Myrtana. Rhobar trzeci jest na wyspach południowych. Mała tawerna stoi na uboczu a w niej siedzi starzec z długą i siwą brodą. Nagle do izby wchodzi pewien młodzieniec. Jego oczy są koloru brązowego. Chłopak jest dobrze zbudowany. Szczególnie jego silne ramiona robią na starcu wrażenie. Przy pasie trzyma krótki, aczkolwiek bardzo piękny miecz. Broń ta jest zdobiona i błyszczy tak, że staruszek na chwilę się odwraca. Młodzieniec podchodzi do lady i prosi karczmarza o kufel piwa. Następnie podszedł do stolika przy którym siedział stary mężczyzna. Ten sam którego błysk miecza aż odpychał teraz przemówił:
-Byłeś kiedyś w Khorinis?- staruszek zapytał bardzo cichym i cherlawym głosem.
Chłopak nie wiedział o co chodzi, ale odpowiedział:
-Tak, to było piękne miasto, ale teraz podobno orkowie je okupują.
-Chciałbyś może usłyszeć legendę związaną z tym miastem?
Chłopak zmieszał się na chwilę.
-No cóż, wiedzy nigdy dość.
Staruszek zachichotał cicho. Następnie wsunął fajkę do ust, zapala ją i zaczął mówić:
Pamiętam to piękne miasto... To niebo na które codzień patrzyłem. To morze. Stamtąd przypływały dziesiątki statków. Handel kwitł. Ruda. Paladyni ładowali ją na okręty tonami jeszcze za czasów istnienia magicznej bariery. Ale potem... Nastały mroczne czasy. Ludzie panikowali. Byli w depresji. Bali się złodzieji i bandytów. Za miasto strach było wyjść bez zbrojnej eskorty. A nawet w mieście powstała gildia złodziei. Kiedyś przybył tam taki mężczyzna. Silny, wysoki, ale był dosyć miły. Zajął się gildią. Pokonał herszta bandytów, ale nie pamiętam jak on się nazywał. Był magnatem za czasów bariery. Zaraz, zaraz... jak on się? Wróbel, gołąb, kawka, wrona, sroka? Nieee. No ale odbiegłem od tematu. No więc pamiętam szum fal. Ta kojące fale. Pamiętam też huk po upadku bariery. Jednak pewnego dnia okazało się, że smoki naprawdę są w Górniczej Dolinie. Wtedy ten mężczyzna, który uporał się z gołębiem ruszył zlikwidować wielkie gady. Podobno mu się udało. Wtedy było może trochę spokojniej. Ale nadal żyliśmy w stresie. A jeśli jakiś ork wejdzie do naszego domu? A jeśli nie, to możemy się obudzić z poderżniętym przez jakiegoś bandytę gardłem. Życie trwało nadal. Ten człowiek pojawiał się w mieście. Następnie "ubyło" z miasta kilku ludzi. Okazało się też, że królewski okręt- "Esmeralda" został ukradziony. To był on. Wiem to ponieważ nigdy więcej go nie widziałem. Poza tym wszyscy mówili, że to on. Ale najgorsze miało dopiero nadejść. Pewnego dnia dotarły do nas wieści, że zamek w Górniczej Dolinie jest zdobyty. Wiedziałem, że możemy tylko czekać. Garvel- robotnik z portu zbudował jakąś łódź. Wziął na nią kilku szaleńców i popłynęli. Po kilku milach się rozbili. Nie było jak im pomóc. W końcu wokół miasta zaczęli gromadzić się orkowie. Atakowali patrole straży i od czasu so czasu atakowali też strażników bram miasta. Bramy zostały zamknięte a na murach było co najmniej 2 ludzi. Wreszcie przyszedł on. Orkowy dowódca. Orkowie mówili na niego Ur-Shak. On i jego hordy trzymali się na jakieś 8 metrów od bram. Straż się zbroiła. Paladyni ewakuowali mieszkańców do portu. Wszyscy ustawili się w końcu pry bramie. Orkowie użyli taranu, żeby ją zniszczyć. Rozpoczęła się wielka bitwa. Paladyni i magowie używali magii a straż- tylko mieczy. Jednak orkowie wygrali. Rozeszli się po mieście. Mordowali większość ludzi, która stawiała im opór. Mnie i mój garnizon znaleźli w koszarach. Zabili moich ludzi. Mnie związali i wzięli do niewoli. chwilę później całe miasto należało do nich. Nic dziwnego. Mieli przewagę liczebną, oraz byli od nas więksi i silniejsi od nas. Zaprowadzili mnie do tego szamana. Od razu naplułem mu w twarz. Kazał mnie trzymać w lochach. Torturowali mnie tam niemiłosiernie. W końcu kazali mnie stracić. Prowadzili mnie do lasu. Gdy byliśmy dość daleko od miasta zaatakowałem ich gołymi rękami i powaliłem. Potem uciekłem. Udało mi się przejść przez mur. Musiałem skakać po drzewach. Zobaczyłem lodź rybaka Farima. Nie było tam wtedy orków. Obok stał Farim. Ukrył się w małej szczelinie w pobliskiej skale. Dogadaliśmy się i popłynęliśmy jego łodzią. Napadł nas jednak po drodze sztorm. Deski trzaskały, żagiel się złamał a statek został rozniesiony w strzępy. Wyobraż sobie naszą radość gdy na jednej desce dopłynęliśmy na kontynent. Myślałem, że Myrtana będzie zajęta przez orków. Nie! Kogo nie spytać mówili tylko- "Bezimienny mężczyzna nas uwolnił." Zaczęliśmy z Farimem pracę przy odbudowie Montery. Teraz zajmuję się kowalstwem. Fairm znów łowi ryby.
Młodzieniec niedowierzając spytał staruszka:
-Tak było naprawdę?
-Oczywiście!- powiedział z przekonaniem starzec.
Młodzieniec znów się zmieszał.
- A skąd pan to wie?
- Byłem strażnikiem miejskim. Jestem Wulfgar.
Młodzieniec Słyszał o Wulfgarze więc rzekł:
-Och, słyszałem o panu. Podobno jest pan świetnym wojownikiem!
-Mogę cię kiedyś potrenować.
Staruszek zaśmiał się uprzejmie.
- No cóż, ja muszę iść- powiedział chłopak.
-Na mnie też już pora. Ale spotkamy się jeszcze. Przyjdź jutro. Porozmawiamy o czymś innym.
I obaj poszli w swoją stronę.
Podoba się? Mam nadzieję. Dobre 1,5h nad tym spędziłem.
EDIT: Proszę o komentarze.
-Byłeś kiedyś w Khorinis?- staruszek zapytał bardzo cichym i cherlawym głosem.
Chłopak nie wiedział o co chodzi, ale odpowiedział:
-Tak, to było piękne miasto, ale teraz podobno orkowie je okupują.
-Chciałbyś może usłyszeć legendę związaną z tym miastem?
Chłopak zmieszał się na chwilę.
-No cóż, wiedzy nigdy dość.
Staruszek zachichotał cicho. Następnie wsunął fajkę do ust, zapala ją i zaczął mówić:
Pamiętam to piękne miasto... To niebo na które codzień patrzyłem. To morze. Stamtąd przypływały dziesiątki statków. Handel kwitł. Ruda. Paladyni ładowali ją na okręty tonami jeszcze za czasów istnienia magicznej bariery. Ale potem... Nastały mroczne czasy. Ludzie panikowali. Byli w depresji. Bali się złodzieji i bandytów. Za miasto strach było wyjść bez zbrojnej eskorty. A nawet w mieście powstała gildia złodziei. Kiedyś przybył tam taki mężczyzna. Silny, wysoki, ale był dosyć miły. Zajął się gildią. Pokonał herszta bandytów, ale nie pamiętam jak on się nazywał. Był magnatem za czasów bariery. Zaraz, zaraz... jak on się? Wróbel, gołąb, kawka, wrona, sroka? Nieee. No ale odbiegłem od tematu. No więc pamiętam szum fal. Ta kojące fale. Pamiętam też huk po upadku bariery. Jednak pewnego dnia okazało się, że smoki naprawdę są w Górniczej Dolinie. Wtedy ten mężczyzna, który uporał się z gołębiem ruszył zlikwidować wielkie gady. Podobno mu się udało. Wtedy było może trochę spokojniej. Ale nadal żyliśmy w stresie. A jeśli jakiś ork wejdzie do naszego domu? A jeśli nie, to możemy się obudzić z poderżniętym przez jakiegoś bandytę gardłem. Życie trwało nadal. Ten człowiek pojawiał się w mieście. Następnie "ubyło" z miasta kilku ludzi. Okazało się też, że królewski okręt- "Esmeralda" został ukradziony. To był on. Wiem to ponieważ nigdy więcej go nie widziałem. Poza tym wszyscy mówili, że to on. Ale najgorsze miało dopiero nadejść. Pewnego dnia dotarły do nas wieści, że zamek w Górniczej Dolinie jest zdobyty. Wiedziałem, że możemy tylko czekać. Garvel- robotnik z portu zbudował jakąś łódź. Wziął na nią kilku szaleńców i popłynęli. Po kilku milach się rozbili. Nie było jak im pomóc. W końcu wokół miasta zaczęli gromadzić się orkowie. Atakowali patrole straży i od czasu so czasu atakowali też strażników bram miasta. Bramy zostały zamknięte a na murach było co najmniej 2 ludzi. Wreszcie przyszedł on. Orkowy dowódca. Orkowie mówili na niego Ur-Shak. On i jego hordy trzymali się na jakieś 8 metrów od bram. Straż się zbroiła. Paladyni ewakuowali mieszkańców do portu. Wszyscy ustawili się w końcu pry bramie. Orkowie użyli taranu, żeby ją zniszczyć. Rozpoczęła się wielka bitwa. Paladyni i magowie używali magii a straż- tylko mieczy. Jednak orkowie wygrali. Rozeszli się po mieście. Mordowali większość ludzi, która stawiała im opór. Mnie i mój garnizon znaleźli w koszarach. Zabili moich ludzi. Mnie związali i wzięli do niewoli. chwilę później całe miasto należało do nich. Nic dziwnego. Mieli przewagę liczebną, oraz byli od nas więksi i silniejsi od nas. Zaprowadzili mnie do tego szamana. Od razu naplułem mu w twarz. Kazał mnie trzymać w lochach. Torturowali mnie tam niemiłosiernie. W końcu kazali mnie stracić. Prowadzili mnie do lasu. Gdy byliśmy dość daleko od miasta zaatakowałem ich gołymi rękami i powaliłem. Potem uciekłem. Udało mi się przejść przez mur. Musiałem skakać po drzewach. Zobaczyłem lodź rybaka Farima. Nie było tam wtedy orków. Obok stał Farim. Ukrył się w małej szczelinie w pobliskiej skale. Dogadaliśmy się i popłynęliśmy jego łodzią. Napadł nas jednak po drodze sztorm. Deski trzaskały, żagiel się złamał a statek został rozniesiony w strzępy. Wyobraż sobie naszą radość gdy na jednej desce dopłynęliśmy na kontynent. Myślałem, że Myrtana będzie zajęta przez orków. Nie! Kogo nie spytać mówili tylko- "Bezimienny mężczyzna nas uwolnił." Zaczęliśmy z Farimem pracę przy odbudowie Montery. Teraz zajmuję się kowalstwem. Fairm znów łowi ryby.
Młodzieniec niedowierzając spytał staruszka:
-Tak było naprawdę?
-Oczywiście!- powiedział z przekonaniem starzec.
Młodzieniec znów się zmieszał.
- A skąd pan to wie?
- Byłem strażnikiem miejskim. Jestem Wulfgar.
Młodzieniec Słyszał o Wulfgarze więc rzekł:
-Och, słyszałem o panu. Podobno jest pan świetnym wojownikiem!
-Mogę cię kiedyś potrenować.
Staruszek zaśmiał się uprzejmie.
- No cóż, ja muszę iść- powiedział chłopak.
-Na mnie też już pora. Ale spotkamy się jeszcze. Przyjdź jutro. Porozmawiamy o czymś innym.
I obaj poszli w swoją stronę.
Podoba się? Mam nadzieję. Dobre 1,5h nad tym spędziłem.
EDIT: Proszę o komentarze.