Lord Viqux
Member
- Dołączył
- 29.6.2005
- Posty
- 316
No dobrze... trochę mnie nie było, ale jest następna część. I to nie jest wcale koniec, bo mam plany, jakby to dalej wszystko zrobić.
Chciałem jeszcze daodać słówko; ktoś mi powiedział, że w drugiej części nie opisów, czy jest ich za mało... Tłumacze się: po co mam opisywać byudynek, skoro każdy wie jak wygląda budynek, chodnik? To są sprawy takie codzienne, zwykłe i myślę że nie co opisywać to. Natomiast drzewa, kwiaty, morze, ogólnie przyroda jest na tyle piękna, by ją ubrać w słowa... dlatego opiszę drzewo, a nie opiszę budynku. Mam nadzieję, że łapiecie o co chodzi.
Ale to wszystko nie znaczy, że opisów nie będzie
Zlecenie
-A więc sądzisz, że umiesz polować na dzikie zwierzęta? – spytał Bosper.
Alexis od razu poszedł do tego myśliwego, mieszającego w domu przy głównej ulicy. Chciał jak najszybciej zacząć jakąś pracę, by móc samemu zarobić na swe utrzymanie.
-Tak.
-Ale muszę wiedzieć więcej o tobie…
-Pochodzę z kontynentu.
-Po twoich włosach można się łatwo domyślić. Ludzie z Khorinis nigdy nie noszą długich, czarnych włosów. Już prędzej krótkie. Kontynuuj.
-Przypłynąłem tu łodzią, która się rozbiła podczas sztormu – rzekł Alexis. – Żyję, ale sam nie wiem jak to się stało. Gdy statek mój zatonął, straciłem przytomność. Obudziłem się na statku piratów. Chcieli mi zabrać wszystko co miałem i uczynić niewolnikiem. Ale uciekłem im.
-Greg i jego banda – mruknął pod nosem Bosper. – Niezwykły wyczyn uciec tym morskim szczurom. Znam ich dobrze, bo kiedyś zaatakowali mój statek, przewożący na kontynent wilcze futra. Na szczęście do brzegu nie było daleko, więc wziąłem łódź ratunkową i zwiałem… Te dranie nie są agresywne, nie mordują jak bandyci, ale mają szalonego bzika na punkcie złota. Wielu z nich dało by sobie uciąć prawą rękę, by otrzymać trochę błyskotek. Wariaci.
-Ale wracając do ciebie, panie z kontynentu – myśliwy przeszył Alexisa wzrokiem. – Jeśli chcesz u mnie pracować, musisz przejść próbę.
-Jaką?
-Skoro twierdzisz, że jesteś taki dobry w polowaniu, to przynieś mi 10 wilczych futer i coś extra, na przykład skórę cieniostwora.
-Dobra. Te futra nie będą problemem.
-To nie wszystko – dodał Bosper. – W Khorinis panuje pewien zwyczaj – jeśli chcesz być czeladnikiem u jednego z nas, pozostali muszą wyrazić zgodę. Pozostali to: Matteo kupiec; Harad kowal; Thorben stolarz i Constantino zielarz. Musisz im się spodobać, to zagłosują na ciebie.
-Rozumiem.
-To przynieś mi te futra, ale nie ociągaj się!
Alexis postanowił najpierw uzyskać zgodę u pozostałych mistrzów, nim pójdzie po futra dla Bospera. Skierował się najpierw w stronę kuźni, przy której pracowała dwójka ludzi. Podszedł do potężnie zbudowanego mężczyzny średniego wieku, który właśnie młotem obijał stal.
-Czy ty jesteś Harad, mistrz kowalstwa? – spytał młodzieniec.
-Tak, to ja – odparł kowal, nadal kując broń.
-Chciałbym uzyskać twoją zgodę. Chcę pracować u Bospera.
Harad podszedł do wielkiego, kamiennego koła i zaczął je rozkręcać. Kiedy ów koło nabrało prędkość, Harad zaczął na nim ostrzyć broń. Dopiero wtedy rzekł:
-Musisz mi udowodnić, że potrafisz w walce wykazać się odwagą. Upoluj mi jakieś dzikie zwierze, albo pokonaj orka, to wtedy na ciebie zagłosuję.
-Co konkretnie mam zrobić?
-Przynieś mi broń, czy zbroję orka… Albo trofea jakiegoś dzikiego zwierza.
-Może być troll?
Harad zaczął się śmiać.
-Chłopcze, trolla nie zabijesz. Jesteś za młody.
-Zobaczymy – odparł Alexis i odszedł.
Naprawdę zamierzał zabić trolla.
Teraz już zostało mu tylko dwóch. Spytał przechodzącego strażnika miejskiego, gdzie może znaleźć kupca Mattea.
-Widzisz ten dom, po prawej? – spytał odziany w czerwoną zbroję mężczyzna, wskazując na drewniany budynek, zbudowany naprzeciw sklepu Bospera. Wywieszona przed drzwiami była tabliczka z kilkoma butelkami, czy czymś podobnym.
-Tam mieszka kupiec Matteo. Uważaj na niego, bo ma wpływy w mieście. A po co chcesz do niego iść? – dopytywał się strażnik.
-Nie twój interes – odwarknął Alexis, zdenerwowany namolnością mężczyzny. Jak można być tak wścibskim człowiekiem? Na kontynencie każdy żył własnym życiem, nikt nie pytał się nikogo „a gdzie idziesz?”, „a dokąd to?”, „czego tu szukasz?”. Tutaj strażnicy miejscy wpychają się do wielu nie swoich spraw.
-Nie zadzieraj ze mną – przestrzegł go mężczyzna. – Możesz pożałować, jeśli nie będziesz w stosunku do mnie bardziej uprzejmy.
-Ale się boję – zadrwił Alexis. – Ciekawe, co może mi zrobić taki pies jak ty?
To się stało w ciągu sekundy. Rozzłoszczony strażnik wyciągną miecz i zaatakował młodzieńca. Ten za to odskoczył szybko w bok i wyciągnął swój. Blask słońca odbił się w magicznym mieczu, który błyszczał i odbijał światło, które rzucało słońce.
Strażnik jednak był zbyt rozzłoszczony, by zważać na to, że świetny miecz jego przeciwnika świadczy niewątpliwie o wysokiej klasie młodego wojownika. Nie zważając na nic, zamachnął się, chcąc uderzyć w korpus. Alexis był jednak zbyt doświadczony i szybki, by mogło go to zaskoczyć. Zablokował cios i z obrotem ciął od dołu, a zdezorientowany strażnik odskoczył do tyłu. Teraz dopiero zrozumiał, że w tej walce nie ma szans. Młodzieniec panował nad swą bronią tak szybko i sprawnie, a jego miecz był bardzo długi.
Przerażony strażnik stał nieruchomo z bronią w ręku, niewiedzą co począć. Wtem nagle Alexis złapał swoją broń obiema dłońmi i wykorzystując zamach całego ciała uderzył… nie w strażnika… lecz w jego miecz, który natychmiast pod siłą ciosu wyrwał się z ręki mężczyźnie i uderzył o najbliższą strażniczą wieżę. Wtedy pękł z okropnym trzaskiem.
Wszyscy, którzy oglądali walkę byli oszołomieni i zdumieni. Alexis, nie zważając na ich zdumione spojrzenia, ruszył w stronę domu kupca Matteo, by uzyskać jego zgodę.
-Witam – powiedział, wchodząc do sklepu, który wskazał mu, pokonany przed chwilą strażnik.
-Witaj młodzieńcze – rzekł mężczyzna, stojący za ladą w swoim domu. – Nazywam się Matteo, sprzedaję artykuły bardzo różne, od zbroi, po jedzenie. Chcesz coś kupić?
-Właściwie to przyszedłem po twoją zgodę – powiedział niepewnie Alexis. – Pieniędzy za bardzo nie mam. Dlatego chcę pracować dla Bospera. On mówi, ze musisz się na to zgodzić, ty i pozostali mistrzowie. Co mam zrobić, by uzyskać twoją zgodę?
Matteo zamyślił się. Zastanawiał się, czy ufać temu młodzieńcowi. W końcu rzekł:
-Mam dla ciebie robótkę. Jeśli jesteś uczciwy, zyskasz moją zgodę, jeśli nie, pożałujesz.
-W czym rzecz?
-Masz pójść do lichwiarza Lehmara i oddać mu mój dług. Dam ci pieniądze. Ale jeśli dasz nogę z moją kasą, to zapewniam cię: wyślę wszystkich strażników miejskich by cię dorwali i przywlekli do mnie. Od razu mówię, że nie będą specjalnie uprzejmi.
-Zgadzam się.
Matteo dał mu odliczone 350 złotych monet.
-Idź do niego i wróć za chwilę. Z kartką od Lehmara. Chcę mieć pewność, że spłaciłeś mój dług.
Alexis od razu poszedł do Lehmara. Ten bardzo zdziwił się na jego widok.
-Tak szybko oddajesz kasę? – spytał. – Pożyczyłeś ledwie kilka godzin temu.
-Ja…
-A, co mnie to obchodzi. Dawaj kasę i do widzenia, chyba, że masz coś jeszcze do powiedzenia…
-Stop! – krzyknął poirytowany tym wszystkim Alexis. – Zamknij się na chwilę i daj mi skończyć!
Lehmar tylko uśmiechnął się szyderczo.
-Nie przyszedłem spłacić swojego długu – rzekł Alexis. – Matteo dał mi forsę, bym ci oddał. Te 350 monet, to dług Mattea – rzucił mu wielką sakwę. – A teraz dawaj kwitek, spieszę się.
-Jak sobie chcesz – mruknął Lehmar. – Wyjął swą rachunkową księgę i przekreślił w niej coś, a potem zapisał szybko, po czym wyrwał całą stronę. Dał ją Alexisowi.
-Masz – powiedział. – Zanieś to Matteo.
-No wreszcie. Do zobaczenia.
Po uzyskaniu zgody Mattea, młodzieniec skierował się w stronę mieszkania Constantino.
-Cześć – rzekł na wstępie. – Mam dla ciebie prośbę.
-Co chcesz?
-Przyszedłem po twoją zgodę, mistrzu.
-Nie ma sprawy – odparł Constantino.
-Dzięki. – Alexis odetchnął z ulgą i uśmiechnął się.
-Nie ciesz się tak – rzekł ponuro zielarz.
Uśmiech na twarzy młodzieńca nieco przyblakł.
-Coś się stało? – spytał z niepokojem.
-Tak. Chcesz pracować dla Bospera, czyż nie?
-No…
-No to musisz uzyskać zgodę pozostałych mistrzów, wiesz o tym.
-Tak. Nie byłem tylko u Thorbena.
-No i w tym cały problem – mruknął Constantino. – Widział twoją bójkę ze strażnikiem miejskim. Ten stolarz gardzi przemocą. Możesz mieć z nim problem.
-Ale… jak to?
-Wieści w Khorinis szybko się rozchodzą.
Alexis zacisnął pięści ze złości.
-No to co mam zrobić, do jasnej cholery? – spytał ostro.
-Nie wiem. Wymyśl coś.
-No jasne, wymyśl coś!
-Ja ci nie pomogę… Ale ciesz się, że ostrzegłem cię, zanim było za późno. Gdybyś do niego teraz poszedł, zostałbyś wywalony za drzwi. Gubernator dobrałby ci się do skóry… Radzę ci od razu pójść do dowódcy straży miejskiej.
-Dzięki – przerwał mu Alexis i wyszedł.
Od razu poszedł do koszar.
-Gdzie znajdę dowódcę straży miejskiej? – spytał dziwnego człowieka, który sprzedawał na placu tytoń.
-Ach, zwą go Wulfgar – rzekł mężczyzna. – Jest tam, gdzie być powinien… – oznajmił śpiewnym tonem i wciągnął w płuca zielony dym.
-Czyli gdzie?
-Ach, cierpliwości chłopcze…
-Dowiem się od ciebie gdzie jest ten Wulfgar, czy nie?
-Ach, te młode, nieokiełznane umysły – westchnął człowiek. – Za moich czasów…
-Dobra, zamknij mordę. – Alexis odwrócił się i odszedł.
Po kilku minutach błądzenia po mieście wreszcie trafił dużego budynku, gdzie kilku strażników trenowało pod czujnym okiem dobrze zbudowanego mężczyzny, w ciężkiej, złoconej zbroi, identycznej, do tych, którzy mieli strażnicy na kontynencie. Podszedł do niego, pewny, że stoi przed nim Wulfgar. Strażnik pierwszy się odezwał.
-To ty jesteś tym człowiekiem, który sprowokował bójkę ze strażnikiem, a potem zniszczył mu miecz?
Alexis stracił dobry humor. Pomyślał, że zaraz będzie musiał zapłacić grzywnę, za zakłócanie porządku publicznego.
-Tak, to ja – mruknął.
-Mam dla ciebie propozycję – rzekł Wulfgar poważnym tonem.
Alexis nadstawił uszu.
-Słucham?
-Chcę, żeby było to jasne – musi to pozostać między nami.
-Rozumiem.
-Dlatego pójdziesz teraz ze mną. – Wulfgar zabrał do jakiegoś pomieszczenia, w którym stał jeszcze jeden strażnik. – Odejdź – powiedział mu. Mężczyzna wtedy odszedł bez słowa na zewnątrz. Alexis rzekł do Wulfgara:
-Powiesz mi wreszcie o co chodzi?
-Teraz tak – odparł Wulfgar. – Nie zapłacisz grzywny za pobicie strażnika, ale musisz coś dla mnie zrobić. Świadkowie walki twierdzili, że świetnie władasz mieczem. Nie obchodzi mnie kim jesteś, ale mam dla ciebie misję, którą musi wykonać człowiek, potrafiący dobrze walczyć. Będzie to dla ciebie szansa, na wykazanie się. Rozumiesz?
-Do rzeczy.
-W Khorinis mieszka pewien człowiek – zwą go Diego. To mój zaufany człowiek. Musisz go odnaleźć.
-Tak po prostu?
-Tak, lecz to nie takie proste. Został on porwany przez bardzo niebezpiecznych ludzi. Oni chcą utworzyć w mieście tajną organizację, zajmującą się handlem zielem, ściąganiem długów, zabijaniem na zlecenie. Nie wiem, gdzie oni są, ale wiem, kto może coś o tym wiedzieć. Nie pójdę do niego, bo wszyscy wiedzą, że jestem strażnikiem. Ale ty jesteś tu nowy. Możesz udawać, że chcesz do nich dołączyć. Tylko wtedy możesz dotrzeć do szefa tej bandy. Będziesz musiał go zabić.
-Dlaczego porwali Diega?
-Jest to człowiek, który zna tu wszystkich, ma wszędzie kontakty. Będzie mógł im powiedzieć, kto lubi zabijać, kto jest dobrym złodziejem, do kogo mają się skierować po zlecenia. Uratuj go i sprowadź do mnie.
-Jak go rozpoznam?
-To wysoki, chudy człowiek ze śniadą cerą. Ma włosy związane w kucyk. Jest bardzo charakterystyczny, powinieneś go poznać jak zobaczysz jego portret – mówiąc to wyciągną z kieszeni kartkę papieru, na której był namalowany jakiś człowiek. Diego.
-Dobra – rzekł Alexis. – Podejmę się tego zadania. Do kogo mam się zwrócić?
-W knajpie jest koleś, imieniem Nagur. Wszyscy wiedzą, że nieciekawy to typek. Porozmawiaj z nim. Myślę, że miejscowy barman też coś wie.
-Dobra, wezmę się jutro do roboty.
-Bylebyś długo nie zwlekał.
-Ma się rozumieć. Ale najpierw mi powiedz, gdzie mogę spać.
-Tu, w koszarach. Ale już chcesz się położyć? Słońce jeszcze nie zaszło.
-Jutro czekam mnie ciężki dzień.
Oceńcie od 0 do 10:
dialogi
styl
język (czy przyjemnie się czyta)
opisy
fabuła
całość
Z góry dzięki!
Chciałem jeszcze daodać słówko; ktoś mi powiedział, że w drugiej części nie opisów, czy jest ich za mało... Tłumacze się: po co mam opisywać byudynek, skoro każdy wie jak wygląda budynek, chodnik? To są sprawy takie codzienne, zwykłe i myślę że nie co opisywać to. Natomiast drzewa, kwiaty, morze, ogólnie przyroda jest na tyle piękna, by ją ubrać w słowa... dlatego opiszę drzewo, a nie opiszę budynku. Mam nadzieję, że łapiecie o co chodzi.
Ale to wszystko nie znaczy, że opisów nie będzie
Zlecenie
-A więc sądzisz, że umiesz polować na dzikie zwierzęta? – spytał Bosper.
Alexis od razu poszedł do tego myśliwego, mieszającego w domu przy głównej ulicy. Chciał jak najszybciej zacząć jakąś pracę, by móc samemu zarobić na swe utrzymanie.
-Tak.
-Ale muszę wiedzieć więcej o tobie…
-Pochodzę z kontynentu.
-Po twoich włosach można się łatwo domyślić. Ludzie z Khorinis nigdy nie noszą długich, czarnych włosów. Już prędzej krótkie. Kontynuuj.
-Przypłynąłem tu łodzią, która się rozbiła podczas sztormu – rzekł Alexis. – Żyję, ale sam nie wiem jak to się stało. Gdy statek mój zatonął, straciłem przytomność. Obudziłem się na statku piratów. Chcieli mi zabrać wszystko co miałem i uczynić niewolnikiem. Ale uciekłem im.
-Greg i jego banda – mruknął pod nosem Bosper. – Niezwykły wyczyn uciec tym morskim szczurom. Znam ich dobrze, bo kiedyś zaatakowali mój statek, przewożący na kontynent wilcze futra. Na szczęście do brzegu nie było daleko, więc wziąłem łódź ratunkową i zwiałem… Te dranie nie są agresywne, nie mordują jak bandyci, ale mają szalonego bzika na punkcie złota. Wielu z nich dało by sobie uciąć prawą rękę, by otrzymać trochę błyskotek. Wariaci.
-Ale wracając do ciebie, panie z kontynentu – myśliwy przeszył Alexisa wzrokiem. – Jeśli chcesz u mnie pracować, musisz przejść próbę.
-Jaką?
-Skoro twierdzisz, że jesteś taki dobry w polowaniu, to przynieś mi 10 wilczych futer i coś extra, na przykład skórę cieniostwora.
-Dobra. Te futra nie będą problemem.
-To nie wszystko – dodał Bosper. – W Khorinis panuje pewien zwyczaj – jeśli chcesz być czeladnikiem u jednego z nas, pozostali muszą wyrazić zgodę. Pozostali to: Matteo kupiec; Harad kowal; Thorben stolarz i Constantino zielarz. Musisz im się spodobać, to zagłosują na ciebie.
-Rozumiem.
-To przynieś mi te futra, ale nie ociągaj się!
Alexis postanowił najpierw uzyskać zgodę u pozostałych mistrzów, nim pójdzie po futra dla Bospera. Skierował się najpierw w stronę kuźni, przy której pracowała dwójka ludzi. Podszedł do potężnie zbudowanego mężczyzny średniego wieku, który właśnie młotem obijał stal.
-Czy ty jesteś Harad, mistrz kowalstwa? – spytał młodzieniec.
-Tak, to ja – odparł kowal, nadal kując broń.
-Chciałbym uzyskać twoją zgodę. Chcę pracować u Bospera.
Harad podszedł do wielkiego, kamiennego koła i zaczął je rozkręcać. Kiedy ów koło nabrało prędkość, Harad zaczął na nim ostrzyć broń. Dopiero wtedy rzekł:
-Musisz mi udowodnić, że potrafisz w walce wykazać się odwagą. Upoluj mi jakieś dzikie zwierze, albo pokonaj orka, to wtedy na ciebie zagłosuję.
-Co konkretnie mam zrobić?
-Przynieś mi broń, czy zbroję orka… Albo trofea jakiegoś dzikiego zwierza.
-Może być troll?
Harad zaczął się śmiać.
-Chłopcze, trolla nie zabijesz. Jesteś za młody.
-Zobaczymy – odparł Alexis i odszedł.
Naprawdę zamierzał zabić trolla.
Teraz już zostało mu tylko dwóch. Spytał przechodzącego strażnika miejskiego, gdzie może znaleźć kupca Mattea.
-Widzisz ten dom, po prawej? – spytał odziany w czerwoną zbroję mężczyzna, wskazując na drewniany budynek, zbudowany naprzeciw sklepu Bospera. Wywieszona przed drzwiami była tabliczka z kilkoma butelkami, czy czymś podobnym.
-Tam mieszka kupiec Matteo. Uważaj na niego, bo ma wpływy w mieście. A po co chcesz do niego iść? – dopytywał się strażnik.
-Nie twój interes – odwarknął Alexis, zdenerwowany namolnością mężczyzny. Jak można być tak wścibskim człowiekiem? Na kontynencie każdy żył własnym życiem, nikt nie pytał się nikogo „a gdzie idziesz?”, „a dokąd to?”, „czego tu szukasz?”. Tutaj strażnicy miejscy wpychają się do wielu nie swoich spraw.
-Nie zadzieraj ze mną – przestrzegł go mężczyzna. – Możesz pożałować, jeśli nie będziesz w stosunku do mnie bardziej uprzejmy.
-Ale się boję – zadrwił Alexis. – Ciekawe, co może mi zrobić taki pies jak ty?
To się stało w ciągu sekundy. Rozzłoszczony strażnik wyciągną miecz i zaatakował młodzieńca. Ten za to odskoczył szybko w bok i wyciągnął swój. Blask słońca odbił się w magicznym mieczu, który błyszczał i odbijał światło, które rzucało słońce.
Strażnik jednak był zbyt rozzłoszczony, by zważać na to, że świetny miecz jego przeciwnika świadczy niewątpliwie o wysokiej klasie młodego wojownika. Nie zważając na nic, zamachnął się, chcąc uderzyć w korpus. Alexis był jednak zbyt doświadczony i szybki, by mogło go to zaskoczyć. Zablokował cios i z obrotem ciął od dołu, a zdezorientowany strażnik odskoczył do tyłu. Teraz dopiero zrozumiał, że w tej walce nie ma szans. Młodzieniec panował nad swą bronią tak szybko i sprawnie, a jego miecz był bardzo długi.
Przerażony strażnik stał nieruchomo z bronią w ręku, niewiedzą co począć. Wtem nagle Alexis złapał swoją broń obiema dłońmi i wykorzystując zamach całego ciała uderzył… nie w strażnika… lecz w jego miecz, który natychmiast pod siłą ciosu wyrwał się z ręki mężczyźnie i uderzył o najbliższą strażniczą wieżę. Wtedy pękł z okropnym trzaskiem.
Wszyscy, którzy oglądali walkę byli oszołomieni i zdumieni. Alexis, nie zważając na ich zdumione spojrzenia, ruszył w stronę domu kupca Matteo, by uzyskać jego zgodę.
-Witam – powiedział, wchodząc do sklepu, który wskazał mu, pokonany przed chwilą strażnik.
-Witaj młodzieńcze – rzekł mężczyzna, stojący za ladą w swoim domu. – Nazywam się Matteo, sprzedaję artykuły bardzo różne, od zbroi, po jedzenie. Chcesz coś kupić?
-Właściwie to przyszedłem po twoją zgodę – powiedział niepewnie Alexis. – Pieniędzy za bardzo nie mam. Dlatego chcę pracować dla Bospera. On mówi, ze musisz się na to zgodzić, ty i pozostali mistrzowie. Co mam zrobić, by uzyskać twoją zgodę?
Matteo zamyślił się. Zastanawiał się, czy ufać temu młodzieńcowi. W końcu rzekł:
-Mam dla ciebie robótkę. Jeśli jesteś uczciwy, zyskasz moją zgodę, jeśli nie, pożałujesz.
-W czym rzecz?
-Masz pójść do lichwiarza Lehmara i oddać mu mój dług. Dam ci pieniądze. Ale jeśli dasz nogę z moją kasą, to zapewniam cię: wyślę wszystkich strażników miejskich by cię dorwali i przywlekli do mnie. Od razu mówię, że nie będą specjalnie uprzejmi.
-Zgadzam się.
Matteo dał mu odliczone 350 złotych monet.
-Idź do niego i wróć za chwilę. Z kartką od Lehmara. Chcę mieć pewność, że spłaciłeś mój dług.
Alexis od razu poszedł do Lehmara. Ten bardzo zdziwił się na jego widok.
-Tak szybko oddajesz kasę? – spytał. – Pożyczyłeś ledwie kilka godzin temu.
-Ja…
-A, co mnie to obchodzi. Dawaj kasę i do widzenia, chyba, że masz coś jeszcze do powiedzenia…
-Stop! – krzyknął poirytowany tym wszystkim Alexis. – Zamknij się na chwilę i daj mi skończyć!
Lehmar tylko uśmiechnął się szyderczo.
-Nie przyszedłem spłacić swojego długu – rzekł Alexis. – Matteo dał mi forsę, bym ci oddał. Te 350 monet, to dług Mattea – rzucił mu wielką sakwę. – A teraz dawaj kwitek, spieszę się.
-Jak sobie chcesz – mruknął Lehmar. – Wyjął swą rachunkową księgę i przekreślił w niej coś, a potem zapisał szybko, po czym wyrwał całą stronę. Dał ją Alexisowi.
-Masz – powiedział. – Zanieś to Matteo.
-No wreszcie. Do zobaczenia.
Po uzyskaniu zgody Mattea, młodzieniec skierował się w stronę mieszkania Constantino.
-Cześć – rzekł na wstępie. – Mam dla ciebie prośbę.
-Co chcesz?
-Przyszedłem po twoją zgodę, mistrzu.
-Nie ma sprawy – odparł Constantino.
-Dzięki. – Alexis odetchnął z ulgą i uśmiechnął się.
-Nie ciesz się tak – rzekł ponuro zielarz.
Uśmiech na twarzy młodzieńca nieco przyblakł.
-Coś się stało? – spytał z niepokojem.
-Tak. Chcesz pracować dla Bospera, czyż nie?
-No…
-No to musisz uzyskać zgodę pozostałych mistrzów, wiesz o tym.
-Tak. Nie byłem tylko u Thorbena.
-No i w tym cały problem – mruknął Constantino. – Widział twoją bójkę ze strażnikiem miejskim. Ten stolarz gardzi przemocą. Możesz mieć z nim problem.
-Ale… jak to?
-Wieści w Khorinis szybko się rozchodzą.
Alexis zacisnął pięści ze złości.
-No to co mam zrobić, do jasnej cholery? – spytał ostro.
-Nie wiem. Wymyśl coś.
-No jasne, wymyśl coś!
-Ja ci nie pomogę… Ale ciesz się, że ostrzegłem cię, zanim było za późno. Gdybyś do niego teraz poszedł, zostałbyś wywalony za drzwi. Gubernator dobrałby ci się do skóry… Radzę ci od razu pójść do dowódcy straży miejskiej.
-Dzięki – przerwał mu Alexis i wyszedł.
Od razu poszedł do koszar.
-Gdzie znajdę dowódcę straży miejskiej? – spytał dziwnego człowieka, który sprzedawał na placu tytoń.
-Ach, zwą go Wulfgar – rzekł mężczyzna. – Jest tam, gdzie być powinien… – oznajmił śpiewnym tonem i wciągnął w płuca zielony dym.
-Czyli gdzie?
-Ach, cierpliwości chłopcze…
-Dowiem się od ciebie gdzie jest ten Wulfgar, czy nie?
-Ach, te młode, nieokiełznane umysły – westchnął człowiek. – Za moich czasów…
-Dobra, zamknij mordę. – Alexis odwrócił się i odszedł.
Po kilku minutach błądzenia po mieście wreszcie trafił dużego budynku, gdzie kilku strażników trenowało pod czujnym okiem dobrze zbudowanego mężczyzny, w ciężkiej, złoconej zbroi, identycznej, do tych, którzy mieli strażnicy na kontynencie. Podszedł do niego, pewny, że stoi przed nim Wulfgar. Strażnik pierwszy się odezwał.
-To ty jesteś tym człowiekiem, który sprowokował bójkę ze strażnikiem, a potem zniszczył mu miecz?
Alexis stracił dobry humor. Pomyślał, że zaraz będzie musiał zapłacić grzywnę, za zakłócanie porządku publicznego.
-Tak, to ja – mruknął.
-Mam dla ciebie propozycję – rzekł Wulfgar poważnym tonem.
Alexis nadstawił uszu.
-Słucham?
-Chcę, żeby było to jasne – musi to pozostać między nami.
-Rozumiem.
-Dlatego pójdziesz teraz ze mną. – Wulfgar zabrał do jakiegoś pomieszczenia, w którym stał jeszcze jeden strażnik. – Odejdź – powiedział mu. Mężczyzna wtedy odszedł bez słowa na zewnątrz. Alexis rzekł do Wulfgara:
-Powiesz mi wreszcie o co chodzi?
-Teraz tak – odparł Wulfgar. – Nie zapłacisz grzywny za pobicie strażnika, ale musisz coś dla mnie zrobić. Świadkowie walki twierdzili, że świetnie władasz mieczem. Nie obchodzi mnie kim jesteś, ale mam dla ciebie misję, którą musi wykonać człowiek, potrafiący dobrze walczyć. Będzie to dla ciebie szansa, na wykazanie się. Rozumiesz?
-Do rzeczy.
-W Khorinis mieszka pewien człowiek – zwą go Diego. To mój zaufany człowiek. Musisz go odnaleźć.
-Tak po prostu?
-Tak, lecz to nie takie proste. Został on porwany przez bardzo niebezpiecznych ludzi. Oni chcą utworzyć w mieście tajną organizację, zajmującą się handlem zielem, ściąganiem długów, zabijaniem na zlecenie. Nie wiem, gdzie oni są, ale wiem, kto może coś o tym wiedzieć. Nie pójdę do niego, bo wszyscy wiedzą, że jestem strażnikiem. Ale ty jesteś tu nowy. Możesz udawać, że chcesz do nich dołączyć. Tylko wtedy możesz dotrzeć do szefa tej bandy. Będziesz musiał go zabić.
-Dlaczego porwali Diega?
-Jest to człowiek, który zna tu wszystkich, ma wszędzie kontakty. Będzie mógł im powiedzieć, kto lubi zabijać, kto jest dobrym złodziejem, do kogo mają się skierować po zlecenia. Uratuj go i sprowadź do mnie.
-Jak go rozpoznam?
-To wysoki, chudy człowiek ze śniadą cerą. Ma włosy związane w kucyk. Jest bardzo charakterystyczny, powinieneś go poznać jak zobaczysz jego portret – mówiąc to wyciągną z kieszeni kartkę papieru, na której był namalowany jakiś człowiek. Diego.
-Dobra – rzekł Alexis. – Podejmę się tego zadania. Do kogo mam się zwrócić?
-W knajpie jest koleś, imieniem Nagur. Wszyscy wiedzą, że nieciekawy to typek. Porozmawiaj z nim. Myślę, że miejscowy barman też coś wie.
-Dobra, wezmę się jutro do roboty.
-Bylebyś długo nie zwlekał.
-Ma się rozumieć. Ale najpierw mi powiedz, gdzie mogę spać.
-Tu, w koszarach. Ale już chcesz się położyć? Słońce jeszcze nie zaszło.
-Jutro czekam mnie ciężki dzień.
Oceńcie od 0 do 10:
dialogi
styl
język (czy przyjemnie się czyta)
opisy
fabuła
całość
Z góry dzięki!