II Okres Mroku

Czy to opowiadanie jest?


  • Total voters
    0

PsYhOzZy

New Member
Dołączył
5.12.2004
Posty
2
To opowiadanie spotkało się z dobrymi recenzjami na gothic.phx.pl więc umieszcze je i tu. Miłej lektury.
____________________________________________________________________________________________


II OKRES MROKU

PROLOG

W roku 674 kalendarza Rhobarskiego zakończyła się Wielka Wojna z Orkami, która trwała przez prawie trzy wieki. Do jej zakończenia doprowadził syn Rhobara II- Rhobar III zwany później Wielkim. To było wielkie wydarzenie, dzięki któremu na ziemiach królestwa po setkach lat wreszcie nastał upragniony pokój. Brak zagrożeń sprzyjał rozwojowi nauki i techniki w królestwie. Pokój trwał przez 326 lat i w tym czasie świadomość ludzi znacznie się podnosiła. Magowie i uczeni prześcigali się w tworzeniu nowych technologii zbrojnych i ułatwiających życie ludziom, które były przesycone za równo Białą jak i Czarną Magią. Nikt nie zdawał sobie sprawy z tego, że te wszystkie dobrodziejstwa mogą okazać się zgubą...
Rozwój technologii spowodował systematyczne odsuwanie się od praktyk magicznych. Tworzone były bronie, które posiadały tak potężną moc, że w kilka sekund mogły ścierać z powierzchni ziemi całe metropolie. Odwrócenie się od magii powodowało także powolny proces odwracania się od bogów. Nie wróżyło to nic dobrego! Gdy bogowie- Adanos, Innos i Beliar spostrzegli co się dzieje zaczęli uradzać. Beliar, którego szybko znudziły debaty skorzystał z zamieszania i wziął sprawy w swoje ręce. Postanowił raz na zawsze zniszczyć tę nędzną rasę, rasę ludzi. Sporządził demoniczny plan, który polegał na sprowokowaniu dwóch świetnie rozwiniętych technologicznie, sąsiadujących ze sobą królestw do wojny. Wojny co najmniej tak zażartej jak zapomniana już przez ludzi wojna z orkami. Jednak przy współczesnych wynalazkach zbrojnych na pewno nie tak długiej. Namieszał On w umysłach władców Myrtany i Satrasu, i wzbudził w nich pragnienie poszerzenia swoich ziem. Zaczęło się od małych bitew na granicach królestw, które Innos i Adanos ignorowali myśląc, że skończą się równie szybko jak zaczęły. Jednak w roku 1000 kalendarza Rhobarskiego dwie zaślepione nienawiścią od Beliara armię posiadające broń o przerażającej mocy Techno-magicznej starły się ze sobą na Polach Równowagi. Bitwa ta była najkrwawszą i najokrutniejszą potyczką, jaką kiedykolwiek, ktokolwiek widział lub o której słyszał! Okuci w tytanowe, platynowe i inne zbroje z nieznanych, niesamowicie wytrzymałych metalów wojownicy krzyżowali ze sobą najwymyślniejsze rodzaje oręża i mierzyli do siebie z dziwnych dalekosiężnych rur strzelających metalowymi, ostrymi pociskami. Trup padał gęsto, szczególnie po stronie wojsk Myrtany, które odzwyczajone od walki pozostawiały wiele do życzenia w kwestii wyszkolenia swoich wojowników. Król Retherbar potomek Rhobara widząc nadchodzącą klęskę zdecydował się na użycie jednej z tych potężnych broni, której działanie znali tylko najlepsi techno-magowie. Jego rozkaz został wykonany natychmiast. Część Czarnej Magii, kumulacja nienawiści i strachu pośród walczących oraz obecność Beliara stworzyły potężną falę uderzeniową. Skończyłoby to się zniszczeniem całego świata, gdyby nie moc Adanosa obecna w tym miejscu. W mgnieniu oka fala przemierzyła cały glob niszcząc miliardy istnień i zasiewając chaos. W miejscu wybuchu powstała ogromna pustynia rozciągająca się na tysiące mil. Nieliczni którzy przeżyli tłoczyli się w niewielkich oazach. W innych częściach świata rozległe puszcze zamieniły się miejscami z lodowcami, ląd popękał i powstało wiele kraterów i wulkanów. Na to wszystko pamięć o boskiej trójcy prawie całkiem zaginęła. Nieliczni pamiętający o Innosie, Beliarze i Adanosie bali się rozgłaszać. Lata 1000 do 1064 nazywano Mrocznym Milenium lub Okresem Mroku. Okres Mroku skończył się tak nagle jak się zaczął. Po prostu pewnego dnia jeden z szanowanych mieszkańców największej oazy na terenie dawnego królestwa Myrtany doznał olśnienia poprzez niezwykle realną wizję w której to po pustyni szedł zamaskowany olbrzym w czarnej szacie, a tam gdzie położył stopę wyrastała bujna roślinność i tworzyły się źródła. Stanął on przed ludem i rzekł:
- Jam jest Labeir! Oddajcie mi pokłon, a nie dosięgnie was głód!...
Wieść o nowym bogu najpierw objęła wszystkie oazy przemieszczając się kupieckimi karawanami, a potem zaczęła roznosić się dalej i dalej, aż w roku 1114 każdy znał już Labeira. Jednak nie wszyscy zapomnieli o dawnych bogach. Labeir był postrzegany za fałszywe bóstwo szczególnie w miejscach zamieszkanych przez biedaków. Tam ciągle przekazywano z pokolenia na pokolenie zakazaną prawdę o boskiej trójcy. Wśród bogaczy Labeir był jednak postrzegany za jedynego boga, a to przecież oni trzymali władze. Niewielu było tych, którzy podejmowali się szukać starożytnej wiedzy z przed Mrocznego Milenium i nikomu się to nie udało, aż do dnia, w którym wśród głodu i płaczu na świat przyszedł nieświadomy niczego przyszły bohater...
____________________________________________________________________

Proszę o szczerą ocenę! :wink:
 

Nekromanta Boom

Dzika Karta
Weteran
Dołączył
1.10.2004
Posty
3777
Szczerze. Średnie, trochę krutkie i bez dialogów, ale może w nastepnej części poprawisz to. I wtedy będzie lepiej.
 

BrZyDaL

Member
Dołączył
30.11.2004
Posty
256
Dla mnie to było dobre wie ze dialogów nie ma bo to byl chy ba tylko wstęp opowiadający o czasie przed i w czasie pojawienia się nowgo boga

Dla mnie super
biggrin.gif
 

PsYhOzZy

New Member
Dołączył
5.12.2004
Posty
2
QUOTE Szczerze. Średnie, trochę krutkie i bez dialogów, ale może w nastepnej części poprawisz to. I wtedy będzie lepiej.

A widziałeś na górze napis prolog?? No właśnie. Jak chcesz dialogi, to przeczytaj dalszą część Oto ona:


ROZDZIAŁ I

W oazie Kharionis nastał kolejny, zwyczajny, piekielnie gorący poranek. Wychudzone postacie siedziały na chodnikach przy swoich nędznych lepiankach marząc o deszczu, który nie padał już od trzech miesięcy. Nieopodal w małej kaplicy odbywało się nabożeństwo ku czci Labeira, na które kapłani już od tygodnia zbierali ofiary, zabierając biedakom ostanie kromki chleba i resztki innego pożywienia. Dlatego właśnie wśród plebsu Labeir nie był postrzegany jako bóg. Niektórzy nawet opowiadali swym dzieciom historię o trzech boskich braciach Adanosie- Strzegącym Równowagi, Dobrym i Mądrym Innosie oraz okrutnym Beliarze, który zsyłał cierpienie na wszystkich dobrych ludzi. Tak też działo się w rodzinie Natretaha, jednego z nędzarzy. On i jego żona już od najmłodszych lat wpajali swemu synowi Nutrethowi wiarę w boską trójce, która rzekomo przepadła w Okresie Mroku, ale powróci i zaprowadzi porządek i równowagę.
Teraz jako dorosły Nutreth zna opowieści o tym, co działo się przed Mrocznym Milenium. Jednak ta wiedza nie zdawała mu się na nic w obliczu wszystkich doświadczonych przez jego rodzinę krzywd. Jego ojciec zmarł kilka tygodni temu z powodu pobicia przez kapłańskich sługusów, kiedy odmówił złożenia ofiary Labeirowi. Matka Nutretha była już na skraju wyczerpania. Lata ciężkiej pracy w głodzie oraz rozpacz po utracie męża doprowadziły ją na krawędź między życiem a śmiercią. Teraz kiedy kapłani zabrali im ostatnie zapasy żywności, a woda szybko się kończyła życie matki chłopaka wisiało na włosku. Nutreth postanowił działać. Zgromadzone ofiary składowane były w spiżarni przy kaplicy. Zabranie ich jednak uznawane było za świętokradztwo i karane śmiercią bez uprzedniego osądzenia. Nutreth nie miał jednak nic do stracenia. Jego wychudłe ciało pokryte było mięśniami tak silnymi i wyraźnymi, że można je było bez trudu policzyć nawet z daleka. Znał też podstawy fechtunku i posiadał miecz- prezent od ojca, który zabronił mu go sprzedawać. Wymknął się z domu pod osłoną nocy i ruszył wąskimi uliczkami między lepiankami w stronę kaplicy. Strażnicy kapłańscy trzymali warte na brukowanym placu przed ołtarzem. Spiżarnia znajdowała się wewnątrz kwater kapłanów. Dla sprytnego Nutretha ominięcie strażników nie stanowiło większego problemu. Przykucnął za karłowatym krzakiem i czekał na odpowiedni moment. Kiedy jeden ze strażników odwrócił się, chłopak przebiegł na palcach i stanął za kolumną tuż przy wejściowej kotarze do kwater kapłanów. Przy wejściu stało jednak dwóch strażników. Nutreth podniósł kamień i rzucił nim w okno pilnowanego budynku. Jeden ze strażników odszedł by zobaczyć co się dzieje. Na to właśnie czekał Nutreth. Teraz mógł bez trudu zajść strażnika od tyłu i poderżnąć mu gardło. Przez chwile bił się z myślami. Jeżeli zabije strażnika zostanie stracony bez osądzenia.
- Ale tylko jeżeli mnie złapią- Szepnął do siebie.- To przez te hieny umarł ojciec.
Wyciągając krótki miecz ojca zaszedł cicho strażnika i jednym ruchem przeciął mu tętnice. Tamten nie zdążył nawet krzyknąć. Nutreth czym prędzej zaciągnął go w cień, po czym przeszedł przez kotarę. Korytarz w kapłańskich kwaterach raził w oczy przepychem. Czerwony dywan rozesłany na ziemi oraz złocone ramy obrazów na ścianach i niesamowite rośliny w donicach sprawiały wrażenie, jakby wszedł do królewskiego pałacu. W holu nie było żadnej straży, więc przemknął szybko na jego koniec, gdzie znajdowały się masywne, drewniane, bogato zdobione drzwi ze złotą klamką. Nacisnął ją. Drzwi ustąpiły ukazując okrągłą salę z fontanną pośrodku i wieloma drzwiami dookoła. Drzwi naprzeciwko tych przez które wszedł znacznie się odróżniały. Były jakby skromniejsze jeżeli można tak nazwać masywne palmowe drzwi ozdobione płaskorzeźbą, ze złotą klamką. Domyślił się, że to drzwi do spiżarni natomiast pozostałe prowadzą do komnat kapłanów. Przebiegł przez salę mijając fontannę i nacisnął na klamkę "skromniejszych" drzwi. Były zamknięte. Nutreth przebiegł wzrokiem po pozostałych drzwiach. Znalazł jeszcze jedne wyróżniające się. Te drzwi były jednak przesadnie zdobione. Wyglądały jakby były diamentowo-złotą ścianką. Kiedy je pchnął otworzyły się lekko, a on wśliznął się do komnaty z przytłumionym światłem. Tutaj musiał mieszkać największy kapłan-wizjoner. Miał racje. Na łóżku spała postać, którą widział wiele razy na placu przy kaplicy. Nad łóżkiem znajdował się złoty hak, a na nim duży klucz z tego samego kruszcu. Nutreth wyciągnął po niego lewą rękę. Już go dotknął, kiedy sękata dłoń zacisnęła się na jego przegubie. To kapłan-wizjoner trzymał go za rękę, ale za nim zdążył krzyknąć dostał w twarz wielką pięścią drugiej ręki Nutretha. Ogłuszywszy kapłana chłopak szybko wybiegł z komnaty ściskając w ręce złoty klucz. Wsadził go do dziurki "skromniejszych" drzwi, a następnie nacisnął złotą klamkę. Ustąpiły. Wszedł do środka zamykając drzwi za sobą. Sala była zimna. Chłodzona w jakiś nieznany, prawdopodobnie magiczny sposób. Dookoła stały półki uginające się pod ciężarem leżącym na nich jedzenia.
Nutreth wziął worek i zaczął szybko pakować do niego bochenki chleba, szynki, butelki z wodą, zioła i inny prowiant. Po zapełnieniu całego, wielkiego worka napełnił jeszcze sakwę, którą przypiął do pasa. Uginając się pod ciężarem worka wyszedł z komnaty i poszedł do domu. Nawet z workiem na plecach przemykał niepostrzeżenie między uliczkami. Po chwili stał już przed swoją lepianką. Wszedł do środka i leciutkim szturchnięciem zbudził matkę. Kobieta była bardzo osłabiona, ale gdy zobaczyła worek pełen jedzenia ożywiła się nieco i natychmiast spytała...
- Skąd to masz?
- Ze spiżarni kapłańskiej - Odparł Nutreth zadowolony z siebie.
- Ukradłeś?!- Jęknęła matka.
- Nie. Odebrałem naszą własność- Odparł uśmiechając się.- No może z nawiązką.
- Jeżeli cię złapią to zabiją, bez osądu!- Powiedziała kobieta.
- Nie martw się mamo! Nikt mnie nie widział -Uspokoił matkę Nutreth.
Nic więcej nie mówili, tylko jedli chleb i mięso, zapijając wodą i uśmiechając się do siebie. Na lica matki Nutretha powrócił kolor. Najadłszy się ukryli jedzenie, którego zostało jeszcze co najmniej na tydzień i położyli się spać. Nutreth zapomniał nawet odpiąć sakwy, w której miał jeszcze trochę jedzenia.
Ze spokojnego snu zbudził ich krzyk jakiegoś człowieka.
- To on! Brać go głupcy!...
Otworzywszy oczy Nutreth uświadomił sobie, że w odległości kilku kroków od niego stoi kapłan-wizjoner i trzech strażników.
- Zostawcie go!!!- Krzyczała matka Nutretha.
Chłopak skoczył na bok unikając włóczni strażnika. Drugiego z nich kopnął mocna, trzeciego ominął i stanął naprzeciwko kapłana-wizjonera.
- To za mojego ojca!!!- Syknął i pchnął go mieczem prosto w szyję. Następnie wybiegł z lepianki i pobiegł w stronę bramy wyjazdowej z miasta.

[ : Sob Gru 25, 2004 6:40 pm ]
Szkoda, że nikt nie czyta...
 
Do góry Bottom