Cisza przed Burzą
Szedł wolnym krokiem rozkoszując się ciepłem dnia i lekkim wiaterkiem muskającym jego włosy. Fale odbijały się od nabrzeża portu a do południa było jeszcze daleko.
- Cześć Alrik! – Krzyknął siedzący na ławce mężczyzna machając do niego ręką.
Alrik od razu skręcił w jego stronę i przysiadł się na ławce
- Cześć! Co tam u ciebie słychać Brahim? Zrobiłeś może jakieś nowe mapy?
- Nie, ale już prawie skończyłem znacznie dokładniejszą mapę terenów Khornis. – Odrzekł z uśmiechem na ustach dumny z swojego osiągnięcia.
Jego towarzysz wyglądał na lekko zaskoczonego, ale po chwili otrząsną się i dodał.
- Już od dawna nie ruszasz się z miasta, więc powiedz mi, jakim cudem robisz coraz to inne mapy?
- Mam swoich informatorów. Jeden z nich w ostatnim czasie bardzo dokładnie zwiedził całą wyspę wraz z Górniczą Doliną. – Odpowiedział z coraz większym uśmiechem. – Za dwa dni powinienem ją skończyć może będziesz zainteresowany?
- Eeee… raczej nie. Nie mam ostatni pieniędzy. To przez takiego faceta z kucykiem. Jest jakimś maniakiem. Stoczył ze mną kilkanaście walk, które wygrał. Ale to mu nie wystarczało nadal chciał się zemną bić… Co ci jest?
Brahim był cały rozpromieniony.
- To mój chłopak. Ekhe, ekhe znaczy się mój informator.
- Nie masz, z czego się cieszyć! Przez niego nie kupię od ciebie mapy. – Na te słowa uśmiech spełzł z twarzy Brahima.
- I tak byś nie kupił. – Odpowiedział chłodno. – Ruszyli odbić Górniczą Dolinę i nie przeszkadzają ci w pracy.
- Bez paladynów kręcących się wszędzie można wreszcie normalnie żyć. Umówiłem się już z dwoma „klientami” na mały sparing. – Teraz, Alrik na myśl o zarobku zaczął się wreszcie uśmiechać. – Jeszcze parę takich dni a się odbiję.
- Tak, paladyni rozprawią się z Orkami, w końcu zabili cztery smoki.
- Wiele bym dał żeby zobaczyć jak ukatrupili te ogniste bestie. – Powiedział patrząc się zamażonym wzrokiem w stronę morza.
- Pomyśleć, że kiedyś bałem się, że to oni tutaj przyjdą.
- Wszyscy tak myśleliśmy, ale w końcu już niedługo wszystko wróci do normy.
- Tak, kiedy znowu zaczniemy wydobywać rudę załatwia ten bunt Onara, a my znowu będziemy żyć spokojnie bez tyk wszystkich żołnierzy.
- Mówiłem ci już, że służyłem kiedyś w wojsku…
- Tak! – Wpadł mu w słowo, Brahim.
- Dobra, dobra. – Odpowiedział zawiedzionym, że mu przerwano opowieść a po chwili zaczął – Ten no… jak się nazywał ten facet z kucykiem, o którym gadaliśmy?
- Eeee… - zaczął, ale za żadne skarby nie mógł sobie przypomnieć jego imienia.
Po paru minutach intensywnego poszukiwania jego imienia Alrik wzruszył ramionami i powiedział.
- Nieważne. Jak już mówiłem ma niezły tupet. Podobno to on zmusił sędziego do zarekwirowania statku paladynów a teraz gdzieś sobie nim popłynął.
-Tak. Zaledwie trzy dni temu odpłyną wraz z grupką towarzyszy, a następnego dnia paladyni ruszyli na Orków…
W tym momencie Alrik nie słuchał, co mówi Brahim, ponieważ jego uwagę przykuła pewna grupka obywateli wskazująca na południowy - wschód niebo.
- Ciekawe, co to jest. – Powiedział patrząc się w tamtym kierunku.
Brahim najpierw spojrzał na niego później na niebo i po chwili odwrócił się do niego mówiąc.
- To dym. – I dodał kpiącym głosem. – Zwykle powstaje jak się coś pali.
- Wiem, czym jest dym! – Krzyknął zdenerwowany patrząc się na wyraźną smugę czarnego dymu unoszącą się na niebie. – Ale powiem ci, że dymu jest za dużo na to żeby pochodził z kominka czy ogniska.
- Sadzisz, że to pożar? – Powiedział już normalnym tonem, może trochę zakłopotanym.
Wzruszył tylko ramionami, sam nie wiedział, co o tym myśleć.
- Jak na moje oko to pali się gdzieś na... Przełęczy. - W chwili, kiedy mówił to Brahim w powietrze wzbił się drugi słup dymu. – Cholera roznosi się.
Alrik nie zdążył już odpowiedzieć, ponieważ nagle rozbłysło za nimi oślepiające światło. Kiedy się odwrócili zaparło im dech w piersiach. Stało przed nimi kilku dziesięciu paladynów. To znaczy niektórzy stali przytrzymując nieprzytomnych towarzyszy. Wyglądali na wyczerpanych a ich zbroje były poznaczone wgnieceniami. Kiedy Lord Hagen, dowódca paladynów zobaczył biegnącego ku nim Pabla wyszedł na przód oddziału wykrzykując do niego rozkazy.
- Każ strażnikom przyprowadzić farmerów wraz z rodzinami! Natychmiast potem zamknijcie bramy! – Przybiegł kolejny strażnik, a Pablo stał nadal w tym samym miejscu z otwartymi ustami z zdziwienia. – Biegiem! – Krzykną żeby przywołać go do rzeczywistości. – Ty nie! – Zatrzymał niedawno przybyłego strażnika, który chciał wykonać rozkaz „biegiem” zaraz za swoim kolegą. – Zbierz wszystkie obywateli zdolnych do walki na placu targowym.
- Czy nadchodzą Orkowie? – Zapytał cicho nieprzytomnym głosem.
Efekt tych nie przemyślanych słów był natychmiastowy.
- NADCHODZĄ ORKOWIE!!! – Wzbił się głos obywatelki kupującej właśnie ser od Feni.
Jej głosowi zawtórowało jeszcze kilka równie przestraszonych i donośnych.
- NADCHODZĄ ORKOWIE!!!
- AAAAAA…
- NADCHODZĄ…!!!
- …AAAAAA…
- …ORKOWIE!!!
Hagen spojrzał w niebo jakby chciał powiedzieć „Zlituj się nad nami Inosie”. Westchnął i skiną na pięciu w miarę nieuszkodzonych paladynów żeby uspokoili ludzi.
- No to jest coś. – Powiedział Brahim stojąc z otwartymi ustami.
Nikt mu nie odpowiedział, więc obrócił się wokół własnej osi. Jedną z bardziej wyróżniających się osób, jakie zobaczył był Garvell, który trochę przewrażliwiony na punkcie ataku Orków i jak szalony biegał wokół swoich robotników wymachujących młotkami nad szkieletem łodzi, którą chce uciec z wyspy. Do tego cały czas wołał.
- Szybciej! Szybciej! Szybciej!
Pod koniec drugiego obrotu zauważył wreszcie Alrika, który wraz z grupką obywateli pomagał zebrać ludzi do obrony murów.
- Zapowiada się ciekawy dzień – i wrócił do domu nadal z otwartymi ustami.
Szedł wolnym krokiem rozkoszując się ciepłem dnia i lekkim wiaterkiem muskającym jego włosy. Fale odbijały się od nabrzeża portu a do południa było jeszcze daleko.
- Cześć Alrik! – Krzyknął siedzący na ławce mężczyzna machając do niego ręką.
Alrik od razu skręcił w jego stronę i przysiadł się na ławce
- Cześć! Co tam u ciebie słychać Brahim? Zrobiłeś może jakieś nowe mapy?
- Nie, ale już prawie skończyłem znacznie dokładniejszą mapę terenów Khornis. – Odrzekł z uśmiechem na ustach dumny z swojego osiągnięcia.
Jego towarzysz wyglądał na lekko zaskoczonego, ale po chwili otrząsną się i dodał.
- Już od dawna nie ruszasz się z miasta, więc powiedz mi, jakim cudem robisz coraz to inne mapy?
- Mam swoich informatorów. Jeden z nich w ostatnim czasie bardzo dokładnie zwiedził całą wyspę wraz z Górniczą Doliną. – Odpowiedział z coraz większym uśmiechem. – Za dwa dni powinienem ją skończyć może będziesz zainteresowany?
- Eeee… raczej nie. Nie mam ostatni pieniędzy. To przez takiego faceta z kucykiem. Jest jakimś maniakiem. Stoczył ze mną kilkanaście walk, które wygrał. Ale to mu nie wystarczało nadal chciał się zemną bić… Co ci jest?
Brahim był cały rozpromieniony.
- To mój chłopak. Ekhe, ekhe znaczy się mój informator.
- Nie masz, z czego się cieszyć! Przez niego nie kupię od ciebie mapy. – Na te słowa uśmiech spełzł z twarzy Brahima.
- I tak byś nie kupił. – Odpowiedział chłodno. – Ruszyli odbić Górniczą Dolinę i nie przeszkadzają ci w pracy.
- Bez paladynów kręcących się wszędzie można wreszcie normalnie żyć. Umówiłem się już z dwoma „klientami” na mały sparing. – Teraz, Alrik na myśl o zarobku zaczął się wreszcie uśmiechać. – Jeszcze parę takich dni a się odbiję.
- Tak, paladyni rozprawią się z Orkami, w końcu zabili cztery smoki.
- Wiele bym dał żeby zobaczyć jak ukatrupili te ogniste bestie. – Powiedział patrząc się zamażonym wzrokiem w stronę morza.
- Pomyśleć, że kiedyś bałem się, że to oni tutaj przyjdą.
- Wszyscy tak myśleliśmy, ale w końcu już niedługo wszystko wróci do normy.
- Tak, kiedy znowu zaczniemy wydobywać rudę załatwia ten bunt Onara, a my znowu będziemy żyć spokojnie bez tyk wszystkich żołnierzy.
- Mówiłem ci już, że służyłem kiedyś w wojsku…
- Tak! – Wpadł mu w słowo, Brahim.
- Dobra, dobra. – Odpowiedział zawiedzionym, że mu przerwano opowieść a po chwili zaczął – Ten no… jak się nazywał ten facet z kucykiem, o którym gadaliśmy?
- Eeee… - zaczął, ale za żadne skarby nie mógł sobie przypomnieć jego imienia.
Po paru minutach intensywnego poszukiwania jego imienia Alrik wzruszył ramionami i powiedział.
- Nieważne. Jak już mówiłem ma niezły tupet. Podobno to on zmusił sędziego do zarekwirowania statku paladynów a teraz gdzieś sobie nim popłynął.
-Tak. Zaledwie trzy dni temu odpłyną wraz z grupką towarzyszy, a następnego dnia paladyni ruszyli na Orków…
W tym momencie Alrik nie słuchał, co mówi Brahim, ponieważ jego uwagę przykuła pewna grupka obywateli wskazująca na południowy - wschód niebo.
- Ciekawe, co to jest. – Powiedział patrząc się w tamtym kierunku.
Brahim najpierw spojrzał na niego później na niebo i po chwili odwrócił się do niego mówiąc.
- To dym. – I dodał kpiącym głosem. – Zwykle powstaje jak się coś pali.
- Wiem, czym jest dym! – Krzyknął zdenerwowany patrząc się na wyraźną smugę czarnego dymu unoszącą się na niebie. – Ale powiem ci, że dymu jest za dużo na to żeby pochodził z kominka czy ogniska.
- Sadzisz, że to pożar? – Powiedział już normalnym tonem, może trochę zakłopotanym.
Wzruszył tylko ramionami, sam nie wiedział, co o tym myśleć.
- Jak na moje oko to pali się gdzieś na... Przełęczy. - W chwili, kiedy mówił to Brahim w powietrze wzbił się drugi słup dymu. – Cholera roznosi się.
Alrik nie zdążył już odpowiedzieć, ponieważ nagle rozbłysło za nimi oślepiające światło. Kiedy się odwrócili zaparło im dech w piersiach. Stało przed nimi kilku dziesięciu paladynów. To znaczy niektórzy stali przytrzymując nieprzytomnych towarzyszy. Wyglądali na wyczerpanych a ich zbroje były poznaczone wgnieceniami. Kiedy Lord Hagen, dowódca paladynów zobaczył biegnącego ku nim Pabla wyszedł na przód oddziału wykrzykując do niego rozkazy.
- Każ strażnikom przyprowadzić farmerów wraz z rodzinami! Natychmiast potem zamknijcie bramy! – Przybiegł kolejny strażnik, a Pablo stał nadal w tym samym miejscu z otwartymi ustami z zdziwienia. – Biegiem! – Krzykną żeby przywołać go do rzeczywistości. – Ty nie! – Zatrzymał niedawno przybyłego strażnika, który chciał wykonać rozkaz „biegiem” zaraz za swoim kolegą. – Zbierz wszystkie obywateli zdolnych do walki na placu targowym.
- Czy nadchodzą Orkowie? – Zapytał cicho nieprzytomnym głosem.
Efekt tych nie przemyślanych słów był natychmiastowy.
- NADCHODZĄ ORKOWIE!!! – Wzbił się głos obywatelki kupującej właśnie ser od Feni.
Jej głosowi zawtórowało jeszcze kilka równie przestraszonych i donośnych.
- NADCHODZĄ ORKOWIE!!!
- AAAAAA…
- NADCHODZĄ…!!!
- …AAAAAA…
- …ORKOWIE!!!
Hagen spojrzał w niebo jakby chciał powiedzieć „Zlituj się nad nami Inosie”. Westchnął i skiną na pięciu w miarę nieuszkodzonych paladynów żeby uspokoili ludzi.
- No to jest coś. – Powiedział Brahim stojąc z otwartymi ustami.
Nikt mu nie odpowiedział, więc obrócił się wokół własnej osi. Jedną z bardziej wyróżniających się osób, jakie zobaczył był Garvell, który trochę przewrażliwiony na punkcie ataku Orków i jak szalony biegał wokół swoich robotników wymachujących młotkami nad szkieletem łodzi, którą chce uciec z wyspy. Do tego cały czas wołał.
- Szybciej! Szybciej! Szybciej!
Pod koniec drugiego obrotu zauważył wreszcie Alrika, który wraz z grupką obywateli pomagał zebrać ludzi do obrony murów.
- Zapowiada się ciekawy dzień – i wrócił do domu nadal z otwartymi ustami.