Zbuntowani

Jak Wam się podoba?


  • Total voters
    0

Dragomir

Adam Konopka
Weteran
Dołączył
25.9.2004
Posty
2527
Prolog
Zakapturzona postać skradała się korytarzem zrujnowanego domu. Była północ, a odlagłe wycie wilków czynilo ruiny przerażającymi. Postać przemknęła do okrągłegych ruin – pozostałości po wieży. Dwie osoby czekały na niego, a on się spóźniał.Gdy nareszcie przyszedł, usłyszał głos:
- Spóźniłeś się, Dinin. Nie powinieneś, bo dziś to się wydarzy.-
- Błagam o wybaczenie, mój panie. Nie wszystko poszło po naszej myśli. -
- Jak to? A więc przywódcy klanów żyją? -
- Nie o to mi chodziło. Po prostu strażnicy za wcześnie odkryli ciała. -
- To niedobrze. Ale się nie poddamy. Do boju, bracia! Wybiła godzina zemsty! -
***
Ragnar nie mógł dzisiaj zasnąć. Znowu. Od paru nocy cierpiał na niewyjaśnioną bezsenność. Otworzył okno i popatrzył się na pełnię księżyca. Jego okno wychodziło na odwieczny, zawalony dom. Nagle między jego ścianami coś się poruszyło.
- Mam zwidy. Nie pośpisz kilka nocy i dostajesz świra. – powiedział do siebie Ragnar i odwrócił się, aby spróbować zasnąć. Po chwili obudził go hała na ulicy. Podszedł do okna i krzyknął:
- Zamknijcie się, menele! Porządni ludzie teraz...- po czym go zatkało.
Setki, a może tysiące niskich, zakapturzonych postaci atakowało miasto. Odruchowo odsunął szafkę i wyciągnął runiczny, dwuręczny miecz. Ktoś atakował jego dom. Zarzucił na siebie płaszcz i wybiegł na korytarz.
***
Dinin nie posiadał się z radosci. Dzisiaj jego rasa, zdyskryminowana przez ludzi, wygra. Po ulicach Morhok rozlewały si armie buntowników. Głupi ludzie nie byli na to przygotowani.
Sam on wyrzynał wroga swoim pięknym krótkim mieczem i sztyletami. To była najszczęśliwsza noc w jego życiu. Wszedł przez okno do pewnego domu i spotkał na korytarzu orka z dwuręcznym toporem. Bez problemu rzucił mu shurikenem prosto w twarz i przeciął mieczykiem jego nogę. Magiczny oręż przekazał siły żywotne orka w swego właściciela.
Życie jest piękne, pomyślał.
***
Niecałe sto metrów stąd na dachu siedział mroczny sojusznik rewolucjonistów. Jego twarz była skryta pod czarnym kapturem ozdobionym czerwoną nicią, tak jak jego płaszcz. Miał na sobie tylko skórzany pancerz ozdobiony wizerunkiem kruka.Strzelał do ludzi ze swojej mahoniowej, goblińskiej kuszy samopowtarzalnej. Była zaczarowana w taki sposób, że amunicja nigdy się nie kończyła. Dzisiejszego dnia jej właścicielzabił wiele osób. Każda następna dostarczała mu siłę. Nikt go nie powstrzyma.
Zabijanie to jego żywioł.
***
Nastał świt. Dinin i jego bracia byli niziołkami – niskimi istotami, których zręczność oraz upodobanie do kradzieży były znane na całym świecie. Tej nocy odnieśli wspaniałe zwycięstwo – z ludzkiego miasta żaden człowiek nie uszedł z życiem. Rośli w siłę. Niedługo każdy niziołek będzie żył w dobrobycie.
Życie naprawdę jest piękne, pomyślał.
 

Nowicjusz

Member
Dołączył
4.12.2004
Posty
139
ciekawe opowiadanie tylko mam jedno zastrzeżenie wszyscy ludzie zostali zabici ale mogłeś dodać kilka wersów opisujących masakre ze szczegółami..
 

O$kar

Member
Dołączył
20.10.2004
Posty
410
uwarzam ze jest dobre. Nawet mnie wciągneło. mam nadzieje ze napiszesz cd. Akcja jet morze troche zbyt szybka...(w pewnym moęcie niewiedziałem kto jest dobry a kto ły) niepokoją mnie natomiast niziołki. Zgaduje, ze to opowiadanie pisałes w klimacie gothicka (jeżeli nie to niebyło aluzji
tongue.gif
) -jak dle mnie niziołki niepasuja do tego typu swiata. Nierubmy z tej gry władcy pierścieni... czekam na cd
 

Nowicjusz

Member
Dołączył
4.12.2004
Posty
139
jak to czytałem to na początku myślałem że to gobliny a nie niziołki . Goblinsy by bardziej pasowały....
 

BrZyDaL

Member
Dołączył
30.11.2004
Posty
256
Dobre opowiadanko.Daje ci ocene...Może być... Opowiadanie fajne wciągające tylko że za krótkie,za szybko sie dzieje akcja no i mogłeś dodać więcej opisów.
 

~DaNkAn~

Member
Dołączył
8.1.2005
Posty
132
Fabuła bardzo mi się podoba. Pomysł na opowiadanie całkiem niezły. Następnym razem postaraj się bardziej opisywać postacie i inne zdarzenia (chodzi o to, co na początku napisał Nowicjusz). No i akcja jest za szybka. Ale opowiadanie i tak jest dobre i czekam na CD
 

bobek_666

sex beast
Weteran
Dołączył
30.8.2004
Posty
1130
Wszem i wobec ogłaszam, że bobek_666, user, który kocha gnojić opowiadania innych tegoż oposa nie zgnoji
biggrin.gif
.

tak, tak. Wciągnęlo mnie. Ładny styl piasania. Gdzieniegdzie były malutkie blędy, ale nie wiem czy warto je wskazywać na ich malucieńki rozmiar. Poweim skrótowo: zdarzały sie powtłórzenia i czesem bledy w zdaniach.

Poza tym spox. Lubie kiedy jest malo tekstu i duzo sie dzieje. Tak ja np. w "kodzie leonarda da vinci"
biggrin.gif
(polecam).

Moja ocena 8/10. Pisz spokojnie Cd.
 

Dragomir

Adam Konopka
Weteran
Dołączył
25.9.2004
Posty
2527
Tyle było dobrych opinii, że się zmobilizowałem i napisałem kolejny kawałek.

Ragnar biegł królewskim traktem. Ledwo udało mu się wyjść calo z płonącego miasta. Zgubił swój potężny miecz, a teraz wyglądał jakby był nieumarłym.
Z każdego miejsca jego ciała ciekła strużka krwi. Prawą rękę miał złamaną, a wcoraj bandyci ukradli mu zapas jedzenia i wody. Królewska poczta była o milę stąd.
Szedł, mimo że zaczynał tracić panowanie w nogach.
Upadł i stracił przytomność.
***
Dinin cieszył się. To jemu powierzono zadanie łapania każdego napotkanego żołnierza ludzi. I mordowanie.
- Przeszukać cały ten las. Prawdopodobnie jest tu poligon królewskiej armii. Mamy złapać najwięcej żywych, a potem... cha cha cha... - zaśmiał się szaleńczo. Jego podwładni ruszyli.
***
- Tak, panie. Znaleźliśmy go w takim stanie milę od królewskiej poczty. cZmierzał w tamtym kierunku.- powiedział śpiewny, melodyjny głos.
- Co zamierzacie z nim zrobić? - charczący, nieprzyjemny dźwięk wzbił się w przestworza.
Ragnar otworzył oczy. Leżał w namiocie, cały w bandażach, a nad jego łożem stały tyłem cdwie osoby. Przez odsłoniętą połę widział tereny bagienne otaczające obóz na wysepce.
- Nareszcie się obudziłeś. A teraz...
***
Obóz wojskowy pogrążony był w ciszyu. Na bramie było trzech wartowników.
- Wiesz, stary, cyba sobie klapnę. Popilnuj obozu, za godzinę cię zmienię. -
- A czemu nie on? - wskazał palcem trzeciego żołnierza leżącego na murze.-
- Ty idioto, chyba za dużo se golnąłeś. Przecież to martwy szpieg, ktorego godzine temu złapaliśmy!- powiecdział żołnierz, po czym oparł sie o martwą postać i zaczął spać.
Na taką chwilę Dinin czekał. Wykonał podwójne salto za plecy strażnika, po czym poderżnał mu gardło. Wolną ręką wbił miecz w serce śpiącego.
Otworzył bramy, po czym radował się przelewem krwi. Złapali mnóstwo ludzi.
- Co teraz, szefie? - spytał Siggy, jeden z lepszych oficerów.
- Na trakt. Mamy rozkazy. Życie jest piękne - kto w to watpi, temu utnę łeb... -
***
 

Sword

Member
Dołączył
10.11.2004
Posty
514
Oba kawałki są przynajmniej dobre.Odpowiednie opisy ,akcja i niespotykany klimat.Wszystkie te aspekty sprawiają że czytelnik nie może się oderwać od czytania póki nie pozna odpowiedzi na wszystkie pytania.Nieliczne błędy giną w tłoku.Dla mnie bomba!!
 

Dragomir

Adam Konopka
Weteran
Dołączył
25.9.2004
Posty
2527
- A teraz powiedz nam kto cię tak skatował? Jak wyglądali? Co się stało? -
powiedział ten o charczącym głosie. Był wysokim mężczyzną z długą brodą o kolorze ciemny blond. Ubrany był tylko w przeszywanicę, a przy pasie miał miecz.
- Jestem... z miasta... tam... masakra... parszywe kurduple...- zaczął bełkotać Ragnar.
- Jakie kurduple? Jakiego miasta? Tych jest dużo...- odpowiedział ten o melodyjnym głosie. Był służącym w czarno-zielonej liberii. Na piersi miał wyhaftowanego orła w koronie.
- Niziołki zaatakowały... miasto Sillysville. Podpalili domy... szczątkowe siły straży miejskiej nie miały szans. Poddali się, ale oni ich powyrzynali... bezbronnych. A z kapitanem sie zabawili. Wypalili mu oczy, wyrwali paznokcie i wbili na pal.-
- Oż ty w mordę, ale wam dołożyli! Niziołki... cholera... trzeba się zemścić. Hmmm... nikt nie zauważy różnicyu jak zabijemy gnoma albo krasnoluda. I powiesimy. Na szczęście mam pod ręką kupiecki klan Roxmirrów, wspaniałego kozła ofiarnego.-
***
Następnego dnia Królewskim Traktem jechała karawana. Kupcy przewozili różne towary – broń, żywność i tkaniny. Eskorty dużej nie mieli. Na pierwszym wozie siedziała dwudziestoletnia kobieta. Ubrana była w strój podróżny. Gawędziła z innym kupcem o nagłym wzroście popytu na broń. Nagle kupiec zemdlał. Jane, bo tak się kobieta nazywała, zaklęła. Zobaczyła czemu zemdlał.
Wzdłuż traktu ponabijane na pale były ciała żołnierzy. Ludzkich żołnierzy. Każdy miał wypalone oczy i wydarte wnętrzności. Niektóre ciała były spopielone, a inne były polane oliwą.
Jane wyciągnęła elfi sejmitar – zaczarowane, niezniszczalne ostrze. Zeskoczyła z konia i przyjrzała się mundurom żołnierzy. Każdy miał wyhaftowanego na piersi orła w koronie z trzema gwiazdami.
-Dywizja specjalna królestwa Kraessen. Najlepsi wojownicy na konctynencie, radość króla Ethalpha. Na moje oko, szykuje się wojna na dużą skalę. Jedziemy. - oznajmiła.
***
Ervyll Roxmirr był zadowolony. Krasnoludzkie kuźnie jego klanu pracowały pełną parą. Kopalnie żelaza prosperowały. Nagle król Kraessen złożył ogromne zamówienie na broń. 5 000 sztuk mieczy, 10 000 gizarm i glewii. To musiało się opłacać.
Nie wiedział po co Ethalphowi tyle oręża, nie obchodziło go to. Obchodziło go tylko złoto.
Nagle przybył posłaniec.
- Lordzie Ervyllu, Lordzie Ervyllu! Jedzie tu oddział szturmowy armii Kraessen, są uzbrojeni po zęby, palą nasze domy, mordują naszych kupców i wrzeszczą coś o zdradzie.
Ervyll zaklął. Natychmiast nakazał odwrót do kopalni w Krwawej Jamie. Ludzie nie zaglądali tam od stu lat i nie mogli wiedzieć że stoi tam górska twierdza, siedziba Roxmirr'ów.
Sam Ervyll był silnym, krzepkim i skłonnym do żartyów przywódcą. Miał wspaniałą, rudą brodę zaplataną w trzy warkocze.Założył pośpiesznie zbroję i wsiadł na swojego gryfa. W międzyczasie wziął topór i tarczę.
***
Dywizja szturmowa właśnie goniła krasnoludy, a dowództwo naradzało się.
- Sir, odkryliśmy kierunek marszu. Zmierzają do małego fortu w Krwawej Jamie. Banda idiotów. Zdobędziemy ten fort z marszu, nawet bez machin oblężniczych. Wrota są spróchniałe, a palisada sie rozpada.-
- Proponuję wysłać przodem oddział lekkiej jazdy, niech podłożą ogień. Piechota i ciężka kawaleria będzie mordować uciekających. Wpadną w pułapkę.-
Głównodowodzący nie odzywał się. Ruchem głowy pozwolił na taki manewr. Posłał po beczkę piwa.
***
Dinin stał na Górze Korath i patrzył jak jego ludzie nabijają wrogów na pale. Tutaj, na szczycie, położyli ciała na stosie i polali oliwą. Było wilgotno. To dobrze, bo tu są żywi ludzie. Będą cierpieć.
Za nim stała wysoka postać z kuszą. Jej twarz była skryta pod kapturem, ale widać było szelmowski uśmieszek. Gdy Dinin rozkazał podłożyć ogień, odrzucił kaptur, wyciągnął zwój zapisany runami, wyszeptał parę słów, a potem krzyknął:
- Dla ludzkości nadciąga wieczne zaćmienie. Módlcie się, śmiertelni, albowiem dziś rozpoczniemy się mścić!-
Dinin przerazil się. Jego sojusznik był mrocznym elfem – przedstawicielem najokrutnieszej i najbardziej złej rasy na świecie. Nagle niebo stało się czarne, a z góry zaczęły padać płomienie. Błyskawica przeszyła niebo i walnęła w stos płonących ciał. Z popiołu wyłonił się ognisty ptak, a na jego grzbiecie siedział pół-demon w zbroi nadzianej kolcami. W ręku trzymał miecz, a w drugim topór. Na głowie miał hełm z ludzką czaszką.Biła od niego moc, a płomienie sie go nie trzymały.
- Witaj mój wierny sługo. Twa pomoc zostanie nagrodzona. Jako pierwszy dołączysz do odrodzonej Demonicznej Kompanii.- powiedział do elfa, a ten się zaśmiał. Szaleńczo i napełniajac dusze innych strachem.
***
W tej samej chwili obudziło się wiele osób ze snu. Sprzedawczyni Jane wstała i chwyciła Błysk, swój magiczny oręż. Ragnar obudził się w lazarecie i chwycił miecz, lecz był za słaby by go unieść. Ervyll Roxmirr wyskoczył z łóżka z krzykiem i chwycił topór. Obudziło sie także wiele osób.
Mędrzec Galahad la Vuirre de Sigismundo alias Daggernot wstał spokojnie z krzesła, chwycił kostur i rzekł w pustkę:
- Co tak długo? Czemu wcześniej nie powróciłeś? -
***

C.D.N. jooż wkrootce
 
Do góry Bottom