Zew Przeznaczenia

Status
Zamknięty.

Sever Sharivar

Słodka...
VIP
Dołączył
1.5.2005
Posty
1339
Na poczatku chciałabym zaznaczyć, że nie obiecuje szybko dodawać nowe części, czas mnie ogranicza. Zresztą, nie tylko mnie. Jeśli będe miała ku temu okzaję to ukoncze opowiadanie. Wybaczcie błędy i literówki, jak się spodoba to napisze cd
Enjoy

**********************************************************************************

Prolog

Wiosna tego roku nie spieszyła zbytnio. Tuż po Święcie Przebudzenia zima wróciła nieoczekiwanie. Gdzieś ze wschodu napłynęły masy lodowatego powietrza, równiny znowu pokryły się cienkim całunem śniegu, a w mieście na kałużach pojawiła się warstewka lodu. Ludzie dreptający zaułkami Silverhill, słysząc wycie wichru, stawiali wysoko kołnierze.
- Co za pierońskie zimno! – jęknął Yeed i kichnął. – Jak wy to wytrzymujecie?
Szczurek uśmiechnął się lekko.
- Nie jest wcale tak zimno. Tylko dziesięć stopni mrozu. Bywało gorzej.
Yeed ponownie kichnął i pociągnął nosem.
- U mnie zimy są znacznie cieplejsze. I nie wieje tak strasznie.
- Przesadzasz, ale skoro taki z ciebie zmarzlak, to może wpadniemy strzelić sobie po szklaneczce?
- Z chęcią. Ale co z zakazem?
- Jakim zakazem? Na służbie nie jesteśmy, Dadex nic się nie dowie, a my jesteśmy dorośli. Chodź, wstąpimy do „Jak w niebie”, jeszcze tam nie byłem.
No i weszli do środka. Zamówiwszy wino i coś do przegryzienia usiedli w kącie sali by nie rzucać się w oczy i, w razie, czego, mieć na oku drzwi. Wewnątrz było przyjemnie ciepło, w kominku płonął ogień, klienci przy stolikach i barze rozmawiali ze sobą półgłosem tak, by nawzajem sobie nie przeszkadzać.
- Ale nuda, nic ciekawego się nie dzieje – westchnął Yeed. – Od paru miesięcy jakoś wszędzie panuje cisza i spokój. Nie ma, co robić.
- Zawsze coś się znajdzie. Możesz pomóc Dadexowi przy papierach, w końcu jesteś jego zastępcą.
- W życiu. Papierkowa robota to nie dla mnie.
- Hmm... Pytałeś może Sever czy...
- Wole nie. Przez przypadek pomieszałem te zioła, co dostała od kogoś podczas katalogowania i mnie wywaliła z pokoju.
- Jedź do Crydee z Halkiem i Bethrezenem.
- Za zimno.
- TO ULEP SOBIE BAŁWANA!... Jakiś ty niezdecydowany.
Yeed kichnął w odpowiedzi. Kelner przyniósł zamówienie, Szczurek od razu zamaczał swojego precla w winie.
- Większość Leśników wyjechała, w pałacu pustki, żaden domniemany wróg nie krąży po granicy. Dawno nie było tak spokojnie, nadszedł okres stagnacji. Może to i dobrze, każdemu przyda się solidny odpoczynek.
- Nienawidzę nudy.
- To poczytaj książkę i nie ględź. Albo pobaw się w bibliotekarza. Wśród ksiąg panuje straszliwy bajzel, nic nie można znaleźć. Zajmij się tym, a masz zajęcie aż do późnej wiosny.
Yeed skrzywił się. Wrócili do pałacu wieczorem. Chciało im się spać, Yeedowi na dodatek kręciło się w głowie – zwalił to na przeziębienie. Ledwo weszli po schodach na swoje piętro, gdzie mieściły się ich komnaty, mruknęli sobie dobranoc i każdy poszedł do siebie. Po chwili twardo już spali.

Szczurek został obudzony w sposób nieoczekiwany i nieprzyjemny. Potrząsały nim jakieś wrogie siły, którym towarzyszył stanowczy głos.
- Obudź się, Szczurek! Cholera jasna, obudź się!!!
Leśnik otworzył oczy i natychmiast je zamknął. Światło dnia było zbyt ostre. W głowie czuł tępy ból nie do opisania. Przy łóżku stał Halek.
- Co ty tu robisz? – zapytał słabo Szczurek.
- Jak to, co? Sever mnie przysłała. Okradziono Yeeda.... i chyba ciebie też.
W pokoju panował straszliwy rozgardiasz. Ubrania, pościel, meble, buty, książki i inne rzeczy – wszystko leżało porozrzucane po podłodze.
- Musiałeś spać jak zabity, że nic nie słyszałeś...

- To jasne jak słońce: zostaliście odurzeni narkotykiem – oznajmiła Sever, chodząc tam i z powrotem po pokoju Yeeda.
Sam Yeed siedział w kącie, miał podkrążone oczy...
- Niemożliwe, abyś nie słyszał, jak złodziej buszuje ci po pokoju – ciągnęła, zwracając się do Szczurka. – Niemożliwe też, żeby Yeed nie zorientował się, że ktoś zrzuca go z łóżka, przeszukuje, a potem okrada i demoluje pokój... Podano wam silny narkotyk bądź środek nasenny.
Yeed przytaknął nieśmiało głową.
- Ale, w jaki sposób? – Sever spojrzała na nich.
Szczurek i Yeed wymienili spojrzenia. Nie mieli bladego pojęcia, jak to się stało.
- Do waszych pokoi się nie dostali? – spytał Szczurek.
- Nie, ponieważ ja, zamiast włóczyć się po knajpach, pracowałam.
- Nic nie słyszałaś?
- Nic a nic. To naprawdę bardzo dziwne. Szukali czegoś, co należało do was. Dowodzi tego fakt, że spośród wszystkich komnat wybrali właśnie wasze. Wypytałam służbę, nikt nic nie wie. Nikogo nie widzieli.
- Trzeba natychmiast powiadomić Dadexa! – zawołał Szczurek.
- Nie ma go. Wezwano go do króla w pilnej sprawie i wyjechał wieczorem.
Szczurek westchnął i usiadł na krześle.
- Nie wiecie, czego szukali? – odezwał się Halek.
- Nie sprawdzałem...
- To sprawdźcie. Obaj – Sever ruszyła ku drzwiom. – Potem przyjdźcie do biblioteki. Musimy pogadać.

Nie minęło nawet pół godziny, gdy wszyscy spotkali się w umówionym miejscu. Jednak nie rozmawiali w jasnej i przestronnej czytelni, gdzie księgi były poukładane rzędami w wysokich regałach, które sięgały aż do sufitu.
- Nie mam map miasta i okolic – poinformował ich Szczurek. – Przeszukałem wszystko dokładnie, ale ich nie znalazłem.
- Na co komu mapy? – zapytała Halek.
- Są na nich pewne oznaczenia i tylko ja je potrafię odczytać. Chyba, że ktoś zna klucz, a ten jest w mojej głowie.
- A ty, Yeed?
- Mi zginęło tylko kilka sztuk sorithii, to taka roślina, dzięki której można dość długo pozostawać pod wodą bez zaczerpnięcia ponownie powietrza. Sam nie testowałem – odparł Yeed. – Ej, a po co otwierasz drzwi do archiwum, Halek? Tam jest taki syf...
Halek posłał mu krzywe spojrzenie i pchnął drzwi. Znaleźli się w komnacie pełnej długich półek, uginających się od manuskryptów. Panował tam wzorowy porządek.
- Bajzel to ty masz w pokoju – powiedział Halek. – Razem z Bethrezenem poświęciliśmy tydzień, by doprowadzić to miejsce do stanu używalności. Nawet Sever nam pomogła jak ją poprosiliśmy. Teraz wiem przynajmniej, co gdzie leży.
Zatrzymali się przy jednej z półek i Halek dotkną jednej z ksiąg.
- Dwa dni temu Dadex poprosił nas o stare księgi majątkowe, chciał coś sprawdzić – ciągnął.- No to chcieliśmy mu je dać, ale ich nie było. Wcięło je. Dadex kazał szukać aż do skutku. Ok.. Wczoraj Sever przyszła tu oddać jakieś papiery i znalazła zaginione księgi wciśnięte między rejestry urodzeń. Jak się wtedy ciężko wkurzyłem...
- Dobra, ale czemu tak się gorączkujecie o te starocie? – zaciekawił się Szczurek.
- Bo tylko nas trzech miało dostęp do tego pomieszczenia, a ktoś obcy nam tu wlazł i zwinął dokumenty.
- Ale to stare...
- Nie rozumiecie? Ktoś obcy wszedł do ARCHIWUM, w którym trzymamy wszystkie dokumenty, TAJNE też. Nikt, absolutnie nikt obcy nie ma prawa tam być.
Szczurek w zamyśleniu pokiwał głową.
- Macie rację, to dziwne. Do nas się włamali, ktoś zupełnie obcy chodzi po pałacu... Nie, Dadex musi o tym wiedzieć.

Dwa dni później wrócił Dadex. Sądząc po jego minie, coś poszło nie tak. Był milczący, nie odpowiadał na pytania i zaraz po przyjeździe zamknął się w swoim pokoju.
- Co go ugryzło? – dziwił się Yeed. – Spytałem tylko czy czegoś mu nie trzeba, a ten jak mi drzwiami przed nosem nie strzeli...
- Ja tam nic nie wiem – Szczurek wzruszył ramionami, chowając do torby szalik. Po chwili wahania dorzucił do tego czapkę z pomponem.
- Co ty robisz?
- Pakuje się. Jadę z Sever w odwiedziny do jej brata.
- Ej, jakim cudem?
- Zapytała mnie czy nie chce się gdzieś stąd wyrwać. Halek i Bethrezen jadą do Crydee, a my do Dor Feafort.
Yeed zmarkotniał. Z jego obliczeń wynikało, że zostanie tu z Cisem, Wismerinem, którego widuje raz na tydzień chyba, i Kaczorem. Reszta Leśników się porozjeżdżała. Dopiero będzie nuda!
- Jakby przyszły do nas jakieś listy, to wsuńcie pod drzwi od pokoi. I nie otwierajcie.
- Dobra, dobra.
Wieczorem pałac opustoszał. Yeed i dwaj Leśnicy jedli kolację we wspólnej sali, gdy dołączył do nich Dadex. Przywódca Leśników wyglądał na strasznie zmęczonego, miał podkrążone oczy i bladą cerę. Usiadł przy nich i nałożył sobie na talerz potrawki.
- Gdzie reszta? – zapytał znużonym głosem.
- Halek i Bethrezen w Crydee, a Szczurek pojechał z Sever. Uprzedzali cię o tym – odparł Kaczor.
- A tak, oczywiście...
Dadex był jakiś nieswój, grzebał widelcem w talerzu głęboko nad czymś zamyślony. Yeed, który był dość bezpośredni, spojrzał na niego i rzekł:
- Albo powiesz w końcu co się dzieje, albo zasadzę ci kopa i będziesz chodził dwa dni do tyłu.
Elf westchnął ciężko.
- Mamy poważny problem, moi przyjaciele. I tym razem sprawa nie dotyczy najazdów wrogów na nasze ziemie...
- Więc?
- Prawdopodobnie jutro bądź pojutrze będziemy mieli gościa. Proszę was tylko o jedno, żadnych wariactw. Nie chcę większych kłopotów...
Zapadła cisza.
- Dadexie, co się dzieje? – zapytał Cisu. – Kim jest ten człowiek?
- Jak wiecie wezwał mnie Kacperex. Nie wiedziałem zbytnio, dlaczego, ale okazało się, że to coś poważnego. Ma wstępie naszej rozmowy dostałem niewiarygodny ochrzan – zaczął Dadex. – Kac wyrzucał mi, że nie odpisuję na urzędowe listy. Wyobraźcie sobie moje zdziwienie. Jakie listy? Król pokazał mi kopię tej domniemanej korespondencji, której nie odbierałem, a mi włosy dęba stanęły... Odnalazł się ostatni z rodu von Edrain, czyli prawowity pan tego miasta. I on się tu zjawi.
- CO?!
Trzej Leśnicy wybałuszyli oczy i patrzyli na Dadexa nic nie rozumiejąc. Nawet odstawili kubki i widelce. Czekali na ciąg dalszy, bo czuli, że to dopiero początek rewelacji.
- Owy domniemany dziedzic zjawił się jakiś czas temu u Kacperexa z całą dokumentacją wymaganą do odzyskania majątku. W świetle prawa rezydujemy tu do czasu, gdy pojawi się spadkobierca. Tyle, że wszyscy von Edrain nie żyją, wszyscy tak myśleli... Kac przyznał, że ma u siebie dokument podpisany jeszcze przez Megariona, w którym my, Leśnicy, zobowiązujemy się odstąpić Silverhill spadkobiercy. Tyle, że rozmawiałam z Megiem i on nic takiego nie podpisywał.
- Fałszerstwo? – Kaczor uniósł nieznacznie brew.
- Z pewnością, ale ani Meg, ani ja nie potrafimy tego udowodnić. Podpis jest identyczny... Tylko atrament jest inny. W każdym razie Meg obiecał to zbadać, ale kto go tam wie. Kacperex pisał do mnie listy z informacją o zaistniałej sytuacji, ale ja nic takiego nie dostałem, żadnego listu. Żadnego! Ten von Edrain ma pełne prawo zjawić się tutaj i nas wywalić.
Umilkł na chwilę i wpatrzył się w jakiś punkt przed sobą.
- Po powrocie do domu od razu poszedłem do siebie. I wiecie, co znalazłem na biurku? Listy od Kacperexa!
- Ktoś przetrzymał, a potem podrzucił w odpowiednim momencie – zgadywał Cisu.- Ale kto?
- Mam pewne przypuszczenia... Proszę was tylko o to, abyście nie wdawali się w kłótnie z tym człowiekiem.
- Ale kto to w końcu?
Ale Dadex znowu zamilkł. Cała ta sprawa źle na niego wpłynęła, wydawał się pogrążony we własnym świecie. No i wyglądał niemal jak wrak człowieka.
- To, co mamy robić? – zapytał Yeed przerywając nieznośną ciszę. – Wyprowadzić się? Mowy nie ma!
- Yeed, takie jest prawo, ktoś nas sprytnie podszedł i wykorzystał lukę wśród paragrafów. Kacperex już nam raczej pomóc nie może – tłumaczył Cisu. – Sprytne, bardzo sprytne. Dadex, na pewno nic nie da się zrobić?
Hrabia wzruszył ramionami. Leśnicy sposępnieli.
- Czyli wywali nas na zbity pysk? A to my odbudowaliśmy miasto, dbaliśmy o nie i broniliśmy, a teraz zjawia się jakiś facet i chce nas wyrzucić?! I to jakiś obcy – nie wytrzymał Kaczor i upił łyk wina z kubka.
Dadex odezwał się cicho:
- To Lastavard.
Kaczor zakrztusił się winem i zaczął kasłać.
- Że co, proszę?!
- On tu jutro przyjedzie, na pewno nie sam i...
- Ale na Bogów, czemu ON?! Przecież chciał nas wyzabijać ostatnim razem! – gorączkował się Yeed. – Tak mu dopiekliśmy, że tym razem nie da nam spokoju!
- Powiedział, że nie będzie się na nas mścił...
- A skąd to wiesz? To świr, znowu coś wymyśli, by nas pogrążyć!
I wtedy Dadexowi puściły nerwy. Wstał, przechylił się przez stół i złapał Yeeda za kaftan.
- Myślisz, że mi się to podoba? Że ten... ktoś będzie chodził po naszym pałacu z pełną swobodą, a my mu nic zrobić nie możemy? To teraz jego pałac i to my tu jesteśmy intruzami. Wykorzysta każde nasze potkniecie, by nas stąd usunąć. Nie powiedział mi tego, wprost, ale sympatią do nas nie pała... no, może nie do każdego z nas...
Dadex puścił Yeeda i usiadł patrząc na wszystkich ze złością. Jeszcze nigdy nie widzieli swojego szefa tak wzburzonego.
- Ja już wspomniałem, nie chcę żadnych problemów – Dadex sięgnął po kubek z winem.– Oczekuje współpracy. Mam pewien pomysł, ale potrzebuje też czasu.
- Z naszej strony problemów nie będzie – zapewnił Cisu. – Byleby ON nie robił problemów.
Dadex mruknął cos i utkwił wzrok w blacie. Pogrążył się we swoich myślach, ale czego one dotyczyły, wiedział tylko on. Miał mało czasu by wszystko obmyślić, brakowało mu informacji. Ale nie był sam i to było najważniejsze.
 

Cisu

Member
Dołączył
2.7.2005
Posty
852
Czyta się super. Naprawdę super :). Jak na razie jeszcze mało jest powiedziane, ale główny wątek, który potrafi wciągnąć już jest i to mi się podoba :). Ja błędów żadnych nie znalazłem, nie mam się do czego przyczepić (ehhh Sever, te Twoje opowiadania są po prostu za dobre ;P). Pozostaje mi mieć tylko nadzieję, że coś szybciej wkleisz ten ciąg dalszy ^^

BTW, 666 post? :)
 

szczurek

Menda serowa
Weteran
Dołączył
26.10.2004
Posty
4565
No super jest. Dawno takiego opka w leśnikach nie było i przez to czyta sie z jeszcze większą przyjemnością. Czekam z niecierpliwością na CD i ponawiam pytanie o nasze wspolne opowiadanie. Ale to w pogadankach...
 

yeed

Trolololo Guy
Weteran
Moderator
Dołączył
10.1.2007
Posty
8225
Tak tak...heh znowu ze mnie taki upierdus w opku..prawie jak na forum :]
Czyta się jednym tchem, czekam na dalsze części :) oby nie brakło ci czasu na nie
 

Sever Sharivar

Słodka...
VIP
Dołączył
1.5.2005
Posty
1339
Rozdział I

- Czuje się jak wrak – Yeed pociągnął nosem i szczelniej owinął się szalikiem. – Co to za wiosna? Raz leje, raz słońce świeci, raz wieje, zimno straszliwie, a ja się przeziębiłem! Czy mogło być gorzej?
Cisu westchnął. Od trzech godzin słuchał narzekań towarzysza na pogodę, jednocześnie uważając by nie wleźć do jednej z gigantycznych błotnych kałuż. Niespodziewane ocieplenie spowodowało, że ziemia nie wchłaniała już wody, wszędzie porobiły się bajora, nawet trakt rozmókł. Na szczęście rzeka nie wystąpiła z brzegów więc miasto i okoliczne wsie były bezpieczne. Od dłuższego czasu Cisu i Yeed przeczesywali samotnie okolice Drzewa Życia, należało to bowiem do ich obowiązków, z których musieli się wywiązać. Od ogłoszenia nowin Dadexa minął prawie tydzień i jak do tej pory domniemany von Edrain się nie pojawił. Leśnicy mieli cichą nadzieję, że w ogóle się nie zjawi i da im święty spokój.
Pogoda nie sprzyjała patrolom, wszędzie było mokro i pełno błota. Idąc po nasiąkniętym mchu Cisu czuł się jakby szedł po gąbce.
- Nie widzę tu nic niepokojącego – powiedział. – Obejrzymy Drzewo i możemy wracać. Jakoś tu... mętnie.
- No, jakbym się przepił zepsutym piwem czy coś – zgodził się Yeed. – I mam dość dziwne wrażenie, że ktoś nas obserwuje.
- Yhm, duchy krążą po okolicy tylko czekają na nasze potknięcie.
- Hahaha....
Znaleźli się w końcu na polance, na której rosło Drzewo Życia. Wiekowy pomnik przyrody i symbol Silverhill sprawiał piorunujące wrażenie. Rósł on w czymś w rodzaju małej sadzawki, jego korzenie sięgały prawdopodobnie głęboko w ziemię. Sama woda otaczająca Drzewo była kryształowo czysta, bez najmniejszego śladu zanieczyszczenia czy przebarwienia. Wokół pnia krążyły setki małych srebrnych ogników – dbały one o to, by Serce Lasu było zdrowe, w nocy przypominały stada świetlików krążące nad wodą. Sama korona Drzewa była ogromna, bujna i wiecznie zielona, nawet zimą czy jesienią. Tego fenomenu nikt nie potrafił wyjaśnić, zawsze tak było.
- Dobra, wszystko jest jak należy – Cisu rozejrzał się dokładnie. – Możemy wracać do domu. Chodź, zmarzlaku.
Skorzystali z mało uczęszczanej ścieżki prowadzącej na polany widoczne z murów miasta. Pięknie stamtąd prezentowało się Silverhill, nie na darmo nosiło przydomek Klejnotu Północy w Nordmarze. Nie potrafili sobie wyobrazić, że kiedyś będą zmuszeni opuścić to miejsce. W pewnej chwili Yeed poślizgnął się i siadł na mokrej trawie.
- Cholera – mruknął i już chciał wstać, gdy coś rzuciło mu się w oczy.
Odsunął na bok kawałek darni, który poddał się tak łatwo, jakby niedawno został położony. Pod spodem zamajaczyło coś przypominającego tkaninę. Ciemne grube płótno. Odsunął jeszcze jeden kawałek darni i zobaczył wyszczerzone w makabrycznym uśmiechu zęby na wpół zgniłej twarzy. Yeed poderwał się jak oparzony i cofnął, czując, że cała krew odpływa mu z twarzy.
- Co jest... – Cisu odwrócił się i znieruchomiał.
Jak na komendę oboje odwrócili się i pobiegli ile sił w nogach w stronę miasta. Doskonale wiedzieli, że czymkolwiek było odkrycie Yeeda, to na pewno nie był to poświęcony grób. Od dawna nie wydarzył się żaden wypadek, od dłuższego czasu nie grasowała tez żadna zaraza...

Niebawem cały pałac wiedział już o wszystkim i ludzie grupkami zaczęli podążać ku polance. Dadex z ponurą miną przyglądał się zwłokom, wezwano także kapłana by poświecił mogiłę.
- Spójrzcie ma kawałki darni. Starannie je poukładano – rzekł. – To zrobiono tej wiosny.
- Ale kto to może być? – zapytał Kaczor.
- Wydaje mi się, ze to kobieta. Czy ostatnio nikt nie zginał w tajemniczych okolicznościach?
Nie potrafiono udzielić mu odpowiedzi. Dadex nadal wpatrywał się w trawę, ostrożnie stąpając po kępkach.
- Trawa podzielona jest na kwadraty – powiedział cicho, tak by słyszeli go tylko Leśnicy. – Każdy z nich musi stanowić odłożony na miejsce kawałek darni. I jest tego więcej.
Wskazał ręką na kolejny kawałek pola. Wyraźnie rysowały się tam kolejne czworokąty.
- Wezwijcie komendanta – rozkazał hrabia.
Nie czekali długo. Komendant straży, mianowany na to miejsce jeszcze przez Megariona, źle radził sobie z tutejszą wymową. Natura hojnie obdarzyła go wzrostem, ale sprawiał niesympatyczne wrażenie. Mówiono, że jego największą namiętnością są pieniądze – niezbyt oryginalne zainteresowanie. Dadex wyjaśnił, co zaszło. Był jedyną osoba, której komendant się bał, resztą Leśników pogardzał. A oni nim.
- To prawda, że zaczęli ginąć ludzie, ale takie rzeczy się dzieją w mieście – zaczął komendant. – Najwyraźniej dobrze wam była znana polana w lesie. Tedy nikt nie chodzi.
- Jasne. I sam wygrzebałem z ziemi zwłoki, które tu ukryłem, tak? – odgryzł się Yeed.
- Eeee....
- Trzeba zbadać tę sprawę dokładnie, Lars – Dadex spojrzał na niego ostro. – Nie codziennie znajdujemy na polu trupy.
Lars podrapał się po głowie.
- A jeśli morderca jest pośród nas?
- Chyba oszaleliście – skrzywił się Yeed. – Czy sugerujesz, że któryś z nas, Leśników, biega i morduje ludzi a potem zakopuje ich zwłoki na polach?
- Wy to mówicie, nie ja.
Yeed już miał odpowiedzieć, ale Dadex położył mu rękę na ramieniu. Gest ten mówił mu, by przestał argumentować się z tym człowiekiem. Nie warto.
- Chce wiedzieć co się tutaj wydarzyło – powiedział hrabia spokojnym lecz stanowczym tonem. – Jutro przeprowadzisz dokładny rekonesans i naprawdę nie obchodzi mnie czy będzie padać czy z nieba będą lecieć żaby. Nie możemy sobie pozwolić na kolejne ofiary.
- Zrozumiałem, czcigodny – Lars skinął głową. – Zaraz z rana oddeleguje do tego moich ludzi.
- Zajmiesz się tym osobiście. Żadnego wymigiwania się. Pokaż, że nie na darmo jesteś komendantem straży tego miasta.
- Tak jest.
W czasie drogi powrotnej do Silverhill Leśnicy milczeli, każdy pogrążony był w swoich rozmyślaniach. Dadex pierwszy przerwał milczenie.
- Znalazłem coś tam, na polu.
- Co? – obejrzał się Cisu. – Coś ważnego?
- Sami zobaczcie.
Przystanął i pokazał im coś, co przypominało kilkanaście węzłów z jakiegoś czarnego sznurka. Leśnicy oglądali znalezisko nic nie rozumiejąc.
- Zauważyliście, że zarówno ciało jak i jego ubranie było uwalane od ziemi? Znalazłem to w ręce ofiary, owinięte wokół nadgarstka – ciągnął Dadex. – Dziwnym trafem ten splot sznurków jest czysty. Ciekawe, nie?
- Ktoś to podrzucił, jak pobiegliśmy do miasta? – zapytał Yeed, przekrzywiając lekko głowę. – Czyli dobrze mówiłem, że czuję się obserwowany. Ten zabójca mógł śledzić każdy nasz ruch ukryty w lesie. A jeśli idzie teraz za nami?
- Nie, nie doceniasz moich umiejętności – uśmiechnął się Cisu. – Potrafię wyczuć każdego, kto się do na skrada. Nic za nami nie lezie, spokojnie.
- A właśnie, Dadex.... jest coś, o czym wypadałoby ci powiedzieć – mruknął Yeed i opowiedziało kradzieży.
Hrabia ściągnął brwi, ale nic nie powiedział.
- Zapomniałem ci powiedzieć wcześniej...
- Źle zrobiłeś. Teraz mamy dwa problemy. Mówisz, że Szczurkowi ukradziono mapę? Sporządził ja na moje polecenie, ponaznaczał na niej najwazniejsze miejsca zarówno w zamku jak i okolicy. Na szczęście nie zdążył spisać klucza i tylko on odczyta te symbole.
Chwilę potem dogonił ich Lars i sądząc po jego minie jest na kogoś zły. Komendant od dawna nie wzbudzał sympatii mieszkańców miasta, ale ze swoich obowiązków wywiązywał się, o dziwo, bardzo dobrze. Jeszcze nikt nie przyłapał go w dwuznacznej sytuacji.
- Hrabio, ktoś chce się z wami widzieć – zaczął zwracając się do Dadexa, resztę grupy traktował jak powietrze. – Przed chwilą zjawił się niewiadomo skąd jakiś podróżnik i chce się z tobą widzieć. Cały jest uwalany w błocie i przemoczony, wygląda mi na włóczęgę.
- A gdzie o jest?
- Lezie za mną. Radzę wam, pozbądźcie się go szybko. Takich to zamyka się w celi.
Lars zauważył, że Dadex patrzył dość zakłopotanym wzrokiem w kogoś stojącego za nim. Komendant zerknął przez ramię i spojrzał w twarz wysokiego elfa o gniewnym spojrzeniu. Ubranie podróżnika nosiło ślady wędrówki, miał ubłocone buty i spód płaszcza, u pasa kołysał mu się miecz w czarnej skórzanej pochwie. Nieznajomy miał srebrne włosy sięgające mu lekko poniżej ramion.
- Na co się patrzysz – ofuknął przybysza. – Hrabia nie ma czasu na głupoty!
- Lars... zamknij się i wynocha – powiedział Dadex.
- Ale..
- NATYCHMIAST !
Komendant mruknął coś i odszedł. Leśnicy przyjrzeli się przybyszowi, wydawał im się znajomy...
- Oj...
- Właśnie, oj – odezwał się Elesyan Larain Lastavard nie kryjąc kpiny w głosie. – Niebywale gościn z was włodarze. Zjawiam się z opóźnieniem w mieście, nikt nie potrafi udzielić mi konkretnej informacji gdzie znajduje się przywódca Leśników, a gdy w końcu was znajduje, to natykam się na takie indywiduum jak ten... Lars. Tak się wita waszego nowego pana?
Cisu chciał coś powiedzieć, ale uprzedził go Dadex. Spojrzał na Lastavarda bez strachu, jak równemu sobie i powiedział najspokojniej jak potrafił:
- Lars nie zdawał sobie sprawy kim jesteście. W mieście nikt nie wiedział o waszym przybyciu.
- Naprawdę? Spóźniam się kilka dni, a wy już pewnie zadowoleni, że się nie zjawie, prawda?
A żebyś wiedział, pomyślał Yeed. Na dodatek zjawiłeś się w najmniej odpowiednim momencie.
- To nie tak – zaprotestował Dadex. – Wydarzył się pewien incydent i...
- Dość. Opowiedz mi o tym w pałacu. Tylko radzę mówić całą prawdę. Chyba nie będziesz okłamywał swojego zwierzchnika?
Dadex nie odpowiedział, Leśnicy widzieli tylko, że zacisnął pięści na te słowa. Hrabia był człowiekiem honoru, wiernym królowi i jego zaleceniom, ale i on kiedyś ma dość.

- Tak więc, czcigodni Leśnicy, spotykamy się ponownie – zaczął wolno Elesyan, nie spuszczając z nich badawczego spojrzenia. – Teraz jednak przyszła pora by ustawić wszystko na swoich miejscach.
Po co to mówi, myśli Dadex. Puste słowa, ale co się za nimi kryje?
Wszyscy Leśnicy zebrali się we wspólnej sali i razem stali naprzeciwko swego nowego zwierzchnika. Lastavard siedział niedbale na krześle i bawił się czymś na kształt długiej igły.
- Poprzednim razem nie pałaliśmy do siebie sympatią, byliśmy wrogami i, rzecz jasna, walczyliśmy. Jednak powinniście wiedzieć, że kiedyś wrócę.
Milczeli, a on kontynuował. Widać było, że czuł się pewnie i swobodnie.
- Doceniam waszą pracę jaką włożyliście w Silverhill. I nie zamierzam was wyrzucać. Możecie tutaj zostać i nadal pełnić funkcję Strażników, ale to mi będziecie składać wszelkie raporty, przedstawiać potencjalnych kandydatów czy po prostu prosić o pozwolenia na samodzielne wyjazdy. Dadex może zostać waszym liderem, ale będzie podlegać moim rozkazom. A, i uprzedzam, wasz król, Kacperex wie, co chcę zrobić i nie ma podstaw by mnie powstrzymać. Oczekuję od was posłuszeństwa, a nic złego nikomu się nie stanie. Wszak to moje ziemie odzyskane zgodnie z prawem Nordmaru.
- Z całym szacunkiem, ale jaką mamy pewność, że po pewnym czasie nie wylądujemy w lochu? – zapytał Cisu.
- Róbcie, co do was należy, a nic takiego się nie stanie. Ale... dlaczego wydaje mi się, że jest was o wiele za mało?
Dadex pośpieszył z wyjaśnieniami.
- Czterech Leśników wyjechało na kilka dni, a jutro ma wrócić Daria, jedna z dwóch kobiet w naszym gronie.
- Rozumiem... A teraz sprawa tego morderstwa. Wiem już co się wydarzyło, ale kim jest ten Lars?
- To komendant straży miejskiej. Pilnuje porządku w dzielnicach, ale nie ma wstępu do pałacu. Jest trochę nieuprzejmy, ale skuteczny.
- Dziwnych macie współpracowników. Dużo się tutaj musi zmienić, tak, dużo. Priorytetowo trzeba zająć się sprawą tych zabójstw, nie chcę więcej ofiar. Wy się tym zajmijcie. Chyba potraficie?
Dadex opanował gniew, obiecał sobie, że nie da się sprowokować temu elfowi. Elesyan wstał z zamiarem odejścia, ale przedtem dodał jeszcze:
- Jeśli zjawią się pozostali Leśnicy, to niech zameldują się u mnie.
Dopiero gdy zniknął im z oczu Dadex usiadł z ciężkim westchnieniem. Podobnie reszta Leśników.
- Mamy możliwość odkupienia aktu własności Silverhill – powiedział wprost. – Ale w obecnej sytuacji to nierealna opcja.
- Dlaczego? – zapytał Kaczor.
- Lastavard zażądał ośmiuset tysięcy.
- ILE?!
Żaden z nich nawet nie widział takiej sumy na oczy, a w skarbcu z pewnością jej nie było. Zresztą, całe bogactwo Silverhill należało teraz do Elesyana.
- Poprosiłem Kaca o pomoc, ale wiem, że chyba nic z tego nie będzie. To zbyt duża kwota nawet dla niego.
- Naprawdę Silverhill jest aż tak cenne? – zainteresował się Yeed.
- Stargowałem się z miliona na osiemset ....
- O raju...
- Więc na razie to Lastavard tu rządzi a my musimy na siebie uważać. Elesyan dał mi do zrozumienia, że nie znosi nieposłuszeństwa.
Nagle Yeed zaczął się histerycznie śmiać, a reszta nie wiedziała co mu się stało.
- Przepraszam, ale jak sobie wyobrażę minę Sever to mnie nosi. Przecież ostatnio nieźle dostała od niego w kość i potem odegrała się sowicie. Będzie miała niespodziankę, jak wróci.
- O ile się nie pozabijają...

Daria wracała do Silverhill. Była energiczną i silną dziewczyną, która nie wierzyła w ludzkie bajdy. Wracała z sąsiedniej miejscowości, gdzie była w odwiedzinach u znajomych. Uparła się, że wróci sama, przejdzie skrótem przez las i już będzie w domu. Jako że księżyc świecił jasno, bez trudu odnajdywała drogę.
Jak dziwnie szeleści las tej nocy! Słyszała te szmery od dłuższego czasu. Jakby coś podążało w ślad za nią, nie ścieżką, ale trochę z boku. Czy to jej płaszcz wydawał taki odgłos, ocierając się o ziemię?
Zrobiła jeszcze parę kroków i przystanęła.
Nie, to nie płaszcz. To coś nie zdążyło przystanąć tak szybko jak ona. Ciężkie łapy zatrzymały się moment później niż ona... Łapy?
Daria podniosła z ziemi kij i rzuciła go w kierunku skąd dochodziły szmery. Odpowiedziało jej przytłumione warczenie. Zaczęła biec. Do najbliższego domostwa było daleko, a ona straciła całą odwagę. Nagle dostrzegła coś kątem oka. Odwróciła lekko głowę i wtedy go zobaczyła. Wyszedł na ścieżkę i ciężko sapiąc biegł za nią. Zauważyła, że porusza się na trzech nogach, z tyłu mu jednej brakuje.
Leśniczka zaczęła biec, uciekać na złamanie karku. Teraz była już na otwartej przestrzeni. Raptem bestia, jakby czymś spłoszona, zniknęła. Może to był jakiś dźwięk? Daria nie mogła niczego stwierdzić na pewno. Nie przystawała ani na moment, dopóki nie dotarła do najbliższej zagrody.

Następnego dnia mówiła o tym cała okolica.
- Wilkołak? – Dadex uniósł brwi. – Lars, nie strasz ludzi!
Komendant, który zawsze wszystko wiedział, po wysłuchaniu relacji Darii, wysnuł swoje przypuszczenia.
- Lars, zlituj się. Wilkołaki nie istnieją.
- Nie straszę nikogo, hrabio – rzekł Lars. – Według tego, co udało mi się ustalić, ta tam, na polance, leżały dwie kobiety. Może on tu właśnie krąży? Porywa samotne kobiety przy pełni księżyca i...
- Zakopuje w ziemi – odezwał się Lastavard sceptycznie. – Oczywiście... Hm, trójnogi wilk cię gonił? – zwrócił się do Darii.
Skinęła głową. Nadal nie mogła się pozbierać po nocnej przygodzie i rozglądała się trwożnie dokoła.
- Ale dlaczego trójnogi?
- Wilkołak to człowiek przemieniający się w wilka podczas pełni, a bywa i tak, że i w inne noce. Ponieważ jest człowiekiem, nie ma ogona. A to ogromny wstyd na wilka i temu biega z wyciągnięta jedna tylnią łapą, udając że to ogon – wyjaśnił Lars.
Elesyan popatrzył na komendanta jak na wariata. Nadal nie potrafił rozgryźć tych ludzi, Leśnicy nie ułatwiali mu zapoznania się z prawami rządzącymi się w Silverhill. Nie przeszkadzali mu, ba, nawet ustępowali z drogi, ale nie potrafił wyciągnąć z nich żadnych informacji. Na dodatek ten człowiek teraz wywoła panikę tym swoim wilkołakiem. Łatwo nie będzie, ale tak szybko to się nie podda.
Nie tym razem.


^_^
 

yeed

Trolololo Guy
Weteran
Moderator
Dołączył
10.1.2007
Posty
8225
Czy tu coś trzeba pisać :).....chłonie się jak bestseller pierwszej klasy xD :)
Wspólny opek mógłby poniekąd nawiązywać da całej historii
Sever bravo :)....za pomysłowość
 

szczurek

Menda serowa
Weteran
Dołączył
26.10.2004
Posty
4565
No tak, niczym wspaniała książka fantasy. Wciąga i gdyby było tego więcej pewnie poświęcilbym na czytanie kilka wieczorów.
No, ale Sever też ma prawo odpoczywać ^_^
 

halek

Member
Dołączył
1.9.2005
Posty
487
No, wygląda to ciekawie. A motyw z zakopanym trupem skojarzył mi się z filmem "Imię Róży", utrzymane to było w bardzo podobnym, świetnym klimacie.
 

Dadex

Al di là delle nuvole
Weteran
Dołączył
5.11.2004
Posty
1789
Wczoraj dopiero zobaczyłem to opowiadanie, ale nie zdążyłem skomentować bo było, późno. Muszę przyznać, że zamiast iść spać by wyspać się do szkoły poświęciłem chwilkę na opowiadanie i warto było. Co mogę o nim napisać? A no tak: wciągające, napisane dobrym stylem, brak większych błędów (czy mniejszych nie wiem, nie zwracałem na to uwagi), ciekawa fabuła, klimat, po prostu chce się czytać dalej i o to chodzi : )
Czekamy na kolejną porcję.
 

Sever Sharivar

Słodka...
VIP
Dołączył
1.5.2005
Posty
1339
Nudziło mi się i skrobnęłam lwią część historii. Ale zamieszczać będe po kawałku, sorry za taki mały kawałek, ale zmeczona jestem po tym wszystkim...
**************************************************************

Rozdział II

Przez następne dwa dni czatowano na domniemanego wilkołaka, ale nic szczególnego się nie wydarzyło. Daria za żadne skarby nie chciała wychodzić po zmroku, podobnie jak połowa mieszkańców okolicznych wiosek. Leśnicy robili, co mogli, by uspokoić panikujących, ale jakoś im to nie wychodziło.
Nad świerkowym lasem wstawał księżyc. Dadex wyglądał przez okno. Jakże tajemniczy wydawał się krajobraz w świetle księżyca! Smukłe jałowce za zboczu przy pałacu rzucały długie cienie, podkreślając każdą nierówność terenu. Nagle Leśnik zmarszczył czoło. Czy coś nie poruszyło się na skraju lasu? To było jakieś zwierze, ale zachowywało się dość dziwnie... Zniknęło nagle, by po chwili pojawić się ponownie, kierując się ku szczytowi wzgórza. Tam chyba jest jakaś stara chata... Kręciło się we wszystkie strony, węszyło, szukało. Zwierze znalazło się na szczycie wzgórza i było je widać wyraźnie.
Potworny, kudłaty pies lub wilk, z długim ogonem. I miał tylko trzy nogi.
Zanim Dadex zdążył zareagować, stwór znów zniknął w lesie. Leśnik wahał się tylko przez chwilę.

Dość szybko dotarli do starej chaty na skraju lasu, Dadex pamiętał, że została opuszczona dość dawno temu. Przezornie zabrał ze sobą Cisa, we dwoje będzie im łatwiej się obronić w razie czego. Na maleńkim podwórku panowała cisza. W lesie szumiało i szeleściło, coś trzasnęło za rogiem domu. Nie, na pewno im się zdawało.
Dadex wskazał na wyłamane drzwi do stodoły, Cisu skinął głową i oboje skierowali się ku wejściu. Dawni właściciele tej zagrody przed wyjazdem wszystko starannie usprzątneli. Leśnicy bywali tu czasem robiąc obchód terenu i nic podejrzanego tam nie zobaczyli, ale teraz naprawdę coś tu było. Wiatr zakołysał drzwiami stodoły, które niemal się zatrzasnęły. Powoli weszli do środka, ale nic nie znaleźli na parterze. Poszli na piętro, gdzie trzymano siano i słomę.
Nagle usłyszeli kroki, rozlegało się ciężkie dyszenie, sapanie czegoś, co przekradało się wzdłuż ściany... Niespodziewanie coś skoczyło Dadexowi na plecy, powaliło na ziemię i w ułamku sekundy potem skoczyło na Cisa. Ale Leśnik nie dał się zaskoczyć, wystarczyło, że zrobił krok w bok i bestia przeleciała obok. Cisu zamachnął się mieczem, chcąc uderzyć stwora w głowę, ale spudłował, trafił prawdopodobnie w łapę. To coś zaryczało przeraźliwie i rzuciło się w stronę wyjścia.
Cisu pomógł wstać Dadexowi, który skrzywił się z bólu i dotknął lewego boku.
- To coś walnęło mnie w żebra – jęknął. – Gdzie uciekło?
- Nie wiem, pewnie jest już daleko. Zmywajmy się stąd, zanim ktoś zauważy, że nas nie ma.
Nie wyszli jeszcze na zewnątrz, gdy Cisu przystanął obok drzwi. Od jednej z belek odłupała się długa drzazga. Leśnik wyciągnął zza niej coś, co się o nią zaczepiło. Nie wierząc własnym oczom wpatrywał się w trzymany w dłoni kłak zwierzęcej sierści.
- Tak wysoko na ścianie...
Popatrzyli po sobie.
- A jeśli to prawda? – zapytał Cisu. – Jeśli ten wilkołak istnieje naprawdę?
- Przestań. To tylko bajdy – odparł Dadex. – Przyczaimy się na tego kogoś następnej nocy... Auuu, moje żebra...

Rankiem zjawił się w Silverhill jakiś mężczyzna. Przyjechał z daleka, nie był ani młody, ani stary, ani wysoki, ani niski. Poprosił o rozmowę z władzami.
- Przyjechałem w poszukiwaniu mojej siostry – wyjaśnił.
Dadex i Lars spojrzeli po sobie. Komendant był pierwszym, do którego zgłosił się nieznajomy i to on powiadomił Dadexa.
- Siostry? Jak ona się nazywała? – zapytał Lars.
- Agnes de Toyes.
- Dlaczego sądzicie, że mogła być właśnie tutaj?
- Pisała do mnie, że ma zamiar udać się do Silverhill.
- Kiedy to było?
- W lutym.
- I do tej pory nie mieliście od niej żadnej wiadomości?
- Nie.
Zabrali go do pałacu. Być może w końcu wpadli na właściwy trop.

- Dwie zamordowane kobiety? – przybysz pobladł straszliwie.
- Tak, i żadna nie była znana mieszkańcom miasta – mówił Lars. – Przepraszam, ze pytam, ale czy pańska siostra... siwiała?
- Owszem.
- A była elegancko ubrana?
- Zawsze! Jesteśmy majętną rodziną.
Dadex zmarszczył brwi. Może to było właśnie motywem zbrodni?
- O ile się nie mylę, to jednej z ofiar brakowało paru zębów w dolnej szczęce – dodał wolno.
Mężczyzna posmutniał.
- Tak, zgadza się. A więc Agnes nie żyje! Taki tragiczny koniec...
- Czy zechcecie nam pomóc w odnalezieniu mordercy?
- Oczywiście! Siostra pisała do mnie z Teresfen od swej przyjaciółki... – mężczyzna zmieszał się trochę. – Przepraszam, to trochę krępujące...
- Jesteśmy dyskretni – zapewnił Dadex.
- Dziękuję. Agnes chciała wyjść za mąż, ale w naszym miasteczku nie było nikogo odpowiedniego. Dlatego zwróciła się o pomoc do przyjaciółki, która jest... swatką. Nazywa się Savaine. W liście napisała mi, że znalazła odpowiedniego kandydata i jedzie z nim się spotkać w Silverhill.
- Możemy zobaczyć ten list?
- Naturalnie.
Mężczyzna wyciągnął kopertę z kieszeni i podał Dadexowi. Rzeczywiście autorka listu pisała o wyjeździe do stolicy.
- Wygląda na to, że musimy odwiedzić ta Savaine – westchnął Dadex. – Wyruszymy jeszcze dzisiaj.
- Niestety ja nie mogę, jestem sędzią w rozprawie w sąsiedniej wiosce – mruknął Lars.
- Spokojnie, damy radę. Rób co do ciebie należy, ale nie rozpowiadaj, co mamy zamiar zrobić.

Kaczor szedł korytarzem i przeglądał korespondencję, która niedawno przyszła. Kurier spotkał go w mieście, a że nie było potrzeby oddawać niczego do rąk własnych, Kaczor zaoferował się, że sam zaniesie przesyłki. Teraz przemierzał pietra, na których mieszali Leśnicy i rozdawał to, co dał mu kurier. Leśnicy mieszkali na dwóch piętrach w głównej części pałacu, a rekruci w innym skrzydle. Jak na ironię Elesyan wyrzucił Dadexa z komnat władcy miasta. Kaczorowi zostały cztery listy: po jednym dla Halka i Bethrezena i dwa dla Sever. Jako, że ich nie było, postanowił wsunąć je pod drzwi ich pokoi.
- Zaczekaj.
Leśnik przystanął. Od strony schodów prowadzących na trzecie piętro, gdzie nieobecna czwórka miała kwatery, nadszedł Elesyan. Kaczorowi było wiadomo, że lord ma dla ciebie całe północne skrzydło – najlepsze w pałacu, i że idzie się tam przez trzecie piętro.
- Pokaż, co tam masz – zażądał Lastavard.
- To tylko korespondencja, zapewne prywatna... panie.
- Nawet prywatne listy bywają niebezpieczne. Pokażesz mi je, czy nie? – zmierzył Leśnika groźnym wzrokiem.
Kaczor, niechętnie, podał mu je. Elesyan obejrzał trzy koperty i lekko zmrużył oczy. Leśnikowi się to zbytnio nie podobało.
- Czy mogę dostać je z powrotem? – zapytał po chwili.
- Nie, rekwiruje je.
- Ale...
- Jak odbiorcy listów wrócą, to niech się do mnie zgłoszą... Czy mi się wydaje, czy mnie unikacie?
- Nie, ale dlaczego lord tak uważa?
- Nie jestem głupi. Osoby lojalne wobec mnie są nagradzane, panie Kaczor. Ale nieposłuszeństwo i samowole karam srogo, bardzo srogo.
O co mu chodzi, pomyślał Leśnik. I czemu tak się na mnie gapi?
- Proszę wybaczyć, ale nie rozumiem aluzji.
- Dokąd pojechał Dadex? – zapytał ostro Elesyan.
- On...
- Nie kłam, że do rodziny. Po co miałby brać ze sobą Cisa?
- Ja naprawdę nic nie wiem, nie jestem wścibski.
Za późno spostrzegł się, że strzelił gafę, Lastavard spochmurniał nagle.
- Ostrzegam, nie igrajcie ze mną – powiedział chłodno. – Jeśli okażecie niesubordynację, to będę zmuszony zrobić coś, czego nie chcę. Zrozumiałeś? Tak? To teraz zejdź mi z oczu!

Kaczor był na siebie zły, niepotrzebnie sprowokował Lastavarda, teraz już nie ma szans aby odzyskać listy. Napisał więc krótką notkę o treści: „Wasze listy ma nasz wielce miłościwie panujący szef. Odbierzcie je u niego” i wsunął pod drzwi.

Późnym wieczorem przez bramę pałacu wjechało dwóch jeźdźców. Ledwo znaleźli się na dziedzińcu, a już pojawili się przy nich strażnicy pełniący nocną wartę.
- Bądźcie pozdrowieni, podróż minęła spokojnie? – zapytał strażnik, który używał tradycyjnej formułki powitalnej.
- Dziękujemy z troskę, podróż przebiegła zgodnie z planem – odparł Szczurek. – Czy wydarzyło się coś podczas naszej nieobecności?
- Niestety, w zakresie moich obowiązków nie leży informowanie nas o decyzjach naszego władny, nie jestem do tego upoważniony. Proszę osobiście się zgłosić do lorda, oczekuje was.
Szczurek uniósł brwi i spojrzał na Sever. Dadex nie jest już hrabią, tylko lordem? Zostawili wierzchowce w stajni i wejściem dla służby dostali się do pałacu. Od razu zauważyli zmiany, na każdym większym skrzyżowaniu korytarzy pojawiły się straże. Wszędzie też było bardzo cicho, jakby wszyscy już położyli się spać. Gdy weszli na schody, prowadzące na ich piętro, jeden ze strażników zniknął z bocznymi drzwiami.
- Co tu się dzieje? – mruknął Szczurek. – Tu jest jak w mauzoleum.
- Może Dadex zaostrzył regulamin, albo coś w tym rodzaju. W końcu skoro dorobił się tytułu lorda, to coś to znaczyć musi. U nas lordowie mają własne klany i mogą zakładać, oraz przewodzić sojuszom, w skład których wchodzi co najmniej cztery klany – odparła Sever. – To mi przypomniało, że dawno nie płaciłam składki... a odsetki rosną.
- Składki? Odsetki?
Pokazała mu język w odpowiedzi. W końcu dotarli na swoje piętro i rozeszli się do swoich pokoi. Szczurek z ulga zniknął za drzwiami swojej kwatery i niemal natychmiast rzucił się na łóżko. Wszystko było by dobrze, gdyby nie rąbnął głową w coś twardego. Syknął z bólu i namacał ręką ten przedmiot. Jednak ledwo wziął go do rąk, poznał w co takiego się uderzył. Pokój Sever ulokowany był naprzeciwko kwater Halka i Bethrezena. Zdziwiła się, że nawet u nich jest skandalicznie cicho, albo może po prostu oni jeszcze nie wrócili? Przekręciła klucz w zamku i weszła do środka. Rzuciła płaszcz i torbę na łóżko, uchyliła okiennice i dopiero wtedy zauważyła kartkę leżąca na podłodze. Była to wiadomość od Kaczora, zresztą... trochę dziwnie napisana. Jakby Kaczor lekko kpił z szefa. Hm, przyszły do niej jakieś listy. Dziwne, nie spodziewała się niczego.
- Ej, Sever! – Szczurek wparował do pokoju wymachując jakąś tubą. – Zgadnij, co znalazłem?
- Szczurek, kurna, tu się puka! Co tam masz?
Leśnik podał jej czarną skórzaną tubę i elfka zajrzała do środka.
- Mapa.
- No właśnie, mapa.
- I? – popatrzyła na niego pytająco.
- To ta mapa, którą mi skradziono. Znalazłem ja na swoim łóżku, walnąłem się o nią.
- To się zaczyna robić chore, złodziej ot tak łazi sobie po pałacu... Chodź, idziemy do Dadexa.

- Jak tu dziwnie... I jakoś tak mroczno – mruknął Szczurek. – Nie było nas tydzień, a wszystko się tu pozmieniało.
- Taa... mówiłeś już.
- Ale kto pogasił te pochodnie. Pewnie służbie się nie chciało nawet ich zapalić.
Fakt, szli niemal na wyczucie, mało co widzieli, a księżyc był zasłonięty i nie oświetlał im drogi. Na szczęście znali pałac na wylot.
- Słyszałeś? – Sever przystanęła. – Ktoś tu jest.
- Przesłyszałaś się – odparł Szczurek. – To wiatr... albo strzyga!
- Jaka znowu strzyga?
- Nie słyszałaś, co ludzie gadali góra rok temu? W okolicach puszczy krążyła strzyga, która atakowała samotnych wędrowców. Rozszarpywała ich na strzępy podczas pełni księżyca, a ich szczątki znajdowano nawet kilkanaście metrów od miejsca śmierci. Grasowała tam dość długo, wykończyła kilkunastu ludzi, aż pewnego dnia zniknęła.
- Tak sobie?
- Kto wie. Mówiono, że ktoś ją spalił. Strzygi panicznie boją się ognia. Jeszcze do dziś, jej krwawe oczy śnią się niektórym po nocach... – Szczurek wyjął z uchwytu jedyną zapaloną pochodnię i ruszyli dalej. – No, nie będziemy rozbijać się po ciemku.
Słyszeli wycie wiatru szalejącego na zewnątrz i w duchu cieszyli się, że są w bezpiecznych murach pałacu. Cóż złego ich tu może spotkać? Skręcili za róg korytarza i na kogoś wpadli. W świetle pochodni zalśniła para groźnych purpurowych oczu. Sever i Szczurek tylko przez chwile stali w bezruchu, a potem...
- AAAAAA STRZYGAAAA!!!!! – wrzasnęli jednym głosem.
- Ogniem ją! – Szczurek rzucił pochodnią w stwora, celując w twarz.
- W oko! Walnij ją w oko! – krzyknęła Sever i złożyła ręce do zaklęcia.
- Nie używaj ma... – obcy głos zmieszał się hukiem i odgłosami walących się na posadzkę elementów wystroju.
- Sever, chodu! – Szczurek już był na nogach, już był gotów zwiać, gdy zauważył trzecią osobę, która wygrzebywała się spod obrazów, zbroi i innych rupieci.
Elf o purpurowych oczach łypnął na nich groźnie, cała twarz miał usmarowaną czymś czarnym, a we włosach pajęczyny.
- Czy wyście poszaleli?! Jaka kurwa strzyga?!
Dwaj Leśnicy gapili się na Elesyana jak sroka w gnat, nie potrafili wykrztusić z siebie ani słowa. Lastavard pstryknął palcami i wszystkie pochodnie zapłonęły ogniem.
- Zanim znowu czymś we mnie rzucicie, to może...
- Intruz!!! – rozdarł się Szczurek i złapał za stary świecznik, którym cisnął w Lastavarda.
Ten zrobił szybki unik, ale w tej samej chwili poczuł przeraźliwy ból w lewej nodze, a Sever przymierzała się do drugiego kopniaka - tym razem w twarz. Elesyan odskoczył jak oparzony, Szczurek i Sever rzucili się za nim. We trojkę zwalili się na zagraconą posadzkę i zaczęli po niej tarzać. Od strony schodów nadbiegli Yeed i Kaczor zwabieni rabanem.
- Co wy robicie?! Złaźcie z niego!!! – rozkazał Yeed. – Co tu tak walnęło...
- Zjeżdżaj! – Elesyan zrzucił z siebie Szczurka i wstał. – Co tu robimy? O mało nie dostałem pochodnią w oko i nie oślepłem, potem zwaliły się na mnie te graty i oni się na mnie rzucili. Czemu? Spytaj ich!
Szczurek i Sever spojrzeli po sobie, a potem na towarzyszy.
- Czy coś przegapiliśmy... ? – odezwała się cicho Sever.
- To mało powiedziane – mruknął Kaczor, po czym zwrócił się do Lastavarda. – Proszę wracać do siebie, my tu to wszystko załatwimy. Oni po prostu o niczym nie wiedzą, wrócili pewnie przed chwilą.
- Mam nadzieję... – Lastavard obrzucił ich dziwnym spojrzeniem i odszedł.
Po dłuższej chwili, upewniwszy się, że nikt ich nie podsłuchuje, Kaczor spojrzał na towarzyszy i zaczął:
- Więc...
- Co on tu robi? – ostro przerwała mu Sever.
- Eeee... więc tak...
Kaczor opowiedział dwójce Leśników o przejęciu Silverhill przez Lastavarda, o trupach zakopanych w polu, o teorii z wilkołakiem i wyjeździe Dadexa. Zarówno Szczurek jak i Sever słuchali w milczeniu.
- Czemu największe hece są wtedy, gdy mnie nie ma – sztucznie obruszył się Szczurek. – A tek na marginesie – zniżył głos do szeptu. – Ktoś podrzucił mi do pokoju moją skradziona mapę. Boję się, że została skopiowana.
- Ale chyba tylko ty ją odczytasz, nie? – Yeed spojrzał na bałagan na podłodze. – Powie mi ktoś, co tutaj walnęło?
- Celowałam w twarz, ale spudłowałam – uśmiechnęła się złośliwie Sever.
- Yhm, a pójdziesz teraz do niego po swoją korespondencje?
- ...
 

szczurek

Menda serowa
Weteran
Dołączył
26.10.2004
Posty
4565
Hehe uwielbiam ten humor który wprowadzasz w swoje opowiadania. Nie ma go za dużo, ale ten który się pojawia jest najwyższej klasy :]
Czekam ( jak pewnie wszyscy ) na cd.
 

yeed

Trolololo Guy
Weteran
Moderator
Dołączył
10.1.2007
Posty
8225
chlip trochę mało o mnie ;/
ale no cóz nie można ciągle być w kołowrotku akcji
heh czyta się klasa oby tak dalej i wszystko jest ok
nie wiem co ci się tu nie podoba :)..jest cacy
 

Cisu

Member
Dołączył
2.7.2005
Posty
852
QUOTE
Ale Leśnik nie dał się zaskoczyć, wystarczyło, że zrobił krok w bok i bestia przeleciała obok


Yeah, ma się te 16% szansy na dodge ;D

Jak zwykle, jak zwykle. Bardzo dobre :p. Nie mam żadnych obiekcji, czekam na CD.
 

Sever Sharivar

Słodka...
VIP
Dołączył
1.5.2005
Posty
1339
update, miłego czytania


Rozdział III

- I naprawdę nic ci nie zrobił? – Yeed uniósł brwi. – Nawet nie podniósł głosu?
- Nie, mnie także to zdziwiło. Normalnie na jego miejscu zrobiłabym taka wojnę, że hej, a tu nic. Pełna kultura…. – odparła Sever smarując sobie kanapkę dżemem. – Zapytałam czy odda mi moje listy i bez niczego oddał. Dziwne.
Szczurek, który zajęty był ćwiartowaniem swojego pomidora, który teoretycznie miał trafić na wcześniej posmarowany chleb, spojrzał na nich.
- Za to po mnie się przewiózł. Zagroził, że jak znowu coś takiego wywiniemy to nas pozamyka w lochach – powiedział. – Oświadczył to takim tonem, że aż się przeraziłem. A z nim żartów nie ma.
- Nie? To dlaczego mnie potraktował ulgowo?
- Normalny facet nie wrzeszczy po dziewczynie… - Szczurek w końcu uporał się z pomidorem i zabrał się za rzodkiewkę. – A kto wie, może on cię lubi? Masz szczęście do takich porywczych.
- Bardzo śmieszne. Prędzej mi kaktus na ręce wyrośnie niż przyznam, że lubię tego aroganckiego i wrednego lorda od siedmiu boleści.
- Kto się czubi ten się lubi – uciął dalszy temat Szczurek.
Sever też go nie podjęła. Kaczor wstał i pożegnawszy się z resztą wyszedł na patrol. Przy stole została natomiast Daria. Leśniczka po chwili wahania wyciągała spod stołu opasłe tomisko, które okazało się jej notatnikiem i nieśmiało podsunęła je Sever.
- Możesz mi to sprawdzić? Zrobiłam wszystko sama, ale nie wiem czy dobrze – powiedziała Daria.
- A co to? – zaciekawiła się Sever.
- Pismo runiczne.
- O w cholerę, cztery razy to zdawałem! – wypalił Yeed. – Mieliśmy takiego walniętego profesora, co usadzał za nic!
Dziewczyny roześmiały się. Sever rzuciła okiem na notatki Darii i chwilę je studiowała.
- Bardzo ładnie, naprawdę. Nie widzę przeszkód byś zdała za pierwszym podejściem.
- Sever, przecież nawet ty zdałaś za drugim razem – wtrącił Yeed. – Nie rób dziewczynie nadziei. Jak będzie zdawać przy starym Vorynie to pozamiatane. On nikomu nie przepuszcza.
- Tak? Chwaliłeś się, że zdałeś za pierwszym razem, a teraz przyznajesz się do trzeciej poprawki zakończonej sukcesem?
- Wiesz, Voryn mnie jakoś nie lubił. To długa historia.
Sever mruknęła coś i zaczęła tłumaczyć Darii jakieś skąplikowane zdanie, które sprawiło dziewczynie problem. Yeed skorzystał z ich nieuwagi i podwinął im z talerza kanapki.
- Yeed! Jak możesz! – syknął konspiracyjnym szeptem Szczurek. – Daj pół!
Leśnik skrzywił się, ale się podzielił, bo braciom się nie odmawia. A gdy Daria chciała wziąć jedną kanapkę zauważyła, że jej talerz jest pusty. Szczurek wmówił jej, że już swoje śniadanie zjadła.
- To czemu nadal jestem głodna? – zapytała Daria.
Skrzypnęły drzwi do kuchni i wszyscy spojrzeli w tamtą stronę. I mina im zrzedła.
- W końcu was znalazłem. Czy mi się zdaje, czy mnie unikacie? – Elesyan bezceremonialnie przysiadł się do nich i położył na stole tubę z mapami.
- Ależ skąd… My tylko tak tu sobie siedzimy – odparł Yeed. – I nikomu nie szkodzimy.
- Jasne. Wracając do sedna sprawy, szukałem was cały ranek i dopiero jak zobaczyłem Kaczora wychodzącego stąd zrozumiałem, że tu się zaszyliście. Zawsze jecie śniadanie razem.
- A niby skąd o tym wiesz? – Sever oderwała wzrok od run i spojrzała z ukosa na niego.
- Moja słodka tajemnica. Od Dadexa wiem, że nie mieliście ostatnimi czasy dużo do roboty, ale teraz się to zmieni – elf otworzył tubę i zaczął wyjmować z niej mapy. – Jutro mam nadzieję zakończyć śledztwo, które prowadzę niemal od roku. I ono w jakiś sposób was dotyczy.
- Nie rozumiem – przyznał Yeed. – Jak to niby nas dotyczy?
- Słyszeliście o Pomiotnikach?
Daria skinęła głową.
- Czczą oni Niechcianego i składają ofiary z ludzi. Przyzywają także demony i stwory zza granicy światów. Używają do tego nieaspektowanej magii, o której mało wiemy. Nic nie wiemy o takich czarach, uczą nas tylko jak się przed nimi bronić.
- Bardzo ładnie – pochwalił ją Elesyan. – Tak się właśnie składa, że banda Pomiotników zaszyła się w waszych lasach i musimy ich pojmać i wykończyć.
- Co? Dlaczego akurat tutaj?
- Prosta sprawa. Od roku siedzę im na ogonie. Przeskakują oni co jakiś czas między granicami. Raz są w Vana’Diel, a po tygodniu w Nordmarze. Tylko raz poszliśmy za nimi i wpakowaliśmy się na wrogi klan, który omal nie wystrzelał nas jak kaczki. Wróciłem z połową oddziału. Dlatego gdy dowiedziałem się niedawno, że Pomiotnicy są w waszych lasach, postanowiłem ich dopaść. I wy mi w tym pomożecie.
- Dlaczego? Nigdy nie słyszeliśmy, by Pomiotnicy coś spalili lub kogoś zabili na naszym terytorium – stwierdził rzeczowo Yeed.
Elesyan ściągnął lekko brwi, widać nie lubił jak ktoś się z nim nie zgadzał.
- Karawana kupiecka, którą wyrżnięto do nogi kilka tygodni temu, pół roku nie minęło od najazdu na wioskę Leth, dziś są tam tylko zgliszcza, wasz patrol, który któregoś dnia po prostu zniknął… Mam mówić dalej?
- Pamiętam większość tych wydarzeń – przyznała Sever. – Wszyscy mówili, że to sprawa najemników przenikających do nas z terenów Zbójów.
- Świetnie, że się rozumiemy. To mapa najbliższej okolicy… - elf rozłożył na stole mapę.
Pergamin pysznił się różnymi kolorami. Na pierwszy rzut oka widać było, że wykonał je profesjonalista.
- Masz rację z tym, że wszystkie napady przypisywano najemnikom. Oni tak działają, wprowadzają ferment, mylą tropy, rzucają podejrzenia na innych. Banda ukryła się tutaj – Lastavard wskazał ciemnoszary punkt na mapie.
Yeed zbladł.
- Uroczysko. Nikt, absolutnie nikt nie przeżyje tam nocy!
- Pomiotnicy się nie boją, atmosfera Uroczyska jest dla nich korzystna.
Zapadła cisza. Daria zrobiła dość dziwną minę i nieśmiało się odezwała.
- Mamy zamknąć obławę. Oni są blisko Drzewa.
Elesyan uśmiechnął się szeroko, zadowolony, że nie musi tłumaczyć. Wiedział, że Leśnicy zrobią wszystko, by ochronić swój symbol. Drzewo Życia jest dla nich wszystkim, bez niego nie ma Leśników. I dlatego zgodzą się na współpracę. Nie mają innego wyjścia.

Szczurek zmarszczył lekko brwi i rozejrzał się po okolicy. Od kiedy pamiętał, tereny Uroczyska pokryte były ciężką mgłą. Ktokolwiek tam wszedł nocą już nie wracał. Nie wiadomo, co tam mieszka i zabija, ale na szczęście nigdy nie wyłaziło z tego przeklętego miejsca.
- Coś tu jest nie tak…
- Gadasz do siebie? – zapytał Yeed podchodząc do towarzysza.
- Głośno myślę. Będziemy wysyłać patrole na boki?
Yeed pokręcił głową.
- Nie. Lastavard twierdzi, że wyczuje każdego Pomiotnika, który wyjdzie z Uroczyska. Mam też wrażenie, że nasz nowy szef jakoś sam nie pali się do wejścia tam. Coś tu śmierdzi.
Szybko zapadł zmierzch. Leśnicy, którzy znali na wylot te lasy, rozbili małe obozowisko w jamie powstałej z wyrwanego przez wichurę olbrzymiego drzewa. Z zewnątrz byli prawie niewidoczni. Szczurkowi lekko kiwała się głowa, by w końcu oparła się o pień i Leśnik zapadł w drzemkę. Kaczor też spał, Yeed z Darią pilnowali ogniska, Sever siedziała na straży a Elesyan gdzieś się szwędał. Ochotnicy, zebrani przez lorda, spali kamiennym snem w głębi jamy.
- Daria, co to jest? – odezwał się Yeed, wskazując na jakiś woreczek zawieszony na jej szyi.
- Nauczyłam się tego od mojego Mistrza. To taki ochronnym amulet.
- Dużo to daje?
- Blokuje część złych czarów. Jeśli coś złego na ciebie leci masz sporą szansę, że nic ci się nie stanie. Pokazałam to Sever i jej się spodobało. Zrobię jej taki jak tylko wrócimy. Jej tego nie uczyli.
Yeed podrapał się po głowie.
- Myślałem, że uczyłyście się tego samego. W końcu jesteście magami.
- Nie. Ja specjalizuje się w magii ognia, ogień to mój żywioł, moje życie. Potrafię nim sterować, ale wymaga to ode mnie wielkiego skupienia. Sever włada magią wody, musiałeś widzieć jak wyglądają jej czary. Poza tym, ona używa magii wody do leczenia, miksturki uzdrawiające na nią nie działają. Jest i trzecia siła, magia wiatru. Ale ani ja ani Sever się na niej nie znamy.
Yeed uśmiechnął się.
- Ja jestem tylko biednym uzdrowicielem. I też się nie znam.
Od strony rzeki nadszedł Elesyan. Daria zauważyła, że zarówno buty jak i spodnie ma umazane w błocie. Gdzie on łaził?
- Można się przysiąść? – spytał.
- Jasne – Yeed posunął się trochę, by elf mógł usiąść.
Elesyan usiadł i wyciągnął ręce nad ogniem. Nawet lordom bywa zimno. Yeed ziewnął i spojrzał w niebo.
- Kiedy ich dopadniemy?
- Jutro z rana. Druga drużyna znajduje się po drugiej stronie i odetnie Pomiotnikom drogę ucieczki.
Z mroku wyłoniła się zziębnięta i głodna Sever. Yeed szturchnął Kaczora, który ocknął się, zamruczał coś i poszedł na posterunek. Elfka otuliła się płaszczem i przysiadła się do Darii.
- Zostawiłem ci pieczone jabłka. Masz dwa – powiedział Yeed. – Coś ciekawego zauważyłaś?
- Nie. Jest bardzo spokojne – odparła biorąc jedno jabłko do ręki. – Żaby kumkają, świetliki latają, komary gryzą i temu podobne. Chyba przez mokradła przedzierał się łoś, bo coś strasznie tam tarzało w błocie. Siedziałam na drzewie i nie widziałam dokładnie.
Elesyan zaczął grzebać patykiem w ognisku. Daria powstrzymała się od śmiechu. To stąd jego ubłocone ubranie! Dziewczyna chciała jeszcze porozmawiać z towarzyszami, ale zauważyła, że rozmowy dziwnie ucichły. Yeed pilnował ogniska, Sever gapiła się w ogień pozwalając płynąć myślom własnym, leniwym torem, a Elesyan udawał zajętego czyszczeniem rękawa od błota.
- Jak to jest być przywódcą klanu? – zapytała Daria.
- Co? – Elesyan podniósł wzrok.
- Jak zostałeś lordem. Nikt ci wcześniej nie zadał tego pytania?
Uśmiechnął się dziwnie.
- Zadał, ale trochę innym tonem. Ustrzeliłem go z kuszy.
- Nie widzę tu, żadnej kuszy, więc chyba nic mi nie grozi.
- Ale wątpię by kogoś poza tobą to interesowało.
- Ja chętnie posłucham – odezwał się Yeed. – Skoro mamy mieszkać razem w jednym pałacu, to wypadałoby coś wiedzieć o sobie nawzajem.
Elesyan spojrzał na niego ze zdziwieniem. Czyżby powoli przekonywali się, że nie taki diabeł straszny, jakim go malują?
- Jestem jedynym synem lorda na Areedon’Cyrenn w zachodniej części Vana’Diel. Od urodzenia byłem niemal wpisany do armii, ale jakoś mnie to nie ciągnęło. Prócz nauk politycznych, które musiałem poznać, studiowałem też nauki magiczne, dlatego żadne potwory z piekła rodem nie są mi straszne. Oczywiście, przeszkolenie jako żołnierz otrzymałem – zaczął elf.
- Od razu szkoliłeś się na dowódcę? – zapytał Yeed.
- Nieee... Raczej na pułkownika, co najwyżej. Dowódcą nie staje się po ukończeniu akademii, tylko w chwili gdy ludzie, którym przewodzisz, obdarzą cię zaufaniem. Mówi się wtedy, że z takim dowódcą można nawet...
- ... iść do piekła – dopowiedziała za niego Sever nie podnosząc wzroku. – Mój brak także uczył się u Defannera..
Wzruszył ramionami, ale podjął temat.
- Nie lubicie mnie. Wiem, co o mnie gadają, pewnie zdążyłaś już niejedno usłyszeć, Sever. Że wykorzystuje swoje wpływy, by podporządkować sobie słabsze klany. Że trzymam wszystkich w szachu. Że wszyscy z mojego klanu się mnie panicznie boją i zrobią dosłownie wszystko, by nie narazić się na mój gniew. Ponoć terroryzuje samego króla.
- Bajdy kity – mruknęła Sever i zabrała się za drugie jabłko.
Daria zadała kolejne pytanie.
- Mówiłeś coś o rodzeństwie. Brat czy siostra?
- Siostra, młodsza. Ma dwanaście lat.
- Upierdliwa?
- Bardzo.
- W końcu młodsze rodzeństwo to zło, co nie, Sever? – uśmiechnął się Yeed.
Leśniczka popatrzyła na niego dziwnie i odparła najspokojniej w świecie.
- Jestem młodszym z bliźniaków. Ale i tak dzięki...
- Ups... sorry.
Sever pokazała mu język i uśmiechnęła się. Daria zastanowiła się nad czymś.
- W jakiej dziedzinie magii się specjalizujesz? – zapytała Lastavarda.
- Ja? Głownie czary ofensywne, wykorzystuję w walce przede wszystkim magię wiatru, to mój żywioł. Czary bazujące na ogniu także w sporej mierze opanowałem, ale te czerpiące moc z wody są dla mnie zakazane.
- Dlaczego? – zainteresował się Yeed.
- Z kwestii rasy. Ja nigdy nie nauczę się tych, które zna Sever i vice versa. Po prostu się nie da i już.
- Choć raz się z tobą zgodzę – przyznała Sever. – Chociaż chciałabym cię zobaczyć w akcji i przekonać się czy naprawdę jesteś aż taki dobry.
Elesyan nie odpowiedział tylko lekko się uśmiechnął.

Adres słynnej Savaine otrzymali od brata Agnes. Późnym popołudniem znaleźli się pod jej domem , położonym w jednej z lepszych dzielnic Teresfen. Zapukali do drzwi. Otworzyła im sama właścicielka. Była to dama o wydatnym biuście, upudrowana i zlana perfumami, ale bardzo elegancka. Wszystko w jej domu świadczyło o dyskrecji, urządzone było ze smakiem. Najwyraźniej interes przynosił spore dochody.
- Czym mogę służyć, panowie? – zapytała.
- Mamy kilka pytań, panie Savaine – powiedział Dadex. – Słyszeliśmy wiele dobrego o waszej działalności. Przybywamy w pewnej nieprzyjemnej sprawie, którą badamy. Wygląda na to, że jeden z pani klientów w ohydny sposób wykorzystał waszą dobrą wolę.
Usiadła przy biurku i oprosiła, by zajęli miejsca. Odnosiła się do nich z rezerwą, ale gotowa była ich wysłuchać.
- Jestem Dadex de la Fere z Silverhill. Kilkanaście dni temu, na terenie nieopodal miasta znaleźliśmy zwłoki dwóch kobiet – zaczął Leśnik. – Wczoraj przybył do nas pewien człowiek, który szukał siostry. Z opisu domyśliliśmy się, że to jedna z ofiar.
- Ale co ja mam z tym wspólnego?
- Ta kobieta była u was. W liście do brata wspominała, że ma zamiar udać się do stolicy, żeby spotkać mężczyznę, którego poznała za waszym pośrednictwem.
- Ależ na bogów! – Savaine była wstrząśnięta. – Czy mogę zobaczyć ten list?
- Tak, proszę – Dadex podał jej papier.
Kobieta szybko przebiegła wzrokiem po kartce. Kiedy skończyła czytać, była głęboko poruszona.
- Ten znakomity pan! I to obie!
- Obie? – podchwycił Cisu.
- Wszyscy moi klienci otrzymują do wyboru cztery nazwiska. W tym wypadku pan zażyczył sobie kobiety niezamężnej lub wdowy, w dojrzałym wieku, wykształconej, z dobrej rodziny i majętnej. Sam był bogaty i nie chciał żony, która poślubiłaby go tylko dla jego pieniędzy.
- Kiedy się do was zgłosił?
Zastanowiła się, po czym wyjęła z szuflady biurka jakiś papier.
- Przyszedł trzydziestego lipca zeszłego roku. Kiedy potwierdzono prawdziwość udzielonych przez niego informacji, wrócił za tydzień i otrzymał cztery nazwiska z adresami. Wynagrodził mnie sowicie, ale potem już się nie pokazał.
- Może nam pani dać jego nazwisko? – zapytał Dadex z rosnącym podnieceniem.
- Oczywiście. Biedna Agnes, skąd mogłyśmy wiedzieć... – Savaine wyjęła jeszcze jeden papier. – O, jest tutaj. Profesor Yesah Erabal al Ediz Danal.

Rankiem udało im się zlokalizować Pomiotników. Znajdowali się w samym centrum uroczyska. Elesyan uniósł się w strzemionach i wskazał kierunek.
- zachowajcie spokój. Weźmiemy ich z zaskoczenia.
Wszystko się pochrzaniło, gdy wjechali we mgłę. Mimo słońca wiszącego na niebie, widoczność spadła do kilku kroków. Yeed jechał po prawej stronie kolumny, mając przed sobą Szczurka, a po lewej Kaczora. Jeźdźca przed szczurkiem ledwo mógł spostrzec, a za siebie się nie oglądał, skupił się na utrzymaniu w szyku.
Ale klimaty, pomyślał.
Odwrócił lekko głowę i zobaczył stwora. Bestia w dwóch susach zbliżyła się do niego i mógł obejrzeć ją sobie w całej okazałości. Wyglądała jak pies, okropnie wychudzony pies, którego ktoś pozbawił ogona i ogolił z sierści. Głowa nie miała oczu, nawet jam po nich nie było. Czarne, szkliste zęby błysnęły do Yeeda w parodii uśmiechu.
- Uwagaaaaaaaa!!!!! – wrzasnął ktoś.
Ale piekło już się rozpoczęło. Mgłę wypełniło rozpaczliwe końskie rżenie i wrzaski ludzi. Yeed dobył miecza i uderzył najbliższego potwora. Ostrze przeszło przez niego niemal bez oporu. Koń Leśnika stratował napastnika kładąc uszy po sobie i wydając przeraźliwy wizg.
Oddział poszedł w rozsypkę. Każdy z jeźdźców puścił konia w cwał, byle dalej od bladych kształtów wyskakujących z mgły. Yeed minął kłębowisko składające się z kilku piekielnych psów walczących o fragmenty czegoś, co przedtem było człowiekiem. Dwie bestie oderwały się od trupa i ruszyły za nim. Rozległ się brzdęk cięciwy i jeden ze stworów zarył głową w ziemię i został z tyłu. Z mgły przed Yeedem wyłoniły się sylwetki dwóch koni. Szczurek, z łukiem w ręku i Daria.
- Yeed! Już niedaleko, słyszałem róg Elesyana! – szczurek zakładał na cięciwę kolejną strzałę.
Następne stwory wyskoczyły z mgły. Pierwszy, trafiony strzałą w bok, zwinął się w pół skoku i przepadł we mgle, drugi skoczył wysoko, mierząc w szyję wierzchowca Darii. Dziewczyna wyskandowała zaklęcie i ognisty pocisk wyrzucił potwora poza obszar wypełniony mgłą. Leśnicy wypadli z mgły. Bestia wypchnięta z tumanu, gdy tylko znalazła się w świetle słońca, zawyła rozdzierająco, skóra zaczęła jej dymić i pękała. Pozostali, którzy zdołali uciec z zasadzki, czekali na nich nieopodal. I mieli w rękach broń.
Daria zobaczyła tylko błysk i coś z ogromną siłą zrzuciło ją z siodła. Boleśnie zderzyła się z ziemią i jęknęła.
- Schyl się!
Daria poczuła jak ktoś dosłownie przyszpila ją do ziemi, ale i poczuła przerażający smród. Otworzyła oczy i zobaczyła nad sobą Sever. Nieopodal leżała martwa bestia. Dwie Leśniczki poderwały się na nogi i zaczęły biec w stronę niewielkiego oddziału. Pomiotnicy pojawili się znikąd. Dwóch z nich dopadło do Yeeda i Szczurka i zrzuciło ich z koni. Sever uchyliła się przed ciosem włóczni i strzeliła do jednego z Pomiotników zaklęciem.
- Nie rozpraszajcie się! – krzyknął Elesyan. – Do mnie! Słyszycie?! Do mnie!
- Łatwo ci mówić! – wrzasnął Szczurek.
Elesyan zaklął i zeskoczył ze swojego wierzchowca. Przywołał swoją broń i zaczął biec w stronę Pomiotników, którzy powoli otaczali Leśników. Posłał w ich stronę jedno zaklęcie, od którego padło dwóch przeklętych, doskoczył do następnego i wbił mu ostrze miecza prosto pierś. Szczurek trzymał przeciwników na dystans i strzelał do nich z łuku. Kaczor osłaniał Yeeda, który nie nadarzał z rzucaniem uzdrawiających aur i zaklęć blokujących wrogie ataki.
- Ja pierniczę nie rozdwoję się!!! – wściekał się.
- Zamknij się i lecz!
Daria z Sever również trzymały swoich wrogów na dystans. Kogo nie powaliła Sever, tego dobijała Daria, wzajemnie się ochraniały i działały we współpracy ze sobą. Jednak, gdy z mgły wyłonił się, prawdopodobnie, przywódca Pomiotników ich plan poszedł w cholerę. Jednym ciosem Pomiotnik złamał ich obronę i zmusił je do ucieczki.
- Nie uciekajcie! Zgubicie się! – wrzasnął za nimi Elesyan.
Ale chyba go nie słyszały. Wbiegły we mgłę i niemal natychmiast straciły orientację. Niemal na oślep przedzierały się przez jakieś chaszcze, za sobą słyszały jakieś sapanie i pomrukiwanie. W pewnej chwili wybiegły z mgły, znalazły się w czymś w rodzaju zapuszczonego dziedzińca przed ruinami jakiegoś domu. Ścigający ich Pomiotnicy wydali z siebie opętańcze wycie i zaatakowali. Starając się nie zgubić wzajemnie dziewczyny odpierały ataki, jednocześnie szukając drogi ucieczki. Jeden z Pomotników wyskandował w powietrzu dziwny znak. Sever i Darię cisnęło do tyłu, zaryły boleśnie o kamienie. Dwaj przeklęci rzucili się na nich, ale coś błysnęło i zwalili się martwi na ziemię. Daria otworzyła oczy i ujrzała przed sobą Elesyana, który ich zasłaniał. Elf bez wahania ruszył na przywódcę całej bandy i jego obstawę. Ci, którzy stanęli mu na drodze chyba go nie docenili. Lastavard wyskandował kolejne zaklęcie, które rozbłysło czerwonym blaskiem i posłało do piachu pięciu przeklętych na raz.
- O mój Boże... – szepnęła Sever. – Nie wiedziałam, że jest aż tak silny...
- Silniejszy od nas – dodała Daria.
Leśniczka wstała, zaraz zaatakowała ja jedna z bestii. Daria zwinęła się w piruecie i trafiła potwora mieczem prosto w gardło. Sever również się pozbierała i przyjęła podobna taktykę, co Elesyan, tyle, że ona musiała uderzyć zaklęciem minimum dwa razy by pokonać więcej niż dwóch przeciwników na raz. I szybko się męczyła.
- Gdzie reszta? – zawołała.
- Biegli za mną! – odparł Elesyan. – Powinni już tu być!.... Za wami!!!!!
- Co?!
Usłyszały przeraźliwy huk, w jednej chwili zarówno Sever jak i Daria poczuły, że opadły z sił. Darii wypadł z ręki miecz i padła na kolana, Sever dostała sekundę wcześniej zaklęciem i nieprzytomna zwaliła się na ziemię. Elesyan ścisnął mocniej rękojeść swojego miecza i zawrócił w ich stronę. Przywódca Pomiotników ruszył za nim pewien, że elf ucieka. Jednak przeliczył się. W ułamku sekundy Lastavard odwrócił się i głośno wykrzyczał jakieś niezrozumiałe słowa. Przeklęty zdołał tylko zobaczyć rozbłysk jasnego światła i wręcz szaleńczy uśmiech swego przeciwnika, po czym rozpadł się na kawałki. Jego szczątki zaczęły dymić,
Elesyan zaśmiał się triumfująco. Nareszcie pozbył się tej przeklętej bandy. Koniec z mieszaniem mu szyków, teraz już nic nie stanie mu na przeszkodzie w wykonaniu jego planów. Jednak po chwili jego uśmiech zamarł, odwrócił się i potykając się o kamienie biegł w stronę dziewczyn. Daria była przytomna, ale nie miała sił się podnieść. Jakimś cudem doczołgała się do Sever i starała się ją ocucić.
- Co się stało? – zapytał elf, przyklękając obok.
- Nie wiem... czymś oberwałyśmy chyba, potem poczułam, że tracę wszystkie siły. Sever nie zdążyła się zasłonić i oberwała, a teraz nie potrafię jej dobudzić!
Elesyan nie zdołał odpowiedzieć, bo ktoś uderzył go pięścią w twarz. Elf, zaskoczony, wypuścił z ręki broń.
- Ty sukinsynie! Wiedziałem, że nie wolno ci ufać! – Szczurek przymierzył się do drugiego ciosu, ale Daria zasłoniła Lastavarda.
- Zostaw! To nie on!
- Dlaczego nas zostawiłeś?! Dlaczego?! Odpowiedz, do cholery!!!
- Mówiłem, żebyście biegli za mną, ale wy nie słuchaliście! – odparował Elesyan. – Gdyby nie ja, to one by nie żyły! Uratowałem je!
- Nie wierzę ci! Już w nic nie wierzę! – krzyknął Szczurek.
Doszłoby niewątpliwie do bójki, gdyby Kaczor nie przytrzymał towarzysza. Tymczasem Yeed pochylił się nad Sever i zbadał jej tętno. Była tez bardzo blada. Zauważył jednak coś jeszcze.
- Daria, twoja bransoletka! Jest cała? – zapytał.
- Tak, dlaczego pytasz?
- Bo bransoletka Sever jest zniszczona.
Dziewczyna wytrzeszczyła oczy. Jak to zniszczona?! Nie miała prawa ulec zniszczeniu, bez niej nie są w stanie używać niektórych zaklęć. Obejrzała bransoletkę Sever i rzeczywiście, ciemnoniebieski kamień wewnątrz niej był pęknięty i wykruszał się. Czyli to, czym oberwały było niewiarygodnie silne. Ale dlaczego jej nic się nie stało?
Ochronny amulet.
Zerwała z szyi łańcuszek i przyjrzała się swojemu talizmanowi. Niewiele z niego zostało... ale spełnił on swoją funkcję, ochronił swoją właścicielkę. Ale Daria czuła coś dziwnego. Wyciągnęła przed siebie rękę i wymówiła najprostsze zaklęcie uzdrawiające. Nic się nie stało. Powtórzyła je głośniej. I ponownie nic się nie stało. Ręka zaczęła jej drżeć...
- Ja.. ja nie mam mocy...Nie mogę czarować!
- Jak to możliwe? – Yeed wstrzymał oddech. – To znaczy, że...
- Że i Sever pewnie też straciła tę możliwość, dostała silniej niż ty – powiedział wolno Elesyan. – Zablokowano wam zdolność do używania magii. Jesteście bezbronne.
Daria przełknęła głośno ślinę.
- Ale to minie? Prawda?
- Prawdopodobnie tak, ale po jakim czasie, to nie wiem... Przykro mi.
- Dlaczego pozwoliłeś im się oddalić?! Co z ciebie za przywódca?! – mówił z wściekłością w głosie Szczurek. – Jak tak dalej pójdzie, to wyeliminujesz powoli każdego z nas!
- To nie była moja wina! Zrozum to wreszcie! – Elesyan zaczynał tracić cierpliwość. – Zaatakowano je od tyłu! Ja byłem z przodu!
Ale Szczurek posłał mu nienawistne spojrzenie i pomógł Yeedowi podnieść nieprzytomną towarzyszkę. Daria jakoś sobie poradziła, choć musiała wesprzeć się o Kaczora.
- Wracamy do pałacu, tutaj nic nie zrobię by jej pomóc – rzekł Yeed. – Lepiej dla ciebie, Lastavard, by się obudziła. Ale wtedy nie chciałbym być w twojej skórze.
Elesyan nie odpowiedział, tylko w jego purpurowych oczach pojawił się ostrzegany błysk. Gdyby chciał zabiłby ich bez problemu, ale nie mógł. Miał co do nich swoje plany... plany, które teraz się porządnie skomplikowały.
 

szczurek

Menda serowa
Weteran
Dołączył
26.10.2004
Posty
4565
Długo nie dawałaś kontynuacji ale było na co czekać :) Na prawde nie potrafie juz opisać słowami tego co tu przeczytałem. Musiałbym się powtarzać. Wspaniale piszesz takie opowiadania.
 

yeed

Trolololo Guy
Weteran
Moderator
Dołączył
10.1.2007
Posty
8225
taaa....zaraz mnie tu za kilera kobitek robisz xD
fajnie, że znalazłaś czas na dopisanie
naprawdę, jeśli kiedyś zdecydujesz się na książkę
z chęcią jako pierwszy przeczytam rękopis bo WARTO!!!!
 

Sever Sharivar

Słodka...
VIP
Dołączył
1.5.2005
Posty
1339
przepraszam za ewentualne błędy ^_^


Rozdział IV


- Ja tego nie uważam za przypadek. Za dużo tych przypadków. Jednym strzałem wyeliminował dwóch Leśników z gry. Piękny mi szef – powiedział ze złością Szczurek.
- Musimy zebrać się do kupy. Pomiotnicy są pokonani, Dadex z Cisem zaraz powinni tu być i coś wymyślimy – odparł spokojnie Yeed.
Dwaj Leśnicy szli korytarzem w kierunku Sali Obrad gdzie mieli zwyczaj spotykać się by porozmawiać na ważne tematy. A temat obecnej dyskusji był bardzo poważny. Yeed, w obawie o bezpieczeństwo pałacu, kazał posłać po wszystkich Leśników przebywających poza granicami miasta. Zjawili się w przeciągu dnia, każdy zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji.
- Jak wiecie mamy poważny problem... – zaczął Szczurek ale zamilkł, bo do sali weszli Dadex i Cisu.
- Jest coś, co musicie wiedzieć, moi drodzy – odezwał się Dadex.

Elesyan odłożył papiery na biurko i zamyślił się. Tuż przed sobą miał do połowy zapisany arkusz papieru, ale nie potrafił zabrać się za skończenie notki. Jego myśli uciekały w stronę aktualnych sojuszników. Sojuszników? Jakieś kpiny chyba, Leśnicy już nigdy mu nie zaufają. Nie po tym, co się stało na uroczysku. A potrzebował ich zaufania, przynajmniej na razie. Dopóki nie zjawią się tutaj jego ludzie musi jakoś trzymać tych strażników w garści.
Uniósł głowę, usłyszał coś jakby krzyk, który rozbrzmiewał w korytarzu. Zmarszczył brwi. Odgłos znowu się powtórzył. Wstał i podszedł do drzwi, otworzył je i wyjrzał na korytarz. Teraz wyraźniej słyszał owe dźwięki. Podniesione głosy. Kłótnia?
Po chwili zastanowienia skierował się w stronę Sali Obrad. Jednak, zanim zdążył tam dojść, usłyszał tupot butów na schodach. Daria z Sever i Kaczorem zbiegli z piętra sypialnego i popędzili w stronę Sali, nawet go nie zauważyli.
Co jest, pomyślał i ruszył za nimi.
Im bardziej zbliżał się do drzwi, tym bardziej odgłosy kłótni nasilały się.
- W końcu was mam! Prawda wyszła na jaw, ty łajdaku! – wrzeszczał Lars. – Nieźle to wykombinowałeś!
- Po raz setny powtarzam, to nie Yeed – Dadex wyglądał na zmęczonego ciągłym tłumaczeniem.
- Ach tak? To dlaczego odwiedził tą babę w Tirisfal?
- To jakieś pomówienia! Nic nie zrobiłem, ktoś chce mnie wrobić!
Elesyan spojrzał po zebranych. Komendant, cały czerwony na twarzy, wskazał na Yeed palcem i ciągnął:
- Natrafiłem na jeszcze jeden ślad! Kiedy przeczesywałem pokój Yeeda znalazłem w szafie... płaszcz z wilczej skóry!
Yeed poderwał się z krzesła.
- Nie miałeś prawa grzebać w moich rzeczach!
- Tutaj to JA jestem prawem! Wy już tutaj nie rządzicie. Wiedziałem, że przynosicie ze sobą tylko zło, przeklęci mieszańcy!
Tego było już za wiele. Yeed bez zastanowienia uderzył Larsa pięścią w twarz, który zachwiał się. Niewątpliwie doszłoby do bójki gdyby nie zostali rozdzieleni.
- Będziesz za to wisiał! – wrzasnął komendant. – Zaraz wpakuję cię do lochów. Straże, brać go!
- Nie! Ja wiem kto to zrobił!
Zapadła cisza, po czym wszyscy odwrócili się w stronę Darii. Dziewczyna była blada jak ściana, mocno zaciskała pięści, ale w oczach miała niesamowitą pewność.
- Co ty opowiadasz... – jęknął Dadex. – Daria, ty coś wiesz?
- Teraz nie mogę nic powiedzieć, ale mam dowód, znalazłam go w tej starej chacie w lesie. Że też wcześniej na to nie wpadłam!
- Jaki dowód? – natarł na nią Lars.
- Muszę iść do tej chaty. Ale jeszcze nie teraz. Muszę zmienić Sever opatrunek. Mogę pójść wieczorem.
- Dzisiaj jest pełnia – cicho powiedziała Sever.
- Wiem, ale ja się nie boję.
Lars już otwierał usta by coś powiedzieć, gdy rozległ się spokojny głos Elesyana:
- Zatem dowiedź niewinności swojego towarzysza.
Zaskoczona Daria odwróciła się. Nie zauważyła, że elf stał tuż za nią. Odruchowo odsunęła się od niego.
- Czy... czy mogę porozmawiać wpierw z Dadexem i Larsem? – zapytała.
- I ze mną – Elesyan zmrużył lekko oczy.
- Dobrze.

- Daria, na bogów, co się dzieje? – Dadex nie krył zdziwienia.
- Znalazłam to coś przedwczoraj, gdy tam byłam. Na początku zlekceważyłam znalezisko, ale potem wszystko stało się dla mnie jasne. Sądzę jednak, że jeżeli wszyscy się dowiedzą, że chce iść do chaty, to będziemy mogli pojmać winnego.
- Oszalałaś? To niebezpieczne!
- Pomyślałam sobie, że będziecie czuwać wzdłuż drogi...
- Ale ty jesteś teraz prawie bezbronna.
- Możemy czuwać, mamy na tyle ludzi – odezwał się Lars. – Ale... jest panienka pewna?
- Jak nigdy. Wiem, co robię. I to nie Yeed jest tym cholernym wilkołakiem.
Dadex skrzywił się nieznacznie.
- Nie, nie i jeszcze raz nie!
- Musimy położyć kres tym strasznym podejrzeniom, Dadex! Jeśli postawicie ludzi na straży... Musi być ich jednak wielu.
Zapadła cisza. Dadex dość niechętnie skinął głową.
- To twój najgłupszy pomysł, wiesz? Bardziej zryte pomysły mają tylko ... ech... nieważne.
- W takim razie o całej sprawie musi wiedzieć również i całe miasto, ale to najmniejszy problem – powiedział Elesyan. – Musi o tym wiedzieć i Yeed, jest przecież głównym podejrzanym. Zaangażujemy do pilnowanie drogi najbardziej rozumnych żołnierzy, wybierz jakiś, Dadex. Szczególnie gęsto trzeba ustawić się w lesie...

Przez resztę dnia Daria siedziała jak na szpilkach. Bardzo się starała, by nie pokazać, że się boi, ale na wycofanie się było już za późno. Wraz z upływem czasu wyraźnie czuła, że moc magiczna powoli powraca.
- Za góra dwa dni odzyskasz całą siłę – powiedziała Sever odkładając na regał książkę. Zawahała się przez chwile, po czym kontynuowała. – Jak chcesz, to mogę iść z tobą.
- Nie, Sever. Tobie nie wolno. Nie puszczą cię, poza tym nie jesteś w pełni zdrowa – odparła Daria.
- Ale tobie pozwalają iść samej. Co wy zamierzacie?
- Hm? Nie rozumiem.
Sever odwróciła się w jej stronę z naburmuszona miną.
- Dadex jest taki tajemniczy i nic nie chce mi powiedzieć. Wkurza się jak go o to pytam. Ja pytam poważnie, wpakowałaś się w coś?
Daria pokręciła przecząco głową, chociaż miała ochotę powiedzieć prawdę. Nie miała żadnego dowodu, tylko puste słowa. Ale co miała zrobić, gdy o mało nie wtrącili Yeeda do lochu? Zaryzykowała tą karkołomną eskapadę, całe miasto zapewne już o tym wie. Morderca również. W pewnej chwili Sever walnęła w regał z książkami.
- Nienawidzę bezczynnie siedzieć! – prychnęła.
- Zaraz temu zaradzimy.
Leśniczka odskoczyła jak oparzona i okręciła się nie pięcie. Elesyan uśmiechał się głupkowato.
- Jeszcze raz mnie podejdziesz to ci ...
- Hm, co, Sever?
- Wpiernicze! I nie zbliżaj się do mnie na odległość pięciu metrów.
Elf uniósł lekko brwi. Powoli ta cała zabawa zaczynała go nudzić.
- Bez przesady, słodka.
- Nie nazywaj mnie tak! Tylko Leśnicy tak mogą mnie nazywać.
- Jak chcesz. Mam sprawę do ciebie, skoro zostajesz w zamku... na straży.
Sever zaczerwieniał się ze złości. Najchętniej to by wyrzuciła go z sali, ale cóż, pałac należał do niego i trzeba było się z tym pogodzić. A Elesyana bawiło denerwowanie innych.
- W nocy powinni przybyć tutaj moi ludzie, oczywiście nie wszyscy, bo nie widzę takiej potrzeby. Chcę abyś ich przyjęła i ugościła jak równych sobie, jak Leśników – ciągnął.
- Czemu ja? Nie ma służby?
- Nie, chcę byś ty to zrobiła. Nawet niektórych znasz. No, nie bądź uparta, słodka.
Zacisnęła zęby, ale skinęła głową. Elesyan zwrócił się do Darii.
- Jak ... twoja moc?
- Powoli wraca. Ale u Sever nic się nie zmienia. To minie, prawda?
- Powinno... Słuchaj, jest jeszcze jedna sprawa. Ja również mam swoje podejrzenia co do tego całego wilkołaka, ale musze mieć całkowitą pewność. Dlatego pójdę dziś w nocy z wami.
Leśniczki popatrzyły po sobie.
- Wcale nie musisz – powiedziała Sever.
- Ale chcę – Elesyan odwrócił się i zerknął na nie przez ramię. – Przepraszam.
Wyszedł tak szybko jak się pojawił. Sever zrobiła głupią minę.
- On nas przeprosił?
- Niesamowite....
- Nie, to facet.
- No fakt.

Zegar w korytarzu wybił dziesięć uderzeń. Pałac sprawiał wrażenie opustoszałego, służba w większości zakończyła już pracę. Daria owinęła się szalem i wymknęła na zewnątrz.
Nie ma się czego bać, pomyślała. Dadex wszystko starannie zaplanował. Nawet zabrali ze sobą piwo gdyby czekanie się przedłużyło.
Niebo było tak zachmurzone, że straciła orientację, gdzie się znajduje księżyc. Cały plan opierał się na założeniu, że pochwycą człowieka. A jeśli to nie był człowiek? I w jakim tempie potoczą się wydarzenia?
Miasto wydawało się takie spokojne, gdy patrzyła na nie z drogi. Jej oczy przywykły do ciemności. Rozróżniała drzewa, krzewy i głazy. Przystanęła nagle.
Co to był za dźwięk?
Jakby krótkie warknięcie lub szczeknięcie i dobiegało od strony lasu. Wytężyła słuch, ale niczego więcej nie wychwyciła. Może gdyby była elfem a nie człowiekiem usłyszałaby więcej. Las był cichy jak nigdy wcześniej. Niebo nieco się rozjaśniło, zobaczyła przez szczeliny w chmurach księżyc.
Na początku szła skrajem lasu, potem jednak droga skręcała w las, by później wyjść znowu na brzeg zarośli. Tam ścieżka łączyła się z główną drogą, prowadzącą do starej chałupy. Wśród drzew było całkiem ciemno, znała ścieżkę ale bardziej ją wyczuwała niż widziała. W ciemności rozróżniła furtkę, którą z trudem otworzyła. Znalazła się na małym, dobrze znanym podwórku. Cała pewność siebie wyparowały z niej w chwili, gdy dostrzegła wyłamany zamek w drzwiach – ktoś lub coś roztrzaskało solidne, drewniane drzwi. Po chwili wahania sięgnęła po sztylet ukryty w kieszeni płaszcza, ale go tam nie było.
Został w pałacu na stoliku, pomyślała ze strachem.
Ostrożnie weszła do środka. Mała sień, izdebka i komora. Nigdzie nie było ani śladu włamywacza. Pomyszkowała jeszcze chwilę w szafie i kredensie, po czym ruszyła w drogę powrotną. Ale Daria nie była już spokojna, wyczuwała, że coś jest w pobliżu. Zatrzymała się gwałtownie, bo znowu coś usłyszała w lesie. Coś wielkiego, co starało się iść najciszej jak potrafiło...
Znowu nic nie widziała, to wszystko przez te cholerne krzewy! Krzewy? Zrobiła jeszcze parę kroków i potknęła się o coś miękkiego. Straciła równowagę i musiała podeprzeć się ręką. Przecież to człowiek! Oddychał, ale nie reagował na jej szarpanie. I czuć było od niego piwem, Daria zaczynała się bać. A jeśli do piwa czegoś dosypano?
To znaczy, że jest sama w lesie. Wszyscy mężczyźni pili piwo, a ona całą drogę szła bez żadnej ochrony! Przebrnęła przez krzaki i znów, chyba, znalazła się na ścieżce. Raptem, gdzieś niedaleko, rozległ się głuchy odgłos ciężkich łap uderzających o ziemię. W ciemności słyszała groźne sapanie, coraz bliżej i bliżej...
Na litość boską, weź się w garść! Przecież niejedno w życiu przeszłaś czy spaliłaś, widziałaś przeróżne potwory, a teraz twoja wyobraźnia szaleję!
Ale słyszała zwierzę za swoimi plecami, zagradzało jej drogę do miasta. W końcu dziewczynie puściły nerwy i zaczęła uciekać na oślep. Wyjrzał księżyc, blady, przesłonięty chmurami. Zerknęła do tyłu.
Tam, pośród pni, pędziła bestia. Wilka i ciężka, szaroczarna, z położonymi uszami i otwarta paszczą. Potwór poruszał się niezgrabni na trzech łapach. Krzyk uwiązł jej w gardle, gnała przed siebie ile sił w nogach. Nie wiedziała jak długo tak biegła, ale powoli opadała z sił. Już nie wiedziała, co robi. Nagle zorientowała się, że za sobą nic już nie słyszy. Siłą rozpędu przebiegła jeszcze kawałek, po czym padła na ziemię. Oddychała ciężko i boleśnie, nie była w stanie się ruszyć. Musiała odpocząć.
Daria zamknęła oczy i starała się uspokoić oddech. Wiedziała, ze musi się podnieść, już teraz, zaraz. Ale nie miała siły. Otworzyła oczy i w odległości kilku metrów od siebie ujrzała skalny występ. Coś przeczołgało się na ten występ i patrzyło wprost na nią. Daria z rosnącym przerażeniem patrzyła jak bestia przeistacza się w upiornego człowieka. Miał on ludzką sylwetkę, ale nic więcej człowieczego. Wielkie uszy rysowały się na tle nieba, całe ciało pokrywała długa sierść, zamiast rąk miała łapy z pazurami.
Daria zakryła dłońmi twarz i zaczęła krzyczeć z całych sił.

Echo krzyku dotarło aż do pałacu, gdzie Sever z Yeedem stali na murach i obserwowali okolicę. Sam Yeed wściekał się ze swojej bezsilności, ale Dadex kazał mu zostać w pałacu – wtedy nikt nie oskarży go o zabójstwa. Jak widać to nie on był tym szaleńcem, ale na kogo Daria trafiła w takim razie....
- Musimy coś zrobić! Idziemy tam! – zawołał Yeed.
- Nie możesz! Masz wyraźny rozkaz – sprzeciwiła się Sever. – Tutaj jesteś bezpieczny od podejrzeń!
- A Daria?
- Nasi tam są, nie pozwolą jej skrzywdzić.
Leśnik spojrzał na nią zmartwiony. Wcale mu się to nie podobało....
Usłyszeli odgłos butów na schodach. Pojawił się jeden ze strażników i skłonił lekko.
- Mamy przyjezdnych.
Sever westchnęła, skinęła na Yeeda i oboje zaczęli schodzić po schodach. Zjawili się ci nieproszeni goście.

Poznała miejsce, w którym się znajdowała. Przetoczyła się szybko pod skalny występ, tak by to coś na górze jej nie widziało, i pobiegła wzdłuż skalnej ściany. Kiedyś odkryła tu długą i wąską jamę. Opadła na ziemię i wczołgała się w szczelinę. Pajęczyny oblepiły jej twarz, jama okazała się ciasna, ale najważniejsze, że z zewnątrz Daria była całkowicie niewidoczna.
Słyszała go, wilkołaka. Dysząc, krążył po lesie bardzo blisko niej.
Usłyszała nawoływanie z oddali. Stwór zaczął uciekać, najprawdopodobniej przestraszyły go krzyki.
- Daria! Gdzie jesteś, odpowiedz!
Dobiegły ją jeszcze dwa głosy. I były coraz bliżej.
- Jestem tutaj! Ratunku! – zaczęła krzyczeć. – Wyciągnijcie mnie stąd!
- Słyszałem ją! To gdzieś tu!
Odpowiedziały inne głosy, rozległy się pośpieszne kroki.
- Gdzie ona jest? – to był głos Elesyana.
- Nie wiem – a to chyba Cisu. – Schowała się gdzieś tutaj.
- Daria! – zawołał Dadex najgłośniej jak potrafił.
Próbowała odpowiedzieć, ale zrobiło jej się słabo.
- Tutaj! – pisnęła. – Tutaj jestem!
Przez moment panowała cisza, po czym usłyszała kroki.
- To gdzieś tu... Jakby z wnętrza góry – mówił Elesyan.
Czyjaś twarz pojawiła się w wejściu do jamy, dostrzeżono ją.
- Jest tutaj! Trzeba ją wyciągnąć!
Daria o mało nie popłakała się ze szczęścia. Mężczyźni ciągnęli ją i popychali, nie mogąc pojąć, jak się tam wcisnęła. Postawili ją na nogi.
- Boże święty, Daria ... – Dadex nie zdążył nic więcej powiedzieć, bo dziewczyna zaczęła osuwać się na ziemię.

Sever ściągnęła brwi, gdy schodziła po schodach. W holu czekało kilkunastu mężczyzn, na oko zbieranina ludzi i elfów. Każdy z nich wyglądał na co najmniej dumnego z przynależności do oddziału Lastavarda.
Jeden z nich odwrócił się na dźwięk jej kroków. Poznała go, Ades Vardesaavre. Jeden z tych, z którymi walczyli o Źródło...
- A więc znowu się spotykamy. Witamy – Ades zwrócił się zarówno do niej jak i Yeeda, który pojawił się za nią.
Ludzie Lastavarda spojrzeli na nich. Nie każdy sprawiał wrażenie przyjaźnie nastawionego. Yeed złowił jedno, arogancie i nieprzyjemne. Któryś z elfich wojowników patrzył na niego wrogo. Leśnik zmarszczył czoło. Skądś go znał...
Nagle położył rękę na ramieniu Sever i ruchem głowy wskazał na tego elfa. Dziewczyna spojrzała i drgnęła.
- Jak się macie? – zapytał złośliwie Megarion.
 

szczurek

Menda serowa
Weteran
Dołączył
26.10.2004
Posty
4565
Brakowało mi opowiadań o leśnikach. Nareszcie sie doczekałem i znowu nie potrafię opisać tego jak bardzo mi się podobało.
Pewnie znowu przyjdzie mi czekać na cd, ale co tam ;p
 

Nekromanta Boom

Dzika Karta
Weteran
Dołączył
1.10.2004
Posty
3777
Opowiadanie jest świetne, ciekawe i co najprzyjemniejsze - opowiada o NAS. Choć mi osobiście brakuje trochę opisów wyglądu postaci i pomieszczeć czy przyrody. Nie wiem czy akurat twoim zamierzeniem jest by akcja działa się szybko. Moim zdaniem zawsze dobrze jest akcję trochę spowolnić właśnie opisami.

Ale, czepiam się.... :p


P.S. Szkoda że nie ma mnie....
 
Status
Zamknięty.
Do góry Bottom