Prolog
Zakapturzona postać skradała się korytarzem zrujnowanego domu. Była północ, a odlagłe wycie wilków czynilo ruiny przerażającymi. Postać przemknęła do okrągłegych ruin – pozostałości po wieży. Dwie osoby czekały na niego, a on się spóźniał.Gdy nareszcie przyszedł, usłyszał głos:
- Spóźniłeś się, Dinin. Nie powinieneś, bo dziś to się wydarzy.-
- Błagam o wybaczenie, mój panie. Nie wszystko poszło po naszej myśli. -
- Jak to? A więc przywódcy klanów żyją? -
- Nie o to mi chodziło. Po prostu strażnicy za wcześnie odkryli ciała. -
- To niedobrze. Ale się nie poddamy. Do boju, bracia! Wybiła godzina zemsty! -
***
Ragnar nie mógł dzisiaj zasnąć. Znowu. Od paru nocy cierpiał na niewyjaśnioną bezsenność. Otworzył okno i popatrzył się na pełnię księżyca. Jego okno wychodziło na odwieczny, zawalony dom. Nagle między jego ścianami coś się poruszyło.
- Mam zwidy. Nie pośpisz kilka nocy i dostajesz świra. – powiedział do siebie Ragnar i odwrócił się, aby spróbować zasnąć. Po chwili obudził go hała na ulicy. Podszedł do okna i krzyknął:
- Zamknijcie się, menele! Porządni ludzie teraz...- po czym go zatkało.
Setki, a może tysiące niskich, zakapturzonych postaci atakowało miasto. Odruchowo odsunął szafkę i wyciągnął runiczny, dwuręczny miecz. Ktoś atakował jego dom. Zarzucił na siebie płaszcz i wybiegł na korytarz.
***
Dinin nie posiadał się z radosci. Dzisiaj jego rasa, zdyskryminowana przez ludzi, wygra. Po ulicach Morhok rozlewały si armie buntowników. Głupi ludzie nie byli na to przygotowani.
Sam on wyrzynał wroga swoim pięknym krótkim mieczem i sztyletami. To była najszczęśliwsza noc w jego życiu. Wszedł przez okno do pewnego domu i spotkał na korytarzu orka z dwuręcznym toporem. Bez problemu rzucił mu shurikenem prosto w twarz i przeciął mieczykiem jego nogę. Magiczny oręż przekazał siły żywotne orka w swego właściciela.
Życie jest piękne, pomyślał.
***
Niecałe sto metrów stąd na dachu siedział mroczny sojusznik rewolucjonistów. Jego twarz była skryta pod czarnym kapturem ozdobionym czerwoną nicią, tak jak jego płaszcz. Miał na sobie tylko skórzany pancerz ozdobiony wizerunkiem kruka.Strzelał do ludzi ze swojej mahoniowej, goblińskiej kuszy samopowtarzalnej. Była zaczarowana w taki sposób, że amunicja nigdy się nie kończyła. Dzisiejszego dnia jej właścicielzabił wiele osób. Każda następna dostarczała mu siłę. Nikt go nie powstrzyma.
Zabijanie to jego żywioł.
***
Nastał świt. Dinin i jego bracia byli niziołkami – niskimi istotami, których zręczność oraz upodobanie do kradzieży były znane na całym świecie. Tej nocy odnieśli wspaniałe zwycięstwo – z ludzkiego miasta żaden człowiek nie uszedł z życiem. Rośli w siłę. Niedługo każdy niziołek będzie żył w dobrobycie.
Życie naprawdę jest piękne, pomyślał.
Zakapturzona postać skradała się korytarzem zrujnowanego domu. Była północ, a odlagłe wycie wilków czynilo ruiny przerażającymi. Postać przemknęła do okrągłegych ruin – pozostałości po wieży. Dwie osoby czekały na niego, a on się spóźniał.Gdy nareszcie przyszedł, usłyszał głos:
- Spóźniłeś się, Dinin. Nie powinieneś, bo dziś to się wydarzy.-
- Błagam o wybaczenie, mój panie. Nie wszystko poszło po naszej myśli. -
- Jak to? A więc przywódcy klanów żyją? -
- Nie o to mi chodziło. Po prostu strażnicy za wcześnie odkryli ciała. -
- To niedobrze. Ale się nie poddamy. Do boju, bracia! Wybiła godzina zemsty! -
***
Ragnar nie mógł dzisiaj zasnąć. Znowu. Od paru nocy cierpiał na niewyjaśnioną bezsenność. Otworzył okno i popatrzył się na pełnię księżyca. Jego okno wychodziło na odwieczny, zawalony dom. Nagle między jego ścianami coś się poruszyło.
- Mam zwidy. Nie pośpisz kilka nocy i dostajesz świra. – powiedział do siebie Ragnar i odwrócił się, aby spróbować zasnąć. Po chwili obudził go hała na ulicy. Podszedł do okna i krzyknął:
- Zamknijcie się, menele! Porządni ludzie teraz...- po czym go zatkało.
Setki, a może tysiące niskich, zakapturzonych postaci atakowało miasto. Odruchowo odsunął szafkę i wyciągnął runiczny, dwuręczny miecz. Ktoś atakował jego dom. Zarzucił na siebie płaszcz i wybiegł na korytarz.
***
Dinin nie posiadał się z radosci. Dzisiaj jego rasa, zdyskryminowana przez ludzi, wygra. Po ulicach Morhok rozlewały si armie buntowników. Głupi ludzie nie byli na to przygotowani.
Sam on wyrzynał wroga swoim pięknym krótkim mieczem i sztyletami. To była najszczęśliwsza noc w jego życiu. Wszedł przez okno do pewnego domu i spotkał na korytarzu orka z dwuręcznym toporem. Bez problemu rzucił mu shurikenem prosto w twarz i przeciął mieczykiem jego nogę. Magiczny oręż przekazał siły żywotne orka w swego właściciela.
Życie jest piękne, pomyślał.
***
Niecałe sto metrów stąd na dachu siedział mroczny sojusznik rewolucjonistów. Jego twarz była skryta pod czarnym kapturem ozdobionym czerwoną nicią, tak jak jego płaszcz. Miał na sobie tylko skórzany pancerz ozdobiony wizerunkiem kruka.Strzelał do ludzi ze swojej mahoniowej, goblińskiej kuszy samopowtarzalnej. Była zaczarowana w taki sposób, że amunicja nigdy się nie kończyła. Dzisiejszego dnia jej właścicielzabił wiele osób. Każda następna dostarczała mu siłę. Nikt go nie powstrzyma.
Zabijanie to jego żywioł.
***
Nastał świt. Dinin i jego bracia byli niziołkami – niskimi istotami, których zręczność oraz upodobanie do kradzieży były znane na całym świecie. Tej nocy odnieśli wspaniałe zwycięstwo – z ludzkiego miasta żaden człowiek nie uszedł z życiem. Rośli w siłę. Niedługo każdy niziołek będzie żył w dobrobycie.
Życie naprawdę jest piękne, pomyślał.