- Dołączył
- 1.5.2005
- Posty
- 1339
Na poczatku chciałabym zaznaczyć, że nie obiecuje szybko dodawać nowe części, czas mnie ogranicza. Zresztą, nie tylko mnie. Jeśli będe miała ku temu okzaję to ukoncze opowiadanie. Wybaczcie błędy i literówki, jak się spodoba to napisze cd
Enjoy
**********************************************************************************
Prolog
Wiosna tego roku nie spieszyła zbytnio. Tuż po Święcie Przebudzenia zima wróciła nieoczekiwanie. Gdzieś ze wschodu napłynęły masy lodowatego powietrza, równiny znowu pokryły się cienkim całunem śniegu, a w mieście na kałużach pojawiła się warstewka lodu. Ludzie dreptający zaułkami Silverhill, słysząc wycie wichru, stawiali wysoko kołnierze.
- Co za pierońskie zimno! – jęknął Yeed i kichnął. – Jak wy to wytrzymujecie?
Szczurek uśmiechnął się lekko.
- Nie jest wcale tak zimno. Tylko dziesięć stopni mrozu. Bywało gorzej.
Yeed ponownie kichnął i pociągnął nosem.
- U mnie zimy są znacznie cieplejsze. I nie wieje tak strasznie.
- Przesadzasz, ale skoro taki z ciebie zmarzlak, to może wpadniemy strzelić sobie po szklaneczce?
- Z chęcią. Ale co z zakazem?
- Jakim zakazem? Na służbie nie jesteśmy, Dadex nic się nie dowie, a my jesteśmy dorośli. Chodź, wstąpimy do „Jak w niebie”, jeszcze tam nie byłem.
No i weszli do środka. Zamówiwszy wino i coś do przegryzienia usiedli w kącie sali by nie rzucać się w oczy i, w razie, czego, mieć na oku drzwi. Wewnątrz było przyjemnie ciepło, w kominku płonął ogień, klienci przy stolikach i barze rozmawiali ze sobą półgłosem tak, by nawzajem sobie nie przeszkadzać.
- Ale nuda, nic ciekawego się nie dzieje – westchnął Yeed. – Od paru miesięcy jakoś wszędzie panuje cisza i spokój. Nie ma, co robić.
- Zawsze coś się znajdzie. Możesz pomóc Dadexowi przy papierach, w końcu jesteś jego zastępcą.
- W życiu. Papierkowa robota to nie dla mnie.
- Hmm... Pytałeś może Sever czy...
- Wole nie. Przez przypadek pomieszałem te zioła, co dostała od kogoś podczas katalogowania i mnie wywaliła z pokoju.
- Jedź do Crydee z Halkiem i Bethrezenem.
- Za zimno.
- TO ULEP SOBIE BAŁWANA!... Jakiś ty niezdecydowany.
Yeed kichnął w odpowiedzi. Kelner przyniósł zamówienie, Szczurek od razu zamaczał swojego precla w winie.
- Większość Leśników wyjechała, w pałacu pustki, żaden domniemany wróg nie krąży po granicy. Dawno nie było tak spokojnie, nadszedł okres stagnacji. Może to i dobrze, każdemu przyda się solidny odpoczynek.
- Nienawidzę nudy.
- To poczytaj książkę i nie ględź. Albo pobaw się w bibliotekarza. Wśród ksiąg panuje straszliwy bajzel, nic nie można znaleźć. Zajmij się tym, a masz zajęcie aż do późnej wiosny.
Yeed skrzywił się. Wrócili do pałacu wieczorem. Chciało im się spać, Yeedowi na dodatek kręciło się w głowie – zwalił to na przeziębienie. Ledwo weszli po schodach na swoje piętro, gdzie mieściły się ich komnaty, mruknęli sobie dobranoc i każdy poszedł do siebie. Po chwili twardo już spali.
Szczurek został obudzony w sposób nieoczekiwany i nieprzyjemny. Potrząsały nim jakieś wrogie siły, którym towarzyszył stanowczy głos.
- Obudź się, Szczurek! Cholera jasna, obudź się!!!
Leśnik otworzył oczy i natychmiast je zamknął. Światło dnia było zbyt ostre. W głowie czuł tępy ból nie do opisania. Przy łóżku stał Halek.
- Co ty tu robisz? – zapytał słabo Szczurek.
- Jak to, co? Sever mnie przysłała. Okradziono Yeeda.... i chyba ciebie też.
W pokoju panował straszliwy rozgardiasz. Ubrania, pościel, meble, buty, książki i inne rzeczy – wszystko leżało porozrzucane po podłodze.
- Musiałeś spać jak zabity, że nic nie słyszałeś...
- To jasne jak słońce: zostaliście odurzeni narkotykiem – oznajmiła Sever, chodząc tam i z powrotem po pokoju Yeeda.
Sam Yeed siedział w kącie, miał podkrążone oczy...
- Niemożliwe, abyś nie słyszał, jak złodziej buszuje ci po pokoju – ciągnęła, zwracając się do Szczurka. – Niemożliwe też, żeby Yeed nie zorientował się, że ktoś zrzuca go z łóżka, przeszukuje, a potem okrada i demoluje pokój... Podano wam silny narkotyk bądź środek nasenny.
Yeed przytaknął nieśmiało głową.
- Ale, w jaki sposób? – Sever spojrzała na nich.
Szczurek i Yeed wymienili spojrzenia. Nie mieli bladego pojęcia, jak to się stało.
- Do waszych pokoi się nie dostali? – spytał Szczurek.
- Nie, ponieważ ja, zamiast włóczyć się po knajpach, pracowałam.
- Nic nie słyszałaś?
- Nic a nic. To naprawdę bardzo dziwne. Szukali czegoś, co należało do was. Dowodzi tego fakt, że spośród wszystkich komnat wybrali właśnie wasze. Wypytałam służbę, nikt nic nie wie. Nikogo nie widzieli.
- Trzeba natychmiast powiadomić Dadexa! – zawołał Szczurek.
- Nie ma go. Wezwano go do króla w pilnej sprawie i wyjechał wieczorem.
Szczurek westchnął i usiadł na krześle.
- Nie wiecie, czego szukali? – odezwał się Halek.
- Nie sprawdzałem...
- To sprawdźcie. Obaj – Sever ruszyła ku drzwiom. – Potem przyjdźcie do biblioteki. Musimy pogadać.
Nie minęło nawet pół godziny, gdy wszyscy spotkali się w umówionym miejscu. Jednak nie rozmawiali w jasnej i przestronnej czytelni, gdzie księgi były poukładane rzędami w wysokich regałach, które sięgały aż do sufitu.
- Nie mam map miasta i okolic – poinformował ich Szczurek. – Przeszukałem wszystko dokładnie, ale ich nie znalazłem.
- Na co komu mapy? – zapytała Halek.
- Są na nich pewne oznaczenia i tylko ja je potrafię odczytać. Chyba, że ktoś zna klucz, a ten jest w mojej głowie.
- A ty, Yeed?
- Mi zginęło tylko kilka sztuk sorithii, to taka roślina, dzięki której można dość długo pozostawać pod wodą bez zaczerpnięcia ponownie powietrza. Sam nie testowałem – odparł Yeed. – Ej, a po co otwierasz drzwi do archiwum, Halek? Tam jest taki syf...
Halek posłał mu krzywe spojrzenie i pchnął drzwi. Znaleźli się w komnacie pełnej długich półek, uginających się od manuskryptów. Panował tam wzorowy porządek.
- Bajzel to ty masz w pokoju – powiedział Halek. – Razem z Bethrezenem poświęciliśmy tydzień, by doprowadzić to miejsce do stanu używalności. Nawet Sever nam pomogła jak ją poprosiliśmy. Teraz wiem przynajmniej, co gdzie leży.
Zatrzymali się przy jednej z półek i Halek dotkną jednej z ksiąg.
- Dwa dni temu Dadex poprosił nas o stare księgi majątkowe, chciał coś sprawdzić – ciągnął.- No to chcieliśmy mu je dać, ale ich nie było. Wcięło je. Dadex kazał szukać aż do skutku. Ok.. Wczoraj Sever przyszła tu oddać jakieś papiery i znalazła zaginione księgi wciśnięte między rejestry urodzeń. Jak się wtedy ciężko wkurzyłem...
- Dobra, ale czemu tak się gorączkujecie o te starocie? – zaciekawił się Szczurek.
- Bo tylko nas trzech miało dostęp do tego pomieszczenia, a ktoś obcy nam tu wlazł i zwinął dokumenty.
- Ale to stare...
- Nie rozumiecie? Ktoś obcy wszedł do ARCHIWUM, w którym trzymamy wszystkie dokumenty, TAJNE też. Nikt, absolutnie nikt obcy nie ma prawa tam być.
Szczurek w zamyśleniu pokiwał głową.
- Macie rację, to dziwne. Do nas się włamali, ktoś zupełnie obcy chodzi po pałacu... Nie, Dadex musi o tym wiedzieć.
Dwa dni później wrócił Dadex. Sądząc po jego minie, coś poszło nie tak. Był milczący, nie odpowiadał na pytania i zaraz po przyjeździe zamknął się w swoim pokoju.
- Co go ugryzło? – dziwił się Yeed. – Spytałem tylko czy czegoś mu nie trzeba, a ten jak mi drzwiami przed nosem nie strzeli...
- Ja tam nic nie wiem – Szczurek wzruszył ramionami, chowając do torby szalik. Po chwili wahania dorzucił do tego czapkę z pomponem.
- Co ty robisz?
- Pakuje się. Jadę z Sever w odwiedziny do jej brata.
- Ej, jakim cudem?
- Zapytała mnie czy nie chce się gdzieś stąd wyrwać. Halek i Bethrezen jadą do Crydee, a my do Dor Feafort.
Yeed zmarkotniał. Z jego obliczeń wynikało, że zostanie tu z Cisem, Wismerinem, którego widuje raz na tydzień chyba, i Kaczorem. Reszta Leśników się porozjeżdżała. Dopiero będzie nuda!
- Jakby przyszły do nas jakieś listy, to wsuńcie pod drzwi od pokoi. I nie otwierajcie.
- Dobra, dobra.
Wieczorem pałac opustoszał. Yeed i dwaj Leśnicy jedli kolację we wspólnej sali, gdy dołączył do nich Dadex. Przywódca Leśników wyglądał na strasznie zmęczonego, miał podkrążone oczy i bladą cerę. Usiadł przy nich i nałożył sobie na talerz potrawki.
- Gdzie reszta? – zapytał znużonym głosem.
- Halek i Bethrezen w Crydee, a Szczurek pojechał z Sever. Uprzedzali cię o tym – odparł Kaczor.
- A tak, oczywiście...
Dadex był jakiś nieswój, grzebał widelcem w talerzu głęboko nad czymś zamyślony. Yeed, który był dość bezpośredni, spojrzał na niego i rzekł:
- Albo powiesz w końcu co się dzieje, albo zasadzę ci kopa i będziesz chodził dwa dni do tyłu.
Elf westchnął ciężko.
- Mamy poważny problem, moi przyjaciele. I tym razem sprawa nie dotyczy najazdów wrogów na nasze ziemie...
- Więc?
- Prawdopodobnie jutro bądź pojutrze będziemy mieli gościa. Proszę was tylko o jedno, żadnych wariactw. Nie chcę większych kłopotów...
Zapadła cisza.
- Dadexie, co się dzieje? – zapytał Cisu. – Kim jest ten człowiek?
- Jak wiecie wezwał mnie Kacperex. Nie wiedziałem zbytnio, dlaczego, ale okazało się, że to coś poważnego. Ma wstępie naszej rozmowy dostałem niewiarygodny ochrzan – zaczął Dadex. – Kac wyrzucał mi, że nie odpisuję na urzędowe listy. Wyobraźcie sobie moje zdziwienie. Jakie listy? Król pokazał mi kopię tej domniemanej korespondencji, której nie odbierałem, a mi włosy dęba stanęły... Odnalazł się ostatni z rodu von Edrain, czyli prawowity pan tego miasta. I on się tu zjawi.
- CO?!
Trzej Leśnicy wybałuszyli oczy i patrzyli na Dadexa nic nie rozumiejąc. Nawet odstawili kubki i widelce. Czekali na ciąg dalszy, bo czuli, że to dopiero początek rewelacji.
- Owy domniemany dziedzic zjawił się jakiś czas temu u Kacperexa z całą dokumentacją wymaganą do odzyskania majątku. W świetle prawa rezydujemy tu do czasu, gdy pojawi się spadkobierca. Tyle, że wszyscy von Edrain nie żyją, wszyscy tak myśleli... Kac przyznał, że ma u siebie dokument podpisany jeszcze przez Megariona, w którym my, Leśnicy, zobowiązujemy się odstąpić Silverhill spadkobiercy. Tyle, że rozmawiałam z Megiem i on nic takiego nie podpisywał.
- Fałszerstwo? – Kaczor uniósł nieznacznie brew.
- Z pewnością, ale ani Meg, ani ja nie potrafimy tego udowodnić. Podpis jest identyczny... Tylko atrament jest inny. W każdym razie Meg obiecał to zbadać, ale kto go tam wie. Kacperex pisał do mnie listy z informacją o zaistniałej sytuacji, ale ja nic takiego nie dostałem, żadnego listu. Żadnego! Ten von Edrain ma pełne prawo zjawić się tutaj i nas wywalić.
Umilkł na chwilę i wpatrzył się w jakiś punkt przed sobą.
- Po powrocie do domu od razu poszedłem do siebie. I wiecie, co znalazłem na biurku? Listy od Kacperexa!
- Ktoś przetrzymał, a potem podrzucił w odpowiednim momencie – zgadywał Cisu.- Ale kto?
- Mam pewne przypuszczenia... Proszę was tylko o to, abyście nie wdawali się w kłótnie z tym człowiekiem.
- Ale kto to w końcu?
Ale Dadex znowu zamilkł. Cała ta sprawa źle na niego wpłynęła, wydawał się pogrążony we własnym świecie. No i wyglądał niemal jak wrak człowieka.
- To, co mamy robić? – zapytał Yeed przerywając nieznośną ciszę. – Wyprowadzić się? Mowy nie ma!
- Yeed, takie jest prawo, ktoś nas sprytnie podszedł i wykorzystał lukę wśród paragrafów. Kacperex już nam raczej pomóc nie może – tłumaczył Cisu. – Sprytne, bardzo sprytne. Dadex, na pewno nic nie da się zrobić?
Hrabia wzruszył ramionami. Leśnicy sposępnieli.
- Czyli wywali nas na zbity pysk? A to my odbudowaliśmy miasto, dbaliśmy o nie i broniliśmy, a teraz zjawia się jakiś facet i chce nas wyrzucić?! I to jakiś obcy – nie wytrzymał Kaczor i upił łyk wina z kubka.
Dadex odezwał się cicho:
- To Lastavard.
Kaczor zakrztusił się winem i zaczął kasłać.
- Że co, proszę?!
- On tu jutro przyjedzie, na pewno nie sam i...
- Ale na Bogów, czemu ON?! Przecież chciał nas wyzabijać ostatnim razem! – gorączkował się Yeed. – Tak mu dopiekliśmy, że tym razem nie da nam spokoju!
- Powiedział, że nie będzie się na nas mścił...
- A skąd to wiesz? To świr, znowu coś wymyśli, by nas pogrążyć!
I wtedy Dadexowi puściły nerwy. Wstał, przechylił się przez stół i złapał Yeeda za kaftan.
- Myślisz, że mi się to podoba? Że ten... ktoś będzie chodził po naszym pałacu z pełną swobodą, a my mu nic zrobić nie możemy? To teraz jego pałac i to my tu jesteśmy intruzami. Wykorzysta każde nasze potkniecie, by nas stąd usunąć. Nie powiedział mi tego, wprost, ale sympatią do nas nie pała... no, może nie do każdego z nas...
Dadex puścił Yeeda i usiadł patrząc na wszystkich ze złością. Jeszcze nigdy nie widzieli swojego szefa tak wzburzonego.
- Ja już wspomniałem, nie chcę żadnych problemów – Dadex sięgnął po kubek z winem.– Oczekuje współpracy. Mam pewien pomysł, ale potrzebuje też czasu.
- Z naszej strony problemów nie będzie – zapewnił Cisu. – Byleby ON nie robił problemów.
Dadex mruknął cos i utkwił wzrok w blacie. Pogrążył się we swoich myślach, ale czego one dotyczyły, wiedział tylko on. Miał mało czasu by wszystko obmyślić, brakowało mu informacji. Ale nie był sam i to było najważniejsze.
Enjoy
**********************************************************************************
Prolog
Wiosna tego roku nie spieszyła zbytnio. Tuż po Święcie Przebudzenia zima wróciła nieoczekiwanie. Gdzieś ze wschodu napłynęły masy lodowatego powietrza, równiny znowu pokryły się cienkim całunem śniegu, a w mieście na kałużach pojawiła się warstewka lodu. Ludzie dreptający zaułkami Silverhill, słysząc wycie wichru, stawiali wysoko kołnierze.
- Co za pierońskie zimno! – jęknął Yeed i kichnął. – Jak wy to wytrzymujecie?
Szczurek uśmiechnął się lekko.
- Nie jest wcale tak zimno. Tylko dziesięć stopni mrozu. Bywało gorzej.
Yeed ponownie kichnął i pociągnął nosem.
- U mnie zimy są znacznie cieplejsze. I nie wieje tak strasznie.
- Przesadzasz, ale skoro taki z ciebie zmarzlak, to może wpadniemy strzelić sobie po szklaneczce?
- Z chęcią. Ale co z zakazem?
- Jakim zakazem? Na służbie nie jesteśmy, Dadex nic się nie dowie, a my jesteśmy dorośli. Chodź, wstąpimy do „Jak w niebie”, jeszcze tam nie byłem.
No i weszli do środka. Zamówiwszy wino i coś do przegryzienia usiedli w kącie sali by nie rzucać się w oczy i, w razie, czego, mieć na oku drzwi. Wewnątrz było przyjemnie ciepło, w kominku płonął ogień, klienci przy stolikach i barze rozmawiali ze sobą półgłosem tak, by nawzajem sobie nie przeszkadzać.
- Ale nuda, nic ciekawego się nie dzieje – westchnął Yeed. – Od paru miesięcy jakoś wszędzie panuje cisza i spokój. Nie ma, co robić.
- Zawsze coś się znajdzie. Możesz pomóc Dadexowi przy papierach, w końcu jesteś jego zastępcą.
- W życiu. Papierkowa robota to nie dla mnie.
- Hmm... Pytałeś może Sever czy...
- Wole nie. Przez przypadek pomieszałem te zioła, co dostała od kogoś podczas katalogowania i mnie wywaliła z pokoju.
- Jedź do Crydee z Halkiem i Bethrezenem.
- Za zimno.
- TO ULEP SOBIE BAŁWANA!... Jakiś ty niezdecydowany.
Yeed kichnął w odpowiedzi. Kelner przyniósł zamówienie, Szczurek od razu zamaczał swojego precla w winie.
- Większość Leśników wyjechała, w pałacu pustki, żaden domniemany wróg nie krąży po granicy. Dawno nie było tak spokojnie, nadszedł okres stagnacji. Może to i dobrze, każdemu przyda się solidny odpoczynek.
- Nienawidzę nudy.
- To poczytaj książkę i nie ględź. Albo pobaw się w bibliotekarza. Wśród ksiąg panuje straszliwy bajzel, nic nie można znaleźć. Zajmij się tym, a masz zajęcie aż do późnej wiosny.
Yeed skrzywił się. Wrócili do pałacu wieczorem. Chciało im się spać, Yeedowi na dodatek kręciło się w głowie – zwalił to na przeziębienie. Ledwo weszli po schodach na swoje piętro, gdzie mieściły się ich komnaty, mruknęli sobie dobranoc i każdy poszedł do siebie. Po chwili twardo już spali.
Szczurek został obudzony w sposób nieoczekiwany i nieprzyjemny. Potrząsały nim jakieś wrogie siły, którym towarzyszył stanowczy głos.
- Obudź się, Szczurek! Cholera jasna, obudź się!!!
Leśnik otworzył oczy i natychmiast je zamknął. Światło dnia było zbyt ostre. W głowie czuł tępy ból nie do opisania. Przy łóżku stał Halek.
- Co ty tu robisz? – zapytał słabo Szczurek.
- Jak to, co? Sever mnie przysłała. Okradziono Yeeda.... i chyba ciebie też.
W pokoju panował straszliwy rozgardiasz. Ubrania, pościel, meble, buty, książki i inne rzeczy – wszystko leżało porozrzucane po podłodze.
- Musiałeś spać jak zabity, że nic nie słyszałeś...
- To jasne jak słońce: zostaliście odurzeni narkotykiem – oznajmiła Sever, chodząc tam i z powrotem po pokoju Yeeda.
Sam Yeed siedział w kącie, miał podkrążone oczy...
- Niemożliwe, abyś nie słyszał, jak złodziej buszuje ci po pokoju – ciągnęła, zwracając się do Szczurka. – Niemożliwe też, żeby Yeed nie zorientował się, że ktoś zrzuca go z łóżka, przeszukuje, a potem okrada i demoluje pokój... Podano wam silny narkotyk bądź środek nasenny.
Yeed przytaknął nieśmiało głową.
- Ale, w jaki sposób? – Sever spojrzała na nich.
Szczurek i Yeed wymienili spojrzenia. Nie mieli bladego pojęcia, jak to się stało.
- Do waszych pokoi się nie dostali? – spytał Szczurek.
- Nie, ponieważ ja, zamiast włóczyć się po knajpach, pracowałam.
- Nic nie słyszałaś?
- Nic a nic. To naprawdę bardzo dziwne. Szukali czegoś, co należało do was. Dowodzi tego fakt, że spośród wszystkich komnat wybrali właśnie wasze. Wypytałam służbę, nikt nic nie wie. Nikogo nie widzieli.
- Trzeba natychmiast powiadomić Dadexa! – zawołał Szczurek.
- Nie ma go. Wezwano go do króla w pilnej sprawie i wyjechał wieczorem.
Szczurek westchnął i usiadł na krześle.
- Nie wiecie, czego szukali? – odezwał się Halek.
- Nie sprawdzałem...
- To sprawdźcie. Obaj – Sever ruszyła ku drzwiom. – Potem przyjdźcie do biblioteki. Musimy pogadać.
Nie minęło nawet pół godziny, gdy wszyscy spotkali się w umówionym miejscu. Jednak nie rozmawiali w jasnej i przestronnej czytelni, gdzie księgi były poukładane rzędami w wysokich regałach, które sięgały aż do sufitu.
- Nie mam map miasta i okolic – poinformował ich Szczurek. – Przeszukałem wszystko dokładnie, ale ich nie znalazłem.
- Na co komu mapy? – zapytała Halek.
- Są na nich pewne oznaczenia i tylko ja je potrafię odczytać. Chyba, że ktoś zna klucz, a ten jest w mojej głowie.
- A ty, Yeed?
- Mi zginęło tylko kilka sztuk sorithii, to taka roślina, dzięki której można dość długo pozostawać pod wodą bez zaczerpnięcia ponownie powietrza. Sam nie testowałem – odparł Yeed. – Ej, a po co otwierasz drzwi do archiwum, Halek? Tam jest taki syf...
Halek posłał mu krzywe spojrzenie i pchnął drzwi. Znaleźli się w komnacie pełnej długich półek, uginających się od manuskryptów. Panował tam wzorowy porządek.
- Bajzel to ty masz w pokoju – powiedział Halek. – Razem z Bethrezenem poświęciliśmy tydzień, by doprowadzić to miejsce do stanu używalności. Nawet Sever nam pomogła jak ją poprosiliśmy. Teraz wiem przynajmniej, co gdzie leży.
Zatrzymali się przy jednej z półek i Halek dotkną jednej z ksiąg.
- Dwa dni temu Dadex poprosił nas o stare księgi majątkowe, chciał coś sprawdzić – ciągnął.- No to chcieliśmy mu je dać, ale ich nie było. Wcięło je. Dadex kazał szukać aż do skutku. Ok.. Wczoraj Sever przyszła tu oddać jakieś papiery i znalazła zaginione księgi wciśnięte między rejestry urodzeń. Jak się wtedy ciężko wkurzyłem...
- Dobra, ale czemu tak się gorączkujecie o te starocie? – zaciekawił się Szczurek.
- Bo tylko nas trzech miało dostęp do tego pomieszczenia, a ktoś obcy nam tu wlazł i zwinął dokumenty.
- Ale to stare...
- Nie rozumiecie? Ktoś obcy wszedł do ARCHIWUM, w którym trzymamy wszystkie dokumenty, TAJNE też. Nikt, absolutnie nikt obcy nie ma prawa tam być.
Szczurek w zamyśleniu pokiwał głową.
- Macie rację, to dziwne. Do nas się włamali, ktoś zupełnie obcy chodzi po pałacu... Nie, Dadex musi o tym wiedzieć.
Dwa dni później wrócił Dadex. Sądząc po jego minie, coś poszło nie tak. Był milczący, nie odpowiadał na pytania i zaraz po przyjeździe zamknął się w swoim pokoju.
- Co go ugryzło? – dziwił się Yeed. – Spytałem tylko czy czegoś mu nie trzeba, a ten jak mi drzwiami przed nosem nie strzeli...
- Ja tam nic nie wiem – Szczurek wzruszył ramionami, chowając do torby szalik. Po chwili wahania dorzucił do tego czapkę z pomponem.
- Co ty robisz?
- Pakuje się. Jadę z Sever w odwiedziny do jej brata.
- Ej, jakim cudem?
- Zapytała mnie czy nie chce się gdzieś stąd wyrwać. Halek i Bethrezen jadą do Crydee, a my do Dor Feafort.
Yeed zmarkotniał. Z jego obliczeń wynikało, że zostanie tu z Cisem, Wismerinem, którego widuje raz na tydzień chyba, i Kaczorem. Reszta Leśników się porozjeżdżała. Dopiero będzie nuda!
- Jakby przyszły do nas jakieś listy, to wsuńcie pod drzwi od pokoi. I nie otwierajcie.
- Dobra, dobra.
Wieczorem pałac opustoszał. Yeed i dwaj Leśnicy jedli kolację we wspólnej sali, gdy dołączył do nich Dadex. Przywódca Leśników wyglądał na strasznie zmęczonego, miał podkrążone oczy i bladą cerę. Usiadł przy nich i nałożył sobie na talerz potrawki.
- Gdzie reszta? – zapytał znużonym głosem.
- Halek i Bethrezen w Crydee, a Szczurek pojechał z Sever. Uprzedzali cię o tym – odparł Kaczor.
- A tak, oczywiście...
Dadex był jakiś nieswój, grzebał widelcem w talerzu głęboko nad czymś zamyślony. Yeed, który był dość bezpośredni, spojrzał na niego i rzekł:
- Albo powiesz w końcu co się dzieje, albo zasadzę ci kopa i będziesz chodził dwa dni do tyłu.
Elf westchnął ciężko.
- Mamy poważny problem, moi przyjaciele. I tym razem sprawa nie dotyczy najazdów wrogów na nasze ziemie...
- Więc?
- Prawdopodobnie jutro bądź pojutrze będziemy mieli gościa. Proszę was tylko o jedno, żadnych wariactw. Nie chcę większych kłopotów...
Zapadła cisza.
- Dadexie, co się dzieje? – zapytał Cisu. – Kim jest ten człowiek?
- Jak wiecie wezwał mnie Kacperex. Nie wiedziałem zbytnio, dlaczego, ale okazało się, że to coś poważnego. Ma wstępie naszej rozmowy dostałem niewiarygodny ochrzan – zaczął Dadex. – Kac wyrzucał mi, że nie odpisuję na urzędowe listy. Wyobraźcie sobie moje zdziwienie. Jakie listy? Król pokazał mi kopię tej domniemanej korespondencji, której nie odbierałem, a mi włosy dęba stanęły... Odnalazł się ostatni z rodu von Edrain, czyli prawowity pan tego miasta. I on się tu zjawi.
- CO?!
Trzej Leśnicy wybałuszyli oczy i patrzyli na Dadexa nic nie rozumiejąc. Nawet odstawili kubki i widelce. Czekali na ciąg dalszy, bo czuli, że to dopiero początek rewelacji.
- Owy domniemany dziedzic zjawił się jakiś czas temu u Kacperexa z całą dokumentacją wymaganą do odzyskania majątku. W świetle prawa rezydujemy tu do czasu, gdy pojawi się spadkobierca. Tyle, że wszyscy von Edrain nie żyją, wszyscy tak myśleli... Kac przyznał, że ma u siebie dokument podpisany jeszcze przez Megariona, w którym my, Leśnicy, zobowiązujemy się odstąpić Silverhill spadkobiercy. Tyle, że rozmawiałam z Megiem i on nic takiego nie podpisywał.
- Fałszerstwo? – Kaczor uniósł nieznacznie brew.
- Z pewnością, ale ani Meg, ani ja nie potrafimy tego udowodnić. Podpis jest identyczny... Tylko atrament jest inny. W każdym razie Meg obiecał to zbadać, ale kto go tam wie. Kacperex pisał do mnie listy z informacją o zaistniałej sytuacji, ale ja nic takiego nie dostałem, żadnego listu. Żadnego! Ten von Edrain ma pełne prawo zjawić się tutaj i nas wywalić.
Umilkł na chwilę i wpatrzył się w jakiś punkt przed sobą.
- Po powrocie do domu od razu poszedłem do siebie. I wiecie, co znalazłem na biurku? Listy od Kacperexa!
- Ktoś przetrzymał, a potem podrzucił w odpowiednim momencie – zgadywał Cisu.- Ale kto?
- Mam pewne przypuszczenia... Proszę was tylko o to, abyście nie wdawali się w kłótnie z tym człowiekiem.
- Ale kto to w końcu?
Ale Dadex znowu zamilkł. Cała ta sprawa źle na niego wpłynęła, wydawał się pogrążony we własnym świecie. No i wyglądał niemal jak wrak człowieka.
- To, co mamy robić? – zapytał Yeed przerywając nieznośną ciszę. – Wyprowadzić się? Mowy nie ma!
- Yeed, takie jest prawo, ktoś nas sprytnie podszedł i wykorzystał lukę wśród paragrafów. Kacperex już nam raczej pomóc nie może – tłumaczył Cisu. – Sprytne, bardzo sprytne. Dadex, na pewno nic nie da się zrobić?
Hrabia wzruszył ramionami. Leśnicy sposępnieli.
- Czyli wywali nas na zbity pysk? A to my odbudowaliśmy miasto, dbaliśmy o nie i broniliśmy, a teraz zjawia się jakiś facet i chce nas wyrzucić?! I to jakiś obcy – nie wytrzymał Kaczor i upił łyk wina z kubka.
Dadex odezwał się cicho:
- To Lastavard.
Kaczor zakrztusił się winem i zaczął kasłać.
- Że co, proszę?!
- On tu jutro przyjedzie, na pewno nie sam i...
- Ale na Bogów, czemu ON?! Przecież chciał nas wyzabijać ostatnim razem! – gorączkował się Yeed. – Tak mu dopiekliśmy, że tym razem nie da nam spokoju!
- Powiedział, że nie będzie się na nas mścił...
- A skąd to wiesz? To świr, znowu coś wymyśli, by nas pogrążyć!
I wtedy Dadexowi puściły nerwy. Wstał, przechylił się przez stół i złapał Yeeda za kaftan.
- Myślisz, że mi się to podoba? Że ten... ktoś będzie chodził po naszym pałacu z pełną swobodą, a my mu nic zrobić nie możemy? To teraz jego pałac i to my tu jesteśmy intruzami. Wykorzysta każde nasze potkniecie, by nas stąd usunąć. Nie powiedział mi tego, wprost, ale sympatią do nas nie pała... no, może nie do każdego z nas...
Dadex puścił Yeeda i usiadł patrząc na wszystkich ze złością. Jeszcze nigdy nie widzieli swojego szefa tak wzburzonego.
- Ja już wspomniałem, nie chcę żadnych problemów – Dadex sięgnął po kubek z winem.– Oczekuje współpracy. Mam pewien pomysł, ale potrzebuje też czasu.
- Z naszej strony problemów nie będzie – zapewnił Cisu. – Byleby ON nie robił problemów.
Dadex mruknął cos i utkwił wzrok w blacie. Pogrążył się we swoich myślach, ale czego one dotyczyły, wiedział tylko on. Miał mało czasu by wszystko obmyślić, brakowało mu informacji. Ale nie był sam i to było najważniejsze.