Tajemniczy Artefakt Czii

<INOS>

Member
Dołączył
29.1.2005
Posty
457
Prolog
Rok 4567 Lato, w ten dzień była świetna pogoda aby kogoś zabić wprost genialna. Lekka mgła unosiła się nad ziemią, jak na wczesną godzinę było wyjątkowo parno. Człowiek wybiegł właśnie z pobliskiego domu był cały we krwi przerażony i nieświadomy co zrobił miał około 16 może 17 lat. Za nim wybiegł drugi człowiek, krzycząc i płacząc jak dziecko. Na tą całą scenę wpatrywał się on śmiał się, ten śmiech przerażał wszystkich do szpiku kości. Ludzie wychodzący z domów już wiedzieli co się stało. Znowu po miesiącu przerwy nowy chłopak a co najgorsze młody zabił swojego bliźniego. I znowu się zaczęło może to ten, może to on……..



Rozdział pierwszy Tajemniczy Artefakt
Rok 4575 Wiosna, zimny słoneczny dzień. Kałuże na drogach smutek na twarzach ludzi, ich miny jakby wyczuwały, że stanie się coś nie dobrego.
Do karczmy „pod zielonym wichrem” wszedł Reyw, był średniego wzrostu, miał srebrne długie włosy, które opadały mu luźno na ramiona. Brązowy płaszcz świetnie dawał do zrozumienia kim jest, był poszarpany i tajemniczy. Bez wątpienia Reyw był wojownikiem, dwa miecze jednoręczne u swojego prawego i lewego boku sterczały mu do tyłu. Już osiem lat minęło od niewybaczalnego incydentu.
Usiadł przy stoliku na lewo od wejścia pogrążając się w rozmowie z mężczyzną raczej starszym z siwą brodą i krótko przyciętymi włosami. Bar w którym znajdowali się, był bardzo duży i przytulny obsługiwało go dwóch starszych mężczyzn uśmiechających się za lady. Budynek miał parter w którym teraz siedzieli i jedno piętro na którym znajdowały się pokoje do wynajęcia. W jednym takim pokoju mieszkał właśnie on.
Reyw, był on płatnym zabójcą, kiedy brakowało mu pieniędzy na chleb zabijał na życzenie. Ten właśnie mężczyzna rozmawiający z Reyw’em był jego chlebodawcą.
- 500 sztuk złota!
- pff!! 700 i masz jak w banku inaczej sam sobie radź
- ..yyy… . No dobra tylko zrób to o północy szybko i bez krzyku. Tak jak się umawialiśmy koło tego opuszczonego budynku, ściągnę ich tam a ty zrób swoje.
- O północy tylko na pewno, Umowa stoi?
- Stoi!
Uścisnęli sobie ręce mężczyzna już chciał wychodzić ale Reyw go zatrzymał i zapytał. Choć nie lubił kiedy zapoznawał się ze swoim zleceniodawcą tym razem miał przeczucie, że warto o to spytać.
- Jak ty masz w ogóle na imię?
- Jack.
- Acha to do zobaczenia Jack. Kiedy dostane zapłatę???
- Na miejscu.
Powiedział to i wyszedł. Reyw udał się do swojego mieszkania kiedy przechodził koło lady sprzedawca zatrzymał go.
- Zalegasz z czynszem kiedy dostane zapłatę, 50 sztuk za tydzień pobytu pamiętasz?
- Pamiętam, pamiętam dostaniesz ją jutro rano nie bój się.
Wszedł na górę i otworzył drzwi do swojego pokoju od razu rzucił się w oczy bałagan wręcz burdel. Pokoik miał jedno pomieszczenie dość duże była tam szafa, kufer i łóżko. Wszystko czego potrzebował. Reyw otworzył swój kufer znajdowały się tam jego najważniejsze rzeczy a mianowicie bronie i złoto. Policzył swoje oszczędności było tam marne 16 sztuk, dobrze że miał jakąś robotę bo inaczej musiał by zacząć kraść a tego nie lubił najbardziej, ale w tych trudnych czasach nawet kradzież Reyw’owi wychodziła nadzwyczaj dobrze. Co tu dużo mówić kradnij, zabijaj ale przeżyj. Wstał od kufra zamknął go, wyszedł z pokoju i zszedł do baru. W barze znajdowało się teraz dość mało osób, dlatego szczęśliwy że będzie mógł spokojnie zjeść podszedł do barmana i poprosił dużą porcje mięsa, ziemniaki i piwo.
- Ile będzie razem?- zapytał Reyw.
- 9 sztuk.
- A z małym piwem?
- 8 sztuk, to z małym czy z dużym podać?
- Z małym poproszę.
- Pieniążków brak co? A za czynsz to zapłacisz czy mam kogoś nasłać na ciebie?
- Mówiłem już że zapłacę i nie wtrącaj się czy mam, czy nie mam złota swoje dostaniesz.
Reyw był trochę wkurzony ale barman miał racje za dużo to złota nie miał. Wziął małe piwo bo musiał zjeść jeszcze kolacje dzisiaj ma robotę więc musi sobie pojeść.
Wziąwszy swój obiad usiadł przy stoliku koło okna. Przez okno padały promienie słońca, w taki ładny dzień i musiał kogoś zabić- pomyślał Reyw. W tej chwili dopiero się skapną że nie zapytał Jacka czy tego kogo musi zabić jest uzbrojony. Zawsze o to pytał bo lubił iść w nastawieniu bojowym lub z nożem w kieszeni. Dzisiaj jest taki rozkojarzony że nie zapytał o najważniejszą rzecz. Zjadł obiad, dopił do końca piwo i poszedł na górę położyć się. Zdjął ubranie tylko dotkną łóżka i zasną.
Obudził się wieczorem słońce w oknie powoli zachodziło. Jeszcze raz zjadł i wrócił się przygotować. Wyjął łuk, kołczan, miecze i wyszedł z karczmy. W Hodorinie panował zawsze spokój małe uliczki, niedużo ludzi dawało dobre warunki do spokojnego życia. Reyw poszedł w dość ponurą dzielnicę ale tam miał wykonać swoje zadanie. Przechodził właśnie koło domu do którego wchodziła rodzinka z małym dzieckiem. Reyw też myślał o ożenieniu się z jakąś bogatą dziewczyną ale żadna nie odwzajemniała jego poglądów. Cóż takie już są kobiety.
Nagle zza jakiegoś płotku wyskoczył Jack był lekko przestraszony ale starał się to opanowywać.
- Witaj.
- No cześć.
- Dobra a więc tak tam stoją…
- Zaraz STOJĄ czy ja się przesłyszałem miał być tylko jeden.
- No tak ale nie chciał wyjść sam z domu tak późno bez ochrony.
- Dobra no to podwajamy stawkę.
- Ok. zrób swoje ja poczekam. Stoją tam gdzie ci mówiłem.
I odszedł pozostawiając Reyw’a samego.
Więc poszedł w te miejsce gdzie mu wskazał Jack. I rzeczywiście stało dwóch mężczyzn jeden bez żadnego oręża ani zbroi, drugi był jego ochroną miał miecz u boku i zbroje płytową na sobie. Było tak ciemno że nikt poza nimi nie mógł zobaczyć co się dzieje na ulicy ani zobaczyć jak wyglądają. Ustawili się świetnie bo było dużo przestrzeni do walki i strzału.
Reyw ściągną łuk z ramienia, wyciągną strzałę, napiął cięciwo, wycelował w mężczyznę bez zbroi bo nie był na tyle dobrym łucznikiem aby trafić w szparę pomiędzy zbroją płytową a hełmem. Mężczyzna bez zbroi był odwrócony do niego tyłem więc mógł spokojnie wymierzyć, świsnęło i leżał na ziemi krwawiąc. Ochroniarz momentalnie odwrócił się w stronę strzelca i ruszył w jego kierunku wyciągając dwuręczny miecz. Reyw wyją dwa miecze tak szybko że na twarzy ochroniarza było widać lekki strach czy rzeczywiście zaatakować. Klingi mieczy napotkały opór zaczęła się walka. Reyw zaatakował pierwszy najpierw z pół obrotu podwójnym cięciem a później z podwójnym pchnięciem nic to nie dało mężczyzna w przeciwieństwie do swoich rozmiarów był nade wszystko bardzo szybki i z łatwością parował ataki Reyw’a. Tym razem zaatakował mężczyzna, z ogromną siłą napierał na niego który miał pewne trudności. Jeden taki atak na nie szczęście Reyw’a doszedł do ciała raniąc go w okolicach barku. Wkurzony przejął kontrole nad walką. Pół obrót cięcie sparował!!! Cięcie, cięcie, unik, pchnięcie sparował!!!!
- K**** wychodzę z wprawy- krzykną Reyw.
I znów role odwróciły się mężczyzna przejął inicjatywę. Uderzył w ramie od góry, Reyw odskoczył w bok i poturlał się pchając w brzuch mężczyzna kopną miecz a ten odleciał, ale został przecież drugi, szybkie cięcie i mężczyzna leżał prawie bez głowy. Drizzt schował dwa miecze i ruszył w stronę pierwszego z nadzieją że coś znajdzie i tak było, do pasa przypięty miał mały woreczek, zerwał go i schował do kieszeni.
- O widzę że już jesteś- powiedział Reyw do Jacka który zjawił się przed chwilą.
- No jestem. Na pewno nie żyją?
- Na pewno. A teraz moja zapłata.
- Hola, hola nie tak szybko najpierw sakiewka którą wziąłeś temu gościowi.
- A niby czemu miałbym ci ją dać, na czym ci tak bardzo zależy.
Mówiąc to wyją sakiewkę i wysypał zawartość na rękę. Na dłoń Reyw’a wypadła mała figurka smoka. Wyglądała dość dziwnie była cała zielona i miała żółte oczy.
- Dobra dam ci ją za 700 sztuk złota.
- Masz.
-Co to jest ta figurka?
- Nie twój zasrany interes!
- Dobra Ok. już nie pytam.
Dał trzy sakiewki Reyw’owi po 700 szt. Ale czemu dał mu aż 700 za tak małą rzecz. To pytanie dręczyło go przez drogę powrotną i resztę dnia. Zasypiając wiedział co będzie robił jutro odwiedzi starego przyjaciela czarodzieja.
W nocy znowu mu się przyśniło. Najpierw krzyk później płacz a następnie śmiech, przerażający jak zawsze a może nawet jeszcze gorszy. I znowu obraz krwi wszędzie krew płacz co to za płacz? Nie nie nie gdzie jestem, krew wszędzie………….

**********
Reyw obudził się w przenikliwym lęku i zlodowaciały. Znowu to usłyszał jeszcze bardziej wyraźne i głośne, znowu usłyszał krzyk swoich rodziców i płacz swojej pierwszej ofiary. Był to płacz jego brata! Ale nad jednym zastanawiał się najbardziej kto tak ohydnie się śmiał z jego wyczynu. Kim był ten zakapturzony człowiek? Przecież Reyw nie zrobił tego na jego zlecenie, on to zrobił dla przyjemności. Dlaczego akurat zabił swojego brata sam tego nie wie. Przez tą noc postanowił jedno, kończy z zabijaniem niewinnych ludzi. Ale co ja będę robił?- sam do siebie przemówił Reyw.
Na dworze w tej chwili panował ogólny spokój, nikt nawet nie domyślał się co wydarzyło się wczoraj. Lekki wschodni zimny wiaterek i przychmurzone niebo nie były zwiastunami pogody wręcz przeciwnie lada chwila może zacząć padać.
Reyw nie chcąc zmoknąć zaczął się śpieszyć ale jedno przykuło jego uwagę, ulubione spodnie leżą na podłodze a przecież specjalnie żeby się nie pogniotły, położył je na krześle.
W jego pokoju zawsze panował burdel ale ten był jeszcze bardziej dziwny. Zaczął powoli podchodzić do swojego kufra. W tym czasie zauważył jeszcze dużo rzeczy które nie były na swoim miejscu. Otworzył kufer wszystko w porządku. Miecz, kołczan, łuk, sakiewki ale nadal coś mu nie pasowało.
-Ku***- wykrzyknął na cały głos podnosząc sakiewki ze złotem ale jak się później okazało już bez złota.
-Ja pi**** całe moje złoto- znowu krzyknął. Tym razem trochę za głośno. Nagle ktoś zapukał w drzwi. Reyw czekając aż usłyszy głos OTWIERAĆ! Nie doczekał się bo barman wtargnął bez wcześniejszego odezwania się. Wyglądał jak by miał zaraz wybuchnąć, cały czerwony z nożem w ręku, chyba był przygotowany że zobaczy tu dwóch ludzi.
-Miarka się przebrała wylatujesz na zbity pysk i nie pokazuj się tu więcej!!!!!
-Ale ja…………
-Zamilcz!!!- przerwał- Za twoje wulgaryzmy i nie płacenie czynszu wylatujesz!!
Jakieś pół godziny później Reyw razem ze swoimi rzeczami szedł w stronę wieży czarodzieja która była największą budowlą w miasteczku. Hodorin choć mały świetnie oddawał poczucie bezpieczeństwa gdyby ktoś zaatakował miasto. Odwiecznymi wrogami ludzi w tych czasach byli nie kto inny jak Orkowie. Bezczelne i krwiożercze istoty zamieszkujące lasy i wąwóz „Leneter”. W północnej części Hodorinu znajdowała się właśnie wieża a tuż pod nią park. Drizzt udał się w tamtą stronę. Przechodząc uliczkami był bardzo ostrożny, bo wybrał najkrótszą ale najniebezpieczniejszą z możliwych. Zawsze roiło się tu od bandytów. Nie mylił się zobaczył nagle kobietę płaczącą, która stała pod swoim domem. Reyw szybko podbiegł do niej i zapytał o co chodzi. Kobieta wyduszając z siebie po jednym wyrazie na kilkanaście sekund wreszcie skończyła a on zrozumiał tylko kilka słów chociaż wystarczających.
- „Dziecko……yhyyyhy…..zabiliiiiii!!!....bandyci……zabrać…złoto….park!!!
Reyw szybko skojarzył fakty, to oni zabrali mu złoto. Szczęśliwy że nie musi zbaczać z drogi i tracić czasu, już nie poszedł ale pobiegł w tamtą stronę. Zobaczył ich stali co dziwne pod wieżą czarodzieja było ich czterech. Trzech z nich wyglądało raczej na większych a jeden to już lekka przesada. Największy z nich był większy od Reyw o półtorej głowy. Ostatni chyba przywódca stał lekko z tyłu. Każdy miał kolczugę i skórzany kaptur a u boku dwuręczny długi miecz. Choć Reyw obiecał sobie, że już nie będzie zabijał tej walki chyba nie uniknie.
Zaczęło padać bandyci zauważywszy deszcz zaczęli odchodzić. Nie mogąc na to pozwolić Reyw schował swoje rzeczy za płot opuszczonego starego domu. Wyszedł z dwoma mieczami w dłoniach na spotkanie z bandytami. Jeden z nich pierwszy go zauważył.
- Hej!!! Chłopaki patrzcie kto przyszedł, to ten ku*** który śpi jak baba!
Reyw starając ukryć swoją wściekłość usiadł na trawie. Zauważył dziwną rzecz ich przywódca zaczął szybko zakładać kaptur na pewno nie z powodu deszczu ale chciał ukryć swoją twarz. Reyw tak się zamyślił że bandyci zaczęli się niecierpliwić.
- Ty sobie żarty robisz? – zapytał jeden z nich
- Dobra koniec dyskusji brać go!!!
Siedząc wiedział, że nie uniknie walki. Wstał szykował się do bitwy. Wiedział że na samym początku musi zabić największego ale jak tego dokonać?- zapytał sam do siebie.
Na Reyw’a ruszyło trzech tak jak się domyślał. Największy pewny siebie wyprzedził kolegów i natarł szybkim pchnięciem. Reyw odskoczył kontratakując cięciem w pas. Bandyta sparował cięcie chcąc wyprowadzić kontratak, ale nie mógł bo wojownik miał dwa miecze i wielką szybkość dlatego cały czas bandyta się bronił. Z przyzwyczajenia parował same cięcia bo tylko takimi obsypywał go Reyw. Zauważając to zaczął stosować kombinacje z pchnięciami i poskutkowało, bandyta nie uniknął jednego z cięć i miał ranę na jednym z ramieniu. Wkurzony całym swoim ciężarem zadał pchnięcie w serce, ale nie trafił i przewrócił się wpadając w błoto po chwili poczuł wbijający się miecz w łopatki i wyzionął ducha. Stojący nad nim Reyw śmiał się szyderczo. Odwrócił się przygotowany na starcie z resztą ale bandyci zobaczywszy że ich najlepszy wojownik leży zabity szybko zwiali. Reyw zauważając to szybko pobiegł za nimi zostawiając za sobą kałużę krwi. Jego cele biegły bardzo ślamazarnie dlatego po pięciu minutach musieli walczyć. I tym razem na niego ruszyło tylko dwóch pozostawiając przywódcę z tyłu. Lekkim cięciem Reyw rozpoczął bitwę poruszając się ostrożnie i miękko na nogach aby wybadać przeciwnika. Po dwóch minutach walki jeden z przeciwników chciał jak najszybciej zakończyć ten pojedynek wykonując niebezpieczny pół obrót. Nie udało mu się bo za moment miał na plecach trzydziesto centymetrową ranę. Reyw zauważył lukę w obronie przeciwnika, schylił się jednym mieczem parując niezdarne cięcia a drugim w odpowiednim momencie wykonał obszerne cięcie. Bandyci nawet nie upadli a byli już martwi. Reyw odwracając się w stronę ostatniego usłyszał świst i poczuł że coś wbija mu się w bark, zaćmiony uderzeniem zanim zemdlał zdołał zobaczyć jak jeszcze raz strzelec naciąga cięciwo………

**********
W oddali gdzieś po lewej od Reyw’a odezwał się głos, bardzo znajomy i oczywisty. Był to głos Jacka, tego samego który zlecił mu zadanie zabicia właściciela tej tajemniczej figurki.
- O widzę że już się przebudziłeś.
- Za to ja nic nie widzę. Gdzie ja jestem? Muszę wyjść.
Poruszył się lekko i wtedy jego przypuszczenia się sprawdziły. Był przykuty łańcuchami za dłonie do jakiegoś stołu. A Jack to ten mężczyzna który do niego strzelił.
- Dlaczego mnie nie zabiłeś? Jaki masz w tym cel? – odezwał się Reyw.
- Dlaczego? Hm… pomyśl co bym w tedy uzyskał Reyw’ie synu Xirosa.
- Co??!! Skąd znasz moje imię?........ NO PYTAM SIĘ!!!
Jack się zaśmiał i w tym momencie Reyw’owi przypomniała się scenka z dawnych lat. Krzyk rodziców, płacz brata i śmiech ten paskudny śmiech.
NIIIEEEEE!!!!!! – krzyknął ile sił w płucach.
- To ty, to ty mnie do tego namówiłeś, a później śmiałeś się z tego. Ten sen śnił mi się po nocach. Nigdy go nie zapomnę, zapłacisz mi za to!!!- poruszył się niespokojnie Reyw.
- Otóż byłeś mi potrzebny tylko po to abyś zabił swojego brata. Gdy tego dokonałeś potrzebna była mi tylko ta figurka i twoja krew. Krew mężczyzny który zabił swojego rodzonego brata i ta magiczna figura pomoże mi, stać się najlepszym wojownikiem na całym świecie. Zaraz się przekonasz.
- Ale ja nic nie widzę – odparł Reyw.
- Miałem na myśli walkę, którą zaraz ze mną stoczysz.
Reyw kłamał Jacka że nie widzi. Tak naprawdę miał za cel zniszczenie tej figurki nie może dopuścić aby Jack zawładną jej mocą. Ale jak ma go pokonać skoro ma być taki potężny. Nagle podszedł do niego i rozpiął mu łańcuchy.
Teraz Reyw mógł w pełni zobaczyć gdzie jest. Był w jakiejś piwnicy ale nie wiadomo w jakiej części miasta. Piwnica jak piwnica mała, prawie cała zaśmiecona jakimiś gratami głównie kuchennymi. Śmierdziało w niej okropnie a najbardziej przerażało to że była cała w jakiejś zielonej mazi. Jack wyglądał normalnie tak jak w tedy w gospodzie, chociaż z tych nerwów lekko przysiwiał.
- Skoro nawet nic nie widzę to może zawalczysz ze mną jak normalny mężczyzna, bez tych głupich czarów.- zaproponował.
- Nie będę się z tobą bawił muszę na kimś wypróbować moje świecidełk…..- nagle przerwał.
Reyw szybko odwrócił się do Jacka ale ten już leżał na podłodze. Twarz miał bladą i starał się coś powiedzieć. Podbiegł szybko i zapytał.
- Co się stało? Kto ci to zrobił?- zapytał Reyw.
Jack łkając i krztusząc się własną krwią niestety umarł na jego rękach ze strzałą w sercu. Był jeszcze ciepły ale rękę miał cały czas w górze wskazując na stary stolik przy dużej szafie. Reyw podszedł tam pozostawiając ciało Jacka. Na stoliku znajdowały się różnego rodzaju miksturki i przyrządy których Reyw nie umiał rozpoznać. Chociaż jeden flakonik umiał nazwać to była jego krew ze wściekłością rzucił nim z całej siły w podłogę. I nagle go zobaczył woreczek od figurki leżał na podłodze ktoś go musiał wziąć. Nie zastanawiając się dłużej wybiegł po schodach na zewnątrz.
Powiew zimna rozbił się o twarz Reyw’a jak kamień o wodę. Jego tęczówki przyzwyczajone do ciemności zaczęły go lekko kłuć. Znajdywał się w porcie, tak przypuszczał bo mewy skrzeczące wkomponowały się w lekki szum morza. Stał na dróżce prowadzącej do głównej drogi. Na około niego stały dziwne bo opustoszałe domy we wszystkich nie było okien i w połowie miały porozrywane dachy. Dróżka była wysypana kamieniem co pozwalało na szybki bieg. Reyw z nikłą nadzieja, że znajdzie figurkę i osobę która ja ukradła, pobiegł w stronę szumiącego morza.

*********
Reyw biegł szybko, zostawiając za sobą piwnice w której był uwięziony. Ze swoimi mieczami u boku, cały czas podążał dróżką brzegiem morza. Słońce właśnie znowu zaćmiły chmury, zrobiło się wyjątkowo zimno. Zerwał się silny wiatr powodując powstawanie bardzo dużych fal. W miarę zbliżania się do portu w Reyw’ie rosło wielkie zaniepokojenie od czego zacząć poszukiwania. Kolejna rzecz która go teraz gnębi, jest fakt że dzięki złodziejowi który ukradł posążek jest teraz żywy.
W domach zaczęły pojawiać się oznaki, iż w miarę odległości coraz bliżej jest port. Na podwórkach znajdowały się wszelkiego rodzaju łódki, maszty, a nawet domowe stocznie. Gdzieś w oddali dały się słyszeć odgłosy ludzi i można było już podziwiać małe okręty przycumowane do pomostów.
Nareszcie- odetchnął Reyw po długim biegu.
Wkroczył właśnie w dzielnicę portową. To miejsce było największe jakie można było spotkać w mieście. Znajdowało się tu grubo ponad kilkadziesiąt okrętów naprawdę robi to wrażenie. Największy z nich nosił nazwę „Władca Mórz”. Dopiero co przypłynął ponieważ ludzie wyładowywali z niego wszelkiego rodzaju paczki. Na statku pisało jeszcze coś JORNAL. Reyw wiedział co to znaczy, Jornal jest to sławna wyspa którą żądzą same łotry. Na kontynencie jest jeszcze wiele innych miejsc. Drugą i ostatnią wielką osadą ludzi jest Tristram z tego miejsca pochodzi Reyw. Oczywiście na kontynencie nie brakuje innych ras, są Elfy w Mrocznej Puszczy, Krasnoludy na Skalnych Wybrzeżach i oczywiście Orkowie w górach Zapomnienia i wszędzie w dzikich terenach. Wracając do dzielnicy portowej roiło się wszędzie pełno ludzi, nie brakowało różnych straganów i karczmy. Drizzt poszedł w stronę tego budynku myśląc ,że dowie się czegoś ciekawego. Wchodząc od razu poczuł niemiły zapach smażonych ryb i bezdomnych ludzi. Siedziały tu największe typy w mieście i najmniej wpływowi ludzie. Bar miał tylko parter, parę stolików i ladę za którą stał stary i zsiwiały barman. Reyw podszedł do niego pokazując ręką na swoje zakrwawione miecze. Zapytał barmana czy widział w pobliżu kogoś dziwnego z figurką. Wystraszony starzec nie chcąc aby nieznajomy zrobił mu krzywdę, powiedział że widział jakieś dwa dni temu chłopaka który trzymał figurkę. Reyw śmiejąc się pod nosem z głupoty barmana, poprosił o piwo.
-Jak wypiję to zapłacę.
Barman nawet nie odpowiedział tylko zajął się myciem brudnych szklanek. Usiawszy przed ladą Reyw zaspokajał pragnienie zimnym piwkiem. Do baru weszło sześciu mężczyzn, usiedli koło niego pogrążając się w rozmowie. Byli dość spłoszeni, nawet bardzo nerwowi. Ubrani byli wszyscy w jednakowe odzienie czarno-granatowe tylko jeden wyróżniał się, miał spokojną minę, a wszyscy wpatrywali się w niego z otwartymi ustami. Reyw starając się nie zwrócić na siebie uwagi przysunął się lekko do tyłu i zaczął udawać że zasnął na ławce. Mężczyźni zaczęli rozmowę.
-Tak…. Znalazłem… Dobrze mówiliście była tam… To musi być drogie jak cholera…. Zabiłeś kogoś?..... Musiałem, ale tylko jednego…. Pokaż ją nam szybko…
Nagle Reyw usłyszał jak coś metalowego uderza o blat stolika. Nie mógł już dłużej czekać odwracając się do mężczyzn wyciągnął rękę i już trzymał figurkę w ręku. Tak szybko ukradł figurkę i wychodził już z baru że mężczyźni po paru sekundach zaczęli go dopiero gonić.
Reyw wybiegł na ulicę, schował figurkę i wyciągnął miecze szykując się aby zabić wszystkich…


*********
Słońce było wysoko, lekki wietrzyk nie dawał się we znaki. W miasteczku panował spokój, nikt nie spodziewał się że będą mówić o tym dniu nawet za parę lat. Nagle na oczach wszystkich rozpęta się piekło którego nikt nie będzie w stanie zatrzymać. W dzielnicy portowej to wszystko miało zajść, choć nikt nie mógł tego przewidzieć.
Reyw czekał spokojnie na swoich rywali, wszyscy pewni swego wyciągnęli miecze, a jeden nawet topór. Ruszyli na niego. Czując figurkę w kieszeni z pełną siłą natarł na sześciu nieprzyjaciół. Myśląc co będzie dalej Reyw nie był pewny czy ujrzy jeszcze wschodzące słońce, lub bawiące się ptaki. Wszystko co kochał, a najbardziej przyrodę mogło w jednej chwili urwać się jak krótki film. Ludzie zaczęli krzyczeć, schodzili się z całego Hodorinu. Stworzyli krąg w którym walczyli wojownicy niczym gladiatorzy. Chociaż patrzyli jak jeden po drugim mężczyźni padali pod sejsmitarami Reyw’a nic nie robili.
Gaury siedział sobie spokojnie w barze popijając sok jabłkowy. Nie lubił piwa, nawet dziwek ,a najgorsze nie podniecała go walka. Chociaż był świetnym wojownikiem to nie lubił machać mieczem, chyba że z konieczności, lub w obronie. Usłyszał hałas ludzi i plotki o walce w dzielnicy portowej. Szybko wstał i pobiegł w tamtą stronę. Gaury był wysokim i mocnym mężczyzną. Nie nosił żadnej zbroi. Jedyną rzeczą wojownika jaką miał to pas i miecz półtoraroczny. Tłum ludzi zobaczył jak przebiegał koło targu. Nawet tam sprzedawcy opuścili swoje stragany, aby zobaczyć co się dzieje. Gaury już wbiegł w tłum przepychając się jak taran. Znajdując się na polu walki, pięciu mężczyzn leżało martwych.
Reyw zaciekle bronił się przed toporem. Nagle potknął się o kamień leżący na drodze.
Upadając już widział topór uniesiony w górze. A sekundę potem był cały we krwi z głową mężczyzny na brzuchu. Nie wiedział kto go uratował ani po co. Ale jedno wiedział na pewno musi się z tond zmywać i to szybko. Strażnicy już biegli w jego stronę, nie myśląc o niczym Reyw wstał i pobiegł w stronę morza. Zauważył jedną drogę ucieczki, statek właśnie odpływał, był już jakieś pięć metrów od brzegu. Rozpędzając się szybko i wyciągając figurkę z kieszeni odważył się skoczyć. Gdy oderwał się od ziemi poczuł ból w prawej ręce i jak coś ucieka mu z ręki. Strzała przeszyła mu ramię przez to Tajemniczy Artefakt wpadł do morza…….

Koniec pierwszego rozdziału hehe…

Oceniajcie
w takiej skali
Opisy 0-10
Fabuła 0-10
błędy 0-5
Dialogi 0-10
Całość 0-20
 

paniscus

Member
Dołączył
28.4.2005
Posty
375
No siema!!
Druga część lepsza od pierwszej. Opisy walk całkiem, całkiem, Paniscus jest pod wrażeniem.
Rana trzydziesto centymetrowa to trochę dużo, nieprawdaż, głęboka czy długa, bo jak głęboka... 30 cm?
Nota 8,5/10 za II Rozdział.

NaRka


PS. Nie przeczytałeś chyba regulaminu, nie zakłada się nowego tematu, tylko edytuje posty i dodaje je do starego tematu.
 

<INOS>

Member
Dołączył
29.1.2005
Posty
457
Oczywiście że długa bo jak cięciem można zrobić 30cm ranę na głębokość.
A tak pozatym to napiszcie mi czy mam pisać dalszy ciąg opo. Czy zacząć inne bo mam strasznie dużą wyobraźnie napiszcie szybko bo nie wiem co robić.
NarA
 

paniscus

Member
Dołączył
28.4.2005
Posty
375
No siema!!
Pisz dalej, bo bezsensu by było zaczynać, a nie kończyć. No chyba, że ten bohater już nie żyje, no to wtedy napisz co innego.
Ale nie wyjaśniłeś o co chodzi z tym posążkiem smoka, możesz to bardziej rozwinąć.

NaRka
 

viqux

Member
Dołączył
20.5.2005
Posty
252
No no... Jestem pod wrażeniem. Opowiadanie wciągające, fabuła rozwijająca się z akcją bardzo ciekawa, walki przedstawione realnie. Opisów nie ma zbyt wiele, oprócz pogody panującej, ale mimo to umiałem wyobrazić sobie wszystko... Super po prostu, jestem pod wrażeniem. Chociaż czytałem już o płatnych mordercach, to ten mi się podobało, mimo czytanych wcześniej tego typu opowieści. Czekam z niecierpliwością na dalszą część. Mam nadzieję, że wyjaśni się o co chodzi z tym smokiem, chociaż już wiem, co ja bym wymyślił...
wink.gif
Oceniam:
Opisy: 7/10 (trochę ich mało, opisuj częściej krajobraz np. drzewa: "po czarnej korze spływały błyszczące krople deszczu, napawając ją wilgocią i świeżością. Na górnych gałęziach osiedlił się zielony mech wrastający w korę... itp."
Fabuła: 10/10 (nic dodać nic ująć)
Błędy: 10/10 (nie znalazłem żadnych błędów... chyba)
Dialogi: 10/10 (ciekawe, konkretne, nie nudzą tylko stanowią dobry dodatek do książki i są dobrym tłem dla akcji)
Całość: 9/10 (nie dostałeś maxa, bo za mało opisów, które lubię, jeśli są ciekawie opisane
rolleyes.gif
Poza tym, nie możesz sobie myśleć, że jesteś najlepszy, bo byś się opuścił
biggrin.gif
)
Czekam na dalszą część! Powiadom mnie jak będzie!
Pozdrawiam i zachęcam do pisania dalszych części.
 

<INOS>

Member
Dołączył
29.1.2005
Posty
457
Dzięki za dobre słowa, napewno w następnej części postaram się o lepsze opisy i jeszcze nie wiem czy zakończe moje opowiadanie na IIIcz czy może napisze jeszcze więcej. Zobaczymy jaką będe miał wene a narazie kończe.
NarA
 

<INOS>

Member
Dołączył
29.1.2005
Posty
457
No i przyszedł czas na 3cz mojej opowieści to już chyba przed ostatni rozdział życze miłego czytania.
Akt III
W oddali gdzieś po lewej od Drizzt’a odezwał się głos, bardzo znajomy i oczywisty. Był to głos Jacka, tego samego który zlecił mu zadanie zabicia właściciela tej tajemniczej figurki.
- O widzę że już się przebudziłeś.
- Za to ja nic nie widzę. Gdzie ja jestem? Muszę wyjść.
Poruszył się lekko i wtedy jego przypuszczenia się sprawdziły. Był przykuty łańcuchami za dłonie do jakiegoś stołu. A Jack to ten mężczyzna który do niego strzelił.
- Dlaczego mnie nie zabiłeś? Jaki masz w tym cel? – odezwał się Drizzt.
- Dlaczego? Hm… pomyśl co bym w tedy uzyskał Drizzt’dzie Do’Urden.
- Co??!! Skąd znasz moje imię?........ NO PYTAM SIĘ!!!
Jack się zaśmiał i w tym momencie Drizzt’owi przypomniała się scenka z dawnych lat. Krzyk rodziców, płacz brata i śmiech ten paskudny śmiech.
NIIIEEEEE!!!!!! – krzyknął ile sił w płucach.
- To ty, to ty mnie do tego namówiłeś, a później śmiałeś się z tego. Ten sen śnił mi się po nocach. Nigdy go nie zapomnę, zapłacisz mi za to!!!- poruszył się niespokojnie Drizzt.
- Otóż byłeś mi potrzebny tylko po to abyś zabił swojego brata. Gdy tego dokonałeś potrzebna była mi tylko ta figurka i twoja krew. Krew mężczyzny który zabił swojego rodzonego brata i ta magiczna figura pomoże mi, stać się najlepszym wojownikiem na całym świecie. Zaraz się przekonasz.
- Ale ja nic nie widzę – odparł Drizzt.
- Miałem na myśli walkę, którą zaraz ze mną stoczysz.
Drizzt kłamał Jacka że nie widzi. Tak naprawdę miał za cel zniszczenie tej figurki nie może dopuścić aby Jack zawładną jej mocą. Ale jak ma go pokonać skoro ma być taki potężny. Nagle podszedł do niego i rozpiął mu łańcuchy.
Teraz Drizzt mógł w pełni zobaczyć gdzie jest. Był w jakiejś piwnicy ale nie wiadomo w jakiej części miasta. Piwnica jak piwnica mała, prawie cała zaśmiecona jakimiś gratami głównie kuchennymi. Śmierdziało w niej okropnie a najbardziej przerażało to że była cała w jakiejś zielonej mazi. Jack wyglądał normalnie tak jak w tedy w gospodzie, chociaż z tych nerwów lekko przysiwiał.
- Skoro nawet nic nie widzę to może zawalczysz ze mną jak normalny mężczyzna, bez tych głupich czarów.- zaproponował.
- Nie będę się z tobą bawił muszę na kimś wypróbować moje świecidełk…..- nagle przerwał.
Drizzt szybko odwrócił się do Jacka ale ten już leżał na podłodze. Twarz miał bladą i starał się coś powiedzieć. Podbiegł szybko i zapytał.
- Co się stało? Kto ci to zrobił?- zapytał Drizzt.
Jack łkając i krztusząc się własną krwią niestety umarł na jego rękach ze strzałą w sercu. Był jeszcze ciepły ale rękę miał cały czas w górze wskazując na stary stolik przy dużej szafie. Drizzt podszedł tam pozostawiając ciało Jacka. Na stoliku znajdowały się różnego rodzaju miksturki i przyrządy których Drizzt nie umiał rozpoznać. Chociaż jeden flakonik umiał nazwać to była jego krew ze wściekłością rzucił nim z całej siły w podłogę. I nagle go zobaczył woreczek od figurki leżał na podłodze ktoś go musiał wziąć. Nie zastanawiając się dłużej wybiegł po schodach na zewnątrz.
Powiew zimna rozbił się o twarz Drizzt’a jak kamień o wodę. Jego tęczówki przyzwyczajone do ciemności zaczęły go lekko kłuć. Znajdywał się koło portu, tak przypuszczał bo mewy skrzeczące wkomponowały się w lekki szum morza. Stał na dróżce prowadzącej do głównej drogi. Na około niego stały dziwne bo opustoszałe domy we wszystkich nie było okien i w połowie miały porozrywane dachy. Dróżka była wysypana kamieniem co pozwalało na szybki bieg. Drizzt z nikłą nadzieja, że znajdzie figurkę i osobę która ja ukradła, pobiegł w stronę szumiącego morza.
 

viqux

Member
Dołączył
20.5.2005
Posty
252
No dobra...
Na początku już powiem, że jest za mało, by ocenić to od strony, że tak powiem "polonistycznej". Napisałeś przede wszystkim za mało, ale coś tam się wyjaśniło. Ale pisz dalej, bo jestem ciekaw co bedzie się działo. Cieszy mine jeszcze, że powiększyłeś (choć trochę!) liczbę opisów. Fajnie...
Nie dam oceny, bo za mało i nic nie ocenię w skali, bo za mało. Ale czekam na dalszą część. Tyle tylko, że musisz napisać WIĘCEJ, jeśli chcesz mieć porządną ocenę. Masz czas, więc napisz jeszcze trochę i dopiero potem opublikuj. To nie jest wyścig szczurów.
 

Kacperex

KacŚpioszek
Dołączył
26.10.2004
Posty
6508
No powiem, że opowiadaniem tego nie mogę nazwać ponieważ jest to stanowczo za krótkie jak na dobre opowiadanie. Ale ogólnie fabuła a raczej jej poczatek jest niezły podoba mi się. Błędó stylistycznych i ortów to prawie nei wyłapałem
smile.gif

jeżeli chcesz aby opowiadanie zrobiło furorę to musisz rozkrecic bardziej akcję i fabułe. Musi się stanowczo więcej dziać!
Pozdro
 

Ceasar

Member
Dołączył
17.2.2005
Posty
538
Opowiadanie raczej dobre, chociaż mogłoby być dłuższe
sad.gif
... Ale wierzę, że prędko dodasz kolejne części
smile.gif
. Zdecydowani za dużo takich dłuższych opisów, np.: przyrody, a za mało zdarzeń, tzn.: za bardzo rozwlekasz kolejne kwestie, przez co opowiadanie może się wydać nudne
wink.gif
...Popełniasz też wiele błędów interpunkcyjnych, natomiast innych niż te nie zauważyłem
unsure.gif
.
Ocena ogólna: 6/10.
 

<INOS>

Member
Dołączył
29.1.2005
Posty
457
Lordzie Marcos nie zgadzam się z tobą co do długości opowiadanie bo jest dłuższe niż wiele tutaj zamieszczonych i będzie miało jeszcze jedną część. Co do akcji muszę się zgodzić ale opisów to najważniejsza cecha kazdego opo i książki, bez opisów nie ma nic. Dają one nam obraz jaki autor chce przedstawić w danym opo.
 

Lord Bezimienny

Weteran
Weteran
Dołączył
30.1.2005
Posty
1092
No dobra teraz ja ocenie
biggrin.gif
Opowiadanie naprawdę na całkiem wysokim poziomie, tylko jedna sugestia czemu Jack nie mógl od razu załatwić tego Drizzta ??? Przecież wtedy by był osłabiony
biggrin.gif
ale to nie ma takiego dużego znaczenia. Co do samego opowiadania to są tam błędy itp. ale nie są jakieś rażące
biggrin.gif
Fajna fabuła iczekam na 4 akt.

P.S. Już zapisałem że mam wziąć pod uwagę to opowiadanie w wyborze na stronke
biggrin.gif
.

Pozdrawiam
 

s_e.b_a

Active Member
Dołączył
13.2.2005
Posty
1253
Tak jak obiecałem oceniam twoje opowiadanko...

Przyznam szczerze że jest to jedno z lepszych opowiadań na tym forum pisz dalej bo świetnie Ci to idzie...

Opisy: 8/10 Troszke mało ich było
Fabuła: 10/10
Błędy: 10/10 Chyba zauważyłem tylko jeden malutki błąd
Dialogi: 10/10
Całość: 9+/10
 

<INOS>

Member
Dołączył
29.1.2005
Posty
457
Drizzt biegł szybko, zostawiając za sobą piwnice w której był uwięziony. Ze swoimi mieczami u boku, cały czas podążał dróżką brzegiem morza. Słońce właśnie znowu zaćmiły chmury, zrobiło się wyjątkowo zimno. Zerwał się silny wiatr powodując powstawanie bardzo dużych fal. W miarę zbliżania się do portu w Drizzt’dzie rosło wielkie zaniepokojenie od czego zacząć poszukiwania. Kolejna rzecz która go teraz gnębi, jest fakt że dzięki złodziejowi który ukradł posążek jest teraz żywy.
W domach zaczęły pojawiać się oznaki, iż w miarę odległości coraz bliżej jest port. Na podwórkach znajdowały się wszelkiego rodzaju łódki, maszty, a nawet domowe stocznie. Gdzieś w oddali dały się słyszeć odgłosy ludzi i można było już podziwiać małe okręty przycumowane do pomostów.
Nareszcie- odetchnął Drizzt po długim biegu.
Wkroczył właśnie w dzielnicę portową. To miejsce było największe jakie można było spotkać w mieście. Znajdowało się tu grubo ponad kilkadziesiąt okrętów naprawdę robi to wrażenie. Największy z nich nosił nazwę „Władca Mórz”. Dopiero co przypłynął ponieważ ludzie wyładowywali z niego wszelkiego rodzaju paczki. Na statku pisało jeszcze coś JORNAL. Drizzt wiedział co to znaczy, Jornal jest to sławna wyspa którą żądzą sami łotrzy. Na kontynencie jest jeszcze wiele innych miejsc. Drugą i ostatnią wielką osadą ludzi jest Tristram z tego miejsca pochodzi Drizzt. Oczywiście na kontynencie nie brakuje innych ras, są Elfy w Mrocznej Puszczy, Krasnoludy na Skalnych Wybrzeżach i oczywiście Orkowie w górach Zapomnienia i wszędzie w dzikich terenach. Wracając do dzielnicy portowej roiło się wszędzie pełno ludzi, nie brakowało różnych straganów i karczmy. Drizzt poszedł w stronę tego budynku myśląc ,że dowie się czegoś ciekawego. Wchodząc od razu poczuł niemiły zapach smażonych ryb i bezdomnych ludzi. Siedziały tu największe typy w mieście i najmniej wpływowi ludzie. Bar miał tylko parter, parę stolików i ladę za którą stał stary i zsiwiały barman. Drizzt podszedł do niego pokazując ręką na swoje zakrwawione miecze. Zapytał barmana czy widział w pobliżu kogoś dziwnego z figurką. Wystraszony starzec nie chcąc aby nieznajomy zrobił mu krzywdę, powiedział że widział jakieś dwa dni temu chłopaka który trzymał figurkę. Drizzt śmiejąc się pod nosem z głupoty barmana, poprosił o piwo.
-Jak wypiję to zapłacę.
Barman nawet nie odpowiedział tylko zajął się myciem brudnych szklanek. Usiawszy przed ladą Drizzt zaspokajał pragnienie zimnym piwkiem. Do baru weszło sześciu mężczyzn, usiedli koło niego pogrążając się w rozmowie. Byli dość spłoszeni, nawet bardzo nerwowi. Ubrani byli wszyscy w jednakowe odzienie czarno-granatowe tylko jeden wyróżniał się, miał spokojną minę, a wszyscy wpatrywali się w niego z otwartymi ustami. Drizzt starając się nie zwrócić na siebie uwagi przysunął się lekko do tyłu i zaczął udawać że zasnął na ławce. Mężczyźni zaczęli rozmowę.
-Tak…. Znalazłem… Dobrze mówiliście była tam… To musi być drogie jak cholera…. Zabiłeś kogoś?..... Musiałem, ale tylko jednego…. Pokaż ją nam szybko…
Nagle Drizzt usłyszał jak coś metalowego uderza o blat stolika. Nie mógł już dłużej czekać odwracając się do mężczyzn wyciągnął rękę i już trzymał figurkę w ręku. Tak szybko ukradł figurkę i wychodził już z baru że mężczyźni po paru sekundach zaczęli go dopiero gonić.
Drizzt wybiegł na ulicę, schował figurkę i wyciągnął miecze szykując się aby zabić wszystkich…

Cdn
 

paniscus

Member
Dołączył
28.4.2005
Posty
375
Witam!!
Fajne opowiadanie, nareszcie na tym forum, bo niektórzy skończyli chyba już pisanie.
Tylko ten moment, gdy był uwięziony, nie spodobał mi się za bardzo, zbyt było zagmatwane i za bardzo szybko się potoczyło.
Sprytnie ukradł tę figurkę.
Nota 7/10 słabe opisy

NaRka
 

shooX

Ciasteczkowy Potwór
Weteran
Dołączył
3.2.2005
Posty
1515
Siema !
Bardzo fajne opowiadanie, wciągło mnie tak że czytałem je kilka razy wszystkie częście ale ja ocenie ogólnie wszystkie
biggrin.gif

Ocena:
Opisy 10-10
Fabuła 10-10
błędy 8-10
Dialogi 9-10

Całość 19-20
Pozdrawiam:Rod_
wink.gif
 

Roioan

Member
Dołączył
20.7.2005
Posty
424
QUOTE Witam ! Opowiadanie super bardzo mi sie podoba tak trzymac ale popraw fabue bo moga by byc lepsza dale 8 na 10 napisz wiecej to bedzie super Brawo !!!
Właśnie to fabuła jest najlepszą zaletą tego opowiadanka.

Braawo super opowiadanie moje noty:
Opisy 9/10 było ich naprawdę mało ale świtnie były napisane.
Opisy walk 10/10 SUUPEERR tu nie muszę wyjaśniać.
Dialogi 10/10 zrozumiałe i realistyczne
Fabułą 10/10
Błędy 9/10
Całość 19,5/20
 

s_e.b_a

Active Member
Dołączył
13.2.2005
Posty
1253
QUOTE Jornal jest to sławna wyspa którą żądzą sami łotrzy
Powinno być->same łotry Oraz przed wyrazem „którą” powinien znajdować się przecinek


QUOTE Wracając do dzielnicy portowej roiło się wszędzie pełno ludzi


Powinno być roiło się tu pełno ludzi lub wszędzie było pełno ludzi


QUOTE Siedziały tu największe typy w mieście i najmniej wpływowi ludzie

Typem jest każdy… ja zastąpiłbym to wyrazami oprychu lub najbardziej podejrzane typy w mieście… Samo typy uważam za błąd


QUOTE już z baru że mężczyźni
Przed „że” powinien znajdować się przecinek

Może uznasz, że czepiam się szczegółów, ale przeciecz każdy szczegół ma wpływ na jakość opowiadania…. Nie robię tego złośliwie, a wręcz przeciwnie… Dzięki temu unikniesz podobnych błędów w dalszej części swojej historii. Co do treści: fabuła jest naprawdę fantastyczna… wprowadza mroczny i tajemniczy klimat. Opisy również są bardzo dobre… świetnie przedstawiają miejsca gdzie toczą się wydarzenia. Reasumując -10/10 bliskie ideału…. Ale nie idealne
tongue.gif


PS. Zwróć większą uwagę na interpunkcje, bo jest jeszcze kilka błędów tego rodzaju, które nie zostały prze ze mnie wymienione wyżej.
 

<INOS>

Member
Dołączył
29.1.2005
Posty
457
Dopisałem ostatnią część tego rozdziału bo tak to nazwAłem. Możecie ją przeczytać w tym opowiadaniu na samej górze. A i jeszcze jedno zedytowałem imie głównego bohatera. Teraz nazywa się Reyw, jeżeli gdzieś nie przeprawiłem to mi napiszcie a poprawię ale nie obniżajcie mi za to oceny.

P.S- oceńcie teraz caaały pierwszy rozdział.
 

Feomatar

Member
Dołączył
4.7.2005
Posty
33
Brawo! Brawo!

Naprawde ciekawe opowiadanie niewidziałem wielu błedów tylko interpunkcja dialogi są bardzo dobre Fabuła również bardzo dobra bardzo ciekawe opowiadanie zrób więcej bo naprawde jesteś młodym talentem

Nota Ogólna:10/10
 
Do góry Bottom