Rozdział II Niespodziewany atak
Duxjer wyszedł z chaty sauleferina, aby powrócić do swych obowiązków, ale nagle błysnęła mu myśl w głowie. Pobiegł szybko do Bennet do domu, ale go nie było więc pomyślał ze jest w swojej kuźni. Benet pracował jak mrówka w swojej przepięknej kuźni. Duxjer podszedł do Beneta powiedział:
- Benet jesteś moim przyjacielem, prawda ?
- No jestem i co z tego ?
- Mam do ciebie prośbę.
- No mów nie owijaj w bawełnę i mów !
- No dobrze, wykułeś miecz Sauleferinowi, czy mógłbyś zrobić mi nowy. ekwipunek. Mój jest już zniszczony przez wojnę z orkami.
- A co ja będę miał z tego, że zrobię Ci nowy miecz i zbroje.
- No wiesz. Jak będę miał nową zbroję i miecz to będę mógł zabić więcej umarlaków.
- No dobrze, a jaką zbroję chciałbyś abym ci wokół ?
- Z tym problemu nie ma bo ja mam składniki z których mógłbyś mi wykuć zbroje. Chciałbym abyś mi wykuł zbroję z łusek Lodowego Smoka. Taka zbroja ma dobre właściwości obronne, ale to nie wszystko, noszący jest odporny na ataki lodowe.
- To bardzo ciekawe. To zbroję zrobię Ci za darmo ale z mieczem będziesz miał większe problemy.
- A to czemu ?
- Ja nie mam żadnych składników potrzebnych do wykucia, a w naszej wiosce jeszcze w tym momencie nie znajdziesz żadnych potrzebnych ci składników.
- A jeśli ja mam jakieś składniki mógłbyś zobaczyć czy cos może się przydać. Zaraz Ci przyniosę mam tego pełną skrzynię. Poczekaj chwile.
Po chwili Duxjer przyniósł na plecach małą skrzyneczkę, ale wypchana po brzegi różnymi artefaktami. Benet spojrzał okiem :
- Widzę że masz łuski angheka to bardzo pożyteczny artefakt. Można zrobić z nich lekką zbroję płytową z łusek angheka. A to cóż zwój Crom Fear może mi się przydać do wykucia wspaniałego miecza chociaż ten zwój jest potrzebny do powstania młota bojowego to może mi pomóc stworzyć zwój o podobnych właściwościach, aby stworzyć miecz Crom Fear.
- Nie wiedziałem ze umiesz przekształcać zwoje Benecie, ciągle mnie zadziwiasz !?
- A wiesz dawne dzieje.
- Opowiedz mi o twoich przygodach z magią.
- No dobrze. Mój ojciec był magiem, ale mnie tak magia nie interesowała choć jak byłem mały to nauczyłem się to i owo, a między innymi przekształcać zwoje. I to tak, a po za tym koniec bo się rozkleję.
- Ach ten nasz Benet. A tak po za tym to już kiedy mogę się spodziewać swojego ekwipunku.
- Miecza jeszcze dziś wieczorem, ale na zbroje będziesz musiał dłużej poczekać. To będzie majstersztyk.
- To do zobaczenia Benet .
- Do zobaczenia Duxjer .
Duxjer wyszedł z kuźni I skierował się w stronę swego domu. Robiło się ciemno, a Duxjer słyszał bicie kowalskiego młota Beneta. Benet pracował całe popołudnie aż nagle Duxjer ujrzał Beneta w drzwiach z przepięknym mieczem w rękach. Podszedł do naszego bohatera i powiedział :
- Oto twój miecz kolego – zaśmiał się Benet ofiarowując miecz Duxjerowi
- Jest przepiękny, arcydzieło sztuki kowalskiej, nie jeden wojownik chciałby dzierżyć taki miecz i pozabijać nim kilka orków. Czyż nie ??
- Oczywiście.
- A kiedy przystąpisz do prac nad moją zbroją ?
- Człowieku jestem zmęczony, leje się ze mnie, daj mi odpocząć, jutro z samego rana wezmę się do roboty i myślę że gdzieś za dwa dni będzie gotowa twoja zbroja ale tym czasem idę odpocząć nie wiadomo kiedy umarlaki zaatakują. Ty tez powinieneś odpocząć, chyba jesteś wycieńczony dzisiejszymi wrażeniami, jak mój ojciec powiadał „ dobry wojownik to wypoczęty wojownik” - Benet z wielkim uśmiechem na twarzy kładł się do łóżka.
- Tez tak zrobię. Dobrej nocy Benecie i spokojnej miejmy nadzieje.
Duxjer nie mógł zasnąć tej nocy miał dziwne przeczucie, że wydarzy się coś złego. Jego przeczucie miało cień prawdy. A w między czasie Duxjer wyobrażał sobie jak będzie wyglądać w nowej zbroi, zbroi ze łusek Lodowego smoka. Mijały godziny a jego przeczucie się nie spełniały i nie tylko jego także Sauleferin miał takie przeczucie.
Noc spowijała błędna cisza od czasu do czasu słychać było ryk ścierwojada lub podobnego zwierzęcia, ale żadnego ze strażników nie zaniepokoiły takie odgłosu. Co noc były słychać takie odgłosy wszyscy myśleli, że to watahy wilków polują w nocy ale wszyscy byli w wielkim błędzie. Nagle rozległ się wielki huk i zza pastwisk wybiegły legiony umarlaków. Alarm rozbrzmiał natychmiast wszyscy wojownicy podbiegi do bram ratując zaporę przed umarłymi, aby łucznicy na murach mogli zrobić swoje. Grad ognistych strzał pochłonął małą część legionów umarłych jeden ze strażników ocenił ich liczbę na około dwustu szkieletów, a za szkieletami gromadziły się jeszcze niewidoczne dla ludzkiego oka zjawy najcięższy z przeciwników do pokonania w nocy. Jednak to jeszcze nie koniec pierwszego ataku jeszcze nie pokonano, a umarli przygotowywali się do wysłania zjaw do boju. Jednak nikt się jeszcze nie przejmował zjawami. Duxjer wraz z Sauleferinem wraz z resztą wojowników zatrzymywali przedostających się nieumarłych. Natomiast łucznicy na murach spełniali swoje zadanie doskonale. Liczbę szkieletów zmniejszyli do około stu, ale teraz największym z problemów były zjawy, które zaczęły swój szturm na wioskę. Wielu wojowników poległo w tym czasie przez nie widocznego zabójcę. Jednak dzięki swojemu wzroku Sauleferin zobaczył iż coś się dzieje niedobrego z jego wojownikami i krzyknął do jednego z Magów Ognia, aby rzucił na niego rzucił czar „ Wzmocnione Światło” dzięki czemu wszystkie zjawy były widoczne dla wojowników. Duxjer widząc iż jest otoczony tylko przez swych przeciwników wziął wielki zamach i zrobił trzysta sześćdziesiąt swym wielkim mieczem wybijając ponad dziesięć zjaw naraz. Jednak noc się jeszcze nie kończyła, a zjaw nie ubywało toteż Duxjer złapał za rękę Sauleferina i jednego z Magów Ognia stojącego koło niego i wybiegł przez główną bram w stronę pastwisk. Gdy wbiegli na pastwiska zobaczyli coś nieprawdopodobnego z wielkiej pieczary w ziemi wylatywały dosłownie zjawy:
- To dlatego jest tu ich tyle. Trzeba coś zrobić z tym dołem. Nie sądzisz Duxjer.
- Jestem przekonany w stu procentach, że może nam pomóc nasz przyjaciel Mag. Czy możesz jakimś czarem zawalić to miejsce ?
- Jestem Magiem Ognia, a moim panem jest Innos. Władający ogniem. Nie mam czarów, które mogły by zawalić tą pieczarę.
- Nie masz żadnych ognistych kulek albo coś ?
- No mam ale nie podejrzewam aby to mogło pomóc nam w tej sytuacji.
- Jak nie widzisz to dziurę w pieczarze to jest słabe miejsce. Musisz rzucić swoja kulę właśnie w to miejsce a cała ściana ziemi runie i zasklepi to przeklęte miejsce. Rozumiesz.
- Tak jest Panie Duxjer.
- Mów mi po prostu Duxjer. A teraz do roboty prędko.
Mag Ognia wyjął jedna ze swoich magicznych run. Wyryta była na nim wilka ognista kula z długim jęzorem ognia. W rękach maga zaczynała powstawać ognista kula, która z sekundy na sekundę była coraz większa. W pewnej chwili mag zaczął się chwiać i pewną ręką rzucił wielka kule ognista w stronę „przepaści”. W jednej chwili wielka pieczara była tylko wspomnieniem, a zjawy zostały pogrzebane głęboko pod ziemia, jednak Duxjer krzyknął :
- A wioska !!
- Pędem do wioski ! – krzyknął Sau;eferin
Wszyscy trzej rzucili się w stronę wioski. Gdy przybyli zostali tylko kilku żywych wojowników stojących przed domem Sauleferina. Gdy Sauleferin podszedł do domu wszyscy krzyknęli donośnym głosem :
- Zwyciężyliśmy generale !!
- Tak zwyciężyliśmy to prawda ale to jeszcze nie koniec naszych przygód z nieumarłym. Teraz powinniście odpocząć w swych domach. Zasłużyliście na ten odpoczynek. Spotkamy się na dziedzińcu jutro o dziesiątej, proszę abyście przyszli wszyscy obmówimy sprawy z dalszym postępowaniem. Miłego odpoczynku.
Wszyscy ruszyli w stronę swoich chat aby odpocząć po wyczerpującej bitwie.
Rozdział III Stolica
Wczesnym rankiem wszyscy zebrali się na dziedzińcu, aby wysłuchać Sauleferina. Duxjer był zdziwiony ponieważ nigdzie nie mógł znaleźć Beneta, a przecież widział go jak spał w swoim łóżku. Nagle przyszła mu myśl do głowy, że Benet robi mu nową zbroje, lecz nagle rozmyślania Duxjera przerwał donośny głos Sauleferina:
- Wszyscy zgromadziliście się tu aby usłyszeć moje zdanie na temat dalszych postępowań. Jutro z samego rana wyruszę wraz z dwudziestoma wojownikami do stolicy, aby wesprzeć naszego króla.
- To nie jest nasz król, ty jesteś naszym dowódcą a tak po co go wspierać to on się od nas odwrócił. – krzyknął jeden ze zebranych się na dziedzińcu.
- Tak to prawda, ale i w naszym interesie jest mu pomóc w końcu to jest nasz wspólny wróg. Jak mu nie pomożemy możemy ponieść wielkie konsekwencje.
Po skończonej przemowie generała Duxjer pobiegł na zaplecze Beneta domu, gdzie znajdowała się jego kuźnia. Duxjer zobaczył, że Benet pracuje nad jego nową zbroją.
- Witaj Benecie widziałem że nie było cię na przemówieniu Sauleferina.
- Po co miałem tam iść jak wiedziałem, że Sauleferin postanowił wyruszyć wraz z garstką wojowników do stolicy, aby pomóc temu „Królowi” .
- A co masz do ... mniejsza z tym ty masz swoje poglądy, a ja mam swoje, a tak po za tym to jak prace nad moja nową zbroją ?
- Jak widzisz ciężko pracuję nad tą zbroją i myślę, że wieczorem będzie już gotowa.
- O to dobrze.
- A to czemu ?
- Bo Sauleferin wyrusza dopiero jutro rano zdążę się jeszcze z nim zabrać do stolicy.
- Co ty też chcesz się parzyć przed tym królem ?
- Nie po prostu jak król zdecyduje zebrać ekspedycję aby zniszczyć nie przyjaciela a pewnie tak się stanie to chce sobie pozabijać trochę umarlaków jeśli naprawdę to oni są prawdziwym zagrożeniem.
- Co masz na myśli ?
- Niekoniecznie nieumarli są prawdziwymi zagrożeniem, chodzi mi o to że naprawdę to jest tylko pomiot jakiejś innej potężnej istoty.
- Wiesz to może być wszystko prawdą. No dobrze już tej gadaniny, zabieram się do pracy, a ty idź porób coś sensownego, a nie będziesz gapić się jak robię te zbroję.
- Wolę zostać i popatrzeć, a wiesz co naostrzę sobie moje ostrze, a właśnie nie miałem okazji nazwać mojego ostrza. Nazwę go „Zguba upadłych”
- No już dobrze szlifuj sobie ten miecz tylko mi nie przeszkadzaj.
- Dobrze, dobrze.
Mijały godziny a Duxjer z wielkim zapałem ostrzył swój miecz gdy niespodziewanie zapadał półmrok.
- Zobacz Benet jak szybko zapadł zmrok
- Wiesz wyjątkowo szybko szła na praca że nie zobaczyliśmy jak szybko dzień minął, lepiej połóżmy się spać a ja dokończę twoją zbroję z samego rana żebyś mógł zdążyć wyruszyć z Sauleferinem.
- Dobrze, chodźmy.
Noc minęła szybko i bez żadnych niespodzianek. Z rana wojowników obudził głośny róg dochodzący z dziedzińca. Wszyscy zebrali się na dziedzińcu myśląc, że to kolejny atak, ale był to Sauleferin zniecierpliwiony dłuższym czekaniem na wymarsz mówił :
- Ile mam na was czekać, zbiórka umówiona była o godzinie ósmej zero, zero !!! Co to ma być ? Jest godzina ósma trzydzieści!!!
- Ale Panie Generale nic Pan nie mówił wczoraj o zbiórce.
- Naprawdę, to przepraszam ... Macie dwadzieścia minut !!! Szybko bo nie będę na was czekał !!
- Tak jest Panie Generale !!! – chórem krzyknęli wojownicy
W mgnieniu oka wszyscy za równo dziesięć minut byli naszykowani do wymarszu. Sauleferin równo o ósmej czterdzieści pięć. Oczywiście Duxjer czekał na swoją zbroję która Benet robił z taką precyzją i szybkością że nawet on był zdziwiony z wykonanej pracy. Duxjer nałożył swoją zbroję i powiedział :
- Pasuje jak ulał, a teraz musze się spieszyć. Do zobaczenia Benecie.
- Do zobaczeni. Powodzenia w wyprawie.
- Dzięki.
Duxjer wybiegł z kuźni i skierował się w stronę głównej bramy którędy wyszła wyprawa. Duxjer na szczęście umiał nawet szybko biegać w ciężkiej zbroi. Po dwudziestu minutach dotarł do ekspedycji. Saulefin zobaczył Duxjera w ślicznej zbroi i powiedział:
- Cho, cho, co za widok, skąd wytrzasnąłeś takie cacuszko ?
- Benet zrobił mi ją specjalnie dla mnie.
- Ty to masz szczęście koleś, a tak po za tym myślałem, że wyruszysz z nami, czemu się spóźniłeś ?
- Musiałem czekać na zbroje, jak widać przed chwilą Benet ją skończył.
- Dobrze, że wyruszasz z nami w końcu to jeden wojownik więcej.
Duxjer dołączył do marszu i z wielkim uśmiechem podążał do stolicy w raz z swymi kumplami. Robiło się ciemno i wyprawa szukała dobrego miejsca na obóz, a wtedy podróżowali przez rozległe pastwiska skąd widać było stolicę :
- Widzicie to jest Verrnat ... cel naszej podróży nie zdziwcie się jest trochę podniszczona przez orków.
- Ej zobaczcie tam daleko na pastwiskach pali się ognisko. – powiedział zainteresowanym głosem Duxjer.
- Chodźmy tam może znajdziemy tam coś ciekawego. To tylko dziesięć minut drogi stąd. Ruszajmy.
Cała ekipa ruszyła w stronę palącego się ogniska, wszyscy myśleli, że znajdą coś tam ciekawego, ale nie długo wszyscy mieli się tym rozczarować.
Gdy dotarli do obozowiska odnaleźli tam parę trupów. Generał określił iż byli to kupcy ponieważ mieli nietknięte pakunki z bronią i żywnością. Wszystkich zadziwiła ta niesamowita sytuacja. Każdy w końcu potwór rozgrzebał by pakunki z żywnością. Duxjer nagle powiedział :
- Coś dziwnego czai się w lasach na północy.
- To nasz przeciwnik – spytał jeden z wojowników
- Nie wiem, ale to na pewno nic dobrego powinniśmy ruszyć jeszcze teraz w stronę stolicy bo może się to dla nas skończyć tak jak dla tych biedaków.
- Nie boję się żadnych potworów, rozbijemy obozowisko na tamtym pagórku, Duxjer będzie nas pilnował aby nic nasz nie zasztyletowało podczas snu – oznajmił Sauleferin
- Tak jest Panie Sauleferin.
- Dobrze, to teraz do roboty chce się wyspać przed rozmową z królem.
Cała drużyna bo można nazwać tak ten odział wzięła się do pracy i po półgodzinie pracy , obozowisko było gotowe. Wszyscy poszli spać, a Duxjer z rozkazów Sauleferina musiał czuwać nad bezpieczeństwem swych przyjaciół. Mijały godziny, ale jeszcze słońce nie świtało, a Duxjer usłyszał dziwny tupot. Zdawało mu się że to jakiś jeździec pędzi w ich stronę i miał rację. Na horyzoncie ukazał się jeździec. Przybywał ze strony stolicy ale nie wyglądał na żadnego jego mieszkańców czy wojowników, wyglądał raczej na kupca choć Duxjer mógł się mylić ponieważ było ciemno i jego wzrok nie był już taki dobry jak za dnia. Duxjer obudził całą drużynę i czekał aż nieznajomy zbliży się do ich obozowiska. Wszyscy czekali z wielkim zniecierpliwieniem, gdy nagle usłyszeli głos jeźdźca, który krzyczał :
- Pomocy, pomocy !!!
Jeździec podjechał do obozowiska i zdyszanym głosem powiedział ;
- Pomocy .
- Co się stało, kim jesteś opowiedz nam o wszystkim a może będziemy mogli Ci pomóc ?
- Jestem łuczarzem, nazywam się Korilin i wyrabiam łuki, Ja i moja żona wraz z dwójką wojowników wybraliśmy się do stolicy z mojej wioski na południe od Targowa.
- To bardzo daleko stąd. To jest w okolicach Athakli ?
- Tak zgadza się. Ściemniało się więc postanowiliśmy rozbić obóz i poczekać aż się rozjaśni i ruszyć w dalszą drogę. W nocy jeden z naszych wojowników został dźgnięty nożem, gdy spał wtedy nasz drugi wojownik ruszył w stronę przeciwnika i zaczął z nim walczyć. Zabił stwora, ale tych stworów przybywała z minuty na minutę.
- Ale co to za stwory ?
- Z wyglądu przypominały gobliny, ale te były bardziej zahartowane w boju i dziksze. Proszę pomożecie nam póki nie będzie za późno ?
- Oczywiście ale jak to jest daleko stąd ?
- Około dziesięć minut drogi konno, a z piętnaście marszem.
- Ruszamy chłopaki mamy tam być za dziesięć minut. W drogę, aty panie pędź tam i powiedz że niech się utrzyma twój wojownik jak długo tylko się da.
- Tak jest.
Korilin wyruszył w drogę, a Saulefrin ruszył szybkim truchtem w stronę stolicy, gdzie miał się mieścić obóz łuczarza. Gdy dotarli do obozowiska Sauleferin zobaczył walczącego Koriliona z dwoma goblinami. Wojownicy podbiegli do obozu i jednym ruchem miecza przebili gobliny na wylot.
- Co się stało gdzie twoi pomocnicy ?
- Nie widzisz leżą tam obok obozu. Nie daleko stąd ten co nas bronił chciał odciągnąć gobliny od mojej żony, ale się nie udało wszyscy zginęli – i w tym momencie łuczarz zaczął płakać
- Przykro nam, naprawdę, a może ruszysz z nami do stolicy. Będzie bezpieczniej dla ciebie ze względu na te okolice. Po wojnie za orkami te okolice zrobiły się wyjątkowo nie bezpieczne.
- Dobrze ruszę z wami z samego rana.
- Ale my nie będziemy spać my ruszamy teraz.
- Co nie ma spania ?
- A może chcesz aby cię gobliny zjadły na śniadanie ?
- No już dobrze.
- W drogę przyjaciele rano będziemy w stolicy.
Cała drużyna wraz z Korilionem ruszyła w stronę stolicy. Przybyli na miejsce wczesnym rankiem. Wszyscy byli wyczerpani więc postanowili, że odpoczną i dopiero pójdą do króla.