- Dołączył
- 1.10.2004
- Posty
- 3777
No!!!!!!!!! Skończone!!!!!!!!!
To moja pierwsza opowieść. Nie jest może idealna, ani zbyt długa, ale następne części będą lepsze.
CZĘŚĆ I
HISTORIA KONTYNENTU
Dawno, dawno temu, jeszcze za panowania króla Nerona IV, ludzie byli dominującym ludem na Kontynencie. Druga rasa orkowie była niewolnikiem człowieka. Najczęściej byli wykorzystywani do ciężkiej pracy w kopalniach. Już wtedy kowale wykuwali coraz lepszą oręż i zbroję. Ludzie żyli w pokoju i harmonii, której nikt nie zakłócał. Do momentu jednak, gdyż orkowie sprzeciwili się tyrani człowieka i wznieśli bunt, a później wypowiedzieli wojnę królestwu Myrthany. Król Neron i jego poddani nie obawiali się wojny z orkami, gdyż w tamtych czasach lud orków w niczym się nie specjalizował i cały czas byli pod niewolą ludzi. Podczas gdy w pałacu królewskim świętowano ze zwycięstwa i dobrej zabawy przy zabijaniu orków, w małej jaskini w głąb „ Mrocznego Lasu” przywódca orków Hosch – Marok zastanawiał się jak zdziwić Nerona i wygrać wojnę. Postanowił on oddać los swój i całej rasy orków w ręce jesynego Boga jakiego wyznawali orkowie „ Kruschaka”, w późniejszych czasach przez ludzi nazywanego „ Śpiącym” Kruschak zwiększył wojska orków i natchnął ich zdolnościami kowalskimi. Niektórym ( wybrańcom ) dał przesiąkniętą złem duszę, by bez litości zabijały ludzi. „ Ożywieńcy ‘’ bo tak ich ludzie nazywali mieli poprowadzić orków do zwycięstwa w walce z drugą rasą o panowanie na Kontynencie!!!!!!!!!!!! [/size]
CZĘŚĆ II
BITWA POD DOLINĄ GULDUR
Było południe, dnia 8 czerwca 344r. Pierwszej ery. Nad doliną Guldur niedaleko rzeki Nemeth miała się rozegrać bitwa. 1,5 tys. Ludzi miało stawić czoło ( jak podejrzewali ludzie ) około 250 tnej armii. Ludzie dowodzeni przez Arvelega, pewni swego nie podejrzewali zasacki, przygotowali nawet 20 beczek wina i 20
Wreszcie, gdy zobaczyli, że Hosch – Marok wsiada na Mrulla ( orkowego zwierza ) wsiedli na konie i czekali na pierwszy ruch przeciwnika. Hosch - Marok wydał rozkaz do ataku i wszystko się zaczęło!!!!!
***************************
Arveleg wydał polecenie zagrania trąb do ataku i ruszył, a za nim armia ludzi. Gdy byli około 70m od siebie Marok wyjął zwój i wypowiedział słowa „ Ferbatoh” ( co oznaczało ciemności przybądź ), nagle oddział królewski dostrzegł , że oprócz orków pojawiła się także armia szkieletów i szkieletów magów liczących 700 osobników. Zderzyli się!!!!!!!!!! Dobrze wyszkoleni Nieśmiertelni Ożywieńcy łatwo pokonywali oddziały królewskie. Jedynie Arveleg i kilku wyższych oficerów dawali sobie radę z dobrze uzbrojonymi orkami. Oddział ludzi zmalał do 780 osób, a wojsko orków i ciemności liczyło razem 900 członków.
********************************
Wtedy nastąpił nagły zwrot wydarzeń. Doświadczony Arveleg został ciężko raniony przez Hosch – Maroka, a później wielkim zamachem swego topora odciął dowódcy ludzi głowę, podniósł ją do góry i krzyknął zwycięstwo!!!!! Ten okrzyk jednak był przedwczesny. To całe zdarzenie widział 19 letni syn Arvelega Araveil, z okrzykiem bólu i smutku rzucił się na potężnego orka. Łzy Arveila zleciały na Amulet Innosa, który miał na sobie, co spowodowało uaktywnienie jego wielkiej siły. Dziwo przez wszystkich widzących to zdarzenie zadał mu bolesną ranę. Hosch – Marok, aż zawył z bólu i padł na ziemię. Całe to zdarzenie podbudowało wszystkich ludzi do walki i dalszego wysiłku. Szala zwycięstwa powoli przechodziła na stronę królestwa, a orkowie coraz głębiej zaczęli się cofać. Wtedy Hosch – Marok ciężkim tchem zadął w swój róg.
**********************************
Gdy już ludziom wydawało się, że zwycięstwo jest bliskie nadeszła 2 fala ataku orków. Tuzin Trolli wyszło z „ Mrocznego Lasu” i zaczęło miażdżyć i deptać bezbronnych i strwożonych ludzi. Trolle były znane ludziom tylko w legendach, teraz jednak stały się ich najgorszym koszmarem. Po aż 6 godzinnej bitwie rasa ludzka poniosła klęskę. Zaledwie kilku ludzi zdołało przeżyć, orków zginęło 500, a armia ciemności poniosła straty wynoszące 580 członków.
CZĘŚĆ III
W PAŁACU MYRTHANY
W pałacu Myrthany cały czas bawiono się i świętowano. Neron czekał tylko na oczywiste dobre wieści z pola bitwy. Gdy nagle do komnaty wszedł strażnik głównej bramy zamku. Uklęknął i położył paczkę na stół. Pacz zaadresowana była do Nerona.
- Co to jest? – spytał król
- Nie wiem panie, jakaś przesyłka, którą znalazłem pod bramą.
Król zobaczył na niej znak orków, czaszka, która była wbita na osty miecz, mimo to król niczego się nie
domyślał. Powoli odpakował przesyłkę i od razu usiadł twardo na swój tron. W paczce była głowa
Arvelega i kartka. Doradca króla Tarcil zobaczywszy iż król zbladłszy zasłonił twarz rękami, wziął
kartkę do ręki i powoli zaczął czytać:
„ Ta przesyłka powinna być dla was znak, znak co was czekać. Od tej chwili orkowie bez litości zabijać, a
ludzie być martwi. Nigdy już nie być niewolnikowie u ludzi i nigdy już wy nie panować na Kontynencie. Podpisano Hosch – Marok, przywódca Królestwa Orków.
Te słowa wzbudziły grozę u wszystkich zebranych na sali. Zrozumieli oni, że orkowie to nie jest zwykły prymitywny lud, który jest słaby, bezbronny i głupi. Orkowie wykazali się inteligencją i wolą walki dzięki której pokonali oddziały królewskie. Wreszcie po długim milczeniu jeden z oficerów zwany Szramą zabrał głos.
- „ Czas zacząć poważnie działać, nie możemy pozwolić by te małpy niszczyły doszczętnie nasze oddziały.”
- „ Trzeba zebrać wojsko i stawić czoło tym bestiom i pokonać je ‘’
- „ Ale zebranie dostatecznej ilości wojska zajmie sporo czasu, a liczyć trzeba także na odpowiednie wyposażenie oraz wyszkolenie ludzi” – odpowiedział Tarcil.
- „ Te bestie nie dorastają nam do pięt. Wygrały, bo nie byliśmy przygotowani na zasackę. Bez trudu pokonamy ich z większym wojskiem, a żeby wam udowodnić to sam będę dowodził ” - mówił Szrama
- „ Zlekceważyliśmy orków raz, nie chce by to się powtórzyło” – zaparł się Tarci.
I tak doszło do hałaśliwej kłótni, którą silnym uderzeniem pięścią w stół zakończył król Neron.
- „ Dosyć tego” wrzasnął król „ nie przypominam sobie by to mój doradca, oraz oficerowie armii decydowali o losie królestwa Myrthany.”
- „ Wybacz panie” przeprosił Tarcil „ W takim razie co król decyduje?”
Król wstał i dumnym, energicznym głosem powiedział:
- „ Grać na alarm, chcę by każdy mężczyzna, kobieta czy dziecko było przygotowane na wojnę z orkami.
Każcie kowalom pracować do północy i wykuwać jak najlepszą zbroję i oręż, a i jeszcze jedno. Czy ktoś chociaż przeżył z tej bitwy?
- „ Tak” – odrzekł strażnik.” Zaraz kogoś tu sprowadzę.”
- „ To dobrze, może dowiemy się jak doszło do tej klęski.”
- „ Mój panie, oto jeden z tych, którzy przetrwali bitwę „
- „ Wejdź, nie krępuj się” mówi król „ Kim jesteś i jak się nazywasz?”
Do sali wszedł młody mężczyzna, krzepki i dobrze zbudowany, miał on kilka ran od starć z orkami, był on jednak trochę nieudolny. Nie był w niczym dobry. Umiał jedynie posługiwać się bronią. Jego matka umarła podczas porodu. Dlategp wychowywał go ojciec, lecz nie miał dla niego zbyt wiele czasu.
- „ Nazywam się Beregond i jestem młodszym kowalem.”
- „ Proszę powiedz mi co dokładnie działo się nad doliną Guldur?”
- „ Cóż, po rozpoczęciu bitwy nie spodziewaliśmy się zasacki. To było straszne. Hosch.... M....m... Marok
- przywołał szkieletów przez co ich siły znacznie wzrosły, potem zabili Arvelega, a później jeszcze te przeklęte Trolle! Ja....ja stchórzyłem i uciekłem! To było naprawdę straszne!! Aaaah, aaaah!” I zaczął szlochać.
- „ Dziękuję za te informacje, możesz teraz odejść.”
„ Do usług panie” jeszcze przed odejściem chciał uklęknąć, ale poślizgnął się na podłodze. Zawstydzony i zapłakany postanowił jak najszybciej wyjść i nie pokazywać się nikomu.”
- „ Słyszałeś to co ja?” Spytał król swojego doradcę.
- „ Tak. Szkielety, Trolle. To same legendy. Może orkowie przyćmiły temu tchórzowi umysł”
- „ Możliwe jest jednak to co powiedział. Najwyraźniej orkowie nie są tacy głupi na jakich wyglądają. Obyśmy tylko byli przygotowani do następnej bitwy.
W tym czasie, w obozie gdzie znajdowali się ranni Beregond odwiedzał swojego ojca Uriza, który z ciężkimi ranami leżał w łóżku.
- „ Synu, ja umieram. Będziesz musiał w życiu sobie radzić sam. Najwyższy czas żebyś przejął mój majątek i moją działalność. Musisz nauczyć także kowalstwa. Nie miałem dla ciebie zbyt dużo czasu, wybacz! Weś ten klucz, tam znajdziesz potrzebne ci rzeczy by stać dobrym wojownikiem i kowalem. Żegnaj!. I oczy Uriza zamknęły się.
- „ Nie!!!! Wykrzyknął Beregond na całą okolicę.
Po powrocie do domu zszedł do piwnicy i odszukał starą skrzynię. Przetarł kurz i otworzył ją. W środku znajdowały się stare księgi kowalstwa i prawidłowym posługiwaniu się bronią. Z początku Beregond nie wiedział co o tym myśleć. Przeczytał księgi lecz nic nie rozumiał. Przypomniał sobie jednak ostatnie słowa jego ojca, które dały mu wiarę we własne możliwości. Jak najdokładniej studiował książkę, przypominał sobie lekcje jakie czasem dawał mu ojciec, nawet po kryjomu podsłuchiwał rozmowy kowali. Po kilku dniach dało to efekty. Z rudy która została, wykuł całkiem niezły miecz półtororęczny. Dumny ze swego osiągnięcia postanowił trochę odpocząć i pójść spać
CZĘŚĆ IV
MAGICZNA RUDA
Następnego dnia, z samego rana, na tydzień przed kolejną bitwa postanowił trochę poćwiczyć umiejętności władania mieczem na ścierwojadach i kretoszczurach. Wszedł do jaskini. Posuwał się coraz dalej, aż poczuł, że ziemia się pod nim zapada i zleciał w przepaść. Trochę się poobijał, lecz nie odniósł ciężkich ran. Nagle, wśród ciemności spostrzegł w oddali światło. Myślał, że to droga na powierzchnię lecz gdy doszedł do końca jaskini zobaczył wielką górę rudy. Jednak nie była to zwykła ruda. Gdy potrzedł bliżej i dotknął ją poczuł przez jego skórę dreszcze. Nie miał wątpliwości. To była magiczna ruda! Bajki stały się prawdą. Ten kto posiadał magiczną rudę mógł wykuć miecz, który będzie zadawał rany każdemu. Miecz ten będzie lekki i łatwy do opanowania. Beregond wziął tyle rudy ile zdołał unieść i zaczął szukać wyjścia. Spostrzegł obok drabinę prowadzącą do kolejnego tunelu. Pomyślał sobie, że ktoś musiał już wcześniej odwiedzać to miejsce, albo co gorsza nadal tu może przychodzić. Wtem usłyszał jakiś hałas! Wspiał się po drabinie i schował się w małej szczelinie pomiędzy dwoma głazami. Zza jaskini wyłoniły się małe istoty. Niektóre miały pochodnie inne lagi. Pomimo swojego niskiego wzrostu były dobrze zbudowane.
- „ To są gobliny ‘’ – przemówił szeptem Beregond.
Ustawiwszy się w szeregu do okoła kopca rudy zaczęli skakać jakby tańczyli rytualny taniec. Po chwili przestali. Z szeregu wysunął się Czarny goblin, najwyższy i najsilniejszy ze wszystkich zebranych. Zaczął obwąchiwać rudę. Nagle podniósł się i zakrzyknął tak głośno, że aż Beregond ze strachu przesunął nogę, która popchnęła mały kamyk. Ten spadł prost pod nogi Czarnego goblina.
- „ Aaaaah!
Wykrzyknął wskazując na intruza. Wtedy wszystkie gobliny rzuciły się w stronę Beregonda, który zauważywszy to skierował się w stonę tunelu i zaczął biec. Obejrzał się i zobaczył jak szybkie istoty zaczynają go doganiać. W tem zauważył światło dochodzące z góry. Nie zobaczył żadnej drabiny, więc zaczął się wspinac. W połowie drogi spojrzał na bezradnie skaczących goblinów próbujących wspiąć się po skałach. Na twarzy Beregonda pojawił się pewny uśmiech, że nic mu już nie grozi. Jednak się przeliczył. Czarny goblin wziął strzałę do ręki i napiął łuk. Lecz strzała nie doleciała nawet do intruza. Napiął po raz drugi, było już o wiele bliżej, gdyż strzała trafiła niedaleko ramienia Beregonda, który już dosięgał końca skał. Zauważywszy to goblin napiął łuk po raz ostatni i z największą precyzją i siło strzelił! Beregond jednak ostatkiem sił zdołał się podciągnąć i wyjść na powierzchnię, a strzała wyleciała wysoko w powietrze i po spadaniu uderzyła w pień dzrzewa. Spocony i zmęczony Beregond wrócił do swego domu gdzie miał wykuć miecz, który w przyszłości zadecyduje o wolności wielu ludzi, a sam Beregond tak do końca nie zdawał sobie sprawy ze swojego wielkiego odkrycia.
Około 3 w nocy powrócił do domu. Chciał położyć się do łóżka jednak przemógł się i zaczął wykuwać miecz. O dziwo Magiczna Ruda zaczęła świetnie się nakładać. Najwyraźniej działała tu jej magiczna struktóra. Była 7 rano a on dalej pracował nad mieczem. Niektórzy sąsiedzi przyglądali się wyrobom „Bere” – gdyż tak go nazywano w okolicy. Wszyscy się śmiali. „ O patrzcie na mistrzunia, myśli, że umie wykuwać miecz”, „ Chyba daleko padło jabłko od jabłoni, hehe!” Beregond nie przejmował się jednak obrazami. Wśród patrzących na Beregonda był Hurin, najlepszy kowal w całym królestwie.
- „ Odejdźcie gamonie „ i machnął ręką „ Nie znacie się na kowalstwie. Dobra robota chłopcze” i położył rękę na jego ramieniu. „ Wykonałeś niesamowitą stal. To niezwykłe. To dwóręczny miecz, a jest taki lekki. Jak to zrobiłeś??
- „ Niewiem, trochę się uczyłem i..
- „ Trochę? Taka stal to nauka przez lata i praca przez tygodnie. A jak wiem ty pracujesz od niedawna. Jesteś świetny!”
- „ To nieprawda. Jeszcze wiele musze się nauczyć” zaprzeczył Beregond. „ Niewiem jak dokończyć mój miecz i zbroje. Czy mógłbyś mi pomóc??
- „ Oczywiście. Być może sam się czegoś nauczę.”
I wzięli się do roboty. Pracowali bardzo ciężko, ale dokonali rzeczy niezwykłej. Wykuli świetną zbroję i miecz..
- „ Ten miecz..
- Uriziel. Ten miecz nazwałem Uriziel na cześć mojego ojca.
- Więc ten Uriziel jest największym dziełem ludzkich rąk. Sam Innos musiał chceć by ten miecz został wykuty. Słuchaj król chciał ze mna pomówić o sprawie wyposażenia do wojny. Może byś poszedł ze mną?
- „ Ja...? Nie wiem. Czuł bym się zaszczycony.
- „ W takim razie chodźmy. I tak się trochę spóźniłem!
- „ Królu Hurin czeka na pana.” Odezwał się strażnik.
- „ Wpuście go” Otworzyły się wielkie drzwi i do środka wszedł Hurin.
- „ Witam panie” odpowiedział i uklęknął Hurin.
- „ Witaj jak idą przygtowania?”
- „ Szczerze mówiąc nie najlepiej”
- „ Dlaczego?”
- „ W ciągu tych 10 dni nie zdążyliśmy zebrać dostatecznej ilośvi rudy.”
- „ To bardzo zła wiadomość.”
- „ Tak, ale mam też dobrą. Jeden z kowali zdołał wykuć potężny miecz. Wydaje mi się, że jego zdolności kowalskie są lepsze niż moje. Przyszedł wraz ze mną!”
- „ Strażnik. Przyprowadź tego drugiego kowala.” Lekko zdziwiony strażnik przyprowadził Beregonda”
- „ Czy mówisz poważnie” spytał Hurina król.
- „Tak”
- „ Beregond. Podejdź no tu. Hurin. Czy to prawda, że wykułeś świetny miecz?”
- „ Tak, lecz to nie do końca moje umiejętności zadecydowały o tym dziele. Gdy pewnego dnia wybrałem się do jaskini znalazłem w jej wnętrzu ogromny kopiec Magicznej Rudy, najwyraźniej tam jest kopalnia.
Dzięki tej rudzie i pomocy Hurina udało mi się wykuć ten oto miecz.” I wyjął pieknie błyszczący się miecz i pokazał go królowi. Nazwałem go Uriziel na część mojego ojca.”
- „ Ten miecz emituje potężną energię. Magiczna Ruda mówisz, przecież ona znana jest tylko z bajek, jednak ten miecz potwierdza to wszystko. Jednakże nie uwierzę w to dopóki nie pokażecie mi tej Magicznej Rudy.”
- „ Jak sobie życzysz panie”
Jeszcze tego dnia Neron wziął w swoje ręce Magiczną Rudę, gdyż Beregond. Hurin i kilku strażników zeszli na dół do jaskini i dotarli do kopca rudy. Był strzeżony przez goblinów, miały one liczebną przewagę, ale Beregond i towarzysze poradzili sobie bez trudu. Beregond mógł zaś wypróbować swój miecz. Zamachnął się i obciął goblinowi głowę, a reszta ciała spłoneła. Nagle nagle drugi goblin zaatakował go od tyłu, jednak jego laga złamała się od uderzenia w Magiczną Zbroje. Zebrali cało magiczną rudę i otworzyli w tym miejscu kopalnię, którą nazwali Kopalnią Beregonda na cześć odkrywcy.
CZĘŚĆ V
BITWA POD MORANNONEM
Przygotowania do wojny skończyły się w ciągu 3 tygodni. Przez ten czas ludzie znacznie się wzbogacili. Ale nie tylko oni. W ciągu tego czasu zza Gór Nimrais Hosch – Marok ściągał dodatkowe haracze. Tysiące orków gotowe były na wojnę. Orkowie byli przygotowani. Plan orków było wygranie bitwy na granicy Myrthany, później zdobycie twierdzy Morannon. Dzięki temu otworzyła by się droga w głąb królestwa, a jej obrona znacznie by zmalała. Wszystko miało się rozpocząć już wkrótce.
- „ Jak idą przygotowania?” – spytał się król Tarcila.
- „ Bardzo dobrze, wasza wysokość. Wszyscy wojownicy królestwa są gotowi do kolejnej bitwy, a dzięki ostatniej zbiórce Magicznej Rudy do zbrojowni trafiły świetne miecze dla 1000 wojowników. Dodatkowo dołączyli do nas kusznicy z Dagordlandu. Całe król. Myrthany jest gotowe.”
- „ Świetnie. Tym razem wynik wojny będzie inny!”
- „ Jak tam? Gotowy do wielkiej bitwy?” – spytał Hurin.
- „ Chyba tak. Mam jednak lekkie dreszcze. Niewiem czy dam sobie radę.”
- „ Posłuchaj mnie. To co uczyniłeś wykuwając ten miecz świadczy o tym, że jesteś gotów stawić czoło największym wyzwaniom. Twój ojcie c byłby z ciebie dumny” – i mówiac to Hurin poklepał go po plecach i odszedł. Te słowa dodały Beregondowi otuchy. Postanowił odwiedzić grób swojego ojca. Grób ten znajdował się na głównym cmętarzu dla poległych w bitwie pod doliną Guldur. Beregond złorzywszy kwiaty przysiągł sobie, że już nigdy nie ucieknie z pola bitwy i nigdy nie zostawi nikogo w ciężkiej sytuacji. Beregond był zmotywowany i przygotowany jak nigdy. Orkowie mieli odczuć moc jego miecza na zawsze!! Wszystko było gotowe. Całe oddziały wojowników króla siedzieli już na koniach, z przyszykowaną zbroją i wyszlifowanym mieczem. W ten sposób miało dojść do największej bitwy dotychczas na Kontynencie. Oba ludy były świetnie przygotowane i żaden nie miał zamiaru przegrać.
Niedaleko twierdzy Morannon zebrały się oddziały ludzi i orków. Szanse były bardzo wyrównane. 25 tys. ludzi i 30 tys. orków. Mimo iż liczba orków znacznie wzrosła to ludzie dysponowali lepszą bronią. Beregond i Hurin należeli do oddziału kowali, którym zadaniem była pomoc wrazie osłabienia 2 linii ataku czyli piechoty. Najpierw jednak szli wyborowi łucznicy z Dagordlandu, małego miasta królestwa, który spesjalizował się właśnie świetnymi kusznikami. Orkowie natomiast nie ustawiali szyków. Jedni z Hosch – Marokiem na czele wsiadali na Mrulla, a reszta stanowiła piechota. Orkowie zamierzali zaatakować pierwsi i nie traciwszy czasu ruszyli do boju.
- „Dagorlandowie napiąć kusze” wykrzyknął Szrama. Orkowi zbliżali się coraz bardziej, a Beregond coraz mocniej zaciskał miecz.
- „ W górę.”... Kusznicy wymierzyli kusze w górę na odległość 50m. Od oddziału orków.
- „ Strzelać!!!” Pierwsze bełty wyleciały. Rozproszeni orkowie w większości omijali stzały, ale niejeden ork padł od ciosu w głowę.
- „ Druga fala!!!” Znów większość orków wymijała ataki.
- „ Piechota.” Kusznicy zrobili miejsce piechocie, która bardzo liczna zaczęła biec, by stawić czoło wrogowi. Oba oddziały zderzyły się. Widać było efekty ciężkiej pracy kowali i Beregonda. Miecze z Magicznej Rudy bez trudu przebijały skórę orków, jednak sami orkowie jednym ruchem topora walili na ziemię wielu ludzi. Niestety ludzie przegrywali i zaczęli coraz bardziej się cofać. Widząc osłabienie piechoty Szrama nakazał kowalom atakować. Beregond rzucił się na pomoc! Śmiało wepchnął się w głąb pola bitwy i zaczał walczyć. Beregond mając w rękach Urizjela zabijał orka za orkiem. Z wielkim krzykiem bólu i goryczy mścił się za śmierć swojego ojca. Zabiwszy większość orków wokół siebie Beregond już miał się rzucić w stronę Hosch – Maroka, jednak powstrzymał go Hurin łapiąc go za rękę.
- „ Co ty wyprawiasz? Życie ci nie miłe. Tak ci spieszno do królestwa Beliara??
- „ Nie wiem co się zemną stało. Chyba za bardzo się zdenerwowałem”
- „ Słuchaj, wiem jak bardzo żal ci ojca, ale to nie powód by się głupio zabijać, weś się w garść, chłopie”
- „ Wpożądku, już mi lepiej”
Hurin tylko poklepał go po ramieniu i dalej ruszył do pola bitwy. Jednakże Hosch – Marok widząc coraz większą śmiałość ludzi zagrał w róg w wnet z lasu wyłoniły się dodatkowe siły orków. Szrama widząc nadbiegającą hordę orków zakrzyknął
- „ Odwrót, odwrót! Niech wszyscy wycofają się do zamku! Do zamku!” Ludzie szybko zaczęli biec w stronę zamku. Przywódca orków widząc odwrót swoich wrogów nakazał na szybkie obiegnięcie rzeki i zagrodzenie im drogi. Ludzie bardzo liczni i ciężko wyposażeni wolno przechodzili przez rzekę co pozwoliło orkom na szybkie działanie. Orkowie zablokowali ludziom dostęp do zamku. A oddziały z Hosch – Marokiem na czele zaczęły się niebezpiecznie przybliżać.
- „ Naprzód!” – krzyknął Szrama. Nie wielka armia orków nie dawała rady oddziałom Szramy. Już pierwsi ludzie przechodzili przez otwartą bramę. Jednak wojska Hosch – Maroka były już na miejscu i ruszyły na uciekających do zamku. Widząć Szrama, że w ten sposób zbyt mało ludzi przeżyje nakazał wszystkim na szybkie ruszenie do twierdzy. On sam wraz z Hurinem i nie odstępującym od niego Beregondem mieli zapobiec wstępu orków do Morannonu.
- „ Zamknąć bramę. To jest rozkaz!” Po tych słowach brama zamknęła się, a trzej śmiałkowie stali na przeciw armii orków.
- „ Aaaaa” – wykrzyknął Szrama i zaczął biec w stronę orków. A za nim Beregond i Hurin.
Pierwsi orkowie pierwsi orkowie dosłownie odlatywali od ich ciosów. Natchnieni odwagą i śmiałością nie myśleli o śmierci, ale o godnej śmierci. Wtem jednak zza oddziałów orków wyszedł Hosch – Marok. Wyjął swój ciężki orkowy miecz i rzycił się na Szramę, zamachnął się jednak Szrama zablokował jego uderzenie.
Widać było, że obaj są świetni we władaniu mieczem, jednak Marok był silniejszy. Uderzył on mieczem o miecz Szramy tak mocno, że aż ramię Szramy zdrętwiało i bezwładnie opadło, cofnął się w trfodze i przerażeniu i przechylił się w tył, a wtem w oczach mgnął mu błysk miecza i ostrze spadło mu jak piorun na prawy bark. Już tylko padł na ziemie i płomień w jego sercu zgasł. Widząc to Hurin od razu rzucił się w stronę dowódcy, jednak w pewnym momencie poczuł, że coś uderzyło w jego plecy, był o ogromny topó. Hurin jeszcze zdołał odwrócić się w stronę Beregonda i na tyle ile miał sił wykrzyknął.
- „ Uciekaj chłopcze.” I padł na ziemie. W tym momencie wszystkie oczy skierowane były w stronę Beregonda. Bez namysłu odwrócił się i zaczął biec w przeciwną stronę.
- „ Głupcy, za nim” – wykrzyknął Hosch – Marok. Tuzin orków zaczęło biec za Beregondem,
który biegł w doline tuż obok rzeki. Spojrzał za siebie i zobaczył, że orkowie trochę zwonili. Ucieszywszy się z tego faktu spojrzał przed siebie i od razu się zatrzymał. O mały włos, a by spadł w przepaść. Rzeka ta zmieniła się w wodospad i zmyliła bohatera. Beregond widząc, że nie ma innej drogi zebrał w sobie siły i zkoczył! Orkowie spojrzeli w przepaść, lecz nic nie zobaczyli.
CZĘŚĆ VI
Obóz Najemników
Beregond otworzył oczy. Zobaczył, że lerzy w łóżku i natychmiast się podniósł.
- „ Odpoczywaj. Jesteś ranny i musisz leżeć w łóżku.” Beregond spojrzał w stronę okna gdzie siedziała młoda kobieta.
- „ Kim jesteś i co ja tu właściwie robię?”
- „ Nazywam się Luthien, Turin i Nex znaleźli cię przy wodospadzie i przynieśli tutaj.”
- „ Tutaj?”
- „ Do obozu najemników. A teraz odpoczywaj” i wyszła
Beregond jednak nie mógł odpoczywać. Wiedział, że ludzie nie wygrają bitwy i najprawdopodobniej orkowie oblegają zamek. Wiedział, że sam nie zdoła pokonać hordy orków i będzie musiał szukać wsparcia. Założył na siebie miecz o i obolały, lekko kulejący wyszedł z haty. Obóz najemników znajdował się w lesie. Najemnicy zwykle złodzieje i złoczyńcy, którzy uciekali od prawa, było ich nadzwyczaj durzo. Nagle Beregonda zatrzymał najemnik.
- „ To ty, co go wyłowili z wody?”
- „Tak. To ja, a o co chodzi?”
- „ Seral chce się z tobą widzieć” Najemnik zaprowadził go do największej chaty, gdzie miał się spotkać jak przewidywał z dowódcą najemników. Powoli wszedł po schodach, kulejąc skręcił w prawo i wszedł do wielkiej sali. Było tam mnóstwo silnych wojowników, uzbrojeni w piękne zdobione miecze i w zbroję.
Spojrzeli się na Beregonda.
- „ Ee... witam. Ja chciałem tylko...”
- „ Siadaj” odezwał się jeden z najemników
- „ Z kąd się tu wziąłeś?”
- „ Cóż... podczas walki z hordą orków spadłem w przepaść i...”
- „Aaa... to ty! Pochodzisz z królestwa. Prawda?” Beregond kiwnął głową
- „ A więc i wy macie problemy z orkami. Bestie te już od jakiegoś czasu napadają na nasze gospodarstwa i niszczą nasze uprawy. Na szczęście nie było ich zbyt dużo, więc gdy zobaczyli nas tak licznych uciekli w popłochu. Mówiłeś coś o walce...?”
- „ Tak. Orkowie o ile się nie mylę właśnie oblegają zamek Morannon. Oddziały królewskie nie dają sobie rady z tak liczną armia orków. Potrzebujemy waszej pomocy!”
- „ Naszej pomocy” – zdziwił się Seral, „ Naszej pomocy” od kiedy to? Zawsze tylko działaliście na własną rękę. Każecie nam płacić wysokie podatki za nasze ziemie, które urzędujemy. Ściskacie nas na bok niczym robaki. Nie wyobrażam sobie, by wam pomóc.”
- „ Dobrze! W takim razie sam będę musiał im pomóc. A przy okazji ratować wasza skórę. Orkowie jak uporają się z królestwem przyjdą też tutaj. Nie chcecie zaatakować ich wcześniej nim są mniej liczni, niż będą, trudno wasz problem.” I już kierował się w stronę wyjścia gdy...
- „ Czekaj.” Zawołał Seral. Może masz rację, ale zakładając obóz najemników przysiągłem, że żadna osoba z królestwa nie będzie tu rządzić, ani nam rozkazywać. Aczkolwiek posłucham cię i pomogę królestwu jeśli oka rzesz się tego godny. „
- „ To znaczy, że mam coś dla was zrobić? Wolałbym nie, jeśli łaska.”
- „ W takim razie możesz zapomnieć o obronie Morannon i całego królestwa, gdyż nie uratujesz wówczas swych przyjaciół.”
Beregond zatrzymał się, gdyż słowa Serala przypomniały mu jego przysięgę przy grobie ojca.” Już nigdy nie ucieknę z pola bitwy i nigdy nie zostawię przyjaciół w potrzebie.”
- „ Dobra, wygrałeś. Co mam zrobić?”
- „ Przynies mi Czarną Perłę z jaskini Morgai.”
Wszyscy najemnicy wokół wytrzeszczyli oczy i zdumiewali się ze słów Serala.
- „ Jeśli chcesz wyrószyć natychmiast idź do Hordllada jest tutejszym kowalem, on powie ci co robić”
- „ Dobrze. Jednak nie myśl, że robię to dla ciebie.”
- „ Życzę szczęścia chłopcze. Będzie ci potrzebne” – odpowiedział po wyjściu Beregonda. Beregond po wyjściu udał się do pierwszego lepszego kowala.
- „ Przepraszam, czy jest tu kowal o i imieniu Hordlland?”
- „ Taa. Siedzi w hacie.” Odpowiedział młody kowal.
- „ Dzięki” i wszedł do haty. Była to hata jak każda inna, tyle tylko, że na jej ścianie wisiało wiele trofeów. Głowy cienistwora, skóry wilków, nawet róg trolla.
- „ Szukam Hordllanda.”
- „ To ja.”
- „ Przysyła mnie Seral. Masz mi dać dalsze wskazówki co do jaskini Morgai.”
- „ Jaskinia Morgai” – zdziwił się kowal. „ Mówisz poważnie?”
- „ Tak, a co w tym dziwnego?”
- „ Chyba jesteś nie tutejszy. Jaskinia Morgai to wysoko położona w górach jaskinia Ciemności, sama ciemność pokrywa, podobno wiele demonów i czarnych bestii strzeże dostęp w głąb jaskini, gdzie na samym końcu jest sprawca tej całej ciemności, Czarna Perła. Kamień ten może zmienić byle jaki miecz w najpotężniejszą broń Kontynentu, lub jeśli jesteś magiem w największą runę zniszczenia. Dawno temu, jeden śmiałek zwany Siekaczem wybrał się do jaskini na poszukiwanie tego kamienia, niestety słuch po nim zaginął. A więc chcesz uszykować sobie taki sam los?”
- „ Nie, ale chce tam wejść i zdobyć kamień. Mam ku temu powody.
- „ Dobrze. W takim razie weź to.” I dał mu do ręki torbę.” Znajdziesz tam mapę, trochę jedzenia i kilka innych rzeczy.
- „ Dzięki” w wyszedł. Skierował się od razu w stronę Gór Gundeband. Droga nie była daleka, lecz trudna. Najpierw musiał przejść przez „ Mglisty Las”, w którym jak opowiadano dzieje się wiele różnych rzeczy, jednak są one zamazane i tajemnicze, dlatego las ten jest najprawdopodobniej opustoszały. Beregond w myśli chętnie przeszedłby się bezpieczniejszą droga, jednak była ona o wiele dłuższa, a on nie miał czasu, więc bezzwłocznie wszedł do lasu. Mglista pogoda zasłaniała mu widok. Według mapy powinien być niedaleko dróżki w góry. Po chwili usłyszał hałas. Dochodził on ze wschodu. Natychmiast rzucił się w tą stronę i zobaczył dwa szkielety pastwiące się nad starcem. Wyjął Uriziela i nie czekając na nic zaatakował. Szkielety ledwo co zdążyły się odwrócić, a już pozostały z nich marne szczątki.
- „ Nic panu nie jest?” – zapytał Beregond
Zakapturzony starzec odrzekł:
-„ Ciemność, ciemność tylko ciemność
Stawić temu czoło może tylko dzielność
Wtedy mały płomień się rozpali
I wszystko widać już będzie w oddali
A tam klucz będzie
Którym wygłosić można orędzie
Do ludzi dumnych jak i złodziei
Dzięki czemu, wszyscy będą pełni nadziei”
Po tych słowach wokół starca pojawiła się ciemna mgła, a gdy już przeszła nie było po nim śladu. Beregond zastanowiwszy się chwilę nad słowami starca czuł, że była to przepowiednia. Przed czym? Tego nie wiedział. Idąc coraz wyżej czuł, że coraz bardziej pochłania go strach. Strach przed jaskinią Morgai i jej
wnętrzem. Jednak szedł dalej, gdyż wierzył w możliwość zwycięstwa i ocalenia nie tylko siebie, ale całej rasy ludzkiej.
„ To tutaj. Jaskinia Morgai.”
To moja pierwsza opowieść. Nie jest może idealna, ani zbyt długa, ale następne części będą lepsze.
CZĘŚĆ I
HISTORIA KONTYNENTU
Dawno, dawno temu, jeszcze za panowania króla Nerona IV, ludzie byli dominującym ludem na Kontynencie. Druga rasa orkowie była niewolnikiem człowieka. Najczęściej byli wykorzystywani do ciężkiej pracy w kopalniach. Już wtedy kowale wykuwali coraz lepszą oręż i zbroję. Ludzie żyli w pokoju i harmonii, której nikt nie zakłócał. Do momentu jednak, gdyż orkowie sprzeciwili się tyrani człowieka i wznieśli bunt, a później wypowiedzieli wojnę królestwu Myrthany. Król Neron i jego poddani nie obawiali się wojny z orkami, gdyż w tamtych czasach lud orków w niczym się nie specjalizował i cały czas byli pod niewolą ludzi. Podczas gdy w pałacu królewskim świętowano ze zwycięstwa i dobrej zabawy przy zabijaniu orków, w małej jaskini w głąb „ Mrocznego Lasu” przywódca orków Hosch – Marok zastanawiał się jak zdziwić Nerona i wygrać wojnę. Postanowił on oddać los swój i całej rasy orków w ręce jesynego Boga jakiego wyznawali orkowie „ Kruschaka”, w późniejszych czasach przez ludzi nazywanego „ Śpiącym” Kruschak zwiększył wojska orków i natchnął ich zdolnościami kowalskimi. Niektórym ( wybrańcom ) dał przesiąkniętą złem duszę, by bez litości zabijały ludzi. „ Ożywieńcy ‘’ bo tak ich ludzie nazywali mieli poprowadzić orków do zwycięstwa w walce z drugą rasą o panowanie na Kontynencie!!!!!!!!!!!! [/size]
CZĘŚĆ II
BITWA POD DOLINĄ GULDUR
Było południe, dnia 8 czerwca 344r. Pierwszej ery. Nad doliną Guldur niedaleko rzeki Nemeth miała się rozegrać bitwa. 1,5 tys. Ludzi miało stawić czoło ( jak podejrzewali ludzie ) około 250 tnej armii. Ludzie dowodzeni przez Arvelega, pewni swego nie podejrzewali zasacki, przygotowali nawet 20 beczek wina i 20
Wreszcie, gdy zobaczyli, że Hosch – Marok wsiada na Mrulla ( orkowego zwierza ) wsiedli na konie i czekali na pierwszy ruch przeciwnika. Hosch - Marok wydał rozkaz do ataku i wszystko się zaczęło!!!!!
***************************
Arveleg wydał polecenie zagrania trąb do ataku i ruszył, a za nim armia ludzi. Gdy byli około 70m od siebie Marok wyjął zwój i wypowiedział słowa „ Ferbatoh” ( co oznaczało ciemności przybądź ), nagle oddział królewski dostrzegł , że oprócz orków pojawiła się także armia szkieletów i szkieletów magów liczących 700 osobników. Zderzyli się!!!!!!!!!! Dobrze wyszkoleni Nieśmiertelni Ożywieńcy łatwo pokonywali oddziały królewskie. Jedynie Arveleg i kilku wyższych oficerów dawali sobie radę z dobrze uzbrojonymi orkami. Oddział ludzi zmalał do 780 osób, a wojsko orków i ciemności liczyło razem 900 członków.
********************************
Wtedy nastąpił nagły zwrot wydarzeń. Doświadczony Arveleg został ciężko raniony przez Hosch – Maroka, a później wielkim zamachem swego topora odciął dowódcy ludzi głowę, podniósł ją do góry i krzyknął zwycięstwo!!!!! Ten okrzyk jednak był przedwczesny. To całe zdarzenie widział 19 letni syn Arvelega Araveil, z okrzykiem bólu i smutku rzucił się na potężnego orka. Łzy Arveila zleciały na Amulet Innosa, który miał na sobie, co spowodowało uaktywnienie jego wielkiej siły. Dziwo przez wszystkich widzących to zdarzenie zadał mu bolesną ranę. Hosch – Marok, aż zawył z bólu i padł na ziemię. Całe to zdarzenie podbudowało wszystkich ludzi do walki i dalszego wysiłku. Szala zwycięstwa powoli przechodziła na stronę królestwa, a orkowie coraz głębiej zaczęli się cofać. Wtedy Hosch – Marok ciężkim tchem zadął w swój róg.
**********************************
Gdy już ludziom wydawało się, że zwycięstwo jest bliskie nadeszła 2 fala ataku orków. Tuzin Trolli wyszło z „ Mrocznego Lasu” i zaczęło miażdżyć i deptać bezbronnych i strwożonych ludzi. Trolle były znane ludziom tylko w legendach, teraz jednak stały się ich najgorszym koszmarem. Po aż 6 godzinnej bitwie rasa ludzka poniosła klęskę. Zaledwie kilku ludzi zdołało przeżyć, orków zginęło 500, a armia ciemności poniosła straty wynoszące 580 członków.
CZĘŚĆ III
W PAŁACU MYRTHANY
W pałacu Myrthany cały czas bawiono się i świętowano. Neron czekał tylko na oczywiste dobre wieści z pola bitwy. Gdy nagle do komnaty wszedł strażnik głównej bramy zamku. Uklęknął i położył paczkę na stół. Pacz zaadresowana była do Nerona.
- Co to jest? – spytał król
- Nie wiem panie, jakaś przesyłka, którą znalazłem pod bramą.
Król zobaczył na niej znak orków, czaszka, która była wbita na osty miecz, mimo to król niczego się nie
domyślał. Powoli odpakował przesyłkę i od razu usiadł twardo na swój tron. W paczce była głowa
Arvelega i kartka. Doradca króla Tarcil zobaczywszy iż król zbladłszy zasłonił twarz rękami, wziął
kartkę do ręki i powoli zaczął czytać:
„ Ta przesyłka powinna być dla was znak, znak co was czekać. Od tej chwili orkowie bez litości zabijać, a
ludzie być martwi. Nigdy już nie być niewolnikowie u ludzi i nigdy już wy nie panować na Kontynencie. Podpisano Hosch – Marok, przywódca Królestwa Orków.
Te słowa wzbudziły grozę u wszystkich zebranych na sali. Zrozumieli oni, że orkowie to nie jest zwykły prymitywny lud, który jest słaby, bezbronny i głupi. Orkowie wykazali się inteligencją i wolą walki dzięki której pokonali oddziały królewskie. Wreszcie po długim milczeniu jeden z oficerów zwany Szramą zabrał głos.
- „ Czas zacząć poważnie działać, nie możemy pozwolić by te małpy niszczyły doszczętnie nasze oddziały.”
- „ Trzeba zebrać wojsko i stawić czoło tym bestiom i pokonać je ‘’
- „ Ale zebranie dostatecznej ilości wojska zajmie sporo czasu, a liczyć trzeba także na odpowiednie wyposażenie oraz wyszkolenie ludzi” – odpowiedział Tarcil.
- „ Te bestie nie dorastają nam do pięt. Wygrały, bo nie byliśmy przygotowani na zasackę. Bez trudu pokonamy ich z większym wojskiem, a żeby wam udowodnić to sam będę dowodził ” - mówił Szrama
- „ Zlekceważyliśmy orków raz, nie chce by to się powtórzyło” – zaparł się Tarci.
I tak doszło do hałaśliwej kłótni, którą silnym uderzeniem pięścią w stół zakończył król Neron.
- „ Dosyć tego” wrzasnął król „ nie przypominam sobie by to mój doradca, oraz oficerowie armii decydowali o losie królestwa Myrthany.”
- „ Wybacz panie” przeprosił Tarcil „ W takim razie co król decyduje?”
Król wstał i dumnym, energicznym głosem powiedział:
- „ Grać na alarm, chcę by każdy mężczyzna, kobieta czy dziecko było przygotowane na wojnę z orkami.
Każcie kowalom pracować do północy i wykuwać jak najlepszą zbroję i oręż, a i jeszcze jedno. Czy ktoś chociaż przeżył z tej bitwy?
- „ Tak” – odrzekł strażnik.” Zaraz kogoś tu sprowadzę.”
- „ To dobrze, może dowiemy się jak doszło do tej klęski.”
- „ Mój panie, oto jeden z tych, którzy przetrwali bitwę „
- „ Wejdź, nie krępuj się” mówi król „ Kim jesteś i jak się nazywasz?”
Do sali wszedł młody mężczyzna, krzepki i dobrze zbudowany, miał on kilka ran od starć z orkami, był on jednak trochę nieudolny. Nie był w niczym dobry. Umiał jedynie posługiwać się bronią. Jego matka umarła podczas porodu. Dlategp wychowywał go ojciec, lecz nie miał dla niego zbyt wiele czasu.
- „ Nazywam się Beregond i jestem młodszym kowalem.”
- „ Proszę powiedz mi co dokładnie działo się nad doliną Guldur?”
- „ Cóż, po rozpoczęciu bitwy nie spodziewaliśmy się zasacki. To było straszne. Hosch.... M....m... Marok
- przywołał szkieletów przez co ich siły znacznie wzrosły, potem zabili Arvelega, a później jeszcze te przeklęte Trolle! Ja....ja stchórzyłem i uciekłem! To było naprawdę straszne!! Aaaah, aaaah!” I zaczął szlochać.
- „ Dziękuję za te informacje, możesz teraz odejść.”
„ Do usług panie” jeszcze przed odejściem chciał uklęknąć, ale poślizgnął się na podłodze. Zawstydzony i zapłakany postanowił jak najszybciej wyjść i nie pokazywać się nikomu.”
- „ Słyszałeś to co ja?” Spytał król swojego doradcę.
- „ Tak. Szkielety, Trolle. To same legendy. Może orkowie przyćmiły temu tchórzowi umysł”
- „ Możliwe jest jednak to co powiedział. Najwyraźniej orkowie nie są tacy głupi na jakich wyglądają. Obyśmy tylko byli przygotowani do następnej bitwy.
W tym czasie, w obozie gdzie znajdowali się ranni Beregond odwiedzał swojego ojca Uriza, który z ciężkimi ranami leżał w łóżku.
- „ Synu, ja umieram. Będziesz musiał w życiu sobie radzić sam. Najwyższy czas żebyś przejął mój majątek i moją działalność. Musisz nauczyć także kowalstwa. Nie miałem dla ciebie zbyt dużo czasu, wybacz! Weś ten klucz, tam znajdziesz potrzebne ci rzeczy by stać dobrym wojownikiem i kowalem. Żegnaj!. I oczy Uriza zamknęły się.
- „ Nie!!!! Wykrzyknął Beregond na całą okolicę.
Po powrocie do domu zszedł do piwnicy i odszukał starą skrzynię. Przetarł kurz i otworzył ją. W środku znajdowały się stare księgi kowalstwa i prawidłowym posługiwaniu się bronią. Z początku Beregond nie wiedział co o tym myśleć. Przeczytał księgi lecz nic nie rozumiał. Przypomniał sobie jednak ostatnie słowa jego ojca, które dały mu wiarę we własne możliwości. Jak najdokładniej studiował książkę, przypominał sobie lekcje jakie czasem dawał mu ojciec, nawet po kryjomu podsłuchiwał rozmowy kowali. Po kilku dniach dało to efekty. Z rudy która została, wykuł całkiem niezły miecz półtororęczny. Dumny ze swego osiągnięcia postanowił trochę odpocząć i pójść spać
CZĘŚĆ IV
MAGICZNA RUDA
Następnego dnia, z samego rana, na tydzień przed kolejną bitwa postanowił trochę poćwiczyć umiejętności władania mieczem na ścierwojadach i kretoszczurach. Wszedł do jaskini. Posuwał się coraz dalej, aż poczuł, że ziemia się pod nim zapada i zleciał w przepaść. Trochę się poobijał, lecz nie odniósł ciężkich ran. Nagle, wśród ciemności spostrzegł w oddali światło. Myślał, że to droga na powierzchnię lecz gdy doszedł do końca jaskini zobaczył wielką górę rudy. Jednak nie była to zwykła ruda. Gdy potrzedł bliżej i dotknął ją poczuł przez jego skórę dreszcze. Nie miał wątpliwości. To była magiczna ruda! Bajki stały się prawdą. Ten kto posiadał magiczną rudę mógł wykuć miecz, który będzie zadawał rany każdemu. Miecz ten będzie lekki i łatwy do opanowania. Beregond wziął tyle rudy ile zdołał unieść i zaczął szukać wyjścia. Spostrzegł obok drabinę prowadzącą do kolejnego tunelu. Pomyślał sobie, że ktoś musiał już wcześniej odwiedzać to miejsce, albo co gorsza nadal tu może przychodzić. Wtem usłyszał jakiś hałas! Wspiał się po drabinie i schował się w małej szczelinie pomiędzy dwoma głazami. Zza jaskini wyłoniły się małe istoty. Niektóre miały pochodnie inne lagi. Pomimo swojego niskiego wzrostu były dobrze zbudowane.
- „ To są gobliny ‘’ – przemówił szeptem Beregond.
Ustawiwszy się w szeregu do okoła kopca rudy zaczęli skakać jakby tańczyli rytualny taniec. Po chwili przestali. Z szeregu wysunął się Czarny goblin, najwyższy i najsilniejszy ze wszystkich zebranych. Zaczął obwąchiwać rudę. Nagle podniósł się i zakrzyknął tak głośno, że aż Beregond ze strachu przesunął nogę, która popchnęła mały kamyk. Ten spadł prost pod nogi Czarnego goblina.
- „ Aaaaah!
Wykrzyknął wskazując na intruza. Wtedy wszystkie gobliny rzuciły się w stronę Beregonda, który zauważywszy to skierował się w stonę tunelu i zaczął biec. Obejrzał się i zobaczył jak szybkie istoty zaczynają go doganiać. W tem zauważył światło dochodzące z góry. Nie zobaczył żadnej drabiny, więc zaczął się wspinac. W połowie drogi spojrzał na bezradnie skaczących goblinów próbujących wspiąć się po skałach. Na twarzy Beregonda pojawił się pewny uśmiech, że nic mu już nie grozi. Jednak się przeliczył. Czarny goblin wziął strzałę do ręki i napiął łuk. Lecz strzała nie doleciała nawet do intruza. Napiął po raz drugi, było już o wiele bliżej, gdyż strzała trafiła niedaleko ramienia Beregonda, który już dosięgał końca skał. Zauważywszy to goblin napiął łuk po raz ostatni i z największą precyzją i siło strzelił! Beregond jednak ostatkiem sił zdołał się podciągnąć i wyjść na powierzchnię, a strzała wyleciała wysoko w powietrze i po spadaniu uderzyła w pień dzrzewa. Spocony i zmęczony Beregond wrócił do swego domu gdzie miał wykuć miecz, który w przyszłości zadecyduje o wolności wielu ludzi, a sam Beregond tak do końca nie zdawał sobie sprawy ze swojego wielkiego odkrycia.
Około 3 w nocy powrócił do domu. Chciał położyć się do łóżka jednak przemógł się i zaczął wykuwać miecz. O dziwo Magiczna Ruda zaczęła świetnie się nakładać. Najwyraźniej działała tu jej magiczna struktóra. Była 7 rano a on dalej pracował nad mieczem. Niektórzy sąsiedzi przyglądali się wyrobom „Bere” – gdyż tak go nazywano w okolicy. Wszyscy się śmiali. „ O patrzcie na mistrzunia, myśli, że umie wykuwać miecz”, „ Chyba daleko padło jabłko od jabłoni, hehe!” Beregond nie przejmował się jednak obrazami. Wśród patrzących na Beregonda był Hurin, najlepszy kowal w całym królestwie.
- „ Odejdźcie gamonie „ i machnął ręką „ Nie znacie się na kowalstwie. Dobra robota chłopcze” i położył rękę na jego ramieniu. „ Wykonałeś niesamowitą stal. To niezwykłe. To dwóręczny miecz, a jest taki lekki. Jak to zrobiłeś??
- „ Niewiem, trochę się uczyłem i..
- „ Trochę? Taka stal to nauka przez lata i praca przez tygodnie. A jak wiem ty pracujesz od niedawna. Jesteś świetny!”
- „ To nieprawda. Jeszcze wiele musze się nauczyć” zaprzeczył Beregond. „ Niewiem jak dokończyć mój miecz i zbroje. Czy mógłbyś mi pomóc??
- „ Oczywiście. Być może sam się czegoś nauczę.”
I wzięli się do roboty. Pracowali bardzo ciężko, ale dokonali rzeczy niezwykłej. Wykuli świetną zbroję i miecz..
- „ Ten miecz..
- Uriziel. Ten miecz nazwałem Uriziel na cześć mojego ojca.
- Więc ten Uriziel jest największym dziełem ludzkich rąk. Sam Innos musiał chceć by ten miecz został wykuty. Słuchaj król chciał ze mna pomówić o sprawie wyposażenia do wojny. Może byś poszedł ze mną?
- „ Ja...? Nie wiem. Czuł bym się zaszczycony.
- „ W takim razie chodźmy. I tak się trochę spóźniłem!
- „ Królu Hurin czeka na pana.” Odezwał się strażnik.
- „ Wpuście go” Otworzyły się wielkie drzwi i do środka wszedł Hurin.
- „ Witam panie” odpowiedział i uklęknął Hurin.
- „ Witaj jak idą przygtowania?”
- „ Szczerze mówiąc nie najlepiej”
- „ Dlaczego?”
- „ W ciągu tych 10 dni nie zdążyliśmy zebrać dostatecznej ilośvi rudy.”
- „ To bardzo zła wiadomość.”
- „ Tak, ale mam też dobrą. Jeden z kowali zdołał wykuć potężny miecz. Wydaje mi się, że jego zdolności kowalskie są lepsze niż moje. Przyszedł wraz ze mną!”
- „ Strażnik. Przyprowadź tego drugiego kowala.” Lekko zdziwiony strażnik przyprowadził Beregonda”
- „ Czy mówisz poważnie” spytał Hurina król.
- „Tak”
- „ Beregond. Podejdź no tu. Hurin. Czy to prawda, że wykułeś świetny miecz?”
- „ Tak, lecz to nie do końca moje umiejętności zadecydowały o tym dziele. Gdy pewnego dnia wybrałem się do jaskini znalazłem w jej wnętrzu ogromny kopiec Magicznej Rudy, najwyraźniej tam jest kopalnia.
Dzięki tej rudzie i pomocy Hurina udało mi się wykuć ten oto miecz.” I wyjął pieknie błyszczący się miecz i pokazał go królowi. Nazwałem go Uriziel na część mojego ojca.”
- „ Ten miecz emituje potężną energię. Magiczna Ruda mówisz, przecież ona znana jest tylko z bajek, jednak ten miecz potwierdza to wszystko. Jednakże nie uwierzę w to dopóki nie pokażecie mi tej Magicznej Rudy.”
- „ Jak sobie życzysz panie”
Jeszcze tego dnia Neron wziął w swoje ręce Magiczną Rudę, gdyż Beregond. Hurin i kilku strażników zeszli na dół do jaskini i dotarli do kopca rudy. Był strzeżony przez goblinów, miały one liczebną przewagę, ale Beregond i towarzysze poradzili sobie bez trudu. Beregond mógł zaś wypróbować swój miecz. Zamachnął się i obciął goblinowi głowę, a reszta ciała spłoneła. Nagle nagle drugi goblin zaatakował go od tyłu, jednak jego laga złamała się od uderzenia w Magiczną Zbroje. Zebrali cało magiczną rudę i otworzyli w tym miejscu kopalnię, którą nazwali Kopalnią Beregonda na cześć odkrywcy.
CZĘŚĆ V
BITWA POD MORANNONEM
Przygotowania do wojny skończyły się w ciągu 3 tygodni. Przez ten czas ludzie znacznie się wzbogacili. Ale nie tylko oni. W ciągu tego czasu zza Gór Nimrais Hosch – Marok ściągał dodatkowe haracze. Tysiące orków gotowe były na wojnę. Orkowie byli przygotowani. Plan orków było wygranie bitwy na granicy Myrthany, później zdobycie twierdzy Morannon. Dzięki temu otworzyła by się droga w głąb królestwa, a jej obrona znacznie by zmalała. Wszystko miało się rozpocząć już wkrótce.
- „ Jak idą przygotowania?” – spytał się król Tarcila.
- „ Bardzo dobrze, wasza wysokość. Wszyscy wojownicy królestwa są gotowi do kolejnej bitwy, a dzięki ostatniej zbiórce Magicznej Rudy do zbrojowni trafiły świetne miecze dla 1000 wojowników. Dodatkowo dołączyli do nas kusznicy z Dagordlandu. Całe król. Myrthany jest gotowe.”
- „ Świetnie. Tym razem wynik wojny będzie inny!”
- „ Jak tam? Gotowy do wielkiej bitwy?” – spytał Hurin.
- „ Chyba tak. Mam jednak lekkie dreszcze. Niewiem czy dam sobie radę.”
- „ Posłuchaj mnie. To co uczyniłeś wykuwając ten miecz świadczy o tym, że jesteś gotów stawić czoło największym wyzwaniom. Twój ojcie c byłby z ciebie dumny” – i mówiac to Hurin poklepał go po plecach i odszedł. Te słowa dodały Beregondowi otuchy. Postanowił odwiedzić grób swojego ojca. Grób ten znajdował się na głównym cmętarzu dla poległych w bitwie pod doliną Guldur. Beregond złorzywszy kwiaty przysiągł sobie, że już nigdy nie ucieknie z pola bitwy i nigdy nie zostawi nikogo w ciężkiej sytuacji. Beregond był zmotywowany i przygotowany jak nigdy. Orkowie mieli odczuć moc jego miecza na zawsze!! Wszystko było gotowe. Całe oddziały wojowników króla siedzieli już na koniach, z przyszykowaną zbroją i wyszlifowanym mieczem. W ten sposób miało dojść do największej bitwy dotychczas na Kontynencie. Oba ludy były świetnie przygotowane i żaden nie miał zamiaru przegrać.
Niedaleko twierdzy Morannon zebrały się oddziały ludzi i orków. Szanse były bardzo wyrównane. 25 tys. ludzi i 30 tys. orków. Mimo iż liczba orków znacznie wzrosła to ludzie dysponowali lepszą bronią. Beregond i Hurin należeli do oddziału kowali, którym zadaniem była pomoc wrazie osłabienia 2 linii ataku czyli piechoty. Najpierw jednak szli wyborowi łucznicy z Dagordlandu, małego miasta królestwa, który spesjalizował się właśnie świetnymi kusznikami. Orkowie natomiast nie ustawiali szyków. Jedni z Hosch – Marokiem na czele wsiadali na Mrulla, a reszta stanowiła piechota. Orkowie zamierzali zaatakować pierwsi i nie traciwszy czasu ruszyli do boju.
- „Dagorlandowie napiąć kusze” wykrzyknął Szrama. Orkowi zbliżali się coraz bardziej, a Beregond coraz mocniej zaciskał miecz.
- „ W górę.”... Kusznicy wymierzyli kusze w górę na odległość 50m. Od oddziału orków.
- „ Strzelać!!!” Pierwsze bełty wyleciały. Rozproszeni orkowie w większości omijali stzały, ale niejeden ork padł od ciosu w głowę.
- „ Druga fala!!!” Znów większość orków wymijała ataki.
- „ Piechota.” Kusznicy zrobili miejsce piechocie, która bardzo liczna zaczęła biec, by stawić czoło wrogowi. Oba oddziały zderzyły się. Widać było efekty ciężkiej pracy kowali i Beregonda. Miecze z Magicznej Rudy bez trudu przebijały skórę orków, jednak sami orkowie jednym ruchem topora walili na ziemię wielu ludzi. Niestety ludzie przegrywali i zaczęli coraz bardziej się cofać. Widząc osłabienie piechoty Szrama nakazał kowalom atakować. Beregond rzucił się na pomoc! Śmiało wepchnął się w głąb pola bitwy i zaczał walczyć. Beregond mając w rękach Urizjela zabijał orka za orkiem. Z wielkim krzykiem bólu i goryczy mścił się za śmierć swojego ojca. Zabiwszy większość orków wokół siebie Beregond już miał się rzucić w stronę Hosch – Maroka, jednak powstrzymał go Hurin łapiąc go za rękę.
- „ Co ty wyprawiasz? Życie ci nie miłe. Tak ci spieszno do królestwa Beliara??
- „ Nie wiem co się zemną stało. Chyba za bardzo się zdenerwowałem”
- „ Słuchaj, wiem jak bardzo żal ci ojca, ale to nie powód by się głupio zabijać, weś się w garść, chłopie”
- „ Wpożądku, już mi lepiej”
Hurin tylko poklepał go po ramieniu i dalej ruszył do pola bitwy. Jednakże Hosch – Marok widząc coraz większą śmiałość ludzi zagrał w róg w wnet z lasu wyłoniły się dodatkowe siły orków. Szrama widząc nadbiegającą hordę orków zakrzyknął
- „ Odwrót, odwrót! Niech wszyscy wycofają się do zamku! Do zamku!” Ludzie szybko zaczęli biec w stronę zamku. Przywódca orków widząc odwrót swoich wrogów nakazał na szybkie obiegnięcie rzeki i zagrodzenie im drogi. Ludzie bardzo liczni i ciężko wyposażeni wolno przechodzili przez rzekę co pozwoliło orkom na szybkie działanie. Orkowie zablokowali ludziom dostęp do zamku. A oddziały z Hosch – Marokiem na czele zaczęły się niebezpiecznie przybliżać.
- „ Naprzód!” – krzyknął Szrama. Nie wielka armia orków nie dawała rady oddziałom Szramy. Już pierwsi ludzie przechodzili przez otwartą bramę. Jednak wojska Hosch – Maroka były już na miejscu i ruszyły na uciekających do zamku. Widząć Szrama, że w ten sposób zbyt mało ludzi przeżyje nakazał wszystkim na szybkie ruszenie do twierdzy. On sam wraz z Hurinem i nie odstępującym od niego Beregondem mieli zapobiec wstępu orków do Morannonu.
- „ Zamknąć bramę. To jest rozkaz!” Po tych słowach brama zamknęła się, a trzej śmiałkowie stali na przeciw armii orków.
- „ Aaaaa” – wykrzyknął Szrama i zaczął biec w stronę orków. A za nim Beregond i Hurin.
Pierwsi orkowie pierwsi orkowie dosłownie odlatywali od ich ciosów. Natchnieni odwagą i śmiałością nie myśleli o śmierci, ale o godnej śmierci. Wtem jednak zza oddziałów orków wyszedł Hosch – Marok. Wyjął swój ciężki orkowy miecz i rzycił się na Szramę, zamachnął się jednak Szrama zablokował jego uderzenie.
Widać było, że obaj są świetni we władaniu mieczem, jednak Marok był silniejszy. Uderzył on mieczem o miecz Szramy tak mocno, że aż ramię Szramy zdrętwiało i bezwładnie opadło, cofnął się w trfodze i przerażeniu i przechylił się w tył, a wtem w oczach mgnął mu błysk miecza i ostrze spadło mu jak piorun na prawy bark. Już tylko padł na ziemie i płomień w jego sercu zgasł. Widząc to Hurin od razu rzucił się w stronę dowódcy, jednak w pewnym momencie poczuł, że coś uderzyło w jego plecy, był o ogromny topó. Hurin jeszcze zdołał odwrócić się w stronę Beregonda i na tyle ile miał sił wykrzyknął.
- „ Uciekaj chłopcze.” I padł na ziemie. W tym momencie wszystkie oczy skierowane były w stronę Beregonda. Bez namysłu odwrócił się i zaczął biec w przeciwną stronę.
- „ Głupcy, za nim” – wykrzyknął Hosch – Marok. Tuzin orków zaczęło biec za Beregondem,
który biegł w doline tuż obok rzeki. Spojrzał za siebie i zobaczył, że orkowie trochę zwonili. Ucieszywszy się z tego faktu spojrzał przed siebie i od razu się zatrzymał. O mały włos, a by spadł w przepaść. Rzeka ta zmieniła się w wodospad i zmyliła bohatera. Beregond widząc, że nie ma innej drogi zebrał w sobie siły i zkoczył! Orkowie spojrzeli w przepaść, lecz nic nie zobaczyli.
CZĘŚĆ VI
Obóz Najemników
Beregond otworzył oczy. Zobaczył, że lerzy w łóżku i natychmiast się podniósł.
- „ Odpoczywaj. Jesteś ranny i musisz leżeć w łóżku.” Beregond spojrzał w stronę okna gdzie siedziała młoda kobieta.
- „ Kim jesteś i co ja tu właściwie robię?”
- „ Nazywam się Luthien, Turin i Nex znaleźli cię przy wodospadzie i przynieśli tutaj.”
- „ Tutaj?”
- „ Do obozu najemników. A teraz odpoczywaj” i wyszła
Beregond jednak nie mógł odpoczywać. Wiedział, że ludzie nie wygrają bitwy i najprawdopodobniej orkowie oblegają zamek. Wiedział, że sam nie zdoła pokonać hordy orków i będzie musiał szukać wsparcia. Założył na siebie miecz o i obolały, lekko kulejący wyszedł z haty. Obóz najemników znajdował się w lesie. Najemnicy zwykle złodzieje i złoczyńcy, którzy uciekali od prawa, było ich nadzwyczaj durzo. Nagle Beregonda zatrzymał najemnik.
- „ To ty, co go wyłowili z wody?”
- „Tak. To ja, a o co chodzi?”
- „ Seral chce się z tobą widzieć” Najemnik zaprowadził go do największej chaty, gdzie miał się spotkać jak przewidywał z dowódcą najemników. Powoli wszedł po schodach, kulejąc skręcił w prawo i wszedł do wielkiej sali. Było tam mnóstwo silnych wojowników, uzbrojeni w piękne zdobione miecze i w zbroję.
Spojrzeli się na Beregonda.
- „ Ee... witam. Ja chciałem tylko...”
- „ Siadaj” odezwał się jeden z najemników
- „ Z kąd się tu wziąłeś?”
- „ Cóż... podczas walki z hordą orków spadłem w przepaść i...”
- „Aaa... to ty! Pochodzisz z królestwa. Prawda?” Beregond kiwnął głową
- „ A więc i wy macie problemy z orkami. Bestie te już od jakiegoś czasu napadają na nasze gospodarstwa i niszczą nasze uprawy. Na szczęście nie było ich zbyt dużo, więc gdy zobaczyli nas tak licznych uciekli w popłochu. Mówiłeś coś o walce...?”
- „ Tak. Orkowie o ile się nie mylę właśnie oblegają zamek Morannon. Oddziały królewskie nie dają sobie rady z tak liczną armia orków. Potrzebujemy waszej pomocy!”
- „ Naszej pomocy” – zdziwił się Seral, „ Naszej pomocy” od kiedy to? Zawsze tylko działaliście na własną rękę. Każecie nam płacić wysokie podatki za nasze ziemie, które urzędujemy. Ściskacie nas na bok niczym robaki. Nie wyobrażam sobie, by wam pomóc.”
- „ Dobrze! W takim razie sam będę musiał im pomóc. A przy okazji ratować wasza skórę. Orkowie jak uporają się z królestwem przyjdą też tutaj. Nie chcecie zaatakować ich wcześniej nim są mniej liczni, niż będą, trudno wasz problem.” I już kierował się w stronę wyjścia gdy...
- „ Czekaj.” Zawołał Seral. Może masz rację, ale zakładając obóz najemników przysiągłem, że żadna osoba z królestwa nie będzie tu rządzić, ani nam rozkazywać. Aczkolwiek posłucham cię i pomogę królestwu jeśli oka rzesz się tego godny. „
- „ To znaczy, że mam coś dla was zrobić? Wolałbym nie, jeśli łaska.”
- „ W takim razie możesz zapomnieć o obronie Morannon i całego królestwa, gdyż nie uratujesz wówczas swych przyjaciół.”
Beregond zatrzymał się, gdyż słowa Serala przypomniały mu jego przysięgę przy grobie ojca.” Już nigdy nie ucieknę z pola bitwy i nigdy nie zostawię przyjaciół w potrzebie.”
- „ Dobra, wygrałeś. Co mam zrobić?”
- „ Przynies mi Czarną Perłę z jaskini Morgai.”
Wszyscy najemnicy wokół wytrzeszczyli oczy i zdumiewali się ze słów Serala.
- „ Jeśli chcesz wyrószyć natychmiast idź do Hordllada jest tutejszym kowalem, on powie ci co robić”
- „ Dobrze. Jednak nie myśl, że robię to dla ciebie.”
- „ Życzę szczęścia chłopcze. Będzie ci potrzebne” – odpowiedział po wyjściu Beregonda. Beregond po wyjściu udał się do pierwszego lepszego kowala.
- „ Przepraszam, czy jest tu kowal o i imieniu Hordlland?”
- „ Taa. Siedzi w hacie.” Odpowiedział młody kowal.
- „ Dzięki” i wszedł do haty. Była to hata jak każda inna, tyle tylko, że na jej ścianie wisiało wiele trofeów. Głowy cienistwora, skóry wilków, nawet róg trolla.
- „ Szukam Hordllanda.”
- „ To ja.”
- „ Przysyła mnie Seral. Masz mi dać dalsze wskazówki co do jaskini Morgai.”
- „ Jaskinia Morgai” – zdziwił się kowal. „ Mówisz poważnie?”
- „ Tak, a co w tym dziwnego?”
- „ Chyba jesteś nie tutejszy. Jaskinia Morgai to wysoko położona w górach jaskinia Ciemności, sama ciemność pokrywa, podobno wiele demonów i czarnych bestii strzeże dostęp w głąb jaskini, gdzie na samym końcu jest sprawca tej całej ciemności, Czarna Perła. Kamień ten może zmienić byle jaki miecz w najpotężniejszą broń Kontynentu, lub jeśli jesteś magiem w największą runę zniszczenia. Dawno temu, jeden śmiałek zwany Siekaczem wybrał się do jaskini na poszukiwanie tego kamienia, niestety słuch po nim zaginął. A więc chcesz uszykować sobie taki sam los?”
- „ Nie, ale chce tam wejść i zdobyć kamień. Mam ku temu powody.
- „ Dobrze. W takim razie weź to.” I dał mu do ręki torbę.” Znajdziesz tam mapę, trochę jedzenia i kilka innych rzeczy.
- „ Dzięki” w wyszedł. Skierował się od razu w stronę Gór Gundeband. Droga nie była daleka, lecz trudna. Najpierw musiał przejść przez „ Mglisty Las”, w którym jak opowiadano dzieje się wiele różnych rzeczy, jednak są one zamazane i tajemnicze, dlatego las ten jest najprawdopodobniej opustoszały. Beregond w myśli chętnie przeszedłby się bezpieczniejszą droga, jednak była ona o wiele dłuższa, a on nie miał czasu, więc bezzwłocznie wszedł do lasu. Mglista pogoda zasłaniała mu widok. Według mapy powinien być niedaleko dróżki w góry. Po chwili usłyszał hałas. Dochodził on ze wschodu. Natychmiast rzucił się w tą stronę i zobaczył dwa szkielety pastwiące się nad starcem. Wyjął Uriziela i nie czekając na nic zaatakował. Szkielety ledwo co zdążyły się odwrócić, a już pozostały z nich marne szczątki.
- „ Nic panu nie jest?” – zapytał Beregond
Zakapturzony starzec odrzekł:
-„ Ciemność, ciemność tylko ciemność
Stawić temu czoło może tylko dzielność
Wtedy mały płomień się rozpali
I wszystko widać już będzie w oddali
A tam klucz będzie
Którym wygłosić można orędzie
Do ludzi dumnych jak i złodziei
Dzięki czemu, wszyscy będą pełni nadziei”
Po tych słowach wokół starca pojawiła się ciemna mgła, a gdy już przeszła nie było po nim śladu. Beregond zastanowiwszy się chwilę nad słowami starca czuł, że była to przepowiednia. Przed czym? Tego nie wiedział. Idąc coraz wyżej czuł, że coraz bardziej pochłania go strach. Strach przed jaskinią Morgai i jej
wnętrzem. Jednak szedł dalej, gdyż wierzył w możliwość zwycięstwa i ocalenia nie tylko siebie, ale całej rasy ludzkiej.
„ To tutaj. Jaskinia Morgai.”