie Sever.
- Wystarczy Sever, nie znoszę tego tytułu.
- Będzie jak zechcesz. A teraz weź mnie za rękę.
Sever ujęła dłoń Maga Wody. Błysnęło jasne światło i oboje zmaterializowali się w ratuszu.
- Witaj w Khorinis, Sever Vana’Diel.
 

piottrek_14

New Member
Dołączył
20.3.2005
Posty
19
W tej części błędów jakoś nie zauważyłem tylko jednej rzeczy mi troche brakuje otuż opisów postaci w sensie jaką mają zbroje, broń, czy są napakowani czy nie, coś takiego. Teraz mogę zwiększyć ocene na 9,5/10. Czekam na kolejne części.
 

s_e.b_a

Active Member
Dołączył
13.2.2005
Posty
1253
Ja równiez nie znalazełm żadnych błędów z wyjątkiem tego ze piszesz "ci" chodzi tu o małą litere- powinno być z dużej ze względu na szacunek okazywany rozmówcy... Reszta jest bez za rzuty... Nie wiem czemu ale wydaje mi się, że w twoje opowiadnanie będzie wpleciony mały romans-ale to dobrze. Tego jeszcze nie było w żadnym opowiadaniu.

Jednym słowem bardzo mi się podobało.
 

Laska

Active Member
Dołączył
1.6.2005
Posty
1041
QUOTE Tego by tylko brakowało, żeby Xardasa lub Pyrokar się o tym dowiedzieli.

Powinno być Xardas...

QUOTE Zamordowano jakiegoś człowieka, najwyraźniej znajomego Maga Wody, Vatras.
A tu z kolei Vatrasa...

Było jeszcze parę takich błędów przy odmianie imion, ale podejrzewam, że to przez szybkie pisanie... Ogólnie to chyba najlepsze opowiadanie, jakie uświadczyłem w tym dziale. Chociarz faktycznie mogłoby być więcej opisów postaci. Moja ocena 9+/10
 

Sever Sharivar

Słodka...
VIP
Dołączył
1.5.2005
Posty
1339
Kolejna część. Mam nadzieję, ze się spodoba.

ROZDZIAŁ III

Boże, ale leje, westchnęła w duchu Sever. Jak tak dalej pójdzie, to im to Khorinis zaleje. I wtedy będzie dopiero wesoło, że hej…
Siedziała w jednym z ratuszowych pokoi, najwidoczniej pokój ten należał kiedyś do burmistrza, bo pełen był, jej zdaniem, niepotrzebnych gratów. Sever zauważyła całkiem drogą kolekcje starych monet, kilka złotych świeczników i drogie obrazy. No cóż, burmistrzowi nie żyło się źle.
- Słuchasz mnie? – głos Lorda Hagena wyrwał ją z zadumy.
- Tak, tak – odparła.
Ten lekko szpakowaty mężczyzna o nieco surowej twarzy spojrzał na nią dziwnie. Dlaczego przysłano im do pomocy dziewczynę? Dziewczyny nie potrafią się nawet bić, a co dopiero szukać groźnego mordercy. Jednak Lord odnosił wrażenie, że Sever celowo udaje taką niepozorną osobę, ale gdy nadejdzie odpowiedni czas, to pokaże pazurki.
- Ciało tego człowiek znaleziono w Górnym Mieście, w pobliżu ratusza. Najdziwniejsze jest to, że żaden z moich Paladynów nic nie zauważył – rzekł Hagen.
- Może mieli inne zajęcie – odparła Sever. – Jaka była domniemana przyczyna śmierci?
- No, nie wiem…Kobiety nie powinny słyszeć o takich rzeczach.
Sever zmrużyła groźnie oczy.
- Jakoś to przeżyje. Proszę mówić.
- Jak panienka chce. Było to prawie cztery dni temu, w mieście odbywał się targ. Z okolic zjechali kupcy, farmerzy, kilku Magów Ognia, by uzupełnić zapasy i …najemnicy.
- Macie tu najemników? – Sever uniosła brwi. Czy Yzak nie był przypadkiem najemnikiem?
- Niestety tak. Większość z nich to byli skazańcy z kolonii karnej w Górniczej Dolinie. Zapewne słyszała panienka o tym?
Skinęła głową, że tak. Orland jej wszystko opowiedział. Nawet ze szczegółami.
- Pod koniec dnia, jak to zawsze bywa, okoliczni handlarze i przyjezdni siedzieli w lokalnej karczmie i opijali udane interesy – ciągnął Hagen. – Czcigodny Vatras przebywał w świątyni Adanosa. Czekał na swojego znajomego, tego Opiekuna. Niestety owy znajomy nie zjawił się. Wtedy został zaatakowany, ale poradził sobie z napastnikami bez trudu. Rzucił kilka kul ognia i po sprawie. Czcigodny zaczął się niepokoić o swego znajomego. Rankiem jeden z moich ludzi zauważył kogoś leżącego przed bramą ratusza. Był to martwy Opiekun. Jego…Jakby to powiedzieć…Nie był w jednym kawałku.
- Jak to nie był? – Sever wyprostowała się na krześle.
- Ktoś …
Lord nie dokończył, bo do pokoju wpadł zdyszany Paladyn Lothar. Człowiek ten miał na sobie błyszczącą zbroję, a u pasa miecz. Sever zauważyła jego lekko zdziwione spojrzenie, gdy ją zobaczył.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale znaleźliśmy coś w świątyni Adanosa. Czcigodny Vatras prosi, aby Lord przyszedł do niego i wziął ze sobą gościa – powiedział.
- Co takiego znaleźliście? – zapytał Hagen.
- Jakąś wiadomość, sir.
Lord Hagen wstał ze swego krzesła.
- Proszę za mną – zwrócił się do Sever.
Młody Opiekun wstał. Nareszcie coś zaczynało się dziać.

Vatras w skupieniu przyglądał się dziwnej wiadomości. Niewiele zrozumiał z jej treści. Lord Hagen również gapił się na chaotycznie napisane litery.
- Co to ma być? – zapytał Hagen.
- Może to jakiś szyfr? – podsunął Vatras.
Mag przepasał litery na czysty arkusz, a następnie próbował ocenić rezultaty.
- E, tam! To nic nie znaczy – powiedział. – Widzę litery bez znaczenia.
- Co nam wyszło? – wtrąciła, Sever, która dopiero teraz spojrzała na arkusz.
- Dlaczego patrzyłaś przez okno? Coś cię zaniepokoiło?
- Nie… To, co mamy?
- FCYHDIZ… - zaczął odczytywać Vatras. – To nic nie znaczy.
- To szyfr – powiedziała Sever.
Obaj mężczyźni spojrzeli na nią zdziwieni.
- Szyfr? – powtórzył Hagen.
- Oczywiście, że tak – Sever uśmiechnęła się lekko. – Opiekuni nie pisali prostym językiem. Zawsze starali się odpowiednio zamaskować treść wiadomości. Gdybym napisała cos Mową Glifów, to żaden z was by tego nie odczytał. Zamordowany Opiekun nie wiedział, czy Bractwo przyśle tu kogoś, więc napisał tę notkę najprostszym szyfrem pod słońcem. Wystarczy tylko dobrze się przyjrzeć i odczytać.
Gapili się na nią nic nie rozumiejąc. Jaki szyfr? Skąd ona o tym wie?
- Potrafisz to rozszyfrować? – zapytał Hagen z niedowierzaniem.
Sever rzuciła okiem na litery.
- Ten, kto układał tą wiadomość wykonał coś najprostszego…Gdzie jastrzębie latają ponad orły czai się zagrożenie.
Nastała cisza.
- Że niby, co? – Vatras porwał kartkę do ręki. –Jak to odczytałaś?
- Cofnęłam się o jedną literę – wyjaśniła. – Widzicie? Cofnijcie każdą literę a treść stanie się jasna. Nic prostszego.
- Zaskakujesz mnie – Vatras pokręcił głową. – Ale i tak niewiele rozumiem z tej wiadomości.
Lord zamyślił się. Coś zaczynało mu świtać.
- Jastrzębie ponad orły…To nie oznacza orłów. To rodzaj przenośni – zaczął. – Może to chodzi o miejsce? Jeśli tak to mamy punkt zaczepienia.
Sever była pod wrażeniem. Ten cały Hagen szybko kojarzył fakty.
- Co przez to rozumiesz? – zapytał Vatras.
- Jest pewne miejsce poza miastem, które miejscowi nazywają Gniazdem. W tej starej twierdzy mieszkała kiedyś rodzina Vress. A z tego, co wiem, to oni mieli w herbie jastrzębia.
- Vress? Myślałem, że wszyscy z tej rodziny zginęli ponad dziesięć lat temu.
- Bo tak było, czcigodny. Jakiś rok temu z kontynentu przybył tu ich daleki krewny i przejął zamek. Z tego, co wiem, ma pod sobą dwie setki żołnierzy, uchodzi za okultystę i zdążył już zrazić do siebie wszystkich okolicznych farmerów. Skarżyli się oni, na szantaże ze strony tego człowieka, jego żołnierze zaczepiali farmerów, kradli zapasy…Szkoda gadać. Posyłałem tam moich ludzi, ale nic nie pomagało.
Sever zamyśliła się. Człowiek zainteresowany okultyzmem? Przybyły z kontynentu rok temu?
- Vatrasie, czy Opiekun nie zostawił ci czegoś? Nie dał czegoś na przechowanie? – zapytała nagle.
- Chyba nie. A dlaczego pytasz?
- Okultyści są zdolni do wszystkiego, by tylko dostać to, czego pragną. Jeśli więc ten człowiek zabił lub zlecił zabójstwo Opiekuna, to z jakiegoś powodu.
Vatras ściągnął brwi. To, co mówiła ta dziewczyna miało sens.
- Evan faktycznie coś zostawił…Ale nie sądziłem, że o to może ci chodzić.
- Co to było?
- Zostawił u mnie księgę. Myślałem, że po prostu o niej zapomniał…Kiedy mnie zaatakowano, ci ludzie pytali mnie gdzie to schowałem. Nie wiedziałem, o co im chodzi. Cisnąłem w nich zaklęciem i pozbyłem się kłopotu. Może chodziło im o tę księgę?
- A gdzie ona jest?
- Nie wiem. Pewnie gdzieś pomiędzy innymi tomiskami. Poszukam jej.
Sever uśmiechnęła się krzywo.
- A ja sprawdzę tego okultystę. Jak się nazywa?
- Gein. Aldephios Gein – rzekł Hagen.


Mur otaczający starą twierdzę, był wysoki, ale nie dla niej. Wystarczyło tylko dobrze się wybić, a mur nie stanowił już żadnej przeszkody. Miękko wylądowała po drugiej stronie i przemknęła w stronę budynków gospodarczych. Wspięła się na dach i cichaczem przekradła do wnętrz budowli.
Znalazła się w starym, nieużywanym korytarzy, pełnym staroci i innych rupieci. Śmierdziało tam piwem i tanim winem. Sever wolno ruszyła przed siebie. Wkrótce dotarła do rozwidlenia i dostrzegła pierwszych strażników. Dziwnie wyglądali. Nosili turkusowo-złote uniformy i metalowe pałki zamiast mieczy. Pewnie dlatego żeby bardziej bolało przy uderzeniu. Ale najdziwniejsze był te maski, które mieli na twarzach. Wydawały się zrobione z dziwnego, złotopodobnego metalu.
Podkradła się do strażnika i błyskawicznie skręciła mu kark. Ukryła ciało w nieużywanym korytarzu i przeszukała kieszenie. He, złodziej zostanie złodziejem… Znalazła tylko chudą sakiewkę. Ruszyła dalej. Kilka razy omal nie wpakowała się na strażników. Wydali jej się dziwni, bardzo dziwni. Gdy słyszała ich rozmowy, to myślała, że zwariowali. Cały czas cytowali fragmenty jakiegoś pisma, zupełnie jakby nie umieli innych słów.
Sever rozglądała się za jakimś tajnym przejściem. Była pewna, ze w tak starej budowli musi być jakiś tajny korytarz. Przeszukiwała ściany, sprawdzała czy nie da się ruszyć pochodni, ale nic nie znalazła. Zrezygnowana oparła się o zakurzony pomnik. Coś trzasnęło i Sever poczuła, że leci na ziemię. Zaklneła potwornie i pozbierała się z podłogi. Otrzepując ubranie z kurzu zauważyła, że rzeźba przesunęła się o kilka centymetrów odsłaniając niedużą dźwignię.
- Ja cię chromolę – mruknęła i pociągła z dźwignie.
Coś zgrzytnęło i otworzyły się sekretne drzwi. Sever weszła w korytarz zamykając za sobą przejście.
Dziwne, ale korytarz, w którym się znalazła do złudzenia przypominał jej ten, który widziała w posiadłości Skagg. Może zatrudnili tego samego kretyńskiego architekta? Kto wie?
Idąc korytarzem trafiła na drewnianą ścianę. Przez szpary słychać było głosy rozmawiających mężczyzn i widać słaby blask światła. Idąc dalej trafiała na judasze rozmieszczone w ścianie. Sever zaczynała tracić nadzieję, że coś znajdzie, gdy nagle usłyszała głos, znajomy głos. Rozejrzała się i dostrzegła kolejny otwór. Bez namysłu przyłożyła do niego oko.
Ujrzała dużą komnatę, bogato umeblowaną, przepełnianą księgami. Ale to nie wystrój przyciągał jej uwagę, raczej trzej mężczyźni, którzy prowadzili ciekawą rozmowę.

- Ależ smarczecie, Truart. Gdzieś się tak przeziębił? – zapytał od niechcenia Aldephios Gein.
Był to człowiek wysoki i szczupły. Miał ciemne, wilgotne, jakby załzawione oczy ostry nos i nieładne, wąskie wargi. Jego strój przypominał trochę szatę Magów Wody, tylko, że Magowie Wody preferowali kolor błękitny, a Gein brunatny. Wyglądał raczej jak zdegenerowany czarodziej.
- Szkoda gadać – odrzekł zapytany. – To, jak mości panowie? Co robimy z tym magiem?
Siedzący w fotelu starzec z krótką białą brodą spojrzał na Truarta zimno.
- Nie życzę sobie jego śmierci, zrozumiano? – powiedział .
- Rozumiem, czcigodny Xardasie, ale to konieczne. Vtaras może nam przeszkodzić – rzekł Gein, a w jego głosie dało się wyczuć strach. – Owy mag może odkryć nasz plan i doprowadzić do przejęcia skarbu.
Xardasa zmierzył go groźnym spojrzeniem. Jego twarz była surowa, sprawiała wrażenie człowieka, który nigdy się nie uśmiecha. Miał w sobie dziwną moc, moc, która wzbudzała u innych przerażenie.
- Niepotrzebnie zabiliście tego człowieka. Teraz tropią was nawet Paladyni – nekromanta mówił spokojnie, ale dobitnie. – Mogliście po prostu go pojmać i sprowadzić do mnie, a ja już bym go przesłuchał, zatarł pamięć i odesłał z powrotem.
- Obawiam się, że to byłoby niemożliwe, czcigodny. – wtrącił Truart. – Ten człowiek należał do Bractwa Opiekunów, ludzi odpowiedzialnych za utrzymanie równowagi na świecie. Prędzej by zginął, niż zdradził.
- A czy nie pomyśleliście, że Vatras mógł powiadomić tych Opiekunów?
Truart zamilkł. Rzeczywiście, o tym nie pomyślał.
- Mieliście działać skrycie, a teraz, co? Paladyni są na waszym tropie. Vatras pomści śmierć swego przyjaciela – w oczach Xardasa pojawił się niebezpieczny błysk. – Vatras ma potężnych zwolenników i dobrze o tym wie. Poprosi ich o pomoc, a ci się zgodzą. I co wtedy?
- Panujemy nad sytuacją, czcigodny – uspokoił go Gein. – Nikt nam nie przeszkodzi. Jajo jest w bezpiecznym miejscu, nikt go nie znajdzie.
- Mylisz się. Nie jesteś w pełni prawdziwym czarnoksiężnikiem jak ja i nic nie wyczuwasz. Vatras kogoś sprowadził do Khorinis. Kogoś, kogo nie potrafię zlokalizować. Ten człowiek chroniony jest magią Adanosa, i nie jestem w stanie przełamać tego zaklęcia.
- Opiekun z Dor Feafort? – Truart uniósł brwi. – Przysłali tu któregoś z Opiekunów?
- Nie należy wykluczyć tej możliwości. Tak czy inaczej, Vatras nie może zginąć, jasne? Jeśli cos mu się stanie, to osobiście was ukarzę. Ma być cały i zdrowy.
- A co z tym obcym? – zapytał ostrożnie Gein.
- Sprowadźcie go do mnie. Z przyjemnością porozmawiam z Opiekunem. Ale on tez ma być nietknięty. Czy wyrażam się jasno?
- O-Oczywiście, czcigodny… Będzie jak zechcesz.
Xardasa wstał z fotela.
- Skoro wszystko jasne, to wracam do siebie. Mam nadzieję, że tym razem mnie nie zawiedziecie.
Nekromanta wyskandował zaklecie, spowiła go niebieska mgła i zniknął. Truart i Gein milczeli przez chwilę.
- Jasna cholera! On zaczyna mi działać na nerwy! – wściekł się Truart.
- Bez niego jesteśmy niczym i ty dobrze o tym wiesz – powiedział spokojnie Gein. – Gdyby chciał to zabiłby nas jednym zaklęciem. Nie lekceważ Xardasa, to śmiertelnie niebezpieczny człowiek.
Truart prychnął.
- Tak czy inaczej musimy wymyślić inny plan. Kolejne zabójstwo odpada.
- Człowieku, czyś ty oszalał?! Jak zabijemy Maga Wody narazimy się na gniew nie tylko Paladynów i Xardasa, ale także na gniew Adanosa! Chcesz być wyklęty przez Boga?
- To, co mamy zrobić! Ty tu jesteś od myślenia.
- Po pierwsze musimy złapać tego obcego i dostarczyć go Xardasowi. I nie możesz mu nic zrobić, Truart.
- Jasne, jasne…
- Nie przedrzeźniaj mnie. Idź już lepiej. Pogadamy rano.
- Się robi… szefie.
Truart opuścił komnatę, a Gein odprowadził go wzrokiem.

Sever słyszała każde ich słowo. Truart! Truart tu był! Ta zakała, ten truteń i nierób, opromieniony fałszywą sławą, nadęty ja świński pęcherz – niech się wywali na równej drodze! – idiota! Zwiał z Dor Feafort przed Strażą i tu się ukrywa. O niech tylko ona go dostanie w swoje ręce, marny jego los. Zapłaci za wszystko.
Nagle usłyszała trzask i do sekretnego korytarza wszedł Gein. Sever przywarowała w ciemnej wnęce z nadzieją, że jej nie zobaczy. Ale Gein jakby cos podejrzewał. Zatrzymał się tuz przed nią, wyciągnął rękę i … dostał prosto w zęby. Sever skoczyła na równe nogi i pognała w dół korytarza.
- Straże! – wrzasnął Gein. – Straże!!!
Sever gnała korytarzem w stronę sieni, która wcześniej obserwowała. Siedzący tam strażnicy, zaalarmowani wrzaskami ich przywódcy, wybiegli z Sali w wielkim pośpiechu. Sever kopniakiem wybiła dziurę w deskach i wkroczyła do sieni. W tej samej chwili do Sali wszedł jeden ze służących i na widok Sever zaczął się drzeć:
- Straaaż!!! Intruz!!! Do mnieeeee!!!
Tuż za Sever pojawił się zdyszany i wściekły Gein. Sever bez namysłu runęła przez oszklone okno wprost w lodowato zimną wodę. Natychmiast wynurzyła się na powierzchnię. W górze jarzyła się czerwona łuna. Przy świetle kilkunastu pochodni zobaczyła na murach kilkunastu ludzi, którzy rozglądali się na wszystkie strony. Ale Sever wiedziała, że wypatrują jej daremnie.
Zaczęła płynąć w stronę brzegu najszybciej jak mogła. Dała szczupaka w stronę wiotkich gałązek płaczącej wierzby. Wpadła w głąb, pochwyciła jedną z gałęzi, szybko podciągnęła się ku górze i zawisła pośród liści.
Jednak pluski zdradziły pozycję zbiega ludziom wypatrującym go z murów. Strzały i groty zaczęły padać gęsto jak grad. Nagle pochodnia rzucona z góry przekreśliła ognista linią powietrze, utkwiła pośród patyków i wpadła do wody.
Mimo to spełniła swoje zadanie. Łucznicy dostrzegli uciekiniera, który zaraz skoczył na brzeg i pobiegł w las, lecz nie dość szybko, aby uniknąć pocisków. Jeden grot trafił ją w ramię, inny zadrasną głowę.
Bolesne rany dodawały Sever skrzydeł i gnała przez las nie dbając o kierunek. Zmęczona oparła się wkrótce o drzewo. Ociekała wodą i krwią. Przez pewien czas próbowała przedzierać się przez zarośla, lecz rany, ciemność i zmęczenie bardzo dokuczały.
Była coraz słabsza. Dzwoniło jej w uszach, kolana się pod nią uginały, od czasu do czasu traciła przytomność. Nagle runęła bez czucia na leśne poszycie. Ostatnią rzeczą, jaką zapamiętała był głos, zdumiony męski głos gdzieś bardzo blisko niej.
Potem nie pamiętała już nic.

PS Zgadnijcie gdzie Sever trafi
wink.gif
 

Cisu

Member
Dołączył
2.7.2005
Posty
852
Przeczytałem wszystko i muszę powiedzieć, że podobało mi się. I to bardzo. Piszesz bardzo ciekawym i czytelnym stylem, Sever. Chodzi mi tu o to, że pokazjesz w kolejnych akapitach losy innych postaci (chyba tego nie zagmatwałem). Błędów się nie dopatrzałem. Fabuła jest bardzo wciągająca i aż z niecierpliwością wyczekuję ciagu dalszego
tongue.gif
. Akcja w opowiadaniu także stoi na wysokim poziomie. Moja ocena? 10/10 (nie miałem się do czego przyczepić
wink.gif
).
Pozdrawiam.
 

s_e.b_a

Active Member
Dołączył
13.2.2005
Posty
1253
Jesli chodzi o błędy to zdazyła się literówka i powtórzenie ale to nie jest takie istotne... Fabuła jest bardzo ciekawa... Jest jedna rzecz, która mi się nie podoba... Gdy gralismy w G2 poznaliśmy całą wyspe. Jednak wydażenia w twoim opowiadaniu toczą się w zupełnie nowym miejscu (jesli się myle to mnie popraw). Uważam że mogłaś to umiescić w znanym juz nam miejscu- choć wiem że to trudne bo nie bardzo jest takowa możliwość. Ciekawi mnie co to za jajo... Ocena: -10/10

QUOTE PS Zgadnijcie gdzie Sever trafi

Mam nadzieje że do Xardasa.... ale pewnie do najemników bo ten głos należał do tego jej pięknego... na jak mu tam było... Yzak
smile.gif
 

Sever Sharivar

Słodka...
VIP
Dołączył
1.5.2005
Posty
1339
Zbliżamy się do końca, jeszcze dwa rozdziały i koniec. Co do postu seby, to musiałam coś zmyślić, wiecie fikcja literacka. Ale teraz trzymam się juz faktów
biggrin.gif


ROZDZIAŁ IV

Było zimno. Bardzo, bardzo zimno. I ciemno jak w grobie…
Czyżby umarła? Możliwe…Ktoś się zbliżał… Kobieta…
Przykro mi, usłyszała przepełniony smutkiem głos. Bardzo mi przykro…
Z jakiego powodu? Kim jest ta kobieta? Dlaczego wydaje jej się znajoma? I… dlaczego odchodzi? Zaczekaj! Wróć! Nie zostawiaj mnie samej!
Ale kobieta zniknęła.
Dziwne, ale nie czuła już zimna. Wręcz przeciwnie, robiło się coraz cieplej.
Za ciepło…

Minęły dwa dni.
Vatras często spoglądał ku bramom miasta w nadziei, że ujrzy Opiekuna. Niestety, czas mijał za Sever się nie pojawiała. Mag przeczuwał, że stało się coś złego, że wpadła w kłopoty. Lord Hagen chciał wysłać na jej poszukiwania swoich Paladynów, ale Vatras odwiódł go od tego pomysłu. Nie mogli wzbudzać podejrzeń.
- Pewnie nic jej nie jest. Może po prostu trafiła na trop tego mordercy – powiedział Hagen, ale tak jakoś bez przekonania.
Vatras zaczynał myśleć o najgorszym. Jeśli naprawdę Sever coś się stało… Jak on to wytłumaczy Kardanowi? Jak mu powie, że dziewczyna, którą wychował od maleńkości może nie wrócić? Przecież ta wiadomość go załamie.
Jest jeszcze nadzieja, pomyślał. Poproszę go o pomoc, choć wolałbym tego nie robić… ale wydaje mi się, że nie mam wyboru.

- Masz gościa – rzucił Gorn.
Bezimienny uniósł głowę znad miecza, który czyścił i zobaczył Vatrasa. Mag Wody stanął w progu i przyglądał mu się uważnie. Bezimienny odniósł wrażenie, że mag miał do niego jakiś interes.
- Czy coś się stało? – zapytał.
Vatras milczał przez chwilę.
- Potrzebuje twojej pomocy – powiedział w końcu.
O, to coś nowego, pomyślał najemnik.
- A w jakiej sprawie?
- Zaginęła pewna osoba… To wychowanek mojego dobrego przyjaciela…
Bezimienny słuchał go uważnie. Vatras sprawiał wrażenie bardzo zmartwionego. Był jakby… przygaszony.
- Mam pomóc ci go odnaleźć? – podsunął.
Czarodziej skinął głową.
- To bardzo ważna osoba. Nie mogę tak po prostu jej zostawić.
- Jej?
- To dziewczyna… Posłuchaj, musze ci wszystko wyjaśnić, ale obiecaj, że nie zdradzisz nikomu tego, co ci powiem. Zrozumiałeś?
- Jasno i wyraźnie. To, w czym problem?
Mag zaczerpnął powietrza w płuca i opowiedział Bezimiennemu cała historię. Wraz z każdym jego słowem twarz najemnika stawała się coraz bardziej zdziwiona.
- Chyba żartujesz? Ktoś chciał ciebie zamordować? Kpisz sobie ze mnie?
- Możesz mi wierzyć lub nie, ale to prawda. I jeśli uważasz, że kłamię, to nie mamy, o czym rozmawiać – Vatras zdenerwował się. – Miałem nadzieję, że mi pomożesz, ale się myliłem. Przepraszam, że zabrałem twój cenny czas!
Mag odwrócił się na pięcie i wyszedł. Bezimienny skoczył za nim, ale mag zdążył już się teleportować. Vatras naprawdę martwił się o tą dziewczynę! A jeśli to prawda, co powiedział? Jeśli naprawdę ktoś chciał jego śmierci?
I wtedy do niego dotarło. Co on najlepszego zrobił!

Yzak bezszelestnie odszedł od okna. Nie miał w zwyczaju podsłuchiwać, ale tym razem coś go podkusiło. Teraz nie wiedział, co powiedzieć.
Sever miała kłopoty! A więc ta dziewczyna, którą poznał była pod opieką Vatras. Przybyła tutaj, aby pomóc rozwiązać zagadkę tego morderstwa, które wstrząsnęło miastem. A teraz zaginęła. Nikt nie wie, co się z nią stało.
- Yzak!
Ostry głos wyrwał go z zadumy. Odwrócił się. Tuż za nim stał Bezimienny i patrzył na niego groźnym wzrokiem.
- Podsłuchiwałeś, prawda? No, to musisz się z tego wytłumaczyć mój chłopcze!
- Nie gniewaj się! Naprawdę nie chciałem – bronił się chłopak. – Tylko…
- Tylko?
- Ja znam Sever!
Bezimienny stanął jak wryty.
- Co takiego?! Niby skąd?
- Poznałem ją na tej wyspie, gdzie spędziłem noc. Znalazła tam się przez przypadek i… A co się będę tłumaczył. I tak pomyślisz sobie o mnie coś głupiego!
Odwrócił się by odejść, ale najemnik złapał go za ramię.
- Pomożesz mi ją odszukać?
- Poważnie? Mogę ci pomóc?
- Tak, możesz. Ja wiem gdzie ona jest.

Gorąco, tak bardzo gorąco. Ogień ze wszystkich stron.
Wszędzie ogień… I strach…
Trzymaj się!... Nie ma, czego… Trzymaj się!... Nie ma…
Krew. Wszędzie krew. Na schodach, na ścianach, na rękach. Wszystko płonie.
Nie zostawiajcie mnie! Nie chcę być znowu sama!
I wtedy ktoś bierze ją w ramiona, otula brunatnym płaszczem… Niesie przez ogień, ochrania.
Czuje się bezpieczna…

- Chyba odzyskuje przytomność.
- Odzyskuje… Odzyskuje przytomność!
- Cicho, chłopcze! Obudzisz ją.
Sever zamrugała boleśnie. Bolało ją już na samą myśl, że musi otworzyć oczy, więc długo ich nie otwierała. Po prostu leżała, wsłuchując się w mówiące do nie głosy. Jakby skądś je znała…
- Sever?
W końcu rozwarła powieki. Na tle sufitu zobaczyła trzy twarze obramowane słabym blaskiem pochodni.
- Ja… - jęknęła.
Jeden z mężczyzn odetchnął z ulgą. Kątem oka Sever złowiła coś srebrnego.
- To ty… - wyszeptała zdumiona, spoglądając na Yzaka. Uniosła głowę. – To… - Wykrzywiła usta, powoli usiadła i ostrożnie potarła twarz, dziwiąc się, że ma zabandażowaną głowę
- Miałaś szczęście – odezwał się ciemnowłosy, dobrze zbudowany mężczyzna. – Byłaś poważnie ranna.
Sever zamrugała. Wróciła jej pamięć.
- Truart…Gein!
Ktoś położył jej rękę na ramieniu. Dziewczyna uniosła głowę. I skamieniała.
- Chciałbym porozmawiać z tą młoda damą, jeśli nie macie nic przeciwko – rzekł spokojnie Xardas.
- Ale … - chciał zaprotestować ciemnowłosy, ale nekromanta go uprzedził.
- Powinniście zawiadomić Vatras, że dziewczynie nic nie jest. Nic jej nie zrobię, tylko chcę z nią porozmawiać.
Yzak zamierzał zaprotestować, ale Bezimienny skinął głową i siłą wyprowadził młodzika z komnaty. Xardas spojrzał na Sever i usiadł na brzegu łóżka.
- Śmiały z ciebie Opiekun, ale jeszcze bardzo nierozważny – zaczął mag. – Nie musisz się mnie bać. Nic ci nie zrobię.
Sever zacisnęła zęby.
- Czego chcesz? – zapytała.
- Nazywasz się Sever?... A nie przypadkiem Shireece?
Zaniemówiła.
- J-Jestem Sever, nie żadna Shireece.
- Kogo próbujesz oszukać, dziecko? Mnie nie da się oszukać. Ja wiem wszystko. Słyszałaś nasza rozmowę w twierdzy?
- S-Słyszałam. Co chcesz ze mną zrobić? Oddać temu Geinowi czy sam mnie wykończysz?
Ku jej zaskoczeniu Xardas roześmiał się.
- Co w tym śmiesznego?
- Uratowałem Ci życie, moja panno. I bardzo dobrze się składa, że słyszałaś rozmowę. Mam mniej do wyjaśnienia.
- Co?
Xardas skrzyżował ręce na piersi. Dziwne, ale ten człowiek wydawał się przyjaźnie do niej nastawiony.
- Truart i Gein to głupcy. Znaleźli coś, czego nie powinni – powiedział. – Na szczęście nie zorientowali się, że przeniosłem … to coś w inne miejsce.
Sever patrzyła na niego przez chwilę. Czy to nie jest, aby jakaś pułapka? Czy on czegoś nie knuje? Xardas westchnął.
- To nie pułapka, dziecko. Nie ufasz mi, to zrozumiałe, ale ja nie jestem twoim wrogiem.
- Jak się tutaj znalazłam? – zapytała.
- Och, Bezimienny cię przyniósł.
- Bezimienny?
- Ten ciemnowłosy mężczyzna, który przed chwilą wyszedł. Znalazł Cię nieprzytomną w lesie, a że byłaś poważnie ranna, przyniósł Cię tutaj. Prawdę mówiąc, zdziwiłem się trochę na jego widok. Chciałem wyleczyć Cię magią, ale moje czary nie działały na Ciebie. Jesteś odporna na magię, Shireece.
- Jestem Sever! Shireece już nie ma, Shireece zginęła w pożarze miasta! – zdenerwowała się.
Nekromanta uśmiechnął się lekko. Tak, a więc te opowieści były prawdziwe. To dziecko ocalało z pożaru i jest teraz Opiekunem. Zmienili jej imię, zatarli wszelkie ślady jej poprzedniej tożsamości, dali nowe życie… Ciekawe, bardzo ciekawe.
- Co to za jajo? Co tu robi Truart? Co knuje? – Sever chciała wstać, ale nekromanta ją powstrzymał.
- Masz dużo pytań. Postaram się na nie odpowiedzieć… Od wielu lat poszukiwałem dowodów, że istnieją na tym świecie istoty czyste, niesplamione złem, wolne… Któregoś dnia natrafiłem na stara księgę. Księga ta mówiła o złotych smokach…
Sever wytrzeszczyła oczy.
- To jajo złotego smoka?! – domyśliła się.
- Bystra jesteś. Tak, to jajo złotego smoka. Złote smoki to legenda, istoty z podań i mitów. Tu, w Khorinis wzbudziłyby ogromną panikę, chciano by je zabić. Dlatego żyją w ukryciu. Według tej księgi, gdy owy smok się wykluje, wszyscy, którzy znajdują się w jego pobliżu zostają obdarowani jakąś szczególną zdolnością. Pech chciał, że Gein i Truart znaleźli jajko pierwsi, ale nie wiedzieli, co to tak naprawdę jest. Postanowiłem to wykorzystać. Wmówiłem im, że po wykluciu się smoczątka, ten obsypie ich bogactwem, a ci głupcy w to uwierzyli.
Xardas zrobił pauzę, wstał i podszedł do okna wierzy. Przez chwilę milczał.
- Potem ten Opiekun znalazł moją księgę i zabrał ją ze sobą – kontynuował. – Nie wiedziałem, że Gein kazał Truartowi go zabić. Na dodatek, chciał także wykończyć Vatrasa, ale trafiła kosa na kamień. Vatras nie jest słabym staruszkiem, więc bez trudu poradził sobie z napastnikami… A potem pojawiłaś się ty. Jestem pod wrażeniem, że bez trudu udało ci się wkraść do zamku i podsłuchać naszą rozmowę. Wyczułem twoją obecność, ale nie wiedziałem gdzie się ukrywasz. Kto cię tego nauczył?
- Tajemnica zawodowa – prychnęła.
- Jesteś złodziejem, prawda? Tym, o który krążą legendy w Dor Feafort, co?
Sever mruknęła coś w odpowiedzi.
- Wracając do tematu, chcę cię prosić o pomoc.
- Co? Mnie?
- Musisz odzyskać to jajo, zanim ci dwaj kretyni czegoś z nim nie zrobią – nekromanta przeszedł się po komnacie. – Jestem wprawdzie wyznawcą Beliara, uchodzę za szalonego czarnoksiężnika, ale nie chcę, aby coś tak niewinnego i czystego wpadło w ręce tych szaleńców. Złote smoki są czymś, czego należy bronić, każdy mag ci to powie. Nieważne czy jesteś wyznawcą, Adanosa, Innosa czy Beliara… te istoty po prostu nie powinny wyginąć, nie mogą tak po prostu odejść w niepamięć. Dlatego chciałbym Cię prosić, abyś uratowała to jajo, nie dla mnie, nie dla innych magów, ale dla …
Urwał nagle i popatrzył na nią uważnie. Sever poczuła się dziwnie, jakby… speszona.
- A więc jaka jest twoja decyzja, Opiekunie Sever? Pozwolisz zginąć legendzie?
Zamyśliła się. Czy powinna się zgodzić? Opiekuni byli zawsze neutralni, nie mieszali się do nie swoich spraw. I właśnie to w nią wpajali: to nie twoja sprawa, jesteś Opiekunem, jesteś neutralna. Neutralność? Gwiżdżę na waszą neutralność! Nie chciałam być Opiekunem! To wy mnie do tego zmusiliście, chcieliście mieć pewność, że nie wrócę do mojego poprzedniego życia, że zapomnę, kim jestem, że bez sprzeciwu będę spełniać wasze rozkazy. Nie! Nie będę neutralna! Nie będę taka, jak inni Opiekuni. To, co, że dali mi nowe życie, jak wciąż żyją ludzie poszukujący Shireece Vandersaavre.
Podniosłą wzrok i spojrzała na Xardasa.
- Pomogę – powiedziała wolno, a jej oczy przybrały dziwną, czerwoną barwę. – Ale potrzebuje wsparcia.
- To się da załatwić – uśmiechnął się Xardas tajemniczo. – Znam kilku odpowiednich ludzi.
Czerwone oczy Sever błysnęły ostrzegawczo.
Zapłaci za wszystko…
Zabiję cię, Truart, pomyślała. Za wszystko zapłacisz. Za wszystko…
 

s_e.b_a

Active Member
Dołączył
13.2.2005
Posty
1253
No ciąg dalszy jest równiez bardzo dobry... Fajny był ten zwrot fabuły z Xardasem.. ale nie jestem przekonany czy zamiary Xardasa są napewno szczere..

Błędów nie znlazłem.... Język bardzo prosty i jasny... Czekam na ciąg dalszy... Myśle że będzie to jedno z najlepszych opowiadań na całym forum.

Powodzenia w dalszej pracy i z nie cierpliwością oczekuje kontynuacji.
 

Cisu

Member
Dołączył
2.7.2005
Posty
852
Z ulgą piszę, że ta część jest równie dobra, co pozostałe. Popieram Sebę, w tym, że to może być najlepsze opowiadanie na tym forum. Błędów nie znalazłem, ani językowych, ani ortograficznych, ani nie dopatrzałem się żadnych interpunkcyjnych (może dlatego, że czytałem dość szybko
tongue.gif
). Tak czy inaczej, zostaję przy ocenie, jaką dałem wcześniej, podczas poprzedniej częśći. 10/10.
Pozdrawiam.
 

Sever Sharivar

Słodka...
VIP
Dołączył
1.5.2005
Posty
1339
Rety, dzięki za takie pozytywne oceny! Cieszę się że wam się podoba. Staram się pisać wszystko logicznie, tak, aby każdy mógł zrozumieć sens tej historii. Jesli się wyrobie to najpóźniej w pon zakończę "Intryge". Może jeszcze kiedyś cos napiszę.

Pozdro all
 

Jodełko

Weteran
Weteran
Redakcja
Dołączył
28.9.2004
Posty
2362
opowiadanieświetne ... pisane morze niedokońca językiem dla mnei neirozumiałymm [i dlkatego nie dostaniesz 11/10
tongue.gif
]
a było by 10,5/10 ale neiktóre imiona są źle odmieniane ... lub wcale neidomienianme ... reszta wszytsko ejst idealne ... fabóła ... IDEAŁ ... ISTNY IDEAŁ! tak mnie wciągło ze niemogłem się od neigo oderwać nawet isć [raczej skakać
biggrin.gif
] żeby zamknąć drzwi ...
poprostu zajefajne ... a podobał mi się szczegulnie ten moment jak byliście sami
tongue.gif
z ycośtam .... i fajnie że Bezimienny nie ratuje znowu świata tylko jest sobei bezstronnym najemnikiem [a chyba raczje łowcą smoków nie
biggrin.gif
]
pozdrawiam i gratuluje pomysłu ...
ocena chyba się domyślisz że 10/10
tongue.gif

czekam na więcej
Pozdrawiam Jodełko
 
Do góry Bottom