Postanowiłem tutaj trochę pobudzić swoją wyobrażnię i napisać jak mogły wyglądać losy farmera Bengara po odpłynięciu bezia z Khorinis.
Khorinis... 3 tygodnie po odpłynięciu bezimiennego z wyspy. Do miasta doszły wieści, że zamek w Górniczej Dolinie został przejęty przez orków. Na całe szczęście Garond i kilku jego ludzi ( m.in. Fajeth, Marcos, Tengrom, Orik) przeżyło, następnie udali się pilnować pzejścia na przełęcz. Bardzo często paladyni zachodzili do pobliskiego farmera Bengara by prosić go o jedzenie. Czasem część paladynów przychodziła do Bengara nocować, podczas gdy inni wciąż pilnowali przełęczy. Pewnego jednak dnia wszystko się zmieniło... Bengara nagle obudziły głośne i przerażliwe krzyki. Wybiegł natychmiast z domu i zobaczył jak resztka ludzi Garonda ściera się z dość dużym oddziałem orków. Wszędzie latały kule ognia. Nagle do farmera podbiegli Pardos i Wilk.
- Uciekajmy! Paladyni nie dadzą im rady!- krzyknął Pardos.
- Tak! Raczej nie mają z nimi szans! A ja im rady nie dam!- dodał Wilk.
- Cholera! Ale dokąd?!- spytał oszołomiony Bengar, do którego jeszcze nie dotarło co się w ogóle dzieje.
- Najpierw biegnij potem dopiero myśl gdzie!- krzyknął dość tchórzliwy z natury Pardos.
Wszyscy mężczyżni zaczęli biec najszybciej jak potrafili. Zbiegli po kamiennych schodach przy farmie Bengara następnie biegli przez las aż natrafili na małą jaskinię.
-Dobra, to dobre miejsce na kryjówkę!- powiedział Pardos.
-Kszzzkkkszzszsszzskszaaaaak!- Odezwało się coś za plecami trzech mężczyzn.
-Nie no! Nie mówcie, żo to ork.- szepnął Pardos.
Wilk odwrócił dyskretnie głowę i powiedział:
- Iiiii tam. To tylko pełzacz.
Po jakichś 3 sekundach Wilk wrzasnął:
-AAAAAAA! Pełzacz!
Najemnik odwrócił się i szybko odciął bestii głowę.
Po chwili zaczęła się rozmowa.
-Co teraz?- spytał Bengar.
-Dobra. Ja wiem. Ty i ten tchórz wcielony idżcie do miasta zawiadomić Lorda Hagena. Ja pójdę powiadomić Torlofa. Niech przygotuje najemników.- powiedział Wilk.
Po dobrej godzinie kiedy mężczyżni zjedli chleb, który Bengar znalazł w swojej kieszeni w końcu ruszyli. Wilk ruszył w stronę farmy Onara a Pardos i Bengar skierowali się do miasta. Co prawda dwaj farmerzy gubili się trochę w gęstym lesie, i napotkali po drodze pare wilków i ścierwojadów to po dłuższej chwili dotarli wreszcie do bram miasta. Strażnik jednak nie chciał ich wpuścić ponieważ Lord Hagen kazał zamknąć bramy miasta. Jednak gdy dwaj gwardziści zrozumieli powagę sytuacji, jeden z nich zaprowadził obu mężczyzn przed oblicze Lorda Hagena. Ten kiedy o tym usłyszał wypytał ich dokładnie o wszystko. Na koniec powiedział, żeby w zamian za informacje przyjęli od niego 200 sztuk złota. Pod wieczór dwaj mężczyżni udali się do gospody Coragona. Porządnie się tam najedli. Co prawda wiedzieli o kradzieży królewskiego i jedynego na wyspie statku lecz coś powiedziało im, że w porcie coś jednak na nich czeka. Poszli do portu i zobaczyli grupę bardzo szczęśliwych ludzi. Ale teraz coś o Wilku. Po kilku godzinach Wilk dotarł na farmę Onara, albo na to co z niej zostało. Z daleka widział, że farma płonie. Z daleka słyszał też orkowe pieśni. Wychylił się z krzaków i zobaczył ciała Ciphera, Roda, Corda, Patricka i wielu innych. Co dziwne zobaczył też ciało Bulka. Musiał on wrócić na farmę Onara po nieudanych łowach na smoki. Podobnie jak inni martwi łowcy na farmie. Wtem coś złapało go od tyłu i zasłoniło mu usta. "To koniec!"- pomyślał. "To ork! Zabije mnie! Koniec!"- myśłał dalej. Wtem nieznajomy odwrócił go w swoją stronę i szepnął.
-Ciiiii.- mówił nieznajomy.
-Mmmmmmm,ukh,ukh...
Wilk najwyrażniej zaczął się dusić ponieważ nieznajomy chwycił go również za szyję.
- To ja Torlof.- mówił szeptem.- Teraz cię puszczę. Nie wrzeszcz.
- Uffff- odethnął Wilk.- Torlof! żyjesz?!
-Ciiiii.- powtórzył Torlof.- Jeszcze ich zwabisz.- Kilku z nas przeżyło. Ale ci orkowie, zaatakowali z nikąd.
- Chciałem was ostrzec.
-Wierzą, spokojnie. Ale co Dalej?
- Nie wierzę, że to mówię, ale musimy połączyć siły z Paladynami.
- Tak to chyba jedyne wyjście.
-Hmmm. Nie masz oporów?
- Nie. My i paladyni mamy wspólnego wroga. A wróg mojego wroga jest moim przyjacielem.
-Dobra. Zanim ruszymy do miasta powiedz mi kto jeszcze przeżył.
-Ok, Dar, Bodo, Onar, Sentenza i kilku innych wieśniaków i jeden najemnik. Teraz choć, weżmy chłopców do miasta.
Tymczasem...
-Co się stało?- Spytał Bengar nieznajomych.
- Mamy okręt! Budowa okrętu Garvela się udała! Od kiedy ten jego robotnik wrócił szło im tak gładko! Latarnik Jack i kowale Harad i Brian mają z nami płynąć.
-Wspaniale! Weżcie nas!
-Hmmm... Spytaj Garvela. To tamten, W czarnych włosach.
Pardos i Bengar podeszli do Garvela.
-Witaj. Czy możemy wraz z wami płynąć twoim statkiem?
-Tak, oczywiście!- krzyknął Garvel. Wezmę tak wielu ludzi jak się da.
Jakąś godzinę po tym do miasta doszli najemnicy i Onar. Po drodze dołączył do nich również Sekob. Prosili Hagena by móc zostać w mieście. Ten zgodził się. Po jakimś czasie Najemnicy odnależli Bengara. Ten za to poprosił Garvela by ich też zabrał. Garvel zgodził się. Powiedział, że przydadzą się do obrony przed piratami. Na drógi dzień pasażerowie zebrali się w porcie. Weszli na pokład a następnie czekali aż Garvel i reszta w końcu będą gotowi. Wreszcie Garvel wszedł zawołał głosem donośnym: "Uwaga! Kotwica w górę!"
Statek odbił od brzegu. Zaraz po odpłynięciu zaczęła się rozmowa.
-Jesteśmy bezpieczni.- oznajmił Bengar.
Tak.- przytaknął Wilk.
Po kilku tygodniach rejsu dobili do brzegów pewnej wyspy. Okazało się, że nie ma tam orków. Było tam trochę ludzi, którzy założyli średniej wielkości osadę. Wysepka była spokojna. Bengar i reszta postanowili się na niej osiedlić...
I jak? Fajne?
Khorinis... 3 tygodnie po odpłynięciu bezimiennego z wyspy. Do miasta doszły wieści, że zamek w Górniczej Dolinie został przejęty przez orków. Na całe szczęście Garond i kilku jego ludzi ( m.in. Fajeth, Marcos, Tengrom, Orik) przeżyło, następnie udali się pilnować pzejścia na przełęcz. Bardzo często paladyni zachodzili do pobliskiego farmera Bengara by prosić go o jedzenie. Czasem część paladynów przychodziła do Bengara nocować, podczas gdy inni wciąż pilnowali przełęczy. Pewnego jednak dnia wszystko się zmieniło... Bengara nagle obudziły głośne i przerażliwe krzyki. Wybiegł natychmiast z domu i zobaczył jak resztka ludzi Garonda ściera się z dość dużym oddziałem orków. Wszędzie latały kule ognia. Nagle do farmera podbiegli Pardos i Wilk.
- Uciekajmy! Paladyni nie dadzą im rady!- krzyknął Pardos.
- Tak! Raczej nie mają z nimi szans! A ja im rady nie dam!- dodał Wilk.
- Cholera! Ale dokąd?!- spytał oszołomiony Bengar, do którego jeszcze nie dotarło co się w ogóle dzieje.
- Najpierw biegnij potem dopiero myśl gdzie!- krzyknął dość tchórzliwy z natury Pardos.
Wszyscy mężczyżni zaczęli biec najszybciej jak potrafili. Zbiegli po kamiennych schodach przy farmie Bengara następnie biegli przez las aż natrafili na małą jaskinię.
-Dobra, to dobre miejsce na kryjówkę!- powiedział Pardos.
-Kszzzkkkszzszsszzskszaaaaak!- Odezwało się coś za plecami trzech mężczyzn.
-Nie no! Nie mówcie, żo to ork.- szepnął Pardos.
Wilk odwrócił dyskretnie głowę i powiedział:
- Iiiii tam. To tylko pełzacz.
Po jakichś 3 sekundach Wilk wrzasnął:
-AAAAAAA! Pełzacz!
Najemnik odwrócił się i szybko odciął bestii głowę.
Po chwili zaczęła się rozmowa.
-Co teraz?- spytał Bengar.
-Dobra. Ja wiem. Ty i ten tchórz wcielony idżcie do miasta zawiadomić Lorda Hagena. Ja pójdę powiadomić Torlofa. Niech przygotuje najemników.- powiedział Wilk.
Po dobrej godzinie kiedy mężczyżni zjedli chleb, który Bengar znalazł w swojej kieszeni w końcu ruszyli. Wilk ruszył w stronę farmy Onara a Pardos i Bengar skierowali się do miasta. Co prawda dwaj farmerzy gubili się trochę w gęstym lesie, i napotkali po drodze pare wilków i ścierwojadów to po dłuższej chwili dotarli wreszcie do bram miasta. Strażnik jednak nie chciał ich wpuścić ponieważ Lord Hagen kazał zamknąć bramy miasta. Jednak gdy dwaj gwardziści zrozumieli powagę sytuacji, jeden z nich zaprowadził obu mężczyzn przed oblicze Lorda Hagena. Ten kiedy o tym usłyszał wypytał ich dokładnie o wszystko. Na koniec powiedział, żeby w zamian za informacje przyjęli od niego 200 sztuk złota. Pod wieczór dwaj mężczyżni udali się do gospody Coragona. Porządnie się tam najedli. Co prawda wiedzieli o kradzieży królewskiego i jedynego na wyspie statku lecz coś powiedziało im, że w porcie coś jednak na nich czeka. Poszli do portu i zobaczyli grupę bardzo szczęśliwych ludzi. Ale teraz coś o Wilku. Po kilku godzinach Wilk dotarł na farmę Onara, albo na to co z niej zostało. Z daleka widział, że farma płonie. Z daleka słyszał też orkowe pieśni. Wychylił się z krzaków i zobaczył ciała Ciphera, Roda, Corda, Patricka i wielu innych. Co dziwne zobaczył też ciało Bulka. Musiał on wrócić na farmę Onara po nieudanych łowach na smoki. Podobnie jak inni martwi łowcy na farmie. Wtem coś złapało go od tyłu i zasłoniło mu usta. "To koniec!"- pomyślał. "To ork! Zabije mnie! Koniec!"- myśłał dalej. Wtem nieznajomy odwrócił go w swoją stronę i szepnął.
-Ciiiii.- mówił nieznajomy.
-Mmmmmmm,ukh,ukh...
Wilk najwyrażniej zaczął się dusić ponieważ nieznajomy chwycił go również za szyję.
- To ja Torlof.- mówił szeptem.- Teraz cię puszczę. Nie wrzeszcz.
- Uffff- odethnął Wilk.- Torlof! żyjesz?!
-Ciiiii.- powtórzył Torlof.- Jeszcze ich zwabisz.- Kilku z nas przeżyło. Ale ci orkowie, zaatakowali z nikąd.
- Chciałem was ostrzec.
-Wierzą, spokojnie. Ale co Dalej?
- Nie wierzę, że to mówię, ale musimy połączyć siły z Paladynami.
- Tak to chyba jedyne wyjście.
-Hmmm. Nie masz oporów?
- Nie. My i paladyni mamy wspólnego wroga. A wróg mojego wroga jest moim przyjacielem.
-Dobra. Zanim ruszymy do miasta powiedz mi kto jeszcze przeżył.
-Ok, Dar, Bodo, Onar, Sentenza i kilku innych wieśniaków i jeden najemnik. Teraz choć, weżmy chłopców do miasta.
Tymczasem...
-Co się stało?- Spytał Bengar nieznajomych.
- Mamy okręt! Budowa okrętu Garvela się udała! Od kiedy ten jego robotnik wrócił szło im tak gładko! Latarnik Jack i kowale Harad i Brian mają z nami płynąć.
-Wspaniale! Weżcie nas!
-Hmmm... Spytaj Garvela. To tamten, W czarnych włosach.
Pardos i Bengar podeszli do Garvela.
-Witaj. Czy możemy wraz z wami płynąć twoim statkiem?
-Tak, oczywiście!- krzyknął Garvel. Wezmę tak wielu ludzi jak się da.
Jakąś godzinę po tym do miasta doszli najemnicy i Onar. Po drodze dołączył do nich również Sekob. Prosili Hagena by móc zostać w mieście. Ten zgodził się. Po jakimś czasie Najemnicy odnależli Bengara. Ten za to poprosił Garvela by ich też zabrał. Garvel zgodził się. Powiedział, że przydadzą się do obrony przed piratami. Na drógi dzień pasażerowie zebrali się w porcie. Weszli na pokład a następnie czekali aż Garvel i reszta w końcu będą gotowi. Wreszcie Garvel wszedł zawołał głosem donośnym: "Uwaga! Kotwica w górę!"
Statek odbił od brzegu. Zaraz po odpłynięciu zaczęła się rozmowa.
-Jesteśmy bezpieczni.- oznajmił Bengar.
Tak.- przytaknął Wilk.
Po kilku tygodniach rejsu dobili do brzegów pewnej wyspy. Okazało się, że nie ma tam orków. Było tam trochę ludzi, którzy założyli średniej wielkości osadę. Wysepka była spokojna. Bengar i reszta postanowili się na niej osiedlić...
I jak? Fajne?