Cz.1: mroczna tajemnica.
Na zwykłej, zielonej polance, wśród śpiewu ptaków i szumu lekkiego, przyjemnego wiatru, stali sobie dwaj znudzeni rycerze. Światło bijące od słońca odbijało się od ich ciężkich, żelaznych zbroi. Rozmawiając palili sobie bagienne ziele.
- Wiesz co, nudzi mi się już robota dla króla. „Pilnuj bram zamku, szukaj złodziei, idź na farmy i sprawdź co się dzieje”. Cały czas to samo!- rzekł pierwszy z rycerzy.
Drugi odparł:
- Hmmm.. cóż, nie zawsze robisz to co lubisz. Ale znasz takie powiedzonko: „jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma”.
Pierwszy rycerz spojrzał na niego z grymasem na twarzy. Ten odpłacił mu obojętnym uśmiechem i powiedział:
- No dobrze. Po przerwie, teraz czas na to co prawdziwy rycerz lubi najbardziej...
- ...Piwo!
- Nie piwo, tylko wytępianie bestii z lasu. – po tych słowach uśmiechnął się i ruszył do przodu.
„Ciągle tylko praca. Ja chce przerwę!” pomyślał pierwszy i szybkim krokiem dogonił drugiego rycerza.
Do zamku w Khorinis przybył królewski zwiadowca. Biegł uliczkami, mijając ludzi, domy i stragany. Wreszcie dotarł do górnego miasta. Stanął przed wielką bramą. Zmęczenie dawało mu się we znaki. Oddychał szybko, nierówno. Wziął się w garść i ruszył do przodu. Strażnicy pilnujący bram do górnego miasta zagrodzili mu drogę.
- Jestem królewskim zwiadowcą. Mam ważną wiadomość dla króla.- rzekł z lekką zadyszką.
Strażnicy popatrzyli na siebie i odsunęli się z drogi posłańcowi.
Górne miasto jak zwykle pełne bogatych i bardzo wpływowych ludzi. Jednym z nich był Fernando. Kiedy zobaczył człowieka, który pędzącego obok fontanny, wstał pospiesznie i stanął mu na drodze i rzekł:
- Witaj Jervis , jakieś nowe wieści?
- Teraz nie mam czasu...
- ...masz, masz. – Fernando wyjął z kieszeni sakwę wypchaną po brzegi złotem.
Zwiadowcy zabłysnęły oczy. Po chwili jednak szybko się ocknął, ale w tym momencie nie wiedział co zrobić. „Może nikomu nie powie.. A może jednak powie...” myślał szybko lecz bez większych rezultatów. W końcu odważnie spojrzał na Fernanda. Na jego twarzy pojawił się podejrzany uśmiech, obrócił się na pięcie i podbiegł w stronę siedziby Hagena.
„Dziwne czasy: nawet łapówki nie chcą przyjmować. Świat zszedł na psy”- powiedział sobie w myślach Fernado. Z powagą ruszył przed siebie.
Lord Hagen, władca Khorinis, wielki i potężny paladyn z niecierpliwością czekał na posłańca. Chodził na około małego, szerokiego stołu, nerwowo drapiąc się po głowie. W okolicznym lasach giną wszyscy rycerze wysłani na zwiady lub z innymi zadaniami.
Do budynku, w którym mieściła się siedziba Hagena wtargnął posłaniec. Gołym okiem było widać jego nadmierne zmęczenie. Oddychał szybko i bardzo niespokojnie. Lord Hagen nerwowo zerwał się z miejsca i nakazał przynieść wodę i chleb.
Zwiadowca powoli podszedł do stolika przy którym stał jego pracodawca i rzekł:
- Przynoszę ważną wiadomość dla Lorda Hagena, władcy Khorinis...
- ...do konkretów baranie- krzyknął nerwowo Hagen.
Zwiadowca lekko się zmieszał. Przyłożył rękę do ust i sztucznie zakaszlał.
- A więc...Marco i Iwan, którzy wyruszyli do lasu nieopodal farmy Sekoba zostali odnalezieni martwi. Byli powieszeni na drzewie. Wyglądali jakby coś wyssało z nich całe życie...- głos zwiadowcy zaczął nagle drżeć.
- Coś jeszcze? Czy stało się coś jeszcze!?- odparł głośnym tonem Hagen.- Jarvisie czy stało się coś jeszcze?
Posłaniec wyglądał jak żywy trup. Jego cera był biała jak mąka, a jego ciało pociło się coraz bardziej.
- Gdy znaleziono tych rzekomo martwych paladynów- przerwał na chwile- i zdjęto ich z drzewa okazali się...
- ...NO MÓW!
- Zombie.
Twarz Hagena zrobiła się nagle blada, jego oczy przybrały wielkość jabłek, a żuchwa opadła na dół. Ta wiadomość była jak najgorszy sen...
Na farmie Onara wrzały plotki na temat martwych paladynów. Każdy opisywał swoją wersję wydarzeń, choć nikt dokładnie jej nie znał. Wieści o morderstwie przekazał najemnikom Till, syn Sekoba. To on wraz z Bronkiem i paroma farmerami znaleźli powieszone zwłoki paladynów. Kiedy okazalo się, że są oni zombie, wszyscy uciekli. Teraz przebywają na farmie Onara wraz z Sekobem i resztą farmerów.
Lee obiecał, że pomoże farmerom, a więc wysłał trzech swoich ludzi aby zbadali teren. Rod, Raul i Cipher, to oni zostali wybrńcami przywódcy, powoli dochodzili do farmy Sekoba. Każdy z nich budował własną wersję zdarzeń, podobnie jak w samym obozie. Temat skonczył się gdy Rod zapytał:
- Myślicie, że znajdziemy tam jakiś umarlaków?
- Kto wie? Podobno Till i reszta uciekli, a więc te cwaniaki dalej mogą tam być.- odparł Cipher wlokąc swój miecz po ziemi.
W skupieniu i ciszy doszli wreszcie do farmy Sekoba. Panował na niej niepokojący spokój. „Aura głębokiej tajemnicy okrywa to miejsce” rzekłby Vatras. Wszyscy szli powoli oddychając spokojem ale czując jakiś niepokój wewnątrz.
- Tu nic nie ma.- powiedział Cipher, oglądając stodołę przez próg wejścia.
- Tu też nic.- odparł Raul przetrząsając pierwszą izbę domu Sekoba.- A co u ciebie Rod?
Cisza. Raul z niepokojem podchodził coraz bliżej wejścia do drugiej izby. Mokry pot spływał po jego czole. Gdy dodarł do wejścia zobaczył przerażający widok. Krzyknął głośno. Na miejscu natychmiast zjawił się Cipher.
Obaj stali jakby trzasnął ich piorun.
Późnym wieczorem pijany Vino, koślawym krokiem kierował się do farmy Lobarta. Las koło ścierzki, jak zwykle ciemny i tajemniczy, dzisiejszej nocy wydawał się jakiś nieznajomy. Słychać było jakieś dziwne odgłosy. Vino stanął by zobaczyć co się dzieje w lesie, lecz nagle coś chwyciło go za nogi i wciągnęło do lasu.
Vino krzyczał z całych sił, ale bez rezultatów. „Coś” co go chwyciło było potwornie silne. Nie mogąc się poruszyć ani wydawać jakichkolwiek dźwięków, chłopak ten czuł, że jest sparaliżowany. Gdy światło księżyca lekko przedarło się przez drzewa Vino ujrzał coś czego nigdzie wczesniej nie widział. Kiedy tajemnicza postac zbliżyła się do jego twarzy, on już głęboko spał.
Na zwykłej, zielonej polance, wśród śpiewu ptaków i szumu lekkiego, przyjemnego wiatru, stali sobie dwaj znudzeni rycerze. Światło bijące od słońca odbijało się od ich ciężkich, żelaznych zbroi. Rozmawiając palili sobie bagienne ziele.
- Wiesz co, nudzi mi się już robota dla króla. „Pilnuj bram zamku, szukaj złodziei, idź na farmy i sprawdź co się dzieje”. Cały czas to samo!- rzekł pierwszy z rycerzy.
Drugi odparł:
- Hmmm.. cóż, nie zawsze robisz to co lubisz. Ale znasz takie powiedzonko: „jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma”.
Pierwszy rycerz spojrzał na niego z grymasem na twarzy. Ten odpłacił mu obojętnym uśmiechem i powiedział:
- No dobrze. Po przerwie, teraz czas na to co prawdziwy rycerz lubi najbardziej...
- ...Piwo!
- Nie piwo, tylko wytępianie bestii z lasu. – po tych słowach uśmiechnął się i ruszył do przodu.
„Ciągle tylko praca. Ja chce przerwę!” pomyślał pierwszy i szybkim krokiem dogonił drugiego rycerza.
Do zamku w Khorinis przybył królewski zwiadowca. Biegł uliczkami, mijając ludzi, domy i stragany. Wreszcie dotarł do górnego miasta. Stanął przed wielką bramą. Zmęczenie dawało mu się we znaki. Oddychał szybko, nierówno. Wziął się w garść i ruszył do przodu. Strażnicy pilnujący bram do górnego miasta zagrodzili mu drogę.
- Jestem królewskim zwiadowcą. Mam ważną wiadomość dla króla.- rzekł z lekką zadyszką.
Strażnicy popatrzyli na siebie i odsunęli się z drogi posłańcowi.
Górne miasto jak zwykle pełne bogatych i bardzo wpływowych ludzi. Jednym z nich był Fernando. Kiedy zobaczył człowieka, który pędzącego obok fontanny, wstał pospiesznie i stanął mu na drodze i rzekł:
- Witaj Jervis , jakieś nowe wieści?
- Teraz nie mam czasu...
- ...masz, masz. – Fernando wyjął z kieszeni sakwę wypchaną po brzegi złotem.
Zwiadowcy zabłysnęły oczy. Po chwili jednak szybko się ocknął, ale w tym momencie nie wiedział co zrobić. „Może nikomu nie powie.. A może jednak powie...” myślał szybko lecz bez większych rezultatów. W końcu odważnie spojrzał na Fernanda. Na jego twarzy pojawił się podejrzany uśmiech, obrócił się na pięcie i podbiegł w stronę siedziby Hagena.
„Dziwne czasy: nawet łapówki nie chcą przyjmować. Świat zszedł na psy”- powiedział sobie w myślach Fernado. Z powagą ruszył przed siebie.
Lord Hagen, władca Khorinis, wielki i potężny paladyn z niecierpliwością czekał na posłańca. Chodził na około małego, szerokiego stołu, nerwowo drapiąc się po głowie. W okolicznym lasach giną wszyscy rycerze wysłani na zwiady lub z innymi zadaniami.
Do budynku, w którym mieściła się siedziba Hagena wtargnął posłaniec. Gołym okiem było widać jego nadmierne zmęczenie. Oddychał szybko i bardzo niespokojnie. Lord Hagen nerwowo zerwał się z miejsca i nakazał przynieść wodę i chleb.
Zwiadowca powoli podszedł do stolika przy którym stał jego pracodawca i rzekł:
- Przynoszę ważną wiadomość dla Lorda Hagena, władcy Khorinis...
- ...do konkretów baranie- krzyknął nerwowo Hagen.
Zwiadowca lekko się zmieszał. Przyłożył rękę do ust i sztucznie zakaszlał.
- A więc...Marco i Iwan, którzy wyruszyli do lasu nieopodal farmy Sekoba zostali odnalezieni martwi. Byli powieszeni na drzewie. Wyglądali jakby coś wyssało z nich całe życie...- głos zwiadowcy zaczął nagle drżeć.
- Coś jeszcze? Czy stało się coś jeszcze!?- odparł głośnym tonem Hagen.- Jarvisie czy stało się coś jeszcze?
Posłaniec wyglądał jak żywy trup. Jego cera był biała jak mąka, a jego ciało pociło się coraz bardziej.
- Gdy znaleziono tych rzekomo martwych paladynów- przerwał na chwile- i zdjęto ich z drzewa okazali się...
- ...NO MÓW!
- Zombie.
Twarz Hagena zrobiła się nagle blada, jego oczy przybrały wielkość jabłek, a żuchwa opadła na dół. Ta wiadomość była jak najgorszy sen...
Na farmie Onara wrzały plotki na temat martwych paladynów. Każdy opisywał swoją wersję wydarzeń, choć nikt dokładnie jej nie znał. Wieści o morderstwie przekazał najemnikom Till, syn Sekoba. To on wraz z Bronkiem i paroma farmerami znaleźli powieszone zwłoki paladynów. Kiedy okazalo się, że są oni zombie, wszyscy uciekli. Teraz przebywają na farmie Onara wraz z Sekobem i resztą farmerów.
Lee obiecał, że pomoże farmerom, a więc wysłał trzech swoich ludzi aby zbadali teren. Rod, Raul i Cipher, to oni zostali wybrńcami przywódcy, powoli dochodzili do farmy Sekoba. Każdy z nich budował własną wersję zdarzeń, podobnie jak w samym obozie. Temat skonczył się gdy Rod zapytał:
- Myślicie, że znajdziemy tam jakiś umarlaków?
- Kto wie? Podobno Till i reszta uciekli, a więc te cwaniaki dalej mogą tam być.- odparł Cipher wlokąc swój miecz po ziemi.
W skupieniu i ciszy doszli wreszcie do farmy Sekoba. Panował na niej niepokojący spokój. „Aura głębokiej tajemnicy okrywa to miejsce” rzekłby Vatras. Wszyscy szli powoli oddychając spokojem ale czując jakiś niepokój wewnątrz.
- Tu nic nie ma.- powiedział Cipher, oglądając stodołę przez próg wejścia.
- Tu też nic.- odparł Raul przetrząsając pierwszą izbę domu Sekoba.- A co u ciebie Rod?
Cisza. Raul z niepokojem podchodził coraz bliżej wejścia do drugiej izby. Mokry pot spływał po jego czole. Gdy dodarł do wejścia zobaczył przerażający widok. Krzyknął głośno. Na miejscu natychmiast zjawił się Cipher.
Obaj stali jakby trzasnął ich piorun.
Późnym wieczorem pijany Vino, koślawym krokiem kierował się do farmy Lobarta. Las koło ścierzki, jak zwykle ciemny i tajemniczy, dzisiejszej nocy wydawał się jakiś nieznajomy. Słychać było jakieś dziwne odgłosy. Vino stanął by zobaczyć co się dzieje w lesie, lecz nagle coś chwyciło go za nogi i wciągnęło do lasu.
Vino krzyczał z całych sił, ale bez rezultatów. „Coś” co go chwyciło było potwornie silne. Nie mogąc się poruszyć ani wydawać jakichkolwiek dźwięków, chłopak ten czuł, że jest sparaliżowany. Gdy światło księżyca lekko przedarło się przez drzewa Vino ujrzał coś czego nigdzie wczesniej nie widział. Kiedy tajemnicza postac zbliżyła się do jego twarzy, on już głęboko spał.