Witam
Jakoś tak o szóstej, coś mnie pchnęło bym napisał opowiadanie.
To tylko wstęp, a więc za ciekawy nie jest.
Aha, i to, że ten Kopacz nazywa się Goran - to po części przypadek
[SIZE=12pt]Opowieść Kopacza cz.1[/SIZE]
Późny wieczór, Stary Obóz...
Goran siedział zapatrzony w przyjemnie trzaskający w ognisku ogień. Jak co miesiąc, jeden z jego przyjaciół z kopalni, piekł sporych rozmiarów skrzekacza, kupionego od Cavalorna za trzecią część rudy, którą zarobili wspólnie w ostatnim tygodniu.
"Cholera! Reszta starczy chyba tylko na ochronę." - Myślał sobie. - "Z drugiej strony, gdyby nie te składki, wyzionąłbym ducha, za sprawą żelaznych racji gulaszu z chrząszcza."
Był on szatynem, ze sporą naleciałością siwizny, miał twardy zarost i kilka, niezbyt głębokich zmarszczek na czole. Na życie zarabiał jako górnik ze Starego Obozu. Był dość silny jak na Kopacza w jego wieku, ale też szczególnie się nie wyróżniał.
Ta noc także nie wyróżniała się specjalnie od innych. Słychać było szczęk broni i okrzyki bólu z areny nieopodal, oraz wiwatujących przy tym Cieni, zazdrośnie obserwujących sprawność Gor Hanisa, odcinającego właśnie jakiemuś Strażnikowi dłoń, bardzo umiejętnym i szybkim cięciem. Widać było również w oddali Bloodwynna, odbierającego jakiemuś Kopaczowi resztki rudy.
No i, oczywiście, w oczy wciąż kłuła ta przeklęta, magiczna kopuła...
Jedyne ciekawe zdarzenie miało miejsce dzień wcześniej, kiedy to do obozu nadeszły nowe towary z zewnątrz oraz kilku nieszczęśników, świeżo zrzuconych do Kolonii.
Zostało ich tylko trzech, bowiem jeden z nich chciał dołączyć do Cieni, i zginął poprzedniej nocy na arenie, w walce z jakimś szkodnikiem...
Goran widział tę walkę... I choć nigdy nie był skory do otwartego faworyzowania, to po cichu, kibicował nowemu...
Jeden z pozostałych żyjących, pod namową któregoś z Baalów, udał się na bagna i do Starego Obozu już nie wrócił. Drugi pogodził się z losem i zszedł do Starej Kopalni. A trzeci z kolei, tak jak jego zmarły kolega, wciąż próbuje dostać się do Cieni.
Teraz, ten właśnie "trzeci", wracał do swojej nowej chaty z areny, drogą nieopodal ogniska. Gdy je minął odwrócił się i krzyknął:
- Hej! To mięso to wasze?!
Odpowiedzi się nie doczekał. Zatem podszedł do gromadki kopaczy i usiadł na ziemi, tuż obok ławki na której siedział Goran.
- Hej, dziadku. To jak? To mięso to wasze, czy któregoś z Cieni? - ponownie zapytał młody złodziejaszek (za to tu właśnie trafił - kradzież).
- Tylko nie dziadku, chłopcze. - Odparł Goran. - Mam tylko nieco ponad czterdzieści lat. Wielogodzinne wywijanie kilofem w kopalni, przez prawie dwadzieścia lat, zmieniłoby nawet dziecko w starca.
- Więc jesteś tu już kilkanaście lat? O, stary... To przykre. Za co tu trafiłeś?
- Heh, za kradzież bryłki rudy, z kuźni. O ironio... Najzabawniejsze jest to, że wcale jej nie ukradłem, tylko dostałem, w "prezencie", od "przyjaciela". Ehh...
- Rozumiem. To było niedługo po powstaniu bariery, tak? Z tego co już tu słyszałem, w tamtych czasach był tylko Stary Obóz i... Chyba zakładano jeszcze jeden - tylko nie wiem który...
- Nowy Obóz. Ten dziwak - Barion, teraz Y'Berion, dostał tych swoich "wizji" dopiero kilka lat temu. Zadziwiające jak dużo dzięki nim osiągnął... No, a to wszystko zasługa jego wynalazku "do kontaktu ze Śniącym" - bagiennego ziela. Ludzie dołączali do niego licząc na darmowe porcje. Oczywiście, znalazło się też kilku fanatyków podzielających jego poglądy religijne.
- To ciekawe, może opowiesz mi co się działo kiedy tu trafiłeś?
- Hmm...? Naprawdę chce ci się słuchać opowieści "starego" kopacza? Nie wiesz czym ryzykujesz chłopcze...
- Zdarzało mi się już słuchać baaardzo długich historii mojego ojca, o tych wszystkich jego wojnach z orkami. Przeżyję i tę.
- W porządku. Skoro masz już takie doświadczenie, a jest noc i mamy sporo jedzenia i czasu, to zacznę od początku...
I uprzedzam - sam początek jest nudny, zacząłem tu jak każdy, no wiesz, ten tradycyjny wyrok - "W imieniu króla...
*****************
Deszczowy Poranek, Miejsce Wymiany, 18 lat wcześniej
Sędzia stał i wyczytywał oficjalny wyrok dla dwudziestoczteroletniego Gorana i pewnych dwóch, nieznajomych mu skazańców.
- ... Rhobara II-ego, władcy Imperium Myrtany <przypis autora: jak łatwo wywnioskować z G3 - podczas lat świetności Myrtany była ona imperium (Nordmar, Varant i Khorinis znajdywały się pod jej kontrolą)> skazuje tych więźniów na dożywotni, przymusowy pobyt w Górniczej Dolinie Khorinis. - Po chwili dodał. - No, zrzućcie ich w końcu, jest cholernie zimno i chcę jak najszybciej wrócić do domu!
Trójka Królewskich Strażników trzymających skazańców - po jednym na jednego skazańca - równo zepchnęła ich za barierę.
Nasz bohater miał trochę pecha i trafił na najpłytszą część niewielkiego zbiornika wodnego ulokowanego pod miejscem zrzutu. Cudem nie uderzył o głazy znajdujące się na dnie i, koniec końców, wypłynął bez żadnych obrażeń, tak jak i jego towarzysze niedoli. Jak łatwo się domyślić - długo tak nie poleżał.
- Witamy w Kolonii. - Rzekł jeden z pięciu Strażników ładujących wcześniej skrzynie na wóz i mocno kopnął leżącego Gorana w żebra. Tak właśnie rozpoczął się kolonijny rytuał powitalny dla trójki nieszczęśników - chrzest wody.
Strażnicy kopali i od czasu do czasu podnosili i uderzali pięściami po twarzy biednych skazańców, aż w końcu jeden z nich - ten, który kopnął Gorana w żebra zakrzyknął:
- Dość! Wystarczy im. W końcu ktoś musi wydobywać rudę, nie?
- No... Niby tak. - Stwierdził drugi.
Strażnicy pozostawili więc leżących, nieprzytomnych więźniów, i sami poszli przeciągnąć wóz do obozu.
Po jakichś dwóch godzinach Goran się ocknął i ocucił leżącego obok, nieznajomego skazańca.
- C-co się dzieje?
- Nieźle oberwaliśmy, co? Ehh... Obawiam się, że to dopiero początek.
- Cholera! Fakt. Lepiej obudzę mojego brata.
- Najpierw umyj się z krwi, człowieku. Dawno nie widziałem kogoś, kto by tak oberwał.
Jakby nie słysząc rady Goran, więzień szybko podszedł do swojego brata, polał go wodą i... Nic. Później próbował ocucić go na kilka innych sposobów, aż w końcu przyłożył dłoń do tętnicy brata i krzyknął:
- Na Beliara!!! On nie żyje!...
*****************
- Hej, stary. Nie musisz opowiadać mi szczegółowo swojego życia. No wiesz... Opowiedz mi co robiłeś tu przez pierwsze dni i jak to wyglądało w twoich czasach.
- Cóż, jestem Kopaczem, wiem tyle z tego co dotyczyło mnie. Poza tym uprzedzałem, że podejmujesz ryzyko.
- Dobrze już, i tak muszę jakoś spróbować, choć na chwilę, zapomnieć o tych gównianych zadaniach co mi Dexter, Fisk i Diego kazali porobić. Ale nie odpowiedziałeś na moje pytanie - to mięso to wasze?
- Tak, częstuj się chłopcze. Weź lewe udo, to jedna z moich części...
[SIZE=12pt]CDN[/SIZE]
To by było na tyle...
Opowiadanie póki co jest jedynie wstępem, jednakoż mam wątpliwości co do samego pomysłu dlatego prosiłbym o jakiś komentarz.
Bo jeśli się nie przyjmie - nie wiem czy jest sens ciągnąć to dalej (zwłaszcza, że mam parę innych pomysłów na opowiadanie)...
Pozdrawiam
Jakoś tak o szóstej, coś mnie pchnęło bym napisał opowiadanie.
To tylko wstęp, a więc za ciekawy nie jest.
Aha, i to, że ten Kopacz nazywa się Goran - to po części przypadek
[SIZE=12pt]Opowieść Kopacza cz.1[/SIZE]
Późny wieczór, Stary Obóz...
Goran siedział zapatrzony w przyjemnie trzaskający w ognisku ogień. Jak co miesiąc, jeden z jego przyjaciół z kopalni, piekł sporych rozmiarów skrzekacza, kupionego od Cavalorna za trzecią część rudy, którą zarobili wspólnie w ostatnim tygodniu.
"Cholera! Reszta starczy chyba tylko na ochronę." - Myślał sobie. - "Z drugiej strony, gdyby nie te składki, wyzionąłbym ducha, za sprawą żelaznych racji gulaszu z chrząszcza."
Był on szatynem, ze sporą naleciałością siwizny, miał twardy zarost i kilka, niezbyt głębokich zmarszczek na czole. Na życie zarabiał jako górnik ze Starego Obozu. Był dość silny jak na Kopacza w jego wieku, ale też szczególnie się nie wyróżniał.
Ta noc także nie wyróżniała się specjalnie od innych. Słychać było szczęk broni i okrzyki bólu z areny nieopodal, oraz wiwatujących przy tym Cieni, zazdrośnie obserwujących sprawność Gor Hanisa, odcinającego właśnie jakiemuś Strażnikowi dłoń, bardzo umiejętnym i szybkim cięciem. Widać było również w oddali Bloodwynna, odbierającego jakiemuś Kopaczowi resztki rudy.
No i, oczywiście, w oczy wciąż kłuła ta przeklęta, magiczna kopuła...
Jedyne ciekawe zdarzenie miało miejsce dzień wcześniej, kiedy to do obozu nadeszły nowe towary z zewnątrz oraz kilku nieszczęśników, świeżo zrzuconych do Kolonii.
Zostało ich tylko trzech, bowiem jeden z nich chciał dołączyć do Cieni, i zginął poprzedniej nocy na arenie, w walce z jakimś szkodnikiem...
Goran widział tę walkę... I choć nigdy nie był skory do otwartego faworyzowania, to po cichu, kibicował nowemu...
Jeden z pozostałych żyjących, pod namową któregoś z Baalów, udał się na bagna i do Starego Obozu już nie wrócił. Drugi pogodził się z losem i zszedł do Starej Kopalni. A trzeci z kolei, tak jak jego zmarły kolega, wciąż próbuje dostać się do Cieni.
Teraz, ten właśnie "trzeci", wracał do swojej nowej chaty z areny, drogą nieopodal ogniska. Gdy je minął odwrócił się i krzyknął:
- Hej! To mięso to wasze?!
Odpowiedzi się nie doczekał. Zatem podszedł do gromadki kopaczy i usiadł na ziemi, tuż obok ławki na której siedział Goran.
- Hej, dziadku. To jak? To mięso to wasze, czy któregoś z Cieni? - ponownie zapytał młody złodziejaszek (za to tu właśnie trafił - kradzież).
- Tylko nie dziadku, chłopcze. - Odparł Goran. - Mam tylko nieco ponad czterdzieści lat. Wielogodzinne wywijanie kilofem w kopalni, przez prawie dwadzieścia lat, zmieniłoby nawet dziecko w starca.
- Więc jesteś tu już kilkanaście lat? O, stary... To przykre. Za co tu trafiłeś?
- Heh, za kradzież bryłki rudy, z kuźni. O ironio... Najzabawniejsze jest to, że wcale jej nie ukradłem, tylko dostałem, w "prezencie", od "przyjaciela". Ehh...
- Rozumiem. To było niedługo po powstaniu bariery, tak? Z tego co już tu słyszałem, w tamtych czasach był tylko Stary Obóz i... Chyba zakładano jeszcze jeden - tylko nie wiem który...
- Nowy Obóz. Ten dziwak - Barion, teraz Y'Berion, dostał tych swoich "wizji" dopiero kilka lat temu. Zadziwiające jak dużo dzięki nim osiągnął... No, a to wszystko zasługa jego wynalazku "do kontaktu ze Śniącym" - bagiennego ziela. Ludzie dołączali do niego licząc na darmowe porcje. Oczywiście, znalazło się też kilku fanatyków podzielających jego poglądy religijne.
- To ciekawe, może opowiesz mi co się działo kiedy tu trafiłeś?
- Hmm...? Naprawdę chce ci się słuchać opowieści "starego" kopacza? Nie wiesz czym ryzykujesz chłopcze...
- Zdarzało mi się już słuchać baaardzo długich historii mojego ojca, o tych wszystkich jego wojnach z orkami. Przeżyję i tę.
- W porządku. Skoro masz już takie doświadczenie, a jest noc i mamy sporo jedzenia i czasu, to zacznę od początku...
I uprzedzam - sam początek jest nudny, zacząłem tu jak każdy, no wiesz, ten tradycyjny wyrok - "W imieniu króla...
*****************
Deszczowy Poranek, Miejsce Wymiany, 18 lat wcześniej
Sędzia stał i wyczytywał oficjalny wyrok dla dwudziestoczteroletniego Gorana i pewnych dwóch, nieznajomych mu skazańców.
- ... Rhobara II-ego, władcy Imperium Myrtany <przypis autora: jak łatwo wywnioskować z G3 - podczas lat świetności Myrtany była ona imperium (Nordmar, Varant i Khorinis znajdywały się pod jej kontrolą)> skazuje tych więźniów na dożywotni, przymusowy pobyt w Górniczej Dolinie Khorinis. - Po chwili dodał. - No, zrzućcie ich w końcu, jest cholernie zimno i chcę jak najszybciej wrócić do domu!
Trójka Królewskich Strażników trzymających skazańców - po jednym na jednego skazańca - równo zepchnęła ich za barierę.
Nasz bohater miał trochę pecha i trafił na najpłytszą część niewielkiego zbiornika wodnego ulokowanego pod miejscem zrzutu. Cudem nie uderzył o głazy znajdujące się na dnie i, koniec końców, wypłynął bez żadnych obrażeń, tak jak i jego towarzysze niedoli. Jak łatwo się domyślić - długo tak nie poleżał.
- Witamy w Kolonii. - Rzekł jeden z pięciu Strażników ładujących wcześniej skrzynie na wóz i mocno kopnął leżącego Gorana w żebra. Tak właśnie rozpoczął się kolonijny rytuał powitalny dla trójki nieszczęśników - chrzest wody.
Strażnicy kopali i od czasu do czasu podnosili i uderzali pięściami po twarzy biednych skazańców, aż w końcu jeden z nich - ten, który kopnął Gorana w żebra zakrzyknął:
- Dość! Wystarczy im. W końcu ktoś musi wydobywać rudę, nie?
- No... Niby tak. - Stwierdził drugi.
Strażnicy pozostawili więc leżących, nieprzytomnych więźniów, i sami poszli przeciągnąć wóz do obozu.
Po jakichś dwóch godzinach Goran się ocknął i ocucił leżącego obok, nieznajomego skazańca.
- C-co się dzieje?
- Nieźle oberwaliśmy, co? Ehh... Obawiam się, że to dopiero początek.
- Cholera! Fakt. Lepiej obudzę mojego brata.
- Najpierw umyj się z krwi, człowieku. Dawno nie widziałem kogoś, kto by tak oberwał.
Jakby nie słysząc rady Goran, więzień szybko podszedł do swojego brata, polał go wodą i... Nic. Później próbował ocucić go na kilka innych sposobów, aż w końcu przyłożył dłoń do tętnicy brata i krzyknął:
- Na Beliara!!! On nie żyje!...
*****************
- Hej, stary. Nie musisz opowiadać mi szczegółowo swojego życia. No wiesz... Opowiedz mi co robiłeś tu przez pierwsze dni i jak to wyglądało w twoich czasach.
- Cóż, jestem Kopaczem, wiem tyle z tego co dotyczyło mnie. Poza tym uprzedzałem, że podejmujesz ryzyko.
- Dobrze już, i tak muszę jakoś spróbować, choć na chwilę, zapomnieć o tych gównianych zadaniach co mi Dexter, Fisk i Diego kazali porobić. Ale nie odpowiedziałeś na moje pytanie - to mięso to wasze?
- Tak, częstuj się chłopcze. Weź lewe udo, to jedna z moich części...
[SIZE=12pt]CDN[/SIZE]
To by było na tyle...
Opowiadanie póki co jest jedynie wstępem, jednakoż mam wątpliwości co do samego pomysłu dlatego prosiłbym o jakiś komentarz.
Bo jeśli się nie przyjmie - nie wiem czy jest sens ciągnąć to dalej (zwłaszcza, że mam parę innych pomysłów na opowiadanie)...
Pozdrawiam