...Będzie to opowiadanie mam nadzieje nietypowe, starałem się wybrać jakos mało przezarty temat, chciałem napisać o Bezimiennym ale on jest zbyt często opisywany...
Rozdział 1 : Skazanie
Zacząć chyba powinienem od krótkiego opisu naszego bohatera...
Więc żył sobie młodzieniec Skaflok w niespokojnych czasach panowania Robara II . Jak wszyscy zapewne wiecie król ten załozył kolonię górnicza (wtedy bariery jeszcze nie bylo). Ponieważ brakowało mu rudy oraz niewolników do jej wydobywania zostawało się skazancem za najmniejsze przestępstwo. Nasz młody bohater żył w ubogiej rodzinie, która często musiała żebrac o jedzenie. Jednakże ojciec Skafloka był dobrym myśliwym o muskularnej posturze i wielu bliznach świadczących o walecznym życiu , więc nauczył swojego syna strzelać z łuku i pomógł mu nabrać siły. Młody chłopak (miał wtedy około 16 lat) musiał się uczyć przetrwania w takich trudnych warunkach. Ojciec nauczył go także jak obchodzic się z bandytami i jak rozmawiać z ludźmi więc Skaflok nie był tępym debilem. Matka nauczyła go pisać i czytać ponieważ uważała książki za bardzo ważny element rozwoju swojego syna. Jednak oprócz nauki musiał on też pracować i zarabiać na żywność razem z ojcem. Z początku pomagał matce w domu , ale później zatrudnił się u kowala jako dostawca metalu do przerobu i broni dla kupców.
Pewnego dnia gdy jak zwykle zanosił dostawę mieczy na targowisko do kupców został napadnięty przez dwóch bandytów. Jeden z nich był barczystym blondynem o groźnych rysach twarzy , wyglądał jednak na niezbyt mądrego czy wykształconego. Drugi był znacznie mniejszy i strasznie roztrzepany (najwyraźniej dopiero zaczynał złodziejską karierę) , trzymał w ręku nóż i rozglądał się ciągle , ręka z nożem drżała mu i przemieszczał ją ciągle jakby miał zespół niespokojnych rąk. Skaflok wiedział, że oni nie będą się znać na historii magów i tym podobnych więc wykiwa ich łatwo.
-Co tam masz ?? - powiedział mniejszy złodziej spoglądając na ładunek mieczy.
-Wydaje się, że chciałbyś nam to oddać. - dodał drugi.
-Głupcy! Ostrzegam was lepiej uciekajcie póki możecie! - powiedział młodzieniec pewnie i z powagą.
-Co?! - oburzyli się jednoczesnie bandyci.
-Jestem wysłannikiem Magów Wody !! A oni nienawidzą gdy się spóźniam !! Wiecie jeśli szybko znikniecie to może jeszcze zdążę na czas, ale jeśli nie... - zaczął wymyślać Skaflok.
-Coś mi się wydaje, że próbójesz kłamać ! - próbował się bronić starszy bandyta.
-Mam na to dowód !! - chłopak przypomniał sobie, że ma na szyi amulet od dziadka - Spójrz ! - powiedział pokazując amulet - To amulet kuriera magów wody. Mówie wam żebyście uciekali szybko bo jak się spóźnie to magowie was znajdą i to wy będziecie mieć problemy.
-Prze.... przepraszamy - wyjąkał starszy zbój.
-psst... spadajmy - szepnął do niego jego towarzysz - przepros go i zwiewamy !
-Przepraszamy najmocniej - powtórzył tamten - nie.. nie wiedzielismy . Naprawdę bardzo nam głupio .
-Spadajcie lepiej szybko - powiedział dumający w duszy Skaflok.
Gdy złodzieje odeszli młodzieniec oglądnął się za siebie i chciał iść dalej jednakże ktoś go zaczepił słowami :
-To było interesujące chłopcze... - powiedziała postać stojąca w cieniu drzewa będącego obok. - nazywam się Vatras... ciekawi mnie skąd przyszedł ci do głowy pomysł z magami wody...
-Ja...
-Nawet nie wiesz najpewniej , że kilka rzeczy o , których mówiłeś to prawda ! Skąd o tym wiesz ?! - przerwał mu nieznajomy
-Czytam wiele ksiąg , w którejś z nich były wzmianki o magach wody , ale nie pamiętam, w której. - odpowiedział przerażony.
-Hahaha (zaśmiał sie cicho Vatras) , następnym razem uważaj o czym wspominasz mały. - mówił mając ciągle tajemniczy uśmiech na twarzy. - Po tym jak dzisiaj wykazałeś się sprytem i inteligencją będziemy cię obserwować.
Coś zaszeleściło za naszym bohaterem , odwrócił się żeby zobaczyć co to.
-Jeszcze się zobaczymy. - usłyszał młodzieniec i zauważył, że ta tajemnicza postać zniknęła.
-Zniknął ? Dziwny człowiek... ale czas ruszać bo kupcy też nie lubią gdy się spóźniam - powiedział do siebie chłopak i ruszył na targ.
Od tego wydarzenia nie działo się nic szczególnego przez okres około dwóch lat , ale Skaflok ciągle czuł czyjś wzrok na plecach. Stan zdrowia matki chłopca zaczął się gwałtownie pogarszać , a żaden jej przyjaciel nie wiedział co z tym zrobić. Nasz młodzieniec jednak niemógłby pogodzić się ze stratą matki więc postanowił odszukać Vatrasa i zapytać jego o radę gdyż czuł , że jest on mądry i ma dużą wiedzę na temat leków i ziół , ponieważ był najpewniej znajomym magów.
Ku zdziwieniu Skafloka nie musiał długo szukać. Zaczął o świcie a gdy po kilku godzinach przystanął w cieniu żeby chwile odpocząć Vatras sam się znalazł. Jak zwykle tajemniczo zagadał do naszego poszukiwacza z cienia.
-Szukałeś mnie ? - powiedział z ukrycia, a Skaflok zerwał się na równe nogi. - Więc jestem.
-Skąd wiedziałeś , że cię szukam ? Zresztą nieważne, wiesz pewnie też dlaczego cię szukam. - powiedział spostrzegawczo chłopak.
-Rzeczywiście wiem... nawet pozwoliłem sobie przygotować odpowiedź. - Vatras znowu się uśmiechnął po swojemu.
-No więc mów... - rzucił Skaflok - proszę... - opamiętał się po chwili
-W tej okolicy jest tylko jedno miejsce, w którym można dostać lekarstwo na chorobę twojej matki...ale... - powiedział tym razem niepewnie tajniak.
-W czym problem ? Proszę cię... to dla mnie bardzo ważne - prosił chłopak
-Otóż pierwszy problem to to , że lek ten jest bardzo bardzo drogi. - rzekł dobitnie.
-Ehhhh... a co jest drugim problemem ? - zapytał z uczuciem porażki chłopak
-Drugim problemem jest to , że ma go najwredniejszy sprzedawca jakiego znałem. - skrzywił się - Jest to właściciel sklepu alchemicznego w górnym mieście , co jest następnym problemem.
Nasz bohater załamał się doszczętnie i poczuł nieopisaną bezradność w sercu.
-Nie sądze aby dał ci go na raty lub spuścił cenę - dodał Vatras - ... przykro mi...
-Nieważne... jakoś sobie poradzę... - chłopak zaklął pod nosem - nie przejmuj się...
Matka była dla naszego bohatera nauczycielką i ukochaną osobą. Wolał poświęcić własne życie, żeby ocalić ją. Resztę dnia spędził rozmyślając , aż w końcu znalazł jedyne rozwiązanie... z wielkim żalem stwierdził , że tylko w ten sposób może ocalić matkę... Zaczął się przygotowywać do wieczornej akcji ...
Gdy był już gotowy tzn. kupił za resztę swoich odłożonych pieniędzy kilka wytrychów, zebrał parę kamieni i obmyślił plan... zawachał się przez chwilę gdy pomyślał o konsekwenjach. Ale postanowił zrobić to niezależnie od tego co się stanie.
Zapadła noc... w mieście była już kompletna cisza... tylko z gospody dobiegały dziwne odgłosy, ale stawały się niezauważalne przez mrok i ciszę tej nocy. Gdy tylko rodzina Skafloka zasnęła otworzył oczy z udawanego snu , wziął rzeczy spod łóżka i już ruszył na swoją misję. Przed wyjściem z domu spojrzał jeszczę na niewinną twarz matki.
-Być może widzimy się ostatni raz... mamo - powiedział , a łza spłynęła mu do oka - ale uratuje cię.
Gdy nasz bohater podążał w stronę górnego miasta starał się nie zwracać na siebie uwagi. Jednakże przez te kilka minut , które zajęło mu dojście w pobliże bramy przetoczyło mu się przez głowę miliardy myśli i ciągle widział przed oczami twarz chorej matki. Gdy doszedł na miejsce zatrzymał się przez chwilę i znowu pomyślał o tym , że nie może pozwolić matce umrzeć. Na szczęście Skaflok znał drugie wejscie do górnego miasta... niestrzeżone , ale czasem obserwowane przez paladynów pilnujących tego właściwego wejścia. Chłopak postanowił przed rozpoczęciem włamania pomodlić się do Adanosa... był to Bóg , którego Skaflok uważał za sprawiedliwego i potężnego ponieważ był on zawsze równowagą dla braci. Po krótkiej modlitwie zauważył , że jakiś pijany człowiek (najpewniej szlachcic , sądząc po ubiorze) zmierza w stronę bramy. Szedł chwiejnym krokiem i burczał coś pod nosem. Gdy doszedł do bramy paladyni zatrzymali go.
-Przykro nam sir , ale nie możemy pana wpuścić w takim stanie do górnego miasta. - powiedział pierwszy mając chęć wyśmiania pijaka
-To porządna dzielnica , a pan niedość , że przychodzi tutaj w środku nocy to jeszcze zupełnie pijany. - dodał drugi
-Errrr... cso pofieciałeś ? - bełkotał szlachcic
Skaflok korzystając z tej okazji podbiegł w cieniu do swojego tajnego przejścia. Był to niewielki kanał , stary , tak stary , że kraty były przerdzewiałe i łatwo pękły. Młodzieniec z trudem się prześliznął do środka ... zapalił małą świecę , którą miał przy sobie i patrzył po suficie żeby znaleźć mały drewniany właz. Spostrzegł go szybko , otworzył i wspiął się na górę... niestety , gdy wyszedł i chciał zamknąć właz klapa się mu wyśliznęła z ręki i spadła z hukiem do kanału... Skaflok szybko odskoczył w cień i schował się za jakimiś skrzynkami - były w nich najpewniej ryby bo śmierdziały niemiłosiernie. - Jedak chłopak tylko skrzywił się. Usłyszał tupot nóg strażników pędzących na miejsce zdarzenia.
-Z której strony był ten chałas - ptyał jeden ( było ich trzech )
-Chyba z tamtej - odpowiedział szybko drugi pokazując ręką w stronę włazu.
Strażnicy wyciągnęli miecze i podeszli bliżej... na szczęście dla naszego bohatera obok kanału było siedlisko szczurów i właśnie jeden z nich pobiegł w kierunku strażników goniony przez kota.
-To tylko szczury - powiedział jakby trochę ... zawiedziony trzeci strażnik.
-Wracamy na posterunki.
Gdy strażnicy odeszli Skaflok wyszedł zza skrzynek i rozejrzał się po możliwej do zobaczenie okolicy. Na szczęście jego cel nie był daleko, widniał nad nim wielki szylt z napisem "Przybory alchemiczne i zioła".
-Oto i jest mój sklep... ironia ... nie mogę zapłacić ceny tej rośliny w pieniądzach...a płacę o wiele więcej ... płacę swoim życiem - powiedział sam do siebie. - Ale to nic , trzeba ruszać.
Chłopak nie dojrzał żadnego strażnika w tej okolicy , ale gdy tylko wychylił się zza rogu zobaczył dwóch strażników. Jeden stał przy wejściu do jakiegoś domu a drugi trochę dalej przy schodach. Skaflok wyciągnął z torby kamień i postanowił zaryzykować. Przerzucił kamieniem budynek obok , którego stał strażnik i strącił jakiś wazon z muru.
-Znowu !! - krzyknął strażnik stojący przy schodach i obaj pobiegli w stronę przeciwną do naszego bohatera.
-Tak ! - powiedział pełen triumfu , ale po cichu
Gdy strażnicy szukali przyczyny hałasu Skaflok prześlizgnął się do sklepu. Na szczęście Vatras dobrze mu opisał poszukiwany lek ... tylko gdzie w takim sklepie trzyma się tak cenne zapasy... po cichu przeszukał kilka półek i szafek gdy nagle rzuciła mu się w oczy dziwna szafa.
-Co do ... - szepnął wytęrzając wzrok
Dojrzał na ścianie za szafą coś w stylu nacięć. Podszedł i z dużą siłą , a zarazem delikatnością przesunął biblioteczkę. Jego oczom ukazała się skrzynia. Wyglądała na solidną więć rozbić jej nie mógł... wziął wytrych i zaczął majsterkować... złamał chyba z pięć aż w końcu otworzył skrzynię. Jedyna rzecz jaka tam była to jego cel i jakiś kielich.
-To chyba jeden z kielichów pełnych krwi... czytałem o tym , że są w tym mieście ale żeby tutaj... niektórym to się powodzi... ale nie czas na to - podsumował Skaflok i wziął swoją roślinkę. - ryzykuje życie żeby cię zdobyć... mam nadzieję , że zadziałasz - powiedział do roślinki (?)
Schował ją do kieszeni , zabrał swoje rzeczy i ruszył do wyjścia.
Wyjrzał pierw żeby sprawdzić rozstawienie strażników , jednakże mrok zdawał się jakby pomóc Skaflokowi ogarniając całe miasto... nawet on sam miał problemy z widzeniem w tych ciemnościach , ale strażników policzył dokładnie ponieważ trzymali pochodnie w dłoniach.
-Chyba przysłali nowe straże... - powiedział znowu sam do siebie chłopak i przeanalizował teren jeszcze dokładniej aby znaleźć w miarę prostą drogę ucieczki.
Zauważył , że jego poprzednia ścieżka jest obserwowana więc odpada. Kamieni więcej nie miał , więc odwrócenie uwagi odpada.
-Trzeba się zabawić w cień ... to chyba jedyna droga. - mówiąc to szukał szlaku najciemniejszego , tak ciemnego aby nic nie dało się w nim dostrzec. Gdy znalazł już swoją ścieżkę zaczął się powoli snuć przez ciemność , był tak skoncentrowany , że widział już tylko swój szlak i myślał tylko o tym żeby nie tupnąć przez przypadek...
-Snuć się , snuć się ... jak cień... nie , muszę być cieniem...- mówił do siebie w myślach.
Udało mu się tak prześlizgnąć spowrotem do kanału i wyjść do dolnego miasta nie zwracając niczyjej uwagi. Jednak gdy tylko wyszedł z kanału jego umysł znów zaczął szukać nowych zagrożeń , było ... cicho ... aż za cicho. Nagle ujrzał oddział (czterech strażników) biegnących w stronę portowego miasta. Chłopak obserwował ich i podążał za nimi w cieniu gdy nagle zauważył coś co przeszyło jego umysł i serce milonami obaw... strażnicy weszli do jego domu... słychać było tylko rozmowy , ale umysł Skafloka był zagłuszony myślami więc nie zrozumiał ani słowa. Postanowił zaryzykować... przełożył roślinkę z kieszeni do torby i rzucił ją w pobliskie krzaki biegnąc w stronę domu. Gdy stanął w drzwiach spełniły się najgorsze z jego obaw... to co zobaczył było dla niego gorsze od wszystkiego co mogło go spotkać... zobaczył swoich rodziców ... martwych. Ojciec był cały we krwi , jego twarz była prawie nierozpoznawalna... spowodował to najpewniej cios kijem w twarz od kogoś wyjątkowo silnego , ale ten ktoś napewno nie był sam. Matka miała nóż wbity w brzuch , ale najwyraźniej wszystko trwało bardzo krótko bo wciąż leżała w łóżku... Dom ... jeśli można to tak nazwać ... był całkowicie zdemolowany. Nie została nawet jedna rzecz , która mogłaby być warta chociaż jedną sztukę złota. Serce Skafloka w tej chwili biło strasznie szybko ... umysł wariował ... chłopak mało nie zemdlał , gdy podszedł do niego jeden ze strażników , którzy badali miejsce zbrodni.
-Najwyraźniej na twój dom napadła szajka bandytów , którzy już od jakiegoś czasu są na wolności. - powiedział jakby to nie było oczywiste.
-To już trzeci podobny przypadek - mówili bez najmniejszego przejęcia czy współczucia.
Młodzieniec nic nie odpowiedział tylko ciągle patrzył się na twarze zmarłych rodziców... że też nie było go w domu , nie pomógł , a może dzięki temu przeżył. Myśli nie dawały mu spokoju , gdyby tu był , może by ich uratował , a może nawet nie zdążyłby powiedzieć słowa... już sam nie wiedział co myśleć , gdy nagle wbiegł do domu strażnik , który sprawdzał okolice domu.
-Spójrzcie co znalazłem! To nie należało do naszych złodzieji , ale najwyraźniej ten tutaj to też przestępca będący w pracy. - Powiedział z dziwnym gymasem na twarzy i zaczął głebiej przeszukiwać torbę. - Wytrychy ! No pięknie... zaraz , zaraz ! A to co !? - strażnik wyciągnął roślinkę z torby.
-To jest najdroższa roślina w Khorinis !! Tylko Alchemik z górnego miasta miał jedną !! - rzucił na to jeden z badających dom.
-No to mamy tutaj porządnego włamywacza !! Pojmajcie go i do Lorda Gerbranda !! - rozkazał znalazca torby i strażnicy pochwycili Skafloka.
Chłopak był tak przybity tą sytuacją , że nie był w stanie odpowiedzieć ... nie chciał ? Może nie potrafił ?? ... Spojrzał tylko na strażnika , który znalazł lekarstwa dla jego teraz już nieżywej matki i spuścił głowę , a oczy zapełniły mu się łzami i to nie z powodu pojmania ... na to był gotowy , ale rodzice ...
Prowadzili go we trzech w stronę koszar , jeden trzymał mu ręce skrzyżowane za plecami , drugi szedł obok trzymając Skafloka za ramiona żeby nie zbaczał z kursu , a trzeci szedł kawałek przed nimi dumny z pojmania. Chłopak ciągle patrzył w ziemię. Targał nim ciągle ogrom myśli. Przez to zajście Skaflok nie wiedział co myśleć o ludziach.
-Napaść na biedaków ... - mówiły jego myśli - ... bezlitośnie ich zabić ... - kontynuował - ... zabrać dosłownie wszystko i spokojnie odejść.
Chłopak jeszcze bardziej pogrążył się w myślach. Już siebie nie obwiniał , wiedział , że gdyby tam był to też by zginął.
-JAK CZŁOWIEK MÓGŁ ZROBIĆ COŚ TAKIEGO !? - to pytanie nie dawało mu spokoju - CZY TO WOGÓLE MÓGŁ ZROBIĆ CZŁOWIEK !? - narzuciła się następna myśl po niecałej sekundzie
Kiedy Skafloka tak męczyły myśli , strażnicy doprowadzili go na miejsce , wprowadzili do koszar przed oblicze Lorda Gerbranda. Był to już dość stary człowiek , ale widać w nim było siłę jak u młodego mężczyzny.
-Lordzie Gerbrandzie , - rozpoczął strażnik nie trzymający chłopca - ten tutaj chłopak dokonał kradzieży w górnym mieście.
-Co ukradł ? - spytał spokojnym acz surowym głosem Gerbrand
-Najdroższy lek w Khorninis. Oto on. - mówiąc to podał roślinkę Lordowi
-To musiał być nie lada wyczyn , ale skąd wiadomo , że jej nie kupił ?
-Znaleziono w jego torbie także wytrychy i wrócił do domu w środku nocy (było to zakazane niepełnoletnim) - powiedział pewny siebie strażnik i podał kolejny dowód , torbę.
-Tak więc ogłaszam , że obecny tutaj chłopak zostaje skazany na pracę w kolonii górniczej na czas nieokreślony. Jutro wyrusza transport nowych kopaczy. Pójdziesz razem z nimi. A narazie... zamkąć go w celi.
Koniec rozdziału 1
Rozdział 1 : Skazanie
Zacząć chyba powinienem od krótkiego opisu naszego bohatera...
Więc żył sobie młodzieniec Skaflok w niespokojnych czasach panowania Robara II . Jak wszyscy zapewne wiecie król ten załozył kolonię górnicza (wtedy bariery jeszcze nie bylo). Ponieważ brakowało mu rudy oraz niewolników do jej wydobywania zostawało się skazancem za najmniejsze przestępstwo. Nasz młody bohater żył w ubogiej rodzinie, która często musiała żebrac o jedzenie. Jednakże ojciec Skafloka był dobrym myśliwym o muskularnej posturze i wielu bliznach świadczących o walecznym życiu , więc nauczył swojego syna strzelać z łuku i pomógł mu nabrać siły. Młody chłopak (miał wtedy około 16 lat) musiał się uczyć przetrwania w takich trudnych warunkach. Ojciec nauczył go także jak obchodzic się z bandytami i jak rozmawiać z ludźmi więc Skaflok nie był tępym debilem. Matka nauczyła go pisać i czytać ponieważ uważała książki za bardzo ważny element rozwoju swojego syna. Jednak oprócz nauki musiał on też pracować i zarabiać na żywność razem z ojcem. Z początku pomagał matce w domu , ale później zatrudnił się u kowala jako dostawca metalu do przerobu i broni dla kupców.
Pewnego dnia gdy jak zwykle zanosił dostawę mieczy na targowisko do kupców został napadnięty przez dwóch bandytów. Jeden z nich był barczystym blondynem o groźnych rysach twarzy , wyglądał jednak na niezbyt mądrego czy wykształconego. Drugi był znacznie mniejszy i strasznie roztrzepany (najwyraźniej dopiero zaczynał złodziejską karierę) , trzymał w ręku nóż i rozglądał się ciągle , ręka z nożem drżała mu i przemieszczał ją ciągle jakby miał zespół niespokojnych rąk. Skaflok wiedział, że oni nie będą się znać na historii magów i tym podobnych więc wykiwa ich łatwo.
-Co tam masz ?? - powiedział mniejszy złodziej spoglądając na ładunek mieczy.
-Wydaje się, że chciałbyś nam to oddać. - dodał drugi.
-Głupcy! Ostrzegam was lepiej uciekajcie póki możecie! - powiedział młodzieniec pewnie i z powagą.
-Co?! - oburzyli się jednoczesnie bandyci.
-Jestem wysłannikiem Magów Wody !! A oni nienawidzą gdy się spóźniam !! Wiecie jeśli szybko znikniecie to może jeszcze zdążę na czas, ale jeśli nie... - zaczął wymyślać Skaflok.
-Coś mi się wydaje, że próbójesz kłamać ! - próbował się bronić starszy bandyta.
-Mam na to dowód !! - chłopak przypomniał sobie, że ma na szyi amulet od dziadka - Spójrz ! - powiedział pokazując amulet - To amulet kuriera magów wody. Mówie wam żebyście uciekali szybko bo jak się spóźnie to magowie was znajdą i to wy będziecie mieć problemy.
-Prze.... przepraszamy - wyjąkał starszy zbój.
-psst... spadajmy - szepnął do niego jego towarzysz - przepros go i zwiewamy !
-Przepraszamy najmocniej - powtórzył tamten - nie.. nie wiedzielismy . Naprawdę bardzo nam głupio .
-Spadajcie lepiej szybko - powiedział dumający w duszy Skaflok.
Gdy złodzieje odeszli młodzieniec oglądnął się za siebie i chciał iść dalej jednakże ktoś go zaczepił słowami :
-To było interesujące chłopcze... - powiedziała postać stojąca w cieniu drzewa będącego obok. - nazywam się Vatras... ciekawi mnie skąd przyszedł ci do głowy pomysł z magami wody...
-Ja...
-Nawet nie wiesz najpewniej , że kilka rzeczy o , których mówiłeś to prawda ! Skąd o tym wiesz ?! - przerwał mu nieznajomy
-Czytam wiele ksiąg , w którejś z nich były wzmianki o magach wody , ale nie pamiętam, w której. - odpowiedział przerażony.
-Hahaha (zaśmiał sie cicho Vatras) , następnym razem uważaj o czym wspominasz mały. - mówił mając ciągle tajemniczy uśmiech na twarzy. - Po tym jak dzisiaj wykazałeś się sprytem i inteligencją będziemy cię obserwować.
Coś zaszeleściło za naszym bohaterem , odwrócił się żeby zobaczyć co to.
-Jeszcze się zobaczymy. - usłyszał młodzieniec i zauważył, że ta tajemnicza postać zniknęła.
-Zniknął ? Dziwny człowiek... ale czas ruszać bo kupcy też nie lubią gdy się spóźniam - powiedział do siebie chłopak i ruszył na targ.
Od tego wydarzenia nie działo się nic szczególnego przez okres około dwóch lat , ale Skaflok ciągle czuł czyjś wzrok na plecach. Stan zdrowia matki chłopca zaczął się gwałtownie pogarszać , a żaden jej przyjaciel nie wiedział co z tym zrobić. Nasz młodzieniec jednak niemógłby pogodzić się ze stratą matki więc postanowił odszukać Vatrasa i zapytać jego o radę gdyż czuł , że jest on mądry i ma dużą wiedzę na temat leków i ziół , ponieważ był najpewniej znajomym magów.
Ku zdziwieniu Skafloka nie musiał długo szukać. Zaczął o świcie a gdy po kilku godzinach przystanął w cieniu żeby chwile odpocząć Vatras sam się znalazł. Jak zwykle tajemniczo zagadał do naszego poszukiwacza z cienia.
-Szukałeś mnie ? - powiedział z ukrycia, a Skaflok zerwał się na równe nogi. - Więc jestem.
-Skąd wiedziałeś , że cię szukam ? Zresztą nieważne, wiesz pewnie też dlaczego cię szukam. - powiedział spostrzegawczo chłopak.
-Rzeczywiście wiem... nawet pozwoliłem sobie przygotować odpowiedź. - Vatras znowu się uśmiechnął po swojemu.
-No więc mów... - rzucił Skaflok - proszę... - opamiętał się po chwili
-W tej okolicy jest tylko jedno miejsce, w którym można dostać lekarstwo na chorobę twojej matki...ale... - powiedział tym razem niepewnie tajniak.
-W czym problem ? Proszę cię... to dla mnie bardzo ważne - prosił chłopak
-Otóż pierwszy problem to to , że lek ten jest bardzo bardzo drogi. - rzekł dobitnie.
-Ehhhh... a co jest drugim problemem ? - zapytał z uczuciem porażki chłopak
-Drugim problemem jest to , że ma go najwredniejszy sprzedawca jakiego znałem. - skrzywił się - Jest to właściciel sklepu alchemicznego w górnym mieście , co jest następnym problemem.
Nasz bohater załamał się doszczętnie i poczuł nieopisaną bezradność w sercu.
-Nie sądze aby dał ci go na raty lub spuścił cenę - dodał Vatras - ... przykro mi...
-Nieważne... jakoś sobie poradzę... - chłopak zaklął pod nosem - nie przejmuj się...
Matka była dla naszego bohatera nauczycielką i ukochaną osobą. Wolał poświęcić własne życie, żeby ocalić ją. Resztę dnia spędził rozmyślając , aż w końcu znalazł jedyne rozwiązanie... z wielkim żalem stwierdził , że tylko w ten sposób może ocalić matkę... Zaczął się przygotowywać do wieczornej akcji ...
Gdy był już gotowy tzn. kupił za resztę swoich odłożonych pieniędzy kilka wytrychów, zebrał parę kamieni i obmyślił plan... zawachał się przez chwilę gdy pomyślał o konsekwenjach. Ale postanowił zrobić to niezależnie od tego co się stanie.
Zapadła noc... w mieście była już kompletna cisza... tylko z gospody dobiegały dziwne odgłosy, ale stawały się niezauważalne przez mrok i ciszę tej nocy. Gdy tylko rodzina Skafloka zasnęła otworzył oczy z udawanego snu , wziął rzeczy spod łóżka i już ruszył na swoją misję. Przed wyjściem z domu spojrzał jeszczę na niewinną twarz matki.
-Być może widzimy się ostatni raz... mamo - powiedział , a łza spłynęła mu do oka - ale uratuje cię.
Gdy nasz bohater podążał w stronę górnego miasta starał się nie zwracać na siebie uwagi. Jednakże przez te kilka minut , które zajęło mu dojście w pobliże bramy przetoczyło mu się przez głowę miliardy myśli i ciągle widział przed oczami twarz chorej matki. Gdy doszedł na miejsce zatrzymał się przez chwilę i znowu pomyślał o tym , że nie może pozwolić matce umrzeć. Na szczęście Skaflok znał drugie wejscie do górnego miasta... niestrzeżone , ale czasem obserwowane przez paladynów pilnujących tego właściwego wejścia. Chłopak postanowił przed rozpoczęciem włamania pomodlić się do Adanosa... był to Bóg , którego Skaflok uważał za sprawiedliwego i potężnego ponieważ był on zawsze równowagą dla braci. Po krótkiej modlitwie zauważył , że jakiś pijany człowiek (najpewniej szlachcic , sądząc po ubiorze) zmierza w stronę bramy. Szedł chwiejnym krokiem i burczał coś pod nosem. Gdy doszedł do bramy paladyni zatrzymali go.
-Przykro nam sir , ale nie możemy pana wpuścić w takim stanie do górnego miasta. - powiedział pierwszy mając chęć wyśmiania pijaka
-To porządna dzielnica , a pan niedość , że przychodzi tutaj w środku nocy to jeszcze zupełnie pijany. - dodał drugi
-Errrr... cso pofieciałeś ? - bełkotał szlachcic
Skaflok korzystając z tej okazji podbiegł w cieniu do swojego tajnego przejścia. Był to niewielki kanał , stary , tak stary , że kraty były przerdzewiałe i łatwo pękły. Młodzieniec z trudem się prześliznął do środka ... zapalił małą świecę , którą miał przy sobie i patrzył po suficie żeby znaleźć mały drewniany właz. Spostrzegł go szybko , otworzył i wspiął się na górę... niestety , gdy wyszedł i chciał zamknąć właz klapa się mu wyśliznęła z ręki i spadła z hukiem do kanału... Skaflok szybko odskoczył w cień i schował się za jakimiś skrzynkami - były w nich najpewniej ryby bo śmierdziały niemiłosiernie. - Jedak chłopak tylko skrzywił się. Usłyszał tupot nóg strażników pędzących na miejsce zdarzenia.
-Z której strony był ten chałas - ptyał jeden ( było ich trzech )
-Chyba z tamtej - odpowiedział szybko drugi pokazując ręką w stronę włazu.
Strażnicy wyciągnęli miecze i podeszli bliżej... na szczęście dla naszego bohatera obok kanału było siedlisko szczurów i właśnie jeden z nich pobiegł w kierunku strażników goniony przez kota.
-To tylko szczury - powiedział jakby trochę ... zawiedziony trzeci strażnik.
-Wracamy na posterunki.
Gdy strażnicy odeszli Skaflok wyszedł zza skrzynek i rozejrzał się po możliwej do zobaczenie okolicy. Na szczęście jego cel nie był daleko, widniał nad nim wielki szylt z napisem "Przybory alchemiczne i zioła".
-Oto i jest mój sklep... ironia ... nie mogę zapłacić ceny tej rośliny w pieniądzach...a płacę o wiele więcej ... płacę swoim życiem - powiedział sam do siebie. - Ale to nic , trzeba ruszać.
Chłopak nie dojrzał żadnego strażnika w tej okolicy , ale gdy tylko wychylił się zza rogu zobaczył dwóch strażników. Jeden stał przy wejściu do jakiegoś domu a drugi trochę dalej przy schodach. Skaflok wyciągnął z torby kamień i postanowił zaryzykować. Przerzucił kamieniem budynek obok , którego stał strażnik i strącił jakiś wazon z muru.
-Znowu !! - krzyknął strażnik stojący przy schodach i obaj pobiegli w stronę przeciwną do naszego bohatera.
-Tak ! - powiedział pełen triumfu , ale po cichu
Gdy strażnicy szukali przyczyny hałasu Skaflok prześlizgnął się do sklepu. Na szczęście Vatras dobrze mu opisał poszukiwany lek ... tylko gdzie w takim sklepie trzyma się tak cenne zapasy... po cichu przeszukał kilka półek i szafek gdy nagle rzuciła mu się w oczy dziwna szafa.
-Co do ... - szepnął wytęrzając wzrok
Dojrzał na ścianie za szafą coś w stylu nacięć. Podszedł i z dużą siłą , a zarazem delikatnością przesunął biblioteczkę. Jego oczom ukazała się skrzynia. Wyglądała na solidną więć rozbić jej nie mógł... wziął wytrych i zaczął majsterkować... złamał chyba z pięć aż w końcu otworzył skrzynię. Jedyna rzecz jaka tam była to jego cel i jakiś kielich.
-To chyba jeden z kielichów pełnych krwi... czytałem o tym , że są w tym mieście ale żeby tutaj... niektórym to się powodzi... ale nie czas na to - podsumował Skaflok i wziął swoją roślinkę. - ryzykuje życie żeby cię zdobyć... mam nadzieję , że zadziałasz - powiedział do roślinki (?)
Schował ją do kieszeni , zabrał swoje rzeczy i ruszył do wyjścia.
Wyjrzał pierw żeby sprawdzić rozstawienie strażników , jednakże mrok zdawał się jakby pomóc Skaflokowi ogarniając całe miasto... nawet on sam miał problemy z widzeniem w tych ciemnościach , ale strażników policzył dokładnie ponieważ trzymali pochodnie w dłoniach.
-Chyba przysłali nowe straże... - powiedział znowu sam do siebie chłopak i przeanalizował teren jeszcze dokładniej aby znaleźć w miarę prostą drogę ucieczki.
Zauważył , że jego poprzednia ścieżka jest obserwowana więc odpada. Kamieni więcej nie miał , więc odwrócenie uwagi odpada.
-Trzeba się zabawić w cień ... to chyba jedyna droga. - mówiąc to szukał szlaku najciemniejszego , tak ciemnego aby nic nie dało się w nim dostrzec. Gdy znalazł już swoją ścieżkę zaczął się powoli snuć przez ciemność , był tak skoncentrowany , że widział już tylko swój szlak i myślał tylko o tym żeby nie tupnąć przez przypadek...
-Snuć się , snuć się ... jak cień... nie , muszę być cieniem...- mówił do siebie w myślach.
Udało mu się tak prześlizgnąć spowrotem do kanału i wyjść do dolnego miasta nie zwracając niczyjej uwagi. Jednak gdy tylko wyszedł z kanału jego umysł znów zaczął szukać nowych zagrożeń , było ... cicho ... aż za cicho. Nagle ujrzał oddział (czterech strażników) biegnących w stronę portowego miasta. Chłopak obserwował ich i podążał za nimi w cieniu gdy nagle zauważył coś co przeszyło jego umysł i serce milonami obaw... strażnicy weszli do jego domu... słychać było tylko rozmowy , ale umysł Skafloka był zagłuszony myślami więc nie zrozumiał ani słowa. Postanowił zaryzykować... przełożył roślinkę z kieszeni do torby i rzucił ją w pobliskie krzaki biegnąc w stronę domu. Gdy stanął w drzwiach spełniły się najgorsze z jego obaw... to co zobaczył było dla niego gorsze od wszystkiego co mogło go spotkać... zobaczył swoich rodziców ... martwych. Ojciec był cały we krwi , jego twarz była prawie nierozpoznawalna... spowodował to najpewniej cios kijem w twarz od kogoś wyjątkowo silnego , ale ten ktoś napewno nie był sam. Matka miała nóż wbity w brzuch , ale najwyraźniej wszystko trwało bardzo krótko bo wciąż leżała w łóżku... Dom ... jeśli można to tak nazwać ... był całkowicie zdemolowany. Nie została nawet jedna rzecz , która mogłaby być warta chociaż jedną sztukę złota. Serce Skafloka w tej chwili biło strasznie szybko ... umysł wariował ... chłopak mało nie zemdlał , gdy podszedł do niego jeden ze strażników , którzy badali miejsce zbrodni.
-Najwyraźniej na twój dom napadła szajka bandytów , którzy już od jakiegoś czasu są na wolności. - powiedział jakby to nie było oczywiste.
-To już trzeci podobny przypadek - mówili bez najmniejszego przejęcia czy współczucia.
Młodzieniec nic nie odpowiedział tylko ciągle patrzył się na twarze zmarłych rodziców... że też nie było go w domu , nie pomógł , a może dzięki temu przeżył. Myśli nie dawały mu spokoju , gdyby tu był , może by ich uratował , a może nawet nie zdążyłby powiedzieć słowa... już sam nie wiedział co myśleć , gdy nagle wbiegł do domu strażnik , który sprawdzał okolice domu.
-Spójrzcie co znalazłem! To nie należało do naszych złodzieji , ale najwyraźniej ten tutaj to też przestępca będący w pracy. - Powiedział z dziwnym gymasem na twarzy i zaczął głebiej przeszukiwać torbę. - Wytrychy ! No pięknie... zaraz , zaraz ! A to co !? - strażnik wyciągnął roślinkę z torby.
-To jest najdroższa roślina w Khorinis !! Tylko Alchemik z górnego miasta miał jedną !! - rzucił na to jeden z badających dom.
-No to mamy tutaj porządnego włamywacza !! Pojmajcie go i do Lorda Gerbranda !! - rozkazał znalazca torby i strażnicy pochwycili Skafloka.
Chłopak był tak przybity tą sytuacją , że nie był w stanie odpowiedzieć ... nie chciał ? Może nie potrafił ?? ... Spojrzał tylko na strażnika , który znalazł lekarstwa dla jego teraz już nieżywej matki i spuścił głowę , a oczy zapełniły mu się łzami i to nie z powodu pojmania ... na to był gotowy , ale rodzice ...
Prowadzili go we trzech w stronę koszar , jeden trzymał mu ręce skrzyżowane za plecami , drugi szedł obok trzymając Skafloka za ramiona żeby nie zbaczał z kursu , a trzeci szedł kawałek przed nimi dumny z pojmania. Chłopak ciągle patrzył w ziemię. Targał nim ciągle ogrom myśli. Przez to zajście Skaflok nie wiedział co myśleć o ludziach.
-Napaść na biedaków ... - mówiły jego myśli - ... bezlitośnie ich zabić ... - kontynuował - ... zabrać dosłownie wszystko i spokojnie odejść.
Chłopak jeszcze bardziej pogrążył się w myślach. Już siebie nie obwiniał , wiedział , że gdyby tam był to też by zginął.
-JAK CZŁOWIEK MÓGŁ ZROBIĆ COŚ TAKIEGO !? - to pytanie nie dawało mu spokoju - CZY TO WOGÓLE MÓGŁ ZROBIĆ CZŁOWIEK !? - narzuciła się następna myśl po niecałej sekundzie
Kiedy Skafloka tak męczyły myśli , strażnicy doprowadzili go na miejsce , wprowadzili do koszar przed oblicze Lorda Gerbranda. Był to już dość stary człowiek , ale widać w nim było siłę jak u młodego mężczyzny.
-Lordzie Gerbrandzie , - rozpoczął strażnik nie trzymający chłopca - ten tutaj chłopak dokonał kradzieży w górnym mieście.
-Co ukradł ? - spytał spokojnym acz surowym głosem Gerbrand
-Najdroższy lek w Khorninis. Oto on. - mówiąc to podał roślinkę Lordowi
-To musiał być nie lada wyczyn , ale skąd wiadomo , że jej nie kupił ?
-Znaleziono w jego torbie także wytrychy i wrócił do domu w środku nocy (było to zakazane niepełnoletnim) - powiedział pewny siebie strażnik i podał kolejny dowód , torbę.
-Tak więc ogłaszam , że obecny tutaj chłopak zostaje skazany na pracę w kolonii górniczej na czas nieokreślony. Jutro wyrusza transport nowych kopaczy. Pójdziesz razem z nimi. A narazie... zamkąć go w celi.
Koniec rozdziału 1