Zew Przeznaczenia

Status
Zamknięty.

Sever Sharivar

Słodka...
VIP
Dołączył
1.5.2005
Posty
1339
Rozdział V

- Już dobrze, Daria, jesteś bezpieczna.
Jedyne, co do niej docierało, to jej własny szloch. Oparła głowę na czyimś ramieniu, wokół niej odzywały się rozgorączkowane głosy, wpadały sobie słowo w słowo, a ona rozróżniała tylko urywki zdań:
- … w glinie, koło ścieżki, ślady ogromnego wilka… oszołomieni w lesie…
Powoli dochodziła do siebie, westchnęła głęboko.
- Dlaczego nikogo nie było? – zapytała cicho.
- Strażnicy pospali jak susły, podobnie Lars i kilku Leśników – odparł Elesyan. – Ktoś dosypał czegoś do piwa, które pili. Niektórych nie sposób dobudzić.
- Widzieliśmy też ślady potwora – dodał Dadex.
Zjawił się Lars, zły na wszystko i na wszystkich, a zwłaszcza na Darię.
- Jak mogłaś pognać w las, dziewczyno? – wrzeszczał zbliżając twarz do jej twarzy – Miałaś iść ścieżką, wtedy byłabyś uratowana. A my pojmalibyśmy potwora!
- Ale ja… - dziewczyna znów wybuchneła płaczem – Ta… bestia mn.. mnie go.. goniła. I zgu… zgubiłam ścieżkę…
- Lars, uspokój się – ostro odezwał się Elesyan. – To nie jej wina, zachowuj się.
- Przepraszam - wymamrotał komendant.
- Czy wolno już mi iść do domu? – spytała Daria po cichu.
Ludzie zaczęli się z wolna rozchodzić. Lars ze swoimi kompanami przodem, a Leśnicy z tyłu. Wszyscy milczeli, zatopieni w myślach. Dopiero kiedy znaleźli się na drodze prowadzącej do miasta, Dadex odważył się odezwać:
- Ja i Elesyan mamy swoje podejrzenia.
- Co do tego, kto jest wilkołakiem? – Daria otworzyła szeroko oczy.
- Tak.
- Ja też mam swoje.
W pałacu przyjęto ich burzą pytań. Yeed chciał wiedzieć co się stało. Darię posadzono przy kominku, a Dadex relacjonował wydarzenia.
- Dobrze, że Yeed był tutaj – westchnął Cisu – Nie będzie już narażony na dalsze podejrzenia.
- Siedziałem z Sever, okanciłem ją pięć razy w pokera - rzekł Yeed. – Była nawet z nami służba, więc mamy świadków.
Trzasnęły drzwi i pojawiła się Sever. Podeszła do Lastavarda, coś cicho mu powiedziała i dołączyła do przyjaciół. Lord zawahał się, ale wstał i wyszedł.
- Ma gości – wyjaśniła Sever szybko. - Daria, jak się czujesz? Słyszeliśmy twoje krzyki.
Zobaczyli jednak, że dziewczyna przysypia, postanowiono więc, że ustalą przebieg zdarzeń jutro. Cisu odprowadził dziewczynę do pokoju, podczas gdy reszta została jeszcze chwilę, by porozmawiać.
- Co się stało? Masz taką dziwną minę, Sever? – zapytał Dadex.
Wzruszyła ramionami.
- Mamy zarąbistych gości. Nie wiem czy się cieszyć, czy nie z tego powodu.
- To znaczy? Dochodzi pierwsza i naprawdę już na dziś dość wrażeń.
- Jest tu Megarion.
Dadex uniósł brwi, zdziwiony i zaskoczony. Sever spojrzała na Yeeda.
- Nie powiedziałeś mu?
- Jakoś nie było okazji….
Przywódca Leśników zamyślił się. Czy to nie dziwne, że w niedługim czasie, w dość krótkich odstępach czasu, zjawili się dwaj pretendenci do Silverhill? Elesyan co prawda wywodził się z rodu dawnych właścicieli tych ziem, ale jakim sposobem prawnie przejął miasto tylko on wie. Megarion to inna sprawa, o wiele cięższa. Kto by przypuszczał, że ich dawny kompan stanie po stronie niedoszłego wroga? Musiał mieć w tym jakiś interes i z pewnością niedługo się dowiedzą.

Następnego dnia, przed śniadaniem, Dadex zapukał do drzwi. Po chwili pojawiła się w nich Daria.
- Nie przeszkadzam? Chciałem porozmawiać zanim dopadnie cię ten sęp, Lars.
- Jasne, wejdź.
Leśnicy usiedli w fotelach przy niedużym, okrągłym stoliku. Dadexa zaskoczyło to, że pomimo bardzo wczesnej pory Daria była gotowa do wyjścia.
- Przyszedłeś zapytać o to, co wydarzyło się wczoraj? – zapytała.
- Tak, domyślam się kto to może być, ale chcę usłyszeć twoje zdanie. Na jaki ślad wpadłaś?
- Wiem kto nie pił piwa, chociaż leżał tak, jakby spał.
- Naprawdę? To bardzo ciekawe…
- A ty?
- Ta cała sprawa z tym poletkiem pod lasem nie dawała mi spokoju. Dowiedziałem się, kto interesował się tą ziemią. Powiedz mi na ucho kogo podejrzewasz.
Szepnęła mu do ucha jedno słowo, Dadex pokiwał głową i wymówił to samo.
- Więc uderzamy natychmiast. Idziemy po Lastavarda, żeby potem się nie rzucał.
Okazało się jednak, że Elesyana nie było w jego komnacie ani w gabinecie. Nie wiedzieli gdzie go szukać. Krążyli więc po korytarzach w nadziei, że na niego wpadną.
- Dziwne – mruknął Daria. – Zawsze pojawiał się w chwili, gdy był potrzebny, albo go szukaliśmy, a teraz go po prostu wcięło.
Zeszli bocznymi schodami, których używała służba, na pierwsze piętro i usłyszeli głosy. Bez trudu rozpoznali nie znoszący sprzeciwu ton Lastavarda, ale tego drugiego nie znali.
- Dobrze. Pilnuj dalej swojej roboty i dokończ to, co zacząłeś. Pamiętaj, mamy mało czasu.
- Rozumiem, ale nie mogę tego zrobić na odczep. Muszę dokładnie przełożyć…
- Nie, ty tego nie rozumiesz? Nie mamy czasu! Jeśli zorientują się, że mogą się odwołać, będę miał kłopoty, a tego nie chcę.
- Ale przecież oni nic nie znaczą. To zera przy…
Elesyan zaśmiał się kpiąco.
- Zera? Uważałbym na słowa. Pomimo niepozornego wyglądu oni są groźni. Potrafią zabijać, choć starają się tego unikać. Podobni tobie źle ich ocenili i gorzko potem żałowali.
- Gein i Eides? Ale…
- Żadnego ale. Zajmij się swoją robotą. Przekaz Adesowi, że chce go widzieć u siebie po południu, nie wcześniej. A teraz zejdź mi z oczu, chce być sam.
Daria spojrzała na Dadexa pytająco. Przywódca Leśników gestem nakazał jej wycofać się aż do początku schodów. Odczekał chwilę i zbiegł po nich robiąc przy tym trochę hałasu.
- Szukałem was, lordzie.
- Pewnie czegoś chcecie, albo coś się stało, bo inaczej byś tak do mnie nie mówił – Elesyan spojrzał na nich z ukosa. – Więc? Nie mam całego dnia.
Dadex nie zamierzał owijać niczego w bawełnę. Spokojnie wyjaśnił sprawę podpierając się dowodami. Elesyan kiwał głową, ale nawet na nich nie spojrzał, gdy Leśnik mówił.
- Dlatego wypadałoby, abyś jechał z nami. Żeby potem nie było jakiś niedomówień.
- A jeśli powiem, że mi się nie chce?
Zaskoczył ich tym. Mówił poważnie?
- Ale… - zaczął Dadex.
- Nie możecie tego załatwić sami? Macie moje zezwolenie na samodzielne działania, ale potem zdajcie mi szczegółowy raport.
Daria zrobiła głupią minę za plecami Lastavarda. Dadex zawahał się, ale w końcu skinął głową, zapewnił też, że wszystko mu zrelacjonują. Darii wydawało się to jednak trochę podejrzane.

Zabrali ze sobą Yeeda i ruszyli do domu komendanta. Kiedy dotarli na miejsce, okazało się, że Lars wyjechał pojmać rozbójnika do sąsiedniej miejscowości. Dadex nawiązał konwersację z gospodynią.
- Ależ tak! Komendant przechowuje różne dziwactwa po schwytanych zbójach. Jakieś zioła, suszone żółwie i sama nie wiem, co jeszcze.
Zza płotu rozległo się ujadanie psa.
- Widzę, że Lars ma psy myśliwskie – powiedział Leśnik.
- O tak, ma piękne psy.
- Tu są trzy. Czy to wszystkie?
- Tak. No, i Nero.
- Nero?
- Jego ulubieniec, ale trzyma go gdzie indziej. Na tylnim podwórzu. Komendant nie chce by straszył dzieci, ale on nie gryzie. Jest łagodny jak baranek!
- Możemy go zobaczyć?
Gospodyni zawahała się, ale skinęła głową. Przeszli na drugą stronę domu. Tam również zrobiono duży wybieg dla psów, ale biegało w nim tylko jedno zwierze. Daria odskoczyła w tył.
- Niech się panienka nie boi! On jest potulny! Proszę wejść i się z nim przywitać.
Gospodyni weszła do środka, a oni poszli za nią z dość niepewnymi minami. Ogromny, pokryty szarą sierścią pies podszedł do nich i natychmiast zaczął lizać ich po rękach, machając przy tym wesoło ogonem.
- To nie jest chyba stary pies? – spytał Yeed.
- Nie, to młodzieniaszek. Komendant sam go szkoli, ale uważam, że jest dla niego zbyt surowy. Ostatnio nawet okrutny! Związał psu nogi rzemieniem i spętanego zmuszał do biegania!
- To było dawno?
- Na wiosnę. A teraz chce go uśmiercić!
Opuścili wybieg dla psów. Dadex zaryzykował jeszcze jedno pytanie:
- Podobno Lars ma bardzo ładne wilcze futro. Jak sadzicie, czy można je odkupić?
Gospodyni zamyśliła się. Yeed zerknął porozumiewawczo na przyjaciela. Czyżby…
- Wilcze futro? Nie, raczej nie – odparła kobieta. – Ale ma kilka wilczych skór.
- Acha, rozumiem. Szkoda, to musiały być plotki – Dadex uśmiechnął się do niej przyjaźnie. – No cóż, wrócimy raczej jutro, Lars chyba szybko nie wróci.
- I proszę nie mówić, że widzieliśmy Nera – dodała Daria. – Nie chcemy aby miała pani nieprzyjemności.
Pożegnali się z dobroduszną kobietą. Dopiero kiedy znaleźli się na rozgrzanym słońcem wzgórzu, Daria stwierdziła:
- No to g mamy.
- Tak, nareszcie! – przytaknął Dadex, zadowolony.
- To teraz mi wszystko wyjaśnijcie – zażądał Yeed.
Daria uśmiechnęła się dumnie.
- W lesie potknęłam się o jednego ze śpiących mężczyzn. Śmierdział piwem. A gdy potem Lars pochylił się nade mną, nic od niego nie wyczułam.
- Brawo! – pochwalił ją Yeed. – A ty, Dadi?
- Lars wypytywał kiedyś o to pole pod lasem, czy do kogoś należy, czy ktoś tamtędy chodzi i tak dalej. Potem znalazłem tam rzemień w ziemi, nie mówiłem jednak o tym nikomu. Następnie w lesie znowu podobny sznur znalazłem. A wilkołak? Improwizował! Pomyślcie, stoi nad zwłokami, które sam zakopał, a wokół niego pełno ludzi. Wykorzystał nazwisko Yeeda, by zwabić te kobiety, a potem zwalił całą winę na niego.
Yeed pokręcił głową.
- Co za człowiek… Dobrze, że już wszystko się wyjaśniło.
Nagle Dadex wstrzymał konia. Zauważył pięciu jeźdźców, którzy zmierzali w ich kierunku. Wkrótce staną oko w oko z Larsem i jego ludźmi. Leśnik zwrócił się do Darii:
- Pędź do miasta po pomoc. To może być ciężkie starcie.
Dziewczyna skinęła głową i pognała przez las. Ignorowała to, że gałęzie waliły ja po twarzy, nawet podrapały policzki. Po dość dłuższej chwili znalazła się na drodze i wtedy dała koniowi ostrogę. Gdy wjeżdżała na dziedziniec, zauważyła Szczurka idącego do budynku. Jąkając się z przejęcia, wyjaśniła, co zaszło.
Szczurek w lot pojął sytuację. Natychmiast posłał po Cisa i sam w największym pospiechu zwołał strażników. Stawili się w komplecie, nikt nie miał nic przeciwko drobnej potyczce z komendantem i jego świtą. Szczurek kazał zostać Darii w pałacu i mieć na wszystko oko. I niezbyt jej się to podobało. Do dziewczyny dołączyła Sever i obie patrzyły, jak mężczyźni opuszczali dziedziniec.
- Oby im się udało złapać tego komendanta od siedmiu boleści – powiedziała Sever.
Daria zamyśliła się. Sever wyglądała na złą. Spojrzała na nią pytająco.
- Zerknij do góry, tylko dyskretnie – mruknęła elfka.
- Oj … - Daria dostrzegła Adesa i Elesyana stojących na krużgankach, ale gdy zauważyli, że im się przygląda, schowali się.
- Od samego rana się czają, nie dość, że to irytujące, to z pięć razy musiałam na nich wpaść. W końcu zamknęłam się w pokoju, bo ileż można. Moim zdaniem za dużo węszą.

Ludzie komendanta zrzucili Dadex z siodła. Yeed zeskoczył, by mu pomóc i wtedy spłoszono mu konia. Yeed w odwecie strącił z siodła jednego przeciwnika, ale dwaj następni pojmali Dadex. Przystawili mu nóż do gardła. Zabrali go ze sobą i zniknęli w lesie.
Yeed rychło spotkał się z odsieczą. Mężczyźni po szybkiej wymianie zdań rozjechali się po lesie, odcięli wszystkie drogi ucieczki jakie tylko się dało.
Biorącym udział w pościgu szybko udało się otoczyć Larsa i jego ludzi. Daleko w dolinie pochwycono ich w kleszcze. Kiedy komendant i jego asysta brali Dadexa jako zakładnika musieli zsiąść z koni, które szybko spłoszono. Musieli więc poruszać się pieszo przez las, prowadząc miedzy sobą Dadexa. Szli wolno, dlatego też nie zdołali umknąć pościgowi.
Yeed trzymał się od nich w pewnej odległości, nie mogąc uczynić nic dla towarzysza. Ale to on właśnie wskazał, gdzie znajdują się zbiegowie. Teraz byli otoczeni. Zatrzymali się na polance w lesie, zdesperowani, gotowi na wszystko.
- Jeszcze jeden krok, a poderżniemy gardło temu mieszańcowi! – wrzasnął Lars. Jeden z jego ludzi trzymał nóż przyłożony do szyi Leśnika.
- Jak zamierzasz wyjść z tego, Lars? – zapytał Szczurek.
- Chce wolną drogę do granicy!
W tym momencie wtrącił się Cisu.
- Wolną drogę dla was wszystkich? Wy tam, nie jesteście winni zabójstwa tych kobiet. To komendant ponosi wszelką odpowiedzialność!
Mężczyźni popatrzyli po sobie. Ten co trzymał Dadexa, opuścił nóż. W tej samej chwili co najmniej sześciu ludzi rzuciło się na zbaraniałego komendanta. Walka zakończyła się szybko. Uwolniono z więzów Dadexa, a związano komendanta.
- Ten chwyt nigdy nie zawodzi – nerwowo zaśmiał się Cisu. – Zasiej niepewność w obozie wroga, a wygrana będzie twoja!
Ale tylko Larsowi nie było do śmiechu.

Daria odłożyła na swoje miejsce książkę i wzięła do ręki tekę z dokumentami. Przeglądanie tych papiersków nie było tym, co lubiła najbardziej, ale miała w tym swój interes. Jak zakończy się ta afera z Larsem, wyjedzie w końcu do domu rodzinnego w odwiedziny. Dawno już powinna ich odwiedzić.
Podczas przekładania papierów jeden z nich sfrunął na podłogę. Schyliła się, by go podnieść, gdy pod regałem dostrzegła jakąś kartkę. Wzięła znalezisko do reki i obejrzała. Jakieś znaki, których w żaden sposób nie dało się odczytać.
- Co to jest? – mruknęła.
Jednak coś jej mówiło, że nie powinna tego wyrzucać. Nie wiedziała dokładnie co, ale czuła, że w jakiś sposób było to ważne. Tknięta przeczuciem schowała kartkę pomiędzy swoje notatki i już miała skierować się ku wyjściu, gdy niespodziewanie drzwi się otworzyły i do środka wszedł wysoki mężczyzna o jasnych włosach sięgających poniżej ramion i inteligentnych, szarych oczach. Zobaczywszy Darię zamarł na kilka sekund w bezruchu, jakby nie wiedział, co zrobić, ale szybko się zreflektował.
- Zapewne Daria, tak? – wyciągnął do niej rękę. – Kellus, jeden z ludzi lorda Lastavarda.
- Miło poznać – dziewczyna uśmiechnęła się miło i odwzajemniła uścisk.
- Słuchaj, nie znalazłaś tu może czegoś? Dajmy na to… kartek?
- To coś ważnego?
- Nieee. To tylko takie bazgroły mojej roboty. Musiałem je tutaj zostawić, bo nie mam ich u siebie, a wcześniej siedziałem tu. Więc, znalazłaś cos?
- Przykro mi, ale nie – skłamała gładko. – Przyszłam tylko odłożyć coś na półkę i nic tutaj nie widziałam. Może służba coś wie?
Kellus mruknął coś w odpowiedzi. Daria pożegnała się i opuściła bibliotekę. A jednak ta kartka COŚ znaczyła, ale co? Kobieca intuicja się nie myli, to jest coś ważnego bo inaczej Kellus nie wróciłby po jakieś „bazgroły”. Odda to Szczurkowi, bo on lubi wszelkiego rodzaju zagadki, szyfry i takie tam skomplikowane znaki.
- Daria, wrócili! – zawołała Sever z klatki schodowej, skąd spoglądała na drogę. – Prowadzą Larsa i jego bandę!
- Świetnie! Nareszcie sprawiedliwości stało się zadość!

Lars został szybko osądzony. Okazało się, że jego matactwa sięgały znacznie głębiej niż można by się tego spodziewać. Prócz zabójstw tych kobiet wmieszany był w matactwa finansowe w czterech większych miastach okręgu. Ludzie z Tirisfal z chęcią zajęli się byłym komendantem.
Życie w Silverhill powoli wracało do normy. Yeed, oczyszczony z wszelkich zarzutów, zagłębił się w opracowywanie nowych receptur alchemicznych, wrócił Halek z Bethrezenem, którzy narzekali potem, że wszystko co fajne, zawsze ich omija, Daria pojechała w odwiedziny do rodziny, niektórzy Leśnicy opuścili miasto a zaś inni wrócili. Zaś Nero został przygarnięty przez Leśników i pełni zacną funkcję strażnika domostwa. Zmiana każdemu była potrzebna.
Problem stanowili ci nowi mieszkańcy pałacu. Paru z nich wyglądało na nieprzyjemnych, wścibskich i opryskliwych, na co Cisu, Kaczor, który kazał na siebie mówić Nameless i Szczurek patrzyli na nich krzywo. Ludzie Lastavarda zajęli całe zachodnie skrzydło, to, w którym mieszkali Leśnicy. Problem polegał na tym, że żaden z nich nie wyprowadzi się ze swojego pokoju i po wielu kłótniach ustalono, że muszą się jakoś podzielić. Ostatecznie musieli się pomieścić we dwóch po wolnych pokojach. W tym wypadku Sever cieszyła się, że jest dziewczyną, zachowa swoje dotychczasowe lokum, a że sąsiedztwo niefajne, to inna sprawa.
Jak do tej pory ani Megarion, ani Elesyan, ani Ades nie czepiali się Leśników, ale Dadex twierdził, że licho nie śpi. Zresztą, sami Leśnicy najchętniej przebywali poza miastem, bardzo często wyprawiali się do El Hazard, które znali na wylot, odwiedzali Drzewo Życia czy po prostu patrolowali granicę. W żartach śmiali się, że „w pałacu śmierdzi” i zezowali na gwardię lorda.
Dadex wykonywał swoje obowiązki wzorowo, nawet z lekką przesadą, ale dzięki temu nikt nie podważy jego pracy. Martwiło go tylko to, że ani Daria ani Sever nadal nie odzyskały swoich zdolności. Bynajmniej nie był to aż tak wielki problem, Szczurek często pojedynkował się z Sever na celność z łuku czy szermierkę. Daria pojechała odpocząć, stwierdziła, że jak wypocznie, to wszystko wróci do normy. A Sever po prostu zlewała swoje niedyspozycje magiczne.
- Czy mogę na chwilę? – Szczurek podszedł do towarzysza. – Chciałbym z tobą coś skonsultować.
Dadex podniósł wzrok znad książki i gestem poprosił aby usiadł. Szczurek wyciągnął z kieszeni złożoną kartkę papieru i położył przed Dadexem.
- Co to? – zapytał przywódca.
- Pamiętasz to włamanie do mnie i Yeeda? Zniknęły mi wtedy mapy, nad którymi pracowałem dość długo. Wszystko opisałem swoim tajnym szyfrem, wymyślonym przeze mnie.
- Tak, pamiętam.
- Więc posłuchaj…

Halek wychylił się przez okno i zerknął w dół. Ades Calvert szedł z Elesyanem przez mały dziedziniec w stronę wejścia do pałacu, oboje zatopieni byli w rozmowie. Bethrezen, posapując, położył na parapecie olbrzymi balon wypełniony czymś białym i gęstym.
- Jesteś pewien, że to dobry pomysł? – zapytał.
- A kto wczoraj podrzucił nam gniazdo os do pokoju? Dawaj to, odegramy się.
- Ale skąd wiesz, że to akurat Calvert?
- Nie mam stu procentowej pewności, ale mam wielką ochotę komuś zrobić mały żarcik.
Bethrezen uśmiechnął się złośliwie. Jak tylko bomba ich roboty dotrze do celu przeznaczenia, będzie wesoło.

- Daria znalazła to w bibliotece i tknięta przeczuciem schowała do swoich notatek. Chwile potem zjawił się tak Kellus, towarzysz Lastavarda i wypytywał ją czy czegoś nie znalazła. Daria skłamała, że nie. Dostałem od niej tą kartkę przed jej wyjazdem, ale dopiero dzisiaj miałem czas, by się temu przyjrzeć.
- I co to jest? – zapytał Dadex.
- To próba złamania mojego szyfru – odparł poważnie Szczurek. – Lastavard jest w posiadaniu kopii moich map, jestem tego pewien.
Dadex zmrużył oczy. Wierzył w każde słowo. Powoli wziął kartkę do ręki i przebiegł wzrokiem po znakach.
- Złamali go?
- Na szczęście nie. Ale ten, kto próbuje jest zdolny, część z pewnością już rozszyfrował. Muszę szybko zmienić oznaczenia, zrobić nowe mapy, bo inaczej Lastavard będzie wiedzieć wszystko o naszych tajemnych szlakach i kryjówkach.
- Co za cwana bestia…

Halek i Bethrezen czekali aż ta dwójka znajdzie się dość blisko, by spuścić na nich niespodziankę. Jak usłyszą skrzypienie drzwi to znaczy, że trzeba zrzucić bombę. Oboje nasłuchiwali z przejęciem wyczekiwanego sygnału.
Skrzypnęły drzwi.
Bomba w dół!
- Cześć, Sev…
Rozległ się wrzask. Halek wychylił się zadowolony, spojrzał w dół i zdębiał. Bethrezen zaciekawiony jego dziwną miną również zerknął.
- O ja pierdo… - nie dokończył, bo ich dostrzeżono. - Spadamy, Halek!
- BETHEZEN! HALEK! ZABIJE WAS!!! – wrzasnął Elesyan cały uwalany w klajstrze.
Nie tylko on i Ades byli tym umorusani, również Sever, która akurat wychodziła z budynku. Cała trójka wyglądała na wściekłych.

- Ile ci to zajmie? – zapytał Dadex.
- Nie wiem. Stare mapy robiłem dwa tygodnie i tak się śpieszyłem. Nowych tak łatwo nie zrobię – przyznał Szczurek. – I na pewno nie sam.
Dadex zamyślił się.
- A z pomocą?
Szczurek zawahał się, musiał się nad tym poważnie zastanowić.
- Pięć dni pracy, wytężonej.
- Znajdź kogoś i przerób mapy. To dla nas ważne, bardzo ważne. W razie czego musimy mieć jakąś drogę ucieczki a ten spokój długo nie potrwa.
Nagle do ich uszu doszedł straszliwy hałas, tupot nóg i drzwi się otworzyły. Do gabinetu Dadexa wszedł Ades Calvert i na jego widok aż ich zatkało.
- Co się stało? – zapytał Dadex tłumiąc śmiech.
- Twoi porąbani kompanii spuścili na nas worek z klajstrem!
- Kto?
- Bethrezen i Halek! Masz ich ukarać, bo jak nie to ja im nogi z dupy powyrywam! Wywalili to na mnie, Sever i Elesyana. Ładnie się prezentują, nie ma co – Ades wyglądał na zbulwersowanego. – Czy wszyscy Leśnicy tak się zachowują?
Dadex zrobił pokorną minę, a Szczurek ledwo mógł wysiedzieć. Ades wyglądał okropnie, z włosów zlewał mu się klajster, twarz miał białą, ubranie ubrudzone i zostawiał ślady jak chodził. Nie chcieli się do tego przyznać, ale sytuacja była przekomiczna.

- Nieeeee!!! – zwodziła Sever, szarpiąc się za włosy. – Nigdy nie pozbędę się tego klajstru…. Moje włosy!
- Weź nie przesadzaj… - zaczął Elesyan, ale spiorunowała go wzrokiem. – No co?
- Dla ciebie to może nic, ale jak ja wyglądam? Jak straszydło! Nie pokaże się tak nikomu, czy ty tego nie rozumiesz?
- Eee…
Obrażona dziewczyna odwróciła się na pięcie i ruszyła korytarzem. Lastavard spróbował znowu zagaić:
- Gdzie idziesz?
- Zmyć to paskudztwo – burknęła Sever.
- Iść z tobą? – palnął.
Popatrzyła na niego jak na karalucha
- Nie… dzięki…

Megaron opierał się o ścianę i przysłuchiwał się rozmowie miedzy Dadexem a Szczurkiem. To co usłyszał, zaciekawiło go. O jakie mapy chodzi? Jakie tajne szlaki i ścieżki? Kiedy on tu rządził, to o niczym takim nie słyszał, nigdy się z tym nie spotkał… Ale czy znał na wylot swoich dawnych towarzyszy?
Dadex nie zawsze mówił wszystko, co wiedział. A tajemnice na pewno miał. Megarion pamiętał, że nieraz pojawiał się w najmniej oczekiwanym momencie i miejscu dosłownie w parę chwil. Nigdy się nad tym nie zastanawiał, ale teraz…
Lastavard wspominał, że ma na Leśników sposób. Czyżby chodziło o ten ich szyfr? Po co kraść mapy, nie lepiej pojmać Szczurka i zmusić go do odczytania znaków? Przynajmniej on by tak zrobił.
Właściwie wiele zawdzięcza swojemu obecnemu szefowi. Wyciągnął go z kłopotów, gdy wszyscy inni się od niego odwrócili, ale miał na tyle godności by nie prosić dawnych kompanów o pomoc. Bo po co? Za to Lastavard był mu przychylny, początkowo jednak nieufny i to bardzo. Ale to było dawno, teraz jest już pełnoprawnym gwardzistą, zasłużył sobie na szacunek pozostałych. I nie zamierza tego zaprzepaścić.



edit
no problem Boom, się zobaczy
 

Nekromanta Boom

Dzika Karta
Weteran
Dołączył
1.10.2004
Posty
3777
Powiem jedno ....... tęskniłem :lol: :p
Opowiadanie świetne, jak zwykle. Bardzo podobał mi się też motyw Megariona, który pojawił sie w twoim opowiadaniu i mam nadzieję który zostanie dłużej ( ciekawe czy Meg by się ucieszył ? :p )

I mam tylko jedną malutką prośbę ( chcesz - to ją spełnisz, nie - to trudno ), ale w razie jakbyś miała odnosić sie w swoim opowiadaniu do przeszłości Leśników, mogłabyś skoprzystać z mojej Kroniki. Stworzyłem ją właśnie po to, aby była naszą historią. Poza tym, będzie to dla mnie zaszczyt jeśli zobaczę w twoim opku część swoich "wypocin" ;) .

P.S. Co jest? Ja pierwszy się wypowiadam? Do roboty Leśnicy! Czytać! ;) :lol:
 

Nameless

Szatan na kółkach
Moderator
Dołączył
30.1.2005
Posty
1774
opowiadanie miód malina, po przeczytaniu całości mam bardzo pozytywne wrażenia :)

boom ja to wczoraj przeczytałem tylko musiałem sobie przetrawić wszystko i ubrać w słowa by królowej leśnych opowiadań nie urazić prostactwem xD
 

szczurek

Menda serowa
Weteran
Dołączył
26.10.2004
Posty
4565
No i zatęskniłem za wspólnymi opowiadaniami. Dobrze że idea pisania opowiadań w leśnikach nie umarła.
Czekamy na dalsze częsci :)
 

yeed

Trolololo Guy
Weteran
Moderator
Dołączył
10.1.2007
Posty
8225
CYTAT
- Nieeeee!!! ? zwodziła Sever, szarpiąc się za włosy. ? Nigdy nie pozbędę się tego klajstru?. Moje włosy!
- Weź nie przesadzaj? - zaczął Elesyan, ale spiorunowała go wzrokiem. ? No co?
- Dla ciebie to może nic, ale jak ja wyglądam? Jak straszydło! Nie pokaże się tak nikomu, czy ty tego nie rozumiesz?
- Eee?
Obrażona dziewczyna odwróciła się na pięcie i ruszyła korytarzem. Lastavard spróbował znowu zagaić:
- Gdzie idziesz?
- Zmyć to paskudztwo ? burknęła Sever.
- Iść z tobą? ? palnął.
Popatrzyła na niego jak na karalucha
- Nie? dzięki?



Kwintesencja opowiadań Sev :) hahahahah

opowiadanie jak zwykle na wysokim poziomie, jednak
CYTAT
Ludzie komendanta zrzucili Dadex z siodła. Yeed zeskoczył, by mu pomóc i wtedy spłoszono mu konia. Yeed w odwecie strącił z siodła jednego przeciwnika, ale dwaj następni pojmali Dadex. Przystawili mu nóż do gardła. Zabrali go ze sobą i zniknęli w lesie.
Yeed rychło spotkał się z odsieczą. Mężczyźni po szybkiej wymianie zdań rozjechali się po lesie, odcięli wszystkie drogi ucieczki jakie tylko się dało.
Biorącym udział w pościgu szybko udało się otoczyć Larsa i jego ludzi. Daleko w dolinie pochwycono ich w kleszcze. Kiedy komendant i jego asysta brali Dadexa jako zakładnika musieli zsiąść z koni, które szybko spłoszono. Musieli więc poruszać się pieszo przez las, prowadząc miedzy sobą Dadexa. Szli wolno, dlatego też nie zdołali umknąć pościgowi.
Yeed trzymał się od nich w pewnej odległości, nie mogąc uczynić nic dla towarzysza. Ale to on właśnie wskazał, gdzie znajdują się zbiegowie. Teraz byli otoczeni. Zatrzymali się na polance w lesie, zdesperowani, gotowi na wszystko.


Tu coś nie pyknęło albo ci się nie chciało pisać .......jakoś tak topornie ten fragment się czytało...
 

Sever Sharivar

Słodka...
VIP
Dołączył
1.5.2005
Posty
1339
No cóż, nie zawsze mam w zanadrzu odpowiednie słowa by przekazać to, co myśle ;p

----------------------------------------------------------------------------------------

Rozdział VI


Kto dobrze wsłuchał się w nocną ciszę, mógł usłyszeć potęgujący się i opadający szum boru. Nigdy dotąd do owianego legendami El Hazard nie wyprawił się ni człowiek ni elf, który nie miał do tego prawa. Puszcza chroniła się sama, była świętym miejscem dla całego leśnickiego królestwa, miejscem skąd wypływało źródło spod Drzewa Życia , które potem zmieniało się w rzekę znikająca wewnątrz Zielonego Lasu.
Puszcza szumiała i szeptała. Falujący, rozhuśtany chór rozbrzmiewał głośniej, to znów cichł. Król lasu, srebrny wilk, podniósł głowę i nastawił uszu. W pięknych czarnych oczach zwierzęcia błysnął gniew. Wilk znał wszystkie zamieszkujące w lesie stworzenia, i te żywe, i te, które ukazywały się ludziom pod różną postacią. Stał na straży tego miejsca wraz z innymi sobie podobnymi. Zwierze pamiętało tych, którzy kiedyś często tu przebywali, ludzie jak i elfy, istoty mieszanej krwi, nie tylko tej czystej. To oni ustanowili go panem tych ziem, obrońcą. Ale zniknęli, odeszli z obietnicą, że kiedyś tu powrócą.
Ale… Teraz to nie znajomy zapach wyczuwał w powietrzu. Obcy. Obcy w lasach, niepożądany gość, którego należało jak najszybciej przepędzić.

Jeszcze nie zniknęła z listków poranna rosa, kiedy pięcioosobowa grupa wyruszyła z miasta. Pojechali starą drogą, która kiedyś prowadziła do starego klasztoru po drugiej stronie doliny. Teraz był to z rzadka uczęszczany szlak, prawie zapomniany. Trzech Leśników i dwóch gwardzistów prawie ze sobą nie rozmawiało i zerkali na siebie z ukosa. Jedynie Nero, ich nowy czworonogi przyjaciel, biegł przodem uradowany. Cisu czuł się nieswojo. Im bardziej zagłębiali się w leśne bezdroża, tym bardziej miał wrażenie, że coś jest nie tak.
- Powie mi ktoś, dlaczego musimy ich ciągnąć za sobą? – zapytał szeptem Yeed.
- Odgórny rozkaz – burknął Cisu. – Kiedy Dadex otrzymał wieści, ze jacyś zbóje kręcą się koło ruin klasztornych, wysłał nas byśmy to zbadali. Jest możliwość, że ci zbóje odkryją jedną z naszych kryjówek. A ci tam – dyskretnie wskazał na gwardzistów. – Jadą z nami, bo Lastavard nam nie ufa i wierzy, że kombinujemy, jak go obalić.
- Ciekawe. A jak będę chciał iść na stronę, to pójdą za mną?
Cisu i Nameless parsknęli śmiechem. Ivellios i Valtorius, dwaj klanowicze Lastavarda, spojrzeli na nich nieufnie. Od samego początku nie spodobali się Leśnikom, wydali im się jacyś tacy odpychający, niemili i w pewnym sensie niebezpieczni. Leśnicy podejrzewali, że ta dwójka może sprawić im niejeden kłopot. Niespodziewanie Ivellios zrównał się z Cisem, który wyglądał na co najmniej na zaskoczonego.
- Czy możesz mi powiedzieć coś na temat tej części lasów, do której zmierzamy? – zapytał uprzejmie.
- No cóż… Te rejony są dość rozległe, gdzieniegdzie porozrzucane są mokradła, a sam las bardzo nieprzyjemny – odparł ostrożnie Cisu. – Wystarczy kilka chwil, by tam zabłądzić. W Tividien bywa niebezpiecznie.
- Prawda to, że Tividien ma swoje legendy?
- Owszem, nawet dość liczne, pochodzące prawdopodobnie jeszcze z czasów Pierwszej Ery. Opowiedzenie ich zajęłoby kilka dni. Większość z nich mówi o boginkach, o wodnikach, czy o tajemniczych mieszkańcach lasu, którzy wyglądają zza pni drzew. Będziemy też przejeżdżać przez wiele nawiedzonych miejsc.
- Pewnie wielu podróżnych zniknęło w tych lasach?
- Tak, i dlatego szlak ten wymarł. Kiedy klasztor popadł w ruinę nikt już tedy nie podróżował.
Ivellios pokiwał głową na znak, że rozumie. Wkrótce opuścili porośnięte sosnami piaski i wszyscy musieli się pochylać pod gałęziami pierwszych świerków.
Tividien zamknęło się wokół nich. Niesamowity las… Taki… mistyczny. Przerażający. Żywy! Pierwsze wrażenie nie było przyjemne, chociaż zachwyciło ich także niezwykłe piękno tej krainy, nie mieli nastroju, by się nim napawać.
Słońce przeświecające przez korony wysokich drzew ogrzewało brunatną ziemię, krzewinki i korzenie tworzyły na niej coraz to piękniejsze wzory. Wkrótce jednak las stał się bardziej gęsty, ale na razie jechali po mniej więcej równym terenie. Nameless zerknął na Cisa.
Zachowanie Leśnika nie dodawało otuchy. Jechał z podniesioną głową, z twarzą zwróconą ku koronom drzew. Malowała się na niej złowieszcza czujność. Nie podobała mu się podróż przez las.
Nagle Cisu się zatrzymał. Zeskoczył z konia i podniósł z ziemi kilka gałązek. Przy ścieżce leżał usypany stos gałęzi, on dorzucił swoje.
- Co to znaczy? – zapytał Valtorius.
- To ofiara. W takich miejscach zginęli ludzie. To był akurat zbiegły żołnierz. Każdy powinien rzucić coś na stos, gałązki lub kamienie, by upewnić się, że duch zmarłego nie będzie nas prześladować.
- I wy wierzycie w te głupoty? – Valtorius uśmiechnął się kpiąco.
Cisu spojrzał na niego poważnie. Z mężczyzny odpłynęła ta kpiąca pewność siebie.
- Jesteś zwykłym człowiekiem, nie elfem, bądź obdarzonym darem widzenia. Nie rozumiesz praw natury, które tu panują, nie widzisz tego, co przemyka między drzewami, kiedy patrzysz w niebo. Nie czujesz się obserwowany?
- Bajdy…
- On ma rację – wtrącił Ivellios. – Coś w tych lasach jest. Możesz mi wierzyć.
- A wy oczywiście widzicie te… istoty? – pytał wciąż Valtorius.
- Tak.
- Dlaczego?
- Bo mamy dar widzenia tego, czego zwykli śmiertelnicy nie dostrzegą.
Powiedziawszy to Cisu odwrócił się do niego plecami, dając do zrozumienia, że rozmowa jest zakończona. Każdy postarał się zostawić na stosie jakieś patyki, ale Nero opacznie zrozumiał to jako zabawę i dość długo musieli mu tłumaczyć, żeby nie aportował.
Podczas dalszej jazdy bezustannie czuwali, by Nero zawsze był w pobliżu. Obawiali się, że może zacząć tropić zwierzynę. Poza tym Cisu coraz częściej ich przerażał nagłym odwróceniem głowy, jakby dochodziły go jakieś niepokojące dźwięki z głębi lasu, i pochmurnym spojrzeniem, jakby na ścieżce dostrzegał coś, czego nie widzieli inni.

Tymczasem daleko w Silverhill Szczurek wraz z Dadexem siedzieli w komnacie tego pierwszego i sporządzali nowy szyfr, którym potem kodowali mapy. Wiedzieli, że liczy się każda godzina, pocieszało ich tylko to, że ten ktoś nie złamał ostatniego kodu i nie odkrył ukrytych ścieżek. A jeśli tak by się stało, to i tak miałby ogromny problem z ich przebyciem.
Starali się nie wzbudzać podejrzeń swoim zachowaniem. Nie chcieli, by ktoś, a w szczególności Lastavard zauważył, że znikają na całe dnie. Dlatego więc zarówno Dadex jak i Szczurek raz na jakiś czas opuszczali komnatę i przechadzali się po pałacowych korytarzach. Dużą pomocą okazali się pozostali Leśnicy, którzy informowali ich kiedy nadciągały jakieś kłopoty.
- Ile nam zostało? – zapytał Dadex.
- Jesteśmy w połowie. Na szczęście miałem opracowane kilka wersji szyfru i ten będzie najbardziej zawiły ze wszystkich. I tylko ja będę wiedzieć, jak go złamać.
- Obyś miał rację.
- Powiedz… Dlaczego wysłałeś za Cisem i resztą tych dwóch?
Dadex nie zrozumiał, popatrzył tylko na Szczurka pytająco.
- Jaką dwójkę?
- No, tych, których wybrał Lastavard. Tak przynajmniej im powiedzieli.
- Nic o tym nie wiem. Nikt ze mną tego nie ustalał – odparł Dadex.
Zapadła cisza. Oboje patrzyli na siebie z niemym zrozumieniem w oczach. W tej samej chwili rozległo się pukanie do drzwi i do środka wsunęli się Halek z Bethrezenem.
- Jest sprawa – zaczął Halek. – I to poważna.
- Co się stało? – spytał Dadex.
- Nie mamy prawa wstępu na górne pietra pałacu i zakaz opuszczania miasta bez pozwolenia Lastavarda.
- Jakim prawem? Musiałby wpierw ze mną to ustalić.
- Straże przegoniły nas ze schodów, gdy próbowaliśmy wejść na piętro! A tam przecież to nasz dom, mamy chyba jakieś przywileje? Na dodatek Megarion, ze świńskim uśmiechem, poinformował nas o zakazie opuszczania miasta. To jakaś paranoja.
- Prócz tego na każdym kroku dają nam do zrozumienia, że to ich pałac, nie nasz, że jesteśmy tu nieproszonymi gośćmi – dodał Bethrezen. – Nie pozwalają nam nawet swobodnie po nim chodzić. Są dla nas wredni i opryskliwi, panoszą się jakby byli panami świata. Wspominałem, że Lastavard zlecił zamkniecie naboru do Leśników?
- Że co, proszę? – Dadex wstał od stołu z gniewem w oczach. – Jak on śmie wydawać rozkazy, skoro ja dowodzę? Miał się nie wtrącać do naszych spraw. Kiedy się o tym dowiedziałeś?
- Dosłownie przed chwilą. Odesłał do domów wielu naszych Nowoprzybyłych. Nasze szeregi się przerzedziły.
Dadex zamyślił się. Musiał coś zrobić….
- Kto został w pałacu? Jacy Leśnicy w ogóle zostali? – spytał Szczurek.
Halek pomyślał przez chwilę.
- Cisu, Yeed i Nameless wyjechali, Sever też wcięło, to samo z Moggetem. Aktualnie na miejscu są: Potak, my, no i Boom, który ledwo wrócił ze stolicy i o niczym nie ma pojęcia. Gdzie reszta, nie wiem.
Szczurek zaklął po cichu.
- Rozmówię się z Elesyanem – powiedział Dadex. – Tak nie może być. Wracajcie do swoich zajęć, ja się tym zajmę.
- A jeśli ci się nie uda, to co?
- Będziemy improwizować.

Dopiero po południu Dadex zdołał się dostać do gabinetu Lastavarda. Wcześniej nie miał czasu dla Leśnika, był zajęty poważnymi sprawami, jak poinformował Dadexa. Wprawiło to elfa w gniew, ale starał się tego nie okazywać.
- Wiec? Czego chcesz, nie mam dużo czasu – powiedział Lastavard unosząc łaskawie głowę znad papierów.
- Dlaczego kazałeś zamknąć naszą rekrutację? – zapytał bez ogródek Dadex.
Lastavard patrzył na niego przez chwilę, a potem odparł najspokojniej w świecie:
- Bo uznałem, że tak trzeba. Więcej mi was nie trzeba.
- Jak to? Nie miałeś prawa…
- Mylisz się – przerwał mu lord i rozsiadł się wygodnie w fotelu. – Nie zapominaj, że teraz ja tu jestem jedyną władzą i masz obowiązek mnie słuchać.
Dadex już otwierał usta by odpowiedzieć, gdy Elesyan pośpiesznie dodał.
- Oczywiście możemy jakoś załagodzić te wasze… wybuchy.
- Niby jak?
- Możecie pracować dla mnie.
Leśnik wyglądał na oburzonego. Jak to, dla niego?

Skończyła się piękna pogoda towarzysząca im od dawna. Chmury, przez cały czas przyczajone Bad horyzontem, zakryły niebo, od czasu do czasu wypuszczając strugi deszczu, skały i leśne podszycie zrobiły się śliskie i wilgotne. Gnał ich niepokój, obawa przed tym, co się stało.
Mogget przeskoczył zwalone drzewo i torował drogę przez leśny gąszcz, Sever szła za nim. Oboje milczeli, każdy pogrążony we własnych myślach. To co odkryli, wstrząsnęło nimi.
Splądrowano El Hazard. Ktoś obcy wszedł na teren dawnej Akademii i włamał się do wnętrza zabudowań. Leśnicy zaniepokoili się nie na żarty.
Na dziedzińcu znaleźli ślady walki, krew na kamieniach i sierść. Prawdopodobnie wilki, strażnicy tego miejsca, starali się powstrzymać napastników, ale im się to nie udało.
Kiedy tylko Mogget dostał wieść, że na granicy El Hazard pojawiły się wilki, które kręciły się niespokojnie po okolicy, natychmiast dał znać Sever. Kto jak kto, ale Sever w końcu była jedną z założycieli Akademii i ta sprawa musiała ją zainteresować. Tak jak się spodziewał, wyglądała na ogromnie zdziwioną i niemal natychmiast wyruszyli w drogę.
- Nie mów nikomu gdzie jedziemy! – przestrzegła go. – Tu ściany mają uszy.
Tak więc oboje zagłębili się w mistyczny las. Wilki przywitały ich radośnie, jednak wiele z nich było rannych. Musieli mocno oberwać… Droga przez El Hazard do Akademii biegła przez dolinę i trwała półtora dnia, Mogget i Sever nie mieli jednak czasu. Postanowili iść na skróty przez skaliste zbocze, a wilk miał być ich przewodnikiem. Zwierzę zastrzygło uszami i przekazało im w myślach swoją zgodę.
Leśnicy rozumieli mowę zwierząt, dlatego mieli przewagę nad obcymi, którzy wałęsali się po lasach. Komunikowali się w myślach ze srebrnym wilkiem, który niestrudzenie prowadził ich przez gąszcz. Kiedy dotarli do pierwszych zabudowań poczuli, że coś jest nie tak. Po chwili wiedzieli już niemal wszystko.
„Dziwni ludzie tu weszli… Mieli ostrą broń i pochodnie, zaczęli wyłamywać zamknięte drzwi”, mówił wilk.
„Ale co z zaklęciami? Zabezpieczyliśmy wszystko magią”, odparł Mogget.
„Jeden z nich miał znak”
Znak… Medalion? Każdy z członków El Hazard otrzymał symbol Akademii, który umożliwiał im przebywanie na terenie puszczy bez groźnych następstw. Tylko osoba mająca ten medalion mogła bez przeszkód wejść na ten zabezpieczony magią teren. Ale kto to był?
Mogget i Sever popatrzyli na siebie. Sever wiedziała gdzie są wszystkie medaliony, ale brakowało jednego, który był w posiadaniu Nadji. Nadja przebywała jednak w Vana’Diel i korespondowała z dawnymi towarzyszami. W którymś z listów wspomniała, że musiała zgubić spinkę, którą dostała od Sever. Owa spinka była niczym innym jak medalionem, który Leśnicy nosili na szyi.
„Zaklęcia przestały działać, a my nie byliśmy w stanie ich powstrzymać”, kontynuował wilk.
„Co zabrali?”, chciała wiedzieć Sever.
„Papirusy, ale chyba nie znaleźli tego czego szukali, bo jeden z nich był zły”.
Dwaj Leśnicy postanowili sprawdzić, co zniszczono i natychmiast wracać do miasta. Dadex musiał się o tym dowiedzieć. I to zaraz. Wiedzieli kto tutaj był.

- Nie rozumiem…
- Proponuje ci przejście na służbę do mnie. Tak trudno to zrozumieć? – Elesyan patrzył mu prosto w oczy. – Potrzeba mi takich jak wy, zdolnych, odważnych, inteligentnych, dobrze znających te tereny. Już wcześniej was przyuważyłem, wpadliście mi w oko swoją porywczością i zacięciem. Oddacie wiele za swój dom.
- Ale się nie sprzedamy – Dadex hardo spojrzał na lorda.
- Od razu sprzedać… ja mówię o współpracy, ale na moich warunkach.
Na moich warunkach… Mamy być twoimi sługami, Lastavard. A tak nigdy nie będzie.
- Nie.
- Nie? Chyba źle się rozumiemy. Nie przyjmuje odmowy. Albo jesteście ze mną, albo porozmawiamy inaczej.
- Grozisz mi?
Lastavard uśmiechnął się przebiegle. Powoli jego plan się sprawdzał. Już niedługo…
- Zastanów się, Dadexie. Masz szansę zyskać więcej niż ta marna pozycja, którą zdobyłeś w Leśnikach. Popatrz na swoich przyjaciół. Każdy jest zajęty własnymi sprawami, często cię nie słuchają, ignorują polecenia, wyjeżdżają i znikają na długi czas… Oferuję ci coś lepszego. Ludzi, którzy bezwzględnie będą wykonywać twoje rozkazy, którzy nigdy nie odwrócą się do ciebie plecami.
Powoli wszystko zaczęło do Dadexa docierać. To w ten sposób ściągnął do siebie Megariona… Obiecał mu zemstę na tych, którzy go skrzywdzili… Przekonał go, by sfałszował dokument dotyczący aktu własności Silverhill, a potem podrzucił go do archiwum królewskiego… Skradł i skopiował mapy sporządzone przez Szczurka…
Elesyan patrzył na niego jak na pokonanego. Dadex poczuł się jak w potrzasku. Co robić? Improwizować czy odrzucić ofertę? Zwyciężyło to pierwsze.
- Nie wiem… zawsze chciałem osiągnąć coś w życiu, ale… ale nie takim kosztem. Ja… Czy mogę się zastanowić? – zapytał.
- Zastanowić nad czym?
- Nad twoją ofertą.
Lord milczał przez chwilę, po czym skinął głową. Dadex poczuł się jak skończony oszust. Ale jak miał się inaczej zachować?
- Co zrobisz z resztą Leśników? – zapytał.
- Zaproponuje im to, co tobie. Jeśli przyjmą to wszystko skończy się dobrze, ale jeśli nie… cóż, jest wiele metod na pozbycie się nieproszonych gości.
Dadex wstał z krzesła, skinął głową i ruszył do wyjścia. Jednak zanim dotarł do drzwi ktoś położył mu rękę na ramieniu. Odwrócił się zaskoczony i spojrzał w purpurowe oczy elfa. Jakim cudem Lastavard bezszelestnie go podszedł?!
- Pamiętaj, masz tylko jedną szansę. Jedną – upomniał i ostrzegawczo zacisnął na ramieniu swoją dłoń.
Dadex rozumiał aż nadto.

Wędrowali akurat przez najwyższe skały i niedaleko mieli już do miejsca, gdzie zostawili konie, kiedy Sever poślizgnęła się na wilgotnym mchu. Starała się odzyskać równowagę, Mogget skoczył jej na pomoc, lecz za późno. Z okrzykiem strachu dziewczyna poleciała na dół.
- Sever! – zawołał Mogget.
Łapała się, czego mogła, żeby zahamować pęd upadku, i to uratowało jej życie, chociaż nieuchronnie leciała w dół, ślizgając się po gładkich, wypolerowanych przez wiatr skalnych zboczach, śliskich dodatkowo od wilgoci. Zdążyła jeszcze zauważyć, że między skałą a jeziorem ciągnie się wąski pas lądu porośnięty sosnami, a potem nie widziała już nic, bo osuwała się pionowo, aż wreszcie runęła na ziemię.
Zapadła cisza.
- Sever? – dobiegło ją z góry. – Sever?
Obmacała się. Upadek był bolesny, dotkliwie się tez podrapała.
- Chyba przeżyłam – pisnęła.
- Już schodzę do ciebie.
Bolała ją głowa i była trochę oszołomiona. Nagle dostrzegła coś kątem oka. W lesie tuż koło niej ktoś stał. Odwróciła głowę.
To był ponury mężczyzna ubrany w skóry. Przyprószone siwizną włosy i broda, lodowato zimne oczy. Sever wiedziała z kim ma do czynienia. Uczyła się o tym. Upiór.
Ruszył w jej kierunku, z oczu wyzierał mu gniew i zdecydowanie.

- Nie rozumiem… - Cisu krążył pomiędzy ruinami majestatycznie wznoszącymi się nad urwiskiem. – Nic z tego nie rozumiem. Tutaj nie ma żadnych śladów.
Leśnik wyglądał na zaniepokojonego. Pozostali kręcili się między zniszczonymi murami. Gwardziści zniknęli im na chwilę z oczu i Yeed podszedł do Cisa.
- Co jest? Dlaczego tutaj nikogo nie ma? – zapytał. – Podobno ktoś tutaj była, a ja nie widzę żadnych śladów.
- Nie wiem, po prostu nic nie wiem! Rozkazy były jasne, ale… Wracajmy natychmiast do…
Nie zdołał dokończyć zdania, bowiem niewiadomo skąd rzuciło się na nich czterech mężczyzn. Bez trudu rozpoznali uniformy gwardii Lastavarda.
Jednym skokiem Valtorius i jeszcze jeden gwardzista dopadli do Cisa i Yeeda. Wywiązała się krótka szarpanina. Cisu został pchnięty w przepaść, ostatkiem sił, w rozpaczliwym geście złapał gwardzistę za rękaw. Uratowałby się, gdyby nie ingerencja Valtoriusa, który potężnym kopniakiem stracił ich obu w dół. Yeed krzyknął przerażony, ale i on już leżał na ziemi, zakneblowani i skrępowany. Ale zanim zasłonili mu oczy zdążył zobaczyć jeszcze jak dwoje napastników atakuje Namelessa, jak jeden z nich przeszywa go mieczem. Wszystko trwało kilka sekund…
A potem już nic.

Zegar wybił dwunastą. Niedługo okaże się czy wszystko poszło po jego myśli.
A na pewno tak się stało.
 

szczurek

Menda serowa
Weteran
Dołączył
26.10.2004
Posty
4565
Widze że ostatnio masz natchnienie :D I super, bo czyta się wspaniale.
Nie będe chwalił w nieskończoność bo to sięnudne robi ;p
 

Nameless

Szatan na kółkach
Moderator
Dołączył
30.1.2005
Posty
1774
przepraszam czy ja mam zaliczyć zgon? xD jak zacząłem czytać to nie mogłem się oderwać, geniusz,geniusz! czekam z niecierpliwością na następną cześć by dowiedzieć się czy będę żył xD nie nie tylko dlatego, dlatego ze dawno niczego tak dobrego nie czytałem : )
 

Nekromanta Boom

Dzika Karta
Weteran
Dołączył
1.10.2004
Posty
3777
Normalnie brak mi słów, wciąga jak zawsze. A już na widok swego nicku w twoim opku normalnie tak się szeroko uśmiechnąłem, że aż spadłem z krzesła.

Nie wiem co jeszcze napisać, bo twoje opo jest świetne i wciągające jak zawsze. Powtarzam się.,,,\Cholera! To chyba oznacza żabym darował sobie dalesze przelewanie wody.

Po prostu bomba
 

halek

Member
Dołączył
1.9.2005
Posty
487
Z lekkim opóźnieniem, ale w końcu przeczytałem. Chyba nie mogę dodać nic do poprzednich wypowiedzi, świetne wciągające opowiadanie. Nawet ja się z w nim znalazłem. :p
 

yeed

Trolololo Guy
Weteran
Moderator
Dołączył
10.1.2007
Posty
8225
Sev piszesz ksiązke a ja załatwiam ci publikację :) i tyle.....Genialne
 

Sever Sharivar

Słodka...
VIP
Dołączył
1.5.2005
Posty
1339
Rozdział VII

Cisu zdawał sobie sprawę, że był to śmiertelny upadek. Zepchnięto go z szalonej wysokości, ostatnie co usłyszał, kiedy spadał głową w dół, to rozpaczliwe wołanie Yeeda. A potem już nie widział nic, w oszałamiającym pędzie mijał niebezpiecznie bliskie skalne ściany, widział rzeką, przecinającą dolinę, najpierw głęboko pod sobą, ale wszystko zbliżało się do niego z zawrotną szybkością.
Znajdował się prawie nad samą ziemią i oczekiwał śmierci, gdy tempo lotu niespodziewanie osłabło. Nadal opadał w dół, ale już znacznie wolniej. Zdawało mu się, że zobaczył ponad sobą cudownie piękną kobiecą twarz, jasną jak samo powietrze, ale o przepełnionych smutkiem oczach. Według wszelkiego prawdopodobieństwa powinien wylądować w dolnej partii zbocza, odbiwszy się przedtem wielokrotnie od skalnej ściany.
Ale nic takiego się nie stało.
Wpadł do rzeki, która płynęła dobry kawałek stąd u podnóża góry. Zderzył się z powierzchnią wody, kiedy tempo lotu nie było już zbyt wielkie, więc nie zrobił sobie krzywdy.
Zachłysnął się wodą. Rozpaczliwie walczył, by utrzymać się na powierzchni, zaciskał desperacko usta, by znowu się nie zachłysnąć, ale prąd znosił go nieubłagalnie coraz dalej od góry. Szamotanina nie trwała długo. Wkrótce poczuł, że coś wypycha go na powierzchnię, tak że znowu może swobodnie oddychać.
„Nie walcz…”
Nie wiedział, skąd wziął się ten głos. Taki melodyjny, cichy i smutny.
„Daj się ponieść. Nic ci nie będzie”
Próbował jeszcze protestować:
„Ale moi przyjaciele….”
Cichy, przyjazny głos odezwał się spokojnie:
„Ciii. O nich się nie martw…”

Dla Yeeda czas płynął i zbyt szybko, i zbyt wolno.
Wiedział, że nie ma nikogo, kto by mógł przyjść mu z pomocą. Po pierwsze, nie wiedział, gdzie się znajduje, a po drugie i najważniejsze, Cisu i Nameless nie żyją
Minęło kilka godzin od kiedy został wrzucony do tego paskudnego lochu. Nie przykuto go kajdanami do ściany, bo te już dawno zerdzewiały, ale też nie potraktowano go łagodnie. W lochu nie było okienka, widocznie znajdował się bardzo głęboko. Ciemno i wilgoć to jedyne, co do niego docierało.
Pozostali Leśnicy nie wiedzieli, co się stało. Nawet nie podejrzewali, że zginęli dwaj ich towarzysze. I to na jego oczach. Yeed nie był osobą wylewną, ale tu, w tym ciemnym lochu, gdzie nikt go nie widział, mógł sobie pozwolić na łzy.

Znajdował się w przedsionku śmierci. Otaczała go ciemnoczerwona mgła, tak gęsta, że nic przez nią nie widział. Zdawało mu się, że napastnicy porzucili go pod drzewami, a ciało przykryli gałęziami.
Umieram, pomyślał.
Szumiało i dudniło mu w uszach, niczego już właściwie już nie odczuwał, wszystko było ciemnoczerwone, ale ból, który chwilę przedtem przeszył, rozpłynął się później i już nie powracał.
Ciemnoczerwony mrok zrobił się czarny.
Wybaczcie mi…
Nastąpiła wielka cisza, a zaciśnięta pięść Namelessa rozwarła się. Na bezwładnej dłoni leżał pęczek zmiętego mchu brunatnego koloru.
„Nie zginiesz, bo tylko wy mi zostaliście…”
Palce u dłoni lekko drgnęły…

Nigdy jeszcze Dadex i Szczurek nie widzieli Sever tak wyniosłej, takiej… zimnej. Była teraz arystokratką każdym włóknem swojego ciała, była córką lorda i siostrą innego lorda z Vana’Diel. Stała we wspaniałym gabinecie Lastavarda i patrzyła na gospodarza miażdżącym wzrokiem.
- Nie znaleźliście niczego, prawda? A może nie mieliście dostępu? – pytała lodowatym głosem.
Lastavard starał się załagodzić sytuację.
- Nie wiem, o co ci chodzi. Jeśli masz jakieś animozje to…
- Chcę tu widzieć Megariona. Zaraz.
- Sever, uważam…
- NATYCHMIAST!
Po raz pierwszy zdarzyło się jej podnieść na niego głos. Elesyan zaniemówił na chwilę zaskoczony. Nie potrafił spojrzeć jej w oczy, w których była cała tłumiona do tej pory wściekłość. Wściekłość na niego.
- Ale…
- Zamknij się i rób to, co mówię. Nie denerwuj mnie więcej, Lastavard, ostrzegam.
Posłał więc po Megariona, który zjawił się po kilku minutach ze znudzeniem wymalowanym na twarzy. Jednak gdy tylko zobaczył Sever i Moggeta, całych i zdrowych, stojących na środku pokoju, cała krew odpłynęła z jego twarzy. Jednak po chwili się opamiętał i zapytał, co to wszystko znaczy.
- To znaczy tyle… – rzekła Sever chłodno. – Znaczy tyle, że chce wiedzieć, gdzie masz wszystkie zwoje i księgi z El Hazard!
- Księgi? Jakie znowu księgi?
- Bardzo dobrze wiesz, panie von Mońki – syknęła elfka słodkim głosem. – Ty i twoja zgraja wtargnęliście do zakazanej strefy. Zakazanej dla was!
Megarion drgnął. Poszukał wzrokiem pomocy u Lastavarda, ale ten tylko siedział przy biurku, w milczeniu, oparłszy podbródek na splecionych dłoniach i przysłuchiwał się całej rozmowie mrużąc oczy.
- Nie wiem, o czym mówisz. To jakieś insynuacje.
- Megarionie, mówię śmiertelnie poważnie. Wtargnąłeś na teren Akademii w El Hazard, splądrowałeś nasze zbiory, zraniłeś obrońców i wyszedłeś stamtąd z niczym! Żądam zwrotu ksiąg, natychmiast.
- Hrabio Megarionie, jeśli łaska…
- Zejdź na ziemię zanim pych cię rozsadzi! – prychnęła. – W porządku, skoro dalej udajesz idiotę i upierasz się, że ciebie tam nie było, to pozwól przejrzeć twój bagaż.
Na te słowa Megarion skamieniał. Purpurowe oczy Elesyana zwęziły się jak u kota.
- Chyba, że coś ukrywasz, Meg. – dodała Sever krzyżując ręce na piersi. – Elesyan, można?
- Proszę bardzo. Chyba Megarion nie masz nic przeciwko? – Lastavard wstał z fotela i podszedł do pozostałych. – W końcu jesteś, podobno, lojalny.
- Ale ja nic takiego ważnego nie mam! Nic tam nie było! – powiedział rozgorączkowany Megarion.
Ugryzł się w język, ale było już za późno. Zobaczył triumf w oczach Sever, a w Elesyana wściekłość.
- No, to chodź z nami, byśmy mogli się przekonać, że nie jesteś pospolitym złodziejem.
- Nigdy mnie do tego nie zmusisz, Sever!
Zobaczył jak Sever pochmurnieje i podchodzi bliżej unosząc rękę. Odskoczył oparzony i uderzył plecami w ścianę. Sever dopadła do niego szybko, złapała za kaftan, by po chwili cofnąć się z triumfalnym uśmiechem na ustach.
- No patrzcie, patrzcie. Co my tu mamy, hmm…
Podniosła do góry rzemień, na którym wisiała zapinka w kształcie białego kwiatu. Szczurek od razu poznał ten symbol.
- Znak El Hazard!
- Owszem. Megarion ukradł go Nadji, gdy to niby przez przypadek odwiedził ją w Vana’Diel. Nadja poinformowała mnie, że jej amulet zniknął, a jak wszyscy wiedzą, Megarion ma powód by się na nas odegrać. Ukradł go i pod skrzydełkami Elesyana zjawił się w Silverhill. Z pewnością, to i on okradł Yeeda z ziół i był mózgiem tej całej operacji o okradaniu Leśników.
- Skąd o tym wiesz? – zapytał Lastavard.
- Nie tylko ty masz swoich informatorów. Meg, ruszaj się i prowadź do swojej komnaty.
- Ale…
- Bierzcie go, chłopacy!
Megaronowi nic nie pomogły jego oburzone krzyki. Musiał dać się prowadzić przez korytarze swoim dawnym kompanom, a reszta deptała mu po piętach. Służba przyglądała mu się ze zdziwieniem, szeptano po kryjomu o tym, co się działo. Megarion musiał przejść przez straszne upokorzenie na oczach gawędzi. Ale najgorsze było jeszcze przed nim. Musiał rozpakować cały swój bagaż, sztuka po sztuce. Kiedy przyszła kolej na drewnianą skrzynię, próbował coś ukryć pod stosem odzieży, ale Szczurek złapał go za ramię i zmusił, by odsłonił, co tam ma.
I wtedy na światło dzienne zostały wydobyte cztery grube księgi i kilka zwojów z papirusu.
- Ale one są moje – bronił się Megarion. – Każdy ma prawo posiadać takie rzeczy, nie tylko wasz upadły zakon.
- Księgi są podpisane – powiedziała zmęczonym głosem Sever. – Na ostatniej stronie, w lewym dolnym rogu są moje inicjały S.R.S. Zróbcie co chcecie, ja jestem tym wszystkim zmęczona. Wszystko ma zostać zwrócone i naprawdę nie obchodzi mnie, co się teraz stanie z naszym złodziejem.
Ledwo to powiedziała, a już skierowała się ku drzwiom. Magarion wyglądał żałośnie, Elesyan patrzył na niego z ukosa i kiwał przy tym lekko głową.
- Megarionie, Megarionie… Nie tego się spodziewałem…
Trzej Leśnicy opuścili komnatę i skierowali się w stronę wspólnej sali. Mogget półgłosem wyjaśnił, co się stało w puszczy, jak upiór rzucił się za nimi w pościg. Leśnik wyjawił, że ta nieczysta dusza została wysłana zapewnie przez Megariona, by powstrzymać każdego przed opuszczeniem El Hazard.
- Ale co się z nim potem stało? – zapytał Dadex.
- Nie wiem, zniknął. – odparł Mogget.

Cisu został wyrzucony na ląd i oszołomiony usiadł na brzegu. Nie wiedział gdzie się znajdował. Ociekający wodą, ale niezbyt przemarznięty, z trudem podniósł się na nogi. Śmieszne, ale nawet nie zgubił swojej broni.
Słońce stało nisko nad horyzontem. Dolina do połowy pogrążona była jeszcze w mroku. Drozdy krzyczały… na porośniętym lasem zboczu?
- Niemożliwe….
Rozejrzał się wokół. Przecież to okolice Drzewa Życia! Poznawał każdy krzak czy drzewo rosnące w tym miejscu. Jakim cudem się tutaj znalazł?!
„Śmierć przychodzi po nas wszystkich, to tylko kwestia czasu. Ale jeszcze nie nadeszła twoja pora, Cisu z Leśników”.
Elf odwrócił się gwałtownie. Skąd dobiegał ten głos? Ostrożnie podszedł do sadzawki skąd wyrastało Drzewo i spojrzał w wodę. W porannym świetle wyglądał mizernie, blado, umazany błotem, ale nie był nawet zadrapany. Czary…
„Tylko wy mi zostaliście”, usłyszał tuż koło swojego ucha.
Odwrócił lekko głowę i wytrzeszczył oczy. Cofnął się na widok półprzeźroczystej zjawy, która unosiła się w powietrzu zaraz obok niego. Była to postać kobiety o długich włosach i pięknej twarzy, którą już gdzieś widział. I miała takie wielkie smutne oczy.
Cisu zrozumiał.
- Lidia…
„Tak, kiedyś tak się nazywałam. Od stuleci nikt mnie nie nazwał tym imieniem. Jesteś pierwszym, któremu się ukazałam, bo pora abym zaingerowała”.
- Muszę wracać, Nameless i Yeed…
„Nic im nie będzie. Zaufaj mi.”
- To co mam zrobić?
„Posłuchaj, Cisu z Leśników, co mam ci do powiedzenia…”.

Wczesnym rankiem Szczurek zastał Bethrezena i Halka w stajni osiodłujących swoje wierzchowce. Dwaj Leśnicy byli w pełni gotowi do drogi, przymocowywali do siodła niezbędny bagaż, pod ciemnozielonymi pelerynami schowali swoją broń, a na plecach mieli kołczany ze strzałami i łuki.
- Nie wiem dlaczego, ale wierze wam – powiedział Szczurek.
- To dziwnie brzmi, ale ten sen był taki realistyczny. Ta krew była taka prawdziwa – mruknął Bethrezen. – A mi prawie nic się nigdy nie śni. I to mnie przeraziło.
Szczurek podał im złożoną w kostkę kartkę papieru.
- To nasza nowa mapa. Zmieniłem kilka szczegółów, więc w razie pościgu gwardziści polecą innym szlakiem. Dobrze, że w starej wersji zaznaczyłem tylko te główne szlaki.
- Postaramy się nie rzucać w oczy – zapewnił Halek.
- Macie wszystko?
- Tak, zabraliśmy część eliksirów z pokoju Yeeda i parę od Sever. Lepiej się zabezpieczyć.
Trzej Leśnicy skierowali się w stronę północnej bramy prowadzącej do Tirisfal. Szczurek starannie pilnował, by nikt ich nie zauważył. Strażnicy stojący przy bramie bez słowa otworzyli jedno skrzydło i wypuścili Halka i Bethrezena.
- Powodzenia – rzekł Szczurek.
- Przyda się. Bywaj. – odparł Bethrezen i odjechali.

Lastavard przeczuwał, że coś jest nie tak. Coś dziwnego dało się wyczuwać w powietrzu, coś jakby napięcie lub oczekiwanie. Jest prawie dziesiąta rano, a jeszcze nie spotkał żadnego z Leśników. Dziwne, o tej porze już dawno winni być wszyscy na nogach.
Poznał już na tyle pałac, że bez trudu odnajdywał drogę w plątaninie korytarzy i schodów. Wiedział, że Leśnicy najczęściej chodzą teraz bocznymi korytarzami, bo nie chcą się z nim spotykać. Ale teraz w całym pałacu panowała cisza.
Elesyan wszedł na piętro gdzie mieszkało kilku Leśników. Na samym początku znajdował się pokój Szczurka, elf przystanął i nasłuchiwał. Cisza, żadnego odgłosu. Nacisnął klamkę, ale drzwi okazały się zamknięte. Próbował dalej. Pokój Yeeda też był zamknięty, podobnie Cisa i Namelessa. Przystanął przy drzwiach od komnaty Halka i Bethrezena. I tu były zamknięte, ale Lastavard wyciągnął w sztylet i lekko podważył zamek. Trzask był sygnałem, że udało się otworzyć drzwi więc wszedł do środka.
- Raju…
Pokój podzielony był jakby na dwie części, jedna jaśniejsza, druga ciemniejsza. W półek wysypywały się książki i papiery, szafki pootwierane, po fotelach walały się ubrania. Zupełnie jakby ktoś w pospiechu się pakował. Elesyan podszedł do biurka i zaczął przeglądać leżące tam papiery. Natknął się na jakąś mapę z pozakreślanymi punktami, którą wziął do ręki. Sadząc po stanie w jakim była, nie jest to nowa mapa. Nosiła ślady częstego używania i składania, wyglądało na to, że ktoś często z niej korzystał. Ale co przedstawiała…
Usłyszał szybkie kroki na korytarzu, znieruchomiał.
- …. nie wiem, to dziwne – rozpoznał głos Szczurka. – Ale tak powiedzieli.
- … na złamanie karku? Dadex wie? – zapytała Sever.
- Jasne… idziemy czekają już… zauważyć.
Lastavard nie rozumiał wszystkiego, bo nie dość, że ściana trochę tłumiła dźwięki, to oboje mówili cicho. Poczekał, aż się oddalą, po czym zajął się gruntownym przeszukiwaniem pokoju. Jednak nie znalazł nic podejrzanego. Brakowało tylko trochę ubrań i to wszystko.

- Nie jest nas wielu, trudno to zauważyć – powiedział Dadex do zebranych w jego pokoju Leśników. – Zaledwie garstka. Ich jest ponad dwudziestu, plus cała straż.
- Jakieś wyjścia? – zapytał Boom.
- Nie mówiłem wam tego, ale Lastavard złożył mi niezwykłą propozycję. Chciał, abym wstąpił do jego gwardii porzucając was. Odpowiedziałem wymijająco, ale nie sadze by mi uwierzył.
Szczurek pokręcił głową.
- Halek i Bethrezen wyruszyli do Tividien. Bądź co bądź oni znają te tereny najlepiej. Prawdę powiedziawszy i ja się trochę obawiam o Yeeda i resztę. Nie to, że są bezbronni czy coś, ale ci dwaj, z którymi pojechali, nie wyglądali sympatycznie.
- Nie chce wzbudzać paniki, ale widziałem tego całego Valtoriusa bardzo wczesnym rankiem jak w pospiechu opuszczał Silverhill – dodał Boom. – Czy on nie powinien być TAM?
Dadex nalał sobie do kielicha wina i upił łyk. Dopiero wtedy kontynuował.
- Na samym początku obiecano mi, że nikt nie tknie Leśników, że obecność Lastavarda w żaden sposób nie wpłynie na naszą niekorzyść. Teraz widzę, że to było kłamstwo. Szpiegują nas, to pewne. Czekają na choćby jeden nasz błąd, by ingerować. Sever twierdzi, że łażą nie tylko po naszych archiwach, do których klucz, teoretycznie mam tylko ja, ale i wałęsają się po mieście i wypytują o nas. Dodatkowo otrzymałem niedawno zakaz przyjmowania nowych rekrutów do Leśników, wszystko jest kontrolowane przez Elesyana.
- Megarion, za pomoc w zemście, zgodził się sfałszować dokument o własności miasta – powiedziała Sever. – Pisałam w tej sprawie do znajomego, który się tymi sprawami zajmuje i rzeczywiście, w aktach królestwa nie ma o tym najmniejszej wzmianki aż do czasu, gdy Lastavard się tu zjawił. Po tym zdarzeniu magicznym sposobem pojawił się odpowiedni przypis. Dopisany tym samym rodzajem atramentu, ale trochę różnym pismem. Idąc tym tropem odkryłam, że Meg ma spore kłopoty finansowe i aby je zażegnać, musiał zaciągnąć pożyczkę. Zgadnijcie u kogo.
- Lastavard – uśmiechnął się krzywo Szczurek.
- Dokładnie. Nie znam szczegółów, ale chodzi o dość dużą kwotę, której Meg nie spłaci zbyt szybko. Lastavard wykorzystał Megariona do własnych celów, a potem ściągnął go tutaj, tylko, że Meg trochę namieszał mu w planach. Druga sprawa, kontaktowałam się z przyjacielem w Vana’Diel i dowiedziałam się, że Elesyan ściąga do Nordmaru połowę swojego wojska. Ciekawe, nie?
Dadex pokręcił głową. Każdy z nich zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństwa, w jakim się znajdę, jeśli ktoś ich odkryje. Wiedział, że w mieście nie będą bezpieczni. Pozostało tylko jedno wyjście.
- Słuchajcie moi drodzy, podjąłem decyzję – westchnął. – Sami nic tutaj nie zdziałamy. Będziemy tylko czekać, aż nas wpakują do lochu. Dlatego opuścimy miasto.
- Ucieczka? – Boom zrobił wielkie oczy. – Ale to do nas niepodobne, Dadex. My nie uciekamy.
- Właśnie, nie uciekamy. Zmieniamy tylko lokalizację. Tutaj już nic nie możemy zrobić, a nie jestem szaleńcem by porywać się na tych ludzi.
- Ale dokąd pójdziemy? – zapytała Sever.
- Jest takie miejsce. Głęboko w lesie, u podnóża gór… Nikt nas tam nie znajdzie.
- Skąd ta pewność?
- Bo tylko Leśnik da radę tam wejść. Każda inną osobę „coś” odstraszy.
- „Coś”?
Ale Dadex tylko się lekko uśmiechnął. Leśnicy popatrzyli po sobie. Szczurek bił się na chwilę z myślami, po czym zwrócił się do reszty.
- Jeśli naprawdę zrobili krzywdę Yeedowi, Cisowi i Namelessowi to im nogi z dupy powyrywam. Może zaczną likwidować nas po kolei? Sever i Daria o mało nie zeszły z tego świata, chłopaki mogą mieć poważne kłopoty, a my tu teraz gadamy o tym, co dalej zrobić. Dadex, daleko ta kryjówka?
- Trochę…
- Więc, co robimy?

Elesyan wyjrzał przez okno i zapatrzył się w rozpromienione słońcem miasto. Bolały już go oczy od czytania, kark zdrętwiał od siedzenia w jednej pozycji i daleko mu było do wesołości. Niedawno skończył wypisywać listy z rozkazami dla swoich ludzi pozostawionych w Vana’Diel, a teraz zastanawiał się, czy to aby nie był zły pomysł. Tutaj miał wystarczająca ilość gwardzistów by poradzić sobie z kłopotami w postaci dawnych właścicieli tego miejsca. Nie podobał mu się sposób, w jaki na niego patrzą. Niby są posłuszni, słuchają go, ale coś niepokojącego jest w ich spojrzeniach. Nie rozmawiają już ze sobą w miejscach, gdzie można ich było spotkać, unikają wspólnych spotkań, każdy przesiaduje u siebie. Raz za czas spotka któregoś z nich na korytarzu i poza „dzień dobry” nic nie mówią. Nawet Ades, który w jakiś dziwny sposób nawiązał z nimi dobre relacje, został wykluczony z ich grona.
Może to dlatego, że pozostało ich tak mało, pomyślał. Czterech na dwudziestu paru? Mi tez by się taka sytuacja nie podobała.
Wziął do ręki ostatni list, który napisał i przeczytał go raz jeszcze. Wtedy rozległo się pukanie do drzwi.
- Wejść.
Do środka wsunął się Vandersaavre, podszedł do biurka i skłonił się.
- Mam wieści, które cię zainteresują.
- Czyżby? Więc mów.
- Oni uciekają.
- Jacy „oni”?
Ades oparł dłonie na blacie i spojrzał na niego uważnie. Elesyan odłożył wolno list i pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Niemożliwe. Nie zrobią tego.
- Zrobią. Dzisiaj w nocy, kiedy wszyscy już posną wymkną się z pałacu, ale dokąd pójdą, to nie wiem.
- A ty skąd o tym wiesz?
- Podsłuchałem – uśmiechnął się przebiegle.
Elf zamyślił się. Ades czekał w milczeniu na to, co powie. Ale szef nie odzywał się, a kolejne minuty mijały. Czy ma odejść? Niebardzo wiedział, jak się zachować…
- Masz ich złapać.
- Słucham?
- Złapać. Nie ważne jak, ale to zrób. A jak będą się stawiać, to…
Ades zacisnął dłonie na krawędzi biurka.
- Zabij ich.
 

Nameless

Szatan na kółkach
Moderator
Dołączył
30.1.2005
Posty
1774
miód malina, opowiadanie świetne. Nie powiem że nie czekałem na ciąg dalszy. Po prostu pełna ekstaza : ) myślałaś żeby książki wydawać?
 

szczurek

Menda serowa
Weteran
Dołączył
26.10.2004
Posty
4565
Ja tylko ubolewam że to nie ukaże się w wersji książkowej. Bo z tego da siezrobić wszsytko - i film, i gry.
Miodzio :)
 

yeed

Trolololo Guy
Weteran
Moderator
Dołączył
10.1.2007
Posty
8225
Zawiła fabuła dopiero wchodzi w kolejna z faz....wszystko utrzymane w miłym napięciu powodującym dreszczyk emocji :)\
Kurczę a może serio powinnaś sprobować coś napisać na większa skale i wysłać do jakichś wydawnictw :)
 

Nekromanta Boom

Dzika Karta
Weteran
Dołączył
1.10.2004
Posty
3777
Zgadzam się z przedmówcami, to jest lepsze od Prison Breaka i Lost razem wziętych! Ta tajemnica... szpiegowanie, normalnie bomba! BOOM, normalnie ;) . Nie mogę się doczekać następnej częsci.
 

Cisu

Member
Dołączył
2.7.2005
Posty
852
Nie będę się rozpisywał zbytnio, napiszę tylko to, co napisałem gdy ponad dwa lata temu pierwszy raz przeczytałem jedno z Twoich opowiadań:

Genialne!
 

switek17

Member
Dołączył
14.3.2007
Posty
447
Myślałem, że to już ostatni rozdział, a tu się okazuje, że będą kolejne. Super :D Szkoda tylko, że nie ma papierowej wersji. Cały dzień czytania i oczy teraz bolą ;) Napisz książkę!

Ciekawe co by Megarion powiedział po przeczytaniu opa? Zdziwiłby sie :)
 

Sever Sharivar

Słodka...
VIP
Dołączył
1.5.2005
Posty
1339
Chyba mi nie wyszło, ale ok. Troche krótkie ale nie mam weny ostatnio ;0


Rozdział VIII

Miał wrażenie, że coś go goni po wielkiej grocie. Jakieś małe potworki, czy jak to tam nazwać. Nie widział ich dokładnie, w grocie panował mrok, ale za to bardzo dobrze je słyszał. Jednak jakaś nieznana siła odrzuciła je aż pod ścianę, tak że rozleciały się na wszystkie strony.
„Jesteś bardzo silny, nie przypuszczałam, że jeszcze cię tutaj zastanę”.
Ten głos, głos który towarzyszył mu podczas zmagań w tym mrocznym świecie. Skąd on się pojawił i do kogo należał?
„Powiedziałam, że nie umrzesz. Macie dużo do zrobienia. Bądź cierpliwy, pomoc już nadchodzi”.

- Amrteh? – powtórzyła zaskoczona Sever.
- No tak, przed chwilą to powiedziałaś – Szczurek spojrzał za siebie by sprawdzić, czy nikt za nimi nie idzie.
- Aaa… Zamyśliłam się, to wszystko.
- A co oznacza?
- Odprowadzenie zmarłego do domu. Jego duszy i wierzchowca.
Szczurek nie bardzo zrozumiał więc kontynuowała.
- Kiedy w walce ginie wojownik, jego klanowicze jak i przywódca mają obowiązek odprowadzić jego duszę do domu. Chociaż to symboliczny gest, ma on wielkie znaczenie. To właśnie nazywamy amreth, bardzo stara tradycja.
- Widziałaś to już kiedyś?
- Taaak… I to nie raz, ale to stare dzieje. Chodźmy bo nas jeszcze ktoś…
W tej samej chwili zza rogu wyszedł Ades w towarzystwie dwóch gwardzistów. Najwyraźniej nie spodziewał się ich tu zobaczyć, bo stanął jak wryty. Szczurek, udając niewzruszonego, pociągnął za sobą Sever. Oboje czuli na plecach wzrok tej trójki i jak tylko zniknęli zza kolejnym załomem korytarza, przyśpieszyli kroku.
- Widziałaś jego minę? Nie podoba mi się to – mruknął Szczurek. – Spadajmy stąd.

Halek ostrożnie stąpał po polanie. Powoli przesuwał wzrokiem po ziemi, badał każdą wypukłość, każde wgłębienie. Bethrezen trzymał się z tyłu i uważnie lustrował okolicę.
- Zobacz – odezwał się Halek. – Tutaj jest ślad…
- Jakby kogoś ciągnięto po ziemi – dokończył Bethrezen.
Nagle rozległ się dobrze znany dźwięk dochodzący od strony kępy drzew.
- Nero!
Czarny pies jak strzała pomknął w ich kierunku, zaczął skakać wokół nich z radości, szczekać i piszczeć. Złapał Bethrezena za rękaw i ciągnął w stronę drzew. Zaskoczony Leśnik dał się prowadzić zwierzęciu. Nero zatrzymał się przed pokaźnym stosem gałęzi i wydawał z siebie żałosne, przeciągłe skomlenie. Bethrezen pochylił się i z trudem odsunął dość pokaźny konar.
- HALEK!!!
Pozbyli się gałęzi najszybciej jak mogli i teraz oboje klęczeli przed nieprzytomnym i białym jak kreda przyjacielem. Halek sprawnym ruchem oczyścił ranę i polał ją specjalnym eliksirem, wynalazkiem Yeeda. Bethrezen robił co mógł by obudzić Namelessa, ale nic takiego się nie działo.
- Co mamy zrobić? – zapytał. – Nic na niego nie działa! Zamknęliśmy ranę ale on nadal wygląda jak trup.
Halek ostrożnie wyjął z sakiewki coś małego i włożył w dłonie Namelessa. Była to błękitna kula, z wyglądu przypominająca szafir. Bethrezen rzucił mu pytające spojrzenie.
Szafir zaczął nagle zmieniać barwę, jego kolor stał się głębszy i wysyłał długie promienie niemal oślepiającego, niebieskiego światła.
Powoli, bardzo powoli, powieki Namelessa uniosły się, jego dłonie zacisnęły się na kuli, jakby stamtąd płynęła życiodajna siła.
- Co się stało…. – szepnął. – Ja…
- Stary, ty żyjesz! Miałem kuźwa rację!!! – ryknął Bethrezen radośnie.
- Weź się nie dryj…

- Cisu został zepchnięty ze skały, a Yeed skrępowany. Tylko tyle pamiętam, potem już tylko ciemność i te… dziwne sny – powiedział Nameless.
- Sny? – powtórzył Halek.
- Tak. Śniła mi się jakaś kobieta, która mówiła, że wszystko będzie dobrze, że nie umrę i mnie odnajdą.
- Jak wyglądała?
- Miała długie złote włosy i piękne ciemne oczy, ale bardzo smutne. Wyglądała na ducha, była półprzeźroczysta i unosiła się w powietrzu.
Bethrezen z Halkiem popatrzyli po sobie. Nameless zdołał cos zjeść i wypić, po czym usadowiono go za plecami Halka i ruszyli w drogę.
- Zaatakowali nas od tyłu, podłe szuje. Jak ich dopadnę…. – mamrotał Nameless.
- Na razie to niemożliwe, nie wracamy do miasta – powiedział Halek.
- Jak to?
- Dadex kazał nam kierować się w stronę gór, nie wiem o co mu chodzi.
- A Cisu i Yeed?
Halek zamyślił się.
- Nie wiem, ale wierzę że nic im nie jest. Yeed jest im do czegoś potrzebny, bo go złapali, a Cisu… Cisu jest w dobrych rękach. Czuję to. Widziałem jak spadał, ale… nie umarł, jestem pewien.

W pałacu panowała przejmująca cisza. Służba już dawno położyła się spać, straże stały na swoich posterunkach, ale i oni nie widzieli wszystkiego. Silverhill miało swoje tajemnice ukryte przed zwykłymi ludźmi, znane tylko tym, którzy byli tego godni. Mało kto wiedział o sieci podziemnych tuneli prowadzących gdzieś za miasto. Yeed odkrył jedno z ukrytych przejść, ale podejrzewano, że jest ich więcej. Sieć podziemnych korytarzy musiała być dobrze rozbudowana, mówiły o tym nieliczne, ale za to szczegółowe zapiski w kronikach.
- Idąc grupą zbytnio będziemy rzucać się o czy, dlatego będziemy przemieszczać się dwójkami – powiedział Dadex cicho. – Mam tylko nadzieję, że nic nie podejrzewają, inaczej trzeba będzie użyć siły. Sprawdziłem trochę tych gwardzistów i mało który z nich strzela dobrze z łuku, wolą walkę bezpośrednią, większość z nich to magowie.
- Są do kitu w małych pomieszczeniach – dodała Sever. – Uważałabym na kilku ze sztyletami.
- Dobra. Mamy mało czasu. Spotykamy się tam, gdzie ustaliliśmy o wschodzie słońca. Nowicjusze już opuścili miasto więc o nich się martwić nie musimy. Nasza czwórka musi sobie dać radę. Powodzenia wszystkim.
Dadex wyciągnął przed siebie rękę, a Leśnicy położyli na niej swoje dłonie. Przez chwilę wszyscy trwali w bezruchu, a potem, bez słowa, rozeszli się. Każda dwójka w inną stronę. Z Dadexem szedł Boom, który po raz pierwszy brał udział w takiej akcji. Leśnik podążał za Dadexem rozglądając się czujnie na boki. Ich celem było dostanie się na tyły pałacu, do jednego z magazynów, tam zejść do piwnicy i znaleźć przejście zakamuflowane za wielką półką. Przywódca miał wypisaną na twarzy determinację…
- A więc jednak.
W ostatniej chwili odskoczyli, ognista kula rozbiła się o posadzkę wyrzucając w powierzę odłamki kamieni. Dadex sięgnął po swój miecz i zatoczył nim półkole, szukając przeciwnika. Ale w mroku mało co widział, na dodatek w powietrzu unosił się dym.
- Powiedz, ile jest godności w proszeniu o pomoc, gdy straciło się wszystko, co się miało? Ile jest godności w żebraniu o jedzenie czy kąt do spania? Wiesz, jak to jest, gdy dawni przyjaciele wpierw ci współczują, obiecują pomoc, pocieszają, a po jakimś czasie odwracają wzrok i przechodzą na drugą stronę dziedzińca? Nie wiesz!
Dadex poznał głos Megariona. Były kompan był gdzieś blisko, ale gdzie? Zauważył kątem oka jego sylwetkę i skoczył do niego jak wyrzucony z katapulty. Zadał szerokie poziome cięcie, które powinno pozbawić przeciwnika głowy. Ale jednak tak się nie stało. Megarion odbił cios niemal pogardliwie. Dadex odruchowo złożył paradę, ale tamten nie skontrował, tylko cofnął się i uśmiechnął lekceważąco.
- Straciłem wszystko, co osiągnąłem – powiedział z ociąganiem i w tej samej chwili zaatakował. Siła ciosu omal nie wytrąciła Dadexowi miecza z ręki. – Zabrałeś mi wszystko. Władzę, uwielbienie poddanych, szacunek Leśników. I jak się z tym czujesz, panie hrabio? Odwrócili się ode mnie wszyscy ci, których brałem za przyjaciół. Kac udawał, że nie ma dla mnie czasu, obiecywał cuda na kiju, nie chcieli mnie w żadnej innej gildii, tylko dlatego, że jestem Megarionem, obalonym przywódcą Leśników, wygnanym i zhańbionym.
Dwa następne ciosy zmusiły Dadexa do cofnięcia się o krok. Trzeciego nie próbował nawet parować, czując, że i tak nie da rady. Odskoczył od Megariona, zwiększył dystans. Ten tylko się skrzywił.
- Typowe. Zawsze unikałeś bezpośredniej konfrontacji. Ale teraz ci nie odpuszczę.

- A mówiłeś, że nikogo tutaj nie będzie!
- Dobra, dobra, zawaliłem! – fuknął Szczurek. – A teraz biegnij!
Dali nura za załom korytarza i jedyne co do niech dotarło, to odgłos łamanych bełtów o kamienny mur. Szczurek nie rozumiał jakim cudem ich odkryto. Żołnierze pojawili się nagle, nie wiadomo skąd i niemal od razu ich zaatakowali. I tyle z ich cichej ucieczki.
Wypadli na kolejny korytarz i dostrzegli dwóch kolejnych strażników, którzy na ich widok chwycili za broń i ruszyli na nich. Sever kopnęła jednego z rozpędu czubkiem buta w twarz, tamten poleciał do tyłu, jakby otrzymał cios taranem, uderzył w ścianę i zaczął się po niej osuwać. Szczurek był mniej finezyjny, lewym sierpowym obalił drugiego strażnika i poprawił kopnięciem.
- Jeden zero dla nas – powiedział Szczurek.
- To popatrz tam – Sever wskazała przed siebie. Od strony z której przyszli nadchodzili kolejni żołnierze i ich miny nie wróżyły nic dobrego.
Dwaj Leśnicy musieli podjąć szybką decyzję. Uciekać i próbować szczęście w przedostaniu się w innym miejscu, czy przebić się i dotrzeć do umówionego punktu. Szczurek sięgnął za pazuchę i wyjął kilka noży do rzucania
- No, dawać, sukinsyny.

- Nie prosiłem o wiele, a i tego mi odmówiono. Czy to sprawiedliwe?
Wykonał ruch tak szybki, że jego sylwetka zamieniła się w rozmazaną smugę, i nagle wyrósł nad nim jak burzowa chmura. Nie wiedzieć kiedy przerzucił miecz do lewej ręki i zasypywał go gradem ciosów. Dadex cofał się parując, zawsze o włos, zawsze w ostatniej chwili, czując, że kolejne uderzenie może być tym ostatnim. Po chwili uderzył plecami o ścianę i już nie miał gdzie się cofać.
- Czy to sprawiedliwe, pytam?! Odpowiedz! – zażądał Megarion. – Byłem prawie na dnie, gdy pojawił się on, Lastavard. Jako jedyny wyciągnął do mnie pomocna dłoń, a w ogóle nie musiał tego robić. Bo przecież byłem z Leśników, którzy go zranili!
Zranili? Nie rozumiem, pomyślał Dadex. Kiedy i jak?
- Jesteście bandą snobów i egoistów. Myślicie tylko o sobie i o własnych korzyściach. Nie widzicie tego, że Lastavard chciał z wami nawiązać coś na kształt przyjaźni, ale po kolejnej, nieudanej próbie, zrezygnował.
- Ja nie rozumiem, co to ma do czego – odparł Dadex. – To on był w stosunku do nas agresywny.
- Ale nie zauważyłeś, że porzucił Vana’Diel i przeniósł się tutaj? Sever wam nie mówiła? Albo i ją już nie obchodzą przyjaciele stamtąd? Tak jak was!
Dadex wykorzystał ten jego wybuch i odepchnął go z całej siły w tył. Megarion poleciał jakieś pięć kroków do tyłu. Dadex doskoczył do niego jednym susem i to Meg musiał się tym razem cofać. Leśnik uderzył góra, góra, potem nisko, w nogi, wyszedł spod jego kontry błyskawicznym obrotem i szerokim cięciem przejechał mu po piersi. Megarion zdążył się odsunąć, Dadex ledwo go drasnął, ale to wystarczyło, by noc rozdarł ryk bólu.
- Boom, uciekamy! – krzyknął Dadex.

Zauważyli go w ostatniej chwili. Szczurek wykonał ruch jakby chciał cisnąć w niego sztyletem, ale już nie zdążył. Potężny podmuch cisnął nimi do tyłu. Leśnik zdołał się złapać jednego z filarów, a jego pasa uczepiła się Sever. Trwali tak przez kilkanaście sekund, gdy wszystko ucichło. Oboje natychmiast ukryli się za filarami. Szczurek wyszarpnął miecz z pochwy, odczekał chwilę i zaszarżował na zbliżających się gwardzistów. Sever, w panice szukała swojego miecza, który musiała przed chwilą gdzieś zgubić. Dostrzegła go dalej w głębi korytarza.
- Szczur, osłaniaj mnie przez chwilę! – zawołała i rzuciła się w stronę swoje broni.
Przeturlała się prze szerokość korytarza i ukryła za filarem. Szczurek zajęty był swoimi przeciwnikami i musiała radzić sobie sama. W pewnej chwili dostrzegła obok siebie jakiś ruch. Robiąc unik zatoczyła się pod ścianę. Gdy próbowała złapać równowagę, ścigający ją wojownik wymierzył kolejny cios. Sparowała atak sztyletem i natychmiast, z przytłumionym krzykiem, zamachnęła się nim w kierunku jego gardła. Zatrzymał jej sztylet mieczem. Sever po raz pierwszy mogła przyjrzeć się twarzy wroga. No tak, Vandersaavre. Elf powoli przesunął ostrze swego miecza po ostrzu jej sztyletu. Tym samym przemieścił środek ciężkości, a końce obu broni zaczęły niebezpiecznie drgać pod wzajemnym naporem. Był silniejszy od niej, to było pewne, musiała coś wymyślić.
- Poddaj się!
Ostrze miecza zaczęło drgać blisko jej oczu.
- W życiu!
Sever zatoczyła sztyletem łuk w powietrzu, pozwalając, żeby wytrącił go jej z ręki. Miecz elfa sięgnął jej nadgarstka i pozostawił głęboką ranę, utoczywszy przy tym krwi. Elfka przylgnęła do piersi przeciwnika i objęła go mocno obiema rękami. Z przeraźliwym krzykiem rzuciła się do przodu. Wypadając przez okno spleceni ze sobą przeciwnicy roztrzaskali okiennice i potoczyli się po okapie piętro niżej. Będąc już powietrzu Sever zdołała obrócić się tak, żeby być nad napastnikiem. Tuż przed uderzeniem o ziemię z całej siły oparła swoje kolana na jego barkach. Oszołomiony nagłym uderzeniem okropnego bólu Vandersaavre zacisnął zęby i wybałuszył oczy.
- Szczuru, skacz!!! – krzyknęła.
Szczurek stęknął tylko, ale wyskoczył przez okno. Poślizgnął się przy tym i spadł z okapu na ziemię. Sever zostawiła potłuczonego Adesa i pomogła towarzyszowi. Leśnik wskazał na jej ręke, ale Sever pokręciła głową. Nie mają czasu.

Lastavard wstał z fotela i podszedł do okna. Słyszał jakieś hałasy dochodzące od strony dziedzińca. Zmrużył oczy. Skoro tego chcą, to będą to mieć.
Odwrócił się i ruszył w stronę drzwi.
Zabije ich.
 

switek17

Member
Dołączył
14.3.2007
Posty
447
A tak, przeczytałem już kilka godzin temu, tylko już nie było czasu na odpisanie. Jako, że dość dawno był rozdział VII to musiałem sobie przypomnieć co było ostatnio.
No co tu gadać? Opo trzyma poziom pozostałych. Nic tylko musisz znaleźć grono lepszych krytyków, bo my po prostu chłoniemy przygody Leśników jak gąbka wodę ;p Cuudnie i.. ja chcę więcej! (tylko bez pośpiechu)
 
Status
Zamknięty.
Do góry Bottom