Intryga

Sever Sharivar

Słodka...
VIP
Dołączył
1.5.2005
Posty
1339
A oto i ostatnie dwa rozdziały mojej historii. Cieszę się, że "Intryga" przypadła wam do gustu. Może jeszcze kiedys coś napiszę.

ROZDZIAŁ V

Lee i Bezimienny ostrzyli swoje miecze. Raz po raz osełka przejeżdżała po srebrnym ostrzu krzesając pojedyncze iskry. Oboje milczeli. Nie, dlatego, że nie mieli, o czym rozmawiać, ale z powodu przeraźliwego zimna ciągnącego od gór. Znajdowali się w pobliżu miejsca, gdzie niegdyś znajdował się Nowy Obóz. Wiatr hulał w skalnych szczelinach, wył i zwodził. W powietrzu wyczuwało się napiętą atmosferę…
- Powiedz mi, dlaczego to robimy? – zapytał w końcu Lee.
- Może, dlatego, że mamy już dość bezczynnego siedzenia na farmie i słuchania narzekań Onara – odparł najemnik. – Albo po prostu się nam nudzi i chcemy trochę rozprostować kości.
Były generał milczał przez chwilę. Wpatrywał się w srebrne ostrze swego miecza, jego zielone oczy były lekko zmrużone.
- Nie sądziłem, że kiedyś tu wrócę – powiedział w końcu. – Spędziłem tu tyle czasu… Przeżyłem niejedną rewolucję między obozami… Ja, niegdyś wielki generał królestwa Myrthany, wtrącony za Barierę za zbrodnię, której nigdy nie popełniłem, wróciłem tu ponownie. Los bywa przewrotny.
- No, ale jakbyś tu nie trafił, to byśmy nigdy się nie spotkali, razem nigdy byśmy nie polowali, nie przyjaźnili się, nie znalazłbyś Yzaka… - wyliczał Bezimienny. – No i nie przeżyłbyś kolejnej przygody.
Lee uśmiechnął się gorzko.
- No tak, ale nigdy nie dowodziła mną kobieta. Dziewczyny nie powinny się bić.
- Sam jej to powiedz.
- Co ma powiedzieć?
Odwrócili się i ujrzeli Sever wyłaniającą się z mroku. Jak do jasnej cholery nie słyszeli jej kroków? Gdzie ona nauczyła się tak bezszelestnie poruszać?
- Sprawdziłam południowe zbocze – powiedziała. – Nie ma tam nikogo.
- To znaczy, że droga do Nowego Obozu, albo raczej tego, co z niego pozostało, jest wolna. To trochę podejrzane – powiedział Lee.
- Wiem, że to może być pułapka, ale nie mamy innego wyjscia. Mamy mało czasu.
Rozległy się kroki i z cienia wyszedł Yzak z kuszą na plecach. Był cały rozczochrany i podrapany po twarzy.
- Co ci się stało? – zapytał Bezimienny.
- Przeszukiwałem zachodnią część, gdy napatoczyłem się na niewielki oddział ludzi. – wyjaśnił. – Leźli wprost na mnie, więc dałem nura w krzaki, aby mnie nie spostrzegli.
- No, ale dlaczego wyglądasz, jakbyś się pociął przy goleniu?
- Wlazłem w ostrokrzew. Bez komentarzy.
Lee pochylił się i końcem patyka narysował na śniegu plan obozu.
- Zgaduję, że ten Gein rozbije obóz tutaj, w starym magazynie. Żeby się tam dostać należy przejść obok starych baraków. Pewnie rozstawi straże, ale niezbyt gęsto. Noc będzie zimna, więc chłopaki na pewno łykną coś mocniejszego na rozgrzanie. Bardzo dobrze, pijani ludzie nie zwrócą uwagi na poruszające się cienie. Jajo jest tutaj, w magazynie, ukryte pod podłogą. Xardas nie jest pomysłowy, jeśli chodzi o wymyślanie kryjówek. Nawet Diego ukryłby je lepiej.
- To, co robimy? Atakujemy? – zapytał Yzak.
- Musimy działać z głową – powiedziała Sever. – Gein i Truart podejrzewają, że jakoś udało mi się przeżyć i pewnie mają się na baczności. Truarta zostawcie mi, z resztą zróbcie, co chcecie.
Lee spojrzał na nią uważnie.
- Co on Ci takiego zrobił?
- Przykro mi, ale nie mogę powiedzieć… To sprawa pomiędzy mną, a tym szczurem.
Jej błękitne oczy zwęziły się ostrzegawczo. Lee zaczynał pojmować, że ta dziewczyna potrafiła zabijać.

- Cały ten pomysł, to kompletny idiotyzm – zakaszlał Gein. – Nikt nie wie o tym jajku. Ta smarkula, która nas podsłuchiwała pewnie nie żyje, więc niepotrzebnie się martwisz.
- Mylisz się – Truart zacisnął żeby. – Jeśli to naprawdę była ona, to marny nasz los. Nie znasz jej, Gein. Ona jest śmiertelnie niebezpieczna, potrafi zabić jednym ciosem i wątpię, aby twoi ludzie sobie z nią poradzili.
- E, tam. To tylko dziewczyna…
Ale Truart spojrzał na niego dziwnym wzrokiem, który mówił to-się-jeszcze-okaże. Wyszli przed magazyn. Wśród resztek budynków kryło się prawie dwudziestu ludzi, których żarzące się skręty migotały w nocy jak świetliki.
- Zgasić te pety, idioci! – wrzasnął Truart
Niemal dało się słyszeć syknięcie dwudziestu skrętów, zgaszonych na śniegu.

Jak przystało na doświadczonego żołnierza, Lee uważnie badał sytuację ukryty w krzakach. Obok niego leżał Bezimienny.
- Ile skrętów naliczyłeś?
- Ponad osiemnaście – odparł Bezimienny. – Prawie dwudziestu ludzi. Kto tam wejdzie bez broni, tego wyniosą nogami do przodu.
Lee przytaknął skinieniem głowy. Ostrożnie wycofali się do reszty. Yzak po raz ostatni sprawdzał swoją kuszę i bełty. Jeśli mu się powiedzie, to zdejmie ponad połowę ludzi Geina. Ha, uchodził za najlepszego strzelca na farmie. Kusza jest wymarzonym narzędziem, jeśli chce się bezgłośnie pozbyć kilku ludzi. Sever poprawiła miecz na plecach.
- Dobra, zaczynamy – powiedział Lee. – Yzak postaraj się zdjąć co najmniej ośmiu żołdaków. Jak skończą ci się bełty, to dołącz do nas. Jak tylko znajdziemy się w zasięgu ich wzroku biegniemy do magazynu ile sił w nogach i walimy do wszystkiego, co się rusza.
- Łał, ale plan – mruknął Bezimienny. – Cudownie, panie strateg
- Nie podskakuj, ja tu jestem najbardziej doświadczony w takich akcjach.
Sever wyciągnęła rękę.
- panowie, było mi bardzo miło.
Trzej mężczyźni położyli ręce na jej dłoni.
- Nam również.
Rozdzielili się. Yzak pobiegł na skalny występ wiszący nad obozem, a troje wojowników ruszyło przeciwko dwudziestu zbirom. Zapowiadała się niezła zabawa.

Jeden ze strażników usłyszał cichy trzask i poczuł, że robi mu się ciemno przed oczami. Nie zdążył nawet krzyknąć, krzyk uwiązł mu w gardle i bez czucia zwalił się w śnieg. Przechodzący obok dwaj kolejni żołnierze zobaczyli lezące ciało, ale nie zdążyli zareagować. Ktoś dopadł do nich i błyskawicznie poderżnął gardła.
- Rozdzielamy się! – szepnął Lee.
Sever rozpłynęła się w mroku, a dwaj najemnicy ruszyli przed siebie. W biegu wyciągnęli miecze, gotowi do walki. Niebawem natknęli się na czterech wojaków, którzy na ich widok porwali za broń i z rykiem rzucili się na nich.
Lee doskoczył do nich pierwszy. Szybkim ciosem rozpłatał głowę jednemu z napastników, jednocześnie uchodząc przed ciosem następnego. Bezimienny dopadł do Lee i walczyli ramie w ramie. Uzupełniali się doskonale. Gdy Lee atakował, Bezimienny go osłaniał i na odwrót. Walka była dla nich jak taniec, w którym zatracili się bez reszty.

Gein usłyszał wrzaski na zewnątrz i porwał za miecz. W tej samej chwili do magazynu wpadł Truart z dzikim okrzykiem na ustach:
- Atakują nas! Zrób, coś człowieku!
- Ale co?
- Jesteś czarodziejem idioto! Walnij jakimś zaklęciem!
Ledwo wypowiedział te słowa, coś wleciało przez okno i miękko wylądowało na ziemi. W mroku rozbłysły wściekłe niebieskie oczy.
- Truart, co za niespodzianka…
- Ty…
Truart rzucił się na Sever. Dziewczyna wykonała zgrabny unik i z sykiem wyjęła miecz z pochwy na plecach. Zablokowała kolejny cios, wykonała półpiruet i zaatakowała.
- Co jest, Truart? Osłabłeś? – zakpiła.
- Ty.. – Truarta ogarnęła wściekłość.
Zaczęli walczyć na dobre. Truart zaczął rzucać w Sever jakimiś gratami, aby osłabić jej koncentrację. Gein stał jak słup soli i nie wiedział, co robić. Dlaczego Xardas się nie pojawił? Dlaczego nie odpowiada na jego wezwania? Dlaczego, do cholery?!
Bo was zdradził.
Gein zaklął wulgarnie i kopnął leżącą na ziemi skrzynkę. Coś złotego potoczyło się po deskach.
Co jest kur…, pomyślał. Jajo! Ten cholerny nekromanta schował jajo w innym miejscu! I oni po nie przyszli! Niedoczekanie ich!
Jednym skokiem znalazł się przy jajku, porwał je na ręce i dał nura w mrok. Co tam Truart, on, Gein będzie bogaty jak tylko smoczątko się wykluje.
- Wracaj tu, ty debilu!!! – wrzasnął Truart i pobiegł za nim.
Sever zaśmiała się upiornie i ruszyła za Truartem.

Gein, ściskając w rękach złote jajo biegł przez obóz w kierunku jeziora. Jeśli uda mu się tam uda dotrzeć to bez trudu zdoła się teleportować w bezpieczne miejsce, z dala od tych przeklętych ludzi.
- A ty gdzie się wybierasz? – rozległ się kpiący głos.
Gein zatrzymał się nagle. Tuż przed nim stali dwaj wojownicy z mieczami w rękach. Obcy zaczęli się zbliżać, ale Gein nie zamierzał się poddać.
- Ani kroku dalej, bo inaczej puszcze jajo i wpadnie do wody – zagroził.
Lee i Bezimienny zawahali się. Gein nie wydawał się żartować.

Yzak widział całe zajście. Nie myślał długo. Naciągnął ostatni bet, przyłożył kusze do policzka i namierzył Geina. Maił tylko jedną szansę. Musiał trafić.
Jeden strzał.
Yzak strzelił.

Bełt trafił Geina w pierś. Pod wpływem uderzenia czarodziej obrócił się i bezwładnie stoczył się ze zbocza wprost do lodowatej wody.
- Jajo! – wrzasnął Bezimienny. – Wpadło do wody!
Lee rzucił miecz i bez namysłu skoczył. Słyszał jeszcze jakieś wrzaski bezimiennego, ale potem pochłonęła go lodowata woda i nie słyszał już nic.

Truart biegł pomiędzy budynkami klnąc w myślach na cały świat. Wszystko się waliło. Gein nie żyje, jajo przepadło a Xardas ma ich wszystkich gdzieś. Na dodatek ściga go ta Vandersaavre. Zauważył jakiś ruch po swojej prawej i w porę odskoczył. Srebrne ostrze przecięło powietrze o kilka centymetrów od jego twarzy.
- Zabije cię, Sever! – syknął wściekle. – Będę patrzeć, jak umierasz!
- Zobaczymy – odparła spokojnie.
Zatoczyła mieczem krótki łuk, przyjęła pozycję do ataku.
- Zabije cię! – powtórzył Truart.
Skoczył, ciął ostro, Sever zwinęła się w piruecie, poderwała, pewnie wylądowała na lewą nogę i uderzyła. Syknął, gdy ostrze z sykiem przejechało mu przez pierś i lewe ramię. Sever uderzyła ponownie. Klinga jej miecza zderzyła się z jego ostrzem. Truart stracił równowagę. W tej samej chwili Sever odbiła się i wykonała salto. Wylądowała tuż za nim. Odwrócił się w porę, ciął szeroko, na ślepo niemal. Musiał trafić!
Nie trafił.
Sever cięła z wypadu, mocno i pewnie.
I zamarła z mieczem wyciągniętym w bok. Spokojnie patrzyła, jak długie, skośne i gładziutkie rozcięcie zaczyna wzbierać krwią.
- Ty… - jęknął Truart i padł na kolana.
- Co, jest? Coś jest nie tak, Truart? – zapytała Sever, a jej oczy przeszły z błękitu na krwista czerwień.
- Jest…nas…więc..ej… - wychrypiał słabo. - Kiedyś któ…cię dopadnie…zabije…Vandersaavre…
Sever uśmiechnęła się upiorne
- Będę czekać – powiedziała zimno. – Nie zamierzam się więcej ukrywać. Już raz próbowałeś mnie zabić, o mało ci się to nie udało, ale teraz jestem przygotowana. Nie zabiliście ostatniego członka klanu, a teraz ja zamieram się zemścić. Wyrządziłeś wiele szkód, zamordowałeś niewinnego Opiekuna, podniosłeś rękę na Vatrasa… Dużo by wymieniać. Ciesz się, że umierasz, Truart. Ciesz się…
Mężczyzna posłał jej mordercze spojrzenie. Sever patrzyła spokojnie jak umiera. Stanęła nad nim. Bez słowa. Ostatnią rzeczą, jaką Truart widział przed śmiercią były krwistoczerwone oczy. Potem nie widział już nic.

Lee dał szczupaka do lodowatej wody. Wiedział, że ma tylko kilka sekund, zanim spadek temperatury spowolni jego reakcje i spowoduje wstrząs termiczny.
Pod sobą dostrzegł jajo pulsujące złotym blaskiem. Wyciągnął ręce i złapał jajko. Doskonale. Spojrzał w górę i odniósł wrażenie, że dziura w lodzie się zamyka. Pajęczyna kryształków lodu zasnuwała dziurę wzdłuż i w poprzek. Jezioro uparło się, by go nie wypuścić.
Nic z tego, pomyślał były generał i z całej siły wybił się do góry.
Wyskoczył z wody jak strzałą, natychmiast ktoś chwycił go za ramiona i wyciągnął na lód, ktoś otulił go grubym płaszczem, ktoś mówił coś do niego.
- Lee! Lee! Odpowiadaj do cholery!
Bezimienny potrząsał przyjacielem.
- Nie jestem z galarety! – kaszlnął Lee. – Przestań mną potrząsać!
- Bogowie, nic ci nie jest?! – Yzak dopadł do swego opiekuna.
- He, potrzeba czegoś więcej niż to, by mnie załatwić – odparł Lee. – I patrzcie, co mam.
Pokazał im pulsujące światłem złote jajo.
- Dlaczego ono świeci? – zapytała Sever podbiegając do nich. – To normalne?
I wtedy rozległ się spokojny, opanowany głos.
- To normalne, bo smoczątko zaraz się wykluje.


ROZDZIAŁ VI

Yzak omal nie wpadł do wody, gdy tuż koło niego pojawił się Xardas. Nekromanta zaśmiał się na widok jego przestraszonej miny.
- Nie mów, że cię przestraszyłem, chłopcze – powiedział.
- Jak to się wykluje?! – Bezimienny wytrzeszczył oczy – Tutaj? Teraz?
- Nadeszła odpowiednia pora. Połóżcie jajo na śniegu i lepiej się cofnijcie.
Lee ułożył wolno jajo na śniegu, jakby zaraz miało wybuchnąć i wycofał się. Ledwo to zrobił, a coś zaczęło się wewnątrz poruszać.
- O kurde… - szepnął Yzak.
Powietrze wypełnił przeraźliwy pisk. Zasłonili uszy, ale hałas wypełniał ich czaszki. I nagle wszystko się skończyło. Z trzaskiem pękła złota skorupka. Młody smok, piszcząc zaczął rozglądać się dokoła. Jego czarne jak noc oczy spoczęły na niewielkiej grupce. Bezradnie załopotał wilgotnymi skrzydłami, przekręcił zabawnie głowę i ruszył w ich kierunku. Xardas przyklęknął i wyciągnął do niego rękę, ale smoczek wyminął go i podreptał ku Lee.
Były generał niepewne uniósł rękę i zaczął głaskać głowę smoka. Smoczek stopniowo łagodniał i w końcu przytulił się do najemnika. Lee zatracił się w tym czarnym spojrzeniu.
Jaki ten człowiek jest dobry, usłyszał myśli smoka. Jaki dzielny, jaki odważny. Dziękuje… Daj mi imię…
Lee zaniemówił. Wszyscy patrzyli na niego osłupiali. Xardas wstał, rzucił najemnikowi mordercze spojrzenie i oddalił się.
- On chce, abym nadał mu imię – powiedział Lee.
- Imię? To smoki mają imiona? – wypalił Yzak.
- Oczywiście, że maja – odparł Bezimienny.
Nadaj mi imię, prosiło smoczątko.
Lee zastanowił się. Jak nazwać tak cudną istotę? Jakie imię będzie pasować do złotego smoka?
Ludo, powiedział w myślach, nawet nie wiedział skąd wytrzasnął takie imię. Nazywasz się Ludo.
Ludo… Ludo!
Złoty smok rozwinął skrzydła i wzbił się w powietrze. Wszyscy patrzyli, jak piękna złota istota krąży w nad nimi.
Dziękuje! Dziękuje, wam śmiertelnicy, usłyszeli w swoich umysłach łagodny głos. Ocaliliście mi życie. Nie chcieliście wyrządzić mi krzywdy… Dziękuję! Przyjmijcie ode mnie dar… dar długiego i barwnego życia… Niczego więcej nie potrzebujecie, moi mili.
Złoty smok po raz ostatni zatoczył nad nimi koło i wzbił się wysoko w powietrze. Przez chwilę jego sylwetka rysowała się na tarczy księżyca, a potem zniknęła. Zapanowała cisza.
- Eeee…. Lee? – zaczął Bezimienny. – Jak nazwałeś tego smoka?
- Ludo – odparł.
Bezimiennemu omal nie wysiadło serce.
- Nazwałeś złotego smoka… LUDO?!
- A co?! Nie pasuje?!
Sever i Yzak wybuchneli śmiechem.

- Zatem to pożegnanie, Opiekunie Sever – powiedział Lord Hagen i wyciągnął do niej rękę.
Sever odwzajemniła uścisk.
- Na to wygląda – odparła. – Ale może kiedyś tu wrócę.
Spojrzała po otaczających ją twarzach. Vatras uścisnął jej ręce i spojrzał w oczy.
- Uważaj na siebie, dziecko – szepnął. – Są na tym świecie ludzie, którzy nie spoczną zanim cię nie dostaną w swoje ręce.
- Wiem, Vatrasie.
- Powodzenia, mała – rzucił Lee i pociągnął nosem. Najwyraźniej jeszcze nie był w pełni zdrowy.
- Trzymaj się – dodał Bezimienny.
- Spotkamy się jeszcze kiedyś? – zapytał Yzak.
Sever uśmiechnęła się szeroko i skinęła głową.
- Na pewno! Ale następnym razem to ja ciebie zwiążę.
Pomachała im i zaczęła się oddalać. Wyskandowała zaklęcie i otworzyła portal. Odwróciła się do nich po raz ostatni, uśmiechnęła i zniknęła wewnątrz Teleportu.
- Yzak? – przerwał ciszę Lee.
- Tak? – chłopak spojrzał na najemnika.
- O co chodzi z tym wiązaniem?

Sever szła pusta uliczką. Wszędzie panował spokój, tylko gdzieś w oddali panowała szampańska zabawa, bo pijackie krzyki docierał do jej uszu.
- Ha, Opiekunowie! – prychnęła i odwróciła się.
Z cienia wyszedł Opiekun Artemus.
- Sadzisz, że zwyciężyłaś? – zapytał.
- Jakbyś nie zauważył, to właśnie pozbyłam się zdrajcy, Atremusie.
- Ale jednak… Wciąż jesteś ślepa. Wiedzieliśmy, że tak się stanie.
Sever zmrużyła oczy.
- Teraz pamiętam, dlaczego od was zwiałam.
- A ja pamiętam, dlaczego cię puściliśmy.
Zaczęli iść wolnym krokiem uliczką.
- Czego ty ode mnie chcesz, co? – zapytała.- Przyszedłeś mi pogratulować? Przywitać z powrotem w stadku?
- Dobrze, więc wypowiem swe myśli otwarcie. Dokonałaś tego, co było zapisane… i tak. Spisałaś się dobrze. Ale musisz do nas wrócić. Będziesz nas wkrótce bardzo potrzebować.
- Nie sądzę. Skończyłam z heroizmem. I z wami też.
- Nie uciekniesz przed życiem, jak uciekłaś przed nami, Sever. Życie zawsze Cię odnajdzie. Nieważne jak zręcznie się skradasz… Posłuchaj. Masz więcej przyjaciół niż ci się wydaje…
Zatrzymała się nagle i spojrzała na Artemus ze szczera wrogością.
- Powiedz moim „przyjaciołom”, że nie potrzebuje ich pomocy. Ani ostrzeżeń, ani wiadomości! Powiedz im, że mam dość! Powiedz im, że to koniec! Powiedz im, ż Sever odeszła!
Odwróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie.
- Powiem im to: Nic się nie zmieniło. Wszystko jest tak, jak zostało zapisane… - powiedział Artemus, ona to słyszała.

KONIEC
 

Cisu

Member
Dołączył
2.7.2005
Posty
852
Te dwie ostanie części, są równie genialne, jak pozostałe. Bardzo fajna fabuła, akcja też ... kurde ale ja się powtarzam. Wszystko jest po prostu zajefajne i szkoda, że to już koniec. Zakończyłaś w fajny sposób i mam nadzieję, że napiszesz coś jeszcze, bo to mgłby być jedyny konkurent dla tego oposa. Moim zdaniem, to najlepsze opowiadanie, jakie czytałem na tym forum
tongue.gif
. Ocena? A poco? I tak każdy by zgadł, co bym dał
tongue.gif
tongue.gif
.
Pozdrawiam.
 

Jodełko

Weteran
Weteran
Redakcja
Dołączył
28.9.2004
Posty
2362
było tu wcześn iej paręliterówek i pomyłek ale każdemu może zdarzy się wpadka więc je neiocenie a już nikt ich nei zobaczy :] ... wytknąłem ci je pzrecierz na gg
biggrin.gif
..... fabóła naprawde dalej wyśmienita ....

ostatni błąd to :

QUOTE że mama dość!


powinno być mam a nie mama

moja ocena to ......

-11/10

Szkoda że to juz koniec ... :]
sad.gif


Pozdrawiam Jodełko
 

s_e.b_a

Active Member
Dołączył
13.2.2005
Posty
1253
QUOTE jego zielone były lekko zmrużone.


Zapomniałaś słowa "oczy"


QUOTE Gein zaklął wulgarnie i kopnął leżącą na ziemi skrzynkę

Jak dla mnie to nie można zaklnąć nie wulgarnie


QUOTE Gein biegł pomiędzy budynkami klnąc w myślach na cały świat. Wszystko się waliło. Gein nie żyje, jajo przepadło a Xardas ma ich wszystkich gdzieś.
Skoro nie zyje to jakim cudem biegnie??


QUOTE Syknął, gdy ostrze z sykiem przejechało mu przez pierś i lewe ramię.

Powtórzenie

Była jezcze tam jakaś literówka...

Opowiadanie bardzo fajne... Wydaje się długie ale szybko i łatwo się je czyta... Dobre opisy walk i otoczenia bohaterów... Szkoda że to koniec bo fabuła była bardzo fajna i z chęcią przeczytał bym jeszcze kilka części.

10/10 za całe opowiadanie
 

Sever Sharivar

Słodka...
VIP
Dołączył
1.5.2005
Posty
1339
Ok, błedy poprawiłam, chociaż pewnie nie wszystkie
tongue.gif
A teraz małe wyjaśnienie: Intryga to tzw side story dla innego opowiadania, które jest prawie na ukończeniu a pisze je od roku. Kolejne rozdziały powstawały z dnia na dzień, pisane "na żywo" Nie wiecie jaką mi radość sprawiliście tymi dobrymi ocenami. Może kiedyś jeszcze coś zamieszczę. Oczywiście, jak będziecie chcieli
wink.gif


Pozdro all
 

Jodełko

Weteran
Weteran
Redakcja
Dołączył
28.9.2004
Posty
2362
QUOTE (Sever Sharivar @ 04-08-2005, 15:37) Ok, błedy poprawiłam, chociaż pewnie nie wszystkie
tongue.gif
A teraz małe wyjaśnienie: Intryga to tzw side story dla innego opowiadania, które jest prawie na ukończeniu a pisze je od roku. Kolejne rozdziały powstawały z dnia na dzień, pisane "na żywo" Nie wiecie jaką mi radość sprawiliście tymi dobrymi ocenami. Może kiedyś jeszcze coś zamieszczę. Oczywiście, jak będziecie chcieli
wink.gif


Pozdro all
sorki za tego posta ale myśle że wsyzscy będą chcie przeczytać taką opowieść jak ta .... co prawda zdarzają ci się błędy ale jakby nie ty to s_e.b_a stracił by prace
biggrin.gif
i niemiał by czego ci wytknąć , bo naprawde te błędy nei śa aż tak rażące w oczy .... a seba pomaga ci terz w ten sposób że potem już nikt sie do neigo nie morze przyczepić...
a może zrobisz z tego książke i sprzedasz [tanio :}] ajkimś znajomym z gup ... stane pierwsyz w kol.ejce
biggrin.gif
 
Dołączył
7.1.2005
Posty
77
Opowiadanie jest świetne. Fabuła jest interesująca i bardzo wciąga. Uważam, że mając takie pomysły możesz sobie pozwolić na drobne błędy, bo i tak nie przyćmią jakości tekstu. Z całą pewnością 10/10
 
Do góry Bottom