- Dołączył
- 12.1.2008
- Posty
- 2680
Zainspirowany opowiadaniem BooMa i ostatnimi wydarzeniami na forum, pomyślałem, że warto by było wznowić z dawna niekultywowaną tradycję pisania zebrań klanowych.
Nie wiem jak mi to wyszło i czy w ogóle - musicie sami to ocenić.
Przypominam, że tak jak poprzednie części opowiadań, ta również nie ma na celu nikogo ośmieszyć ani wykpić. Jeśli ktoś się poczuł urażony, to przepraszam
Miłego czytania
P.S. Jestem otwarty na wszelką krytykę
************************************************
ZEBRANIE KLANOWE XV - Demony Wojny
************************************************
Bojan krążył niespokojnie po namiocie, popalając fajkę wypełnioną jabłkowym tytoniem.
Na stole przed nim leżały sterty map i zapisanych drobnym drukiem kartek. W kącie, obok zawalonego brudnymi ubraniami łóżka polowego, stał rząd pustych butelek po wódce.
- Nie ma wyjścia, trzeba dzwonić do marszałka – powiedział zdecydowanym głosem Bojan podchodząc do stołu i chwycił za stojącą na nim flaszkę, rozlewając jej zawartość do kilku kieliszków.
- Łączyć? – zawołała ochoczo Abi, wbiegając do namiotu z radiotelegrafem na plecach.
- A ty znowu podsłuchiwałaś… tyle razy cię prosiłem, jak będziesz potrzebna to cię zawołamy.
- Oj no dobrze, przepraszam, więcej nie będę… ale to co, łączyć?
- Jeszcze nie, wstrzymaj się moment – powiedział BooM, który do tej pory nieczęsto zabierał głos, przez dłuższy czas przyglądając się mapom – Majorze, myślę, że powinniśmy się skontaktować z frontem zachodnim, nie ma na razie powodu, by niepokoić sztab.
Bojan popatrzył mętnym wzrokiem na swego towarzysza i pokiwał głową.
- Macie rację kapitanie, tak chyba będzie lepiej. Abi, skoro już tu jesteś to połącz mnie z pułkownikiem, zobaczymy jak sobie radzą – rzekł Bojan, wypijając zawartość świeżo napełnionego kieliszka - BooM, El, nie opierdalać się, pijcie jak macie nalane!
-Okej, to ja łączę – wykrzyknęła Abi, a w jej oczach błysnął jakiś szaleńczy blask. Szybko zrzuciła z pleców pokaźnych rozmiarów radiostację, przyłożyła do ucha słuchawki i zaczęła w pośpiechu wciskać przyciski na mocno zmaltretowanym urządzeniu.
- Halo halo, ja Zbója, ja Zbója, jak mnie słyszysz odbiór?
- Jako tako, ale daje radę. Odbiór – odezwał się głos w radiostacji.
-Majorze, mamy połączenie! – wykrzyknęła uradowana Abisynka, wciskając Bojanowi słuchawki i mikrofon.
- Ho hao, Boja, jak mie szyszysz? – odezwał się w słuchawce głos EDa
- Słabo, chyba ktoś cos kombinował przy kablach. -Cholera, drugi raz w tym tygodniu… straciłem już trzech ludzi na samym sprawdzaniu linii… ale trudno będę musiał wysłać następnych. Mów jak tam wygląda sytuacja u was.
- U nas na razje szpokój, oszatni atak mieliszmy dwe godziny temu… - powiedział ED zmęczonym głosem – sztraciłem dóch ludzi, ale udao nam się odprzeć całkem szpory odział. Ze sztu chłopa na nas szło, byli uzbrojeni w klawiatury, ale jakoś szobie poradziliszmy… a jak ta u was, trzymace się jakoś?
-Niestety, u nas nie jest tak kolorowo – major zawahał się przez chwilę, chwycił za jeden z napełnionych kieliszków i go opróżnił.
- Ej, to mój kieliszek… - jęknął cicho Elessar.
- Zamknij się, trzeba było pić szybciej – skarcił go Bojan, zagryzając ogórkiem – no więc, jak już powiedziałem… mlask mlask… nasza sytuacja jest dość kiepska. Jesteśmy pod stałym ostrzałem, ogień zaporowy idzie w naszym kierunku non-stop, co chwilę atakują nas spore grupy szturmowe. Kończą nam się zapasy, amunicja i żołnierze, długo tak nie pociągniemy, najwyżej 2-3 dni. Będę musiał dzwonić do sztabu po posiłki.
- Chętnie bym Wam pomógł majorze, ale szam jesztem na wyszerpaniu – rzekł ze smutkiem w głosie ED – amunicji tesz mam niewiele, te szkurwiele są wytrzymałe, ludzi też osztatnio kilku sztraciem. Dzwońcie do sztabu, może tamte obiboki coś poradzą na wasze bolączki, jeszli nie – będziecie muszieli się wyszofać.
- Taaaak, o niczym innym tak w tej chwili nie marzę jak o wycofaniu – odrzekł Bojan, wyraźnie zrezygnowany – dobra, kończę panie pułkowniku, nie dajcie się tam zabić. Bez odbioru – major odłożył słuchawkę i ponownie polał kolejkę
- BooM, odłóż te mapy i napij się jak człowiek – rzekł surowo Bojan, patrząc na wertującego stos zapisków oficera.
-Coooooo? Aaaaa, tak, już już – odrzekł wyraźnie zdezorientowany oficer, po czym chwycił za butelkę i zaczął ją opróżniać.
- Zostaw k**wa tę butelkę, masz w kieliszku! – krzyknął podirytowany Bojan, wyrywając mu półlitrówkę z ręki – trzeba oszczędzać prowiant!
- Oooociociocio – wymamrotał pod nosem BooM, wypijając na raz literatkę.
********************
Tymczasem na froncie zachodnim…
- Nosz do uya Wacuawa, ile ich tu znowu przylazuo?
- Szpokojnie Nau, poradzimy sobie – krzyknął ED – z haubicy w nich!
- Się wie – odrzekł Nau, kręcąc działem we wszystkie strony - matkoyebcy
- Szkelo, rzućcie im Pandę na poszarcie, może to odwróci na chwilę ich uwagę
- Cooo? Czemu akurat mnie? Przecież to nie ma sensu, takie z d*py to wszystko… eeeej, chyba nie mówisz poważnie?! Ej, zostawcie mniiiieeeeee!!! NIIIIEEEE!!!!
- Dobra panowie, wszyscy do karabinów i atakujemy… zarasz… gdzie jest Vendetta?
- Vendetta znowu ma bana panie pułkowniku! – odezwał się któryś z żołnierzy
- k**wa…
*******************
Tymczasem gdzieś na dalekiej Syberii…
-Wtf, znowu mam tak łazić po tym śniegu? Zimno mi… - Vendetta szedł z wolna przez las, brodząc po kolana w śniegu. W pewnym momencie spomiędzy drzew dobiegło go przeraźliwe wycie, który z każdą chwilą było coraz wyraźniejsze.
Przerażony Vendetta złapał solidną gałąź i przyjął pozycję bojową.
- Chodź tu pokrako, rozpierdolę cię jak Lich Kinga… co do… lulz, Bury Zenek, to ty? Myślałem, że nie żyjesz.
-Noooo, to ja… wrrrrrrrr… żyję, w każdym bądź razie jeszcze żyję… wrrrr
- To dobrze, już się bałem, że to jakiś wilk… Zenek, aleś ty zdziczał – V spojrzał na niego z obrzydzeniem. Miał na sobie brudne, poszarpane ubranie i był cały porośnięty sierścią. Z jego pyska toczyła się gęsta piana…
- Zenek, dobrze się czujesz?
- Dobrze, bardzo dobrze… świeże mięsko… wrrrrrrrraaauuuuuu!!!! – wilkołak zrobił susa i rzucił się na biednego skazańca.
- ZOMFG, fakof biiiiiczzzz!!!!!
********************
- Abi, łącz mnie ze sztabem, nie ma na co czekać – rzekł Bojan, podchodząc do radiostacji.
- Tak jest majorze! – wykrzyknęła Abisynka i ponownie zaczęła odprawiać czary nad konsolą maszyny. OFicer chwycił słuchawkę ale zaraz odsunął ją od ucha, gdyż przywitał go ogłuszający odgłos uderzania garnkiem o ścianę.
- Jezusie Chrystusie, co tam się u was dzieje?! – krzyknął do słuchawki – Halo, słyszycie mnie? Odbiór!
- k**wa Rangiz, ścisz tę muzykę, mamy front wschodni na linii – dało się słyszeć przytłumiony głos pułkownika Yeeda
- Przecież jest cicho… ała! Kac, nie bij mnie – Zig zawył z bólu i przyciszył muzykę – Kurde Kac, zamiast lać mnie lepiej byś polał co nieco…
-Tępy chuju!
- Dobra, słyszę was Bojan, jak tam sytuacja? – spytał Yeed
- Niewesoło, prawie nas mają, potrzebujemy posiłków.
- Bojan… WOJNA jest, a wy tylko byście żarli… poza tym co, kucharza nie macie? Weźcie ruszcie mózgownicą majorze i nie zawracajcie nam głowy, to sztab główny a nie punkt cateringowy, Ty myślisz że my tu nie mamy nic ważniejszego do roboty?
- Patrz k**wa Zig, a ja cię żołędnym dupkiem!! Dawaj flaszkę! – rozległ się w słuchawce głos Kacperexa, ledwie przebijający się przez muzykę, która teraz przypominała uderzanie pokrywy od śmietnika o puste puszki po piwie – Yeed, co tam się dzieje, wracaj do nas, nie będziemy sami grali, za mała pula!
- Już idę panie marszałku, Bojan dzwoni – powiedział potulnym głosem Yeed.
- A ten co znowu chce?! Daj mi go, ja to załatwię. Halo, Bojan? Co tam się k**wa u was dzieje?
- Panie marszałku, potrzebujemy wsparcia.
- A co, dach wam się wali na głowy? To weźcie jakieś belki podstawcie, u nas już nie ma…
- Z całym szacunkiem panie marszałku, ale my tu jesteśmy na wykończeniu i nie bardzo mamy ochotę na żarty – zaprotestował Bojan – amunicja jest na wyczerpaniu,, ludzie są zmęczeni i zdziesiątkowani… poza tym kończy nam się wódka…
- COOOO??!! – krzyknął wyraźnie zszokowany Kacperex - to niedopuszczalne!! Dobra, przysyłamy wsparcie, nie martwcie się, za godzinę szykujcie się na zrzuty… k**wa Rangiz, zostaw moją flaszkę!! I ścisz na miłość boską to dudnienie!!! Byś puścił lepiej jakiś Bajm… Nie dajcie się zabić majorze, bez odbioru!
Bojan odłożył słuchawkę i rozlał resztki wódki do kieliszków, a pustą butelkę postawił koło łóżka.
- Dziękuję Abi, to wszystko, odmaszerować – rzekł do łączniczki.
- Tak jest! – krzyknęła ochoczo, zarzuciła radiostację na plecy i wybiegła z namiotu.
- To zadziwiające, ile krzepy ma ta dziewucha… że też jej chce się tak zapierdalać… – rzekł zadziwiony Bojan, zajmując miejsce przy stole.
-Yeed się pluł? – spytał BooM
- Jak zwykle – odpowiedział Bojan, podnosząc kieliszek
- Pewnie znowu nie zmienił podpaski – rzekł z powagą Boom, po czym po chwili zadumy opróżnił swoje szkło.
- Pewnie taaaaaaak….
*********************
Tymczasem w sztabie…
-Znowu przegrałeś, dawaj flaszkę Zbychu – zakrzyknął wesoło Rangiz, opróżniając swoją literatkę do dna.
- Oszukujecie! Nie gram więcej z wami w wojnę! – krzyknął wzburzony Yeed, stawiając na stole butelkę Żołądkowej.
- Zawsze tak mówisz – zaśmiał się Kacperex – powiedz ty mi lepiej, co my tam mieliśmy zrobić.
- Przede wszystkim – Yeed zaczął wyliczać na palcach – trzeba umocnić linie obrony na wschodzie, wysłać im wsparcie i przygotować awaryjny plan ewakuacji.
Poza tym… pozostaje sprawa nowej odsłony naszego oficjalnego forum. Trzeba połatać dziury w skrypcie i przygotować tła do layoutu.
- No to co, trza by zacząć od tych najważniejszych rzeczy, co nie? – zawołał Kac – Rangiz, weź no poleć po karton i kredki. Aaaa, zajdź jeszcze po sprzęt do treningu, w końcu jest wojna, trzeba być w formie
- A co dzisiaj trenujemy?
- To co zawsze – wudżitsu
- Da się zrobić – zasalutował Zig i podreptał powoli w kierunku lodówki…
********************
- Poruczniku – major zwrócił się do Elessara, który na sam dźwięk swego stopnia wstał prędko ze stołka i stanął na baczność – wyślijcie szeregowych Romka i Arvena, niech sprawdzą kable.
- Tak jest panie majorze!! – zasalutował Elessar i czym prędzej wybiegł z namiotu.
- Oj BooMciu BooMciu, czarno to widzę… - rzekł Bojan ukrywając twarz w dłoniach – teraz brakuje nam tylko jeszcze… - nie skończył, bo w tym momencie do namiotu wbiegł Dragomir z wymalowanym uśmiechem na twarzy.
- A wy czego się tak cieszycie, kapralu? – zapytał Boom – przybyły posiłki ze sztabu?
- Nie kapitanie, atakują nas – zawołał wesoło Dragomir.
- I co, to jest powód do śmiechu? Zresztą… nieważne, zobaczmy co tym razem nam przygotowali…
- Kapralu, napijecie się z nami? – zapytał Bojan, wskazując na pełen kieliszek należący do Elessara
- Nie, dzięki, mam własny ekwipunek – rzekł z uśmiechem Dragomir, poklepując się po kieszeni, z której wystawała pękata butelka z żółtą etykietą.
Żołnierze wyszli przed namiot. Słońce zaszło już dawno temu, mimo to wybuchy bomb i strzały karabinów rozświetlały ciemną noc.
Bojan zdjął z szyi lornetkę i zaczął przyglądać się polu bitwy.
- Grupka idzie od wschodu, tam mamy dwa CKMy, i parę pancerfaustów, powinni sobie poradzić… Dragomirze, powiedzcie Tomisakisowi i Wersusowi, żeby pilnowali prawej flanki, stamtąd będą atakować większe oddziały, potrzebuję tam dobrych ludzi…
- Bojan, uważaj!! – krzyknął przerażony Boom.
Major odwrócił się i zobaczył jak w jego kierunku zmierza dziesięcioosobowa grupa nożowników wykrzykujących hasła „La Onda żyje” i „W imię najpotężniejszej organizacji na świecie”
-Padnij!! – krzyknął nagle nadbiegający z tyłu Tomisakis i cisnął w grupę fanatyków granat.
Boom padł na ziemię, pociągając za sobą zdezorientowanego Bojana.
Rzucony przez Tomiego RPG rozerwał wrogów na strzępy, rozrzucając ich członki na wszystkie strony.
- Pieprzone trolle, za bardzo się zaczynają panoszyć – krzyknął Bojan – dobry rzut sierżancie, złożę do dowództwa wniosek o awans dla was.
- Dziękuję kuźwa panie majorze! – zasalutował Tomi i pobiegł razem z Werusem w kierunku jednego z karabinów maszynowych.
- Drago, do katiuszy, prędko – zawołał Boom – odłamkowy raz!
- Jest odłamkowy raz! – Drago załadował działo
- Wycelujcie dobrze.
- Cel, pal! – Drago nacisnął spust i wystrzelił pocisk prosto w grupę trolli w koszulkach „h*j z ortografjom”
- Cel, pal! – kolejny pocisk trafił prosto w kilku liliputów krzyczących „prawdziwy post to jedno zdanie!”
- Drago, bojówki AC i Tawerny na dziesiątej! – krzyknął Bojan, namierzając kolejnego grupy przy pomocy lornetki.
- Widzę gagatków! Cel, pal! – następna grupa została skutecznie spacyfikowana.
- Dobra, mamy ich, już się nie podniosą – zawołał zadowolony Boom.
****************
Tymczasem w obozie sił wroga…
-Muahahhahahahahah, tak, jesteśmy już blisko celu!!! TAK, OPANUJEMY ŚWIAT!!! TROLLA WŚCIEKLIZNA!!!!!!!
- Spokojnie, bo ci się rogi wyprostują – rzekł Shawn, patrząc na mapy – nic nie jest jeszcze przesądzone.
POZAMYKAM ICH W LOCHACH I PRZEJMĘ WŁADZĘ NAD FORUM!!!!! – Koza kontynuował swój monolog, zdając się nie słyszeć pouczeń towarzysza.
-Szefie, szefie – Gaan wpadł do namiotu głośno sapiąc – szefie, rozwalili nasze oddziały specjalne, co robimy?
-Co?! – krzyknął Shawn tak nagle, że Koza przerwał swoje denne wywody i podskoczył, zahaczając rogiem o sufit – niemożliwe, nasze elitarne jednostki zniszczone!!! Co my teraz zrobimy?!
-TROLLAAA WŚCIEKLIZNAAAAAA!!!!
-Tak, chyba nie mamy innego wyjścia…
-Szefie - zaczął nieśmiało Gaan - czemu trzymasz tę mapę do góry nogami?
-Cooo? Aaaaa... toooo... eeee... dla zmylenia wroga. Idź już sobie i nie przeszkadzaj!
****************
RoMek i Arven wrócili z akcji technicznej w opłakanym stanie. Byli cali podrapani i poparzeni, ale na szczęście żyli.
- Majorze, melduję posłusznie, że kable były w stanie nienaruszonym.
- Hmmm, dziwna sprawa, w takim razie nie wiem czemu mieliśmy takie problemy z połączeniem…
Oficerowie mieli już wracać do namiotu, kiedy nagle stało się coś niespotykanego. Ziemia zaczęła się gwałtownie trząść, a drzewa nieopodal zostały wyrwane z korzeniami. Z lasu wyłoniło się dwóch olbrzymów, 5 krotnie większych od pozostałych trolli.
Jeden z nich był dość niski i przysadzisty. Z jego szyi zwisał ogromny, pozłacany łańcuch, zwieńczony misternie zdobioną w diamenty literą „S”.
Drugi był o wiele wyższy i szczuplejszy od swojego towarzysza, z wytatuowaną na piersi liczbą „123”. Było w nim jednak coś dziwnego. Zachowywał się jak oszalały, niszcząc wszystko co napotkał na swojej drodze, a z jego głowy wystawały dwa pokaźnych rozmiarów rogi.
- Co to ma być?! – wykrzyknął Bojan – i
- To największe trolle jakie w życiu widziałem – rzekł ze zdumieniem Boom
- Panie majorze! – krzyknął zasapany Wersus i chciał cos powiedzieć, lecz spojrzał na dwóch nowo przybyłych przeciwników i głos w nim zamarł.
- Noooo, co jest? Jesteś tam? – Bojan potrząsnął oniemiałym żołnierzem
- Przybyło ws-wspaaaarcie ze-ze-ze sztabu – wydukał przerażony
- To na co czekasz, dawaj ich tu, szybko!
- T- t-tak j-jest! – Wersus zniknął za namiotami i wrócił po chwili z Baalem i Fahrenheitem, niosąc 6 sporych rozmiarów skrzynek.
- Co to jest?! Gdzie są posiłki do jasnej ciasnej!? – krzyknął podirytowany dowódca.
- Panie majorze – zaczął niepewnie Baal – nic więcej nie przysłali, tylko te skrzynki.
- Ooooo, koledzy przyszli! – zawołał Fahrenheit, wskazując na dwóch wielkoludów – ej, chyba nie chcecie ich bić, co? Oni są spoko, zostawmy ich!
Bojan otworzył jedną ze skrzynek, a jego oczom ukazał się tuzin butelek wódki i mała karteczka, z niewyraźnie nabazgranym „NA ZDROWIE! – sztab” Pozostałe skrzynki okazały się zawierać szeroki wachlarz wódek smakowych.
-Pięknie, k**wa, pięknie… Ja chyba tego Kaca zatłukę…
- To co, połączyć??
- Abi, znowu... a dobra tam, łącz…
- Halo, szo tam znowu? – zapytał zdenerwowany ED
- Znowu słabo cię słyszę ED, co tam się u was dzieje?
- U nasz na razie szpokój, chypa szobje odpuścily ataki na nasz
- Nas atakują dwa olbrzymie trolle, nie wiem czy uda nam się ich odeprzeć… halo… halo ED, słyszysz mnie?! Kurde, nie ma połączenia, co jest? – Bojan rzucił słuchawkę i spojrzał w kierunku słupów telegraficznych. Na jednym z nich siedział mały karzeł z nożyczkami w koszulce „koham Dżastina Bajbera”, uśmiechając się złowieszczo.
- Oooo ty j**any gnomie – ryknął Bojan i począł do niego strzelać.
Karzeł nic nie robiąc sobie z lecących w jego stronę pocisków zsunął się ze słupa i poczłapał w kierunku lasu.
- No to jesteśmy w czarnej d*pie
- Co to to nie, tylko nie w czarnej – zaprotestował Drago – nie chcę mieć nic wspólnego z czarnuchami.
- Ty rasisto! – krzyknął do niego stojący nieopodal działa Elessar – karzę cię za to zdegradować!!
- Pusi mi kurac – odrzekł mu Drago – dobry czarnuch to czarnuch na polu bawełny, albo w moim ogródku.
- Pieprzony naziol
- Żyd
Elessar zacisnął zęby powstrzymując się od komentarza, mruknął coś pod nosem i wycelował w jednego z olbrzymów. Wystrzelony przez niego pocisk trafił prosto pod nogi Shawna, ale nie wyrządził mu wielkiej krzywdy.
Dziesiątki pocisków i naboi zmarnowano na próbę likwidacji wroga – niestety, żadna konwencjonalna broń nie robiła na nich najmniejszego wrażenia. Trolle przybliżyły się niebezpiecznie do pozycji zajmowanych przez oddział Bojana i trzeba było podjąć radykalne kroki…
- To bez sensu, nie mamy szans, trzeba się wycofać! – krzyknął do dowódcy Elessar.
- Chujnia z grzybniom – skwitował krótko Dragomir, pociągając ze swojej butelki.
- Dobra panowie – powiedział Bojan, zakładając karabin na plecy - bierzcie d*py w troki, zwijamy się z tego… Lecz w tym momencie ponownie coś się zatrzęsło, coś huknęło i z krzaków wyłonił się ogromny pojazd, na którym siedzieli ED i Nauczyciel.
- Haha, tak jest, ED i jego magiczne działo!!! –zawył z radości Arven
- Hio Boja, przybyłem z odszeczą – krzyknął pułkownik, machając na przywitanie czapką – domyszliłem się, że cosz jest nie tak i przybyłem najszybcej jak sze dało
- ED mordko, w samą porę – krzyknął uradowany Bojan – ubij dziadów!
- Nau, ładuj działo ładuj czołg!
- Sie wie szefie – odrzekł Nau, celując olbrzymią lufą w dwóch olbrzymów – matkoyebcy.
Nauczyciel odpalił działo i stronę trolli poleciały z prędkością świata setki dachówek i kawałków blachy.
- Ała, co to ma znaczyć?!! Przecież ja jestem panem świata!!! – krzyknął Koza, obrywając raz po raz ceramiką w twarz – tak się nie traktuje porządnych trolli!!
- Nau, uieruchamamy ich , szybko!!
- Się wie – Nau nacisnął duży czerwony przycisk i w kierunku zwyrodnialców wystrzelił strumień rozgrzanej smoły – matkoyebcy.
Niestety, przeciwnicy zdołali w porę się uchylić i nie zostali całkowicie spacyfikowani.
- Jeszcze się do was dobierzemy, zobaczycie!! TROLLA WŚCIEKLINZAAAA!!!!
- Popamiętacie nas, wrócimy tu szybciej niż wam się zdaje – odgrażał się Shawn, z trudem odrywając od ziemi oblepione smołą stopy i kierując się do lasu.
- Tak jest, paszoł won sabaki!! Ja nabit waszu mrtvu radinu na moi kurac!! – krzyczał w kierunku lasu Dragomir.
Bojan i BooM podbiegli do czołu i pomogli żołnierzom z niego zejść.
-Dobra robota pułkowniku – powiedział Bojan, podając mu rękę – gdyby nie wy, byłoby po nas.
-Miałem nosza, żeby do wasz przyjechać i wżąć działo. Dobrze, że wszysztko dobrze sze skończyło. Dzwonimy do sztabu?
- Nieee, lepiej im teraz nie zawracać głowy – stwierdził BooM – chodźmy się lepiej napić. Majorze, zdaje się, że mamy spore zapasy?
- Ano mamy… cholera, znowu będę chory…
Nie wiem jak mi to wyszło i czy w ogóle - musicie sami to ocenić.
Przypominam, że tak jak poprzednie części opowiadań, ta również nie ma na celu nikogo ośmieszyć ani wykpić. Jeśli ktoś się poczuł urażony, to przepraszam
Miłego czytania
P.S. Jestem otwarty na wszelką krytykę
************************************************
ZEBRANIE KLANOWE XV - Demony Wojny
************************************************
Bojan krążył niespokojnie po namiocie, popalając fajkę wypełnioną jabłkowym tytoniem.
Na stole przed nim leżały sterty map i zapisanych drobnym drukiem kartek. W kącie, obok zawalonego brudnymi ubraniami łóżka polowego, stał rząd pustych butelek po wódce.
- Nie ma wyjścia, trzeba dzwonić do marszałka – powiedział zdecydowanym głosem Bojan podchodząc do stołu i chwycił za stojącą na nim flaszkę, rozlewając jej zawartość do kilku kieliszków.
- Łączyć? – zawołała ochoczo Abi, wbiegając do namiotu z radiotelegrafem na plecach.
- A ty znowu podsłuchiwałaś… tyle razy cię prosiłem, jak będziesz potrzebna to cię zawołamy.
- Oj no dobrze, przepraszam, więcej nie będę… ale to co, łączyć?
- Jeszcze nie, wstrzymaj się moment – powiedział BooM, który do tej pory nieczęsto zabierał głos, przez dłuższy czas przyglądając się mapom – Majorze, myślę, że powinniśmy się skontaktować z frontem zachodnim, nie ma na razie powodu, by niepokoić sztab.
Bojan popatrzył mętnym wzrokiem na swego towarzysza i pokiwał głową.
- Macie rację kapitanie, tak chyba będzie lepiej. Abi, skoro już tu jesteś to połącz mnie z pułkownikiem, zobaczymy jak sobie radzą – rzekł Bojan, wypijając zawartość świeżo napełnionego kieliszka - BooM, El, nie opierdalać się, pijcie jak macie nalane!
-Okej, to ja łączę – wykrzyknęła Abi, a w jej oczach błysnął jakiś szaleńczy blask. Szybko zrzuciła z pleców pokaźnych rozmiarów radiostację, przyłożyła do ucha słuchawki i zaczęła w pośpiechu wciskać przyciski na mocno zmaltretowanym urządzeniu.
- Halo halo, ja Zbója, ja Zbója, jak mnie słyszysz odbiór?
- Jako tako, ale daje radę. Odbiór – odezwał się głos w radiostacji.
-Majorze, mamy połączenie! – wykrzyknęła uradowana Abisynka, wciskając Bojanowi słuchawki i mikrofon.
- Ho hao, Boja, jak mie szyszysz? – odezwał się w słuchawce głos EDa
- Słabo, chyba ktoś cos kombinował przy kablach. -Cholera, drugi raz w tym tygodniu… straciłem już trzech ludzi na samym sprawdzaniu linii… ale trudno będę musiał wysłać następnych. Mów jak tam wygląda sytuacja u was.
- U nas na razje szpokój, oszatni atak mieliszmy dwe godziny temu… - powiedział ED zmęczonym głosem – sztraciłem dóch ludzi, ale udao nam się odprzeć całkem szpory odział. Ze sztu chłopa na nas szło, byli uzbrojeni w klawiatury, ale jakoś szobie poradziliszmy… a jak ta u was, trzymace się jakoś?
-Niestety, u nas nie jest tak kolorowo – major zawahał się przez chwilę, chwycił za jeden z napełnionych kieliszków i go opróżnił.
- Ej, to mój kieliszek… - jęknął cicho Elessar.
- Zamknij się, trzeba było pić szybciej – skarcił go Bojan, zagryzając ogórkiem – no więc, jak już powiedziałem… mlask mlask… nasza sytuacja jest dość kiepska. Jesteśmy pod stałym ostrzałem, ogień zaporowy idzie w naszym kierunku non-stop, co chwilę atakują nas spore grupy szturmowe. Kończą nam się zapasy, amunicja i żołnierze, długo tak nie pociągniemy, najwyżej 2-3 dni. Będę musiał dzwonić do sztabu po posiłki.
- Chętnie bym Wam pomógł majorze, ale szam jesztem na wyszerpaniu – rzekł ze smutkiem w głosie ED – amunicji tesz mam niewiele, te szkurwiele są wytrzymałe, ludzi też osztatnio kilku sztraciem. Dzwońcie do sztabu, może tamte obiboki coś poradzą na wasze bolączki, jeszli nie – będziecie muszieli się wyszofać.
- Taaaak, o niczym innym tak w tej chwili nie marzę jak o wycofaniu – odrzekł Bojan, wyraźnie zrezygnowany – dobra, kończę panie pułkowniku, nie dajcie się tam zabić. Bez odbioru – major odłożył słuchawkę i ponownie polał kolejkę
- BooM, odłóż te mapy i napij się jak człowiek – rzekł surowo Bojan, patrząc na wertującego stos zapisków oficera.
-Coooooo? Aaaaa, tak, już już – odrzekł wyraźnie zdezorientowany oficer, po czym chwycił za butelkę i zaczął ją opróżniać.
- Zostaw k**wa tę butelkę, masz w kieliszku! – krzyknął podirytowany Bojan, wyrywając mu półlitrówkę z ręki – trzeba oszczędzać prowiant!
- Oooociociocio – wymamrotał pod nosem BooM, wypijając na raz literatkę.
********************
Tymczasem na froncie zachodnim…
- Nosz do uya Wacuawa, ile ich tu znowu przylazuo?
- Szpokojnie Nau, poradzimy sobie – krzyknął ED – z haubicy w nich!
- Się wie – odrzekł Nau, kręcąc działem we wszystkie strony - matkoyebcy
- Szkelo, rzućcie im Pandę na poszarcie, może to odwróci na chwilę ich uwagę
- Cooo? Czemu akurat mnie? Przecież to nie ma sensu, takie z d*py to wszystko… eeeej, chyba nie mówisz poważnie?! Ej, zostawcie mniiiieeeeee!!! NIIIIEEEE!!!!
- Dobra panowie, wszyscy do karabinów i atakujemy… zarasz… gdzie jest Vendetta?
- Vendetta znowu ma bana panie pułkowniku! – odezwał się któryś z żołnierzy
- k**wa…
*******************
Tymczasem gdzieś na dalekiej Syberii…
-Wtf, znowu mam tak łazić po tym śniegu? Zimno mi… - Vendetta szedł z wolna przez las, brodząc po kolana w śniegu. W pewnym momencie spomiędzy drzew dobiegło go przeraźliwe wycie, który z każdą chwilą było coraz wyraźniejsze.
Przerażony Vendetta złapał solidną gałąź i przyjął pozycję bojową.
- Chodź tu pokrako, rozpierdolę cię jak Lich Kinga… co do… lulz, Bury Zenek, to ty? Myślałem, że nie żyjesz.
-Noooo, to ja… wrrrrrrrr… żyję, w każdym bądź razie jeszcze żyję… wrrrr
- To dobrze, już się bałem, że to jakiś wilk… Zenek, aleś ty zdziczał – V spojrzał na niego z obrzydzeniem. Miał na sobie brudne, poszarpane ubranie i był cały porośnięty sierścią. Z jego pyska toczyła się gęsta piana…
- Zenek, dobrze się czujesz?
- Dobrze, bardzo dobrze… świeże mięsko… wrrrrrrrraaauuuuuu!!!! – wilkołak zrobił susa i rzucił się na biednego skazańca.
- ZOMFG, fakof biiiiiczzzz!!!!!
********************
- Abi, łącz mnie ze sztabem, nie ma na co czekać – rzekł Bojan, podchodząc do radiostacji.
- Tak jest majorze! – wykrzyknęła Abisynka i ponownie zaczęła odprawiać czary nad konsolą maszyny. OFicer chwycił słuchawkę ale zaraz odsunął ją od ucha, gdyż przywitał go ogłuszający odgłos uderzania garnkiem o ścianę.
- Jezusie Chrystusie, co tam się u was dzieje?! – krzyknął do słuchawki – Halo, słyszycie mnie? Odbiór!
- k**wa Rangiz, ścisz tę muzykę, mamy front wschodni na linii – dało się słyszeć przytłumiony głos pułkownika Yeeda
- Przecież jest cicho… ała! Kac, nie bij mnie – Zig zawył z bólu i przyciszył muzykę – Kurde Kac, zamiast lać mnie lepiej byś polał co nieco…
-Tępy chuju!
- Dobra, słyszę was Bojan, jak tam sytuacja? – spytał Yeed
- Niewesoło, prawie nas mają, potrzebujemy posiłków.
- Bojan… WOJNA jest, a wy tylko byście żarli… poza tym co, kucharza nie macie? Weźcie ruszcie mózgownicą majorze i nie zawracajcie nam głowy, to sztab główny a nie punkt cateringowy, Ty myślisz że my tu nie mamy nic ważniejszego do roboty?
- Patrz k**wa Zig, a ja cię żołędnym dupkiem!! Dawaj flaszkę! – rozległ się w słuchawce głos Kacperexa, ledwie przebijający się przez muzykę, która teraz przypominała uderzanie pokrywy od śmietnika o puste puszki po piwie – Yeed, co tam się dzieje, wracaj do nas, nie będziemy sami grali, za mała pula!
- Już idę panie marszałku, Bojan dzwoni – powiedział potulnym głosem Yeed.
- A ten co znowu chce?! Daj mi go, ja to załatwię. Halo, Bojan? Co tam się k**wa u was dzieje?
- Panie marszałku, potrzebujemy wsparcia.
- A co, dach wam się wali na głowy? To weźcie jakieś belki podstawcie, u nas już nie ma…
- Z całym szacunkiem panie marszałku, ale my tu jesteśmy na wykończeniu i nie bardzo mamy ochotę na żarty – zaprotestował Bojan – amunicja jest na wyczerpaniu,, ludzie są zmęczeni i zdziesiątkowani… poza tym kończy nam się wódka…
- COOOO??!! – krzyknął wyraźnie zszokowany Kacperex - to niedopuszczalne!! Dobra, przysyłamy wsparcie, nie martwcie się, za godzinę szykujcie się na zrzuty… k**wa Rangiz, zostaw moją flaszkę!! I ścisz na miłość boską to dudnienie!!! Byś puścił lepiej jakiś Bajm… Nie dajcie się zabić majorze, bez odbioru!
Bojan odłożył słuchawkę i rozlał resztki wódki do kieliszków, a pustą butelkę postawił koło łóżka.
- Dziękuję Abi, to wszystko, odmaszerować – rzekł do łączniczki.
- Tak jest! – krzyknęła ochoczo, zarzuciła radiostację na plecy i wybiegła z namiotu.
- To zadziwiające, ile krzepy ma ta dziewucha… że też jej chce się tak zapierdalać… – rzekł zadziwiony Bojan, zajmując miejsce przy stole.
-Yeed się pluł? – spytał BooM
- Jak zwykle – odpowiedział Bojan, podnosząc kieliszek
- Pewnie znowu nie zmienił podpaski – rzekł z powagą Boom, po czym po chwili zadumy opróżnił swoje szkło.
- Pewnie taaaaaaak….
*********************
Tymczasem w sztabie…
-Znowu przegrałeś, dawaj flaszkę Zbychu – zakrzyknął wesoło Rangiz, opróżniając swoją literatkę do dna.
- Oszukujecie! Nie gram więcej z wami w wojnę! – krzyknął wzburzony Yeed, stawiając na stole butelkę Żołądkowej.
- Zawsze tak mówisz – zaśmiał się Kacperex – powiedz ty mi lepiej, co my tam mieliśmy zrobić.
- Przede wszystkim – Yeed zaczął wyliczać na palcach – trzeba umocnić linie obrony na wschodzie, wysłać im wsparcie i przygotować awaryjny plan ewakuacji.
Poza tym… pozostaje sprawa nowej odsłony naszego oficjalnego forum. Trzeba połatać dziury w skrypcie i przygotować tła do layoutu.
- No to co, trza by zacząć od tych najważniejszych rzeczy, co nie? – zawołał Kac – Rangiz, weź no poleć po karton i kredki. Aaaa, zajdź jeszcze po sprzęt do treningu, w końcu jest wojna, trzeba być w formie
- A co dzisiaj trenujemy?
- To co zawsze – wudżitsu
- Da się zrobić – zasalutował Zig i podreptał powoli w kierunku lodówki…
********************
- Poruczniku – major zwrócił się do Elessara, który na sam dźwięk swego stopnia wstał prędko ze stołka i stanął na baczność – wyślijcie szeregowych Romka i Arvena, niech sprawdzą kable.
- Tak jest panie majorze!! – zasalutował Elessar i czym prędzej wybiegł z namiotu.
- Oj BooMciu BooMciu, czarno to widzę… - rzekł Bojan ukrywając twarz w dłoniach – teraz brakuje nam tylko jeszcze… - nie skończył, bo w tym momencie do namiotu wbiegł Dragomir z wymalowanym uśmiechem na twarzy.
- A wy czego się tak cieszycie, kapralu? – zapytał Boom – przybyły posiłki ze sztabu?
- Nie kapitanie, atakują nas – zawołał wesoło Dragomir.
- I co, to jest powód do śmiechu? Zresztą… nieważne, zobaczmy co tym razem nam przygotowali…
- Kapralu, napijecie się z nami? – zapytał Bojan, wskazując na pełen kieliszek należący do Elessara
- Nie, dzięki, mam własny ekwipunek – rzekł z uśmiechem Dragomir, poklepując się po kieszeni, z której wystawała pękata butelka z żółtą etykietą.
Żołnierze wyszli przed namiot. Słońce zaszło już dawno temu, mimo to wybuchy bomb i strzały karabinów rozświetlały ciemną noc.
Bojan zdjął z szyi lornetkę i zaczął przyglądać się polu bitwy.
- Grupka idzie od wschodu, tam mamy dwa CKMy, i parę pancerfaustów, powinni sobie poradzić… Dragomirze, powiedzcie Tomisakisowi i Wersusowi, żeby pilnowali prawej flanki, stamtąd będą atakować większe oddziały, potrzebuję tam dobrych ludzi…
- Bojan, uważaj!! – krzyknął przerażony Boom.
Major odwrócił się i zobaczył jak w jego kierunku zmierza dziesięcioosobowa grupa nożowników wykrzykujących hasła „La Onda żyje” i „W imię najpotężniejszej organizacji na świecie”
-Padnij!! – krzyknął nagle nadbiegający z tyłu Tomisakis i cisnął w grupę fanatyków granat.
Boom padł na ziemię, pociągając za sobą zdezorientowanego Bojana.
Rzucony przez Tomiego RPG rozerwał wrogów na strzępy, rozrzucając ich członki na wszystkie strony.
- Pieprzone trolle, za bardzo się zaczynają panoszyć – krzyknął Bojan – dobry rzut sierżancie, złożę do dowództwa wniosek o awans dla was.
- Dziękuję kuźwa panie majorze! – zasalutował Tomi i pobiegł razem z Werusem w kierunku jednego z karabinów maszynowych.
- Drago, do katiuszy, prędko – zawołał Boom – odłamkowy raz!
- Jest odłamkowy raz! – Drago załadował działo
- Wycelujcie dobrze.
- Cel, pal! – Drago nacisnął spust i wystrzelił pocisk prosto w grupę trolli w koszulkach „h*j z ortografjom”
- Cel, pal! – kolejny pocisk trafił prosto w kilku liliputów krzyczących „prawdziwy post to jedno zdanie!”
- Drago, bojówki AC i Tawerny na dziesiątej! – krzyknął Bojan, namierzając kolejnego grupy przy pomocy lornetki.
- Widzę gagatków! Cel, pal! – następna grupa została skutecznie spacyfikowana.
- Dobra, mamy ich, już się nie podniosą – zawołał zadowolony Boom.
****************
Tymczasem w obozie sił wroga…
-Muahahhahahahahah, tak, jesteśmy już blisko celu!!! TAK, OPANUJEMY ŚWIAT!!! TROLLA WŚCIEKLIZNA!!!!!!!
- Spokojnie, bo ci się rogi wyprostują – rzekł Shawn, patrząc na mapy – nic nie jest jeszcze przesądzone.
POZAMYKAM ICH W LOCHACH I PRZEJMĘ WŁADZĘ NAD FORUM!!!!! – Koza kontynuował swój monolog, zdając się nie słyszeć pouczeń towarzysza.
-Szefie, szefie – Gaan wpadł do namiotu głośno sapiąc – szefie, rozwalili nasze oddziały specjalne, co robimy?
-Co?! – krzyknął Shawn tak nagle, że Koza przerwał swoje denne wywody i podskoczył, zahaczając rogiem o sufit – niemożliwe, nasze elitarne jednostki zniszczone!!! Co my teraz zrobimy?!
-TROLLAAA WŚCIEKLIZNAAAAAA!!!!
-Tak, chyba nie mamy innego wyjścia…
-Szefie - zaczął nieśmiało Gaan - czemu trzymasz tę mapę do góry nogami?
-Cooo? Aaaaa... toooo... eeee... dla zmylenia wroga. Idź już sobie i nie przeszkadzaj!
****************
RoMek i Arven wrócili z akcji technicznej w opłakanym stanie. Byli cali podrapani i poparzeni, ale na szczęście żyli.
- Majorze, melduję posłusznie, że kable były w stanie nienaruszonym.
- Hmmm, dziwna sprawa, w takim razie nie wiem czemu mieliśmy takie problemy z połączeniem…
Oficerowie mieli już wracać do namiotu, kiedy nagle stało się coś niespotykanego. Ziemia zaczęła się gwałtownie trząść, a drzewa nieopodal zostały wyrwane z korzeniami. Z lasu wyłoniło się dwóch olbrzymów, 5 krotnie większych od pozostałych trolli.
Jeden z nich był dość niski i przysadzisty. Z jego szyi zwisał ogromny, pozłacany łańcuch, zwieńczony misternie zdobioną w diamenty literą „S”.
Drugi był o wiele wyższy i szczuplejszy od swojego towarzysza, z wytatuowaną na piersi liczbą „123”. Było w nim jednak coś dziwnego. Zachowywał się jak oszalały, niszcząc wszystko co napotkał na swojej drodze, a z jego głowy wystawały dwa pokaźnych rozmiarów rogi.
- Co to ma być?! – wykrzyknął Bojan – i
- To największe trolle jakie w życiu widziałem – rzekł ze zdumieniem Boom
- Panie majorze! – krzyknął zasapany Wersus i chciał cos powiedzieć, lecz spojrzał na dwóch nowo przybyłych przeciwników i głos w nim zamarł.
- Noooo, co jest? Jesteś tam? – Bojan potrząsnął oniemiałym żołnierzem
- Przybyło ws-wspaaaarcie ze-ze-ze sztabu – wydukał przerażony
- To na co czekasz, dawaj ich tu, szybko!
- T- t-tak j-jest! – Wersus zniknął za namiotami i wrócił po chwili z Baalem i Fahrenheitem, niosąc 6 sporych rozmiarów skrzynek.
- Co to jest?! Gdzie są posiłki do jasnej ciasnej!? – krzyknął podirytowany dowódca.
- Panie majorze – zaczął niepewnie Baal – nic więcej nie przysłali, tylko te skrzynki.
- Ooooo, koledzy przyszli! – zawołał Fahrenheit, wskazując na dwóch wielkoludów – ej, chyba nie chcecie ich bić, co? Oni są spoko, zostawmy ich!
Bojan otworzył jedną ze skrzynek, a jego oczom ukazał się tuzin butelek wódki i mała karteczka, z niewyraźnie nabazgranym „NA ZDROWIE! – sztab” Pozostałe skrzynki okazały się zawierać szeroki wachlarz wódek smakowych.
-Pięknie, k**wa, pięknie… Ja chyba tego Kaca zatłukę…
- To co, połączyć??
- Abi, znowu... a dobra tam, łącz…
- Halo, szo tam znowu? – zapytał zdenerwowany ED
- Znowu słabo cię słyszę ED, co tam się u was dzieje?
- U nasz na razie szpokój, chypa szobje odpuścily ataki na nasz
- Nas atakują dwa olbrzymie trolle, nie wiem czy uda nam się ich odeprzeć… halo… halo ED, słyszysz mnie?! Kurde, nie ma połączenia, co jest? – Bojan rzucił słuchawkę i spojrzał w kierunku słupów telegraficznych. Na jednym z nich siedział mały karzeł z nożyczkami w koszulce „koham Dżastina Bajbera”, uśmiechając się złowieszczo.
- Oooo ty j**any gnomie – ryknął Bojan i począł do niego strzelać.
Karzeł nic nie robiąc sobie z lecących w jego stronę pocisków zsunął się ze słupa i poczłapał w kierunku lasu.
- No to jesteśmy w czarnej d*pie
- Co to to nie, tylko nie w czarnej – zaprotestował Drago – nie chcę mieć nic wspólnego z czarnuchami.
- Ty rasisto! – krzyknął do niego stojący nieopodal działa Elessar – karzę cię za to zdegradować!!
- Pusi mi kurac – odrzekł mu Drago – dobry czarnuch to czarnuch na polu bawełny, albo w moim ogródku.
- Pieprzony naziol
- Żyd
Elessar zacisnął zęby powstrzymując się od komentarza, mruknął coś pod nosem i wycelował w jednego z olbrzymów. Wystrzelony przez niego pocisk trafił prosto pod nogi Shawna, ale nie wyrządził mu wielkiej krzywdy.
Dziesiątki pocisków i naboi zmarnowano na próbę likwidacji wroga – niestety, żadna konwencjonalna broń nie robiła na nich najmniejszego wrażenia. Trolle przybliżyły się niebezpiecznie do pozycji zajmowanych przez oddział Bojana i trzeba było podjąć radykalne kroki…
- To bez sensu, nie mamy szans, trzeba się wycofać! – krzyknął do dowódcy Elessar.
- Chujnia z grzybniom – skwitował krótko Dragomir, pociągając ze swojej butelki.
- Dobra panowie – powiedział Bojan, zakładając karabin na plecy - bierzcie d*py w troki, zwijamy się z tego… Lecz w tym momencie ponownie coś się zatrzęsło, coś huknęło i z krzaków wyłonił się ogromny pojazd, na którym siedzieli ED i Nauczyciel.
- Haha, tak jest, ED i jego magiczne działo!!! –zawył z radości Arven
- Hio Boja, przybyłem z odszeczą – krzyknął pułkownik, machając na przywitanie czapką – domyszliłem się, że cosz jest nie tak i przybyłem najszybcej jak sze dało
- ED mordko, w samą porę – krzyknął uradowany Bojan – ubij dziadów!
- Nau, ładuj działo ładuj czołg!
- Sie wie szefie – odrzekł Nau, celując olbrzymią lufą w dwóch olbrzymów – matkoyebcy.
Nauczyciel odpalił działo i stronę trolli poleciały z prędkością świata setki dachówek i kawałków blachy.
- Ała, co to ma znaczyć?!! Przecież ja jestem panem świata!!! – krzyknął Koza, obrywając raz po raz ceramiką w twarz – tak się nie traktuje porządnych trolli!!
- Nau, uieruchamamy ich , szybko!!
- Się wie – Nau nacisnął duży czerwony przycisk i w kierunku zwyrodnialców wystrzelił strumień rozgrzanej smoły – matkoyebcy.
Niestety, przeciwnicy zdołali w porę się uchylić i nie zostali całkowicie spacyfikowani.
- Jeszcze się do was dobierzemy, zobaczycie!! TROLLA WŚCIEKLINZAAAA!!!!
- Popamiętacie nas, wrócimy tu szybciej niż wam się zdaje – odgrażał się Shawn, z trudem odrywając od ziemi oblepione smołą stopy i kierując się do lasu.
- Tak jest, paszoł won sabaki!! Ja nabit waszu mrtvu radinu na moi kurac!! – krzyczał w kierunku lasu Dragomir.
Bojan i BooM podbiegli do czołu i pomogli żołnierzom z niego zejść.
-Dobra robota pułkowniku – powiedział Bojan, podając mu rękę – gdyby nie wy, byłoby po nas.
-Miałem nosza, żeby do wasz przyjechać i wżąć działo. Dobrze, że wszysztko dobrze sze skończyło. Dzwonimy do sztabu?
- Nieee, lepiej im teraz nie zawracać głowy – stwierdził BooM – chodźmy się lepiej napić. Majorze, zdaje się, że mamy spore zapasy?
- Ano mamy… cholera, znowu będę chory…