Człowiek Z Kontynentu

viqux

Member
Dołączył
20.5.2005
Posty
252
Zamieszczam tutaj dwa rozdziały mojej opowieści. Oceńcie, czy ma być więcej. Chciałem tylko dodać, że rozdział I był już, ale musiałem założyć nowy temat, bo w starym nikt nie czytał
dry.gif
dalszych części zastanawiam się, czy pisać dalej, więc przeczytajcie rozdział II i napiszcie, czy ma być zamieszczony ciątg dalszy!!!
Jeśli ktoś nie czytał rozdziału I, to może oczyeiście go przeczytać.

Przysięga i mistrz
Alexis był mężczyzną pochodzącym z kontynentu, o długich czarnych włosach sięgających nieco za ramiona, głównie spiętych z tyłu w kucyk. Miał ciemne, brązowe oczy, rzucające bystre i przenikliwe spojrzenie i lekko pociemniałą karnację od mnóstwa godzin spędzonych na polowaniu. Jeśli chodzi o siłę czy zręczność, to nie był szczególnie silny; bardziej polegał na celnym oku i zręczności. Najczęściej wykorzystywał w walce ze zwierzętami swoją szybkość i sprawność. Zadawał ciosy szybkie, ale o małych obrażeniach.
Pochodził z bardzo szanowanej i bogatej rodziny magnackiej, która miała znaczny wpływ na króla Robara I. Alexis nie był jednak księciem, lubiącym wygodne łóżko i jedwabną pościel przepięknie na nim posłaną. W przeciwieństwie do rodziców, kochał naturę. Kiedy był mały, wymykał się nocą z domu by zapolować na małą zwierzynę – olbrzymie szczury, mali krwiopijcy, czasem udało mu się pokonać ścierwojada. Biorąc to wszystko pod uwagę, wkrótce nauczył się świetnie strzelać z łuku, oraz jako tako władać mieczem jednoręcznym.
Kiedy podrósł i mógł zadecydować o własnym życiu, pierwsze co zrobił, to poszedł do znanego żołnierza – Guerosa, by ten nauczył go władać mieczem. Alexis wydał całe pieniądze zaoszczędzone od dziecka, gdyż treningi były bardzo drogie. Idąc na pierwsze spotkanie, aż dygotał z podniecenia.
Wszedł na dziedziniec oddzielający plac zewnętrzny od terenów Guerosa. Rozglądając się niepewnie, wszedł do Sali treningowej, która mieściła się tuż obok domu nauczyciela.
Pomieszczenie, w którym się znalazł było dziwne – zupełnie inaczej sobie wyobrażał salę treningową najlepszego nauczyciela w królestwie rozpościerającym swe tereny bardzo daleko. Pomyślał, że znajdzie ładną, dobrze zadbaną i pomalowaną salę z wieloma dodatkami, typu skóry upolowanych zwierząt czy bronie i flagi orków; lecz przez myśl mu nie przeszło, iż ujrzy coś takiego.
Sala treningowa okazała się obskurnym, starym, chłodnym pomieszczeniem. W środku pachniało mchem i czuć było w powietrzu wilgoć, charakterystyczną dla starych piwnic. Ściany były nawet lekko zielonkawe, a przyczepione do nich pochodnie dawały słaby, rozdygotany blask, przez co w środku panował półmrok. Na środku stał drewniany stół, z kilkoma mieczami, a tuż obok niego stał jakiś średniego wzrostu człowiek z mieczem zawieszonym z lewej strony. Był odziany w lekki, przewiewny strój z czarnej tkaniny falującej lekko. Alexisa uderzyło to, iż mężczyzna ma białe włosy rozpuszczone na ramiona. Oboje patrzyli na siebie z wyraźną niechęcią.
-Jeśli nie chcesz przejść przez trening czyniący z ciebie jednego z najlepszych wojowników, wliczając w to członków armii króla, możesz wyjść – odezwał się Gueros ostrym tonem.
-Nie spodziewałem się takich warunków… – zmieszał się Alexis.
-Ciężkich?
-Tak.
-Nie wiesz w takim razie, co to znaczy mieć ciężkie warunki.
Alexis nie spotkał się nigdy z takim zuchwalstwem. Ten człowiek wziął od niego kupę forsy i teraz chce go uczyć w czymś takim? W tej obskurnej norze?
-Rezygnuję – rzekł zimno. – Oddawaj kasę. Mam nadzieję, że nigdy nie ujrzę ponownie ciebie, ani piwnicy przypominającą twą „Salę treningową”.
-Pieniędzy ci nie zwrócę – powiedział Gueros.
Jak Alexis to usłyszał wytrzeszczył oczy.
-Oszust! – krzyknął. – Wyciągnąłeś ode mnie kasę, złodzieju! Oddawaj ją!
-Nie nazywaj mnie tak – szepnął podchodząc Gueros. – Ręczę ci, że jeśli jeszcze raz coś takiego usłyszę, gorzko tego pożałujesz.
Alexis cofnął się; czuł przed nim respekt i bał się w tej chwili cokolwiek powiedzieć. Poza tym, był wściekły. Teraz wiedział na pewno, że nie odzyska straconych pieniędzy. Miał do wyboru dwa wyjścia: uczyć się w tej norze i pożegnać się z dumą, lub wyjść i potem się zemścić. Po wielu namysłach zdecydował się na rozwiązanie. Przemógł się z trudem ze sobą i własnym charakterem.
-Dobrze – rzekł pochylając głowę. – Chcę się u ciebie uczyć, Guerosie. Nie zawiedź mnie. Wybacz mój poryw wściekłości, lecz zaskoczyłeś mnie bardzo.
Ku zdziwieniu chłopaka, Gueros rzekł:
-Dobrze uczyniłeś. Złość i duma nie jest dobrym doradcą. Po jakimś czasie stanie się dla ciebie jasne, dlaczego będziesz się uczył w tej sali. Wkrótce zrozumiesz…
-Dlaczego mi nie wytłumaczysz teraz?
-Jesteś na wiele rzeczy niegotowy.
Alexis pokiwał głową.
-Zaczynajmy – rzekł.
Gueros podszedł do stołu, na którym było położonych kilka mieczy o różnych kształtach i wielkości.
-Pierwszy krok, który musisz postawić, to wybór miecza – powiedział. – Są głównie dwa rodzaje mieczy: jednoręczne i dwuręczne. Działanie tych broni jest proste: broń jednoręczna jest lekka; możesz nią zadawać szybkie ciosy, jednak o niewielkich obrażeniach. Można nią łatwo manipulować.
Zaś broń dwuręczna jest ciężka. Żeby nią władać musisz być silnym wojownikiem. Ale zadaje ogromne obrażenia, gdyż trzymasz ją oburącz, wykorzystują zamach; trudno nią przez to sterować. Dlatego trzeba bardzo rozważnie walczyć, ale gdy już trafisz przeciwnika, najprawdopodobniej powalisz go pierwszym ciosem na ziemię.
Jak widzisz jedno i drugie ma swoje plusy i minusy. Musisz zdecydować: broń dwu, albo jednoręczna. Wybór należy do ciebie.
Alexis zawahał się. Gdy usłyszał pierwszą opcję, był pewien którą wybrać, jednak po wysłuchaniu drugiego rozwiązania nie miał pojęcia jaką obrać drogę.
-Co mi radzisz? – spytał swego nauczyciela.
-Nie mogę ci nic radzić – odparł Gueros. – Powiedziałem ci wszystko co wiem na temat tych broni. Nie będę sugerował; musi być to wybór całkowicie samodzielny.
-Hmm… – zamruczał uczeń. – A nie ma czegoś pomiędzy bronią dwuręczną a jedno?
Gueros namyślił się.
-Jest – rzekł po chwili. – Broń półtoraręczna. Jest tak jak jednoręczna, ale znacznie dłuższa. Trzymasz ją jak chcesz. Muszę cię jednak przestrzec, że nie najlepszy jest to wybór. Okazuje się potem, że broń półtoraręczna nie jest ani dobrą jednoręczną ani dobrą dwuręczną.
Zapał Alexisa był tak wielki, że w ogóle mu to nie przeszkadzało.
-Nie szkodzi! – z zapałem rozcierał ręce.
Gueros westchnął i podniósł ze stołu długi, stary miecz, ale wysokiej jakości.
-Jesteś pewien? – spytał.
-Tak!
Mistrz położył na wysuniętych dłoniach Alexisa stary miecz.
-Ta broń – rzekł. – Będzie twoim treningowym orężem. Jest twoja. Noś ją przy sobie zawsze, niech cię chroni. Nie możesz kupić ani użyć żadnego innego miecza niż ten – tak mówi kodeks mego ucznia, który sam ustaliłem. Zapamiętaj te słowa. Od tej pory jestem twoim mistrzem, a ty moim uczniem. Nie możesz pobierać u nikogo innego nauk, jak u mnie w tym miejscu. Nie możesz nikomu zdradzać mych sekretów, do czasu mej śmierci. Wtedy będziesz miał prawo być mistrzem i samemu uczyć moimi sposobami i naukami. Przysięgnij, że będziesz moim uczniem i będziesz przestrzegał zasad, które właśnie ci rzekłem.
-Przysięgam na swe życie dochować słów twoich.




Zabójstwo i ucieczka

Minęło pięć lat. Alexis już dawno przestał chodzić na codzienne treningi do mistrza, nauczył się od niego jednak nie mało.
Teraz musiał zadecydować o swej przyszłości. Miał do wyboru wiele ścieżek i dróg, lecz wybrał to, co kochał: został myśliwym, który polował na najróżniejsze dzikie zwierzęta. Nie były to ścierwojady czy krwiopijcy, ale orki, trolle, wargi, cieniostwory, zębacze. Chciał zamieszkać w wielkim lesie, rozciągającym swe tereny wokół stolicy królestwa Robara I. Myśl o zamieszkaniu tam zaświtała mu, gdy znudziły go walki na arenie z eksżołnierzami, lub nocne wyprawy i wyłapywanie wilków. Potrzebował większych wrażeń. Chciał żyć na łonie natury. Udał się do swego mistrza i spytał go, co on o tym sądzi.
-A więc podjąłeś już decyzję? – zapytał Gueros.
-Tak. Muszę to przyznać: kocham naturę od urodzenia i żyć z nią chcę w pokoju. Chcę osiąść w lesie otaczającym nasze miasto.
Gueros wytrzeszczył oczy. Nigdy by nie pomyślał, że Alexis może chcieć uczynić rzecz tak szaloną i bezmyślną.
-Czy wiesz, młody człowieku na co się decydujesz? – szepnął. – Martwy Las! Taką nazwę nosi miejsce, w które chcesz się udać! A wiesz dlaczego?
Chłopak pokiwał przecząco głową ze strachem. Nie miał pojęcia nic o zdarzeniach mających miejsce w lesie. Gueros kontynuował:
-Nie słyszałeś nigdy legend, opowiadanych z ust do ust lękliwym szeptem… Kto tam poszedł, nigdy nie wracał. Mówi się o bestiach mieszkających tam, nawet Orkowie się tam nie zapuszczają… Powiadają, że nawet cieniostwory, tak silne i potężne stworzenia żyją w stadach by przeżyć, golemy leśne i kamienne gotowe zabić każdego, atakują z armią ożywieńców… To szaleństwo. Nawet setka uzbrojonych po zęby paladynów nie pożyje tam kilku dni… A co dopiero mówić jednym, samotnym człowieku… Odpuść sobie, Alexisie. Nie idź w pewną śmierć. Tam nic od śmierci nie uchroni.
-Podjąłem już decyzję – rzekł Alexis. – I nie mogę jej zmienić.
Gueros spojrzał na niego oczyma pełnymi bólu.
-Jesteś i byłeś moim najzdolniejszym uczniem. Jednak wiedzę, że to nieuniknione. Chcesz odjeść… Daj mi swój miecz.
Alexis spojrzał na niego zaskoczony. Czyżby jego mistrz chciał mu odebrać mu oręż, którym zaczynał uczyć się walczyć? Powoli odpiął pochwę i podał ją Guerosowi. Ten zaś odpiął swoją i podał mu ją.
-Jestem z ciebie dumny, Alexisie – rzekł. – Dumny. Od tej pory masz mój miecz, na znak ukończenia u mnie nauki. Walcz nim, jak przystało na mego ucznia.
Alexis nie mógł w to uwierzyć. Wziął oniemiały nową broń i z błyskiem w oczach dobył miecza, aż niebieskie skry poszły z ostrza. Oglądał cal po calu pozłacaną rękojeść, lekki, acz dziwnie błyszczący i ostry kruszec z jakiego broń była zrobiona.
-Półtoraręczny… – powiedział Gueros. – Zrobiony z magicznej rudy, czyli najlepszego kruszcu do tworzenia zbroi i mieczów. Został on skonsekrowany przez arcymaga mistrzów kręgu ognia i wody. Otrzymałem go za uratowanie królowi życia podczas wojny z orkami. Teraz przeszedł w twoje ręce. Wykorzystaj go w słusznej sprawie. Żegnaj, Alexisie. To była wielka przyjemność uczyć kogoś takiego ja ty. Nie mam na to nadziei, ale chciałbym cię jeszcze zobaczyć.


Alexis wyszedł od swego nauczyciela był zdziwiony jak nigdy dotąd. Otrzymał piękny miecz; nawet nie marzył o takim. Zdziwiły go również słowa Guerosa. Najlepszy uczeń… Jeśli to prawda, to największy zaszczyt jaki w życiu go spotkał.
Wrócił do domu, planując wyruszyć na stałe do lasu po zapadnięciu zmroku. Musiał wymknąć się niepostrzeżenie. Nie chciał nawet myśleć o plotkach jakie by wybuchły gdyby jawnie oświadczył, że idzie zamieszkać w lesie. Nie zniósł by tego. Jeśli mają się skapować, że go nie ma, to dopiero za kilka dni.


Wstał za piętnaście północ. Ostrożnie zszedł z łoża, i zapalił najmniejszą świecę, jaką miał, poczym wyjrzał przez drzwi, chcąc sprawdzić, czy nikt się nie pałęta przypadkiem, ale miasto o tej porze spało. W kamiennych, dużych domach światło się nie paliło nigdzie, niezmącona cisza panowała w mieście. Tu i ówdzie siedział strażnik miejski, pełniący wartę w razie bójek.
Alexis odszedł od okna i zaczął się ubierać. Założył solidną kolczugę, zasłaniającą ciało od szyi w dół. Na to wciągną zwykły strój, by nie zwracać na siebie uwagi. Założył kołczan pełen ręcznie zrobionych przez niego strzał, zakończonych ostrych grotem i długi, cisowy łuk. Przepasał pochwę z mieczem i włożył za pas krótki sztylet, bardzo potrzebny w walce na dystans. Skradając się, wyszedł na dwór.
Była chłodna noc. Świecące na czarnym niebie, rozsiane wszędzie gwiazdy wraz księżycem oświetlały domy i uliczki miasta. Tu i ówdzie czuwali strażnicy, ale Alexis ruszył ciemną, gdzie spodziewał się nie spotkać nikogo. Szedł szybkim krokiem, uważnie rozglądając się dookoła.
Nagle usłyszał ciche kroki. Obejrzał się zaskoczony, lecz był otoczony budynkami z jednej strony, a kamiennym murem z drugiej. Światło księżyca i gwiazd zostało przesłonięte. Nic nie widział.
Kroki natomiast słyszał wyraźniej: ktoś biegł w jego stronę. Zacisnął odruchowo pięść na mieczu chcą dobyć go z pochwy, lecz uczynił to sekundę za późno. Został powalony przez potężnie zbudowanego mężczyznę, znacznie większego od niego. Leżąc na ziemi czuł przystawiony zimny sztylet do szyi.
-Dokąd to się wybieramy w środku nocy, co? – syknął mu do ucha nieznajomy. – Zresztą nieważne. Mam coś ważniejszego do wykonania… Gueros dał ci swój miecz! Sam widziałem jak to robił… On jest tyle wart… Dawaj go, a oszczędzę ci życie! No już!
Alexis zrozumiał: człowiek ten śledził go chyba cały czas. Napadł na niego, by odebrać mu miecz Guerosa, który jest na pewną cenną relikwią, wartą mnóstwo złota.
Nie zamierzał na to pozwolić. Był sprawny i gibki toteż zebrał wszystkie siły i błyskawicznie jedną ręką złapał przeciwnika za nadgarstek po czym wykręcając staw, sięgną po łokieć drugą i pod kątem szarpnął w dół. Rozległ się przerażające trzask łamanej kości. Człowiek wygiął się i krzyknął, a wtedy Alexis sięgną po miecz i jednym płynnym ruchem wyjął go z cięciem z ukosa i przeciął mu gardło. Zabulgotało w ustach mężczyźnie, siła ciosu obróciła nim. Zanim padł na ziemię obryzgał wszystko wokół krwią, nie wyłączając Alexisa, który stał oszołomiony zdarzeniem.
Niestety, hałas ten sprowadził strażników miejskich. Natychmiast przybiegło dwóch. Byli odziani w ciężkie, czarno czerwone zbroje z godłem króla na piersiach. Alexis znał ich dobrze. Z tego co pamiętał, byli twardzi i honorowi. Oni również go poznali. Zauważyli też zwłoki i co najgorsze, było to dla nich w tym momencie najważniejsze.
-Zabiłeś go? – spytał jeden z nich.
-Ja się tylko broniłem… – spłoszył się Alexis. – On mnie napadł… ja nic nie zrobiłem, uwierzcie! Mój mistrz, Gueros, poręczy za mnie, przysięgam!
-Gueros nie żyje – rzekł jeden z strażników. – Został zamordowany kilka godzin temu. Nie złapaliśmy zabójców. Uciekli, lecz wiemy, że kryją się gdzieś tutaj… a jeśli to byłeś ty?
-To nie ja! Jak możecie tak mówić?!
-Nawet jeśli nie zabiłeś Guerosa, nie miałeś prawa zabić jego – strażnik w skazał na martwego człowieka ręką. Wyjął kuszę i załadował bełt, celując w Alexisa. To samo uczynił drugi.
-Zgodnie z rozkazem króla, mamy uśmiercać mordercę. Takie jest prawo.
-Ja się broniłem! Ten sukinsyn mnie napadł i przystawił miecz do szyi, ja złapałem go za nadgarstek i łokieć złamałem rękę i jak zaczął krzyczeć przestraszyłem się; sięgnąłem po miecz i ciąłem go w szyję. Ja naprawdę nie chciałem go zabić! Nie jestem mordercą!
Strażnicy zawahali się. Wierzyli chłopakowi, lecz nawet gdyby zaprowadzili go przed oblicze króla, zostałby ścięty. Jeśli by go zostawili tutaj i odeszli, mogliby się narazić na nie przyjemności: a jak ktoś widział tę scenę?
-No dobra – rzekł jeden ze strażników, chowając kuszę. Podszedł do Alexisa i rzekł do niego ściszonym głosem. – Wierzymy ci, ale nie możemy cię uwolnić. Musisz uciekać z kontynentu. Popłyniesz na bogatą wyspę, słynącą z pięknych lasów, terenów i bogactw. Zwą ją Khorinis, perłą Myrthany. Zaprowadzimy cię, jak aresztowanego do portu, bo ktoś mógł nas widzieć. Popłyniesz moim statkiem.
Alexis już miał podziękować, gdy strażnik dość boleśnie wykręcił mu rękę i zaprowadził tak skrępowanego do portu.
Nabrzeże portowe było bardzo duże. Rozjaśniony księżyc rzucał piękny blask na morze, które migotało ze światłem odbijając jego cień wzdłuż lądu. W oddali widoczna była latarnia morka z dającym światło ogniem na górze, Alexis dostrzegł zarzucone sieci rybackie na plaży nieco wschód od miejsca w którym stał, ujrzał też przycumowany wielki statek, galeon, który przewyższał wielkością wszystkie inne, oraz budził podziw i uwagę. Łódź ta należała do paladynów, czyli świętych wojowników boga zwanego Innos.
Chłopak widział port już kiedyś, ale nigdy nie myślał, że będzie musiał uciekać drogą morską na jakąś wyspę za zabójstwo. Strażnik doprowadził go do statku średniej wielkości, którym można było sterować samemu.
Alexis uwolnił się w końcu z silnego chwytu. Rozcierał kości i dziękował stokroć ludziom, którzy złamali własne zasady, własne prawo i narazili się po to, by tylko uratować z rąk śmierci chłopaka, w którego niewinność uwierzyli.
Właśnie stamtąd, w wieku 24 lat, Alexis popłynął na wyspę Khorinis, gdzie miało się wszystko zacząć…

oceńcie w skali 0 - 10
dialogi
fabułę
język
styl
opisy
błędy
całość
 

s_e.b_a

Active Member
Dołączył
13.2.2005
Posty
1253
Opowiadanie jest bardzo dobre...

dialogi 9/10 Były bardzo dobre ale nie idealne
fabułę 9+/10 Bardzo w ciągająca i ciekawa
język 10/10 Piszesz bardzo prostym i zrozumiałym językiem
styl 10/10
opisy 10/10 jest ich dostateczna ilość i są bardzo dobre
błędy 10/10 Nie zauważyłem jakiś rażących błędów
całość 9+/10 Opowiadanie bardzo dobre

Czekam na ciąg dalszy...
 

Gor Na Drak

Member
Dołączył
18.6.2005
Posty
65
heh no coz ja oceniam wszystko na 10 nie znalazlem zadnych bledow opowiadanie jest bardzo wciagajace ma ciekawa fabule ja rowniez czekam na dalsza czesc POZDRO
tongue.gif
 

Lord Sandro

Member
Dołączył
24.5.2005
Posty
292
opowiadanie doskonałe!!! Przeszedłeś samego siebie-dobre,dokładnie opisane miejsca,postaci,akcja. Jest Fabuła
biggrin.gif
. Oto moja ocena:
dialogi 9/10
fabuła 10/10
język 10/10
opisy 10/10
błędy 0/10 (żadnych błędów! BRAWO!)
całość 10/10
Brawa i czekam na kontynuacje
biggrin.gif

Pozdro!
tongue.gif
 

viqux

Member
Dołączył
20.5.2005
Posty
252
Dobra, następna częśc będzie jutro, albo najdalej pojutrze, muszę tylko doczytać i poprawić błędy. Bardzo cieszę się, że tak oceniacie to, co napisałem. To miłe
smile.gif
.
 

viqux

Member
Dołączył
20.5.2005
Posty
252
Oto dalsza częśc mojego opowiadania... oceniajcie według poprzedniego systemu (fabuła, dialogi, styl itp)



Niebezpieczeństwa morza

Gdy Alexis wypływał samotnie statkiem w ciemne morze nie miał zbyt pewnej miny. Jego obawa była dość uzasadniona: potwory morskie grasowały na morzach kontynentu od wielu wieków. Na lądzie nie bał się zmierzyć nawet z trollem, ale płynąc niewielkim statkiem… Gdyby nagle jakaś bestia wyskoczyła z otwartą paszczą, pożerając łódź, jego miecz na wiele by się nie zdał. Nie był ową sytuacją zachwycony. Pragnął jak najszybciej dostać się na wyspę Khorinis, by wreszcie dotknąć stopami upragnionego, stałego lądu.
Po kilku godzinach wsłuchiwania się w głuchy odgłos uderzania nie wielkich fal o kadłub statku ogarnęła go senność. Już zaczął się układać do upragnionego snu, ale przypomniał sobie słowa strażnika, który podarował mu statek: „Nie śpij, dopóki nie ujrzysz światła z latarni morskiej. Morskie fale mogą cię zgubić, jeśli nie będziesz pilnował kursu. Jak zobaczysz latarnię ustaw stery i popłyń ku niej. Dopiero na lądzie będziesz bezpieczny. Tam odpoczniesz i zaczniesz nowe życie.”
Alexis zmęczony ochlapał sobie twarz w zimnej wodzie i parskając rozejrzał się dookoła z nadzieją, chcąc ujrzeć ogień z latarni na wyspie. Długo czekał, nieświadomy, że fale z coraz większą siłą wstrząsały statkiem. Zbudził się silny, nieprzyjemny wiatr, wiejący gwałtownymi porywami, wzbudzając fale i podnosząc je w górę. Nadchodził sztorm.
Alexis nagle z przerażeniem zobaczył, że statek jest zalany wodą. Ocknął się zdziwiony i oszołomiony: wbrew woli zasnął, oparłszy głowę o ster. Teraz dopadł go sztorm, a konkretniej jego wysłannicy: fale z pianą na szczycie, podchodzące coraz wyżej, z ogromną siłą uderzające o drewnianą łódź. Coraz większe nadchodziły z odgłosem, który trudno sobie wyobrazić: niebieski, podchodzący coraz wyżej kształt wspinał się wysoko, zwiększając szum narastający z bliskością. Wreszcie wielka fala gruchnęła o statek, prawie posyłając go na dno. Drewniane deski trzeszczały z oporem, fala uderzyła o nie z trzaskiem. Alexis został wyrzucony na wodę, ale przytrzymał ręką kadłub. Z trudem wciągną się na posadzkę, gdy nagle kolejna porcja rozwścieczonej wody walnęła z impetem w łódź, chcąc ją zniszczyć. Statek był bezsilny wobec porażającej siły morza. Fala zaczęła unosić łódź coraz wyżej i wyżej, coraz bardziej przewracając ją w bok.
-Nieeeee!!!
Alexis w akcie rozpaczy rzucił się na ster, przesuwając żagle, by uniemożliwić przewrócenie łodzi. Udało się! Cud go uratował. Fala przeszła, a wymęczony młodzieniec odetchnął z ulgą. W tym momencie dostrzegł z daleka migający promyk ognia. Gdy dotarło do niego co to jest, zaczął krzyczeć z radości.
-Jeeest!!! – darł się w niebo. – Latarnia morska!!! Pokonałem sztorm!! Dostałem się na Khorinis!
Wtem gigantyczna fala uderzyła w statek z hukiem. Grube, namoczone deski trzeszczały stawiając opór błękitnej wodzie, lecz niewytrzymały. Rozległ się głośny i gwałtowny trzask, a fala wdarła się na pokład, zalewając wszystko. Nadeszła druga, jej siła przewróciła już strzaskany statek do góry dnem. Woda od razu wyrzuciła Alexisa daleko za statek, w głąb fal. Uderzył o twardą powierzchnię morza plecami, spadł z dużej wysokości. Porażony piekielnym bólem, który narastał w jego głowie i na całym ciele, stracił świadomość.


-Co się stało? Jak ten szczur przeżył… jeśli płynął sam, a jego statek zatonął podczas sztormu, to jakim cudem on żyje?
-Adanos go uratował…
-Zamknij się! Ja nie wierzę w Adanosa. Bogowie nie istnieją. Ani Innos, ani Beliar, ani Adanos.
-Kapitanie, co mielibyśmy się przejmować, jak on przeżył? Farta miał i tyle.
-Bill ma rację. Najważniejsze, że dzięki niemu będzie się można obłowić. Ile ten miecz może być wart!
-Pewnie kupę szmalu… Jak się błyszczy…
Alexis słyszał różne głosy nad sobą, nie zdając sobie sprawy z tego, co one znaczą. Był strasznie potłuczony, w jego głowie huczało, z trudem brał powietrze w płuca. Nie wiedział gdzie jest, co się stało i co się dzieje. Z trudem rozgarnął rękoma czarne włosy, opadające na twarz. Otworzył oczy.
Leżał na pokładzie na jakimś statku. Całe jego ubranie nasączone było wodą i wciskało w drewno wilgoć. Niebo ożywczo błękitne i bez jednej chmurki, pozwalało stwierdzić, że wstał nowy dzień. Słońce na środku nieba świeciło tak oślepiająco, że stało się nie do zniesienia. Chciał zasłonić światło ręką, lecz nie miał sił, by ją unieść. Spojrzał w bok.
Po jego lewej stronie stało kilka wielkich beczek i skrzyń, a po między nimi dwie armaty.
Po prawej zaś Alexis zobaczył wielki maszt, z którego zdjęto jednak żagle. Tuż obok, na sznurku wisiała flaga białej czaszki z dwoma szablami na czarnym tle. Wszędzie stały armaty, koło nich postawione skrzynie dawały jasno do zrozumienia, że jest w nich proch i amunicja. Alexisa otaczał tłum dziwnych ludzi. Mieli czerwono czarne zbroje, lub brązowo czarne kolczugi. Kilku z nich miało czerwone chusty zawiązane na głowach, a jeden człowiek zwracał na siebie szczególną uwagę. Miał na głowie wygięty kapelusz, zasłaniający czarną chustę, spod której wystawała opaska zasłaniająca lewe oko. Miał przepasaną krzywą szablę i odziany był w szczególnie zdobioną zbroję. Na odsłoniętym lewym ramieniu nosił tatuaż czaszki.
Niektórzy z ludzi mieli rapiery, czyli bardzo dobre miecze z pozłacanymi rękojeściami. Wielu trzymało w garściach spore butelki z rożnymi trunkami. Śpiewali, darli się w najlepsze nie zwracając na nic uwagi. Jeden przekrzykiwał drugiego. Panował wielki gwar, rozgardiasz i hałas.
Alexis dopiero teraz zrozumiał na czyim statku jest i kim są ci ludzie. Piraci. Słynęli z pijaństwa i dzikiego pożądania do złota.
Młodzieniec odruchowo sięgnął po miecz. Wtedy dopiero spostrzegł, że nie ma go przy sobie. Ogarnęła go tak wściekłość, że nie zważając na straszny ból głowy i stłuczenie ciała, poderwał się na nogi.
Wśród piratów, zapanowało poruszenie, niektórzy wyjęli broń. Z tłumu wyszedł wystąpił człowiek z tatuażem. Kapitan załogi. To nie mógł być nikt inny.
-Jestem Greg – powiedział szyderczo pirat.
-Co mnie to obchodzi? – warknął Alexis. – Oddawaj mój miecz!
Greg spojrzał na niego tak, jak patrzy ojciec na niesfornego syna.
-Chłopcze – rzekł z westchnieniem. – Przestań pyskować, bo skończysz jako kawałek mięsa, rzucony na pożarcie jaszczurom. Zrozumiałeś? – Alexis uniósł brwi. – A co do twego miecza… chyba nie sądzisz, że oddamy ci go tak po prostu? Uratowaliśmy ci życie, szczurze lądowy, więc chyba jesteś nam coś winien – uśmiechnął się szeroko. – Staniesz się odtąd naszym niewolnikiem.
Alexis zacisnął szczęki ze złości. Te żałosne śmiecie, pijaki uważają go za coś gorszego?!
Greg kontynuował:
-Witaj na naszym pokładzie. Ta dziecinka – stuknął mieczem w pokład statku. – Zwie się Szybki Śledź. Ta nazwa ma uczcić wspaniały trunek, przyrządzony przez jednego z naszych…
-Ty sukinsynu – syknął Alexis. – Jeśli masz choć krztę honoru, daj mi mój miecz. Wtedy się policzymy. Z chęcią zetnę ci ten obmierzły łeb!
Z twarzy Grega zniknął uśmiech. Podszedł do Alexis i walnął go w twarz tak mocno, że ten obrócił się i upadł na podłogę.
Rozległ się szyderczy śmiech piratów, rozbrzmiewający długo. Niektórzy podeszli do młodzieńca, oblewali go winem, piwem i różnymi gorzałkami. Poleciał w jego stronę wiele butelek. Wszyscy śmiali się z niego wciąż i wciąż. Alexis nigdy nie został tak upokorzony. Teraz już dygotał z furii. Najgorsza była ta bezsilność, która dodawała szału i przelewała gorycz.
Kapitan jeszcze postanowił się zabawić. Złapał młodzieńca za kark, podniósł go i obrócił, napotykając nienawistne spojrzenie. Greg trzymał go teraz za szyję, śmiejąc się ze wszystkimi, nieświadom, że jego ofiara znalazł w tym swą szansę.
Alexis zrobił to bardzo szybko. Zamachnął się i z całej siły walnął pirata w twarz. Ten zachwiał się, a wtedy chłopak doskoczył do niego, wyjął jego szablę i zasłaniając się nim przyłożył ostrze do szyi. Gdyby poszły w ruch bełty i strzały, kapitan by zginął. Beztroska hałastra zastygła w szoku, niektórzy z mieczami w rękach. Sam kapitan był oszołomiony, gdy Alexis przyciskając szablę do jego szyi zawołał:
-Jak ktoś zbliży się na choćby krok, poderżnę mu gardło!
Chłopak z radością i jakimś uniesieniem zrozumiał, że mając w rękach życie kapitana, może zrobić z piratami co zechce. Miał jednak inne plany.
-Kapitanie – syknął Gregowi do ucha. – Panie mój, twój niewolnik prosi cię o spełnienie prośby: chciałbym odzyskać mój miecz. Jak mi go nie oddasz, zaraz na Szybkiego Śledzia wycieknie twoja krew.
Greg nie był dumnym głupcem, gotowym poświęcić życie za honor, toteż wydał rozkaz, by dano Alexisowi jego miecz. Piraci spełnili polecenie.
-Świetnie – młodzieniec z szerokim uśmiechem włożył miecz za pas. – Śmiecie, świnie, żałosne pijaki! – zawołał. – Bardzo miły czas z wami spędziłem. Jesteście tacy głupi, że aż śmieszni. Wasz kapitan walnął mnie w twarz. Patrzcie teraz uważnie: oddam mu i co najlepsze, zrobię to z wielką przyjemnością! – Alexis obrócił kapitana i ciął szablą po jego twarzy. Rozciął mu policzek, nos i wargę. Zaczęła ciec krew z ran, a chłopak wykorzystał to i popchnął Grega na piratów, wyrzucił jego szablę w morze, a sam złapał pierwszą lepszą, leżącą luzem deskę i
wskoczył do morza. Wlazł na drewno i nie oglądając się za siebie, szybko wiosłował rękami, by znaleźć się jak najdalej od pirackiego statku.
 

Cor Angar

Member
Dołączył
18.9.2004
Posty
242
Czy będzie dalszy ciąg? Jeśli tak to kiedy można na niego liczyć?
smile.gif

Opowiadanie b. mi się podobało, co najważniejsze jest ciekawe i wciąga ^^
Czekam na dalsze przygody Alexisa
smile.gif
 

Gor Na Drak

Member
Dołączył
18.6.2005
Posty
65
mi tez sie podobalo poraz kolejny prawie wszystko nooo pozawyjatkiem takich drobnych niedociagniec jesli tak mozna wogole to nazwac otoz koncowka opowiadania bohater jakgdyby nigdy nic wskakuje do morza i ucieka na desce przepraszam bardzo ale piraci a w szczegolnosci Greg nie podarowal by mu tego co zrobil i chyba ich statek jest szybszy niz deska a jak wy myslicie?!?!?!?
tongue.gif
 

Lord Sandro

Member
Dołączył
24.5.2005
Posty
292
super,super,super! Powiem ci jedno-masz wielki talent do pisania opowieśi-jak sie wspaniale czyta...Ogólna nota to10/10 Powtarzam-wspaniałe opowiadanie!!
Jest Fabuła, dobrze opisane lokacje i wydarzenia! Miodzio!
CZekam na kontynuacje
biggrin.gif

Pozdro!
biggrin.gif
 

s_e.b_a

Active Member
Dołączył
13.2.2005
Posty
1253
Dalsza część jest bardzo dobra nie zauważyłem błędów dobrze sie czyta... Bardzo dobre są opisy.. Wszystko jest jasne i wiadomo jak wygląda otoczenie bohaterów... Pisz dalej a sądze że twoje opowiadanie ma szanse zostać wybrane przez komisje do zamieszczenia na stronie.... Ocena 9+/10
 

Zeltixx

Member
Dołączył
11.5.2005
Posty
30
Opowiadanie to gdzieś 6/10 takie w miare ... no w sumie ja czytałem z zaciekawieniem. Ale nie podoba mi się:
Napisałeś 2 odpowiedzi pod rząd a wystarczyło użyć funkcji edytuj.
Następna rzecz to cytat z regulaminu:

QUOTE Kontynuacje Opowiadań:

1. Zabrania się pisania nowych części bądź rozdziałów w nowych tematach. Jeśli dojdzie do czegoś takiego, temat będzie usuwany, a nowy fragment wklejony do istniejącego już tematu.

I jeszcze jedna rzecz:


QUOTE Zamieszczam tutaj dwa rozdziały mojej opowieści. Oceńcie, czy ma być więcej. Chciałem tylko dodać, że rozdział I był już, ale musiałem założyć nowy temat, bo w starym nikt nie czytał 

I to powód, żeby nowego posta czytać :| no nie .... Ostrzeżenie ja bym dał

P.S: Lordzie Sandro Tobie się wszystkie tutaj zamieszczone arty chyba podobają
biggrin.gif
. Mnie większość . ( zauważyłem, że zmieniłeś avatar według mnie nie potrzebnie tamten był lepszy )
A błędy właśnie że były np. brakowało czasem jakiejś litery w wyrazie albo przecinków :/
 

viqux

Member
Dołączył
20.5.2005
Posty
252
Dobra, to jest następna część, koljny rozdział, czytajcie i oceniajcie.
Mam jeszcze słówka do Zeltixxa. A konkretnie o jego poście: może i masz rację, z tym, że pkt regulaminu został przeze mnie nie dotrzymany, ale chcę coś dodać, jeśli chodzi o moją opowieść: masz napisać co ci się NIE podbało, a co PODOBAŁO, a nie dajesz ocenę i po sprawie... Wcale bym się eni zdziwił, gdybyś tego wogóle nie przeczytał, tylko napoisał, by sobie nabić posty.




Khorinis
Alexis nie musiał płynąć długo, ponieważ od razu po wyskoczeniu widział wysepkę, na której się zatrzymał. Była prawie cała skalna, chociaż dostrzegł tam kawałek plaży, zarośnięty prawie cały krzakami. Porządnie się zmachał, ale jak dotarł do brzegu, to wyczołgał się na niego z wielką ulgą. Zostawił dechę na brzegu i chciał wleźć na sam szczyt skał, by dowiedzieć się, gdzie jest. Ruszył, rozglądając się niepewnie. Był na niewielkim obszarze, cały zarośnięty przez krzaki. W dodatku słyszał jakieś dziwne charczenie.
Niespokojny dobył miecza, rozglądając się niepewnie.
Nagle z krzaków wyskoczyło na niego dwóch jaszczurów. Obydwa były wielkie, płaskie i niskie, ale ich nogi były jak u żaby (tyle że kilka razy większe), natomiast zęby w pysku były krótkie i ostro zakończone. Jeden złapał go mocno za nogę, a młodzieniec ciął go mieczem od dołu. Jaszczur cofnął się z zraniony, jednak natychmiast ranny ponowił atak. Alexis tym razem był przygotowany. Rzucił się bok i z zamachem rąbną mieczem, lecz chybił. W tym momencie drugi jaszczur wkroczył do akcji, lecz zaatakował nierozważnie biegnąc z otwartym pyskiem. Wtedy miecz z magicznej rudy wbił mu się w podniebienie, z którego natychmiast pociekła krew, zalewając rękę wojownika. Chłopak cofnął się kulejąc; noga, w którą ugryzł go pierwszy gad, krwawiła. Wtem jaszczur z pyskiem zalanym krwią, na oślep zaczął atakować, jednak jego życiu położył kres silny cios od góry, kruszący czaszkę i rozcinający grubą skórę. Martwe zwierze, całe we krwi padło na ziemię.
Ranny chłopak poszedł chwiejnie podszedł do morza i przemył wodę. Strasznie go zapiekło rozcięcie, krzykną z bólu. Wtem rozległ się głos:
-Kim jesteś?
Młodzieniec obrócił się. Z jaskini zakrytej krzakami, której zauważenie było prawie niemożliwe wyszedł średniego wieku człowiek, z białymi włosami związanymi z tyłu w kucyk. Alexis odruchowo sięgnął po miecz, gdyż mężczyzna był uzbrojony.
-Nie bój się – powiedział człowiek. – Nie zrobię ci nic. Ale nie widziałem cię nigdy w Khorinis. Mów kim jesteś!
-Mam na imię Alexis, a pochodzę z kontynentu – odparł chłopak. – Płynąłem tu statkiem, ale zatonął on podczas sztormu. Nie wiem co się działo dokładnie, ale dorwali mnie potem piraci. Cudem od nich uciekłem. Tyle ode mnie. A kto ty jesteś?
-Jestem Ramirez, mieszkam w Khorinis. Nic więcej nie będzie cię obchodzić. Zrozumiałeś?
-Tak.
-To dobrze. Jesteś dobrym wojownikiem. Widziałem twoją walkę z jaszczurami… No, no jestem pod wrażeniem. Żyjesz.
-Ale jestem ranny. – Alexis usiadł. Zdarł koszulkę z klatki piersiowej, chcąc zawiązać ją wokół rany. Wtedy dopiero zobaczył, że piraci gwizdnęli mu kolczugę. Zaklął pod nosem i przewiązał materiał przez nogę. – Ta noga będzie mi długo dokuczać – westchnął. – Została solidnie poszarpana przez tą bestię.
-To i tak mała szkoda. Przez te potwory nie mogłem wyjść z jaskini. Osiedliły się tu niedawno. Nie mogłem przez nie wyjść. Słaby ze mnie wojownik. Ale ty mnie uratowałeś… Jak mogę ci pomóc?
-Mówiłeś coś o Khorinis… Chcę tam dotrzeć, pomóż mi…
-Nie ma sprawy. Wyspa jest niedaleko. Właściwie jakieś sto metrów do przepłynięcia jest. Ale nie ma się co martwić, przypłynąłem tu łodzią. – Mówiąc to, odszedł do jaskini i wrócił po chwili, samemu ciągnąc niewielką, jednoosobową łódź.
-Zmieśmy się we dwóch. – rzekł.
Alexis był zdziwiony, że nieznajomy człowiek, ratuje go z sytuacji. Przecież mógł samemu odpłynąć.
-Dlaczego mi pomagasz? – spytał.
Ramirez uśmiechną się tylko i rzekł.
-Uratowałeś mi życie. Zabiłeś jaszczurów, które by mnie zabiły. W tej jaskini nie miałem co jeść, prócz tego, co miałem przy sobie. Kilka dni i bym padł z głodu.
-Aha – mruknął Alexis.
-Dasz radę samemu wciągnąć się do łodzi? – spytał Ramirez.
-Chyba tak.
Chłopak stanął na jednej nodze podpierając się mieczem. Z trudem bo z trudem, ale udało mu się wejść do łodzi. Usiadł na końcu łajby, starając się zająć jak najmniej miejsca. Ramirez ledwo się wcisną. Dał chłopakowi wiosło, samemu trzymając w garści drugie.
-Sam nie dam rady – rzekł. – Wiosłuj z prawej strony, ja będę z lewej. Przykro mi, że przez nogę będzie ci ciężko, ale nie ma siły: gdybym sam wiosłował płynęlibyśmy z 10 lat.
Odepchnęli się mocno wiosłami, wypływając na wodę. Opłynęli dookoła małą wysepkę, a dopiero wtedy Alexis ujrzał z daleka Khorinis. Z dalekiej odległości mógł dostrzec tylko drewniane domy i kilka łodzi przycumowanych do portu.
Płynęli jakiś czas, ciężko wiosłami przedzierając wodę. Alexis sporo się namęczył, ponieważ noga piekła go nieznośnie, a w dodatku woda bujała łajbą bardzo nieprzyjemnie. Zaczęło się robić trochę słabo.
Po jakichś pół godzinach dotarli do brzegu. Nabrzeże portowe było całkiem spore. Wpłynęli między dwie łodzie i wspięli się po kamiennym wejściu. Port był cały zrobiony z kamienia. Wzdłuż niego przymocowanych było wiele łodzi, różnych wielkości: niektóre rybackie, inne typowo luksusowe, a inne tak stare, że przeciekała do nich woda. Domy wzdłuż kamiennego zabudowania stały ułożone wejściem do brzegu. Były drewniane, o różnym stopniu zniszczenia. Przy niektórych leżały puste sieci, beczki, skrzynie, a nawet przed jednym z domów kręciło się dwóje ludzi, przybijających do robionego właśnie statku mocniejsze deski. Wszędzie kręcili się ludzie, panował wszędzie gwar, a zewsząd słychać było głosy rozbawionych ludzi.
Alexis obrócił się do Ramireza.
-Czy jest tu jakiś zielarz, potrafiący mi uleczyć w miarę szybko nogę? – spytał.
-Tak – odparł Ramirez. – Nazywa się Constantino. Ale nie uleczy cię, jeśli nie przypadniesz mu do gustu. Poza tym, musisz mieć złoto…
-Nie mam ani grosza. Piraci mi wszystko zabrali… gnojki – mruknął pod nosem.
-Jeśli chcesz, możesz pójść do Ignaza, to szalony alchemik. Ale nie zdziwiłbym się, gdyby cię zabił, robiąc na tobie eksperymenty.
-To chyba podziękuje. Gdzie mogę tu dorobić?
-Z poszatkowaną głową wiele nie zdziałasz. Ale radzę ci pójść do lichwiarza Lehmara, on ci pożyczy pieniądze. Z nimi pójdziesz do Constantina, który cię uzdrowi. A kasę oddasz Lehmarowi, jak znajdziesz pracę. Nie brak jej w Khorinis.
-Dobra. Zaprowadź mnie do tego Lehmara.
-Jak chcesz.
Ramirez zaprowadził kulejącego młodzieńca przez małą ulicę. Przeszli obok jakiejś knajpy, przy której wejściu stał jakiś obdartus, minęli stoisko kupieckie niejakiej Feni, sprzedającej artykuły spożywcze typu ryby, chleb, mleko, woda, gulasz. W końcu stanęli przed jakimś domem. Chcieli wejść do środka, gdy zatrzymał ich jakiś dziwny koleś. Oczy miał podkrążone, a twarz łysą i bladą. Był wysoki, chudy, przepasany miał długi sztylet, a w dłoni trzymał skręta. Pociągnął tęgo narkotyk w płuca i powiedział ponurym głosem:
-Czego tu chcecie…?
Ramirez uniósł brwi.
-Jeśli mnie nie poznajesz, ty nędzny ćpunie, to przeszedłeś samego siebie.
Człowiek przyjrzał mu się dokładnie.
-Ach, to faktycznie ty… – mruknął pod nosem. – Wchodźcie, tylko nie drażnijcie szefa, bo skończycie z pyskiem wrytym w ziemię.
-To Meldor – rzekł półgłosem Ramirez do Alexisa, gdy mężczyzna oddalił się. – Jest ochroniarzem Lehmara, koleś też ściąga niespłacone długi. Lepiej z nim nie zadzierać. Mimo, że jest na haju, potrafi nieźle przyłożyć.
Weszli do małego domu. Mimo, małych rozmiarów, był bardzo bogato urządzony. Stały tam dwa łóżka, w tym jedno z zasłonami i zdobione srebrem. Na kominku stał srebrny talerz i złoty puchar. Zaś w środku domu, przed owym kominem, w czerwonym fotelu siedział łysy koleś z wąsami. Był odziany w dobrej jakości strój, w przeciwieństwie do obdartusów z portu.
Alexis od razu przeszedł do rzeczy.
-Ile możesz dać? – spytał na wstępie.
-Od 50 do 500 sztuk złota – odparł Lehmar.
-Dawaj 200.
-Nie tak szybko, kolego. Kiedy mi oddasz?
-Kiedy będę mógł.
-Zapomnij o tym. Na zwrócenie kasy będziesz miał tydzień.
-A jeśli nie zdążę?
-Będę czekał jeszcze dwa dni.
-A co z odsetkami?
-Od pożyczonej sumy biorę 25%. Jeśli spóźnisz się o jeden dzień, oprocentowanie wzrasta o 5%. Jeśli kasy nie przyniesiesz drugiego dnia po terminie, odsetki razem wyniosą 35%. Jasne?
-A jeśli kasy nie przyniosę?
W tym momencie do rozmowy przyłączył się Ramirez.
-Byłoby dla ciebie lepiej, gdybyś jednak przyniósł.
-Jeśli kasy nie oddasz – rzekł Lehmar – to wyślę moich ludzi na ciebie. Będziesz miał przesrane, bo mam wpływy w całym mieście. Wywalą cię z pracy, każdy będzie chciał cię dopaść, bo za twoją głowę wyznaczę nagrodę.
-Masz twarde zasady. Ale zgadzam się. Dawaj kasę, a oddam ci w terminie.
-Podpisz tutaj. – Lehmar wyjął pióro i napisał coś w małej, fioletowej książeczce i podał ją Alexisowi, karząc podpisać ją w danym miejscu. Młodzieniec złożył podpis z wielkim zawijasem i wziął pieniądze. Lehmar dał mu w sakwie odliczone dwieście monet.
-Muszę już iść – powiedział Alexis.
Lehmar wzruszył ramionami.
-Jak sobie chcesz…

-Niezły typek – powiedział młodzieniec, gdy szli zalaną słońcem ulicą, po wyjściu z domu lichwiarza. – Nie lubi być oszukiwany, jest bardzo ostrożny.
-Dziwisz mu się? – spytał Ramirez.
-Nie, ale trochę nie lubię, jak ktoś nie ma do mnie zaufania. Jestem uczciwy.
-Nie każdy jest taki.
Gdy tak gawędzili sobie beztrosko, mijając różne domy, podszedł do nich strażnik.
-Kim jesteś? – spytał ostro Alexisa.
-Pochodzę z kontynentu i przypłynąłem tu by zacząć nowe życie.
-A co ci się w nogę stało? - pytał podejrzliwie człowiek.
-Jaszczur mnie ugryzł. Właśnie idę do zielarza.
-To idź, ale pamiętam twoją gębę. Jak będziesz sprawiał problemy, szybko się z tobą policzę – po tych słowach szybko odszedł.
-Co mu jest? – spytał zdezorientowany Alexis.
-To Pablo – wyjaśnił Ramirez. – Pracuje w straży miejskiej. Nieźle walczy, ale ciągle się puszy, bo myśli że całe Khorinis jest jego własnością.
-Dobra, ale prowadź mnie do tego Constantino.
Ramirez poprowadził go mieszkania, położonego w przejściu z placu, na którym wygłaszał mowę jakiś mag w niebieskiej szacie, do kuźni niejakiego Harada.
-Musisz wejść sam – powiedział Ramirez.
-Dlaczego?
-Bo ja tak mówię – warknął mężczyzna. – No już, wchodź. Nie będę czekał na ciebie całego dnia.
Młodzieniec pokuśtykał do wskazanego mieszkania. W rogu postawiony był stół alchemiczny, przy którym miksturę przygotowywał stary mężczyzna, łysiejący już. Włosy które mu jeszcze zostały, były białe. Przy ścianie stało łóżko, a obok niego skrzynia, która budziła ochotę, by otworzyć ją i zabrać całą zawartość, znajdującą się w niej. Alexis jednak stłumił ochotę i odchrząkną głośno. Wtedy dopiero alchemik go zobaczył.
-Czego tu chcesz? – warknął.
-Możesz uzdrowić mi nogę?
-Ciężko ranna?
-Myślę, że tak.
-No to won stąd!! – wrzasnął niespodziewanie staruch. – Krwawisz na moją podłogę!
Alexis miał ochotę zdzielić go solidnie mieczem. Zamknął oczy, ledwo panując nad sobą.
-Zapłacę ci – wydyszał, z trudem ukrywając złość na tego człowieka.
-Aaaaaa, zapłacisz – ton Constantina się zmienił. – A ile dasz złota, bym ci uleczył nogę? Moje usługi nie są tanie.
-Dam… 50 sztuk złota – rzekł chłopak.
Zielarz zaśmiał się jedynie.
-No… 70?
Constantino westchnął.
-Chłopcze – powiedział ze złośliwym uśmiechem. – Za tyle to mogę ci najwyżej sprzedać chwast.
-Jak nie chcesz zarobić, to nie. Więcej nie mam.
Alexis odwrócił się do wyjścia.
-Zaczekaj! – zawołał zielarz.
-Ach tak?
-Dawaj te 70… uleczę ci nogę. Robię to, bo nie chcę, żebyś wyszedł z płaczem do straży. Straciłbym klientów.
-Rozumiem.
Alexis wyjął 35 monet.
-Zapłacę gotówką. 50 % zniżki?
-Żadnych zniżek. Ale zapłacisz gotówką.
Młodzieniec dał całą kwotę.
-Ulecz mi tę nogę.
-Najpierw muszę wiedzieć, jak ją zdobyłeś.
-Jaszczur mnie ugryzł.
-Jadowity?
-Rany, chyba nie! Nie wiedziałem, że jaszczury są jadowite…
-Bo nie są – zielarz się zaśmiał. – Taki żarcik, sam rozmierz.
-Weź mnie nie nękaj, tylko ulecz nogę, bo zeświruję.
-Spokojnie…

Po dwóch godzinach Alexis wyszedł z mieszkania alchemika z całkiem zdrową nogą. Teraz musiał znaleźć jakąś robotę, najlepiej u jakiegoś myśliwego. Mógłby mu dawać skóry zwierzęce, futra i tego typu rzeczy. Kupił od Constantina jego własną mapę miasta po promocyjnej cenie. Teraz, to już tylko pójść do Bospera i poprosić go o jakąś próbę, by mógł u niego pracować…


Oceńcie od 0 do 10:
dialogi
styl
język (czy przyjemnie sie czyta)
opisy
fabuła
całość
Z góry dzięki!

Dalsza częśc w drodze!
 

Lord Sandro

Member
Dołączył
24.5.2005
Posty
292
Zaczynamy :
QUOTE P.S: Lordzie Sandro Tobie się wszystkie tutaj zamieszczone arty chyba podobają biggrin.gif . Mnie większość . ( zauważyłem, że zmieniłeś avatar według mnie nie potrzebnie tamten był lepszy )
A błędy właśnie że były np. brakowało czasem jakiejś litery w wyrazie albo przecinków :/
Podobały mi się dwie prace w tym dziale-a nie wszytkie
tongue.gif
Według mnie ten avatar jest lepszy. A poza tym kolego to off-topic
smile.gif

Teraz ocena opo :
Dialogi 9/10
Styl 10/10
Język 10/10
Opisy 10/10
Fabuła 8/10! (co tak słabo
biggrin.gif
żart
tongue.gif
)
całość 9.5/10
Pozdro i czekam na kontynuacje.
P.S. Mogłbyś napisać książke
biggrin.gif
 

Cor Angar

Member
Dołączył
18.9.2004
Posty
242
Podobało mi się, ale dla mnie za krótkie :>

dialogi - 6/10, trochę brakowało mi w nich naturalności, tego "czegoś"
styl - 9/10, wydawało mi się że jest dobrze, parę powtórzeń
język (czy przyjemnie sie czyta) - 9/10, tak przyjemnie, ale błędy są no i jakoś mnie nie wciągnęło
smile.gif

opisy - 5/10, mało strasznie. Następnym razem proszę więcej. No i w opisach błędy..
fabuła - 9/10, b. dobrze, podoba mi się pomysł
całość - 7/10

Postaraj się jeszcze trochę ;-)
Pozdro.
ph34r.gif
 

s_e.b_a

Active Member
Dołączył
13.2.2005
Posty
1253
Jeśli chodzi o fabułe, język i styl to dalej jest na 10 ale niestety wkradło Ci sie troszke błędów np.

QUOTE Nagle z krzaków wyskoczyło na niego dwóch jaszczurów.
Powinno być dwa jaszczury


QUOTE Oczy miał podkrążone, a twarz łysą i bladą.

Jaka to jest łysa twarz??

To są tylko przykłady.... jest jeszcze kilka podobnych błędów co obniża wartość opowiadania tak więc

8+/10 przynajmniej za tą część
 

paniscus

Member
Dołączył
28.4.2005
Posty
375
Fajne opowiadanie, naprawdę.
opisy 10
fabuła 8
dialogi 7
język 9
całość 8,5/10
ogólnie fajne, ale najlepsza byŁa pierwsza część, tam miaŁeś najlepsze opisy, i ogólnie było ekstra.
Teraz też fajne.
gratulacje
 

Potak

Member
Dołączył
12.11.2004
Posty
781
Naprawde masz talent!!! Bardzo mi się podoba ta cała twoja opowieść pierwsza część była trochę lepsza od tej (jak narazie) ostatniej. Pisz dalej
laugh.gif
Co do oceny to:

Opisy - 9
Fabuła - 9
Dialogo - 8
Język - 9
Całość - 9,5[/SIZE]


Pozdro ALLLLLL
 

shooX

Ciasteczkowy Potwór
Weteran
Dołączył
3.2.2005
Posty
1515
WoW.. Bardzo fajne, wręcz cudowne opowiadanie
biggrin.gif
nie będe owijał w bawełne odrazu ocenie:
dialogi:9/10
styl:10/10
język:8/10
opisy:10/10
fabuła:9/10
całość:9+/10

Bardzo fajne gratuluje. Czekam na nowe opowiadania twoje
wink.gif
 

fankaRPG

Member
Dołączył
25.6.2005
Posty
67
opowiadanie jest swietne czekam na ciag dalszy:p
a oto moja ocena:
dialogi:9,5/10
styl:10/10
jezyk:10/10
opisy:10/10
fabula:10/10
calosc:10/10


----------------------------------

niech beliar ma sie na bacznosci!!
bo wnet zniszcze jego wlosci!!
 

Adonix

Całkiem Miły Człowiek
Weteran
Dołączył
30.1.2005
Posty
433
no człowieku, masz talent ;] nie zmarnuj go. Pewnei tro nikogo nie zdizwi ze ma nota bedzie tak zbliżona do innych:
dialogi:9/10
styl:10/10
jezyk:10/10
opisy:10/10
fabula:10/10
calosc:9.8/10
9.8 gdyz mi tu jeszcze czegos brakuje...
 
Do góry Bottom