Brago- Studium Tyranii

paniscus

Member
Dołączył
28.4.2005
Posty
375
***

-Nie!- z krzykiem zerwał się z łóżka 30- letni mężczyzna. Rozejrzał się po jaskini, w której mieszkał. Był cały spocony, jego ręce całe się trzęsły. Kiedy skończą się te koszmary myślał w duszy Brago, przywódca bandytów mieszkających w tej jaskini.
-Szefie, coś się stało- przybiegł z zapytaniem, były mieszkaniec koloni karnej w górniczej dolinie.
-Nic się nie stało. Możesz odejść- odrzekł Brago- Na co czekasz!? Won!
-Myślałem...
-Lepiej żebyś nie myślał głąbie jeden. Myślenie zostaw mnie- przerwał herszt.
-Spadaj!- krzyknął na niezdecydowanego podwładnego.
-Nie słyszysz, co szef mówi. Spieprzaj pilnować wejścia do jaskini- przyszedł kolejny bandyta- Co za tupet, nie Brago?
-Ciebie też nie wołałem- odrzekł już spokojniej mężczyzna- Możesz iść mu pomóc w pilnowaniu, chce zostać sam.
-Nie ma sprawy. Bez nerwów.
Jeszcze kilka takich nocy, a zwariuje powiedział do siebie przywódca zaledwie trzy osobowej grupy przestępców, uciekinierów z koloni karnej. Wszystko się zmieni, gdy tylko pokażę list Dexterowi zrabowany od tego śmiesznie wyglądającego kolesia. Będzie inaczej. Jak jeszcze dorwę tego bezimiennego, za którego Dexter wyznaczył nagrodę, to...ach.
Będzie wspaniale. Może Dexter weźmie mnie do siebie, wtedy zostawię was tu głąby.
Oj, żeby tylko przyszedł do mnie ten facet- oddawał się marzeniom Brago. Nie wiedział, że jago marzenia jeszcze tego dnia się spełnią, chociaż nie w każdym szczególe.

ROZDZIAŁ I

Brat Alrika, byłego żołnierza armii królewskiej Robara II, już od dziecka pokazywał cechy przywódcze. Lubił rządzić swoim młodszym bratem, bawili się w napady. Tylko, że wtedy bandytą był Alrik, a paladynem Brago. Wówczas walczyli na patyki, ale od razu widać było, kto z nich ma większy talent. Przeważnie wygrywał Alrik, co doprowadzało do furii jego starszego brata. Brago nie mógł się pogodzić z tym, że jest gorszy. Przyszły herszt bandy wstąpił do wojska jak planował i cały oddał się służbie królowi Robarowi I. Brago lubił czasem popić, zabawić się, przez co często narażał się swemu dowódcy, Wulfgarowi, który jednak często darowywał winy swojemu podwładnemu. M.in. ze względu na Alrika, który po wstąpieniu do wojska okazał się jednym z najlepszych szermierzy wśród żołnierzy.
Żadnemu z nich nie było dane, awansować na paladyna, sługę Innosa.
Pewnego dnia po służbie Brago jak co dzień wybrał się do znajomej knajpy „Głębokie gardło” znanej wszech i wobec z mocnych trunków oraz innych, nieraz nieprzyzwoitych imprez dla zaufanych. Miał on zaproszenie na odbywającą się właśnie imprezę.
„Mmm...pachnie mi to małą orgietką”
biggrin.gif
wszedł uśmiechnięty Brago. Rozejrzał się i usiadł obok bogatego i krzykliwego obywatela. Mężczyzna obrzucił żołnierza zabójczym wzrokiem i dalej obserwował pomieszczenie i bawiących się ludzi w poszukiwaniu miłej towarzyszki.
Chyba wypatrzył, gdyż uśmiechnął się pod nosem, wypił to co miał w kubku i wstał z zamiarem podejścia do niej. Brago słynął z szybkiego refleksu i tym razem był szybszy. Ubiegł swego towarzysza i dotarł do samotnie siedzącej panienki.
-Witaj jestem Brago- zagadał podchmielony już trochę sługa Robara I.
-Cześć mam na imię Helena- odrzekła uśmiechnięta dziewczyna.
-Może się napijesz?
-Z chęcią.
-Mmm, ale smaczne- rzekła zalotnie Helena. Mrugając do towarzysza.
Pewny swego Brago wziął się do działania. Położył swoją rękę na jej udzie i powoli zbliżał do się do łona. Helena cicho westchnęła. Brago coraz bardziej nachylał się i...wylądował z hukiem na drewnianej posadzce.
-Co jest do...!
-Nawet nie drgnij- syknął stojący nad nim mężczyzna.
-Ja ci pokażę, gnoju- odrzekł próbując wstać Brago, ale widząc, iż przeciwnik wyciągnął pałasz z zamiarem użycia, usiadł z powrotem na podłogę.
-Nie można tu wchodzić z bronią- zdziwił się.
-Zależy ile się zapłaci- uśmiechnął się napastnik.
-Hej dziewczynko, jak tam? Szukasz prawdziwego mężczyzny?- odrzekł drugi znany Brago mężczyzna. To był ten sam, którego parę minut wcześniej ubiegł- Pilnuj go Joe! Z nim później sobie pogadamy, hahaha!- wybuchnął głośnym śmiechem mocno pijany napastnik.
Przytrzymał mocno Helenę i przywarł ustami do jej ust- Fantastycznie.
Brago popatrzył w oczy dziewczyny, z których wyczytał wołania o pomoc. Popatrzył na stojącego nad nim przeciwnika. „Zajmuje się czym innym, dobra nasza. Pożałujesz tego gnoju” uśmiechnął się Brago.
-Pośpiesz się Krzykacz!- zawołał wesoły Joe- Ja też chcę, nie...Aułu- zawył z bólu, po mocnym kopniaku w golenie. Ten, którego miał przed chwilą pod szpadą, stanął przed nim i z całej siły uderzył go z nasady dłoni prosto w nos, aż trzasnęło. Joe upadł na drewnianą posadzkę. Próbował podnieś broń, która mu spadła, ale napastnik był szybszy.
-Nawet nie drgnij, gnoju- syknął usatysfakcjonowany Brago, po czym do skoczył do Krzykacza i uderzył z całym impetem pałaszem w miejsce, gdzie plecy kończą swoją szlachetną nazwę. Mężczyzna podskoczył i chciał zaatakować Brago, ale zatrzymał się widząc pod swoim gardłem broń, po czym odszedł powoli na bok.
-Nic ci nie jest- rzekł zatroskany wybawiciel.
-Uważaj!- krzyknęła Helena.
To, co się stało było momentem. Przydały się kilku godzinne ćwiczenia na polu treningowym w szermierstwie, tzw. „szósty zmysł” i refleks nie zawiodły żołnierza. Brago po okrzyku momentalnie skulił się i odskoczył na bok, a następnie szybkim cięciem rozciął napastnikowi gardło. Joe wypuścił miecz Krzykacza, chwycił się za szyję i upadł na drewnianą posadzkę, z której przed chwilą wstał. Druh martwego mężczyzny chciał zaatakować zabójcę przyjaciela, ale Brago kolejny raz pokazał swój wojskowy kunszt. Tym razem jednak oszczędził przeciwnika i obezwładnił go silnym uderzeniem w skroń. W tym samym momencie wszedł do karczmy Alrik z oddziałem wojska, który miał na celu zamknąć tego typu imprezy w porządnym Khorinis. Nie mógł się spodziewać, tego, co tu zastał.

ROZDZIAŁ II

Alrik był zadowolony, dostał pierwszą taką samodzielną akcje. Od dawna cieszył się zaufaniem u swego dowódcy. Wulfgar niepokoił się tym, co się dzieje w znanej karczmie „Głębokie gardło”, już od dawna szukał haczyka. Teraz znalazł, były podejrzenia o nielegalny handel bagiennym zielem, m.in. zakazanym przez prawo „mrokiem północy”. Wysłał, więc swojego zaufanego człowieka, jakim był Alrik. Chciał dać mu szanse wykazania się. Dał mu tuzin ludzi, wierząc, że wszystko będzie dobrze.
-Dobra zaczynamy!- odrzekł do swoich ludzi Alrik- Pablo tylko bez głupiego rozlewania krwi! Rozumiesz?
-Jasne szefie!- odrzekł wesoło, dobrze zbudowany mężczyzna.
-Nie żartuje!
-Spokojnie, rozumiem.
-To jest odpowiedni moment, słychać krzyki- stwierdził jeden z miejscowych strażników.
Pełen podekscytowania Alrik, na czele ze swoimi żołnierzami wszedł do karczmy „Głębokie gardło”. Nie spodziewał się tego, co tu zastał. Na początku nie wiedział co się dzieje, później spostrzegł leżących na ziemi ludzi. Jeden z rozciętym gardłem, drugi nieprzytomny. Wyciągnął miecz, a zanim Pablo i reszta ludzi.
-Ej, ty!- zawołał do stojącego obok martwego Joe mężczyzny, który nachylał się nad pewną panną- Odejdź od niej i to szybko, bo ci...- przerwał, nie potrafił wydusić z siebie słowa.
-Ale jaja, hahaha- zaśmiał się głośno Pablo.
-Witaj braciszku, dobrze, że przyszedłeś- uśmiechnął się mężczyzna- zaaresztuj tego kolesia- wskazał na leżącego Krzykacza.
-Bbrago...co ty...- jąkał się Alrik- co ty tu do cholery robisz!
-Eee... ratowałem tę panią z opresji- wskazał na Helenę, która się uśmiechnęła.
-Tę panią, tę dziw**!- krzyknął brat.
-Ale miłą d*****!- zawołał Pablo.
-To nie jest prostytutka, jak możesz?- zdenerwował się Brago.
-Jak to nie, co nie Helena?- spojrzał zalotnie na tą, o której była mowa.
-A ty skąd ją znasz- powiedział Alrik.
-Znaczy się, ten...Eee...tak mi się powiedziało.
-Nie ważne, idziemy! Pablo podnieś tego dupka. Muszę się porządnie wyspać- odrzekł Brago.
-Aresztujcie go!- krzyknął podnosząc się z drewnianej posadzki Krzykacz- zabił dobrego i wpływowego obywatela Khorinis. To był Joe brat Valentino- po czym zwrócił się do tego, który zabił- jesteś przegrany!
W głowie Alrika kłębiły się myśli, nie wiedział, co zrobić. Muszę go ratować to mój brat, myślał. Nie mogę z nim walczyć.
-Przykro mi, ale jesteś aresztowany- powiedział smutno.
-Chyba żartujesz?- odrzekł Brago, po czym wydobył miecz należący do Krzykacza, zawołał-
nie będziesz walczył z bratem, nie?
-Ja nie, Pablo wiesz co masz robić.
-No pewnie- potwierdził zadowolony strażnik, wyciągając własną broń.
Dobrze to wykombinował mój braciszek, myślał Brago, Pablo to największy frajer w wojsku, nie da mi rady, ale nie mogę go zabić.
-Już po tobie!- zawołał strażnik, chciał szybkim uderzeniem od dołu zaskoczyć przeciwnika, ale ten widząc, co się święci sparował cios i odskoczył na bok. Pablo szybko ciął, lecz i tym razem chybił. Brago uderzył z prawej strony ku górze i byłby zaskoczył napastnika gdyby nie zahaczył o stół. Pablo próbował to wykorzystać, ale ranił przeciwnika tylko w ramię.
„Cholera, trenował. Jest teraz lepszy, będzie trudno”- stropił się Brago. Popatrzył na Alrika, lecz ten odsunął wzrok. „Teraz albo nigdy”- pomyślał i zaatakował. Prawo, lewo i z góry, Pablo został przyparty do ściany. Chciał zrobić unik, lecz dostał cięty w prawą rękę, po czym spadł mu miecz. Zamierzał się po niego schylić, ale nie mógł, ze względu na przystawiony do szyi miecz.
-Jeśli mnie nie wypuścicie to go zabiję- powiedział Brago.
-Nie róbcie głupstw!- zawołał Alrik do swoich żołnierzy, mrugnął znacząco do brata, ten odwzajemnił wzrok, który znaczył: tam gdzie zawsze.
Brago wyszedł razem z Pablem na zewnątrz.
-Na razie złamasie- zawołał do swojej ofiary i z całej siły kopnął go w przyrodzenie, a następnie z kolanka w twarz, po czym szybko uciekł w stronę lasu.
Alrik aresztował właściciela karczmy i innych przestępców będących w niej, również Krzykacza, którego trzeba było obezwładnić.
W krótkim czasie znalazł się nowy właściciel, o imieniu Orlan, znajomy Wulfgara. Zmienił o nazwę budynku na gospodę„Pod martwą harpią”, stała się ona znana w Khorinis. Można tam było się czegoś napić i wyspać porządnie.


ROZDZIAŁ III

Ciemność, ciemność...Mroczny las biegnie mężczyzna, kieruje się ścieżką oznaczoną słupami ze świecącymi na niebiesko... co to jest? Rozglądam się, jestem na bagnie. Drabiny widzę wchodzę po niej, mężczyzna- strażnik pilnuje wejścia do pomieszczenia. Nie widzi mnie, ktoś tam jest, waży jakieś mikstury. Jego twarz jest ciemna, emanuje z niej fanatyzm, zło, nie umiałby znieś porażki. To jest ktoś ważny, zwracają się do niego mistrzu... Świątynia, schody jestem w środku, jest tam mężczyzna z wymalowaną twarzą, kobiety go wachlują. On leży we własnym pokoju. Nie żyje... Gdzie ja jestem, obóz nazywają go „stary”, ale nazwa ta będzie funkcjonowała później. W domku śpi mężczyzna, ten którego wachlowały kobiety, jest niespokojny, o czymś śni. Muszę go obudzić nie mogę. O Boże co to za monstrum, orki, całe mnóstwo, mówią do niego nazywają go jakoś... Śpiący mężczyzna jest coraz bardziej niespokojny, woła kogoś, nie słyszę, głośniej... „Śniąąąąąąącyyy!!” zerwał się. Patrzy się na mnie, zamykam oczy... Jestem z powrotem w obozie na bagnach. Mieszkańcy próbują coś przywołać... Nie róbcie tego! Ktoś tam jest nie znam jego imienia, patrzy się na mnie. Słyszę głos: „Uważaj na siebie... Musisz dokonać właściwego wyboru, bo inaczej... Bo inaczej wylądujesz tu, stąd nie ma ucieczki. Ty o tym powinieneś coś wiedzieć... Woda... Pomocy!! Topie się. Jestem w jaskini, przyszedł do mnie ten bez imienia...

-Nie!- Brago otworzył oczy, cały spocony, jego ręce całe się trzęsły. Rozejrzał się po chatce, w której spał. „Nic się nie zmieniło- pomyślał- wszystko jest tak jak było, a jednak... Już nie jestem małym chłopcem muszę wziąć się za siebie. To był straszny sen... Nic nie pamiętam, chyba za dużo wczoraj wypiłem, co ja tu robię. Pamiętam, o nie! Zabiłem człowieka. Alrik miałem się z nim spotkać. Za chwile tu będzie.” Brago wstał, nie musiał długo czekać na przybycie swojego brata.
-Witaj Alrik, dobrze spałeś? Bo ja nie- zagadał Brago.
-Nie dziwie się. Nie jest zbyt dobrze. Oj nie! Po pierwsze zabiłeś człowieka, po drugie nie dałeś się pojmać i stawiłeś opór, a po trzecie... Tyle starczy.
-Nie da się nic zrobić?
-Rozmawiałem wczoraj z Wulfgarem. Może unikniesz pobytu w koloni karnej...- przerwał, Brago zachwiał się i o mało co nie upadł- co ci jest?
-Nic, tylko mam takie dziwne uczucie... Miałem zły sen, ale nic nie pamiętam.
-Nie ważne. Jak mówiłem może unikniesz więzienia, ale na pewno nie wrócisz do wojska.
-Czemu, tylko się broniłem...
-Nie!- przerwał- Byłeś tam, gdzie nie miałeś być. Handlowali tam zielem, a ty jak się wydało byłeś tam częstym gościem. Zobaczę co się da zrobić, a ty stąd się nie ruszaj. Nie rób głupstw, masz tu trochę jedzenia.- Brago wziął od Alrika paczkę.
-Dziękuje bracie. Wiem, że się dla mnie narażasz. Powodzenia.
Alrik wyszedł, pozostawiając brata sam na sam z sobą i paczuszką jedzenia. Brago jeszcze raz rozejrzał się po chatce, tym razem zobaczył to czego nie widział ostatnio. Ktoś zabił deskami dziury, zauważył dodatkowo nowe łóżko. To jest normalne, że myśliwi często mieszkają w tej chatce, czasem nawet zdarzają się bandyci. Brago usłyszał kroki, wziął paczuszkę i schował ją za łóżkiem. Stanął na rogu tak, aby wchodzący był przed nim. Cicho wyciągnął broń i czekał w pogotowiu. Do chatki weszło dwóch mężczyzn. Brago nie zastanawiając się długo, przyłożył miecz do szyi pierwszego z tych osób, mówiąc:
-Kim jesteście? Co tu robicie?
-Spokojnie. Możesz wziąć tę broń z mojego karku, co? Dzięki.
-Po pierwsze ta chatka jest niczyją własnością i mamy prawo tu przebywać- powiedział drugi z mężczyzn- po drugie ty nie możesz atakować porządnych obywateli miasta bez powodu... No z czego się cieszysz?- przerwał swoją mowę, widząc uśmiechniętego niedoszłego napastnika. Brago uśmiechnął się na słowa „porządnych obywateli”. Widząc ubiór i wygląd mężczyzn, można było wnioskować, że byli oni zbiegami, ukrywającymi się w lesie. Pierwszy z nich miał twarz mordercy, zapewne wolałby on załatwić sprawę od razu, usuwając niewygodnego człowieka. Miał na sobie poszarpany strój z płytek zębacza, na którym były ślady krwi, musiał stoczyć walkę tej nocy. Drugi z mężczyzn był ubrany w strój obywatela o przyjemnej twarzy, ale Brago wiedział, że to tylko złudzenie. Przy jego boku, wisiał niepozornie wyglądający miecz, w porównaniu do potężnego topora, który miał na plecach ten o twarzy mordercy.
-Czemu się chowacie?- spytał nagle Brago.
-A co ciebie to obchodzi. My się w ogóle nie chowamy- odrzekł pierwszy z mężczyzn- szukasz guza?
-Grozisz mi śmieciu?
-Spokojnie, bez nerwów- uśmiechnął się drugi z towarzyszy- to jest nasz przyjaciel. No, co się dziwisz Kris? Nie pamiętasz go, jak wczoraj rozwalił wesołego Joe. To było nie złe, a później tego strażnika.
-Kim ty jesteś?- spytał zaskoczony Brago.
-Mam na imię Dexter- odrzekł zapytany.
-Dexter? To ty sprzedajesz bagienne ziele w gospodzie.
-Poprawka, sprzedawałem. Teraz musimy się ukrywać przez twojego brata, który tu przed chwilą był...- umilkł, z oddali było słychać szmery.
-To na pewno nasi- powiedział Kris.
-Nie. To są chyba strażnicy. Szli za nami.
-No to pięknie- powiedział Brago- no to kurczę pięknie. Musieliście tu przyjść i ściągnąć tu strażników, przez was jeszcze oskarżą mnie o nielegalny handel. Nie ma co tamto, ale się wpakowałem. Muszę coś wymyślić...
-Co masz do myślenia, jeśli ich zabijemy to nikt się nie dowie- powiedział Dexter.
-Nie mogę zabić swoich przyjaciół, przecież ja też jestem żołnierzem.
-Byłeś mój drogi, byłeś. Przecież sam powiedziałeś, że jak zastaną ciebie tutaj to nikt ci już nie uwierzy.
-Co będziemy się streszczać zabijemy go, bo sprowadzi na nas kłopoty- odrzekł Kris.
-Tak nie można. On jest naszym przyjacielem. Prawda... Jak ty masz w ogóle na imię.
-Brago.
-Właśnie, prawda Brago? No a zresztą nie byłby taki głupi. Chyba nie chcesz wylądować za magiczną barierą, gdzie panuje zbrodnia i zło- zaśmiał się Dexter- cicho, idą.
Kris szybko wyciągnął swój topór i stanął za drzwiami, po czym rzekł do Brago:
-Tylko uważaj strażniku, chyba nie chcesz zdechnąć. Nie próbuj nas zdradzić.
Dexter usiadł na krześle jak by nigdy nic, mając broń w pogotowiu i czekał. Brago nie ruszył się z miejsca, nie wiedział co z sobą zrobić. Weszło czterech strażników, trzech z nich wyciągnęło bronie Czwarty nie wyciągał broni, rozejrzał się po chatce i powiedział:
-Jesteście aresztowani, o kogo my tu mamy- spojrzał na Brago- witaj przyjacielu.
-Pablo to nie jest tak jak myślisz, uważaj!- krzyknął, widząc zamierzającego się Krisa. Pablo odskoczył na bok i wyciągnął broń. Dexter zerwał się i rozciął szyje jednemu ze strażników i zaatakował drugiego. Kris skoczył na trzeciego i potężnym uderzeniem z nad głowy, niemalże przeciął strażnika na pół, ale nie zdążył przygotować się do obrony przed szybkim uderzeniem kolejnego napastnika. Pablo ochłonąwszy trochę, z nagłego ataku. Zamarł widząc kolegę, przeciętego niemalże na pół. Nie czekając długo walnął swoim mieczem w głowę Krisa, odskoczył i ponownie z całej siły uderzył, tym razem był to śmiertelny cios. Kris upadł na podłogę rozpłatanym gardłem, zalewając całą podłogę krwią. Pablo rozejrzał się po domku, zobaczył tego kogo szukał, uśmiechnął się i podleciał do niego:
-Zabiję cię Brago.
-Ja nie mam nic z nimi wspólnego- bronił się.
-No i co z tego. Ośmieszyłeś mnie, to był twój błąd- to rzekłszy Pablo, skoczył na przeciwnika nim ten zdążył wyciągnąć broń i ciął go po brzuchu, lecz tylko go drasnął. Brago wyciągnął broń i czekał na atak. Napastnik rzucił się na niego, przypierając go do muru. Pablo próbował zaatakować od dołu, a następnie z prawej strony, nagle odskoczył dźgając wroga w nadgarstek. Brago wypuścił broń z ręki. Przeciwnik roześmiał się złowrogo już miał zamiar rzucić się, gdy nagle umilkł dotknął ręką potylicy, spojrzał na swoją dłoń i zdziwiony spojrzał krew. Spojrzał na Brago, ale ten szybkim uderzeniem z krzesła powalił Pabla na ziemię, ratując go tym samym od śmierci, gdyż Dexter chciał dobić strażnika, lecz nie zdążył.
-Szybko uciekamy!- krzyknął do Brago- oni tu na pewno nie byli sami. Musimy uciekać- spojrzał na martwego towarzysza- Żegnaj Kris, nigdy nie przepadałem za tobą. Pozdrów ode mnie Beliara- Wyciągnął paczuszkę, którą miał przy sobie Kris i szybko wyszedł. Brago też wziął swoją paczkę i pobiegł za swym nowym towarzyszem, trzymając się za swoją krwawiącą dłoń.
 

s_e.b_a

Active Member
Dołączył
13.2.2005
Posty
1253
Opowiadanie bardzo fajne szkoda tylko że kończy sie na pierwszym rozdziale ale mam nadzieje że napisze dalszy ciąg w najblizszym czasie.

Ps. Fajnie że za bohatera wziąłeś sobie normalnego zwykłego kolesia a nie jakiegoś super napakowanego herosa.
 

Gbr

Zbanowany
Dołączył
9.4.2005
Posty
43
Korcze skończyłeś gdy zaczeło się robić naprawde ciekawe. Dobra historia ciekawi i tajemniczy bohaterowie. Czekam na cd z niecierpliwością 9/10. Pamiętaj wierze w ciebie!!!
 

Blizna

Member
Dołączył
10.3.2005
Posty
592
To opowiadanie jest jedno z lepszych jakie czytałem na tym forum.
Czytało mi sie je naprawde dobrze jest świetne fajny klimat świetnie opisana akcja bier sie do roboty i pisz kolejną część bo czekam.
 

Yezo

Active Member
Dołączył
19.10.2004
Posty
1604
Oo miodzio opowiadanie, jedyna wad to to iż jest troszke krótkie. podzielam zdanie poprzednika, że skończyło się w tedy, gdy akurat zaczęło się coś dziać. Pozatym wszystko ok. Tak trzymaj i w miare szybko napisz ciąg dalszy, bo naprawde jest na co czekać. Aaa tylko jak już będzie ten CD to pasuje żeby był troszke dłuższy
tongue.gif

ave
 

Kacperex

KacŚpioszek
Dołączył
26.10.2004
Posty
6508
Dobre, dobre. naprawde fajne opowiadanko. Podoba mi się akcja(choc się dopiero rozwija) no i fabuła. Ogólnie dobry klimacik spox opowiadanie no i napisz juz kolejne rozdziały!
 

jacek_89

Member
Dołączył
30.4.2005
Posty
54
Kurcze, Paniscus, długo trzeba czekać na tą drugą część? Ja nie mogę się już doczekać.
Chyba, że Cię zawiesił ten sławny moderator Glifion?
 

paniscus

Member
Dołączył
28.4.2005
Posty
375
Siema ludzie.
Przepraszam, że musieliście tak długo czekać na dalszy ciąg opowiadania, ale dostałem ostrzeżenie. Zawiesił mnie najsurowszy moderator. Nie wiedział co czyni, gdyż sprowadził na was mękę czekania, niepewności dalszych losów bohatera.
To też człowiek, mam nadzieję, że już mnie nie zawiesi, będę teraz uważał.
Dziękuje za miłe posty. Acha, mam pytanko jak mogę zmienić temat w mym poście, na np. Brago-... "część 3" i czy mogę umieszczać w opowiadaniu nicki, które mają użytkownicy forum. Ale chyba można.
NaRazie.
Życzę miłej lektury, kończe już pisać IV rozdział.
 

Yezo

Active Member
Dołączył
19.10.2004
Posty
1604
Na początku nie mogłem sie połapać czy są juz nowe części czy nie. Ale już wiem że są. A co do samego opowiadania. Nono masz to coś co pozwala ci pisać takie fajne opowiadnie. opowiadnie bardzo mi się podobało. Ciekawe. intrygujące, z szybko i interesująco rozwijającą sie akcja, błędów jako takich nie zauważyłem, jednym słowem bardzo dobre. Tak trzymaj i czekam na ciąg dalszy.
 

paniscus

Member
Dołączył
28.4.2005
Posty
375
No siema!!
Tu jest dalszy ciąg mojego opowiadania. Mam nadzieję, że nie będzie takie złe.
Przeczytajcie i skomentujcie. Jestem otwarty na każdą krytykę.

ROZDZIAŁ IV

Trzymając się za swoją bolącą dłoń Brago rozmyślał, leżąc w chatce. „To nie tak miało być. Teraz już się nie wytłumaczę. Wszystko się spieprzyło. Racjonalnie rzecz biorąc mogłem tam zabić Pabla, wszystko by poszło na Dextera i ich bandę, ale nie! Kurczę jest za słaby psychicznie, muszę być bardziej stanowczy.” Wtedy Brago jeszcze nie wiedział, że za niedługi czas dojrzeje do mordu na niewinnych ludziach, stanie się mordercą i bandytą.
-Wstałeś już?- wszedł do chatki z pytaniem Dexter- jak tam ręka, boli jeszcze? Dobrze się wczoraj spisałeś, tylko nie wiem czemu uratowałeś tego strażnika. Wiesz, że teraz nie masz odwrotu.
-Wiem- odpowiedział.
-Chcesz coś zjeść?- popatrzył na otwartą paczkę Alrika- mam na myśli coś świeżego.
-Hmm no pewnie- odrzekł Brago i uśmiechnął się na myśl o pieczystym.
Wyszedł z chatki i rozejrzał się po obozie bandytów, wczoraj był zbyt zmęczony na rozglądanie się. Znajdowali się na wysokiej skarpie niedaleko farmy Onara, najbogatszego farmera w okolicy. Był to obóz niewielki, aktualnie mieszkało w nim około trzydziestu bandytów. Na środku było ognisko, przy którym siedzieli zbóje i piekli jakieś mięso, chyba kretoszczura. Obok ogniska stała wieża, siedziba dowódcy. Przy drzwiach stało dwóch mężczyzn w zbrojach odróżniających się od innych bandytów, takie pancerze miało jeszcze kilku siedzących przy ognisku. Z wieży wyszedł wysoki i barczysty mężczyzna, a za nim młody chłopak w poszarpanej koszuli. Większość bandytów popatrzyła z niesmakiem na swego dowódcę, ale nikt się nie odezwał słowem. Brago zrozumiał w czym rzecz i odwrócił wzrok z odrazą. Zobaczył dwóch bandytów, którzy rozmawiali cichą ze sobą, spoglądając co pewien moment na dowódcę.
-To Cipher i Mordrag- powiedział do niego cicho Dexter- to są moi, a zarazem twoi przyjaciele. Lepiej trzymaj się ich blisko.
-Dlaczego?
-Wkrótce się przekonasz, będziesz nam pomocny- uśmiechnął się.
-Co jest ludziska- zawołał wesołym głosem dowódca i głośno się zaśmiał- Co tacy niemrawi jesteście?- zapytał, po czym zwrócił się do młodzieńca w poszarpanej koszuli- Idź Wrzodku pojedz sobie- następnie dodał- zasłużyłeś.
-Nie długo tu jeszcze pobędzie- szepnął Dexter do Brago.
-Zlikwidujecie go?- spytał, ale towarzysz nic nie odrzekł, tylko się uśmiechnął.
Do obozu przyszło jeszcze dwóch pokrwawionych ludzi z pełnymi workami, które rzucili pod nogi dowódcy.
-Co to jest?- spytał ich.
-Towar, który zwinęliśmy handlarzowi, podróżującemu z Khorinis do farmy Onara- odpowiedział bandyta- straciliśmy trzech ludzi, Arnoldzie.
-Nie odzywaj się tak do mnie! Jestem twoim dowódcą, mów mi szefie!
-Pshaw- parsknął bandyta- idź się lepiej zabaw z Wrzodem.
-Już po tobie, psie!- warknął dowódca i wyciągnął miecz. Bandyta był szybki, ale nie tak jak jego przeciwnik. Po paru sekundach leżał na ziemi pozbawiony głowy. Dowódca rozejrzał się wyzywająco po bandytach i głucho się zaśmiał:
-I co barany? Który mi podskoczy. Chłopcy do mnie- zawołał swoich zaufanych ludzi, wyróżniających się innym i mocniejszym pancerzem.
-Spokojnie, przecież to był wybryk jednego człowieka- odezwał się Dexter- wszyscy cię tu szanują i kochają... znaczy się lubią- zakończył z drwiną.
-Nie denerwuj mnie Dexter! Ja wam pokażę, ja wam pokażę!
-Lepiej niech nie pokazuje- syknął cicho Cipher, który razem z Mordragiem podeszli do Brago i Dextera.
-A ty!- dowódca wskazał na towarzysza martwego bandyty- poniesiesz karę.
-Za co? Przecież ja...
-Milcz! Zrobisz to dla mnie- uśmiechnął się. W obozie zapanowała cisza. Arnold odwrócił się i spojrzał na Brago, którego zapytał:
-A ty co tu robisz i kim ty jesteś u diabła?
-Ja...
-Nazywa się Brago i chce się do nas przyłączyć- przerwał Dexter.
-Jaka z niego będzie wartość? A w ogóle i tak mamy przeludnienie.
-Już nie. Jednego się pozbyłeś, a wartość to on ma. Widziałem na własne oczy jak zabił trzech strażników w chatce, w lesie- Brago spojrzał na niego pytająco, ale Dexter tylko się uśmiechnął i mówił dalej- I jak będzie?
-Nie ma sprawy. Umiesz się bić to dobrze, ale nie podnoś nigdy na mnie ręki, bo zginiesz. Podejdź no tu- zachęcił dowódca, uśmiechając się pod nosem- młody jeszcze.
-Idź i pokaż co potrafisz- szepnął mu Cipher.
-Ale mój nadgarstek, jeszcze mnie boli.
-Idź i rób co do ciebie należy- syknął groźnie Mordrag- my będziemy cię ubezpieczali.
-No chodź. Podejdź i nie bój się nie zrobię ci krzywdy- powiedział do Brago herszt bandy, a w duchu sobie dodał: „Wręcz przeciwnie”. Brago szedł powoli, spojrzał jeszcze raz na swych towarzyszy i podszedł do Arnolda. Dowódca uśmiechnął się i mrugnął do niego. Po ciele byłego strażnika przeszły zimne dreszcze. Miliony myśli kłębiły się w głowie. Nie wiedział co zrobić, co miał na myśli, mówiąc Mordrag, że ma zrobić to co do niego należy, czy...?
Nie, to nie możliwe. Uspokajał się w duchu Brago. Nie dam się, będę ratował swój honor, bo... tylko on mi został.
-Co taki nieśmiały jesteś?- spytał dowódca- lubię takich chłopców.
Bandyci nie wiedzieli co zrobić, wiele razy już widzieli podobne sceny. Tym razem jednak byli zdenerwowani zabójstwem jednego z nich i bezkarnością Arnolda. Jeden, mały impuls mógł doprowadzić do wybuchu gniewu. Dexter i inni zobaczyli możliwość w zbiegłym strażniku, którego mieli zamiar poświęcić.
-Musisz przejść chrzest na bandytę, z chłopca musisz stać się mężczyzną- rzekł dowódca do Brago- wiesz jak to się robi, prawda?- spytał się i chwycił go za krocze. Brago nie wytrzymał.
Z całą złością, która nagromadziła się w ostatnich dniach zaatakował Arnolda. Dowódca się tego nie spodziewał po nieśmiałym i uległym chłopcu. Brago z całej siły odepchnął przeciwnika i wyszarpnął jego miecz z pochwy. Zanim herszt bandy zdołał się zorientować w sytuacji, leżał na ziemi obok swojej niedawnej ofiary, również jak i ona pozbawiony głowy.
Zaufani ludzie Arnolda wyciągnęli broń i rzucili się na Brago, ale za mordercą ich ukochanego szefa stanęli inni bandyci. Mordrag wyciągnął łuk i z bezpiecznej odległości strzelał w bandytów, czasem trafiając nie tego, którego miał trafić, ale nie załamywał się, gdyż kołczan miał pełny. Cipher wraz z Dexterem odsunęli się na bok i przypatrywali się walce. Walka nie trwała długo, gdyż bandytów było dużo więcej. Ku zaskoczeniu spiskowców Brago wyszedł z opresji bez szwanku.
-Co za koleś- zdumiał się Cipher- chyba jest ulubieńcem Innosa.
-Albo i samego Beliara- odrzekł Mordrag.
-Dobrze się spisałeś- odrzekł do nadchodzącego bohatera Dexter- jesteś rewelacyjny.
-Zrobiliście ze mnie narzędzie, wykorzystaliście mnie- krzyknął z wyrzutem Brago.
-Ale ręka już tak nie boli, co nie?- zadrwił Mordrag.
-Jeśli nadal będziesz trzymał się blisko mnie to daleko zajdziesz- uśmiechnął się Dexter, a po ciele Brago przeszły dziwne dreszcze.
-Uwaga! Strażnicy!- krzyknął któryś z bandytów i w tym właśnie momencie pojawiło się w obozie około trzydziestu strażników na czele z Wulfgarem i Alrikiem. Rozbójnicy wykończeni walką nie mieli szans z przytłaczającą przewagą sług króla Rhobara.


to jeszcze nie koniec
laugh.gif
CDN.
 

paniscus

Member
Dołączył
28.4.2005
Posty
375
No siema!!
Tu jest dalszy ciąg mojego opowiadania. Mam nadzieję, że nie będzie takie złe.
Przeczytajcie i skomentujcie. Jestem otwarty na każdą krytykę.

NaRka i pozrowienia

edit:
wysłałem dwa posty sorry "samo się", to był przypadek
 

s_e.b_a

Active Member
Dołączył
13.2.2005
Posty
1253
Ta część opowiadania jest równie dobra co jego wcześniejsze rozdziały. Bardzo mi sie podoba to że bohater nie jest jakimś ziomkiem co w pojedynke ciacha zastępy orków ale też nie jest jakąś ciotom i umie sobie poradzić w życiu. Ale jedna rzecz mnie intryguje. Ten Arnold on miał jakieś takie troche gejowskie skłonności. Dobrze to odebrałem??
 

paniscus

Member
Dołączył
28.4.2005
Posty
375
No siema!!
Tak S.E.B.A dobrze to odebrałeś, Arnold miał takie skłonności, ale na szczęście Brago go wyeliminował. Fajnie, że ci się podoba.
laugh.gif


NaRka i pozdrowienia
 

jacek_89

Member
Dołączył
30.4.2005
Posty
54
Bardzo fajne opowiadanie, ale coś mi nie pasuje. Ten Mordrag czasem nie trafiając w tego kogo trzeba trafiał swoich towarzyszy? To jest śmieszny moment, ale trochę zmienia klimat.
Oceniam na 9/ 10.
Czekam na następne rozdziały.
 

Lord Maniek

Member
Dołączył
23.3.2005
Posty
177
cholercia to było naprawde dobre , juz wiem dlaczego stosujesz taką ostrą krytykę wobec niektórych "początkujących pisarzy".Lord Maniek składa szczere Gratulacje.
 

paniscus

Member
Dołączył
28.4.2005
Posty
375
No siema!!
Tutaj umieszczam kolejny rozdział mojego opowiadania. Mam nadzieję, że będzie się wam podobał. Jest on trochę inny od pozostałych, ale też chyba nie jest najgorszy>>> Taką mam nadzieję.
biggrin.gif

Czytajcie i komentujcie.

ROZDZIAŁ V

Alrik nie mógł uwierzyć w opowiadanie Pabla, ale z drugiej strony jego brat był w tej chatce. Jakby był zły to zabiłby, a nie zostawiał świadka. Chciał to sprawdzić i uderzyć na obóz bandytów wraz ze strażnikami. Postanowił porozmawiać z Wulfgarem.
-Witaj Alrik- pozdrowił swojego podwładnego Wulfgar.
-Witaj. Mam pytanie. Czy nie moglibyśmy uderzyć na obóz bandytów, przecież mamy tam swojego szpiega, zawiadomiłby nas o dobrej okazji.
-Czy to nie jest sprawa osobista, dotycząca twojego brata, który wszedł w konszachty z bandziorami. Służba królowi jest zawsze na pierwszym planie, pamiętaj.
-Pamiętam, ale są oni nieznośni i trzeba ich w końcu wysłać za barierę.
-Nie teraz, musi coś się stać...- nie dokończył, bo w tym samym momencie wbiegł do siedziby dowódcy żołnierz. I powiedział jednym tchem:
-Przepraszam, ale mam wiadomość.
-Jaką.
-W drodze do Khorinis został napadnięty kupiec Marcel wraz ze swoją świtą. Wszyscy nie żyją, oprócz jednego chłopca, któremu udało się uciec. Zginęło trzech bandytów, a dwóch uciekło.
-Było ich tylko pięciu. Niesłychane robią się coraz bardziej bezczelni.
-No to uderzymy?- spytał Alrik. Wulfgar kiwnął głową, po czym rzekł:
-Zbierać ludzi! Zmiażdżymy ich.
***

Alrik czekał zniecierpliwiony na sygnał od szpiega wśród bandytów, mówił on o zamieszaniu, które wybuchnie. Wtedy będzie można zaatakować. Alrik chciał się przekonać czy jego brat stoczył się tak nisko, by pracować dla bandytów.
-Szefie co robimy?- spytał jeden z żołnierzy, młody jeszcze. Byli oni w trójkę wysłani jako zwiadowcy, by obserwować obóz bandytów.
-Podejdźmy bliżej tylko cicho- szepnął Alrik. Szybko zlikwidowali strażnika, który pilnował i zakradli się od strony kopalni. Obserwowali co się dzieje w obozie, zauważyli dowódcę okrutnego Arnolda, który rozmawiał z jakimś mężczyzną. Alrik zamarł to był Brago. Widział on szybkość swego brata, który zabił dowódcę, był pod wrażeniem jego kunsztu. Zauważył ich szpiega, który dał znać Wulfgarowi, że jest wszystko w porządku i można atakować. Alrik postanowił złapać brata, aby nie stała mu się krzywda. Rozpoczęła się walka. Bandyci od samego początku byli na straconej pozycji. Brago postanowił uciec, ale w ślad za nim pobiegł Alrik z dwoma żołnierzami. Nagle zostali otoczeni przez kilku bandytów. Pierwszych dwóch w momencie znalazło się na ziemi, ale inni byli bardziej doświadczeni. Po pewnym czasie Alrik został sam. Wykonał szybki obrót rozplatając gardło jednemu z napastników, a drugiemu wbił miecz w brzuch, przebijając go. Nie zauważył jednak innego bandyty, który skoczył na niego z bronią.
-Alrik uważaj- krzyknął Brago i szybkim uderzeniem zabił napastnika.
-Dzięki bracie.
-Jak za dobrych czasów co nie.
-Nie Brago, teraz jest inaczej- smutno odpowiedział Alrik. Brago widząc, że bandyci zostali obezwładnieni postanowił uciec. Na pewno by mu się to udało, gdyż brat nie próbował go zatrzymywać, ale wszystko widzący Wulfgar nie był taki miły i szybkim uderzeniem w skroń zapobiegł ucieczce. Brago upadł na ziemie nieprzytomny.
Alrik siedział w kwaterze dowódcy. Razem z nim było jeszcze czterech innych strażników, łącznie z Wulfgarem i Pablem, który doszedł do siebie.
-Wytłumacz mi jak twój brat mógł uciec?- spytał dowódca Alrika.
-Nie wiem.
-Jak to nie wiesz? Ty mu na pewno pomogłeś- przerwał Pablo.
-Stul pysk jeb**y konfidencie- warknął groźnie mężczyzna stojący przy drzwiach.
-Co?- zdumiał się Pablo.
-Cisza- przerwał Wulfgar- uspokój się Pablo i ty Wambo- No i jak będzie Alrik? Wiem, że starasz się uratować brata, ale i tak go dorwiemy. Lepiej nam powiedz, gdzie się on ukrywa...
-Bo może zginąć- uśmiechnął się Pablo- Aułu!- krzyknął po silnym uderzeniu Wamba- Orzesz kur**- przeklął Pablo na widok wchodzącego mężczyzny.
-Witajcie- odrzekł człowiek w poszarpanym ubraniu- Nie wińcie mego brata.
-Witaj Brago- uśmiechnął się Wulfgar- Już miesiąc od twojej ucieczki. Wiesz co cię czeka.
-Wiem- odpowiedział.
-Za dwa miesiące dołączysz do transportu żywności do górniczej doliny. Twoich towarzyszy już tam wysłaliśmy miesiąc temu. A co do ciebie- zwrócił się do Alrika.
-Zostawcie go w spokoju- bronił brata Brago.
-Nie przerywaj mi- odrzekł dowódca- Ty nie będziesz sądzony, nie wyślemy cię do górniczej doliny, ale... jest mi naprawdę bardzo przykro z tego powodu, zostajesz wydalony z armii królewskiej- w kwaterze zrobiło się cicho. Alrik był lubiany, ale Wulfgar nie miał innej możliwości. Za pomoc uciekinierowi, często wydawano wyrok śmierci. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że i tak był łagodny wyrok. Mógł on zostać zesłany do koloni karnej.

Było to sześć miesięcy przed wydarzeniami, które miały odmienić los wszystkich więźniów koloni w górniczej dolinie, jak i mieszkańców Khorinis. Na skarpę, gdzie wymienia się żywność i inne produkty za rudę, wprowadzono kolejnego więźnia. Towarzyszył im sędzia najwyższy, gubernator Khorinis, kilku strażników oraz pewien mężczyzna, który nie miał wesołej miny. Sędzia odczytał wyrok: „Skazuje się tego człowiek o imieniu Brago, na pobyt w górniczej dolinie i pracy dla naszego szlachetnie nam panującego króla Rhobara II.”
Po odczytaniu wyroku strażnicy odcięli więzy więźniowi i czekali na rozkaz zrzucenia go do doliny.
-Żegnaj bracie- powiedział przestępca.
-Żegnaj- odrzekł Alrik.
-Uważaj na siebie Brago- rzekł do niego Wambo- Nie daj się tam!- uśmiechnął się.
-Zrzucać!- rozkazał gubernator. Brago jeszcze raz rozejrzał się po okolicy, mając dziwne przeczucie, że tu jeszcze wróci.
 

jacek_89

Member
Dołączył
30.4.2005
Posty
54
Rzeczywiście, rozdział inny niż wcześniejsze, ale równie dobry. Nie przestawaj pisać. Jest parę literówek, ale one ujdą w tłumie.
Ten rodział oceniam na 8,5/ 10.
 

paniscus

Member
Dołączył
28.4.2005
Posty
375
No siema!!
Daję wam tutaj kolejny rozdział mojego opowiadania. Widzę, że nie komentujecie, więc wychodzę z założenia, że albo wam się podoba, albo tego nie czytacie.
Mam nadzieję, że będzie się wam te opowiadanie podobało.


ROZDZIAŁ VI

Niebo było tutaj inne, ale czy to w ogóle było te niebo. Kopuła, bo tak to możemy nazwać roztaczała się nad mieszkańcami doliny. Cały horyzont migotał w różnych kolorach, m.in. niebieskim i różowym. Wyglądało to tak jakby gwiazdy zaczęły krążyć w bezładzie, kolorowy chaos na niebie, a na dole szara i ciężka rzeczywistość. Teraz jednak kolonia była pogrążona w śnie, poza niektórymi wyjątkami, ale nie będę o nich się rozpisywał. Stary obóz był pierwszym z założonych, władzę tu przejął Gomez i jego sługusy- magnaci. Wszyscy musieli się im podporządkować, bo inaczej kończyli marnie. Głównie dlatego Lee założył nowy obóz, poszła za nim spora grupa więźniów. Był jeszcze trzeci obóz na bagnie, członkami tego obozu byli wyznawcy Śniącego, istoty która miała pomóc w wydostaniu się doliny i zniszczeniu bariery, jak się później okazało pomogła, ale nie w ten sposób jak wszyscy sobie wyobrażali.
Nie wszyscy tej nocy spali dobrze. W starym obozie w chatce po jednym z kopaczy Rupercie, który postanowił uciec do obozu na bagnie przy pomocy tajemniczego bezimiennego, spał mężczyzna z widoczną blizną na nadgarstku. Nie miał on dobrych snów, męczyły go koszmary. Od dłuższego czasu nie mógł zrozumieć tych snów. Po zesłaniu do górniczej doliny, nasiliła się ich częstotliwość. Ten głos ostrzegający go przed... nie wiedział przed czym. I nagła ciemność, śmiech... Królestwo Beliara, mężczyzna czuł, że jest coraz bliżej tego miejsca i oddala się od ognia. Szum, woda! Dużo wody, co to znaczy? Nie może tego zrozumieć, ale wkrótce zrozumie. Mówi się, że oddany żołnierz w przyszłości będzie albo prawdziwym wyznawcą Innosa, albo stoczy się na dno. Mężczyzna już zaczynał rozumieć i postanowił coś ze swoim życiem zrobić.
Brago obudził się i spojrzał na zewnątrz. „Dopiero świta. Znów mnie męczył ten sen” pomyślał i usiadł na łóżko. Chwycił się za swoją prawą rękę, ból nie ustępował. Mężczyzna doszedł do wniosku, że trzeba tę rękę wyleczyć, ale jeszcze nie miał pieniędzy. „Haruję jak wół i nic z tego nie mam, ale jeszcze się przekonacie będę kimś. Zobaczycie wszyscy, ty Bloodwyn jeszcze się przejedziesz. Po co przyszedłem do Wulfgara oddać się w jego ręce? Później te przykrości w Starym obozie. Niesłychane, że Dexter pomyślał, że mogłem go zdradzić i nasłać na nich strażników. No, ale wszystko się wyjaśniło. Dzięki niemu, mojemu najlepszemu przyjacielowi, zostałem cieniem. Zrobiłbym dla niego wszystko. Dzisiaj muszę iść do starej kopalni. Lepiej wyruszę od razu”- pomyślał Brago, po czym wstał, wziął miecz oraz średnią kuszę i wyszedł z chatki, kierując się do Dextera.
-Witaj przyjacielu- rzekł Brago do stojącego kupca.
-Witaj- odwzajemnił pozdrowienie mężczyzna- Tak szybko już na nogach?
-A postanowiłem od razu pójść do starej kopalni i załatwić tę twoją sprawę.
-To wspaniale. Pójdziesz do Węża i dasz mu tą paczkę. Pamiętaj za mniej niż tysiąc sztuk rudy nie dawaj mu jej.
-Oczywiście.
-Jak się pośpieszysz i wszystko dobrze pójdzie to otrzymasz...- kupiec zawahał się- sto bryłek. Co ty na to?
-Rewelacja, przyda mi się- ucieszył się Brago na myśl o wyleczeniu ręki.
-No to spadaj i uważaj na siebie.
-Na razie.
-Pa!- kupiec pożegnał swego zaufanego człowieka i paczkę. Miał już on nigdy nie zobaczyć, ani tej paczki ani 1000 bryłek rudy.
Brago wziął paczkę i wsadził do plecaka, który sobie wziął. Kuszę przewiesił na bok, by nie kolidowała z plecakiem. Wychodząc południową bramą pozdrowił strażników:
-Za Gomeza!
-Za Gomeza!- odpowiedzieli. Brago poszedł wzdłuż mostu, gdzie przebywało jeszcze dwóch innych strażników i skręcił w lewo. Przeszedł parę metrów i zobaczył trzy ścierwojady. Podszedł bliżej, wziął kuszę i wymierzył. Dwa pierwsze zwierzęta zabił, ale na trzeciego postanowił użyć miecza, chciał się trochę rozerwać. Ścierwojad rzucił się na Brago, ale nie miał najmniejszych szans. Mężczyzna szybkim uderzeniem od dołu rozplatał brzuch zwierzęcia, zrobił piruet i z całej siły uderzył Ścierwojada po głowie. „I tak człowiek pokonał bestie”. „Żadna przyjemność”- pomyślał Brago. Poszedł dalej nie napotykając po drodze prawie żadnych żywych zwierząt. „To pewno zasługa Diega, widziałem, że wychodził dziś rano w stronę starej kopalni.” Gdy doszedł do wodospadu, zobaczył spłoszonego Zębacza. Zwierzę także go zobaczyło. Brago uśmiechnął się na myśl o walce. Wyciągnął broń i czekał. Zębacz wystraszył się na początku widząc człowieka, ale rozpoznając, że to nie jest ten ,który zmasakrował całą jego rodzinę w pobliżu kanionu Trolli, nabrał pewności siebie i zaatakował. Próbował zaskoczyć go szybkimi ugryzieniami w nogi, ale Brago spodziewał się tego. Mężczyzna podskoczył wysoko i uderzył mieczem prostopadle w czaszkę stwora, przebijając ją i zabijając bestię. Brago widocznie zniesmaczony szybkim wykonaniem wyroku, skierował się w stronę kopalni, z której wracali, jak co dzień bracia z sekty. „Co za idioci- pomyślał mężczyzna- Cor Kalom spieprzył, a oni nadal zbierają wydzielinę pełzaczy, których i tak jest już bardzo mało w naszej kopalni, od czasu zabicia królowej tych stworzeń.”
Pozdrowił stojących świątynnych strażników i wszedł do kopalni.
-Za Gomeza!- przywitał stojącego strażnika. Minął jednego z „sekciarzy” i zszedł po drabinie na dół. Doszedł do dowództwa kopalni, stanowiska Jana.
-Za Gomeza!- pozdrowił go mężczyzna.
-Za Gomeza!- odpowiedział Brago.
-Co tu robisz?- spytał Jan.
-A takie tam... Mam pewną sprawę. Tylko się rozejrzę.
-Tylko nie sprawiaj żadnych kłopotów- powiedział dowódca.
-Dobrze już- rzekł Brago i skierował się do Węża. Zobaczył go przy hucie, gdzie wytapia się rudę. Pracował tam ork- niewolnik, który został ujarzmiony przez strażników.
-Witaj Brago!- pozdrowił Wąż.
-No cześć. Jak tam?- odpowiedział.
-Dobrze. Masz coś dla mnie.
-Oczywiście. A co w ogóle jest w środku?
-Ciekawość to pierwszy stopień do królestwa Beliara. Pamiętaj. Lepiej nie wiedzieć za dużo.
-Rozumiem.
-Masz tu 1100 bryłek rudy. 100 niech będzie dla ciebie, za dobrą wolę- uśmiechnął się Wąż.
-Dzięki stary. Jesteś spoko koleś, a tak poza tym co...- urwał, gdyż usłyszał głośny krzyk:
-Aaaargh!!- zawył głośno ork, zerwał się z więzów i skierował się w stronę przejścia do górnej części kopalni, za nim pobiegł drugi ork. Strażnicy zdumieli się, ale szybko wzięli się do działania, z pomocą „sekciarzy” w parę chwil obezwładnili bestie, lecz one nie dawały za wygraną. Całą siłą i złością walczyli z ludźmi. Wiedzieli, że za chwile umrą, ale pocieszała ich jedna myśl, iż nikt nie wyjdzie z tej kopalni żywy.
-Co to kur** za trzaski!- krzyknął Brago i spojrzał na Węża.
-Nie wiem, te ścierwa lubią trochę poszaleć- odpowiedział.
-To na pewno nie to, one wyczuły niebezpieczeństwo. Lepiej żebym sobie...
-Słyszysz- przerwał mu towarzysz- Co to jest?- spytał. Brago już gdzieś słyszał ten dźwięk, ten znajomy szum, tak dzisiaj w śnie, to było ostrzeżenie...
-Kur**!! To woda! Spadam!- zawołał i zaczął szybko biec na wyższe partie kopalni.
-Co on bredzi?- powiedział do siebie Wąż, ale słowa Brago zrobiły swoje. Część kopaczy przestała pracować, strażnicy zmuszali ich do pracy, ale szło im to opornie. Sami słudzy Gomeza czuli niepokój.

-Co robisz Ashgan?- spytał jeden ze strażników mężczyznę pilnującego przejścia do gniazda pełzaczy, którego właściwie już nie trzeba pilnować, po tym jak człowiek bez imienia zabił królową tych stworów.
-Nic, cicho. Słyszysz?- spytał mężczyzna z potężnym pancerzem, po czym wszedł do tunelu, za nim poszedł jeden ze strażników.
-Tutaj słychać wyraźnie. To jest jakiś szum.
-Co to może być Ashgan?
-To jest coś jakby woda, ale nie wiem. Dziwne, mokro tu jest- zniżył pochodnie nad ziemie, gdzie zobaczył rozkładające się szczątki jednej z ofiary „bezimiennego”, leżącą w błocie.
Ashgan spojrzał na wlot do jaskini królowej pełzaczy i zobaczył morze... fale.
-O Innosie- westchnął strażnik. Obudził się z samego rana zadowolony, pełen życia. W południe miał wyjść na powierzchnie, pełzaczy już tak nie widać, więc on nie jest tu potrzebny. Postanowił jeszcze odwiedzić swoje stare miejsce pracy. Jak to się mówi „człowiek sentymentalny to słaby człowiek”. Sentymenty jednak mogą zabić, niestety...
„Woda, jak ja lubię wodę. Tamte czasy młodości, już nie wrócą. Jak ja kochałem morze, te imprezy nad plażą, zabawy z dziewczyną w wodzie i ...” ciemność. Ashgan z hukiem uderzył o ścianę, ginąc na miejscu. Przynajmniej umarł szybko, większość z pracowników kopalni nie miało tego szczęścia. Woda jeden z najgroźniejszych żywiołów przypomniał o swojej niszczycielskiej mocy. Zapory pękały jak suche patyki. Bezradność uciekających ludzi i radość umierających orków. Prawie nikomu nie udało się wyjść z kopalni żywym, prawie...
Brago przeczuwał, że to będzie woda. „Jeżeli przeżyję zmienię się, naprawdę. Innosie pomóż mi, proszę, Adanosie. Zerwę kontakty z tymi bandytami, ale pomóż mi. Niechaj zginę i wyląduję w królestwie Beliara jeśli łżę. Przy pomocy twojej, Innosie i tej paczuszki od ciebie Wężu. Och widzę wyjście, dziękuję Bogowie...” obejrzał się za siebie i zobaczył królestwo Adanosa, które uderzyło w niego z całą siłą. Brago z uśmiechem na ustach stracił przytomność.

ciąg dalszy nastąpi
laugh.gif
 

paniscus

Member
Dołączył
28.4.2005
Posty
375
No siema!!
Tutaj daje wam kolejną porcję mojego opowiadania. Zobowiązałem się kontynuować, więc kontynuuje historię Brago.
Powtórze i powiem, że mam nadzieję, iż wam się to opowiadanie podoba.
Mam pytanie, czy wy je czytacie?

ROZDZIAŁ VII

„Co za dzień- myślał wracający z Kanionu Trolli mężczyzna- O rany, same martwe ścierwa. Tak, na pewno to ten koleś zrobił, człowiek bez imienia. Dobry on jest, nie spodziewałem się tego, gdy go spotkałem kilkanaście dni temu przy punkcie wymiany. Był taki słaby, ale można się tego było spodziewać, gdyż siedział dwa miesiące w ciemnicy. Miał talent, szybko się uczył, przerósł już mnie nawet, ale jeszcze jestem trochę bardziej zręczny i w łuku go przerastam. Dobrze, że jest po mojej stronie. Jestem pewny, że to dzięki niemu wrócę do Khorinis i zemszczę się, tak! Zobaczycie na co mnie stać, ha! Co to za hałas! To z kopalni, o kur**. Lepiej żeby nie...”- nie skończył. Usłyszał huk i zobaczył zawalające się wejście do kopalni. Dojrzał wychodzącego kopacza, który ledwo trzymał się na nogach, szybko do niego podbiegł.
-Jestem Diego. Co się stało, mów!
-Wwwoda, zalała całą kopalnie- wyjąkał kopacz- Zzzzappory wszystkie pękły, nikt nie przeżył, pomóż!
-Jak masz na imię?- spytał zatroskany Diego.
-Grymes- odrzekł starzec.
-Masz tu napój. Jesteś pewny, że nikt nie przeżył? Może jednak.
-Nie wiem.
-Zaczekaj tu ja pójdę kogoś poszukać- powiedział cień. Podszedł pod wejście i rozejrzał się. Na początku nie mógł nic zobaczyć. Czekał, aż opadnie pył. „O Innosie!” westchnął Diego.
Widział on resztki tego co zostało z ludzi. Jelita na wierzchu, wszędzie krew. Kopacze i nie tylko, przywaleni kamieniami. Usłyszał chropowaty oddech, poszedł tam. Zobaczył strażnika przywalonego głazem.
-Czekaj pomogę ci- rzekł do niego. Próbował podnieś głaz, ale zobaczył, że ten mężczyzna nie jest nim przywalony. On po prostu nie ma reszty ciała od pasa w dół. Strażnik zaczął się czołgać, zostawiając za sobą, swoje wnętrzności. Diego nie myśląc długo, wyciągnął sztylet i wbił go w rdzeń przedłużony, zabijając nieszczęśnika. Odwrócił się i zwymiotował. Zobaczył jeszcze jednego mężczyznę, rozpoznał go był to Brago. Siedział bez duszy, patrząc się przed siebie.
-Ej, ty!- zawołał do niego Diego, ale bez skutku. Mężczyzna nawet się nie obrócił.
Siedział nadal i poruszał bezwiednie wargami. Dowódca cieni podszedł do niego i się przysiadł. Próbując słuchać tego co mówi.
-...I nadejdzie królestwo Beliara... ja należę do niego. Jestem mu przeznaczony... Daję ci szansę musisz ją wykorzystać, Adanosie co mam zrobić? Szansę jaką szansę... Znowu wszystko zepsuję... Jak to się wszystko skończy... Magowie... bariera upadnie, ale kiedy?
Alrik, bracie przepraszam, mamo, tato. Dexter, Wąż i tysiąc bryłek rudy... zgubiłem- Brago rozpłakał się, po raz pierwszy od wielu tygodni. Ostatni raz płakał dzień przed oddaniem się w ręce Wulfgara. Rozejrzał się i zobaczył siedzącego obok siebie Diego.
-Ty, co tu robisz?- powiedział.
-Przyszedłem ratować tych co przeżyli, ale nie ma kogo- odpowiedział cień- muszę iść do Gomeza i mu to wszystko powiedzieć.
-Wiesz co się wtedy stanie?
-Domyślam się. Szef będzie zły i to bardzo.
-Zły!- zawołał Brago- to jest debil, który zaatakuje wolną kopalnie, nastanie rzeź. Będzie wojna i masakra. Śniący nas pogrąży, smoki!
-Co?
-Nie nic, coś mi się pieprzy.
-O rany...- usłyszeli głos. Pobiegli za nim i zobaczyli młodego kopacza wolno, idącego w ich kierunku.
-Kim jesteś?- spytał Diego.
-Nazywam się Rich. Ledwo z tego wyszedłem, ale była jazda.
-Witaj Brago- zawołał kolejny kopacz.
-Pantera? To ty? Żyjesz?- spytał zagadnięty.
-No a jak?
-Dobra, chodźmy wszyscy do obozu, musimy zdać sprawozdanie magnatom- powiedział Diego.
-No to idziemy- odpowiedzieli.
-Grymes idziesz?- zawołał cień do leżącego kopacza. Podszedł do niego, zobaczył nietkniętą butelkę z napojem uzdrawiającym.
- Czemu nie pijesz?
-Jestem już stary i chcę spokojnie umrzeć- odpowiedział starzec- miałem ciekawe życie. Tyle szczęścia, że ło... hehehe. Już raz przeżyłem zalanie kopalni, mógłbym ci naopowiadać, ale chyba już nie zdążę.
-Nie martw się wyciągniemy cię z tego...
-Zamilcz!- przerwał mu Grymes- mam tylko jedną prośbę, pomóż mi wejść na wieżę, żebym mógł pooglądać ten świat. Cieszę się, że nie musiałem umrzeć w tej jaskini. Tylko mogłem wyjść na światło dzienne. Dziękuję wam bogowie. Masz może bagienne ziele?
-Nie mam- odpowiedział smutno Diego.
-Ja mam!- zawołał Brago- pomogę ci Diego. Zaniesiemy go na tą wieżę- podszedł do starca i razem z towarzyszem wnieśli go na jedną z dwóch wież stojących przy Starej Kopalni, chlubie Gomeza i jego źródłem utrzymania, władzy.
-Proszę oto bagienne ziela, dam ci wszystko co mam. To jakoś uratowałem z katastrofy- uśmiechnął się darczyńca.
-Dziękuję- rzekł zadowolony Grymes, po czym dodał- Uważaj na siebie. To nie jest pierdole*** staruszka. Zważ na moje słowa... Ekhm! Nie jest miło umierać w jaskini, jako bandyta. Przejdź na stronę Innosa...
-To nie jest tak łatwo- uśmiechnął się Brago i zszedł z wieży na ziemię.
-Żegnaj, bracie- powiedzieli towarzysze i poszli w stronę Starego Obozu.
 

paniscus

Member
Dołączył
28.4.2005
Posty
375
No siema!!
Macie tutaj kolejną część mojego opowiadania.

ROZDZIAŁ VIII

Wszyscy czekali na to co nastąpi. Na wybuch gniewu władcy tego obozu, wielkiego i wszechmocnego Gomeza. Brago popatrzył się na Panterę i Richa, a następnie na Diego. Zdawali sobie sprawę, że niebezpiecznie jest przychodzić do Gomeza ze złymi wieściami.
Gomez siedział na swoim tronie, obok niego stał Kruk oraz dwaj zaufani magnaci. Przed nim stała czwórka ludzi, którzy przynieśli wiadomość. Przywódca Starego Obozu wiedział, że straci posłuch jeśli wieść się rozniesie, musi coś zrobić, ale co? Rozejrzał się po sali, zobaczył ledwo widoczny, drwiący uśmiech Diego. „Taak ty o tym marzysz, nie? Wszyscy o tym marzycie, pasożyty. Nie doczekanie wasze, gnoje, wy suczy synowie! Gomez jest silny i nie da się go pozbyć tak łatwo! Hahahahaha!!”- roześmiał się na głos przywódca.
-Kur**!!- krzyknął z całych sił- wy śmiecie! Chcecie mojej klęski, tak? Nienawidzę was! Mam pomysł, ale...- przerwał, widząc wchodzących magów ognia.
-Witaj Gomezie- odezwał się jeden z mężczyzn.
-O! Arcymag Korristo, witaj. Doradź mi, oświeć mnie swoją mądrością jaśnie oświecony.
-Przemawia przez ciebie złość i gniew.
-Naprawdę? To co mam zrobić kapłanie Innosa- rzekł z drwiną Gomez.
-Na pewno nie to co zamierzasz. Nie możesz napaść na wolną kopalnię, bo...
-Przednia myśl jaśnie oświecony- przerwał dowódca- sam bym na to nie wpadł.
-Nie możesz tego zrobić! Nie zgadzam się! To jest wbrew regułom!
-Doprawdy, o jakich regułach mówisz, co? Czy to nie ty opływałeś w luksusach dzięki mnie i moim ludziom? I ty śmiesz mi czegoś zabraniać?
-Nie zapominaj się, pamiętaj do kogo mówisz- zdenerwował się Korristo.
-Ach... Przepraszam, jestem niegodzien. Przebacz mi kapłanie- uśmiechnął się Gomez.
-Przemyśl to sobie, my wychodzimy, ale pamiętaj nie będziemy maczać w tym palców. Jak przyjdzie co do czego to powstrzymamy was.
-Ale to strasznie zabrzmiało, żegnam kapłanów.
-Do widzenia!- powiedział Arcymag i wyszedł wraz z towarzyszami.
-Oj, pożałujesz tego- powiedział do siebie Gomez.
-Co robimy?- spytał się Kruk.
-Jak to co? Nie słyszałeś?
-Chyba nie zamierzasz słuchać tych nawiedzonych dupków?
-Nie, ależ skąd. A wy z kim jesteście ze mną czy z nimi?- spytał się czwórki towarzyszy.
-Z tobą Gomezie- odpowiedzieli chórkiem.
-Tak myślałem. Kruk zbierzesz zaufanych ludzi i usuniesz przeszkody.
-To znaczy, że...- nie dowierzał magnat.
-Ty dobrze wiesz co to znaczy- uśmiechnął się dowódca.
-Hahaha- roześmieli się głośno wszyscy będący tu magnaci.
-To jest już koniec, obłudnych świętoszków- odezwał się jeden z mężczyzn.
-Cicho Blizna, o czym ty mówisz?- uśmiechnął się Bathorlo.
-Zabawimy się- zawołał Kruk i spojrzał na miejsce, gdzie przed chwilą stali czterej towarzysze, bo gdzieś znikli.

-Ej gdzie idziecie przyjaciele? Gomez chce was widzieć.- zawołał do czwórki ludzi jeden ze strażników.
-Co jest Szakal?- spytał Diego.
-Chodź na chwilę do siedziby magnatów, Diego.
Brago rozejrzał się i zobaczył dziesięciu strażników zmierzających w stronę klasztoru, na czele z zadowolonym Blizną. Wiedział, że jakby chciał to mógłby uratować tych magów, ale zrezygnował. Strach był zbyt duży. Słyszał krzyk i uderzenie miecza. Usłyszał wrzask i zobaczył kulę ognistą, wystrzeloną z siedziby magów, która uderzyła w niczego niespodziewającego się strażnika. Widział topiący się pancerz i gotującego się człowieka. Szybko odwrócił wzrok od tego widowiska. W tym momencie wyszedł Blizna z pięcioma strażnikami, o resztę się nikt nie pytał. Szakal spojrzał na nich i powiedział, że mogą już iść. A oni szybkim krokiem wyszli za wewnętrzny pierścień.
-Ej, czekajcie- usłyszeli za sobą głos i spojrzeli po sobie wystraszeni- czekajcie.
-To tylko Diego- powiedział Rich.
-Może pójdziemy razem?- zaproponował cień- zostałem wysłany, by obserwować teren. I tak nie macie nic do roboty, chodźcie ze mną.
-No nie ma sprawy- odpowiedzieli. Brago postanowił już nie wracać do Starego Obozu, podobnie jak reszta towarzyszy, lecz jeden z nich wróci z powrotem, wbrew swojej woli. Wychodząc za bramę, zobaczyli ustawiających się strażników, którzy zamykali bramę.
-A dokąd to- spytał jeden ze strażników.
-Puść nas Bloodwyn mamy rozkaz od Kruka- powiedział Diego. Brama została otwarta i towarzysze wyszli za jej obręb. Gdy podeszli do ogniska cień kazał zatrzymać się i powiedział:
-Dobra wy tu zostańcie, albo uciekajcie gdzieś. Ja będę tu ostrzegał naszych przyjaciół przed grożącym niebezpieczeństwem. Jak chcecie to...- przerwał, gdyż usłyszał wrzaski i przekleństwa. Zobaczył biegnącego w ich stronę maga.
-Miltenie nic ci się nie stało?- zawołał Diego.
-Nie nic, oni mnie napadli. Rzucili się na mnie bez ostrzeżenia, co się stało?
-Później ci wytłumaczę, chodź ze mną- to rzekłszy zwrócił się do przyjaciół:
-Do zobaczenia, może się kiedyś spotkamy. Uważajcie na siebie- odszedł tłumacząc zajście Miltenowi. Brago wraz z towarzyszami siedzieli i patrzyli na odchodzącego cienia. Nie wiedzieli, że wszyscy razem staną przed tym samym wyborem, od którego będzie zależała ich przyszłość. Dostaną ostatnią szansę, lecz tylko jeden z nich ją wykorzysta.
 
Do góry Bottom