no title

bobek_666

sex beast
Weteran
Dołączył
30.8.2004
Posty
1130
Cz.1: mroczna tajemnica.

Na zwykłej, zielonej polance, wśród śpiewu ptaków i szumu lekkiego, przyjemnego wiatru, stali sobie dwaj znudzeni rycerze. Światło bijące od słońca odbijało się od ich ciężkich, żelaznych zbroi. Rozmawiając palili sobie bagienne ziele.
- Wiesz co, nudzi mi się już robota dla króla. „Pilnuj bram zamku, szukaj złodziei, idź na farmy i sprawdź co się dzieje”. Cały czas to samo!- rzekł pierwszy z rycerzy.
Drugi odparł:
- Hmmm.. cóż, nie zawsze robisz to co lubisz. Ale znasz takie powiedzonko: „jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma”.
Pierwszy rycerz spojrzał na niego z grymasem na twarzy. Ten odpłacił mu obojętnym uśmiechem i powiedział:
- No dobrze. Po przerwie, teraz czas na to co prawdziwy rycerz lubi najbardziej...
- ...Piwo!
- Nie piwo, tylko wytępianie bestii z lasu. – po tych słowach uśmiechnął się i ruszył do przodu.
„Ciągle tylko praca. Ja chce przerwę!” pomyślał pierwszy i szybkim krokiem dogonił drugiego rycerza.

Do zamku w Khorinis przybył królewski zwiadowca. Biegł uliczkami, mijając ludzi, domy i stragany. Wreszcie dotarł do górnego miasta. Stanął przed wielką bramą. Zmęczenie dawało mu się we znaki. Oddychał szybko, nierówno. Wziął się w garść i ruszył do przodu. Strażnicy pilnujący bram do górnego miasta zagrodzili mu drogę.
- Jestem królewskim zwiadowcą. Mam ważną wiadomość dla króla.- rzekł z lekką zadyszką.
Strażnicy popatrzyli na siebie i odsunęli się z drogi posłańcowi.
Górne miasto jak zwykle pełne bogatych i bardzo wpływowych ludzi. Jednym z nich był Fernando. Kiedy zobaczył człowieka, który pędzącego obok fontanny, wstał pospiesznie i stanął mu na drodze i rzekł:
- Witaj Jervis , jakieś nowe wieści?
- Teraz nie mam czasu...
- ...masz, masz. – Fernando wyjął z kieszeni sakwę wypchaną po brzegi złotem.
Zwiadowcy zabłysnęły oczy. Po chwili jednak szybko się ocknął, ale w tym momencie nie wiedział co zrobić. „Może nikomu nie powie.. A może jednak powie...” myślał szybko lecz bez większych rezultatów. W końcu odważnie spojrzał na Fernanda. Na jego twarzy pojawił się podejrzany uśmiech, obrócił się na pięcie i podbiegł w stronę siedziby Hagena.
„Dziwne czasy: nawet łapówki nie chcą przyjmować. Świat zszedł na psy”- powiedział sobie w myślach Fernado. Z powagą ruszył przed siebie.


Lord Hagen, władca Khorinis, wielki i potężny paladyn z niecierpliwością czekał na posłańca. Chodził na około małego, szerokiego stołu, nerwowo drapiąc się po głowie. W okolicznym lasach giną wszyscy rycerze wysłani na zwiady lub z innymi zadaniami.
Do budynku, w którym mieściła się siedziba Hagena wtargnął posłaniec. Gołym okiem było widać jego nadmierne zmęczenie. Oddychał szybko i bardzo niespokojnie. Lord Hagen nerwowo zerwał się z miejsca i nakazał przynieść wodę i chleb.
Zwiadowca powoli podszedł do stolika przy którym stał jego pracodawca i rzekł:
- Przynoszę ważną wiadomość dla Lorda Hagena, władcy Khorinis...
- ...do konkretów baranie- krzyknął nerwowo Hagen.
Zwiadowca lekko się zmieszał. Przyłożył rękę do ust i sztucznie zakaszlał.
- A więc...Marco i Iwan, którzy wyruszyli do lasu nieopodal farmy Sekoba zostali odnalezieni martwi. Byli powieszeni na drzewie. Wyglądali jakby coś wyssało z nich całe życie...- głos zwiadowcy zaczął nagle drżeć.
- Coś jeszcze? Czy stało się coś jeszcze!?- odparł głośnym tonem Hagen.- Jarvisie czy stało się coś jeszcze?
Posłaniec wyglądał jak żywy trup. Jego cera był biała jak mąka, a jego ciało pociło się coraz bardziej.
- Gdy znaleziono tych rzekomo martwych paladynów- przerwał na chwile- i zdjęto ich z drzewa okazali się...
- ...NO MÓW!
- Zombie.
Twarz Hagena zrobiła się nagle blada, jego oczy przybrały wielkość jabłek, a żuchwa opadła na dół. Ta wiadomość była jak najgorszy sen...


Na farmie Onara wrzały plotki na temat martwych paladynów. Każdy opisywał swoją wersję wydarzeń, choć nikt dokładnie jej nie znał. Wieści o morderstwie przekazał najemnikom Till, syn Sekoba. To on wraz z Bronkiem i paroma farmerami znaleźli powieszone zwłoki paladynów. Kiedy okazalo się, że są oni zombie, wszyscy uciekli. Teraz przebywają na farmie Onara wraz z Sekobem i resztą farmerów.
Lee obiecał, że pomoże farmerom, a więc wysłał trzech swoich ludzi aby zbadali teren. Rod, Raul i Cipher, to oni zostali wybrńcami przywódcy, powoli dochodzili do farmy Sekoba. Każdy z nich budował własną wersję zdarzeń, podobnie jak w samym obozie. Temat skonczył się gdy Rod zapytał:
- Myślicie, że znajdziemy tam jakiś umarlaków?
- Kto wie? Podobno Till i reszta uciekli, a więc te cwaniaki dalej mogą tam być.- odparł Cipher wlokąc swój miecz po ziemi.
W skupieniu i ciszy doszli wreszcie do farmy Sekoba. Panował na niej niepokojący spokój. „Aura głębokiej tajemnicy okrywa to miejsce” rzekłby Vatras. Wszyscy szli powoli oddychając spokojem ale czując jakiś niepokój wewnątrz.
- Tu nic nie ma.- powiedział Cipher, oglądając stodołę przez próg wejścia.
- Tu też nic.- odparł Raul przetrząsając pierwszą izbę domu Sekoba.- A co u ciebie Rod?
Cisza. Raul z niepokojem podchodził coraz bliżej wejścia do drugiej izby. Mokry pot spływał po jego czole. Gdy dodarł do wejścia zobaczył przerażający widok. Krzyknął głośno. Na miejscu natychmiast zjawił się Cipher.
Obaj stali jakby trzasnął ich piorun.


Późnym wieczorem pijany Vino, koślawym krokiem kierował się do farmy Lobarta. Las koło ścierzki, jak zwykle ciemny i tajemniczy, dzisiejszej nocy wydawał się jakiś nieznajomy. Słychać było jakieś dziwne odgłosy. Vino stanął by zobaczyć co się dzieje w lesie, lecz nagle coś chwyciło go za nogi i wciągnęło do lasu.
Vino krzyczał z całych sił, ale bez rezultatów. „Coś” co go chwyciło było potwornie silne. Nie mogąc się poruszyć ani wydawać jakichkolwiek dźwięków, chłopak ten czuł, że jest sparaliżowany. Gdy światło księżyca lekko przedarło się przez drzewa Vino ujrzał coś czego nigdzie wczesniej nie widział. Kiedy tajemnicza postac zbliżyła się do jego twarzy, on już głęboko spał.
 

~DaNkAn~

Member
Dołączył
8.1.2005
Posty
132
Zaczyna się naprawdę mrocznie.... jak dla mnie bomba :twisted: . Jak na razie jest bardzo fajnie. Nie zauważyłem błędów (poważnych błędów). Tylko szkoda, że jest takie krótkie. Czekam na Cd
 

<INOS>

Member
Dołączył
29.1.2005
Posty
457
Naprawde bardzo, bardzo fajne dużo opisów i te zombi naprawde super czekam na ciąg dalszy!!!!!
 

Dragomir

Adam Konopka
Weteran
Dołączył
25.9.2004
Posty
2527
Wciągnęło mnie. Jest lepsze od twojego innego opo, "Smoka z góry wulkanicznej",c czy jakoś tak. A tamto było świetne. Potrafisz wprowadzić czytelnika w nastrój opowieści. Czytelnik chce dowiedzieć się, co TO jest.
 

IMac...

Member
Dołączył
13.1.2005
Posty
335
Super!

Nigdy nie czytałem na forum czegoś takiego (może dlatego, że mało czytam?)... Opowiadanie świetne! Trzyma w napięciu! Ciąg dalszy musi nastąpić!
 

DarkBlade

Member
Dołączył
4.1.2005
Posty
317
hmmmm niezłe niezłe ale krótkie, co do klimatu to nie jest trudno sie w czuć ale przydało by się więcej opisów.... 6+/10
 

bobek_666

sex beast
Weteran
Dołączył
30.8.2004
Posty
1130
Ok, mamy częśc drugą, zapraszam do lektury.

Cz.2: martwe zło.

„Nie mów, że o tym nie wiesz” słyszał szepty Bezimienny, który właśnie wrócił z Jarkendaru, tajemniczej części wyspy, gdzie wyruszył razem z magami wody. Takiej wrzawy w mieście dawno nie widział. Zrozumiał, że podczas jego nieobecności musiała się zdarzyć rzecz niesłychana. Udał się do Harada.
- Witam, widzę, że nie całkiem o mnie zapomniałeś. –rzekł dowcipnym tonem kowal.
- Miałem troche spraw na głowie, ale to długa historia, opowiedz mi lepiej co tu się dzieje?
Harad spoważniał. Odłożył swe narzędzia pracy na bok i ze skupieniem opowiedział Bezimiennemu historie o zamordowanych paladynach, którzy jak się później okazało byli zombie.
- Na Innosa! Muszę się natychmiast udać do Lee. - powiedział zdenerwowany Bezimienny- A potem do Hagena. Onar może mieć problemy...zresztą o niego najmniej się martwię.
Nagle koło Bezimiennego przebiegła pewna znajoma mu postać. Nie zdołał jej rozpoznać, ponieważ
biegła jakby ją piorun strzelił. Wzruszył tylko ramionami i ruszył do obozu najemników.


Lee, z nie cierpliwością, czekał na swego zwiadowcę z miasta. Najemnicy pełzali po obozie martwiąc się długim nie pojawianiem się ekipy, która poszła zobaczyć co się dzieje na farmie Sekoba. Wyruszyli tam poprzedniego dnia. Do dziś nie ma po nich żadnego śladu.
Lekki wiatr kołysał gałęzie drzew, których szum zagłuszał ponurą ciszę jaka panowała w całym obozie. Nawet polne bestie zostawiały podróżnych i biednych farmerów w spokoju. Aura, która otaczała Khorinis, bardziej przypominała cmentarzysko, niż zamieszkałą okolicę.
Pośrodku pół uprawnych biegła postać. Poruszała się bardzo szybko, czasem poprawiając sobie włosy, które zasłaniały jej oczy.
Gdy wreszcie dobiegła do obozowiska zatrzymał ja Sentenza.
- Witaj Lares. Przynosisz jakieś ciekawe nowiny z miasta? Uprzedzam, że u nas nic dobrego się nie stało...
Zwiadowca spojrzał na niego bardzo zdziwionym wzrokiem. Wiadomości jakie przynosił na pewno do przyjemnych nie należały.
- Cipher, Raul i Rod wyruszyli wczoraj aby zbadać czy nic groźnego nie stało się z domem Sekoba...-ciągną Sentenza- do dziś nie wrócili.
- Myślicie, że umarlaki ich dopadły?- zapytał roztrzęsiony Lares.
Sentenza wzruszył tylko ramionami i gestem wskazał posłańcowi drogę. Ten kiwnął głową i ruszył przed siebie.

Bezimienny kierował się do obozu najemników. Pogoda tego dnia nie należała do najprzyjemniejszych. Zimny wiatr, stwarzał grobową atmosferę. Wielkie grupy ścierwojadów leżały spokojnie na pobrzeżnych łąkach, o dziwo nikogo nie atakując.
Bezimienny wspominał swoją ostatnią, wielką przygodę, kiedy to zabił Kruka i zdobył potężną broń jaką był Szpon Beliara. Pilnował go jak oka w głowie.
Kiedy przechodził obok tawerny, głównego miejsca spotkań „kręgu wody”, usłyszał jakieś dziwne jęki. Stanął w miejscu. Wiatr poruszał jego długimi włosami. Obrócił głowę w kierunku gospody, ciągle słysząc skomlenia i wrzaski. Po chwili zastanowienia ruszył aby zobaczyć co dzieje się w środku.
Szedł powoli wsłuchując się w dźwięki dobiegające ze środka budynku. Robił powolne, mało zdecydowane kroki, czasem odgarniał włosy z twarzy. Był już tylko parę kroków od drzwi.
Wreszcie doszedł do środka. To co zobaczył wzbudziło w nim przerażenie i mdłości. Na ziemi leżeli zakrwawieni ludzie. Jęczeli nie zrozumiałe słowa pod nosem. Bezimienny powoli podszedł do jednego z nich i zapytał:
- Nic ci nie jest?
- Zo...-mówił z trudem ranny człowiek- Zombie....są...tu...tutaj!
Oczy Bezimiennego zapłonęły.
- Gdzie są?- zapytał drżącym głosem.
Ranny człowiek uśmiechnął się i rzekł:
- WSZĘDZIE!
Nagle wszyscy ludzie leżący na podłodze zaczęli wstawać. Wyglądali nie naturalnie. Każdy z nich był blady i chudy. Bezimienny rozglądał się rozpaczliwie. „Co teraz? Mam na około siebie bandę umarlaków, sam ich nie dam rady załatwić” myślał szybko. Nie miał innego wyjścia niż wyciągnięcie „Szponu” i walka z wrogiem. Tak też zrobił. Wywijał swym mieczem na prawo i lewo raniąc zombie gdzie się da. „Wracajcie do królestwa Beliara plugawe istoty” krzyczał Bezimienny obcinając ręce, nogi i inne części ciała swoich wrogów.


Lares podążał krótką ścieżką prowadzącą do siedziby Lee. Sądził, że przywódca najemników jak zwykle będzie przebywał w swojej izbie, ale grubo się mylił. Na schodach przed domem Onara stał mężny wojownik. Na jego plecach założony był olbrzymi miecz dwuręczny, którego siła obaliłaby nie jednego wroga.
- Witaj Lee, przynoszę wieści z miasta. – przywitał Lares.
- Dobrze, że jesteś, opowiadaj co się stało!- rzeł głośno, zdenerwowanym tonem, wódz najemników.
Lares westchnął i zaczął mówić:
- Vino, jeden z farmerów Lobarta, zaatakował miasto późną nocą. Podobno do końca nie był sobą...-
Lee zmarszczył czoło. Bał się, że z ust Laresa może wyść słowo „zombie”.-...był ZOMBIE!
Twarz wodza najemników zrobiła się smutna. Na wyspie grasuje jakaś istota, która zamienia ludzi w umarlaki.
Lee zaprosił Laresa do swojej siedziby aby wspólnie z Gornem ocenić sytuację jaka miała miejsce w Khorinis.


Niedaleko siedziby najemników działo się prawdziwe piekło. „A masz kretyński umarlaku” wrzeszczał z pogardą Bezimienny walcząc z grupą zombie. Opadał już z sił. Pojedynek jaki się toczył w tawernie od początku był niesprawiedliwy.
„Dam rade” mówił w myślach Bezimienny. Ale tak naprawdę był już u schyłku sił. W pewnym momencie w stronę naszego bohatera poleciało krzesło. Naszczęście uskoczył. Chwile później poleciało następne i zaraz po nim kolejne. To był „nóż w plecy”. Bezimienny leżał na podłodze sycząc z bólu.
Zombie podchodziły do niego otwierając szeroko swe ohydne gęby.
Nagle do tawerny wbiegła postać z wielkim toporem w rękach. „Gińcie potwory!” krzyczała ona wymachując swoją bronią we wszystkie strony. Wyprowadzała ona cios za ciosem. Każdy z nich był celny.
Krew lała się strumieniami. Cała podłoga tawerny była koloru czerwonego.
„Ostatnie plugastwo!” ryknął człowiek, który pomógł Bezimiennemu. To był Orlan, gospodarz „Martwej Harpii” oraz członek „wodnego kręgu”.
 

DarkBlade

Member
Dołączył
4.1.2005
Posty
317
eheh LOL już klimacik czuć i jest lepiej, pisz dalej ale nieźle wplątałeś w to fabułe z NK choć nie grałem w ten dodatek to uważam że jest spoko

PS: Glifion już sie poprawie nie bój żaby :wink:
 
Do góry Bottom