Opowiadanie O Jichanu

Cor Angar

Member
Dołączył
18.9.2004
Posty
242
Opowiadanie o Najemniku

Księga Pierwsza
Prolog

Khorinis, pobliże Górniczej Doliny.
- Dowódco, te potwory wciąż spychają nas w pobliże Górniczej Doliny!
- Do cholery, wysłać resztę chłopaków do walki!
- Ale oni są ranni..
- Nie kwestionuj rozkazów! WYKONAĆ!

Młody dowódca najemników, niejaki Jichanu siedział na wzgórzu, był ciężko ranny. Musiał na dodatek patrzeć jak jego banda najemników wykrwawia się w walce przeciw tym monstrom.. Wszystko zaczęło się nieszczęsnego dnia, gdy jego chłopcy postanowili napaść na karawanę dostarczającą towary do Koloni skazańców. Obudzili się rano, zjedli upolowane wcześniej ścierwojady, założyli zbroje, przypieli miecze i ruszyli w drogę. Byli najmocniejszą bandą najemników na terenie całej wyspy.. większość z nich urodziła się na kontynencie i przypłynęła do Khorinis wraz z swym wodzem, szukając lepszych warunków do życia. Tutejsza straż nie mogła im zagrozić, ale i tak najemników nie interesowało miasto. Tak więc, napadli na karawanę, zdobywając wiele drogocennych towarów. Po udanej akcji, rozłożyli obozowisko jakieś 2 mile od miasta. W nocy, gdy straż pełnił Tatho rozpętała się straszliwa burza, kompania szukając schronienia udała się w pobliże dużej jaskini. Nagle usłyszeli krzyk któregoś z najemników, gdy obejrzeli się ujrzeli coś przerażającego. Armia nieumarłych wychynęła z lasu. Widocznie szykowała atak na miasto już od dawna.. było także kilku ludzkich wyznawców beliara. Dowódcy tej armii wiedzieli że żaden najemnik nie może przeżyć, bo mógłby ostrzec strażników. Tak rozpoczęła się ta parszywa bitwa, trwająca już od wielu godzin. Jichanu stracił już około połowy ludzi, a tych potworów było coraz więcej. Podczas jednej z decydujących walk dowódca kompani najemników, w lśniącej zbroi ruszył do walki. Swym przepięknym dwuręcznym mieczem - kupionym za ostatnie oszczędności - ciął monstra, jedno po drugim. Lecz z każdym zabitym najemnikiem armia wroga rosła.. Banda ledwo odbiła swojego dowódcę. Teraz zostało ich około dwudziestu, wiedzieli że długo się nie utrzymają.

- Cholera.. nie tak wyobrażałem sobie koniec - rzekł po cichu do siebie Jichanu.
Wstał, z pleców zdjął dwuręczny miecz i z krzykiem rzucił się do walki. Reszta najemników - wiedząca zresztą że to już koniec - ruszyła wraz z dowódcą do ataku.
Armia ożywieńców nie była przygotowana na tak silny atak i mimo liczebnej przewagi cofnęła się pod szaleńczym i samobójczym atakiem bandy. Ludzie cieli, zabijali i niszczyli wszystko na swojej drodze.. nagle zza przegrywającego pierwszego szeregu nieumarłych wychynęły mocniejsze potwory. Najemnik, za najemnikiem ginął... Wtedy dwóch najemników - Diego oraz Fisk - złapało przywódcę i biegiem odciągnęło siłą swojego przywódcę od walki.
- Co wy do ku*** nędzy robicie?! Wracamy tam natychmiast!
- Nie ma mowy szefie, zabieramy cię stąd. Nie oddamy cię na pastwę tych potworów.

Ostatni najemnicy zgineli, w bohaterskiej walce. Tak o to - najsilniejsza niegdyś w regionie - banda najemników przestała istnieć. Armia nieumarłych ruszyła spowrotem w stronę Khorinis.. co do dalszych ich losów - została rozbita tygodnie później pod miastem przez Magów Ognia z Klasztoru.
Jichanu się obudził. Zobaczył obok Fiska oraz Diego którzy wpatrywali się w niego.
- Musieliśmy cię uspokoić szefie.. inaczej tamte trupy by nas zauważyły.
- Do diabła! Czy wy wiecie co zrobiliście? Zostawiliśmy naszych braci w najtrudniejszej chwili! - wykrzyczał młody dowódca najemników.
Najemnicy nie odpowiedzieli. Dowódca w rozterce obejrzał się. Widział magiczną barierę.. była piękna.. potężna i niedostępna.
- Gdzie my właściwie jesteśmy?
- W punkcie wymiany - odpowiedział mu krótko Diego.
- Niestety straciliśmy twoją broń szefie.. - powiedział niepewnie Fisk
- Kur.. nieważne.. to w tej chwili jest najmniej ważne - uspokoił się Jichanu.
- Co teraz robimy szefie?
- A cholera wie.. z jednej strony armia trupów, z drugiej kolonia skazańców. Na dodatek zostaliśmy sami, a nasz oddział gryzie kwiatki od spodu..
- Sytuacja jest rzeczywiście nieciekawa szefie.. może wrócimy do miasta? - zaproponował Diego, młodszy najemnik który zawsze chciał mieć duży dom w mieście portowym.
- Heh, chyba przez tą bitwę mózg ci się zlasował Diego.. jesteśmy poszukiwani listami gończymi
- Ale..
- Proponuję znaleźć jakąś jaskinię.
- Dobry pomysł Fisk - pochwalił najemnika dowódca.

Tak też uczynili. Niebawem znaleźli jakąś małą jaskinię, była ciepła i "przytulna" a co najważniejsze - nie zamieszkana. Diego i przywódca złożyli swoje przedmioty na kupce, natmiast Fisk wszystko "zachował na sobie". "Tak będzie bezpieczniej" wytłumaczył. Jak się później okaże - rzeczywiście fiskowi to się przydało. Ostatni raz spali jako wolni ludzie..

Dowódca obudził się. Tym razem pierwszy. Usłyszał jak ktoś "z góry" mówi:
- W imieniu Króla Rhobara II, skazuję was - rozbójników, gwałcicieli porządku oraz bandytów - na pracę w kopalniach rudy w kolonii karnej.
- Co do cholery?
- Jak śmiesz tak mówić do sędziego?! - krzyknął strażnik miejski.
- Zrzucić ich - wydał wyrok sędzia.
Po kilku minutach szarpaniny najemnicy wylądowali w niewielkim jeziorku. Dowódca wyłowił swoich kompanów, na górze nie było już śladu po strażnikach.
Ku zdziwieniu Jichanu, Górnicza Dolina była miejscem pięknym, a nawet piękniejszym od samych terenów Khorinis. Wokół rosły nieznane mu rośliny oraz zioła, panował tu odmienny klimat oraz było cieplej. Zauważył także konstrukcję samego punktu wymiany. Była ona wybudowana niestarannie, wszystko ledwo się trzymało. Po chwili wrócił myślami do nieprzytomnych towarzyszy.
- No dalej chłopaki! Wstawać!
- Eee.. co jest grane szefie? - pierwszy obudził się Diego.
- Jesteśmy w kolonii karnej.. potem sobie pogadamy. Musimy się z tąd szybko zrywać, mam złe przeczucia.
Diego pomógł "szefowi" obudzić Fiska, ten wyszedł z przygody najbardziej szczęśliwie. Miał cały ekwipunek, niewiele sinaków i dosyć dobry humor.
- Miałem fajny sen.. byłem bogaty..
- Stary, tylko mi teraz nie odpływaj. Musimy się zbierać - przywrócił go do rzeczywistości dowódca.
Złe obawy Jichanu sprawdziły się. Do punktu wymiany zbliżał się strażnik. Miał inną zbroję, ale pozostawał strażnikiem.
- Oo, nasze ptaszki się obudziły. Jak ślicznie. No, a teraz grzecznie pójdziecie ze mną i będziecie dla mnie pracować w kopalni. RUCHY! - wykrzyczał ostatnie słowa strażnik.
- Kim ty u diabła jesteś? - spytał Diego
- Nazywają mnie Szakal, ale tobie nic do tego. Południe się zbliża, lepiej szybko zabiorę was do kopalni, moi niewolnicy.
- Coś mówiłeś? - powiedział Fisk wyjmując swój jednoręczny miecz.
- No dalej gnido!
Rozpoczęła się walka. Fisk szybko parował ciosy przeciwnika, używał dodatkowo "ciała". Szakal natomiast miał potężny miecz, dlatego najemnikowi trudno było cokolwiek mu zrobić. Walka była wyrównana do czasu gdy strażnik nie dostał strzały w ramie. Fisk szybko wykorzystał sytuację, wybił broń przeciwnikowi i ogłuszył go obuchem. Szakal upadł na ziemię. W oddali stał Diego, który podczas zamieszania zobaczył w pobliżu konstrukcji długi łuk oraz strzały. Miał wprawę, dlatego szybko i celnie trafił przeciwnika. Później tłumaczył się "to było niehonorowe zagranie, ale chodziło w końcu o naszą wolność. No i strzeliłem mu tylko w ramię." Byli najemnicy ruszyli ścieżką, pozostawiając za sobą nieprzytomnego i ograbionego strażnika. Zostawili mu tylko zbroję. Po drodze pozbierali zioła oraz upolowali ścierwojady. Nie było już tak łatwo - drużyna była słabo uzbrojona i zmęczona. Zeszli w końcu z góry, oraz rozbili obóz w pobliżu rzeki. Przy moście na szczęście nie było straży. Teraz widzieli już z bliska potężną bazę - Stary Obóz. Nie wiedzieli oni jeszcze o istnieniu Nowego Obozu oraz - nowo co powstałego - Obozu na bagnie.


C.D.N
powiedzcie czy wam się podobało - oceńcie jak możecie i zwróccie uwagę co powinienem rozwinąć.
CO do opisów - będzie ich więcej w rodziale I. Pozdro

PROSZĘ ŁADNIE O KOMENTOWANIE
biggrin.gif
 

Cor Angar

Member
Dołączył
18.9.2004
Posty
242
Ciąg dalszy nastąpił ;-)
Znowu króciutko, ze względu na brak czasu.
Następnym razem będzie dłużej ^^
_________

Rozdział I
Okolice Starego Obozu

Wszyscy trzej przyjaciele siedzieli przy ognisku, piekąc świeżo co ubite ścierwojady. Teraz był już czas na rozmyślania, ale wcale nie było to plusem. Podczas tych wszystkich działań byli najemnicy parli tylko do przodu, mijając przeszkody. W tej chwili - gdy przyszło co do czego - przyszedł czas na rozmyślania. Rozmowa także coś się nie kleiła, dlatego wszyscy siedzieli cicho, porzucając możliwość rozmowy dla zabicia czasu i złych myśli. Jednak Diego postanowił rozpocząć debatę dotyczącą ich dalszego losu.
- Szefie.. - zaczął niepewnie - to co teraz z nami będzie?
Jichanu nadal siedział cicho, pogrążony w myślach.
- Powiedz co mamy robić? Pójść do tego obozu strażników czy żyć w lesie jako łowcy?
- Gdybym ja to tylko wiedział Diego.. - w końcu odpowiedział dowódca.
Do rozmowy dołączył się Fisk, także zainteresowany swoją przyszłością.
- Może powinniśmy ruszyć do tego obozu? Ci ludzie nie wyglądają mi na strażników ślepo posłusznych królowi Rhobarowi. W końcu to kolonia karna...
- Posłuchajcie chłopaki. Zrobimy to tak: jutro z rana ruszymy do lasu coś upolować. Podzielimy się zapasami i każdy z nas rozejrzy się w obozie. Pod wieczór spotkamy się przed tą główną bramą.. o tam, widzicie?
- Heh, dobry pomysł szefie - podsumował Fisk - ale teraz chyba potrzebujemy odpoczynku. Kto pierwszy staje na warcie?
Noc mijała spokojnie, byli najemnicy zmieniali się co jakiś czas w pilnowaniu obozu. Rano drużyna była gotowa. Pewniejsi losu ruszyli na polowanie.
Polowali głównie na ścierwojady, zabijali je prostą techniką. Diego "wabił" jednego strzałą, a Fisk dobijał lub zabijał oszalałe z bólu potwory. Jednak gdy zaszli dalej w las trafił im się także wilk. Gdy zeszli trochę ze ścieżki zobaczyli ciało człowieka ubranego w grube ubrania z krótkim mieczem u boku. Był to jeden z prostszych, magicznie wykutych mieczy sprzedawanych w obozie, niezbyt drogi a jednak dosyć wytrzymały i o średniej sile rażenia. Był to miecz jednoręczny. Jichanu podszedł do ciała, zabrał mieczyk oraz 10 bryłek rudy gdy nagle zza krzaka rzucił się na niego wilk. Miał cholerne szczęście że bestia polowała sama a nie w stadzie. Kontynuując - wilk rzucił mu się na szyję, mimo iż nie ugryzł to przewrócił dowódcę na ziemię. Gdy miał go już dobić dostał strzałę w korpus z długiego łuku Diega. Strzała przebiła się ciężko przez ciało zwierzęcia, zadając mu ogromny ból. Wtedy też Jichanu poderwał się na nogi i nowo co zdobytą bronią dobił wilka. Fisk, który znał się trochę na technikach łowieckich zdobył trofeum z tego wilka - mianowicie - wilczą skórę. Po udanych łowach wrócili oni do obozu piekąc mięso oraz dzieląc zapasy. Wczesnym popołudniem ruszyli do obozu, nie wiedząc co ich tam czeka. Przy bramie zatrzymał ich strażnik.
- Hej wy.. chyba jesteście tutaj nowi co? - zaczął rozmowę strażnik bramy.
- Właściwie to tak... czy możemy dostać się do tego obozu? - odparł Fisk.
- Myślicie że wpuszczam pierwszego lepszego nieroba który poprosi mnie o to bym go wpuścił?
- Nie jesteśmy nierobami. Przychodzimy w pokojowych zamiarach - odpowiedział nieco gniewniej Jichanu.
- Ach tak? Udowodnicie mi to? Myślicie że Szakal nie opowiedział nam o swojej przygodzie w punkcie wymiany?
"O cholera, wpadliśmy" pomyślał dowódca..
- To on pierwszy zaczął! Bronimy swoich interesów - tym razem odpowiedział Diego.
- Nooo.. dajcie mi sto bryłek rudy to was wpuszczę.
Jichanu i Diego już sięgali po broń gdy Fisk..
- Masz tu moją wilczą skórę. I jednego ścierwojada. Starczy?
- Może być.. wchodźcie.
Drużyna przeszła przez bramę. W obozie, zwanym "Starym" przez kopaczy którzy przechodzili obok nich, panował duży ruch, kopacze szykowali się do wędrówki do Starej Kopalni. Przyszedł czas zmiany swoich współtowarzyszy. Wymarsz ten nadzorowało paru Cieni oraz dwóch strażników. Patrząc dalej byli najemnicy ujrzeli kolejną bramę, prowadzącą do górnej części obozu. Pilnował jej wysoki strażnik, o śniadej cerze oraz krótkich czarnych włosach. Na plecach miał potężny dwuręczny miecz. Jego srebrno-czerwona zbroja połyskiwała w słońcu, obok niego stało dwóch innych strażników. Drużynę najbardziej zaskoczył styl architektoniczny oraz zbroje/stroje ludzi w obozie. Konstrukcje były zbudowane na "szybko", niestarannie oraz krzywo. Ubrania były w podobnym stanie, dziury były ponaszywane jakimiś materiałami. Jedynie strażnicy posiadali piękne uszyte i zrobione zbroje. Co najciekawsze - każdy miał przy pasie bądź na plecach broń i nie tylko białą ale także łuki i kusze.
- Hej chłopaki.. co tak sterczycie? Coś z wami nie tak? - zagadał młodzieniec ubrany w zbroję tak zwanych w obozie "Cieni".
- Nie.. my tylko rozglądamy się po obozie - odrzekł Diego
- Nowi co? Nazywam się Zły, chodźcie, pokażę wam moją chatę. Mam także paru wpływowych znajomych, może wam pomogą.
Drużyna udała się do chaty Złego, mijając po drodze wielu kopaczy. Bardzo ciekawie spędzali czas - siedzieli, piekli jakieś ochłapy z ścierwojadów i rozmawiali. Tak całe dnie. Tylko co jakiś czas na tydzień udawali się do pracy w kopalni. W końcu dotarli do chaty młodzieńca. Ten opowiedział im o zwyczajach panujących w obozie, o Gomezie - najważniejszej osobistości w kolonii - przywódcy Starego Obozu. Zły jednak w całym opowiadaniu nie wspomniał o pozostałych obozach. A raczej pozostałym obozie. Jakieś kilka dni później od spotkania w chacie Złego, pewien młodzieniec zwany Berion Erath zwany później Y'Berionem, przywódcą duchowym, będzie miał wizję w, której zobaczy postać zwaną Śniącym. Zbierze on swoich kompanów i założy niejaki Obóz na Bagnie, który wyrzekł się Innosa, Adanosa i Beliara, a uwierzył w Śniącego. W tydzień po rozmowie ze Złym drużyna całkiem nieźle sobie radziła. Fiskowi dzięki charyzmatycznemu gadaniu udało się pohandlować trochę na targowisku niedaleko południowej bramy. Diego i Jichanu narazie nie mieli zajęcia, lecz co dwa dni chodzili na polowania, dało się z tego wyżyć. Trofea, które nauczył ich zbierać Fisk, dostarczali swojemu przyjacielowi. Wszystko było dobrze do czasu, gdy..

Epizod Diega.
Fisk poprosił swojego przyjaciela by spróbował się dostać do górnej części obozu, aby tam znaleźć pewnego handlarza od którego miał odebrać towar. Gdy dotarł do bramy oczywiście zatrzymał go ten śniady facet w błyszczącej zbroi.
- Kolego, gdzie się wybierasz?
- Ja.. ehm.. potrzebuję się spotkać z kimś w górnej części.
- Hahaha, a to dobre! Myślisz że wpuszczamy każdego..
- ... śmiecia, który chce tam wejść.. tak wiem.. ale naprawdę muszę się tam dostać.
- Jak śmiesz! Odejdź i udajmy, że tej sytuacji nie było zanim stracisz głowę chłopcze. - odparł gniewnie strażnik.
- Czemu mnie nie możesz tam wpuścić.. jak właściwie masz na imię?
- Thorus. Nie możesz tam wejść ponieważ to siedziba magnatów i magów ognia. Najważniejszych osób w obozie!
- No dobrze.. - skończył rozmowę Diego.
- Hej szefie, co ten burak chce? - dołączył się strażnik bramy.
- Jakim prawem tak do mnie mówisz?! - wykrzyczał Diego.
- Wydaje ci się że jesteś taki silny i super? Spróbuj ze mną amigo. - po tych słowach strażnik wyjął miecz.
- DOSYĆ do cholery! - przerwał im Thorus. - młody zmywaj się stąd, a ty pogadasz sobie ze mną Kervyn.
Diego wrócił do przyjaciela, oświadczając mu że niestety nie może wejść do górnej części. "Cholera!" rzekł Fisk, "no dobra, nieważne, jakoś sobie poradzę. Wracaj do domu przyjacielu" - skończył. Diego wrócił do domu, Jichana nie było tam. "Pewnie poluje, trochę późno ale on tak lubi", pomyślał były najemnik. Poszedł spać, zmęczony dzisiejszym polowaniem i zajściem z Thorusem. W nocy obudził go jakiś powiew wiatru. Diego szybko zerwał się na nogi - gdyby nie to - byłoby po nim. Potężny miecz dwuręczny walnął o łóżko rozwalając je na dwie połowy.
- Ja ci dam cholero! - krzyknął Kervyn podnosząc miecz i nacierając znowu na zdumionego Diega.
Były najemnik błyskawicznie wyjął broń, którą kupił dosyć niedawno za sprzedaż zdobytych na polowaniu dóbr i sparował cios. Z wielkim trudem odrzucił broń przeciwnika do tyłu nacierając na niego trzema szybkimi ciosami. Strażnik obronił wszystkie. Szczęk mieczy obudził kopaczy mieszkających w pobliżu. Posypały się szybkie serie ataków Diega, oraz potężne ciosy Kervyna. Diego ostatecznie kopnął Strażnika gdy ten odsłonił gardę, wykorzystując moment nieuwagi ciął przeciwnika. Na końcu wbił mu miecz w krtań. Polała się krew. Kervyn, z przerażonym wzrokiem w agonii wpatrywał się w Diega, bezwładnie osunął się po ścianie na ziemię, zostawiając za sobą smugę krwii.
- Adanosie.. co ja zrobiłem! - krzyknął zrozpaczony Diego.

C.D.N

comments plx
biggrin.gif


proszę o nie dawanie warna, poprostu piszę żeby temat poszedł w górę, może ktoś wreszcie skomentuje
ph34r.gif
 

O$kar

Member
Dołączył
20.10.2004
Posty
410
Zapowiadało się nieźle ale błędy powtórzeniowe i stylistyczne Cię zgubiły np.

QUOTE dobijał lub zabijał

A jest jakaś różnica między tym a tym?


QUOTE piękne uszyte i zrobione zbroje

Z tego co wiem zbrojr się kuje a ne szyje....


QUOTE wyjął broń, którą kupił dosyć niedawno za sprzedaż zdobytych na polowaniu dóbr i sparował cios.

Takimi opisami umiejętnie gasisz podniosłość chwili.. Jeszeli chcesz "wpoić" w swoje opo troche dramaturgii staraj się unikać tego typu opisów (nawiasem mówiąc opisów tesh poskąpiłeś).... A co do armii nieumarłych to widać że sporo grasz w WarCrafta
tongue.gif
. Co do oceny narazie daje Ci -db.. Staraj się eliminować błędy i wsatawiać więcej opisów a będzie good... powodzenia w cd....
 

Cor Angar

Member
Dołączył
18.9.2004
Posty
242
Łał! Ktoś ocenił! cud
tongue.gif

Dzięki za rady. Co do zbroi - no ale też się szyje, a "zrobione" miałem na myśli kute. Co do opisu - tak wiem, głupio wyszło
laugh.gif
Hmm co tam jeszcze.. dobijanie a zabijanie to co innego. Dobijał - po strzale Diega z łuku, zabijał - sam. Co do powtórzeń - niestety zawsze je daję.. mimo woli.. ale pracuję nad tym. Tschuss
biggrin.gif
 

viqux

Member
Dołączył
20.5.2005
Posty
252
Hemn...
no dobra, zaczynamy rzeźnię
biggrin.gif
. Żartuję oczywiście.
Podobało mi się. opowiadanie dobre, ale muszę powiedzieć, że nieco mnie nudziło to wszystko, zanim jeszcze poszli do kolonii. Mało akcji, ta walka z ożywieńcami była przedstawiona tak nijako i dziwnie. nagle pojawili się Diego z Fiskiem, to wszystko było takie dziwne.
Ale ten epizod z Diegiem był zrobiony świetnie. Wciągająco i przyjemnie opisane te rozmowy, walka zrobiona rewelacyjnie. Aha i jeden błąd mnie rozśmieszył:
QUOTE Gdy zeszli trochę ze ścieżki zobaczyli ciało człowieka ubranego w grube ubrania z krótkim mieczem u boku
Ubranego w grube ubrania?? Chyba coś ci się pomyliło
biggrin.gif
.
To był błąd jedyny, który rzucił się w oczy. Oceniam:
fabuła 8/10 (fabuła niezła, bez zastrzeżeń, całkiem wciągając, ale bez porywu zmuszającego do czytania, z wyjątkiem jedynie tego epizodu Diega, który mi się najbardziej podobał)
dialogi 10/10 (dialogi ciekawe, naturalne, konkretne, mają wszystko co najlepsze)
styl 10/10 (z "polonistycznego" punktu widzenia bardzo dobrze. Ładnie zbudowane zdania, bez jakichś błędów rażących, choć się coś tam zdarzało)
język 8/10 (czytało się bardzo przyjemnie, chociaż mimo to język nie był mistrzowsko polotny, ale mimo to czytało się fajnie, ale bez takiego "czegoś", no nie wiem jak to nazwać...
opisy 2/10 (tutaj niestety muszę polecieć po ocenie bardzo w dół. Nie znalzłem opisów prawie wogóle, a jak były jakieś, to krótkie i nużące, zbudowane nieraz niepoprawnie stylistycznie, powiększ ich ilość w następnych częściach, bo jak nie to...
smile.gif
będzie źle)
całość 8/10
Całość mi się bardzo podobała, czekam na dalszą część, a szczególnie nie mogę się doczekać tego epizodu Diega. Powiadom mnie, jak będzie następna część. Czekam.
 

paniscus

Member
Dołączył
28.4.2005
Posty
375
Witam,
fajne opowiadanie. Są tu błędy o których pisali koledzy. Próbujesz pisać taki innym, lepszym stylem, na razie ci to nie wychodzi.
Koledzy już ci wytknęli błędy jakie zrobiłeś.
Opisy nienajlepsze.
Błędów ortograficznych na szczęście mało.
Słabo opisane polowanie na ścierwojady.
nota 7/10

NaRka
 

Cor Angar

Member
Dołączył
18.9.2004
Posty
242
Tak więc doczekaliście się dalszego ciągu opowiadania starego piernika. Cały rozdział jest poświęcony Diegu
smile.gif
Sorki że tak długo trwało ale nie miałem weny. Za błędy przepraszam. No koniec ględzenia, Rozdział II:

_________________
Rozdział II
Pobliże Starego Obozu

- Chłopcze, wiesz że nic nie można już dla ciebie zrobić. Zabiłeś człowieka, a co ważniejsze - strażnika i człowieka Gomeza.
- Tak Thorusie, ale on na mnie napadł! - mówił przerażony Diego.
- Ja ci wierzę, ale nie ma na to dowodów. Udało mi się wytargować dla ciebie niższą karę niż śmierć. Będziesz od dzisiaj pracował w Starej Kopalnii jako zwykły, podrzędny kopacz.
- Dziękuję.. chciałbym się pożegnać z moimi kumplami...
- To nie możliwe - odrzekł inny strażnik - wyruszasz natychmiast. Idziesz tam ze mną, przypilnuję abyś nie dał nogi.
- Diego.. to wszystko przez to .. że ten strażnik był także wysłannikiem Magów Ognia. Dlatego kara jest wysoka. Obawiam się że do końca życia będziesz pracował w Starej Kopalnii. - zakończył rozmowę Thorus.

Tak więc Diego wyruszył w drogę do Kopalnii, jako niewolnik. Zabrano mu wszystko, z jego nową osobowością nie wiązał się miecz, ani zbroja - lecz - kilof i ciężka praca. Po drodze nie spotkali niczego groźnego, strażnik nic do niego nie mówił, jedynie go popędzał. Kopacz patrzył na piękne widoki Górniczej Doliny, sądząc że ostatni raz je widzi. Stracił także nadzieję że odbiją go przyjaciele - Jichanu i Fisk bądź Zły. Po dwóch godzinach wędrówki zobaczył dwie potężne wieże. Były one opuszczone i bardzo zaniedbane. Dalej ciągnęła się pusta przestrzeń, a za nią - wejście do Kopalnii. Diego zatopił się w mroku potężnej groty, po chwili ujrzał światło pochodni i strażnika o czarnych włosach, potężnej postury. Strażnicy zaczęli rozmowę:
- To ten nowy kopacz? Coś cherlawy! - zagadał stróż o czarnych włosach
- Ee tam, ja tylko wykonuję rozkazy. Doprowadziłem go - teraz się zmywam, nie mam całego dnia. Dopilnuj żeby dostał ciężką posadkę - siedzi tu za morderstwo. Za Gomeza! - zakończył rozmowę.
- Za Gomeza - odrzekł strażnik kopalnii. - Chodź młodzieńcze, zaprowadzę cię do Iana, on zdecyduje co masz tutaj robić i gdzie pracować.

Minęły już dwa tygodnie od przybycia Diega do kopalnii. Znał tu już prawie każdego, ostatnio dostał nawet awans i teraz pracował bliżej wejścia. Strażnicy w mig go polubili, był bardzo towarzyski... aczkolwiek czasem nadużywał tej przyjaźni kradnąc z kumplami ich zapasy. Ale za to jaką mieli ucztę.. na koszt Gomeza. Nie to co żarcie które dawali im zwykle. Pewnego razu do młodzieńca zawołał strażnik:
- Hej ty, zbierz swoich kopaczy i natychmiast na sam dół! Ale już!
Diego zaciekawiony zebrał kolegów i ruszył do ostatniego poziomu. Idąc dalej za strażnikiem trafił do dużego wyłomu w skale. Szybko mu objaśniono, że odkryto tutaj pokaźne złoże magicznej rudy. Szybko zabrał się do pracy. Po kilku dniach wydobyli już sporo rudy, gdy Diego trafił kilofem z złoże rozwaliło się, a w ścianie ukazała się dziura.. Wraz z kumplami kilofami powiększyli ją. Wtedy stało się coś niespodziewanego. Słychać było coś w rodzaju pisku, aczkolwiek mocniejszego. Z dziury wyskoczyła tajemnicza bestia, podobna do modliszki tylko większa od niektórych strażników. Na miejscu zabiła dwóch kopaczy i ruszyła na Diega. Ten nie stracił głowy, zablokował szybko cios kilofem, a strażnicy dobili bezbronną bestię. "Jednak doświadczenie żołnierskie się przydało.." pomyślał młodzieniec. Usłyszał rozmowę strażników kopalnii.
- Co to do cholery było?! Nigdy przedtem nie widziałem czegoś takiego..
- To jest stąd... w Khorinis i na kontynencie czegoś takiego nie było. - odpowiedział tajemniczo drugi.
- Kopaczu! - krzyknął do Diega - chodź no tutaj. Co zrobiliście?
- No.. wydobywaliśmy rudę z chłopakami, nagle zrobiła się dziura i wyszła ta poczwara..
Rozmowę zakończyły podobne piski jak poprzednio.
- O w mordę Jack! Spier*****y!
W tym momencie cała ściana w której wydobywali rudę runęła, a z niej wybiegło około 30-40 podobnych stworzeń. Kopacze totalnie stracili głowę, zaczeli prędko uciekać na górę. Diego również podążył ich śladami. Tutejszy kowal - Wąż - próbował atakować bestie wykrzykując coś o Gomezie i chwale, ale szybko odciągneli go strażnicy.
Rozpoczęła się wielka ucieczka. Strażnicy, którzy utknęli wyjeli miecze i zaczeli zabijać spanikowanych kopaczy. Podczas całego tego zamieszania bestie podbiegły do nich i zaatakowały. Ludzie Gomeza ustawili się przed kopaczmi, z bladymi twarzami i odparli atak. Drugi.. trzeci.. pod czwartym się załamali. Diego wraz z kopaczami byli już prawie przy najwyższym piętrze gdy usłyszeli rozpaczliwe krzyki Strażników. Te bestie rozdzierały ich żywcem bądź dobijały jadem. Tylko cząstka z monstrów poległa. Nagle jakiś kopacz krzyknął
- Do cholery, nie spiep****** jak baby tylko do roboty! Jeśli czegoś nie zrobimy to one i tak nas dogonią i zabiją! Łapać za kilofy i do walki!
- A kim ty u diabła jesteś wogóle, hę? - krzyknął jakiś starszy kopacz
- Nazywam się Dexter, ale to nie jest teraz ważne! Patrzcie, doganiają nas! Do bronii!
Posłuchali. Wraz z 10 strażnikami, pozostałymi przy życiu zaatakowali bestie. Wielu kopaczy poległo, ale ich bohaterska walka wyzwoliła kopalnię od bestii.
Kilka dni później sytuacja się ustabilizowała. Zaczęto budować bramę w miejscu tej dziury, postanowiono jej nie otwierać - mimo dużej ilości rudy. Wszyscy ochłonęli po tej bitwie i wrócili do roboty. Bestie nazwano Pełzacze, od ich sposobu chodzenia. Dostano także meldunki iż w Nowej Kopalnii także pojawiły się te monstra, jednak silniejsze i opancerzone. Wtedy właśnie Diego dowiedział się o Nowym Obozie. Podczas gdy inni dyskutowali, on układał plan ucieczki. W nowym obozie miałby większe szanse na przeżycie, nikt by go nie oskarżał o zabójstwo.. może załapał by się na posadkę obrońcy obozu.. w końcu miał doświadczenie. Wtedy przed Gomezem chronili by go Magowie Wody. Podjął decyzję. Plan miał zrealizować 2 dni później, po konsultacji z kumplami i tym nieznajomym Dexterze - ekspercie od kombinowania. Tak więc następnego wieczora, po pracy jak zwykle co tydzień - zakradł się z towarzyszami do zapasów strażników i włamał się. To była działka Rączki.. bardzo polubił tego złodzieja. Spakowali zapasy i spotkali się o północy z Dexterem. Omawiali do ranka plan ucieczki. Pobudzenii nadzieją wydostania się z więzienia pracowali ciężko, aby nikt nie nabrał podejżeń. Gdy nastał wieczór spotkali się na drugim poziomie, za beczkami. Nowy towarzysz upierał się że należy zabić strażników, a Diego - żeby ogłuszyć. Rączka dodał tylko "Chłopaki.. zaczęło się. Kto chce zrezygnować niech idzie teraz." Nikt nie poszedł. Zbyt wielkie nadzieje wiązano z ucieczką. Robotę zacząl Rączka z Dexterem. Skradli się za "ladę" na najwyższym poziomie i ogłuszyli sprzedawcę. Gdy strażnik - ten sam który powitał Diega, o kruczoczarnych włosach - zainteresowany hałasem i brakiem sprzedawcy podszedł do lady.. dostał obuchem kilofa. Stracił przytomność. To był Diego.
- Coś kiepsko tej kopalnii pilnują.. - powiedział Diego.
- Po tym pogromie, gdy zostało 6 strazników na całą kopalnię a nowi ludzie jeszcze nie przyszli trudno by było tak dokładnie bronić kopalnii. Nie spodziewali się naszej ucieczki. Ale dość gadania - odrzekł Dexter - teraz albo nigdy. Wyłazimy. Tak też się stało. Gdy Diego poczuł cudowny wiatr górniczej doliny i zobaczył nad górami księżyc.. poczuł, że wróciła jego wojownicza osobowość.
- Jesteśmy wolni chłopaki! - ktoś krzyknął
"Cicho nie tak głośno" rączka odrzekł.. ale nikt nie krył radości. Ruszyli szybkim krokiem do lasu. Okazało się że Dexter jest także świetnym myśliwym, upolował szybko młodego kretoszczura i dwa ścierwojady.. głęboko w lesie, aby nikt nie zauważył ognia, rozpalili ognisko. Pieczone mięso smakowało pysznie.. a zwłaszcza młody kretoszczur. Nie zabawili tam długo. Wiedzieli że niebawem obudzą się strażnicy i co najmiej jeden, wyruszy na poszukiwania. Także oczywiste było że schowali się w lesie. Dlatego bez spania, wyruszyli szybko dalej. Na szczęście księżyc świecił mocno i widzieli dobrze drogę. Diego i paru innych kopaczy zachwycali się przyrodą, słodką wolnością. Wszystko tak pięknie wyglądało jesienią....

C.D.N
Comments plx
biggrin.gif
 
Do góry Bottom