Trzy osoby siedziały w mrocznej komnacie Wielkiego Mistrza. Jedna z nich, długowłosy, zaniedbany Phantom. W komnacie oświetlonej zaledwie jedną, wypalającą się już świecą, jego twarz wydawała się okropna. Rozcięcie sięgające od połowy czoła, przed brew, aż do wysokości ust, pasowało do każdego stworzenia, ale nie do człowieka. Gdyby do komnaty nagle wbiegł wilk, po obejrzeniu grymasu nienawiści na twarzy Mistrza, z pewnością uciekłby skomląc.
Dwie następne postacie, wyraźnie zakłopotane milczeniem i obecnością Mistrza, który tłumił każdą ich propozycję, podnosząc rękę. Byli to komturowie, Dudekkss i Electric Dragon.
- Phantom, nie obraź się, ale jeśli mamy siedzieć tak dalej, to lepiej wyciągnijmy karty.
Mistrz nie odpowiedział, podniósł kolejny raz rękę, irytując przy tym komturów. Siedzieli tak jeszcze kilka minut, aż Phantom podniósł powoli głowę, która wcześniej opierała się na okaleczonych rękach. Spojrzał niewyraźnie przed siebie, kącik jego ust poruszył się. Podniósł rękę i wskazał palcem na mapę Myrtany, która wyrzeźbiona była na ścianie. Była to stara mapa, przedstawiająca jeszcze granice kraju za czasów Rhobara II, czyli sprzed jakiś 200 lat.
Na mapie widoczna była dziwna czerwona plamka. Wielka Gwiazda przebijając swym światłem rubin w mieczu, oznaczyła miejsce na mapie. Była to najwyraźniej wyspa położona niedaleko wybrzeża Ardei.
- Przyprowadźcie tu Kyroge, niech mi pożyczy którąś ze swoich latających świń, czy innych dziwactw. Muszę się tam jak najszybciej dostać.
W przeciągu godziny Mistrz dosiadł oswojonego gargulca i ze Świętym Mieczem na plecach ruszył na wyspę Qroup, zwaną "Marwą Wyspą". Po niemniej trzech godzinach podróży, Phantom wylądował na małej wyspie, udekorowanej starymi głazami i zaschniętą magmą. Według księgi, wejście znajdowało się w sarkofagu jednego z pradawnych wojowników - tego nie było trudno znaleźć, był na samym środku wysepki. Płyta sarkofagu była dawno zniszczona, a zwłoki skradzione. Widać było tylko miejsce na klucz. Kluczem był miecz.
Phantom szybko znalazł się w tajemniczej grocie. Oświetlając drogę pochodnią, podziwiał starożytne freski wymalowane na ścianach. Droga była kręta i przerażająca, ale nie było tu nawet głupich karaluchów, wyspa rzeczywiście była martwa. Tunel zaczynał się kończyć, było coraz jaśniej. W końcu Mistrz dotarł do wielkiej komnaty, wymalowanej jeszcze bardziej wizerunkami dawnych mistrzów. Po środku sali stał kufer, a przy kufrze duch Kravera Lyncha.
Phantom nic nie powiedział, czuł, że nie musi. Podszedł do kufra, otworzył go i upadł na kolana. Cała skrzynia zalana była krwią. Kraver Lynch nie zmieniając nawet wyrazu twarzy, podał Phantomowi kielich.
- Mam to wypić? - spytał zniesmaczony mistrz?
Kraver nie odpowiedział.
Phantom zanurzył kielich w płynie i uciekł czym prędzej z wyspy. Miał nadzieję, że księga powie mu, co ma zrobić z krwią.
Armia orków maszerowała do Zamku. Byli jeszcze daleko, ale Phantom czuł, że zbliża się koniec. Gargulec zanurkował, wyrywając jednego z orków i zagryzając go na tle księżyca. Mistrz nie uronił ani kropli krwi.