Opowiadanie Zakonne

Status
Zamknięty.

dudekkss

Carcass
Weteran
Redakcja
Dołączył
2.2.2005
Posty
3346
Wielki mistrz znowu zwołał naradę. Przez ten burzliwy okres było już ich kilka, co nie zdarzało się zbyt często. Problem był ogromny. Orkowie. Z nimi zawsze było sporo roboty.
- Nie dość, że ostatnio narobili sporo szkód, to jeszcze ma ich być więcej ? - zapytał dudekkss.
- Tak trzeba coś z tym zrobić, proponuję zebrać kilku zakonników aby wcielili się w szeregi orkowych najemników, którzy na pewno działają, zawsze tworzą się takie gromady, w obliczu orkowego najeźdźcy - rzekł ED.
- Wydaje się zbyt proste, i co mają tak po prostu tam wejść, zabić ich dowódcę i wrócić ? - ciągnął komtur Wody.
- A masz lepszy pomysł ? - wtrącił wielki mistrz zakonu.
 

Kyroge

Member
Dołączył
14.4.2008
Posty
351
Kyroge obudziła się w swojej komnacie. Wyglądała ona jednak bardziej jak cela. Na ścianie wisiał portret śp. Wielkiego Mistrza Zakonu, Kravera Lyncha. Pod nim napisana była treść przyrzeczenia, które razem z Rangizem i AS'em złożyli na grobie Mistrza. Obok skromnego posłania stał niski stolik, na którym Kyroge miała zwyczaj kłaść jakieś przydatne rzeczy.
Kyroge wstała. Miała dość tego leniuchowania. Wyciągnęła z szafy czarne kimono i szerokie, czarne spodnie (spódnico podobne). Zdjęła zbroję i przebrała się we wcześniej wspomniany strój. Przyłożyła swój medalion do rękojeści miecza, w której był otwór na pieczęć medalionu. Po chwili Kyroge zorientowała się, że teraz dzierży w dłoni duży, szeroki, lekko zakrzywiony miecz z pięknie zdobioną rękojeścią, wysadzaną szafirami i ametystem. Wtedy zobaczyła, że medalion otworzył się i wypadł z niego list. Kyroge niewiele myśląc podniosła go i przeczytała pierwsze wyrazy:
"Droga Kjoroge"
- O, ktoś napisał do mnie oficjalnie, po imieniu - pomyślała Kyroge czytając dalej:
"Jeżeli czytasz ten list oznacza to, że uwolniłaś prawdziwą formę tego miecza zaklętą przeze mnie w formie miecza zakonnego"
- A to ci heca - obiło się przez mózg Kyroge.
" Miecz ten jest od wieków przekazywany członkom naszej rodziny. Obecnie uważa się, że nasz ród wyginał, gdyż od 100 lat nikt nie widział tego miecza. Jesteś ostatnią z rodu Jujitori."
- Ale numer - pomyślała Kyroge.
" Ten miecz przekazywany jest najpotężniejszym członkom tego rodu,a ja wiem, że drzemie w tobie ogromna siła, którą Zareihatatori pomoże ci wyzwolić. To imię tego miecza. Żyj jak najdłużej, droga Kjoroge i niech Zareihatatori pomoże ci w walce."
Kyroge włożyła list do medalionu i spojrzała na rękojeść miecza. Był na niej herb: granatowy ptak i krzyż.
- Zareihatatori - powiedziała Kyroge do miecza - Jesteś w dobrych rękach.
Przez chwilę patrzyła na ostrze miecza, po czym schowała go do pochwy na plecach i pobiegła do Phantoma. Wbiegając do komnaty Mistrza, usłyszała, ze odbywa się narada. Starając się nikomu nie wchodzić w drogę, poszła poszukać Rangiza i AS'a.
 

Phantom Lord

Active Member
Dołączył
9.8.2007
Posty
1351
Trzy osoby siedziały w mrocznej komnacie Wielkiego Mistrza. Jedna z nich, długowłosy, zaniedbany Phantom. W komnacie oświetlonej zaledwie jedną, wypalającą się już świecą, jego twarz wydawała się okropna. Rozcięcie sięgające od połowy czoła, przed brew, aż do wysokości ust, pasowało do każdego stworzenia, ale nie do człowieka. Gdyby do komnaty nagle wbiegł wilk, po obejrzeniu grymasu nienawiści na twarzy Mistrza, z pewnością uciekłby skomląc.
Dwie następne postacie, wyraźnie zakłopotane milczeniem i obecnością Mistrza, który tłumił każdą ich propozycję, podnosząc rękę. Byli to komturowie, Dudekkss i Electric Dragon.
- Phantom, nie obraź się, ale jeśli mamy siedzieć tak dalej, to lepiej wyciągnijmy karty.
Mistrz nie odpowiedział, podniósł kolejny raz rękę, irytując przy tym komturów. Siedzieli tak jeszcze kilka minut, aż Phantom podniósł powoli głowę, która wcześniej opierała się na okaleczonych rękach. Spojrzał niewyraźnie przed siebie, kącik jego ust poruszył się. Podniósł rękę i wskazał palcem na mapę Myrtany, która wyrzeźbiona była na ścianie. Była to stara mapa, przedstawiająca jeszcze granice kraju za czasów Rhobara II, czyli sprzed jakiś 200 lat.
Na mapie widoczna była dziwna czerwona plamka. Wielka Gwiazda przebijając swym światłem rubin w mieczu, oznaczyła miejsce na mapie. Była to najwyraźniej wyspa położona niedaleko wybrzeża Ardei.
- Przyprowadźcie tu Kyroge, niech mi pożyczy którąś ze swoich latających świń, czy innych dziwactw. Muszę się tam jak najszybciej dostać.

W przeciągu godziny Mistrz dosiadł oswojonego gargulca i ze Świętym Mieczem na plecach ruszył na wyspę Qroup, zwaną "Marwą Wyspą". Po niemniej trzech godzinach podróży, Phantom wylądował na małej wyspie, udekorowanej starymi głazami i zaschniętą magmą. Według księgi, wejście znajdowało się w sarkofagu jednego z pradawnych wojowników - tego nie było trudno znaleźć, był na samym środku wysepki. Płyta sarkofagu była dawno zniszczona, a zwłoki skradzione. Widać było tylko miejsce na klucz. Kluczem był miecz.
Phantom szybko znalazł się w tajemniczej grocie. Oświetlając drogę pochodnią, podziwiał starożytne freski wymalowane na ścianach. Droga była kręta i przerażająca, ale nie było tu nawet głupich karaluchów, wyspa rzeczywiście była martwa. Tunel zaczynał się kończyć, było coraz jaśniej. W końcu Mistrz dotarł do wielkiej komnaty, wymalowanej jeszcze bardziej wizerunkami dawnych mistrzów. Po środku sali stał kufer, a przy kufrze duch Kravera Lyncha.
Phantom nic nie powiedział, czuł, że nie musi. Podszedł do kufra, otworzył go i upadł na kolana. Cała skrzynia zalana była krwią. Kraver Lynch nie zmieniając nawet wyrazu twarzy, podał Phantomowi kielich.
- Mam to wypić? - spytał zniesmaczony mistrz?
Kraver nie odpowiedział.
Phantom zanurzył kielich w płynie i uciekł czym prędzej z wyspy. Miał nadzieję, że księga powie mu, co ma zrobić z krwią.

Armia orków maszerowała do Zamku. Byli jeszcze daleko, ale Phantom czuł, że zbliża się koniec. Gargulec zanurkował, wyrywając jednego z orków i zagryzając go na tle księżyca. Mistrz nie uronił ani kropli krwi.
 

Kyroge

Member
Dołączył
14.4.2008
Posty
351
Tymczasem Kyroge stała na placu, zastanawiając się, jak uwolnić swoją moc i moc Zareihatatori'ego w tym samym czasie. Jej biały cieniostwór doniósł wiadomość o armii orków zbliżającej się do zamku. Martwiła się o AS'a, nie mogła go znaleźć na placu, a wolała nie wchodzić do komnat Garnizonu Ognia.
- Znowu ci piekielni Orkowie - mówiła sama do siebie - gdybym tylko wiedziała jak...
Nagle coś nasunęło się jej na myśl. może po raz drugi należy użyć pieczęci? Wzięła medalion do ręki i myślała, gdzie należy tym razem wsadzić to małe coś. Znalazła otwór na pieczęć gdzieś na końcu rękojeści. Może trzeba tego "jegomostka mieczowego" ubłagać? Postanowiła z tym zaczekać. Wypatrując Mistrza, zaczęła nieco się nudzić. Wyjęła miecz i zaczęła ćwiczyć. O dziwo, wszystkie ciosy szły jej łatwo i dodawały jej energii.
- Zareihatatori - powiedziała do miecza - potrafisz więcej, pokaz mi jeszcze cząstkę swojej mocy!
I przy następnym machnięciu mieczem, w miejscu cięcia pojawił się duży, niebieski promień. Schowała miecz do pochwy i dalej wypatrując Mistrza, zaczęła myśleć o następnej bitwie. Chciała odpokutować swoją ślamazarność z tamtej walki. Przechadzając się po dziedzińcu, miała nadzieję spotka któregoś z Komturów i porozmawiać z nimi.
 
Status
Zamknięty.
Do góry Bottom