- Dołączył
- 1.10.2004
- Posty
- 3777
USTA MONI
- Pójdę za tobą choćby na koniec świata – mówiła – Bo cię kocham. Tylko przytul mnie mocno.
Zrobiłem to. Ach, te piękne blond włosy, lśniące, o zapachu rumianku. Uwielbiałem je prawie tak mocno jak jej dłonie i ręce, które właśnie oplatały moje biodra. Chciałem by ta chwila trwała wiecznie. Jeszcze mocniej ją objąłem.
Ku mojemu zdziwieniu zobaczyłem nagle, że szafa się poruszyła. Mało tego, uśmiechała się do mnie i gratulowała, cicho klaszcząc swymi dziwnymi dłońmi. Gdy chciałem zamknąć oczy, otrząsnąć się, szafa nabrała powietrza i zaczęła śpiewać donośnym basem.
Całuj, całuj usta Moni Całuj, całuj usta Moni
Całuj, całuj usta Moni Całuj, całuj usta Moni
Nie wiedziałem co o tym myśleć. Dopiero po dłuższej chwili rozluźniłem uścisk i raz jeszcze przyjrzałem się mojej dziewczynie. Jej duże błękitne oczy patrzyły na mnie pełne uczucia, policzki miała zaczerwienione, jakby po kilometrach ciężkiego biegu, zaś mały nosek był szeroki. To pewnie przez ten radosny uśmiech.
Tak, uśmiech. I usta. Te, o których przed chwilą słyszałem pieśń. Zaprawdę godne są największych hymnów. A pomalowane mocną, czerwoną szminką jeszcze bardziej dodawały ochoty by je pocałować.
Szafa raz jeszcze się poruszyła, a za nią stolik, krzesło i komputer. Ustawieni w szeregu zaczekali na pierwsze akordy gitary, która zeskoczywszy z parapetu, zaczęła grać wesoło. Oni zaś śpiewali:
Całuj, całuj usta Moni Całuj, całuj usta Moni
Całuj, całuj usta Moni Całuj, całuj usta Moni
I znów poczułem na sobie jej wzrok, tym razem pełny pożądania. Dopiero teraz zauważyłem,
że ubrania jest w czarną bieliznę z białymi ozdobnikami i pończochy, a na małych stópkach, tak delikatnych, iż stąpać by mogły po chmurach, miała wysokie szpilki.
- I jak, misiu? – zapytała – Jesteś gotowy?
Nie odpowiedziałem, nie mogłem. W ustach czułem suszę, zacząłem się pocić. Lecz ona najwyraźniej dostrzegła moją niepewność, gdyż podeszła bliżej i przybliżyła swoją twarz.
- Ni bój się, misiu. Nie bój się. – uspokajała i złączyła swoje usta. Te piękne usta, o których wciąż śpiewały moje meble. Więc i ja przybliżyłem swą twarz i usta.
- Teraz to jak wieczność – myślałem – Tylko ja i jej usta pełne namiętności.
Całuj, całuj usta Moni Całuj, całuj usta Moni
Całuj, całuj usta Moni Całuj, całuj usta Moni
Wtem usłyszałem dzwoniące klucze i odgłos otwierającego się zamka. Tata prędko wbiegł do mojego pokoju.
- Chowaj ją! Chowaj ją! – nawoływał – Mama idzie!
Nie czekając dłużej, odwróciłem swą dziewczynę i kucnąłem przy jej nogach.
- Jak tam, kotku w pracy? – zagadywał ojciec moją mamę.
- Ach, w porządku. A co u naszego synka?
- Wszystko gra... nie trzeba mu przeszkadzać! – zatrzymywał ją.
- Daj spokój, chcę tylko go zobaczyć.
Ku uciesze ojca, gdy weszli do pokoju ich syn siedział przy biurku, udając że się uczy.
- Jak ci minął dzień, synku? – zapytała mama.
- Dobrze, dobrze.
- Nie jesteś głodny?
- Nie, nie.
- Jak zgłodniejesz, zawołaj.
- Dobrze, dobrze. – przytakiwał. Gdy wyszli, rozłożył kolana i spojrzał na swoją dziewczynę. Była teraz niewiarygodnie wychudzona i pomarszczona niczym nienapompowany materac. Na ten widok tylko westchnął i pocałował ją w policzek.
- Jutro też jest dzień, prawda skarbie?
- Pewnie... – odpowiedział sam sobie po chwili ciszy. W końcu zapakował ja do torby i położył wysoko na szafie, tak aby jego matka nie mogła dosięgnąć. Opadł na krzesło, jeszcze raz westchnął i zaczął cicho śpiewać.
Całuj, całuj usta Moni.
- Pójdę za tobą choćby na koniec świata – mówiła – Bo cię kocham. Tylko przytul mnie mocno.
Zrobiłem to. Ach, te piękne blond włosy, lśniące, o zapachu rumianku. Uwielbiałem je prawie tak mocno jak jej dłonie i ręce, które właśnie oplatały moje biodra. Chciałem by ta chwila trwała wiecznie. Jeszcze mocniej ją objąłem.
Ku mojemu zdziwieniu zobaczyłem nagle, że szafa się poruszyła. Mało tego, uśmiechała się do mnie i gratulowała, cicho klaszcząc swymi dziwnymi dłońmi. Gdy chciałem zamknąć oczy, otrząsnąć się, szafa nabrała powietrza i zaczęła śpiewać donośnym basem.
Całuj, całuj usta Moni Całuj, całuj usta Moni
Całuj, całuj usta Moni Całuj, całuj usta Moni
Nie wiedziałem co o tym myśleć. Dopiero po dłuższej chwili rozluźniłem uścisk i raz jeszcze przyjrzałem się mojej dziewczynie. Jej duże błękitne oczy patrzyły na mnie pełne uczucia, policzki miała zaczerwienione, jakby po kilometrach ciężkiego biegu, zaś mały nosek był szeroki. To pewnie przez ten radosny uśmiech.
Tak, uśmiech. I usta. Te, o których przed chwilą słyszałem pieśń. Zaprawdę godne są największych hymnów. A pomalowane mocną, czerwoną szminką jeszcze bardziej dodawały ochoty by je pocałować.
Szafa raz jeszcze się poruszyła, a za nią stolik, krzesło i komputer. Ustawieni w szeregu zaczekali na pierwsze akordy gitary, która zeskoczywszy z parapetu, zaczęła grać wesoło. Oni zaś śpiewali:
Całuj, całuj usta Moni Całuj, całuj usta Moni
Całuj, całuj usta Moni Całuj, całuj usta Moni
I znów poczułem na sobie jej wzrok, tym razem pełny pożądania. Dopiero teraz zauważyłem,
że ubrania jest w czarną bieliznę z białymi ozdobnikami i pończochy, a na małych stópkach, tak delikatnych, iż stąpać by mogły po chmurach, miała wysokie szpilki.
- I jak, misiu? – zapytała – Jesteś gotowy?
Nie odpowiedziałem, nie mogłem. W ustach czułem suszę, zacząłem się pocić. Lecz ona najwyraźniej dostrzegła moją niepewność, gdyż podeszła bliżej i przybliżyła swoją twarz.
- Ni bój się, misiu. Nie bój się. – uspokajała i złączyła swoje usta. Te piękne usta, o których wciąż śpiewały moje meble. Więc i ja przybliżyłem swą twarz i usta.
- Teraz to jak wieczność – myślałem – Tylko ja i jej usta pełne namiętności.
Całuj, całuj usta Moni Całuj, całuj usta Moni
Całuj, całuj usta Moni Całuj, całuj usta Moni
Wtem usłyszałem dzwoniące klucze i odgłos otwierającego się zamka. Tata prędko wbiegł do mojego pokoju.
- Chowaj ją! Chowaj ją! – nawoływał – Mama idzie!
Nie czekając dłużej, odwróciłem swą dziewczynę i kucnąłem przy jej nogach.
- Jak tam, kotku w pracy? – zagadywał ojciec moją mamę.
- Ach, w porządku. A co u naszego synka?
- Wszystko gra... nie trzeba mu przeszkadzać! – zatrzymywał ją.
- Daj spokój, chcę tylko go zobaczyć.
Ku uciesze ojca, gdy weszli do pokoju ich syn siedział przy biurku, udając że się uczy.
- Jak ci minął dzień, synku? – zapytała mama.
- Dobrze, dobrze.
- Nie jesteś głodny?
- Nie, nie.
- Jak zgłodniejesz, zawołaj.
- Dobrze, dobrze. – przytakiwał. Gdy wyszli, rozłożył kolana i spojrzał na swoją dziewczynę. Była teraz niewiarygodnie wychudzona i pomarszczona niczym nienapompowany materac. Na ten widok tylko westchnął i pocałował ją w policzek.
- Jutro też jest dzień, prawda skarbie?
- Pewnie... – odpowiedział sam sobie po chwili ciszy. W końcu zapakował ja do torby i położył wysoko na szafie, tak aby jego matka nie mogła dosięgnąć. Opadł na krzesło, jeszcze raz westchnął i zaczął cicho śpiewać.
Całuj, całuj usta Moni.