Zniszczyć szpon....

Czy mam napisać dalszy ciąg opowieści?


  • Total voters
    0

Z@dzior

Member
Dołączył
29.1.2005
Posty
412
Był zimny, deszczowy dzień, kiedy Lee wracał z polowania do swojego domu. Gdy doszedł na skraj lasu ujrzał biegnącego ku niemu starca. Trzymał on w rękach coś długiego, owiniętego w sukno. Za nim biegło kilku ubranych w czarne zbroje ludzi. Lee nie namyślając długo ruszył w stronę starca. Ten padł przed nim na kolana
-Panie pomóż. Zabiją mnie jeśli mi nie pomożesz. Błagam. – powiedział drżącym głosem starzec. Wtedy starzec zamilkł i upadł na twarz a w jego plecach utkwił bełt. Czarni wojownicy zbliżali się nieuchronnie. Lee spojrzał jeszcze raz na starca, zobaczył że on jeszcze żyje. Zrzucił upolowanego ścierwojada którego trzymał ręką na plecach. Ściągnął kuszę i wymierzył nią w wojownika który zrobił to samo w jego stronę. Lee był szybszy, pierwszy wystrzelił. Jego ofiara padła na ziemię, a on sam wyciągnął miecz z pochwy. Jednym zamachnięciem pogruchotał klatkę piersiową drugiego czarnego wojownika. Sam wykonał przy tym unik aby uniknąć ciosu. Przykucnął na chwilę kopnął w brzuch następnego wroga. Z następnym wdał się w dłuższą wymianę ciosów. Zablokował go, a drugą ręką wyciągnął nuż i podciął mu nogę z tyłu na wysokości kolana. Z ziemi podniósł się ten co dostał kopniaka wcześniej, sięgnął po miecz który leżał przed nim, wyciągnął po niego rękę ale w tym momencie Lee zamachnął się i uciął mu kończynę. Zwijał się z bólu nieszczęśnik. Lee wstał i spojrzał na czarnego woja który trzymał wymierzoną w niego kuszę. Lee odskoczył na bok. Jednak bełt przeszył mu ramię. Upadł na ziemię przeturlał się w bok aby uniknąć ciosu. Miecz trafił w ziemię tuż przy jego głowie. Kopnął wroga który chyba stracił równowagę i przewrócił się. Lee wykorzystał ten moment aby się podnieść z ziemi. Jego przeciwnik również się szybko podniósł, ale nie miał miecza. Lee wykonał obrót i potężnym uderzeniem miecza w szyję przeciwnika strącił jego głowę z karku.
Lee podbiegł szybko do starca, który wciąż jeszcze żył.
-Nie martw wyjdziesz z tego. – pocieszył go Lee
-Nie już mnie nic nie uratuję. A teraz słuchaj uważnie. Masz tutaj miecz, weź go i idź z nim do maga wody imieniem Vatras. Znajdziesz go w mieście Khorinis. Nie pozwól aby zabrali ci miecz. Oni są wszędzie.
-Kto? – spytał Lee
-Oni. Ludzie w czarnych zbrojach. Nie daj się złapać i pilnuj tego miecza jak oka w głowie. To jest straszna broń musi zostać zniszczona. Idź i nie trać czasu. Oni zaraz tu będą. Vatras powie ci co dalej robić. Spiesz się nie masz dużo czasu.
-Ale… - Lee nie skończył bo zauważy łże starzec wyzionął ducha.
Lee nie maił wyboru, musiał udać się do Vatrasa. Wziął owinięty w sukno miecz. Rozwinął je i spojrzał nań. Na rękojeści widniała biała czaszka. Cały miecz wydawał się jak by był dopiero co wykuty w kuźni. Dymił czarnym, złowieszczym dymem. Zawinoł powrotem miecz w sukno i wstał. Ramię wciąż go bolało niemiłosiernie. Wiedział że nie zdoła dojść do Khorinis. Postanowił że uda się do swojego najlepszego przyjaciela, który mieszkał tymczasowo w gospodzie ”Martwa Harpia”. Udał się w jej kierunku powolnym niepewnym krokiem. Szedł dość długo gdy na ciemnym horyzoncie ujrzał rysujące się kształty. Rozpoznał je to była ”Martwa Harpia”.
Wszedł do środka. Spoglądał podstępnie na znajdujących się w środku farmerów farmerów właściciela, mimo że znał go od dawna wydawał mu się podejrzany. Na końcu gospody zobaczył siedzącego w stoliku pod ścianą swojego najlepszego przyjaciela. Gorna. Gorn gdy tylko go zobaczył zerwał się z miejsca aby pomóc przyjacielowi. Zabrał go na górę do swojego pokoju. Położył Lee w łużku.
-Trzeba ci wyciągnąć strzałę. Trochę zaboli.- powiedział opiekuńczo Gorn.
-Słuchaj… – zaczął Lee
-Nie to ty słuchaj, jeśli ci nie wyciągnę tej strzały to wykrwawisz się. Nic nie mów – oznajmił Gorn
-Agghhhhhhh – wrzasnął z bólu Lee
-Już dobrze, już po wszystkim. Masz wypij tą miksturę uzdrawiającą. Pomoże ci.
-Dobrze, a teraz słuchaj…. – zaczął Lee
Opowiedział mu całą historię z ty m mieczem. Postanowili udać się razem do miasta. Lee był za słaby aby pójść się tam sam. O północy wyszli z gospody tylnim wyjściem gdzie stały konie. Gorn pomógł wsiąść Lee na jednego z nich, a sam wsiadł na drugiego bez problemu. Nad ranem dotarli do bramy Khorinis. Strażnicy nie chcieli ich wpuścić. Gorn musiał pokazać sakiewkę aby ich wpuszczono. Przywiązali konie do drzewa znajdującego się na prawo od bramy. Udali się razem go gospody gdzie wynajęli pokój. Lee został w nim a Gorn miał wrócić tam z Vatrasem.
Po chwili Gorn wyszedł z pokoju i zamknął cicho drzwi za sobą. Kilka minut później drzwi otworzył się i weszli do środka Gorm i Vatras.
-Witaj – powiedział Vatras
Lee ponownie opowiedział swoją historię, tym razem Vatrasowi.
-Muszę przyznać że to jest nad wyraz dziwna sprawa. Mogę obejrzeć ten miecz? – zapytał Vatras
-Oczywiście jest tutaj.
Vartas rozwinął sukno okrywające broń.
-Na Adanosa! Przecież to jest Szpon Beliara. Już dawno myślałem że ta broń został z niszczona. Ostatnie zapiski mówiły że ta broń został zniszczona Przez dzielnego Palladyna Innubisa wiele lat temu. Jest to najstraszliwsza broń jaką może dzierżyć w swych rękach człowiek. Stworzył go sam Beliar, maił on na celu że największy wojownik na świecie ulegnie woli miecza i sprzymierzy się ze złem. Tą broń bez wątpienia trzeba zniszczyć. Nie może się dostać w niepowołane ręce. Byli byśmy wtedy zgubieni. Musimy się udać do klasztoru aby dowiedzieć się co trzeba zrobić aby zniszczyć miecz.
Wtedy rozległ się krzyk kobiety na ulicy. Gorn podbiegł do okna i wyjrzał przez nie. Ujrzał tuzin ubranych w czerń wojowników wpadających do miasta i zabijających mieszkańców.
-O nie już tu są. Znaleźli nas, starzec uprzedzał mnie przed nimi – powiedział Lee
-Musimy uciekać z miasta – powiedział Vatras
-Dalej ruszamy – krzyknął Gorn
-Wybiegli z gospody skierowali się w kierunku placu Wisielców, a potem na plac Świątynny. Pobiegli w kierunku południowej bramy. Spotkali po drodze Diega. Umówili się że nim że Diego pójdzie po Lasera i spotkają się przy bramie.
Po niespełna kwadransie wszyscy strażnicy i rycerze z miasta walczyli już z czarnymi wojownikami. Wtedy wrócił Diego, Lares i rycerz Girion.
- Uciekamy w góry, tam jest Lester i Angar z pewnością nam pomogą. Nie traćmy czasu. –powiedział krzyczącym głosem Gorn. I cała szóstka pobiegła wzdłuż ścieżki w góry na spotkanie z przyjaciółmi. Kilkaset metrów za miastem zobaczyli że na drodze stoi kilku wojowników cienia….
 

~DaNkAn~

Member
Dołączył
8.1.2005
Posty
132
Mnie się podobało. Nie dopatrzyłem się błędów ortograficznych
tongue.gif
tongue.gif
. Ciekawy temat. Więcej powiem, jak napiszesz CD.
.PoZdRo.
 

Yezo

Active Member
Dołączył
19.10.2004
Posty
1604
No jak dla mnie też spoko. Fajnt temat ze Szponem. Oczekuje że napiszesz ciąg dalszy bo opowiadanie ciekawe. Zainteresowało mnie. Mam nadzieje że kolejna część będzie dłuższa. Nie mówie że ta jest krótka, bo były krótsze, ale najdłuższa też nie
tongue.gif
Pozatym wszystko ok. Czekam na CD i myśle że powstanie w miare szybko.
 

Z@dzior

Member
Dołączył
29.1.2005
Posty
412
Spoko napewno bedzie dalszy ciąg, ale pracuję teraz nad dwoma wysoko budzretowymi opowiadaniami więc może po jutrze będzie dalszy ciąg.

[ : Czw Lut 17, 2005 9:38 am ]
DALSZY CIĄG OPOWIEŚCI

-Nie możemy pozwolić żeby nas zobaczyli – powiedział Vatras
-Gorn, Diego i ty Laresie musicie iść sami po Lestera i Angara, przeze mnie może się wam nie udać. Ja z Vatrasem i Girionem zaczekamy na was na farmie – powiedział ciężkim głosem Lee
-Dobrze wrócimy najszybciej jak to będzie możliwe – powiedział Gorn
-Idźcie już, prędko, nie mamy zbyt wiele czasu – krzyknął półgłosem Vatras
Drużyna rozdzieliła się, Gorn i inni zeszli ze ścieżki do lasu na prawo od nich i mieli przemknąć się tamtędy niepostrzeżenie. Girion wziął Lee pod ramię i ruszyli w kierunku farm. I gdy wchodzili po kamiennych schodach na pola, tuż przed nimi pojawił się wojownik w czerni. Vatras obrócił się i spostrzegł że za nimi jest już trzech innych wojowników, gdy jego głowa z powrotem skierowała się na szczyt schodów stało już tam nie jeden, a czterech mężczyzn w czerni. Girion delikatnie puścił Lee, który stanął o własnych siłach, a sam sięgnął niepostrzeżenie po kuszę. Girion szybkim ruchem wyciągnął w końcu kuszę i nie celując za długo, strzelił w kierunku jednego z czarnych wojowników stojących na szczycie schodów. Vatras jednym zaklęciem oczyścił drogę powrotną, trzech zbirów odleciało dwa metry do tyłu i nie mogło się podnieść z ziemi.
Nagle Vatras zobaczył że ze strony miasta biegnie ku nim jakiś strażnik miejski. W biedy dobył miecz i dobił jednego z leżących na ziemi, drugi usiłując wstać stracił głowę, którą oddcioł mu strażnik. Vatrsa rzucił kolejne zaklęcie w trzeciego zbira. Został on unieruchomiony a strażnik już spokojnie, nie obawiając się ataku z jego strony podszedł do niego i wbił mu miecz w brzuch, gdy czar przestał działać, osunął się bezwładnie za ziemię.
W tym samym czasie Girion walczył już z trzema wojownikami na szczycie. Blokując cios jednego, drugiego kopnął aż ten cofnął się do tyłu. Wykonał przy tym kucnięcie aby uniknąć ciosu kolejnego. Podniósł się, wziął zamach i potężnym uderzeniem miecza trafił we wrogą klatkę piersiową po której przeciągnął ostrze miecza. Kolejnego uderzył w twarz ręką a gdy ten odsunął miecz Girion wbił swój w jego brzuch. Został już tylko jeden wojownik, stanął w spoglądał na Rycerza który nie namyślając się długo, przystąpił do ataku. Po kilku zablokowanych ciosach teraz sam musiał się bronić. W pewnym momęcie Girion upadł na ziemię, i gdy wojownik cienia uniósł miecz aby skończyć już z nim, Girion zobaczył jak z jego brzuch wysuwa się ostrze miecza. Wojownik padł na kolana a za nim stał Lee.
-Myślałem że już po mnie, dziękują ci – powiedział Girion
-Nie ma sprawy
-A teraz szybko na farmę – żeknął Vatras
-Witam jestem Mario, należę do straży i gdy widziałem że ci ludzie atakują także z tej strony nie mogłem się tak przyglądać, musiałem wam pomóc – powiedział strażnik miejski
-Dziękujemy ci wielce, zapewne jesteś wielkim wojownikiem rzucając się samemu na trójkę uzbrojonych wojowników. Jeszcze raz ci dziękujemy – odpowiedział Vatras
-Powinieneś nam pomóc w dostaniu się do klasztoru. Musisz wiedzieć że jest to długa i niebezpieczna podróż…- nie skończył Vatras
-Tak, pójdę z wami, bez względu na wszystko – powiedział Mario
-Zatem chodźmy – powiedział Girion, podając rękę nowemu kompanowi
Skierowali się do farmy, gdzie na podwórzu stał człowiek w wyglądał czegoś.
-Witaj, dobry człowieku. Na kogo czekasz? – zapytał Vatras
-Jeden z moich pasterzy gdzieś zniknął. Poszedł bym go poszukać ale wszędzie są ci ludzie w czarnych zbrojach. Boję się ich – powiedział farmer
-A tak w ogóle to mam na imię Lobart – przedstawił się farmer
-Wiem jak się nazywasz, leczyłem kiedyś twoją żonę, Hildę
-Ach tak, jakże cię nie poznałem Vatrasie – powiedział Lobart
-Potrzebujemy schronienia na kilka godzin, możemy u ciebie zaczekać na naszych towarzyszy? – Zapytał Girion
-Ależ naturalnie, jak bym mógł nie pomóc człowiekowi który uratował moją żonę od śmierci.
-Chodźmy zatem do środka – zaproponował Mario
-Tędy proszę – powiedział Lobart i wskazał na drzwi
Weszli do środka Hilda przygotowała im herbatę, Lee usadowił się w fotelu i prawie przysnął. Godzinę później do domu weszło sześciu mężczyzn. Był to Gorn, Diego, Lares, Lester, Angar i jeszcze jakiś mały człowieczek.
-Maleth? Gdzieś ty się podziewał tyle czasu? – spytał go Lobart
-Znaleźliśmy go w górach siedział przy ognisku kiedy zaatakowały go gobeliny. Prawię go zatłukły i gdybyśmy mu nie pomogli już by nie żył. Powiedział że jest z tej farmy no to go przyprowadziliśmy. – powiedział zdyszany Gorn
-Odpoczniemy tu jeszcze kilka minut i musimy ruszać dalej, do klasztoru – oznajmił wszystkim Vatras. Gorn spojrzał podejrzliwie za farmerów. Vatras wiedział o co mu może chodzić i zwrócił się do Lobarta – Ale wy nie wiecie gdzie się udajemy, prawda?
-Ależ oczywiście, my nic nie wiemy. Nikomu nic nie powiemy.
-No dobrze Ruszamy. Lee musisz wypić jeszcze tą miksturę, doda ci sił. – powiedział Vatras i podszedł do śpiącego za fotelu Lee. Gorn i Girion wzięli Lee pod ramię w wszyscy wyszli z chatki. Każdy podziękował farmerom za gościnę. Gornowi strasznie się nie podobało że Vatras powiedział im że zmierzają do klasztoru. Lester też miał wątpliwości co do tego całego Mario. Podczas gdy bardzo dawno temu był skazańcem w Górniczej Dolinie, mieszkał w obozie na bagnie i nauczył się wyczuwać złe zamiary. Tym razem czuł dokładnie to samo. Opowiedział wszystkim o tym ale nikt mu nieład wiry. Skoro Vatras pozwolił mu się do nich przyłączyć to nie może on być zły. Zbliżyli się do miasta udali się wzdłuż murów w prawo. Szli tak kilkanaście minut aż w końcu ujrzeli kamienne schody. Weszli po nich w górę w skierowali się ścieżką w stronę gospody.

TO BE CONTINIUED





 

DarkBlade

Member
Dołączył
4.1.2005
Posty
317
ty też bo ta akcja co masz w opisie to dotyczy ciebie też....otóż opo średnie.. jedno zdanie mi sie nie podoba "zrobił unik, by uniknąć ciosu"
To po co sie robi uniki dla jaj? no chyba żeby unikać ciosów..
średni temat, wolałbym coś zupełnie odbiegającego od fabuły gothica i zachowanego w świecie Myrthany...
 

Z@dzior

Member
Dołączył
29.1.2005
Posty
412
Masz rację, wybacz mi o wspaniały
tongue.gif
Dziękuję lepiej żebym wiedział co robię źle. Mam nadzieję że się poprawię.
 

DarkBlade

Member
Dołączył
4.1.2005
Posty
317
a czy ja potobie jeżdże? ja ci tylko wytykam blędy byś je poprawił a krytyka jest lepsza niż nezsensowne nabijanie postów w stylu lizania dupy np. "bardzo dobre 8/10" to nie ma sensu...aaa i nie mówie że napisze opo bezbłędów..ty sie mnie czepiasz ja ciebie nie ...
 

Z@dzior

Member
Dołączył
29.1.2005
Posty
412
No to nie wiem czy mam pisać następne rozdziały bo nikt już dawno nie napisał w tym temacie.
 

Shaki

Member
Dołączył
17.3.2005
Posty
50
Napisz jak dla mnie to opowiadanko jest szczerze 8/10
ja nie napisalbym nawet 2 linijek,pisz szybko te nastepne rozdzily bo ciekaw jestem co dalej.
 

Jodełko

Weteran
Weteran
Redakcja
Dołączył
28.9.2004
Posty
2362
Bardzo Fajnie opowiadanie , naprawde podobało mi sie pisz dalsze części . Drażni mnie tylko to że w Gothicu nie było koni a tam są .
A podoba mi sie także że to jest takjakby kontynuacje Gothica ty tylko że ebz 6 rozdziału . Tak jakby Bezimienny w walce z ostatnim 4 smokiem w GD zginoł ale przy tym też zabył tego smoka i jakby wogóle nei istniał Dwór Irdorath . No czekam z neicierpliwościa na dalszą część opowiadania .
 

Saiger

New Member
Dołączył
8.4.2005
Posty
21
Bardzo Fajne opowiadanie wartka akcja i klimat przypominający władce pierścienia pisz kolejne części.


PS: Druga część jest lepsz!!
tongue.gif
 
Do góry Bottom