Nie jestem fanem świętowania porażek, aczkolwiek zachowanie ludzi robi wrażenie.
Jak to mówi moja nauczycielka od historii - Polacy są dziwnym narodem. Inni nam się dziwią, że rozmawiamy o swoich porażkach, czasem nawet bardziej o nich pamiętając niż o chwalebnych zwycięstwach. Inne narody nam się dziwą, same milczą wobec kwestii własnych porażek, ale nie Polacy. Według niej prawdziwy Polak walkę ma we krwi i walczy o swoje. Ja się z tym zdaniem zgadzam.
Mi osobiście ciężko jest jednoznacznie ocenić powstanie. Z jednej strony wiadomo było, że szanse powodzenia są niewielkie. Wiadomo też było, że w razie klęski nastąpią straszliwe represje. Ale z drugiej strony - co było do stracenia? Życie w strachu i w nędzy? Lepiej godnie zginąć na polu walki niż umrzeć z głodu czy też przeżyć wojnę i dać się zgermanizować. Pierwsze dni powstania przebiegały całkiem pomyślnie, bo Niemcy nie spodziewali się takiego zrywu. Opanowywano coraz większe terytoria, zajęto budynek PAST-y itp. Niestety - zaczynało brakować amunicji, jedzenia, Niemców przybywało. Niszczono szpitale, nie było gdzie leczyć rannych. Szerzył się brud, choroby. Powstańców było coraz mniej. W końcu powstanie upadło. Morale, które początkowo miały się nieźle były w tragicznym stanie. Jakie były konsekwencje powstania wie każdy.
I jakby to podsumować? Szanse na powodzenie były niewielkie. Ucierpiało miasto, ucierpieli ludzie. Ale z drugiej strony powstańczy zryw pokazał jak waleczny jest nasz naród i dał wyraźny znak, że Niemcy nie stłumią polskości. Dziś zdania na temat powstania są różne, a i ja jednoznaczniej oceny nie wystawię. Ale na pewno podziwiam powstańców i należy im się pamięć oraz szacunek choćby za to, że próbowali coś zrobić poświęcając własne życia.