- Dołączył
- 13.11.2007
- Posty
- 4946
Słońce zbliżało się do miejsca swego górowania na niebie. Było bardzo gorącą. Wszelka zwierzyna chowała się w przyjemnym chłodzie cieni drzew. Południowy, wilgotny wiatr potęgował wysoką temperaturę oraz sprawiał, że nabieranie powietrza do płuc było uciążliwe.
Grupa zakonników wędrowała przez wielką puszczę już około dwie godziny. Pogoda dawała im się we znaki. Nawet w drzewa nie dawały wystarczającego schronienia przez palącym słońcem Co niektórzy byli zziajani, jakby przed chwilą brali udział w wielkiej bitwie. Woda z manierek znikała w zastraszającym tempie. Coraz częstsze pojękiwania w grupie zmusiły Bojana do podjęcia decyzji o postoju.
Zatrzymali się nas małym źródełkiem.
- Odpoczniemy tu chwilę. - Bojan chwycił za swoją manierkę - Uzupełnijmy zapasy wody. Przed nami jeszcze trochę drogi.
Zakonnicy zdjęli z siebie swe obronne okrycia, w środku których czuli się jak w piecu. Delektowali się chwilą odpoczynku, tracąc czujność.
- Ciii! - szepnął Karpielek.
W oddali było słychać odgłosy łamanych gałęzi. Były one coraz wyraźniejsze i dochodziły ze strony niskiej skarpy, z której wybijało źródło. Coś zbliżało się w stronę grupy. Wszyscy szybko chwycili za broń, czekając na rozwój sytuacji.
Po chwili ciszy krzaki rosnące na skarpie zaczęły się "szamotać". Nagle wyskoczyło z nich coś sporych rozmiarów, spadając na Elessara, który upuścił miecz. Zaatakowany zaczął bronić się pięściami. Był w panice, zwłaszcza, że reszta jego towarzyszy tarzała się ze śmiechu na ziemi. Nie wiedział co się dzieje.
- Rangiz, myślałem, że już do nas nie dołączysz - mówił Bojan podając rękę nowemu towarzyszowi wyprawy.
Ten jęczał z bólu, który był spowodowany upadkiem ze skarpy i przywitaniem elessara.
- Elessar, też się cieszę, że cię widzę, ale nie musisz mnie tak aktywnie witać. - mówił Rangiz, jęcząc a jednocześnie śmiejąc się.
Grupa zakonników wędrowała przez wielką puszczę już około dwie godziny. Pogoda dawała im się we znaki. Nawet w drzewa nie dawały wystarczającego schronienia przez palącym słońcem Co niektórzy byli zziajani, jakby przed chwilą brali udział w wielkiej bitwie. Woda z manierek znikała w zastraszającym tempie. Coraz częstsze pojękiwania w grupie zmusiły Bojana do podjęcia decyzji o postoju.
Zatrzymali się nas małym źródełkiem.
- Odpoczniemy tu chwilę. - Bojan chwycił za swoją manierkę - Uzupełnijmy zapasy wody. Przed nami jeszcze trochę drogi.
Zakonnicy zdjęli z siebie swe obronne okrycia, w środku których czuli się jak w piecu. Delektowali się chwilą odpoczynku, tracąc czujność.
- Ciii! - szepnął Karpielek.
W oddali było słychać odgłosy łamanych gałęzi. Były one coraz wyraźniejsze i dochodziły ze strony niskiej skarpy, z której wybijało źródło. Coś zbliżało się w stronę grupy. Wszyscy szybko chwycili za broń, czekając na rozwój sytuacji.
Po chwili ciszy krzaki rosnące na skarpie zaczęły się "szamotać". Nagle wyskoczyło z nich coś sporych rozmiarów, spadając na Elessara, który upuścił miecz. Zaatakowany zaczął bronić się pięściami. Był w panice, zwłaszcza, że reszta jego towarzyszy tarzała się ze śmiechu na ziemi. Nie wiedział co się dzieje.
- Rangiz, myślałem, że już do nas nie dołączysz - mówił Bojan podając rękę nowemu towarzyszowi wyprawy.
Ten jęczał z bólu, który był spowodowany upadkiem ze skarpy i przywitaniem elessara.
- Elessar, też się cieszę, że cię widzę, ale nie musisz mnie tak aktywnie witać. - mówił Rangiz, jęcząc a jednocześnie śmiejąc się.