No siema!!
To jest już ostatnia część opowiadania. Oceńcie je i powiedzcie jak się wam podobało. Może kiedyś napiszę nowe opowiadanie, co o tym sądzicie?
No teraz dziesiąty rozdział...
ROZDZIAŁ X
Zapowiadała się piękna pogoda tego dnia. Poranna rosa pokrywała zieloną trawę na wyspie Khorinis. Drapieżne zwierzęta wracały z nocnych łowów, a inne na przykład: dziki czy ścierwojady wychodziły na żer. Całe miasto budziło się do życia. Kowal Harad, który miał duże zlecenie od paladynów kuł miecze dzień w dzień. Humor psuła mu jeszcze świadomość, że za tą robotę nie dostanie złamanej monety. Odkąd znikła bariera dla miasta nastały jeszcze gorsze czasy niż były. Bandyci stali się prawdziwą zmorą dla mieszkańców. Raz po raz ktoś znikał bez wieści. Na domiar złego farmer Onar zbuntował się przeciw królowi i wynajął do obrony najemników, po dowództwem niejakiego Lee, byłego generała królewskiego, który został skazany na zesłanie do Górniczej Doliny, za zabicie królowej. Nieopodal farmy Lobarta wyrosła w niewyjaśnionych okolicznościach tajemnicza wieża, ludzie nie wiedzą jak i dlaczego. Podobno to sam Beliar stąpił na ziemię.
Las był zamieszkiwany przez różne groźne zwierzęta i bestie, podobno w okolicy pojawił się ork. W pobliżu jaskini leżącej obok farmy Akila pasły się dwa ścierwojady. Nagle podniosły głowy, zwietrzyły człowieka. Z jaskini wychodziło trzech ludzi, żegnających się z kimś, z głębi jaskini. Skierowali się oni w kierunku latarni morskiej. Nie chcieli ryzykować spotkania ze strażnikami miejskimi, kierując się inną drogą, obok miasta. Ścierwojady widząc, zbliżających się ludzi, zaczęły przygotowywać się do ataku. Mężczyźni nie chcieli tracić czasu na głupie stworzenia, więc postanowili szybko je zlikwidować. Jeden z mężczyzn posłał kilka strzał z łuku, uśmiercając stworzenia.
-Teraz ostrożnie, bo tu jest dużo orków. Zdarza się nawet elita- powiedział jeden z mężczyzn.
-No i co z tego, Brago- zadrwił drugi.
-Gówno! Scatty cwaniaku, ty jakbyś zobaczył któregoś to byś spieprzał, aż by się za tobą kurzyło.
-Może chcesz się spróbować ze mną?- zagroził.
-Przestańcie!- odrzekł trzeci z bandytów o imieniu Pantera.
Wracali zdenerwowani od grupy bandytów, którzy nie potraktowali ich z należytym szacunkiem. Mieli za zadanie zabić jednego człowieka, na zlecenie Dextera. Brago miał przy sobie jego rysopis, znał go, ale nie pamiętał skąd.
-No, prawie jesteśmy na miejscu, tylko...-przerwał, gdyż usłyszeli trzask łamanej gałęzi.
-Ostrożnie, to mogą być strażnicy- szepnął Scatty i zaraz po tym wynurzyło się pięciu strażników na czele z Pablem- Spadamy!- krzyknął.
Bandyci poderwali się i zaczęli uciekać, a żołnierze za nimi, nie pozostając zbytnio w tyle. Pościg trwał dobre pół godziny, Brago kluczył, gdyż nie chciał doprowadzić Pabla do swej kryjówki, ale odczuwał już zmęczenie. Postanowił walczyć.
-Do ataku- krzyknął, bandyci odwrócili się i nagle zaatakowali strażników, będących w pełnym biegu. Dwóch z nich padło od razu. Trzeciego zabił Brago pomagając Panterze. Scatty zaatakował Pabla, była to ciężka i wyrównana walka. Towarzysze bandyty zwietrzyli okazję i postanowili uciec, zostawiając na śmierć druha, który i tak nie był lubiany przez nich. Pozostali strażnicy nie gonili bandytów, będąc zapatrzeni na walkę.
Scatty ranny w rękę, po walce z pierwszym strażnikiem, nie był już taki mocny, ale nadal pozostawał groźny. Zaatakował Pablo, ciął prostopadle od dołu, a następnie ostro w bok, ale przeciwnik uniknął ciosu. Uderzył silnie, ale natrafił na przeszkodę. Odgłos uderzanych mieczy. Żaden z nich nie umiał ranić przeciwnika. Scatty zaryzykował odbił się silnie od drzewa, które było za nim i skoczył na przeciwnika, próbując przeciąć mu krtań. Pablo uniknął ciosu, gdy napastnik upadł na ziemię, strażnik wykorzystał to, że bandyta stracił tempo i zachwiał się upadkiem. Szybko ciął wroga twarzy, lecz nie uśmiercając go. Chciał mieć trochę rozrywki. Scatty’ego przeszył ogromny ból, nic nie widział. Oczy zalała mu krew. Postanowił zaatakować, rzucając wszystko na jedną kartę. Wstał i w niespodziewającego się strażnika rzucił swoją broń, lecz ten uniknął zderzenia się z jego bronią. Miecz wbił się w innego towarzysza Pabla, uśmiercając go przy okazji. Scatty dostał furii, bez broni rzucił się na żołnierza, uderzając go z pięści w twarz. Żołnierz się tego nie spodziewał, zawył z bólu po silnym kopnięciu w genitalia. Były strażnik podniósł miecz wroga i zamierzał zabić przeciwnika, ale zapomniał, że jest jeszcze jeden wróg. Poczuł ból w okolicy mostka, spojrzał tam i zobaczył końcówkę miecza, należącego do sługi króla Myrtany. W oczach mu pociemniało.
-Niech cię szlag Brago!- krzyknął, życząc mu i jego towarzyszowi, Panterze śmierci. Były to jego ostatnie słowa. Następnie Pablo wraz z towarzyszem, przeszukali bandytę, znajdując przy nim podobiznę człowieka, który miał przywrócić równowagę na tym świecie.
***
-Co się stało?- spytał Rich, nadchodzących towarzyszy- Gdzie jest Scatty?
-Nie żyje- powiedział Brago- Zdarza się- uśmiechnął się.
-Zabiliście go?
-Nie wyręczyli nas strażnicy, było kilkunastu nie mieliśmy szans. Walczyliśmy, zabiliśmy z dziesięciu, ale musieliśmy uciec, nasz przyjaciel nie przeżył. Pokój jego duszy. No, co? Coś ci nie pasuje?- spytał herszt. Podwładny tylko kiwnął przecząco głową i wszedł z powrotem do jaskini.
-Gdzie idziesz?- spytał Pantera- Na zewnątrz będziesz pilnował wejścia do jaskini, my idziemy spać, po ciężkiej walce.
Brago spał kamiennym snem, bez snu, bez światła, sama ciemność, lecz były myśli. Myśli, teraz nie pamięta jakie, czy dobre czy złe. Nie wie. Gdy wstał było już ciemno, strasznie go bolała głowa. Rozejrzał się po jaskini, nikogo w niej nie było. Postanowił wyjść na zewnątrz i sprawdzić co się dzieje. Usłyszał krzyk, wybiegł z jaskini i zobaczył swoich ludzi stojących nad leżącym mężczyzną, który pewnie był przez nich zaatakowany.
-Co się dzieje?- spytał.
-A mamy kolejną ofiarę- odpowiedział ze śmiechem Pantera- Nieopatrzny podróżnik. Dobijemy go i po sprawie.
-Nie, zostawcie go, tylko przeszukajcie i weźcie kasę- po tych słowach towarzysze spojrzeli z zaskoczeniem na swego przywódcę. Rich był wyraźnie zadowolony.
-Ale... dlaczego- jąkał się Pantera.
-Nie wkurw*** mnie, głowa mi pęka- podszedł bliżej, poznając ofiarę- To Cavalorn, myśliwy, tylko ma jakiś inny strój. Należał do cieni. Rzućcie go koło ogniska, tam często przychodzą gobliny, niech oni to załatwią. Nie chcę go mieć na sumieniu. Pokażcie co tam macie- bandyci podali swemu hersztowi list i pieniądze. Brago jeszcze raz spojrzał na strój byłego cienia. Przypomniał sobie, widział go w swoim śnie, go i bezimiennego, tego który zabił królową pełzaczy. Herszt nie mógł myśleć, poszedł dalej spać, ból nie ustępował. Czy ten ból został zesłany przez bogów, w innym wypadku zabiłby Cavalorna. Położył się na łóżku i nagle jego dłoń zaczerwieniła się. Otworzyła się rana, owinął ją starą koszulą i poszedł spać. Zasnął po raz ostatni, jako żywy człowiek.
***
-Nie!- z krzykiem zerwał się z łóżka 30- letni mężczyzna. Rozejrzał się po jaskini, w której mieszkał. Był cały spocony, jego ręce całe się trzęsły. Kiedy skończą się te koszmary myślał w duszy Brago, przywódca bandytów mieszkających w tej jaskini.
-Szefie, coś się stało- przybiegł z zapytaniem Rich
-Nic się nie stało. Możesz odejść- odrzekł Brago- Na co czekasz!? Won!
-Myślałem...
-Lepiej żebyś nie myślał głąbie jeden. Myślenie zostaw mnie- przerwał herszt.
-Spadaj!- krzyknął na niezdecydowanego podwładnego.
-Nie słyszysz, co szef mówi. Spieprzaj pilnować wejścia do jaskini- przyszedł kolejny bandyta- Co za tupet, nie Brago?
-Ciebie też nie wołałem- odrzekł już spokojniej mężczyzna- Możesz iść mu pomóc w pilnowaniu, chce zostać sam.
-Nie ma sprawy. Bez nerwów.
Jeszcze kilka takich nocy, a zwariuje powiedział do siebie przywódca zaledwie trzy osobowej grupy przestępców, uciekinierów z koloni karnej. Wszystko się zmieni, gdy tylko pokażę list Dexterowi zrabowany od tego kolesia. Będzie inaczej. Jak jeszcze dorwę tego bezimiennego, za którego Dexter wyznaczył nagrodę, to...ach.
Będzie wspaniale. Może Dexter weźmie mnie do siebie, wtedy zostawię was tu głąby.
Oj, żeby tylko przyszedł do mnie ten facet- oddawał się marzeniom Brago. Rozwalę go, dziwne moja dłoń już się zagoiła, ale nadal boli. Trzeba coś przekąsić.
-Pantera, daj tu tą owce, którą zrabowaliśmy- zawołał do swojego człowieka.
-Nie mam, uciekła- usłyszał.
-Co?
-To wina Richa.
-Ach, tak! No to niech pilnuje dalej jaskini. Nie mam na ochoty na rozmowę z nim. Może potem będzie bardziej roztropniejszy. Ty chodź tu na chwilę musimy pogadać i coś przekąsić.
-Nie ma sprawy. Waruj psie- zawołał Pantera do towarzysza, który pilnował wejścia.
Rich miał już dość tego traktowania, czekał na odpowiedni moment by się stąd wyrwać. Spojrzał w stronę, gdzie rzucili Cavalorna i spostrzegł idącego mężczyznę. Twarz miał znajomą.
-Eee... Skąd się tu wziąłeś co?- zagadał do niego.
-Przybywam z gór- odpowiedział nieznajomy.
-No właśnie, przybywasz z gór, to źle- Rich wyciągnął z za ubrania, kartkę i obejrzał ją, był to portret- Bardzo źle. Widzisz, ugania się za tobą cała zgraja złych ludzi. Jest tu ktoś z kim musisz koniecznie porozmawiać.
-Komu tak na mnie zależy?
-Połowa Khorinis się za tobą ugania, a ty nic nie wiesz. Rozumiem nie chcesz o tym gadać. Twoja sprawa, chcesz to zachować dla siebie. To jak idziesz czy nie?
-Z kim powinienem porozmawiać?
-Z moim szefem. Nazywa się Brago. On wyjaśni ci wszystko, co i jak. To jak idziemy?
-Skąd mam wiedzieć, że to nie pułapka?
-Wiesz co zaczynasz mnie męczyć- zdenerwował się tą rozmową Rich- Jak nie chcesz pomocy, to idź do miasta. Niech cię tam zapuszkują. Albo natychmiast pójdziesz ze mną, albo zejdź mi z oczu!- krzyknął zły bandyta- To jak idziesz?
-Spokojnie- powiedział mężczyzna- ktoś już próbował mnie wykołować.
-Czyżby?
-Spotkałem człowieka, który zaproponował mi układ. Miałem odzyskać dla niego medalion, mieliśmy się później podzielić zyskami po połowie. Następnie on i jego zgraja koleżków napadli mnie. Ledwo uszedłem z życiem.
-Wygląda na to żeś trafił na nieuczciwych ludzi. Gdzie się to stało?
-Byłem skazańcem w koloni górniczej.
-Ej... Przychodzisz z poza bariery? Człowieku byliśmy tam razem.
-Nie pamiętam.
-Byłem kopaczem. Nie rzucałem się w oczy. Najważniejsze to, że masz kłopoty. Ktoś wyznaczył za ciebie dużą nagrodę.
-Powinienem podziękować.
-Ej! Powinniśmy się trzymać razem.
-Dasz mi ten portret?- spytał bezimienny.
-Jasne przecież to twoja facjata- dał mu z uśmiechem kartkę papieru.
-Kto za ty stoi?
-Nie wiem. Naprawdę ci nie mogę powiedzieć.
-Dziesięć sztuk złota, wystarczy?
-No dobra. Nazywa się Dexter, ale nie mów, że to ci ja powiedziałem.
-Lepiej stąd zjeżdżaj. Za chwilę tu będzie rzeź. Idzie tu po was niejaki Cavalorn- ostrzegł nowo poznanego towarzysza nieznajomy.
-O kurczę! Dzięki za pomoc- wystraszył się Rich- zmykam. Jeśli chcesz to możesz im porozbijać głowy- powiedziawszy to bandyta pobiegł w kierunku farmy Lobarta. Od tamtej pory zaczął wieść inne życie. Bezimienny wrócił do Cavalorna i razem z nim postanowili, wyeliminować bandytów.
W jaskini siedziało dwóch mężczyzn, posilali się oni, nie wiedząc o tym, że to jest ich ostatni posiłek. Nagle usłyszeli kroki.
-To na pewno Rich- powiedział Brago.
-Dupek, niech...- urwał Pantera, zobaczył wchodzących dwóch mężczyzn. Cavalorna i tego, którego mieli wyeliminować.
-Rozerwę cię na kawałki- zawołał groźnie herszt i rzucił się na przybyszy, tuż za nim pobiegł Pantera. Brago szybko zaatakował bezimiennego, ale ten zablokował cios. Bandyta nie ustępował, lecz poczuł przeszywający ból dłoni. Ręka z mieczem opadła mu bezwładnie, wykorzystał tę sytuację przeciwnik, tnąc herszta bandy po szyi. Bandyta upadł na ziemię. Widział jeszcze śmierć swego druha, którego zabił Cavalorn, myśliwy ze starego obozu. Wzrok zasłoniła mu ciemność. Usłyszał głośny śmiech, ten sam ze snu. Głos szydzący z niego i ... królestwo Beliara. Dostał szansę i jej nie wykorzystał, śmierć i płacz... Prosi o wybaczenie, ale czy coś to da? Widzi Alrika i zabawy z młodości. Walki na patyki...
„Choć do mnie. Jesteś mój, hahaha”- rozbrzmiał głos i śmiech, boga ciemności Beliara, lecz co to? Woda... Brago czuje błogi spokój... Adanos bierze go pod swoją opiekę... To nie wszystko, trzeba odkupić winy... ale jak. Już nic nie czuje, wszystko znikło...
KONIEC