Wojna z orkami

Gregori

Member
Dołączył
22.1.2005
Posty
385
Wstęp
W małym obozie żołnierzy króla panowało zamieszanie.Zwiadowcy donieśli,że duży oddział orków zbliża się do obozu,a dzień wcześniej żołnierze dostrzegli kilka z nich na obrzeżach lasu pokrywającego tę część krainy Hromandor.Ponadto,wielka orcza armia od dwóch miesięcy oblegała stolicę.Tylko tej grupce żołnierzy udało się zbiec do lasów,ponieważ gdy plugawe orki zaatakowały,akurat mieli zwiad poza murami królewskiej fortecy.A tego dnia,orki poczęły zbliżać się do obozu,z tyłu orczych sił majaczyły zarysy drabin,a z boku łucznicy orkowi zaczęli ostrzeliwać mur,w nadziei,że uda im się zabić paru obrońców.W samym garnizonie stacjonował dwudziesto osobowy oddział ludzi,jak również dziesięć elfów i pięć krasnoludów.Krasnoludy zaczęły kopać tunele ewakuacyjne,a elfi i ludzcy łucznicy stanęli na murach i wysyłali salwę strzał za salwą,a z każdą z nich padało martwych coraz więcej orków.Jednakże,martwe orki powstawały za sprawą mrocznej magii warlocka,który prawdopodobnie skrył się w lesie.Nagle,ork,który padł od strzału Morrandohra,najlepszego ludzkiego łucznika w garnizonie,nie powstał.Okazało się,że elficki łucznik,Ararnil Galadon,zabił warlocka,zeskakując z palisady i biegnąc przez orki,aby tylko dosięgnąć lasu.Po tym brawurowym czynie wycofujące się orki go schwytały.
Żołnierze postanowili odczekać do rana,ponieważ wtedy miał wrócić dowódca ich skromnych sił,wraz z posiłkami z pobliskiego miasta.Spokojnie czekali,dokonując napraw,a rankiem przeżyli szok.Przez otwartą bramę wjechał koń dowódcy i ciężko ranny zastępca.Ale,na koniu nie było jeźdźca.Odnieśli konającego zastępcę,a wieczorem następnego dnia,po magicznym leczeniu elfiego kapłana,otoczyli go kręgiem,aby wysłuchać,co się stało z przywódcą sił.W oczach zastępcy widoczny był smutek,gdy opowiadał o owej tragicznej historii.

To tylko wstęp,piszcie,co sądzicie.
 

abadon

Member
Dołączył
17.1.2005
Posty
130
Akcja stanowczo za szybka i przydało by sie więcej opisów. Mam pozatym wrażenie jak bym czytał jakieś sprawozdanie a nie opowieść ale pisz dalej tylko zwolniej trochę tempo a będzie spoko
 

DarkBlade

Member
Dołączył
4.1.2005
Posty
317
qr@a ty już dla mnie powinieneś mieć bana.. gdzie są modzi??przecież ten pan nie napisał o ile mi wiadomo żadnego posta dłuższego niż linijka textu a i nawet byś uzasadnił swoje wypowiedzi..

cuch co do opa to średnie, poplątana fabuła i trudno ją zrozumieć ale przecież to tylko wstęp, pisz dalej a zobaczymy co z tego wyjdzie, i ciesze się że to jedne z nielicznych opowiadań (kurde pomyła)nie o gothicu, cush niedługo ja zamieszcze swoje w świecie Władcy Pierścieni, tyle ode mnie
 

Gregori

Member
Dołączył
22.1.2005
Posty
385
Tylko że to o Gothicu nie było...a pierwszy rozdział jest w przygotowaniu.
Abadon:postaram się zwolnić,ale wydawało mi się,że moje poprzednie opowiadanie za wolne było i chciałem to przyspieszyć.
 

Z@dzior

Member
Dołączył
29.1.2005
Posty
412
Akcja zbyt zagmatwana i nie wiedziałem za bardzo o co chodzi, musiałem sobie drugi raz przeczytać ale i to nie wiele pomogło. Posiłki miały nadejśc z miasta do obozu gdzie było 20 ludzi? I osłabić tym samym obronę miasta. To nie lepiej było żeby ta dwudziestka wycofała się do miasta??

A ty DarkBlejdzie zawsze sie musisz czeoiać wszystkigo? Kim ty w ogóle jesteś że będziesz wszystkich ustawiał. Od tego są modzi a nie ty. Masz się za jakiegoś strażnika texasu czy co. Sam nabijasz posty pisząc tylko że inni to robią. Myślisz że jesteś taki cwany? Ja jestem cwańszy od ciebie. I z niecierpliwością czekam na twoje opowiadanie i z przyjemnością zjade każdy najmniejszy błąd, szczegół który mi sie nie spodoba.
 

Gregori

Member
Dołączył
22.1.2005
Posty
385
Rozdział I
-Wyjechaliśmy z garnizonu,aby pojechać po posiłki.W drodze zaatakowały nas orki,ale odparliśmy je bez problemów.W mieście okazało się,że mają trochę za dużo żołnierzy i ochotników,ponieważ do nich orki jeszcze nie dotarły,gdyż nasz garnizon stoi na drodze pomiędzy orczą armią a miastem Fevernaar.Dowiedzieliśmy się,że musimy za jakiś tydzień przyjechać,wtedy ochotnicy będą wyszkoleni i wyekwipowani.Zostaliśmy na noc w gospodzie.
Rankiem,gdy już wyjechaliśmy i około dwa kilometry dzieliły nas od garnizonu,nagle orkowie-nieumarli nas zaatakowali.Poradzilibyśmy sobie,ale nagle spomiędzy drzew wyszedł warlock.Nosił na sobie czarną szatę ze srebrnym obramowaniem.Strzelił w kapitana jakąś kulą energii i kapitan padł martwy.Rzuciłem się do ucieczki,a biegnąc udało mi się pochwycić magiczny miecz kapitana,Silverlight-To mówiąc odsłonił płaszcz ukazując rękojeść pięknego miecza,od którego czuć było energię magiczną.-Dowódcy udało się zranić nim warlocka-kontynuował-nim ten go zabił.Udało mi się jakoś wrócić tu,a w drodze oberwałem orkowym toporem.To tyle-zakończył Malethir,zastępca.
-U nas też był warlock-rzekł Morrandohr-Tyle że nie wiemy,jakie szaty nosił.I nasz jest już martwy.Elf go zabił.
-A który?-zaciekawił się zastępca,spoglądając na spokojne,elfie twarze.
-Już go tu nie ma.Orki go schwytały-odrzekł Throndahr,jeden z toporników.
-No cóż,czas wybrać nowego przywódcę-powiedział krasnolud Glorni,który najwyraźniej przespał większość rozmowy,a także nie dosłyszał,że to Malethir był zastępcą,a teraz jest już dowódcą,co jednogłośnie orzekły i elfy,jak i ludzie.
-Dobrze,w takim razie pójdziemy poszukać tego elfa,bez posiłków czy z nimi-odrzekł Malethir,wchodząc do czerwonego namiotu kapitana.
W środku znalazł leżącą na ziemi zbroję dowódcy.Najpierw pomyślał,że to dziwne,ponieważ dowódca nie żyje i nie mógł tu jej odnieść,ale zaraz zauważył różnicę.Tamta zbroja to był napierśnik nałożony na kolczugę,a ta była wspanialsza.Najwyraźniej jakiś czar zaćmił mu wzrok na chwilę.Owa zbroja wykonana została z adamantytu,zabarwionego na czerwono,ne złotym obramowaniem.Obok leżał hełm z przyłbicą,a na leżącej nieopodal tarczy widniał czerwony smok,znak głównego boga ludzi,Heironeusa.Na płaszczu za to był półksiężyc,znak stwórcy elfów,Corellona Larethiana.Gdy się patrzyło z tyłu na hełm,można było zobaczyć młot i kowadło,znaki Moradina,boga krasnoludów.Malethir pomyślał,że ma zwidy,gdy nagle usłyszał dziwny głos,przepełniony potęgą i zarazem dobrocią,odwagą i miłosierdziem.Owa istota nie mówiła wiele,ale te słowa Malethir na zawsze zapamiętał:
-Zostałeś wybrany,aby zjednoczyć najstarsze ludy.Spotkaj się z innymi Wybrańcami:elfem i krasnoludem.Elf ma na imię Ararnil Galadon.
Te słowa zawsze przypominał sobie,nie ważne,co robił:walczył czy odpoczywał,pił czy jadł,pomagał czy naprawiał.Te słowa zmieniły go na zawsze.Przyowdział zbroję,założył płaszcz i wyszedł na plac.Skierował się do grupki elfów,która ćwiczyła na uboczu.Jeden z walczących przerwał walkę i spytał go w elfim:
-Po co tu przyszedłeś?
O dziwo,Malethir rozumiał doskonale wszystkie słowa elfa,i czuł,że umie mu też odpowiedzieć.
-Gdzie znajdę Ararnila lub kogoś z jego rodziny?-płynnie spytał w elfim.
-Ararnil został porwany przez orki,po tym,jak zabił warlocka-odparł mu inny elf-Jego brat,Quarion,siedzi tam z boku i medytuje.Lepiej go nie denerwuj:martwi się z powodu swego brata.
Malethir spojrzał lekko w bok,i pod ścianą kamiennych koszar zauważył medytującego elfa w szacie kapłana.Podszedł do niego,i już,gdy chciał stuknąć go w ramię,aby zwrócić jego uwagę,elf nagle się wyprostował i odwrócił do niego.Na jego bladej twarzy widać było smutek.W zielonych oczach zabrakło czegoś specyficznego dla elfów,przez chwilę Malethir pomyślał,że ten elf wygląda na takiego mniej żywego od innych,jakie spotkał.Nagle,niespodziewanie,elf uśmiechnął się słabo,uśmiechem bez radości,i spytał:
-Przepraszam za moje zachowanie,ponieważ musiałeś mieć powód,aby do mnie przyjść.Także,w czym mogę ci pomóc?
-Szukam twojego brata,a niedawno dowiedziałem się o tym,co zaszło.Pomyślałem sobie,że moglibyśmy zorganizować wyprawę,aby go odszukać.Ponadto,dostałem znak od bogów,że on wciąż żyje,także przygotuj się do wyprawy,a ja zbiorę resztę ludzi.
Widać było,że te słowa uszczęśliwiły elfa,który uśmiechnął się i żwawym krokiem ruszył w stronę swego namiotu,aby spakować niezbędne rzeczy.Kapitan poszedł po paru ludzi,w tym także Throndahra,Morrandohra i paru innych,jak również trzy krasnoludy.Następnie spakował się,i poszedł do kwatermistrza,aby ten przygotował racje żywnościowe i odpowiedni ekwipunek.Późnym wieczorem dowlókł się do łóżka,zdjął z siebie ciężką zbroję i zasnął kamiennym snem.To był męczący dzień,a następne nie zapowiadały się lepiej.Jutro rozpoczynali wyprawę.

Następne rozdziały ukażą się w późniejszym terminie.
 

DarkBlade

Member
Dołączył
4.1.2005
Posty
317
tu już lepiej naprawde, hmm i jest jeden najważniejszy plus, praktyczne zastosowanie Duengons & Dragons,bo ci bogowie pochodzą z tego systemu gier RPG, cóż i to mi sie podoba, nie ciągle gothic, a tu miła odmiana, fabuła się troche sprostowała, no i jest teraz widoczny cały sens opowieści, błędów rażących w oczy nie ma co bardzo mnie cieszy, pisz dalej nie zniechęcaj sie zwłaszcza Z@dziorem bo on coś zaraz wymyśli że jestem Straznik Texasu i sie mądrze.. tyle ode mnie, czekam na następne części..
 

Z@dzior

Member
Dołączył
29.1.2005
Posty
412
Zgodzę się z DarkBleidem jest już o niebo lepiej, nieznam się na ty D&D ale żeczewiście miła odmiana. Również czekam na CD mugłbyś stawiać odstępy między znakami inerpunkcyjnymi, łatwiej by się czytało.
 

Arch

Member
Dołączył
24.11.2004
Posty
146
heh ale marudzicie uwazam ze calkiem nizle ale maja racje przede wszystkim wiecej odstepow heh ale oby tak dalej tylko w pierwszym akcja idzie staowczo za szybko...
 

abadon

Member
Dołączył
17.1.2005
Posty
130
No, no, no... Teraz to już raczej do niczego nie mogę się przyczepić. Znaczna poprawa tępo dobre a fabuła sie wyjaśnila. Byle tak dalej.
 

Kacperex

KacŚpioszek
Dołączył
26.10.2004
Posty
6508
No powiem że opowiadanko świetne bardzo fajnie się ję czyta fabuła jest ciekawa i interesująca tępo akcji idealne nie ma sie do czego doczepić mistrzowskie opowiadanko!!
 

Reynevan

de Tréville
Dołączył
30.10.2004
Posty
1999
Opowiadanie spoko, wciąga, zaciekawia. Fajne opisy, dużo ciekawych nazw. Mam tylko dwa zastrzeżenia, a mianowicie: Troszeczkę powtarzałeś nazwę orkowie, a drugie: Krótkie jest, następne rozdziały zrób dłuższe, będzie się lepiej czytać - znaczy wczytywać głęboko w treść i jej znaczenie.
 

Gregori

Member
Dołączył
22.1.2005
Posty
385
Rozdział II
Wczesnym rankiem wyjechali z obozu.Malethir jechał na przedzie,tuż za nim Throndahr i Morrandohr.Throndahr nosił napierśnik na kolczudze,a Morrandohr kolczugę na skórzanej zbroi.Dalej szły trzy krasnoludy w zbrojach bojowych,z toporami w rękach.Za nimi było trzech ludzi,w takich samych zbrojach co Throndahr.Na samym końcu szedł Quarion
.Po krótkim czasie wjechali do lasu.Musieli zejść z koni,gdyż gałęzie miejscowych rzew były zbyt nisko na jazdę konną.Szli dalej dużą,wydeptaną przez orki ścieżką.Co chwila zauważali ciała zwierząt,rozszarpane na krwawe szczątki.Po dosyć długim czasie doszli do polany,na której odpoczęli.Potem szli dalej,aż w końcu Malethir,który szedł na przedzie,nagle zniknął im z oczu.Było to wtedy,gdy przechodzili przez gęste krzaki.Quarion podbiegł na miejsce,gdzie zniknął Malethir,zachwiał się i natychmiast chwycił się Throndahra,który stał za nim.Tuż za ścianą krzaków rozpoczynała się głęboka przepaść.Na półce skalnej blisko szczytu Quarion dostrzegł ciało Malethira.Używając zaklęcia telekinezy,przeniósł je na szczyt.Następnie rozpoczął inkantację uzdrawiającą,ponieważ Malethir był ranny.Nic dziwnego-półka skalna usiana była szczątkami zwierząt,sterczącymi z ziemi niczym włócznie.Po chwili Malethir obudził się. Wstał,strząsnął z ubrania resztki pyłu,po czym zaczął opowiadać reszcie,jak to szedł na przedzie,gdy nagle poczuł,że traci grunt pod nogami i spadł.Gdy leżał,zauważył w dole fortecę orków,i w tym samym momencie usłyszał od bogów,że to tam jest uwięziony Ararnil.
Cała kompania postanowiła niezwłocznie się tam udać,rozbijając uprzednio obozowisko,w którym zostawią niepotrzebne rzeczy.Kiedy skończyli się rozpakowywać,nastał wieczór i słońce poczęło zachodzić,aż w końcu na horyzoncie pozostała tylko krwawa łuna.Wszyscy poszli spać,stawiając wcześniej straże.Rankiem,gdy Malethir się zbudził,zauważył z przerażeniem,że wartownicy zniknęli,zostało tylko parę ciał,natomiast reszty straży nie było.Natychmiast począł krzyczeć na alarm,a gdy większość drużyny wstała,rozpoczęło się dochodzenie.Okazało się,że ciała wartowników mają ślady po pazurach,a obok nich leży ciało potwora,który miał długie,ostre i zakrzywione pazury,skrzydła,o krawędziach tak ostrych,iż wydawało się,że od samego patrzenia można się skaleczyć,jak również kły,na których połyskiwała krew.W reszcie ciała,czyli w kształcie tułowia,łba i innych,przypominał zwykłego większego krwiopijcę,jakich w lasach Rieharny,Królewskiej Puszczy,niemało.Trop prowadził w głąb lasów.Jeden z krasnoludów,zbadawszy miejsce,rzekł:
-Ten potwór pochodzi z południowej części Puszczy,tam też podobni jemu mają swe gniazdo.Nie opłaca się iść po wartowników,gdyż już na pewno są martwi.
-Nie,musimy tam iść,znależć przynajmniej ciałą,aby wiedzieć na pewno,czy przypadkiem przez nasze założenie oni nie umarli w męczarniach-zaoponował Throndahr.
-Zgadzam się,nie możemy ich tak zostawić-przytaknął mu Malethir
Reszta drużyny poparła ich zdanie.Od razu wyruszyli w stronę,w którą potwory uprowadzili straże.Bestie ułatwiły im zadanie-cały szlak był we krwi i wszystkie drobniejsze drzewka i krzaczki były zgniecione.W końcu,drużyna dotarła do wielkiego drzewa,z którego zwieszały się kokony.Wiele ich było:niektóre już od dawna zajęte,niektóre w ogóle nie zajęte,a w niektórych były świeże ciała.W pięciu kokonach udało im się dostrzec wartowników.Niestety,dookoła drzewa czaiły się potwory,najwyraźniej na coś czekając.Zauważyli,że mniejsze potwory są zależne od większych,i na podstawie tego faktu i wiadomości krasnoludów,udało im się ustalić,że gyby tylko zabili przywódcę bestii,reszta rozpierzchła by się.Łucznicy zajęli dogodne pozycje do strzału,w reszta oczekiwała.Nagle,Wszystkie potwory uciszyły się i spojrzały na drzewo_Otóż na jego szczycie pojawił się co najmniej 3-metrowy potwór,który,schwyciwszy jeden ze starych kokonów,wysisnął go i rzucił resztki mniejszym.To najwyraźniej był początek przedstawienia,ponieważ teraz potwór wziął jednego z wartowników.Nagle,powietrze przeszyła strzała,i ugodziła wielką bestię w środek oka.Arkndar(bo tak się te potwory nazywały)ryknął z bólu,brocząc posoką ze zranionego oka.Wszystkie mniejsze potwory uciekły,jedynie większe ruszyły w stronę kryjówki drużyny Malethira.Żołnierze poderwali się,i,z imieniami swych bogów na ustach,rzucili się na bestie,tnąc i siekąc.Niestety,mimo że zabili wszystkie większe potwory,odnieśli spore straty,a wielki arkndar właśnie do nich szedł.Jednakże powstrzymała go strzała wypuszczona z łuku Morranohra.Strzała przeszyła bestię na wylot,jednakże upadając,arkndar zgniótł większość kokonów,również te z wartownikami.Ocalało tylko dwóch strażników,i resztka drużyny poszła w kierunku fortecy,przedzierając się przez Puszczę.Gdy po wielu godzinach marszu wyszli na wzgórze,Malethir wszedł na sam jego szczyt,i pokazał swym ludziom leżącą o niecałe trzy kilometry fortecę orków.
-Będziemy musieli dostać się tam niezauważeni,-rzekł-ze względu na nasze straty.
Rozbili prowizoryczne obozowisko i poszli spać.Musieli wypocząć przed próbą uratowania Ararnila.
 

Arch

Member
Dołączył
24.11.2004
Posty
146
fajny ten drugi rozdzial
no no rozwijasz sie oby tak dalej
smile.gif
Uwazam ze drugi rodzial jest lepszy od pierwszwego:)
 
Do góry Bottom