Kiedy chłopak otworzył oczy zdziwił się , że jeszcze żyje. Rozejrzał się dookoła szukając orczych wojowników… nie było nikogo. Wstał otrzepał się i poczuł strasznie przenikliwy ból w głowie…
-Mogli być delikatniejsi… - powiedział do siebie.
Skaflok postanowił rozejrzeć się po terenie żeby wiedzieć gdzie się znajduje. Stał on bowiem na szycie góry przed wejściem do niewielkiej jaskini.
-Nowy dom … - pomyślał.
Góra , na której się znajdował była częścią dłuższego pasma górskiego , ale nie aż tak dużego jak się mu wydawało. Z jednej strony jednak było strome zbocze. Chłopak podszedł do niego i popatrzył w dół. Były tam jakieś zwierzęta i niewielki las. Patrzył tak chwilę po czym postanowił zwiedzić jaskinię. Kiedy do niej zajrzał zobaczył coś w stylu dwóch pokoi. Pierwszy duży zaraz przy wejściu i przejście do drugiego , mniejszego. Kiedy wszedł do mniejszego pomieszczenia spostrzegł szkielet trzymający w ręku wypaloną pochodnię… był nienaruszony. Skaflok podszedł powoli do trupa i wyciągnął mu pochodnię z ręki. Jako , że szkielet był nienaruszony i był jedynym śladem istnienia w tej jaskini młody bohater nie obawiał się , że coś go pożre podczas snu. Przysiadł pod ścianą i zaplanował sobie ustrój nowego "domu".
-Trzeba zdobyć jakąś skórę , albo płótno , potem trochę drewna i mięsa. Poszukam źródła wody i będzie prawie jak w domu… - ta myśl go zasmuciła – … tylko , że bez morderców… bez śmierci … krwi … i bez ludzi… - zdołował się wspomnieniami i zagłębił w rozmyślaniu.
Znowu myślał o tym jak ludzie prowadzą do samozagłady… nawet orkowie sami siebie nie mordują… chyba , że w wojnach klanowych… Chłopak wstał na równe nogi i wyszedł z jaskini. Może tutaj nikt nie będzie robił takich rzeczy… może są tu tylko orkowie , a może coś go zabije w nocy. Wszystko to było teraz dla niego nie ważne jako , że jego życie nie było nikomu potrzebne ani nic warte. Równie dobrze mógłby skoczyć w przepaść , ale postanowił żyć z zaciekawienia przyszłością. Teraz musiał zdobyć trochę rzeczy do swojej jaskini. Zaczął od zabicia zwierzęcia żeby móc zaopatrzyć się w przedmioty wykonane z kości. Zeszedł w dół góry w miejscu gdzie pasły się zwierzęta podobne do sarn , lecz o białym futrze. Na polanie stały cztery takie sarenki , a w pobliżu były jakieś krzaki owocowe. Skaflok podczołgał się powoli do krzaków ze swoją pochodnią i przyjrzał się niebieskim „truskawkom” , które sobie na nich rosły. Krzak był kolczasty więc chłopak urwał elastyczną , kolczastą gałązkę i obwiązał nią zwieńczenie swojej broni.
-Do owoców wrócę później … teraz czas na polowanie…
Przeszedł kucając tak aby podczas ataku nie zahaczyć o kolce rośliny i skoczył w stronę zwierząt. Uderzył z doskoku kolczastą maczugą w łeb białej sarny , ale ta zachwiała się tylko i uniosła kopyta w górę chcąc powalić chłopaka kopem w głowę. Ten jednak zwinnym fikołkiem w bok uniknął ciosu i znów uderzył. Tym razem cios był śmiertelny , gdyż kolce z rośliny dookoła pochodni zdarły spory kawałek skóry z łba zwierzęcia po czym padło na ziemię. Skaflok na początku wyłamał jeden z małych rogów ofiary i zaczął ostrzyć go o kamień , a gdy już skończył schował za pas. Wziął zwierzę na plecy i ruszył w stronę jaskini. Wspinaczka w górę z takim zwierzęciem na plecach to nie lada wyzwanie , ale chłopak miał na szczęście dużo siły w ramionach. Jednakże kiedy udało mu się dotrzeć na szczyt spotkała go niemiła niespodzianka. W jaskini stał jeden z tych orków w czarnych zbrojach… był to chyba nawet ich przywódca. Skaflok odłożył zwierzę po cichu na ziemię i próbował uciekać , ale z jaskini wybiegło dwóch innych orków i pochwyciło go. Trzymali go mocno za ramiona tak , że krew prawie nie dopływała mu do rąk , ich przywódca podszedł do nich i skinął głową do swoich żołnierzy , którzy pozbawili chłopca przytomności.
-Znowu?... – pomyślał sobie zanim orkowa dłoń pozbawiła go kontaktu ze światem.
Jeden z orków wziął go na plecy , a drugi zabrał upolowane zwierzę i ruszyli w drogę… drogę w nieznany jeszcze naszemu bohaterowi świat.
Kiedy zeszli z pasma górskiego udali się w stronę lasu , a okoliczne zwierzęta chowały się na ich widok. Wreszcie dotarli do swojego celu... do wioski , w której na Skafloka czekała niecodzienna wiadomość. Orkowie zanieśli go do dużego namiotu i położyli na wilczych skórach po czym zostawili sam na sam z generałem i postacią , która w tym namiocie medytowała. Chłopak ocknął się i zerwał na równe nogi widząc znanego już sobie generała mordercę i drugiego orka obwieszonego przeróżnymi ornamentami oraz z dziwnymi tatuażami na całym ciele. Wytatuowany ork był najwyraźniej kimś bardzo ważnym gdyż generał ciągle wpatrywał się w niego oczekując rozkazów.
-Wyjdź – przemówił po czym ciężko opancerzony generał orków opuścił namiot.
Skaflok spojrzał postaci , która przed nim stała w oczy i przeląkł się…
-Jestem Grish Nar’rok – zaczął mówić jakże płynnie ludzkim językiem zielonoskóry – Przywódca klanu Pięści Khaara i oddany jego sługa , a ten , który właśnie wyszedł to Ter’nak , generał naszych niewielkich sił zbrojnych . Od jakiegoś czasu prowadzimy w tym rejonie wojnę z Paladynami Arediosa , władcy powietrza.
-…ale… - przerwał mu chłopak - … co to do jasnej cholery ma wspólnego ze mną !!?? – podniósł głos nie rozumiejąc co się dzieje.
-Daj mi skończyć… - odpowiedział spokojnie Grish Nar’rok - … jak już mówiłem prowadzimy wojnę , którą niestety przegrywamy. Jednakże nasz Bóg , łaskawy Khaar powiedział mi podczas mych medytacji , że już wkrótce to się zmieni… powiedział , że niedługo sami ludzie przyślą mu pomoc w postaci samotnego i odrzuconego chłopca...
-Masz na myśli… - zdziwiony i zakłopotany wypowiedział Skaflok
-Tak ! Mam na myśli ciebie mój chłopcze , byłeś jedynym , który pasował do wskazań naszego pana. Lecz nie mogę być pewny , ale wkrótce to się okaże.
-Rozumiem , że nie mam wyboru… zresztą to nawet mi pasuje , ale co masz na myśli mówiąc , że wkrótce to się okaże ?? – spytał już opanowany
-Musisz przejść kirundium. – powiedział po czym dodał widząc niezrozumienie na twarzy chłopca – Jest to test siły , inteligencji i zwinności… ale osoba wskazana przez Wielkiego Khaara powinna poradzić sobie bez większych problemów.
-Więc co mam zrobić ?
-Jeszcze nie teraz. Najpierw musisz wypocząć i odświeżyć swoje zdolności bojowe , a jutro rano dowiesz się co dalej. – skończył orkowy przywódca i zawołał strażnika sprzed namiotu. - Oprowadź naszego gościa po wiosce i pokaż mu najważniejsze miejsca. – zwrócił się do swojego sługi Grish Nar’rok – Znasz orkowy język ? – spytał teraz Skafloka
-Trochę tak…
-Doskonale , więc nie będzie problemów z komunikacją… a na razie , żegnaj. – i przywódca orków skinął głową na strażnika po czym ten wraz z chłopcem udali się na wycieczkę po wiosce klanu Pięści Khaara.
PS. Wiem , że mi już nie idzie zbyt dobrze to pisanie , ale nie moge podłapać weny
EDIT:
Proszę kogoś kto może to zrobić i będzie miał chwilkę o posklejanie tych urywków mojego opo
ułatwi to czytanie i mi będzie prościej się orientować
CDN