Magowie Ognia
Rozdział 1: Tarand Mag Ognia
W czasach, w których świat był jeszcze młody, po lasach kryły się rozmaite plemiona ludzi.
Ich członkowie zmagali się z przeciwnościami losu, natury i wytworami plugawej, mrocznej magii Beliara.
Wśród bogów nie było zgody co do dalszych losów świata. Adanos proponował go pozostawić samemu sobie, Innos pragnął wspomóc słabych i szybko umierających ludzi.
Jeszcze inny plan miał natomiast Beliar. Pragnął on przekazać część swej boskiej mocy bestiom znanym dziś jako orkowie. Była to rasa potężnych, zielonoskórych wojowników,
zawsze wiernych i honorowych, jednakże okrutnych i nade wszystko ceniących sobie widok uciekających, bezbronnych ludzi, których z lubością pozbawiali życia.
Ówczesny ludzki język nie znajdował słowa odpowiedniego, by określić stworzenia, które tak bardzo krzywdziły niewinnych. I nazywał je po prostu Bestiami.
Adanos nie potrafił jednak długo powstrzymać niezgody między dwoma pozostałymi bogami i zaproponował kompromis: i Innos, i Beliar przekażą swemu wybrańcowi część swej mocy i ten, który zwycięży zapanuje nad tym światem na tysiące lat...
Na tak długo, aż Adanos nie znajdzie sobie wybrańca...
*****
To był pochmurny, suchy dzień. Wioskowy kapłan Tarand rozpoczynał rytuał Dnia Siódmego. Było to święto ognia, podczas którego zawsze odnotowywano kilka cudów.
Nadzwyczajne wyzdrowienia, komety i inne. Lud Taranda bardzo lubił Dzień Siódmy, gdyż była to okazja do obejrzenia czegoś nowego.
W czasie ceremonii, w której kapłan wchodził w środek tanecznego koła współplemieńców zdarzyło się coś, czego najstarsi ludzie nie pamiętali, i czego nigdy później w kronikach Taradrimów nie odnotowano.
Gdy Tarand ja zwykle wszedł w środek koła nagle uderzył w niego piorun. Kapłan stanął w płomieniach, jednak nikt nie skoczył mu na pomoc, gdyż zabobonni ludzie wierzyli, iż Tarand wstępuje do niebios jako wcielenie bóstwa.
Lecz Tarand ani myślał rozstawać się ze światem, był bardzo młody jak na kapłana- miał dopiero 30 lat. Wił się w bólu, jednak nie umierał. Słyszał głos, który mówił "Ty zostałeś wybrany, ty zniszczysz Bestie i będziesz moim pierwszym sługą".
W myślach spytał "Kim jesteś, panie?" i usłyszał odpowiedź "Tym, kogo nieświadomie cały czas czciłeś. Jam jest Innos, pan ognia i sprawiedliwości!".
Tarand przestał czuć ból z powodu ognia i mógł spokojnie pomyśleć. zapytał zatem znów: "Czego pragniesz, panie?", a Innos odrzekł mu "Wybrałem ciebie, bo wiem, żeś odważnym jest człowiekeim i wykonasz to, co ci zlecę".
Kapłan posłusznie odrzekł "Tak, stanie się wola twoja". Nagle zaczął padać deszcz. Zgasił on płomienie trawiące Taranda i okazało się, że ten nie doznal żadnego uszczerbku na zdrowiu wskutek tego częściowego spalenia.
Słyszał jednak dalej głos, który mówił mu "Moją wolą jest, abyś za dziesięć dni opuścił swoją rodzinną wioskę".
Tarand zakłopotał się i odrzekł bogu ognia (cały czas w myślach) "A moja rodzina? Co się z nimi stanie?" I po chili posłyszał odpowiedź "Przykro mi, Tarandzie. Moi słudzy muszą zostawić wszystko. Zresztą masz tylko młodsze rodzeństwo, które samo sobie poradzi".
To była prawda. Tarand miał tylko o 5 lat młodszego brata Varfariego i o 3 lata młodszą siostrę Mirandę. Tarand myślał, czy musi ich opuścić. Pewie będą chcieli mu towarzyszyć. Innos nadal czytał w jego myślach i natychmiast odrzekł "Nie, musisz być sam, aż nie pokonasz Bestii."
I na tym skończyła się ich "rozmowa". Ludzie zaczęli patrzeć na Taranda zupełnie inaczej. Wiedzieli, że jako kapłan potrafi rzeczy niezwykłe, ale uniknąć własnej śmierci? To nie zdarzyło się jeszcze nigdy.
Nazajutrz Tarand zebrał Varfariego i Mirandę i wytłumaczył im, choć z trudem, że muszą się rozstać. W oznaczonym przez Innosa terminie spakował swoje rzeczy i wyruszył z wioski. Poprzedniej nocy miał ciekawy sen: Jakiś głos mówił mu w ciemnościach "Udaj się do Głębi".
Tam właśnie skierował swe pierwsze kroki. Głębia była dawno opuszczoną doliną, w której niegdyś mieszkało plemię Taranda. Nikt dawno tam nie był. Głos nakazywał mu odnaleźć pradawną Świątynię Ognia, gdzie niegdyś świętowano Dzień Siódmy.
Jednak gdy już dotarł już na miejsce odnalazł w miejscu dawnej wioski pozostałości niedawnego obozowiska. Zmęczony kapłan postanowił wypocząć w pobliskich zaroślach. Dawni właściciele nawet, gdyby wrócili (na co nic nie wskazywało), nie dostrzegli by skulonego w krzakach Taranda.
Miał kolejny sen: człowiek w czerwonych szatach mówił mu, iż prywiódł go tu, aby naprowadzić go na szlak. Dodał jeszcze "Przeszukaj ruiny największego budynku. Tam znajdziesz stare zwoje. Gdy wypowiesz formułę zapisaną na każdym z nich, rzucisz czar. Mianuję cię Magiem Ognia."
Wkrótce znów ci się ukażę. Pamiętaj: twoja podróż dopiero się rozpoczyna!"
Napiszcie jak wam się podoba itp, oceńcie w skali od 1- 10
Rozdział 1: Tarand Mag Ognia
W czasach, w których świat był jeszcze młody, po lasach kryły się rozmaite plemiona ludzi.
Ich członkowie zmagali się z przeciwnościami losu, natury i wytworami plugawej, mrocznej magii Beliara.
Wśród bogów nie było zgody co do dalszych losów świata. Adanos proponował go pozostawić samemu sobie, Innos pragnął wspomóc słabych i szybko umierających ludzi.
Jeszcze inny plan miał natomiast Beliar. Pragnął on przekazać część swej boskiej mocy bestiom znanym dziś jako orkowie. Była to rasa potężnych, zielonoskórych wojowników,
zawsze wiernych i honorowych, jednakże okrutnych i nade wszystko ceniących sobie widok uciekających, bezbronnych ludzi, których z lubością pozbawiali życia.
Ówczesny ludzki język nie znajdował słowa odpowiedniego, by określić stworzenia, które tak bardzo krzywdziły niewinnych. I nazywał je po prostu Bestiami.
Adanos nie potrafił jednak długo powstrzymać niezgody między dwoma pozostałymi bogami i zaproponował kompromis: i Innos, i Beliar przekażą swemu wybrańcowi część swej mocy i ten, który zwycięży zapanuje nad tym światem na tysiące lat...
Na tak długo, aż Adanos nie znajdzie sobie wybrańca...
*****
To był pochmurny, suchy dzień. Wioskowy kapłan Tarand rozpoczynał rytuał Dnia Siódmego. Było to święto ognia, podczas którego zawsze odnotowywano kilka cudów.
Nadzwyczajne wyzdrowienia, komety i inne. Lud Taranda bardzo lubił Dzień Siódmy, gdyż była to okazja do obejrzenia czegoś nowego.
W czasie ceremonii, w której kapłan wchodził w środek tanecznego koła współplemieńców zdarzyło się coś, czego najstarsi ludzie nie pamiętali, i czego nigdy później w kronikach Taradrimów nie odnotowano.
Gdy Tarand ja zwykle wszedł w środek koła nagle uderzył w niego piorun. Kapłan stanął w płomieniach, jednak nikt nie skoczył mu na pomoc, gdyż zabobonni ludzie wierzyli, iż Tarand wstępuje do niebios jako wcielenie bóstwa.
Lecz Tarand ani myślał rozstawać się ze światem, był bardzo młody jak na kapłana- miał dopiero 30 lat. Wił się w bólu, jednak nie umierał. Słyszał głos, który mówił "Ty zostałeś wybrany, ty zniszczysz Bestie i będziesz moim pierwszym sługą".
W myślach spytał "Kim jesteś, panie?" i usłyszał odpowiedź "Tym, kogo nieświadomie cały czas czciłeś. Jam jest Innos, pan ognia i sprawiedliwości!".
Tarand przestał czuć ból z powodu ognia i mógł spokojnie pomyśleć. zapytał zatem znów: "Czego pragniesz, panie?", a Innos odrzekł mu "Wybrałem ciebie, bo wiem, żeś odważnym jest człowiekeim i wykonasz to, co ci zlecę".
Kapłan posłusznie odrzekł "Tak, stanie się wola twoja". Nagle zaczął padać deszcz. Zgasił on płomienie trawiące Taranda i okazało się, że ten nie doznal żadnego uszczerbku na zdrowiu wskutek tego częściowego spalenia.
Słyszał jednak dalej głos, który mówił mu "Moją wolą jest, abyś za dziesięć dni opuścił swoją rodzinną wioskę".
Tarand zakłopotał się i odrzekł bogu ognia (cały czas w myślach) "A moja rodzina? Co się z nimi stanie?" I po chili posłyszał odpowiedź "Przykro mi, Tarandzie. Moi słudzy muszą zostawić wszystko. Zresztą masz tylko młodsze rodzeństwo, które samo sobie poradzi".
To była prawda. Tarand miał tylko o 5 lat młodszego brata Varfariego i o 3 lata młodszą siostrę Mirandę. Tarand myślał, czy musi ich opuścić. Pewie będą chcieli mu towarzyszyć. Innos nadal czytał w jego myślach i natychmiast odrzekł "Nie, musisz być sam, aż nie pokonasz Bestii."
I na tym skończyła się ich "rozmowa". Ludzie zaczęli patrzeć na Taranda zupełnie inaczej. Wiedzieli, że jako kapłan potrafi rzeczy niezwykłe, ale uniknąć własnej śmierci? To nie zdarzyło się jeszcze nigdy.
Nazajutrz Tarand zebrał Varfariego i Mirandę i wytłumaczył im, choć z trudem, że muszą się rozstać. W oznaczonym przez Innosa terminie spakował swoje rzeczy i wyruszył z wioski. Poprzedniej nocy miał ciekawy sen: Jakiś głos mówił mu w ciemnościach "Udaj się do Głębi".
Tam właśnie skierował swe pierwsze kroki. Głębia była dawno opuszczoną doliną, w której niegdyś mieszkało plemię Taranda. Nikt dawno tam nie był. Głos nakazywał mu odnaleźć pradawną Świątynię Ognia, gdzie niegdyś świętowano Dzień Siódmy.
Jednak gdy już dotarł już na miejsce odnalazł w miejscu dawnej wioski pozostałości niedawnego obozowiska. Zmęczony kapłan postanowił wypocząć w pobliskich zaroślach. Dawni właściciele nawet, gdyby wrócili (na co nic nie wskazywało), nie dostrzegli by skulonego w krzakach Taranda.
Miał kolejny sen: człowiek w czerwonych szatach mówił mu, iż prywiódł go tu, aby naprowadzić go na szlak. Dodał jeszcze "Przeszukaj ruiny największego budynku. Tam znajdziesz stare zwoje. Gdy wypowiesz formułę zapisaną na każdym z nich, rzucisz czar. Mianuję cię Magiem Ognia."
Wkrótce znów ci się ukażę. Pamiętaj: twoja podróż dopiero się rozpoczyna!"
Napiszcie jak wam się podoba itp, oceńcie w skali od 1- 10