Cienie Dor Feafort

Sever Sharivar

Słodka...
VIP
Dołączył
1.5.2005
Posty
1339
Przedstawiam początek III cząsci miojego opowiadania. Z góry ostrzegam, że to opo bedzie poważniejsze od poprzedniczek, wymaga tego tematyka. Nie zraźcie sie długością, tak mi wyszło
tongue.gif
Pozdro dla tych, co wolą abym pisała poważniej
wink.gif


Prolog Klient

Gdy Victor po raz pierwszy usłyszał to dziwne imię, w Dor Feafort była jesień. Słońce odbijało się w kanałach portowych i zalewało stare mury złotem, ale od morza wiał lodowaty wiatr, jak gdyby chciał przypomnieć ludziom o zbliżającej się zimie. Żadne inne miejsce na świecie nie mogło tak bezwstydnie chełpić się swym pięknem jak Księżycowe Miasto, gdzie konkurowały ze sobą rozświetlone słońcem szczyty wspaniałych budowli, łuki, kopuły katedr i wieże.
Pogwizdując, Victor odwrócił się od okna i stanął przed lustrem. Doskonała okazja, by wypróbować nowe wąsy. Dopiero wczoraj kupił tę niezwykłą ozdobę: ogromne wąsiska, tak ciemne i krzaczaste, że nawet sum mógłby ich pozazdrościć. Ostrożnie przykleił je pod nosem, stanął na palcach, by dodać sobie wzrostu, obrócił się w lewo, potem w prawo…Nagle ktoś zapukał do drzwi. Klienci. Cholera. Dlaczego akurat teraz?
Z westchnieniem podszedł do drzwi i otworzył je. Do mieszkania wszedł wysoki, chudawy mężczyzna w płaszczu. Podejrzliwie rozejrzał się dookoła, zmierzył wzrokiem kolekcje kaktusów, wieszak na czapki, kapelusze i peruki, zbiór wąsów niewiadomego pochodzenia oraz olbrzymią mapę miasta.
- Victor Getz? – padło pytanie.
- Tak, to ja – odparł Victor, wskazując jednocześnie krzesło przed biurkiem.
Dość niepewnie zajęli miejsca. Mężczyzna z ponurą miną skrzyżował ręce na piersiach i dziwnie wpatrywał się w twarz Victora.
- Och, to? To mój nowy kamuflaż – wyjaśnił Victor, odklejając wąsy. – W moim zawodzie to konieczność. Ale czym mogę panu służyć? Coś panu skradziono, coś zginęło czy uciekło?
Mężczyzna sięgnął do kieszeni kaftana. Victor zdążył zauważyć, że klient ma długie jasnoblond włosy spięte na karku i szpiczasty nos, a jego usta wyglądają tak jakby rzadko się uśmiechał.
- Coś mi zginęło - powiedział nieznajomy i przesunął w jego stronę szkic.
Ze szkicu spoglądała na niego młoda kobieta o poważnym spojrzeniu, regularnych rysach twarzy i półdługich ciemnych włosach.
- Dziewczyna? – Victor spojrzał na niego zdziwiony.
- To siostrzenica mojego zleceniodawcy, który pragnie zostać anonimowy – wyjaśnił nieznajomy. – Nazywam się Cedric. Dziewczyna uciekła jakiś rok temu. Oczywiście próbowaliśmy ja odnaleźć, ale po prostu znikneła. Nie znamy powodów tej ucieczki. Dlatego mój pan chce zlecić panu jej odnalezienie. Szeryf polecił pańskie usługi…Poza tym…
- Tak?
- Jest pan sławny. Wpadł pan na trop samego Króla Złodziei.
Victor nie skomentował, że owy Król Złodziei nieźle dał mu w kość i na końcu wystrychnął na dudka.
- Przyjmie pan to zlecenie?
- Tak, przyjmę – Victor skinął głową. – Już ja ją odnajdę. Jak się nazywa?
- Shireece.

Gdy jego dziwny gość schodził schodami, Victor wyszedł na balkon. Podmuch zimnego wiatru, który czuł na twarzy, przywiał zapach morskiej soli. Mieszkał w Dor Feafort już dziesięć lat, ale ciągle nie poznał tych wszystkich zakamarków miasta. Pewnie nikt ich zresztą nie znał. Nie będzie łatwo znaleźć osobę, która wcale nie chce być znaleziona. To pewne.
Co tam, pomyślał. Zawsze chętnie bawiłem się w chowanego i zawsze każdego znajdowałem.
Gdzie rozpocząć poszukiwania? W sierocińcu? Nie, tam nie. Szpitale? Przytułki? Też nie…Cedric już pewnie tam sprawdził. Victor wychylił się za balustradę i splunął do ciemnego kanału.
Shireece. Naprawdę ładne imię, pomyślał. Pewne było, że jeśli się ukrywa, to z niego nie korzysta.


Rozdział I Ukryta prawda

Chociaż mało, kto śpi tej księżycowej nocy, wszędzie jest cicho. Mijający się w korytarzach ludzie pozdrawiają się niemo. Od tygodnia Pierwszy Opiekun leży pod kołdrami. Chwilami zasypia, drżąc we śnie. Potem przez długie godziny milczącego czuwania jego oczy szukają w półmroku odpowiedzi na dręczące go pytania.
Jak przodkowie przyjmą go w Innym Świecie, jeśli odejdzie nie wyznaczając następcy?
Co się stanie z Bractwem, gdy odejdzie?
Co oznaczają te dziwne znaki, które od kilku miesięcy pojawiają się w Księdze Bytu?
Długa litania pytań huczy mu w głowie, aż wreszcie gorączka znowu mąci mu świadomość. Ból rozsadza mu głowę, przenika aż do kości. Ból nieznany, który wziął się niewiadomo skąd.
I wtedy, w swej rozterce widzi błękitne źrenice dziewczyny, która wychował. Oczy barwy wód wielkiego jeziora Zalla. Oczy kojące ból.

Na początku jest cicho, ale potem na korytarzu rozlegają się kroki i jakieś głosy. Ale do komnaty wchodzi tylko jeden człowiek. Kirdan podnosi się z jękiem.
- Orlandzie? To ty?
- Tak, to ja – odpowiada Opiekun i podchodzi bliżej.
Kirdan jest o wiele bardziej chory, niż sobie wyobrażał. Oddycha z trudem. Ma szkliste oczy, niczym człowiek oszołomiony alkoholem. Postarzał się nagle. Orland musi zapanować nad sobą, by się nie cofnąć, i zastanawia się, czy ma przekazać złą wiadomość. Pierwszy Opiekun odgaduje przyczyna jego milczenia.
- Powiedz mi, co wiesz. Nie ukrywaj niczego.
- Nie mam dobrych wieści – przyznaje Orland. – Władcą miasta został książe Ades Jenuo. Spełniły się nasze obawy.
- To niebezpieczny człowiek…Musicie uważać.
Kirdan zaciska pięści na kołdrze.
- Nie zniszczy nas - szepce. – Nie to mówią Glify.
- Księgi…Księgi mówią, że jego los jest połączony z losem Sever. Ale on nie będzie chciał jej zabić.
- Obawiałem się tego. On wie o niej? Zatarliśmy przecież wszelkie ślady…
- Nie potrafię powiedzieć. Nie znamy jego zamiarów…Po mieście krążą jego Tropiciele. Jest coraz bardziej niebezpiecznie.
Kirdan patrzył przez chwilę w sufit.
- Nie chcę, by znowu się od nas oddaliła – rzekł w końcu. – Minione dwa lata minęły nam w spokoju…nie chcę, aby zapanowała miedzy nami niezgoda. Ale musi wiedzieć…Musi. Ja umieram.
- Kirdanie…
- Znienawidzi nas – powtarza Kirdan.
- Ale nic na to nie poradzimy – odparł Orland.
- Jest w Bractwie?
- Nie, wyszła. Ale powiedziała, że wróci. Zawsze wraca.



- To jutro?
- Nie.
- We wtorek?
- Nie.
- Sever…
- Nie!
Artemus zamknął się. Szli oboje jedną z ulic miasta, która pomimo wczesnej pory, tętniła już życiem.
- W każdym razie zostało mi dużo kasy – powiedziała cicho Sever. – Muszę kupić parę potrzebnych rzeczy, bo przecież idzie zima.
- Na przykład, co?
- Buty. Twoje wyglądają, jakbyś wyciągnął je z kanału.
- Ej, to nie było miłe…
Sever uśmiechnęła się, ale nic nie odpowiedziała. Pokręciła tylko głową i ruszyła dalej. Zamyślona, ominęła dwie wydzierające się na siebie na środku ulicy kobiety i wpadła na niskiego, krępego mężczyznę z wąsami. Oburzony mężczyzna odwrócił się i wytrzeszczył oczy, jakby zobaczył ducha.
- Przepraszam – mruknęła Sever i zanurkowała głębiej w gęstniejący tłum, w którym łatwo można stać się niewidocznym.
- Co tak pędzisz? – zapytał Artemus.
Sever rozejrzała się.
- Taki jeden dziwnie się na mnie gapił – powiedziała.
Z niepokojem spoglądała na kłębiący się tłum, ale podejrzanego typka nigdzie nie było widać.
- Gapił się? Wydawał ci się znajomy?
Sever pokręciła przecząco głową, ale na wszelki wypadek raz jeszcze się rozejrzała… Złapała Artemusa za rękaw i pociągła za sobą.
- Co jest?
- Ona nas śledzi – Sever szła szybko, coraz szybciej.
- O czym ty mówisz?
- Ten facet nas śledzi. Usiłował ukryć się w tłumie, ale go zauważyłam.
Artemus odwrócił się w poszukiwaniu domniemanego prześladowcy, ale zobaczył jedynie obojętne twarze przechodniów.
- Sever, to bzdura. Nikt cię nie ściga. Truart dawno nie żyje.
Popatrzyła na niego bez słowa, po czym ruchem głowy wskazała ku wąskiej uliczce. Wiatr wiał im w twarz, jakby tu, w ciemnym zaułku, dokąd prowadziło to mało przyjazne przejście: na ukryte podwórze, a stamtąd w labirynt uliczek. Doskonałe miejsce, by kogoś zgubić. Nagle jedna Sever zatrzymała się i przywarła do ściany, patrząc uważnie na przechodzących ludzi.
- Pokażę ci go – powiedziała.
- I co potem?
- Wiejemy.
- Superplan…
Najpierw kryjówkę minęły jakieś dzieciaki, potem przeszły dwie kobiety a wreszcie zjawił się mężczyzna: niski i krępy, o dużych stopach i sumach wąsach. Rozejrzał się, jakby czegoś lub kogoś szukał, stanął na palcach, wyciągnął szyję i zaklął. Po chwili poszedł dalej.
Sever wstrzymała oddech.
- Znam tego gościa!

Kiedy do Victora dotarło, że dziewczyna mu się wymknęła, ze złości kopnął w najbliższy wystający z kanału drewniany pal, po czym, utykając, ruszył do domu. Przez pół drogi nie przestawał głośno klnąc, aż ludzie się za nim oglądali.
- Jak amator – wyrzucał sobie. – Zgubiłem ich jak amator. I kim był ten chłopak? Cholera. Cholera. Cholera. Dziewczyna sama wpadła mi w ręce, a ja pozwalam jej uciec.
Kiedy otwierał drzwi do domu stopa wciąż go bolała.
- Przynajmniej wiem, że jest w mieście…

Artemus ruszył, za Sever, nasłuchując własnych kroków, które odbijały się zdradzieckim echem. Biegli w dół wąską uliczką, potem przez otoczony domami plac, przez jakiś most, a potem znowu uliczką w dół. Sever uparcie biegła przodem, jakby znała na pamięć plątaninie uliczek i mostów. W końcu zwolniła.
- Sever, co jest? – zapytał Artemus.
- Uciekliśmy mu – odparła. – Już raz mu zwiałam.
- Temu facetowi?
- Tak, to detektyw, jeden z nielicznych przedstawicieli tego jakże kretyńskiego zawodu. Odnajduje bogaczom różne rzeczy, które gdzieś znikneły.
Artemus spojrzał na nią uważnie.
- Wiesz… mam taką zasadę: nikogo nie pytam, co było kiedyś, ale…wyglądało na to, że ten facet szukał właśnie ciebie. Znasz kogoś, kto zapłaciłby detektywowi za to, żeby, cię odnalazł?
- Raczej nie. Od dłuższego czasu nie miałam żadnej eskapady.
- To, kto cię szuka?
- Nie mam pojęcia.
- Powiesz Orlandowi?
- Nie. Do diabła, nie. Aż tak źle nie jest.
Artemus wzruszył ramionami. Nie zamierzał się kłócić. Ruszyli znowu, tym razem w stronę Seminarium. Po drodze minęli Plac Brindishi Dorom, gdzie trwały przygotowania do koronacji nowego pana miasta. Szykowała się naprawdę wielka uroczystość, pełna przepychu i bogactwa. Sever przystanęła na chwilkę i patrzyła na budowane podium. Dziwne, ale jej się to nie podobało. Miała to samo uczucie, jak wtedy, w Khorinis, dwa lata temu.
Przeczucie niebezpieczeństwa.

Nim znowu przekroczy próg komnaty, widzi kogoś obcego. Jest to wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna. Odziany w eleganckie ubranie, ma długie czarne włosy i brązowe oczy. Gdy tylko ja spostrzegł, utkwił w niej wzrok.
- Chodź tutaj, dziecko – rzekł Kirdan cicho.
Sever podchodzi bliżej.
- Przyjrzyj jej się, Gilbercie – mamroce Kirdan.
Nieznajomy zbliża się i staje przed Sever. Patrzy na nią przyjaźnie.
- Gilbert Durandal – przedstawia się i wyciąga do niej rękę. - Vana’Diel, prawda?
Sever odwzajemnia uścisk. Jej mała ręka ginie w dużej dłoni Gilberta – dłoni wojownika. Patrzy jej prosto w oczy, jakby dziwiąc się niezwykłemu błękitowi jej spojrzenia, a ona jest zaskoczona krwawymi kreskami przecinającymi białka jego oczu.
- Zostaw nas, Gilbercie – prosi Kirdan.
- Wrócę jutro – odparł.
Po jego odejściu Sever podchodzi do łoża. Kirdan bierze ją za rękę. A potem mówi jej cichutko:
- Cierpliwości, córeczko. Mam ci dużo do powiedzenia.
Przez cały dzień i noc Pierwszy Opiekun trzyma dłoń Sever w swoich rękach.
Cały czas opowiada i opowiada. Cichutkim głosem wyrzuca z siebie słowa, jakby nie miał siły na nic innego. Opowiada o wszystkich sekretach Bractwa, o Księgach Bytu, gdzie zapisana jest przyszłość. Szlochając w agonii, mówi, jak wiele dała mu szczęścia, że chociaż bywały między nimi kłótnie i konflikty, to zawsze mogła na nich polegać.
- Khandrakar – mówi cicho Kirdan i zrywa z szyi dziwny amulet. – Khandrakar to klucz do portali rozmieszczonych w całym mieście…Prowadzą one do Nieskończonego Miasta…do Meridianu. Przez wiele lat był pod moją ochroną…strzegł mnie. A teraz pora, by przeszedł na ciebie.
- Kirdanie…
- Daj mi mówić. Proszę…Serce Khandrakaru nie jest zwykłym magicznym amuletem. To jedyna ocalała rzecz z Meridianu, miasta ukrytego pod Dor Feafort.
- Meridianu – powtórzyła Sever, a w jej pamięci odżyły wspomnienia: uwolnienie narzeczonej Basso, była w tamtych ruinach.
- Dor Feafort powstało na ruinach Nieskończonego Miasta, siedziby Zakonu Strażników, od których wywodzą się Opiekuni. Serce było talizmanem…Władało czterema żywiołami…
- Skoro to Serce jest takie ważne to, dlaczego mi je dajesz? – zapytała.
- Ja umieram, Sever. I nie zaprzeczaj. Umrę tej nocy.
Sever chce wstać i zawołać Orlanda, ale Kirdan ją powstrzymuje.
- Sever…weź Serce. Ono nie może wpaść w ręce księcia. Nie może!
- Kogo? Kirdanie, musze zawołać pomoc!
- Nie, zostaw. Tak ma być – Opiekun z trudem podnosi się z łoża i zakłada amulet na szyje Sever. Czerwony kryształ zaczyna lśnić. – Nie pozwól mu go zabrać!
Sever, przerażona, kładzie Kirdana z powrotem na poduszki. Źrenice Opiekuna są czarne ja noc, ale matowe i bez wyrazu.
- Przepraszam! – zaszlochał. – Nie mieliśmy prawa mu cię odbierać!
- O co ci chodzi?
- Twój ojciec żyje.
Zapadłą cisza. Sever otworzyła szeroko oczy, jakby nie wierząc w to, co usłyszała. Jej ojciec…żyje?
- Co…?
- Zabraliśmy mu ciebie. Kivar załamał się, opuścił miasto. Orland mu o tym powiedział…
Sever czuje się rozdarta. Widzi przed sobą umierającego przybranego ojca, w pamięci odżywa obraz martwej matki. Fala smutku dławi jej pierś, łzy napływają do oczu. Kirdan ostatni raz chwyta się jej dłoni.
- Jako twój ojciec, byłem bardzo szczęśliwy..
Pada – i już koniec. Nie żyje.
- NIE!!!
Sever zanosi się płaczem. Za drzwiami słychać pośpieszne kroki i głosy. Do komnaty wchodzą trzej Opiekuni, w tym Orland.
- Bogowie! – wyrywa się z ust Opiekuna Aidemus. – Pierwszy Opiekun nie żyje! Nie żyje!
Orland podszedł do Sever i położył jej dłoń na ramieniu.
- Sever…
- Zabierz tę rękę – słyszy pełen nienawiści głos.
Sever odwraca do niego twarz. Jej oczy, pomimo łez, pełne są gniewu i nienawiści. Orlanda przeraża ten wzrok.
- Co się stało?
- Śmiesz pytać?! – Sever podrywa się z łoża i łapie Orlanda za poły płaszcza. – Ty świnio! Ty pieprzony sukinsynie! Zrujnowałeś mi życie! Jak mogłeś?!
Pozostali Opiekuni nie wiedzą, co robić. Sever jeszcze nigdy tak się nie zachowywała!
- Sever – wykrztusił Orland. – O co ci chodzi?
- Oszukałeś mnie! Przez tyle lat mnie oszukiwałeś! I czego się dowiaduje? „Twój ojciec żyje”!
Orland wstrzymuje oddech i odwraca wzrok.
- Jak mogłeś? Dlaczego mi to zrobiłeś? Miałam prawo do normalnego życia! Nie miałeś prawa mi tego odbierać!– Sever krzyczy przez łzy.
- Posłuchaj…
ale Sever nie chce już słuchać. Z całej siły odrzuca Orlanda od siebie. Opiekun z ląduje na ziemi.
- Brzydzę się tobą! Nienawidzę ciebie i tego miejsca! – krzyknęła dziewczyna i wybiegła z komnaty.
Zapadłą cisza. Orland nie wstawał z podłogi. Ukrył twarz w dłoniach i gorzko zapłakał.

Mam pisac dalej?
 

Megarion

El Presidente
Dołączył
25.9.2004
Posty
1824
Opowiadanie jest świetne. Możliwe, ze pobije poprzednie części, bo fabuła jest bardziej interesująca. Ale czy mroczniejsza, to sie zobaczy
tongue.gif
W każdym razie pisz dalej, obyś nie traciła weny.

Czekam na regularnie dostarczane następne części, ob nie za długo.

Pozdro, ocena powinna być uczciwa, więc daję ci 10/10
tongue.gif
 

Nadja

Member
Dołączył
17.7.2005
Posty
130
Wreszcie III część!!! Juhu!
laugh.gif
Zauważyłam pewne zmiany w stosunku do poprzednich części:
- zmieniłaś opisy - są teraz takie "poetyckie" i mają więcej epitetów np:
QUOTE Chociaż mało, kto śpi tej księżycowej nocy, wszędzie jest cicho.
a przykładowy z "Sekretu Alchemika":

QUOTE Dzielnica portowa ucierpiała najbardziej na skutek pożaru. Większość mieszczących się tam domów była z drewna i szybko spłonęła, pochłaniając wiele ofiar.
Może to nie za dobre porównanie, ale w nowej części są zmiany - oczywiście na +
rolleyes.gif
...
- zbliżyłaś się do postaci -
QUOTE Nagle ktoś zapukał do drzwi. Klienci. Cholera. Dlaczego akurat teraz? To idzie na +, gdyż możemy poznać wewnętrzne myśli bohaterów (bynajmiej ja tak lubię).

Oczywiście już jest tajemnicza fabuła
laugh.gif
. Parę literówek mi się przewinęło, ale to tam nic -
wink.gif
10/10 to właściwa ocena.
 

Cisu

Member
Dołączył
2.7.2005
Posty
852
No z wielkim uśmiechem na twarzy przeczytałem początek kolejnego opowiadania. Fabuła jest poważniejsza i bardziej wciągająca niż w poprzednich częściach, ale to może być tylko zmiana na dobre
wink.gif
... opisy są ciekawe i nie nużą a dla mnie to jest ważne
smile.gif
... dialogi jak zwykle naturalne i co tu dużo mówić
smile.gif
... ocena 10/10 z czystym sumieniem daję
smile.gif
... czekam na CD i nawet nie powiem, że "myślę, że będzie równie dobry", bo wiem, że będzie
tongue.gif
.
Z poważaniem,
Cisu
 

Konfistador

Member
Dołączył
26.8.2005
Posty
246
No siema! Opowiadanie spoko. Fajnie się je czyta. Błędów nie zaóważyłem. Dialogi i fabuła są jak najbardziej w porządku. Opisów jest dużo i są bardzo dobre. Ogólnie spoko, byłbym głupi nie dając podobnej oceny za opo. 10/10 oczywiście.
Czekam na CD.


pozdrawiam
tongue.gif
 

Sever Sharivar

Słodka...
VIP
Dołączył
1.5.2005
Posty
1339
Kolejny rozdział, specjalnie na czyjeś życzenie postarałam się zamieścić go wczesniej. Zapraszam do lektury.

Rozdział II Podwójne ostrzeżenie

Było zimno. Gęste i czarne jak atrament chmury zasłaniały niebo. Wiatr ucichł i zastąpiła go drobna mżawka. Ale Sever niczego nie widzi. Nic nie słyszy. Nie chce.
Jest sama. Nigdy, od pierwszego dnia, kiedy przyprowadzono ja do Orlanda, nie czuła się taka samotna i zagubiona. Nigdy, od chwili, kiedy Pierwszy Opiekun przytulił ją po raz pierwszy, nie czuła się tak narażona na ciosy i porzucona.
Zdradzona… Zdradzona przez ludzi, którym ufała. Przez swoich domniemanych przyjaciół…Kirdan, Orland, Aidemus, Caduka…I Artemus. Dlaczego to zrobili? Dlaczego kłamali?
Kłamałam dla was! A wy nigdy mnie nie rozumieliście! Nie pocieszyliście!
Chcieli cię wykorzystać, powiedział jej wewnętrzny głos. A ty dałaś się złapać na ich słowa. Manipulowali tobą.
Ale przecież uratowali mnie przed śmiercią, zabrali do siebie…
To, dlaczego powiedzieli ci, że całą twoja rodzina nie żyje? Dlaczego trzymali to w sekrecie? Byłaś im potrzebna!
Nie wiem…
Sever otuliła się szczelniej płaszczem. Była zmęczona i zziębnięta. Nie miała, dokąd pójść.
- Już nigdy nie będę przez was płakać – powiedziała cicho i otarła rękawem oczy. – Nigdy. Teraz, to oni pożałują, że ze mną zadarli. Obiecuje.

Sklep, w którym Król Złodziei upłynniał część łupów, znajdował się w uliczce niedaleko Zachodniej Bramy.
W sklepie Barbarossy panował jak zwykle chaos. Cieniutka porcelana walczyła o miejsce ze stosami starych, obrazy w zaśniedziałych srebrnych ramach stały obok masek. U Barbarossy każdy mógł znaleźć wszystko, czego dusza zapragnie, a to, czego na półkach nie było, Barbarossy po prostu załatwiał.
Gdy Sever otworzyła drzwi, nad głową zabrzmiały jej dziesiątki szklanych dzwonków. Między regałami tłoczyli się klienci. Jeden z nich trzymał właśnie małą rzeźbę, którą Sever sprzedała grubasowi kilka tygodni temu. Kiedy zobaczyła cenę nabazgraną na cokoliku, z wrażenia o mało nie przewróciła wielkiej gipsowej figury stojącej na środku sklepu.
Okancił ja na czterysta sztuk złota!
Podeszła do lady i nacisnęła dzwonek. Zerknęła na obraz kobiety w jakiejś masce i zrobiła głupią minę. Zawsze tak robiła, ponieważ wiedziała, że w masce znajduje się wizjer, przez który Barbarossy podglądał klientów.
Minęło zaledwie kilka sekund, po czym za lada pojawił się gruby właściciel. Zobaczywszy ją, szybko pozbył się klientów.
- Miałem nadzieje, że wpadniesz – powiedział konspiracyjnym szeptem.
- Poważnie?
- Spytaj Króla Złodziei, czy nie przyjąłby pewnego zlecenia.
- Mów dalej…
- Mój ważny klient…- Barbarossa zaczął skubać swoją brodę – poszukuje kogoś utalentowanego, kto mógłby mu załatwić…pewną rzecz.
- Jasne, że szef się zgodzi. Po to tu mnie przysłał.
Barbarossa najwyraźniej się ucieszył.
- Mój klient spotka się z wami o północy za dwa dni, koło karczmy „Pod muszelką”. Hrabia lubi bawić się w tajemnice.
- Hrabia? Arystokrata?
- Naturalnie, ze tak. Mam nadzieje, że twój szef umie się zachować. Kiedy poznacie Hrabiego przekonacie się, że nie ma wątpliwości, co do jego pochodzenia. Nie zdradził jak się nazywa, ale przypuszczam, ze to jeden z Valleressów. Albo ktoś z Contarich, Loredanów lub Vandersaavre.
Sever przytaknęła. Ostatnie nazwisko znała aż za dobrze.
- Mój szef przyjmie zlecenie.
Szybko pożegnała się z Barbarossą i opuściła sklep. Sklepikarz odczekał chwilę, potem wziął płaszcz i wyszedł ze sklepu. Zamykając drzwi, pomyślał, że pan Getz się ucieszy.

Pijackie wrzaski i śpiewy mąciły nocną ciszę. „Pod muszelką” nie było gospodą dla biednych – gościła kiedyś nawet samego starego Namiestnika. Koło budynku, przy starej fontannie, na ławeczce siedział odziany w ciemne szaty starszy człowiek. Z ciemności wyłoniła się inna postać, z kapturem naciągniętym na twarz i szalem, która bez słowa przysiadłą się do staruszka.
- Nie pokażesz mi swojej twarzy? – odezwał się starszy mężczyzna.
- Nie, ale to nie powinno przeszkadzać nam w interesach – odparła Sever, poprawiła szal, który zakrywał jej twarz.
- A więc naprawdę jesteś Królem Złodziei? – powiedział cicho nieznajomy. – No, dobrze, zachowaj anonimowość, ale i tak widzę, ze jesteś bardzo młody.
- Zgadza się. A ja poznaje po głosie, że jesteś bardzo stary. Czy wiek ma dla naszej umowy jakieś znaczenie?
- Ani trochę. Wybacz moje zdziwienie. Kiedy Barbarossa opowiadał mi o Królu Złodziei, nie wyobrażałem sobie, mówiąc szczerze, młodzieńca ledwie dwudziestoletniego. – Sever omal nie wybuchłą śmiechem na te słowa. – Ale nie rozum mnie źle. Zgadzam się z tobą, że wiek nie odgrywa tu żadnej roli. Ja sam, mając zaledwie osiem lat, musiałem pracować jak dorosły.
- Hrabio…tak mam cię nazywać, prawda?
- Tak, możesz się tak do mnie zwracać – starzec odchrząknął. – Od lat poszukuje pewnego przedmiotu. Niestety, owa rzecz jest w posiadaniu kogoś innego… Miejsce, które masz dla mnie obrobić, to pałac książęcy.
Sever wciągnęła powietrze. Pałac? Ma się włamać do pałacu? Ha, tam jeszcze nie była!
- Zostawiam ci kopertę, w której znajdziesz wszystkie informacje niezbędne do wykonania zadania: plan pałacu, kilkanaście wyjaśnień dotyczących przedmiotu i jego szkic.
- Bardzo dobrze – Sever skinęła głową. – Wszystko się przyda. A teraz przejdźmy do zapłaty.
Stary zaśmiał się cicho.
- Widzę, ze znasz się na interesach. Twoja zapłata wynosi pięć milionów, płatne przy przekazaniu łupu. Zgadzasz się?
- Tak. Zgoda. Kiedy mam przekazać łup?
- Och, tak szybko, jak tylko zdołasz.
- A jak mam pana poinformować?
- Zajrzyj jutro do Barbarossy. Ale miejsce wymiany podam ci już teraz. Barbarossa zbyt chętnie otwiera cudze listy, a ten interes chce załatwić bez niego. Zapamiętaj, więc dobrze: spotkamy się po Mostem Mefira we wschodniej części miasta. Życzę szczęścia.
Hrabia położył cos obok Sever, wstał i zniknął w mroku. Dziewczyna spojrzała na pozostawioną przez niego kopertę. Schowała ją do kieszeni.

Coś było nie tak.
Sever uniosła głowę i ujrzała wyłaniającą się z mroku postać otuloną płaszczem. Zatrzymała się, odwróciła na pięcia z zamiarem odejścia, gdy mężczyzna odezwał się:
- Jestem tu wbrew rozkazom Rady. Zaczekaj, daj mi chwilę.
- Jedną chwilę – Sever spojrzała na niego zimno.
- Sever, bądź rozsądna. Mylisz się, co do nas. Nie jesteśmy tacy…
- A jacy? Bezczelnie oszukiwaliście mnie przez tyle lat, a teraz masz odwagę usprawiedliwiać się?
- Ja…
- Och, przestań. Wiem, że czytałeś Księgi Bytu. Wiem, że znałeś prawdę. I milczałeś. Zdradziłeś naszą przyjaźń, którą tak ochoczo podtrzymywałeś. Jesteś fałszywy i zakłamany. Nie chcę twojej pomocy. Nie potrzebuje jej. Więc przestań mi ją oferować. Przestań zachowywać się jak przyjaciel. Co to za przyjaciel, który składa obietnice bez pokrycia?
- Pozwól mi wyjaśnić. Złożyłam przysięgę…
Ale Sever nie chciała go słuchać.
- Jeśli pójdziesz za mną, to nie ręczę za siebie – rzuciła przez ramię i zaczęła odchodzić.
- Nie przyjmuj tego zlecenia! – zawołał za nią Artemus. – Nie pakuj się w to!
Zignorowała jego słowa.

Był ciepły słoneczny dzień w samym środku jesieni. Nadja Vandom, zamyślona, wracał z ziołami. Szła wolno przez las, koszyk obijał się o jej nogi, a wysoka trawa łaskotała jej dłonie. Ścieżka zrobiła się coraz węższa, drzewa rosły gęściej po obu stronach.
Nagle przystanęła. Wyraźnie słyszała tęten kopyt. I zaraz za jej plecami pojawił się w dzikim galopie jakiś jeździec, cały w czerni, a wielkim koniu, najwyraźniej nie mając zamiary zatrzymać się ani zwolnić.
Nadja ocknęła się z przerażenia i błyskawicznie ruszyła przed siebie. Wiedziała jednak, że ścieżka nieprędko zrobi się szersza. Wtedy będzie już za późno. Skoczyła w bok, w gęstwinę kolczastych, splątanych gałęzi. Z zamkniętymi oczami starała się uciec jak najdalej od dróżki. Ręce, twarz, a nawet uszy miała podrapane do krwi, ale wkrótce uświadomiła sobie, że koń stanął. Jeździec nie mógł zawrócić na wąskiej ścieżce ani tym bardziej konno gonić uciekającą przez las Nadje.
Ona zresztą była już daleko. Przedzierała się przez zarośla, łamiąc mniejsze gałązki. Wciąż się o coś potykała, ze zmęczenia jej oddech zrobił się świszczący. Pełzła na czworakach posiedzi wielkimi kamieniami i przez plątaninę krzewów, a gdy tylko mogła, zrywała się i biegła jak szalona, potykała się, padała, stawała i znowu biegła.
Nagle pojaśniało. Przed nią, nawet niezbyt daleko, leżało Khorinis. Spojrzała za siebie, na łąkę, tam gdzie jej prześladowca powinien był wyjechać z lasu, ale nikogo nie dostrzegła.
Uciekła mu.

Jeździec obserwował ją z ukrycia. Ta smarkata dziewczyna zdołała mu uciec, a nie był na tyle głupi, by kontynuować pościg na otwartej przestrzeni. Ale dostanie ją. Pan ucieszy się, że pozbył się jednego z Opiekunów znających magię Glifów. To będzie dla jej przyjaciółki bardzo mocny cios.
I wtedy wkroczy sam Pan.


Pisać CD czy dać sobie spokój?
 

Konfistador

Member
Dołączył
26.8.2005
Posty
246
Kolejna czesc bardzo ładnie napisana. Twoje opowiadania bardzo fajnie się czyta, ta część udała Ci się równie dobrze jak I, a może jest nawet lepsza choć tego nie potrafię powiedzieć. Dalej fabuła i dialogi nie pozostwiają nic do życzenia. Opisy nadal są świetne, wciągająca treść i fabuła. Co tu dużo mówić nic dodać nic ująć. Moja ocena 10/10.


pozdrawiam
tongue.gif
 

Nadja

Member
Dołączył
17.7.2005
Posty
130
Trochę którsze niż zwykle ale po wielkości się nie ocenia
biggrin.gif
. Opo nie straciło przez to swego uroku - nadal tajemnicze i tak ma zostać
biggrin.gif
. Sądzę, że powinnaś pisać dalej. Zauważyłam parę literówek - mam nadzieję, że będzie ich mniej
biggrin.gif
. Tylko jak zaczęłam czytać, to po chwili je skończyłam czytać
sad.gif
, ale:
QUOTE specjalnie na czyjeś życzenie postarałam się zamieścić go wczesniej
Ciekawi mnie, kto to?

Czekam na kolejne rozdziały i pozdrawiam.
 

Cisu

Member
Dołączył
2.7.2005
Posty
852
Nie było mnie jakiś czas. A szkoda, bo bym wcześniej poczytał sobie tą część, która jest równie dobrze napisana, co pozostałe i ciągle ma swój klimat. Nie będę się rozpisywał, bo rozpisuję się głównie o wadach, których jakoś dopatrzeć się nie mogę
tongue.gif
. Ocena? 10/10. Błędów się nie dopatrzałem.
Z poważaniem,
Cisu
 

Megarion

El Presidente
Dołączył
25.9.2004
Posty
1824
Błędów chyba rzeczywiście nie ma
tongue.gif


Kolejna cześć opowiadania (o matko, która to
tongue.gif
) tak samo świetna jak poprzednia (i poprzednie). Fajnie wyszło z tym ojcem, czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy. Wiem, że nie będzie on gorszy od tych, które już zobaczyłem (przejrzałem i przeczytałem). Ocena - musi być sprawiedliwa - 10/10

Pozdrowienia.
 

Sever Sharivar

Słodka...
VIP
Dołączył
1.5.2005
Posty
1339
Krótkie ale to zapowiedź czegos większego. Pozdro.

Rozdział III Inny punkt widzenia

- Nadja, dziecko, jak ty wyglądasz? – powiedział Vatras na jej widok. – Przydarzyło ci się coś złego?
- Nie…Potknęłam się na zboczu i wpadłam w chaszcze – skłamała dziewczyna.
Mag Wody zmierzył ja czujnym wzrokiem.
- Te chaszcze musiały być naprawdę gęste – dodał. – Jesteś bardzo podrapana, masz zadyszkę, jakbyś biegła bardzo szybko.
- Bo tak było! Biegłam i wylądowałam w krzakach.
Czarodziej nie przestawał patrzeć na nią tym swoim wszechwiedzącym wzrokiem. Nadja poczuła się nieswojo.
- Na górze, w twoim pokoju leży list. Przyszedł niedawno – rzekł Vatras.
List? Do niej?
Pędem wbiegła po schodach na górę. Od progu zobaczyła leżącą na stole kopertę. Spojrzała na nadawcę. List od Artemusa! Otworzyła kopertę, usiadła na pierwszym lepszym krześle i zaczęła czytać:

Droga Nadjo!
Będziesz zapewne zdumiona listem ode mnie, nigdy wcześniej czegoś takiego nie zrobiłem. Chodzi mi o to, że czuje się zagubiony, a w Bractwie nie ma nikogo, z kim mógłbym porozmawiać. Czuję się, jakbym się znalazł w jakiejś ogromnej pustej przestrzeni, gdzie nic nie jest rzeczywiste. Poza tym, boję się czegoś, czego nie ośmielę się teraz nazwać, a nie mogę o tym rozmawiać z Opiekunami.
Czy naprawdę jestem taki beznadziejny? Czy mogłem oszukać mojego jedynego przyjaciela? Mogłem i dlatego czuje się okropnie.


O kim Artemus pisze? Kogo oszukał?

Zrobiłem coś, czego potem okropnie żałowałem. Ukryłem coś przed Sever. Wprawdzie Opiekun Orland wymusił na mnie przysięgę i powiedział, że tak musi być, to ja czułem się jak świnia. Gdy Sever wspominała czasem o swej przeszłości, nachodziła mnie ochota, by jej wyjawić prawdę. Ale milczałem. A teraz?
Pierwszy Opiekun Kirdan zmarł, pewnie o tym wiesz. Przed śmiercią zdradził Sever tak długo skrywany sekret. I stała się rzecz najgorsza. Sever wpadła we wściekłość, uderzyła Orlanda i uciekła. Kiedy się o tym dowiedziałem, to chciałem biec za nią, ale Opiekun Aidemus mnie powstrzymał.„To nie jest odpowiedni czas”, powiedział. Wychodziłem potem jeszcze wiele razy za dnia i nocą, ale Sever, przepadła. Albo nie chciała mnie widzieć.


Nadja uniosła głowę, marszcząc brwi. Co takiego zrobiono Sever, że uciekła? Chodziło o jej przeszłość? Nadja wiedziała, że Artemus jest jednym z strażników Ksiąg Bytu. Może to o to chodziło? Ale co mógł z nich wyczytać?

Ale ja się nie poddam. Odnajdę ją i porozmawiamy. Wysłucha mnie, prawda? Ma prawo mnie nienawidzić, niestety.
Napisałem okropnie pesymistyczny list, w którym użalam się sam nad sobą. Proszę Cię, bądź tak dobra i potraktuj mnie poważnie. Odpisz mi, proszę. Opowiedz o swoim świecie, o swoim życiu, o wszystkich naszych wspólnych znajomych. Myślę, że to by mi ułatwiło wydostanie się z dołka.
Twój przyjaciel Artemus Athha
Dor Feafort, 21 października 945 roku


Nadja odłożyła list. Trzeba odpisać. Natychmiast!

Drogi Atremusie!
Gdybyś wiedział jak bardzo mnie ucieszył Twój list! Bardzo, bardzo dziękuję, że chciałeś mi się zwierzyć tak szczerze.
Atremusie, nie wolno Ci myśleć, że jesteś beznadziejny! Wiem, że o twoim zajęciu w Bractwie nie wolno rozmawiać, ale jakoś da się obejść reguły. Zawsze się dawało. Z przykrością dowiedziałam się o Sever. Sądząc z treści Twego listu, to poważna sprawa. Czy to możliwe, aby tym razem odeszła naprawdę? Nie, musisz ją odnaleźć. Porozmawiajcie otwarcie, nie zasłaniaj się regułami czy przysięgą! Pokaż, że jesteś facet! Co jest ważniejsze: głupie przepisy czy szczera, prawdziwa przyjaźń?
Prosisz, bym Ci opowiedziała o moim życiu. No cóż! Khorinis zostało już całkowicie odbudowane, ma rynku postawiono pomnik ku czci obrońców miasta. Śpiewa się także o tym pieśni! Jest nawet fragment o „błękitnookiej niewieście z mieczem w ręku” ( Sever) i o „młodej adeptce sztuk magicznych”(to ja).Vatras wziął mnie do siebie, bo, podobno, mając mnie w pobliżu, niczego złego nie narobię. Lee, jak pamiętasz, został oczyszczony z zarzutów i teraz pomaga Lordowi Hagenowi. Zachowują się czasami niepoważnie. Ale to jeszcze nic! Ostatnio odbyło się spotkanie Vatras – Xardas – Pyrokar. Ci dwaj ostatni o mało się nie pobili! Nie wiem, o czym rozmawiali, ale końcową fazę tych dysput słyszała cała okolica. Yzak i Bezimienny nawiązali współpracę z Bosperem, który skupuje skóry. Najczęściej można ich spotkać w lasach na polowaniu. A co u mnie? He, znowu mam niezbyt udane przygody z magią. Ale może Ci kiedyś opowiem. Zastanawia mnie tylko jedno. Dlaczego Sever nie czaruje? Ma przecież ku temu potencjał, czuje to.
Kończę te moje wypociny i z całego serca życzę Ci szczęścia. Bardzo chciałabym zobaczyć Ciebie i Sever. Razem.
Oddana Nadja Vandom
Khorinis, 23 października 945 r.


Teraz tylko należy wysłać list. Poprosi Vatrasa o pomoc. Na pewno szybko dojdzie.

- Kurde.
Nadja biegała po okolicznych wzgórzach w poszukiwaniu Vatrasa. Gdy zeszła na dół z listem Maga Wody nigdzie nie było. Zostawił liścik, w którym informował ją, że będzie w okolicy Słonecznego Kręgu. Ale gdzie jest ten głupi krąg?!
Błądziła po okolicy, aż zatrzymała się nad morskim urwiskiem. W oddali widziała starą latarnię morską. Podeszła ku brzegowi i spojrzała w dół. Fale uderzały z hukiem o brzeg, woda wrzynała się głęboko w ląd…
Atak spadł na Nadję tak niespodziewanie, że kiedy poczuła uderzenie w plecy, nie od razu zorientowała się, co się dzieje. Instynktownie zamachała rękami, lecz upadkowi nie mogła już zapobiec. Usłyszała swój własny krzyk, czy raczej wycie i runęła w dół.
 

Konfistador

Member
Dołączył
26.8.2005
Posty
246
I doczekaliśmy się kolejnej części, tutaj jak i w poprzednich częściach nie mam żadnych zastrzeżeń. Nic dodać nic ująć. Zero błędów, dobra fabuła. Do niczego nie można się przyczepić. No chyba tylko to, że w tej części nie zbyt wiele opisów, choć przy tej długości wogóle mi to nie przeszkadza. Pozatym bardzo fajnie się je czyta, noi to chyba wszystko co chciałem powiedzieć.



pozdrawiam
tongue.gif
 

szczurek

Menda serowa
Weteran
Dołączył
26.10.2004
Posty
4565
Sever, te opowiadania które piszesz mają naprawde takie coś co przyciąga czytelnika. Fabuła - za każdm razem inna, unikatowa i nie powtarzalna i jeszcze potrafisz opisać wszystko co sie tam dzieje tak że ma sie ochotę to dalej czytać. Zwróciłem uwage na jeden szczegół
tongue.gif


QUOTE morskim urwiskiem. Urwiskiem oddali

Pewnie przez nie uwage ;]

Czekam na CD.
 

Cisu

Member
Dołączył
2.7.2005
Posty
852
Widać część krótsza niż pozostałe, ale wcale to nie odejmuje nic z jej uroku. Bardzo fajnie budujesz dialogi i widać też, że ta częśc ma znaczenie dla fabuły. Nie będę się rozpisywał bo nie mam za bardzo o czym, ponieważ błędów nie ma
tongue.gif
.
Z poważaniem,
Cisu
 

Isgaroth

Member
Dołączył
7.7.2005
Posty
131
Czytałem wszystkie części tego opowiadania. Wszystkie zwaliły mnie z nóg. To Jedno z najlepszych opowiadań na tym forum. Główną jego zaletą jest wspaniała, wciągająca fabuła. Dzięki niej chce się czytać dalej, by dowiedzieć się więcej o losach bohaterów.
Reszta nie jest gorsza. We wszystkich częściach nie zauważyłem żadnego błędu.
Opisy mają w sobie coś więcej niż w "Sekrecie Alchemika". Całe opowiadanie jest napisane w bardzo fajnym i zrozumiałym stylu. Jedyna wada jest taka, że opo jest trochę za krótkie, jednak liczy się jakość, nie ilość. Bez wątpienia zasługujesz na 10/10.
 

Nekromanta Boom

Dzika Karta
Weteran
Dołączył
1.10.2004
Posty
3777
No co tu gadać...opowiadanie BARDZO DOBRE. Było kilka malusieńkich błędów na które nie warto zwracać uwagi. Fajnie, że opowiadanie nadal jest o tym samym bohaterze albo raczej bohaterce..Trzymasz fason Sever! Opowiadanie poprawne stylistycznie i wogóle więc nie będę ględził. Dobrze przybierane słowa, ładny języczek, no nie muszę cię motywować ale naprawde piszesz świetne opowiadania.
 

Megarion

El Presidente
Dołączył
25.9.2004
Posty
1824
Jakie bardzo dobre?! Doskonałe!

Porównaj z większością tego czegoś, co ostatnio się ukazuje w opowiadanaich (nie obrażaj się, twoje się wybija, Boom).

Sprawnie kontynuuje rozpoczęte wątki, fajny pomysł z tym listem do Nadji, brak widocznych błędów ortograficznych, pozostaje mi tylkoc czekać, kiedy pojawią się inni userzy z forum.

Pozdro, 10/10
 

Sever Sharivar

Słodka...
VIP
Dołączył
1.5.2005
Posty
1339
To znowu ja i kolejna część opowiadania. Coś mi się zdaje, że ten rozdział nie wyszedł
dry.gif


Rozdział IV Cicha ucieczka

W zagajniku nad wodą wyrosły drzewa. Nie było ich wiele, kilka brzóz i sosen, pochylonych nad urwiskiem, ale Nadja zaczepiła się właśnie o taką brzózkę nieco poniżej zarośniętego trawa uskoku. Jej ręce zacisnęły się rozpaczliwie na drzewku.
Brzózka wygięła się, skrzypnęła przeciągle, lecz nie złamała się. Daleko w dole była kipiąca, spieniona woda. Świat wirował jej przed oczami, ramiona bolały okropnie. Była sparaliżowana ze strachu.
O, bogowie, błagała w duszy. Dajcie mi siły! Uchrońcie mnie przed paniką!
Jeżeli straci równowagę, to spadnie. Ale jak długo zdoła wytrwać w tej pozycji? I jak długo drzewko wytrzyma?
Najgorsze było to, że nikomu nie przyjdzie do głowy jej tu szukać. Nikt, nie wie, dokąd poszła. Kipiel huczała w dole, dudnienie rozsadzało jej uszy, łomotało jej w głowie.
Nadja wydała z siebie rozdzierający krzyk. Krzyczała i krzyczała, wzywała pomocy, choć wiedziała, że tak daleko od ludzi nikt jej nie usłyszy.
W górze coś zaszeleściło. Przez chwilę panowała cisza, ale potem dał się słyszeć głos:
- Vandom?
Nie mogła rozpoznać głosu poprzez dudnienie fal, lecz ktoś na górze krzyczał głośno i był wzburzony.
- Tak! To ja! – krzyknęła rozpaczliwie w odpowiedzi, - Pomocy!
Znowu nastała cisza i Nadja pomyślała, że znowu jest sama. I wtedy poczuła, że jakaś siła odrywa ją od drzewka, od jej oparcia i ratunku. Nie! Nie chce spaść!
- Puść! Jak mam ci wyciągnąć? – usłyszała ponownie ten głos. – Zaufaj mi, dziewczyno!
Nadja przełknęła ślinę i puściła drzewko. Ale nie spadła. Wisiała w powietrzu! Coś zaczęło wciągać do góry i po chwili wylądowała na trawie. Poczuła wtedy, jak jej ubranie nasiąkło wodą, zrobiło jej się zimno. Ktoś otulił ją płaszczem, obejrzał twarz w poszukiwaniu otarć.
- I jak się czujesz?
Nadja uniosła głowę.
- Xar…Xardas…? – wyjąkała.
- Ta, ten stary dziadek z wieży – odparł nekromanta i chciał cos dodać, ale Nadja wybuchła rozdzierającym płaczem.
Xardas nie wiedział zbytnio, co zrobić. Był w końcu czarnoksiężnikiem a nie pocieszycielem. Nigdy nie był w tym dobry, prawdę powiedziawszy.
- No, nie płacz już – zaczął, wolno dobierając słowa. – Co się stało?
- Ktoś mnie zepchnął! – odparła dziewczyna ocierając łzy. Nie zamierzała rozklejać się na JEGO oczach.
- Jesteś tego pewna?
- Absolutnie tak.
- Nie poślizgnęłaś się?
- Nie! Ktoś mnie pchnął i poleciałam w dół. Uczepiłam się tego drzewka i darłam się na całe gardło.
- Głos masz donośny…Co ty tu w ogóle robiłaś?
- Szukałam Vatrasa. Miał być gdzieś tutaj, w okolicy Słonecznego Kręgu…
Xardas uniósł brwi najwyraźniej mocno zaskoczony.
- Coś ci się pomyliło – powiedział. – Słoneczny Krąg nie leży w tej okolicy, jest bardziej na północ, w głębi lasu. Skąd ten pomysł, że jest gdzieś tutaj?
- Tak było na kratce.
- Jakiej kartce?
Nadja wyciągnęła z kieszeni kaftana zmięty kawałek papieru i podała go Xardasowi. Ten rozłożył papier i przeczytał krótką notkę:

Jestem w okolicy Słonecznego Kręgu z Prokarem. Jeśli będę potrzebny, to szukaj mnie na zachód od miasta.
Mag Wody, Vatras.

- Dziwne – Xardas wpatrywał się w tekst przez chwilę, a potem przeniósł wzrok na Nadje.- To nie jest pismo Vatrasa.
- Ale…Jak to?
- On pisze bardzo starannie, wręcz kaligrafuje litery. Po pierwsze, to pismo jest bardzo podobne do jego stylu, ale on z pewnością tego nie napisał. Po drugie, Vatras nigdy by nie przekręcił imienia Pyrokar na Prokar. Po trzecie, skoro mieszkasz u niego i się znacie, to, dlaczego podpisał się: „Mag Wody, Vatras”?
Nadja zaczynała pojmować, o czym mówi Xardas. Spreparowano list, by ją tu ściągnąć.
- Chciano mnie zabić…
- Powiedz, masz wrogów? – zapytał niespodziewanie czarnoksiężniki.
- Nie, raczej nie.
- A kto by odczuł twoją stratę? Pomyśl dobrze.
Zastanowiła się. Do głowy przychodzili jej Vatras i Yzak, może Lee i Bezimienny też. A czy może ktoś spoza miasta? Artemus? Albo…

W porządku?
- Tak – odparła dziewczyna. – Tylko…
- Tylko…?
- Ja się boje…
- Ja także się boje – przyznała cicho Sever.

- Mogę tutaj zginąć – ciągnęła Sever. – Zginę i zostawię tyle niedokończonych spraw. Nie chcę tego, ale jak będzie trzeba…
- Przeżyjemy – przerwała jej Nadja. – Musimy wierzyć w nasze siły. Wygramy, Sever.
Obie dziewczyny popatrzyły po sobie. Milczały przez chwilę.
- Opiekunie Nadja.
- Opiekunie Sever.
Uścisnęły sobie dłonie.


Sever! Chodzi o Sever! Jeśli by zginęła, to ona odczuje tę stratę najboleśniej. Były przyjaciółkami i niekiedy pisały do siebie. Wprawdzie od ostatniej korespondencji minęło trochę czasu, to Sever w końcu się odzywała. Ale dlaczego ktoś chciałby, aby cierpiała? Nie, to niemożliwe. Musi być jakieś inne wytłumaczenie. Musi! Nadje spojrzała na Xardasa.
- Wiesz, prawda? – zapytał czarnoksiężnik. – Pomyślałaś o Sever, tak?
- Skąd pan wie?
- Od dawna jacyś ludzie wypytują się o nią w mieście, ale nikt nie wie gdzie obecnie jest. Sever będzie mieć jakieś kłopoty, wiem to, nie pytaj skąd. To przeczucie. Uderzając w ciebie, zrobią jej wielką przykrość.
- Ale co mam zrobić? Nie jestem bezpieczna nawet u Vatrasa?
- Tego nie powiedziałem.
- Ale dwukrotnie chciano mnie zabić!
- Dwukrotnie?
Nadja opowiedziała o incydencie w lesie, o jeźdźcu i ucieczce przez chaszcze. Xardas pokiwał głową.
- W takim razie nie możesz zostać w Khorinis, Vandom. Grozi ci niebezpieczeństwo. Przyjaźnisz się z Sever – to jedno. Ktoś naszego Opiekuna szuka – to dwa. Sever traci przyjaciela i cierpi z tego powodu – to trzy. Najwyraźniej ktoś chce aby się załamała.
Nadja nic nie rozumiała. Dlaczego Xardas to mówi? Dlaczego ja uratował? I w ogóle tutaj robił? Opiekun nie wiedział, co zrobić.
- Opowiedz o wszystkim Vatrasowi – poradził nekromanta. – Wracaj do Dor Feafort. Znajdź Sever i spróbuj ją ostrzec. To nie są żarty.
- Ty coś wiesz! Musisz wiedzieć! – Nadja zmrużyła gniewnie oczy.
Xardas milczał przez chwilę, a potem powiedział cicho, bardzo cicho, ledwo dosłyszalnie:
- Earnil żyje.

Vatras aż podskoczył, gdy do jego gabinetu wpadła jak burza Nadja. Od razu zauważył, ze coś było nie tak. Odzienie miała całe mokre, ręce i twarz podrapane, a otulona była w duży płaszcz, który wlókł się za nią niczym tren.
- Potrzebuje twojej pomocy! Tu i teraz! – krzyknęła.
- Ciszej, nie krzycz…- zaczął mag.
- Ale to ważne! Ważne!
Nadja opowiedziała mu wszystko, co jej się przydarzyło. O jeźdźcu, o liście i o próbie zabójstwa. I o Xardasie.
Vatras słuchał uważnie, co jakiś czas kiwając ze zdumienia głową.
- Po raz pierwszy zgadzam się z Xardasem – rzekł, gdy Nadja skończyła opowiadać. – Musisz uciekać z tego miasta. Wrócić do Bractwa. Opiekuni z pewnością ci pomogą.
- Ale…Długo mnie tam nie było. A Artemus ma własne problemy…- kręciła Nadja. – Ja…Nie chce opuszczać Khorinis!
- To konieczne, dziecko. Czyhają na ciebie, a ja czy nawet Xardas, nie jesteśmy zawsze w pobliżu, by w razie, czego ci pomóc – wyjaśnił Mag Wody. – Nie opuszczasz przecież Khorinis na zawsze. Tam, w Dor Feafort wszystko się wyjaśni. Wrócisz wtedy tutaj.
Nadja milczała przez chwilę.
- Mam uciekać? Niczym tchórz?
- Posłuchaj! Chcą cię zabić. Szukają ku temu każdej nadarzającej się okazji. To nie ucieczka, to rozsadek.
Nadja westchnęła. Vatras miał racje. Wprawdzie chciała znów spotkać Artemusa i Sever, ale nie w takich okolicznościach.

- Lee?
Mężczyzna odwrócił się na dźwięk tego spokojnego i melodyjnego głosu. Ujrzał przed sobą pięknego młodzieńca o czarnych jak noc oczach i niemalże złotych włosach sięgających mu do ramion.
- Słucham? Jestem Lee.
- Nadja was potrzebuje – rzekł wolno nieznajomy. – Dziś w nocy opuszcza Khorinis i przenosi się do Dor Feafort.
- Skąd wiesz? Kim jesteś? – zapytał Lee.
- Me imię nie jest teraz ważne. Opiekunowi grozi niebezpieczeństwo, dlatego ucieka. Idźcie z nią. Ty i twoi przyjaciele. Będzie was potrzebować.
- Ale kim ty jesteś? Nie znam cię.
- Znamy się – odparł mężczyzna. – Choć ty nie kojarzysz okoliczności. Uratowałeś mi życie, człowieku.
Lee chciał o coś jeszcze zapytać, ale ktoś go zawołał i na chwilę spuścił swego rozmówce z oczu. To wystarczyło, aby nieznajomy zniknął.

Vatras wyskandował zaklęcie i w powietrzu zmaterializował się portal. On i Nadja znajdowali się za ratuszem, gdzie kilka lat temu Sever po raz pierwszy otworzyła Teleport do Dor Feafort. Pomimo nocy oboje widzieli doskonale w ciemności, a portal jaśniał błękitnym światłem. Vatrasowi udało się odbudować portal, przez który przechodziła Sever – wiódł on do Bractwa Opiekunów.
- Zatem, to pożegnanie – rzekł Vatras. – Te dwa i pół roku spędzone w twoim towarzystwie, były jednym z najlepszych okresów w moim życiu. Że tez chciałaś słuchać takiego starego nudziarza jak ja.
- Wrócę tutaj, obiecuję – powiedziała Nadja. – Wiele się od ciebie nauczyłam. Dziękuje za wszystko, Vatrasie.
- Z wzajemnością.
Nadja odwróciła się, by wejść w portal, gdy powstrzymał ja znajomy głos:
- A gdzie się to wybierasz?
Z mroku nocy wyłoniły się trzy postacie: Lee, Bezimienny i Yzak.
- Idziemy z tobą.
 

Dark Shadows

Active Member
Dołączył
21.10.2005
Posty
1349
No no Sever ty to dopiero piszesz opowiadania a nie takie jak ja. Moje przy twoim nieco takie mizerne, ale to moje pierwsze wiec... Ale wróćmy do twojego opo. Trochę czytałem te wszystkie części, bo nie czytałem od początku, ale już mogę powiedzieć, że są z wyższej półki. Całkiem fajna fabuła i wyważone dialogi i opisy. A że opo z Gothica to jeszcze lepiej. Daje 8.5/10 I czekam na kolejne.
biggrin.gif
 

Isgaroth

Member
Dołączył
7.7.2005
Posty
131
No, nareszcie następne część. Nie wiem, dlaczego myślisz, iż ci nie wyszła. Mimo prawie kompletnego braku akcji nadrabia to atmosferą tajemnicy i wspaniałą fabułą. Niestety ta część jest strasznie krótka i zanim akcja zdąży się rozkręcić, nagle okazuje się, że to już koniec. Staraj się pisać dłuższe kawałki. Moja ocena za tą część to 9.1/10, a za całe opowiadanie 9.5/10. Pisz CD.

Pozdro
smile.gif
.
 
Do góry Bottom