Proszę oceniajcie ten prolog,i napiszcie,czy pisać ciąg dalszy czy nie.
Prolog
Quarion Galanodel, jeden z przywódców Elfickiego Ruchu Oporu, przemykał się kanałem. Wiedział, że jeżeli zdradzi się choć najmniejszym dźwiękiem, Hael-Tharowie natychmiast go ujmą. Wracał z miejsca bitwy, którą Ruch Oporu przegrał, a Quarion był jedynym ocalałym. Musiał wrócić do kwatery głównej Ruchu, albo chociaż do jednego z posterunków zanim nastanie świt, gdyż o świcie bramy Ruchu zostawały zamykane, aby żaden z Hael-Tharów nie dostał się przypadkiem do ich siedzib. Cały czas obracał w myślach hasło, dzięki któremu go wpuszczą: "Korn-Lýh". Nagle przystanął i zaczął nasłuchiwać. Z oddali dobiegał do odgłos lekkich kroków, jakby ledwie dotykających ziemi. Natomiast z drugiej strony, czyli z tunelu, którym szedł, dobiegały go odgłosy ciężkich kroków. Dźwięki zbliżały się coraz szybciej. Quarion wpadł w panikę. Jeśli szybko nie znajdzie wyjścia, zostanie złapany. "Obława", pomyślał, "Ktoś w Ruchu zdradził". Przypadł do ściany i zaczął powoli przesuwać się w stronę lekkich kroków, które nagle zamarły. Kurczowo zaciskając rękę na rękojeści swego miecza, Quarion nałożył sobie na głowę kaptur swej opończy, a potem włożył pod niego resztę swych długich, blond włosów, które wcześniej opadały mu na ramiona. Odgłosy ciężko obutych stóp zbliżały się coraz bardziej. Gdy Quarion doszedł do końca korytarza, odetchnął z ulgą. W tunelu przecinającym ten, którym nadszedł, niczego nie zauważył. Jednakże gdy obejrzał się za siebie, dostrzegł światło pochodni, które było nie dalej niż dwadzieścia metrów od niego. Zaczął skradać się do wnęki, która była po drugiej stronie korytarza, gdy nagle usłyszał jakiś dziwny dźwięk za sobą, jakby coś z niewielkiej wysokości spadło na kamienną podłogę w korytarzu. Błyskawicznie obrócił się, jednocześnie dobywając swego miecza. Zobaczył przed sobą gigantycznego pająka, jednego ze sług Hael-Tharów. Pająk zaczął się mu przyglądać, oceniając siłę przeciwnika. Quarion, nie czekając na reakcję wroga, skoczył przed siebie i ciął mieczem. Udało mu się zabić bestię. Odcięta głowa potoczyła się na bok, a ciało w konwulsjach padło na ziemię. W tym samym momencie do korytarza weszło sześciu Hael-Tharów. Z okrzykiem "Kael-Ëtar!" Quarion rzucił się na przeciwników. Gdy tylko zamachnął się na pierwszego z nich, jakaś moc wyrwała mu miecz z ręki. "Mają czarownika", pomyślał ze złością. Jednakże nie dane mu było kontynuować walkę. Hael-Tharowie rzucili się na niego, bijąc go. Gdy stracił przytomność, zaczęli go wiązać, po czym oddalili się tym samym tunelem, którym przyszli. Jednakże czarownik, postawny Hael-Thar, o pociągłej twarzy, podniósł miecz Quariona. Po chwili zauważył runy wyżłobione na klindze. "A więc to jest Kael-Ëtar" uświadomił sobie. Z uśmiechem, którego nie możnaby interpretować na miły sposób, oddalił się korytarzem za swą grupą.
Prolog
Quarion Galanodel, jeden z przywódców Elfickiego Ruchu Oporu, przemykał się kanałem. Wiedział, że jeżeli zdradzi się choć najmniejszym dźwiękiem, Hael-Tharowie natychmiast go ujmą. Wracał z miejsca bitwy, którą Ruch Oporu przegrał, a Quarion był jedynym ocalałym. Musiał wrócić do kwatery głównej Ruchu, albo chociaż do jednego z posterunków zanim nastanie świt, gdyż o świcie bramy Ruchu zostawały zamykane, aby żaden z Hael-Tharów nie dostał się przypadkiem do ich siedzib. Cały czas obracał w myślach hasło, dzięki któremu go wpuszczą: "Korn-Lýh". Nagle przystanął i zaczął nasłuchiwać. Z oddali dobiegał do odgłos lekkich kroków, jakby ledwie dotykających ziemi. Natomiast z drugiej strony, czyli z tunelu, którym szedł, dobiegały go odgłosy ciężkich kroków. Dźwięki zbliżały się coraz szybciej. Quarion wpadł w panikę. Jeśli szybko nie znajdzie wyjścia, zostanie złapany. "Obława", pomyślał, "Ktoś w Ruchu zdradził". Przypadł do ściany i zaczął powoli przesuwać się w stronę lekkich kroków, które nagle zamarły. Kurczowo zaciskając rękę na rękojeści swego miecza, Quarion nałożył sobie na głowę kaptur swej opończy, a potem włożył pod niego resztę swych długich, blond włosów, które wcześniej opadały mu na ramiona. Odgłosy ciężko obutych stóp zbliżały się coraz bardziej. Gdy Quarion doszedł do końca korytarza, odetchnął z ulgą. W tunelu przecinającym ten, którym nadszedł, niczego nie zauważył. Jednakże gdy obejrzał się za siebie, dostrzegł światło pochodni, które było nie dalej niż dwadzieścia metrów od niego. Zaczął skradać się do wnęki, która była po drugiej stronie korytarza, gdy nagle usłyszał jakiś dziwny dźwięk za sobą, jakby coś z niewielkiej wysokości spadło na kamienną podłogę w korytarzu. Błyskawicznie obrócił się, jednocześnie dobywając swego miecza. Zobaczył przed sobą gigantycznego pająka, jednego ze sług Hael-Tharów. Pająk zaczął się mu przyglądać, oceniając siłę przeciwnika. Quarion, nie czekając na reakcję wroga, skoczył przed siebie i ciął mieczem. Udało mu się zabić bestię. Odcięta głowa potoczyła się na bok, a ciało w konwulsjach padło na ziemię. W tym samym momencie do korytarza weszło sześciu Hael-Tharów. Z okrzykiem "Kael-Ëtar!" Quarion rzucił się na przeciwników. Gdy tylko zamachnął się na pierwszego z nich, jakaś moc wyrwała mu miecz z ręki. "Mają czarownika", pomyślał ze złością. Jednakże nie dane mu było kontynuować walkę. Hael-Tharowie rzucili się na niego, bijąc go. Gdy stracił przytomność, zaczęli go wiązać, po czym oddalili się tym samym tunelem, którym przyszli. Jednakże czarownik, postawny Hael-Thar, o pociągłej twarzy, podniósł miecz Quariona. Po chwili zauważył runy wyżłobione na klindze. "A więc to jest Kael-Ëtar" uświadomił sobie. Z uśmiechem, którego nie możnaby interpretować na miły sposób, oddalił się korytarzem za swą grupą.