Rozdział IV
- Witaj, Sever.
Dziewczyna wpatrywała się w niego z szeroko otwartymi oczami.W niewiarygodnym błękicie jej oczu nie było strachu, były po prostu czujne. Nareszcie widzi ją z bliska! Ma ciepły kolor skóry. Podbródek, niemal szpiczasty, znamionujący silną wolę, wydłuża jej twarz. W przeciwieństwie do innych kobiet ma niezbyt długie, miękkie czarne włosy. Ale i tak wygląda pięknie.
Jej oczy są takie błękitne…
Ale to nie jej uroda zwraca uwagę Earnila.* To sama jej obecność. Jakby odbył tę długą podróż do tego miasta, w nieznanym kraju, po to, by stanąć z nią twarzą w twarz. Jakby bogowie, przeznaczenie czy przypadek, wystawiając go po drodze na ciężkie próby, upokorzenie doznane przez Bractwo i nieugięte szaleństwo jego byłego Mistrza nie miały innego celu, jak tylko doprowadzić do tej chwili.
- Kim jesteś? – zapytała Sever cofając się o krok i mrużąc oczy.
- O, ty mnie nie znasz, ale ja znam ciebie, moja droga – rzekł Earnil. – I to nawet bardzo dobrze.
Sever patrzyła na niego podejrzliwie. Wiedziała, że to ten sam człowiek, który napadł na Vatrasa i doprowadził go do stanu, w jakim się obecnie znajdował. Musiała uważać.
- Czego chcesz? Kim jesteś?
- Earnil San d’Oria, do usług – przedstawił się młodzieniec mierząc ją swoim czerwonym spojrzeniem.
Sever wydawało się, że już kiedyś słyszała podobnie brzmiące nazwisko. Tylko gdzie…
- Mówią o tobie wiele rzeczy, ale w jednym musze przyznać im rację – zaczął Earnil. – Jesteś śliczna, kiedy się złościsz.
Dziewczyna zacisnęła zęby, ściągnęła brwi. Kto tak mówi? Z nikim nie utrzymuje kontaktu, nie ma przyjaciół, nie ma nikogo, tylko…Tylko Opiekunów.
- Oddaj mi Sekret, a obiecuje zostawić ciebie i tych żałosnych Opiekunów w spokoju - rzekł mężczyzna patrząc jej w oczy.
Sever poczuła się dziwnie, jakby coś chciało wedrzeć się do jej umysłu. Ale nie musiała się obawiać. Nikt nie ma prawa czytać w jej myślach! Siłą woli odepchnęła siłę, która chciała poznać jej tajemnice.
- Potrzeba czegoś więcej – powiedziała chłodno.
Earnil uśmiechnął się.
- Walka z tobą będzie niezwykłym przeżyciem, ale uprzedzam. Jeszcze nikt mi się nie oparł. Powtarzam nikt. Wiedziałem o naszym spotkaniu nawet przed twymi urodzinami…Shireece Vandersaavre.
- Nie wiem, o czym mówisz – Sever zmrużyła oczy. – I nic mnie to nie obchodzi. Nie znam żadnej Shireece Vandersaavre. Ale wiem jedno. To ty zaatakowałeś Vatrasa. To przez ciebie jest teraz nieprzytomny.
- Przyznaje, Mag Wody ma bardzo silną wolę, ale jego moc słabnie. Wkrótce osłabnie na tyle, by bez trudu czytać jego myśli. To tylko kwestia czasu.
Sever nie odpowiedziała. On wiedział! Jakimś cudem poznał tajemnicę! Ale skąd? Jak? Opiekuni obiecali zatrzeć wszelkie ślady jej poprzedniego życia, udowodnić wszystkim, iż ostatni z rodu Vandersaavre zginął w rzezi Dor Feafort wiele lat temu. Coś jednak poszło nie tak. Sever odwróciła się na pięcie i zaczęła odchodzić.
- A dokąd to? – dobiegł ja rozbawiony głos Earnila. – Już mnie opuszczasz, Shireece?
- Odwal się! – krzyknęła i zniknęła w zbawiennym cieniu.
Earnil uśmiechnął się szeroko. Ma dziewczyna charakter, to prawda. Musi tylko znaleźć sposób, aby złamać jej nieugiętą wolę. Ale… ale dlaczego ten nekromanta, Xardas nie chce jej krzywdy? Tego jeszcze, Earnil nie wiedział.
Nadja spała spokojnie w swoim pokoiku na poddaszu. Pokój wynajęła na wyraźną prośba Vatrasa, który nie chciał, aby młoda i ładna dziewczyna mieszkała z Paladynami. Byli oni wprawdzie sługami Innosa, ale mężczyzna pozostanie zawsze mężczyzną. I tak wodzili za nią wzrokiem.
Pokoik był skromnie umeblowany. Prócz łoża znajdował się tam stolik, dwa krzesła, szafa i oczywiście skrzynia z księgami. Chociaż Nadja była dopiero początkującym Opiekunem spełniała swoje obowiązki wzorowo i nadal pracowała nad opanowaniem Mowy Glifów. Prócz wyżej wymienionych mebli Nadja posiadał jeszcze drewniany zydel, podarunek od tutejszego mistrza stolarstwa jako zapłatę za wyleczenie rannej ręki. Zydel stał sobie nieopodal otwartego okna i jak dotąd nie zawadzał.
No prawie…
Nadja usłyszała nagle straszliwy łomot, okrzyk bólu i siarczyste przekleństwo. Opiekun zerwał się z posłania. Sever zdążyła już pozbierać się z podłogi i usiąść na tym nieszczęsnym zydlu. Najwidoczniej weszła przez okno i nie zauważyła mebla.
- Nic ci nie jest? – zapytała Nadja.
- Nie, nic…He, to mnie jeszcze nigdy nie spotkało…Przepraszam, że cię obudziłam.
- I jak? Jakieś wieści?
Sever opowiedziała Nadji przebieg rozmowy z Xardasem i to, co wyczytała ze wspomnień Vatrasa. Nadja kiwała głową rozumiejąc.
- To by się zgadzało – powiedziała.
- Z czym?
Blondynka sięgnęła pod poduszkę i wyjąwszy spod niej kartką papieru, podała ją Sever. Dziewczyna wzięła ją do ręki i przeczytała:
Mam pilna sprawę. Sekret Alchemika jest tam gdzie trzymam zwoje i mikstury. Odbierz proszę i oddaj Opiekunowi z Dor Feafort. Przepraszam za kłopot, Vatras.
Sever spojrzała na Nadje.
- Co to za sekret? – zapytała Nadja.
- Jaki sekret?
- No Sekret Alchemika! Zawsze byłam ciekawa, jaka tajemnica go spowija.
Sever nie rozumiała.
- Jaki znowu sekret? Ten obraz nazywa się Alchemik. Zawsze tak o nim myślałam…
Nadja pierwsza domyśliła się prawdy.
- Vatras przeczuwał kłopoty! I dlatego zostawił mi tą wiadomość w jednej z książek. On zawsze mówił, że Sekret Alchemika ma jakąś tajemnicę, nie chciał zdradzić, jaką. Mówiłaś, że coś chciało zabrać sekret, więc może chodzi o obraz?
- Całkiem możliwe…- przyznała Sever. – Ale co to za miejsce
„gdzie trzymam zwoje i mikstury”?
- To biurko.
- Że co?
- Vatras ma intarsjowane** biurko – wyjaśniła Nadja. – Ma mnóstwo tajnych skrytek.
- Ale gdzie jest to biurko?
- W naprawie na farmie niejakiego Onara. Podobno mieszka tam ktoś, kto zdoła naprawić intarsję.
Sever poderwała się na nogi.
- To, na co czekamy? Im szybciej odzyskamy obraz, tym lepiej.
Nadja pokiwała głową. Nareszcie coś się działo.
Yzak miał dość. Jedyne, co mógł to stać i gapić się żałosnym wzrokiem na niegdyś schludny dom Onara. Właściciel gospodarstwa wyjechał w odwiedziny do swego brata na jakieś dwa, trzy tygodnie zostawiając farmę pod opieką Lee. Były generał spisywał się znakomicie, bowiem trzymał swoich ludzi krótko, a ci byli mu bezwzględnie posłuszni. No może z dwoma wyjątkami…Wyjątki te nazywały się Diego i Gorn. Któregoś dnia Lee zauważył, że ci dwaj szeptają po kątach, a potem znikają na całe dnie. W końcu przywódca najemników postanowił ich śledzić. Jakież było jego zdziwienie, gdy w jednej z piwniczek znalazł prowizoryczną aparaturę do warzenia piwa***. Piwo Leśnik, jak chlubnie zostało nazwane zawierało w sobie prócz chmielu gałązki suchej jodły, które nadawały mu niezwykłego smaku. Tak przynajmniej twierdzili „piwowarzy”. Lee miał na ten temat inne zdanie. Diego i Gorn dostali oczywiście surową reprymendę i zakaz palenia bagiennego ziela przez miesiąc, ale piwo warzyli dalej. Korzystając z okazji, że Lee miał do załatwienia pilną sprawę na farmie Lobarta, najemnicy urządzili konkurs w piciu piwa. Skutek był tego fatalny: na całym parterze domu nie było ani jednego całego mebla, a pijani jak bele najemnicy spali w najróżniejszych pozycjach. Najgorsze było to, że Yzak jako jedyny nie pił…
- Yzak, co…
W tej samej chwili do wnętrza domu wszedł Lee w towarzystwie Bezimiennego i oboje stanieli jak wryci. Na twarzy Lee pojawiła się furia. Były generał złapał za ceber pełny wody, podszedł do chrapiącego Diega i chlusnął na niego lodowatą wodą.
- ARGHHH!!!!!!!!!!!! Co jest, kur… - najemnik oprzytomniał błyskawicznie.
Zauważył Lee i przełknął ślinę. Ale mu się dostanie.
- Ty bawole jeden! – ryknął Lee. – Ty idioto! Przecież zakazałem wam picia tego piwa! I co? Może jeszcze zaczniecie bimber pędzić, co?!
Bezimienny zaczął się śmiać, Yzakowi także było wesoło.
- Macie godzinę na posprzątanie tego bajzlu! – Lee był twardy. – I nie obchodzi mnie jak to zrobisz! Obudź resztę i do roboty!
Diego kiwał głową jak oszalały. Lee wyszedł na podwórze, aby odetchnąć świeżym powietrzem, gdy nagle znieruchomiał.
- Yzak, chodź tu – powiedział.
Młodzik wyszedł z domu i również znieruchomiał.
- Eee…Cześć – przywitała się Sever, a stojąca obok niej jasnowłosa dziewczyna ledwo powstrzymywała wybuch śmiechu. – Mam do was taką drobną sprawę…Ale najpierw mam pytanie.
Lee uśmiechnął się z zakłopotaniem.
- O co? – zapytał.
- O co chodzi z tym bimbrem?
Nadja nie wytrzymała i zaczęła się bardzo głośno śmiać.
* mam powtórkę z romantyzmu >_<
** intarsja- technika wykładania powierzchni przedmiotów drewnianych ornamentami z kawałków różnych gat. drewna (mozaiką z forniru
*** to pomysł mojego brata, wiem, że głupi, ale ma dziecko urodziny :/ niech się ucieszy. Jak się nie spodoba to sorry.
OMG Jodeł, aleś ty niekumaty
Wiesz co to aluzja?