Był zimny, deszczowy dzień, kiedy Lee wracał z polowania do swojego domu. Gdy doszedł na skraj lasu ujrzał biegnącego ku niemu starca. Trzymał on w rękach coś długiego, owiniętego w sukno. Za nim biegło kilku ubranych w czarne zbroje ludzi. Lee nie namyślając długo ruszył w stronę starca. Ten padł przed nim na kolana
-Panie pomóż. Zabiją mnie jeśli mi nie pomożesz. Błagam. – powiedział drżącym głosem starzec. Wtedy starzec zamilkł i upadł na twarz a w jego plecach utkwił bełt. Czarni wojownicy zbliżali się nieuchronnie. Lee spojrzał jeszcze raz na starca, zobaczył że on jeszcze żyje. Zrzucił upolowanego ścierwojada którego trzymał ręką na plecach. Ściągnął kuszę i wymierzył nią w wojownika który zrobił to samo w jego stronę. Lee był szybszy, pierwszy wystrzelił. Jego ofiara padła na ziemię, a on sam wyciągnął miecz z pochwy. Jednym zamachnięciem pogruchotał klatkę piersiową drugiego czarnego wojownika. Sam wykonał przy tym unik aby uniknąć ciosu. Przykucnął na chwilę kopnął w brzuch następnego wroga. Z następnym wdał się w dłuższą wymianę ciosów. Zablokował go, a drugą ręką wyciągnął nuż i podciął mu nogę z tyłu na wysokości kolana. Z ziemi podniósł się ten co dostał kopniaka wcześniej, sięgnął po miecz który leżał przed nim, wyciągnął po niego rękę ale w tym momencie Lee zamachnął się i uciął mu kończynę. Zwijał się z bólu nieszczęśnik. Lee wstał i spojrzał na czarnego woja który trzymał wymierzoną w niego kuszę. Lee odskoczył na bok. Jednak bełt przeszył mu ramię. Upadł na ziemię przeturlał się w bok aby uniknąć ciosu. Miecz trafił w ziemię tuż przy jego głowie. Kopnął wroga który chyba stracił równowagę i przewrócił się. Lee wykorzystał ten moment aby się podnieść z ziemi. Jego przeciwnik również się szybko podniósł, ale nie miał miecza. Lee wykonał obrót i potężnym uderzeniem miecza w szyję przeciwnika strącił jego głowę z karku.
Lee podbiegł szybko do starca, który wciąż jeszcze żył.
-Nie martw wyjdziesz z tego. – pocieszył go Lee
-Nie już mnie nic nie uratuję. A teraz słuchaj uważnie. Masz tutaj miecz, weź go i idź z nim do maga wody imieniem Vatras. Znajdziesz go w mieście Khorinis. Nie pozwól aby zabrali ci miecz. Oni są wszędzie.
-Kto? – spytał Lee
-Oni. Ludzie w czarnych zbrojach. Nie daj się złapać i pilnuj tego miecza jak oka w głowie. To jest straszna broń musi zostać zniszczona. Idź i nie trać czasu. Oni zaraz tu będą. Vatras powie ci co dalej robić. Spiesz się nie masz dużo czasu.
-Ale… - Lee nie skończył bo zauważy łże starzec wyzionął ducha.
Lee nie maił wyboru, musiał udać się do Vatrasa. Wziął owinięty w sukno miecz. Rozwinął je i spojrzał nań. Na rękojeści widniała biała czaszka. Cały miecz wydawał się jak by był dopiero co wykuty w kuźni. Dymił czarnym, złowieszczym dymem. Zawinoł powrotem miecz w sukno i wstał. Ramię wciąż go bolało niemiłosiernie. Wiedział że nie zdoła dojść do Khorinis. Postanowił że uda się do swojego najlepszego przyjaciela, który mieszkał tymczasowo w gospodzie ”Martwa Harpia”. Udał się w jej kierunku powolnym niepewnym krokiem. Szedł dość długo gdy na ciemnym horyzoncie ujrzał rysujące się kształty. Rozpoznał je to była ”Martwa Harpia”.
Wszedł do środka. Spoglądał podstępnie na znajdujących się w środku farmerów farmerów właściciela, mimo że znał go od dawna wydawał mu się podejrzany. Na końcu gospody zobaczył siedzącego w stoliku pod ścianą swojego najlepszego przyjaciela. Gorna. Gorn gdy tylko go zobaczył zerwał się z miejsca aby pomóc przyjacielowi. Zabrał go na górę do swojego pokoju. Położył Lee w łużku.
-Trzeba ci wyciągnąć strzałę. Trochę zaboli.- powiedział opiekuńczo Gorn.
-Słuchaj… – zaczął Lee
-Nie to ty słuchaj, jeśli ci nie wyciągnę tej strzały to wykrwawisz się. Nic nie mów – oznajmił Gorn
-Agghhhhhhh – wrzasnął z bólu Lee
-Już dobrze, już po wszystkim. Masz wypij tą miksturę uzdrawiającą. Pomoże ci.
-Dobrze, a teraz słuchaj…. – zaczął Lee
Opowiedział mu całą historię z ty m mieczem. Postanowili udać się razem do miasta. Lee był za słaby aby pójść się tam sam. O północy wyszli z gospody tylnim wyjściem gdzie stały konie. Gorn pomógł wsiąść Lee na jednego z nich, a sam wsiadł na drugiego bez problemu. Nad ranem dotarli do bramy Khorinis. Strażnicy nie chcieli ich wpuścić. Gorn musiał pokazać sakiewkę aby ich wpuszczono. Przywiązali konie do drzewa znajdującego się na prawo od bramy. Udali się razem go gospody gdzie wynajęli pokój. Lee został w nim a Gorn miał wrócić tam z Vatrasem.
Po chwili Gorn wyszedł z pokoju i zamknął cicho drzwi za sobą. Kilka minut później drzwi otworzył się i weszli do środka Gorm i Vatras.
-Witaj – powiedział Vatras
Lee ponownie opowiedział swoją historię, tym razem Vatrasowi.
-Muszę przyznać że to jest nad wyraz dziwna sprawa. Mogę obejrzeć ten miecz? – zapytał Vatras
-Oczywiście jest tutaj.
Vartas rozwinął sukno okrywające broń.
-Na Adanosa! Przecież to jest Szpon Beliara. Już dawno myślałem że ta broń został z niszczona. Ostatnie zapiski mówiły że ta broń został zniszczona Przez dzielnego Palladyna Innubisa wiele lat temu. Jest to najstraszliwsza broń jaką może dzierżyć w swych rękach człowiek. Stworzył go sam Beliar, maił on na celu że największy wojownik na świecie ulegnie woli miecza i sprzymierzy się ze złem. Tą broń bez wątpienia trzeba zniszczyć. Nie może się dostać w niepowołane ręce. Byli byśmy wtedy zgubieni. Musimy się udać do klasztoru aby dowiedzieć się co trzeba zrobić aby zniszczyć miecz.
Wtedy rozległ się krzyk kobiety na ulicy. Gorn podbiegł do okna i wyjrzał przez nie. Ujrzał tuzin ubranych w czerń wojowników wpadających do miasta i zabijających mieszkańców.
-O nie już tu są. Znaleźli nas, starzec uprzedzał mnie przed nimi – powiedział Lee
-Musimy uciekać z miasta – powiedział Vatras
-Dalej ruszamy – krzyknął Gorn
-Wybiegli z gospody skierowali się w kierunku placu Wisielców, a potem na plac Świątynny. Pobiegli w kierunku południowej bramy. Spotkali po drodze Diega. Umówili się że nim że Diego pójdzie po Lasera i spotkają się przy bramie.
Po niespełna kwadransie wszyscy strażnicy i rycerze z miasta walczyli już z czarnymi wojownikami. Wtedy wrócił Diego, Lares i rycerz Girion.
- Uciekamy w góry, tam jest Lester i Angar z pewnością nam pomogą. Nie traćmy czasu. –powiedział krzyczącym głosem Gorn. I cała szóstka pobiegła wzdłuż ścieżki w góry na spotkanie z przyjaciółmi. Kilkaset metrów za miastem zobaczyli że na drodze stoi kilku wojowników cienia….
-Panie pomóż. Zabiją mnie jeśli mi nie pomożesz. Błagam. – powiedział drżącym głosem starzec. Wtedy starzec zamilkł i upadł na twarz a w jego plecach utkwił bełt. Czarni wojownicy zbliżali się nieuchronnie. Lee spojrzał jeszcze raz na starca, zobaczył że on jeszcze żyje. Zrzucił upolowanego ścierwojada którego trzymał ręką na plecach. Ściągnął kuszę i wymierzył nią w wojownika który zrobił to samo w jego stronę. Lee był szybszy, pierwszy wystrzelił. Jego ofiara padła na ziemię, a on sam wyciągnął miecz z pochwy. Jednym zamachnięciem pogruchotał klatkę piersiową drugiego czarnego wojownika. Sam wykonał przy tym unik aby uniknąć ciosu. Przykucnął na chwilę kopnął w brzuch następnego wroga. Z następnym wdał się w dłuższą wymianę ciosów. Zablokował go, a drugą ręką wyciągnął nuż i podciął mu nogę z tyłu na wysokości kolana. Z ziemi podniósł się ten co dostał kopniaka wcześniej, sięgnął po miecz który leżał przed nim, wyciągnął po niego rękę ale w tym momencie Lee zamachnął się i uciął mu kończynę. Zwijał się z bólu nieszczęśnik. Lee wstał i spojrzał na czarnego woja który trzymał wymierzoną w niego kuszę. Lee odskoczył na bok. Jednak bełt przeszył mu ramię. Upadł na ziemię przeturlał się w bok aby uniknąć ciosu. Miecz trafił w ziemię tuż przy jego głowie. Kopnął wroga który chyba stracił równowagę i przewrócił się. Lee wykorzystał ten moment aby się podnieść z ziemi. Jego przeciwnik również się szybko podniósł, ale nie miał miecza. Lee wykonał obrót i potężnym uderzeniem miecza w szyję przeciwnika strącił jego głowę z karku.
Lee podbiegł szybko do starca, który wciąż jeszcze żył.
-Nie martw wyjdziesz z tego. – pocieszył go Lee
-Nie już mnie nic nie uratuję. A teraz słuchaj uważnie. Masz tutaj miecz, weź go i idź z nim do maga wody imieniem Vatras. Znajdziesz go w mieście Khorinis. Nie pozwól aby zabrali ci miecz. Oni są wszędzie.
-Kto? – spytał Lee
-Oni. Ludzie w czarnych zbrojach. Nie daj się złapać i pilnuj tego miecza jak oka w głowie. To jest straszna broń musi zostać zniszczona. Idź i nie trać czasu. Oni zaraz tu będą. Vatras powie ci co dalej robić. Spiesz się nie masz dużo czasu.
-Ale… - Lee nie skończył bo zauważy łże starzec wyzionął ducha.
Lee nie maił wyboru, musiał udać się do Vatrasa. Wziął owinięty w sukno miecz. Rozwinął je i spojrzał nań. Na rękojeści widniała biała czaszka. Cały miecz wydawał się jak by był dopiero co wykuty w kuźni. Dymił czarnym, złowieszczym dymem. Zawinoł powrotem miecz w sukno i wstał. Ramię wciąż go bolało niemiłosiernie. Wiedział że nie zdoła dojść do Khorinis. Postanowił że uda się do swojego najlepszego przyjaciela, który mieszkał tymczasowo w gospodzie ”Martwa Harpia”. Udał się w jej kierunku powolnym niepewnym krokiem. Szedł dość długo gdy na ciemnym horyzoncie ujrzał rysujące się kształty. Rozpoznał je to była ”Martwa Harpia”.
Wszedł do środka. Spoglądał podstępnie na znajdujących się w środku farmerów farmerów właściciela, mimo że znał go od dawna wydawał mu się podejrzany. Na końcu gospody zobaczył siedzącego w stoliku pod ścianą swojego najlepszego przyjaciela. Gorna. Gorn gdy tylko go zobaczył zerwał się z miejsca aby pomóc przyjacielowi. Zabrał go na górę do swojego pokoju. Położył Lee w łużku.
-Trzeba ci wyciągnąć strzałę. Trochę zaboli.- powiedział opiekuńczo Gorn.
-Słuchaj… – zaczął Lee
-Nie to ty słuchaj, jeśli ci nie wyciągnę tej strzały to wykrwawisz się. Nic nie mów – oznajmił Gorn
-Agghhhhhhh – wrzasnął z bólu Lee
-Już dobrze, już po wszystkim. Masz wypij tą miksturę uzdrawiającą. Pomoże ci.
-Dobrze, a teraz słuchaj…. – zaczął Lee
Opowiedział mu całą historię z ty m mieczem. Postanowili udać się razem do miasta. Lee był za słaby aby pójść się tam sam. O północy wyszli z gospody tylnim wyjściem gdzie stały konie. Gorn pomógł wsiąść Lee na jednego z nich, a sam wsiadł na drugiego bez problemu. Nad ranem dotarli do bramy Khorinis. Strażnicy nie chcieli ich wpuścić. Gorn musiał pokazać sakiewkę aby ich wpuszczono. Przywiązali konie do drzewa znajdującego się na prawo od bramy. Udali się razem go gospody gdzie wynajęli pokój. Lee został w nim a Gorn miał wrócić tam z Vatrasem.
Po chwili Gorn wyszedł z pokoju i zamknął cicho drzwi za sobą. Kilka minut później drzwi otworzył się i weszli do środka Gorm i Vatras.
-Witaj – powiedział Vatras
Lee ponownie opowiedział swoją historię, tym razem Vatrasowi.
-Muszę przyznać że to jest nad wyraz dziwna sprawa. Mogę obejrzeć ten miecz? – zapytał Vatras
-Oczywiście jest tutaj.
Vartas rozwinął sukno okrywające broń.
-Na Adanosa! Przecież to jest Szpon Beliara. Już dawno myślałem że ta broń został z niszczona. Ostatnie zapiski mówiły że ta broń został zniszczona Przez dzielnego Palladyna Innubisa wiele lat temu. Jest to najstraszliwsza broń jaką może dzierżyć w swych rękach człowiek. Stworzył go sam Beliar, maił on na celu że największy wojownik na świecie ulegnie woli miecza i sprzymierzy się ze złem. Tą broń bez wątpienia trzeba zniszczyć. Nie może się dostać w niepowołane ręce. Byli byśmy wtedy zgubieni. Musimy się udać do klasztoru aby dowiedzieć się co trzeba zrobić aby zniszczyć miecz.
Wtedy rozległ się krzyk kobiety na ulicy. Gorn podbiegł do okna i wyjrzał przez nie. Ujrzał tuzin ubranych w czerń wojowników wpadających do miasta i zabijających mieszkańców.
-O nie już tu są. Znaleźli nas, starzec uprzedzał mnie przed nimi – powiedział Lee
-Musimy uciekać z miasta – powiedział Vatras
-Dalej ruszamy – krzyknął Gorn
-Wybiegli z gospody skierowali się w kierunku placu Wisielców, a potem na plac Świątynny. Pobiegli w kierunku południowej bramy. Spotkali po drodze Diega. Umówili się że nim że Diego pójdzie po Lasera i spotkają się przy bramie.
Po niespełna kwadransie wszyscy strażnicy i rycerze z miasta walczyli już z czarnymi wojownikami. Wtedy wrócił Diego, Lares i rycerz Girion.
- Uciekamy w góry, tam jest Lester i Angar z pewnością nam pomogą. Nie traćmy czasu. –powiedział krzyczącym głosem Gorn. I cała szóstka pobiegła wzdłuż ścieżki w góry na spotkanie z przyjaciółmi. Kilkaset metrów za miastem zobaczyli że na drodze stoi kilku wojowników cienia….