Ocenicie moje opowiadanie w skali od 1-10. Jesli znajdujecie jakies błędy albo wady napiszcie je to pozwoli mi uniknąć ich w dalszej części.
Prolog
Moja przeszłość nie jest ważna!! To nie wasza sprawa. Powinno wam wystarczyć to, że mam na imię Torez, ale szerzej jestem znany jako Egzekutor. Mam 27 lat. Do 11 roku życia żyłem normalnie do póki banda orków nie napadł na farmę mojego ojca. Tylko ja zdołałem uciec a cała moja rodzina została zarżnięta jak owce. Wędrowałem dwa dni po lasach Myrtany, aż w końcu odnaleźli mnie i wzięli pod swoją opiekę myśliwi. Nie byli to tacy zwykli myśliwi albowiem częściej zdarzało im się polować na orki czy bandytów niż na zwierzęta. Pozostałem z nimi przez 13 lat. Gdy trenowałem pod ich okiem okazało się, że mam niezwykły talent do strzelania z łuku. Prawdę mówiąc właśnie walka na dystans sprawiała mi nie zwykła przyjemność i trenowaniu jej poświęcałem najwięcej uwagi. Jednak moi trenerzy nie pozwalali mi zaniedbywać walki w zwarciu i pomimo wielkiej niechęci walkę bronią jednoręczną opanowałem również w dość dobrym stopniu. Te 13 lat upływało mi dość szczęśliwie ciężki trening nie dawał mi się we znaki a przynajmniej od czasu do czasu zatłukliśmy jakiś orków. W obozie myśliwych można było się nauczyć również wielu innych przydatnych umiejętności miedzy innymi bezszelestnego poruszania się, kradzieży kieszonkowej oraz otwierania zamków. Umiejętności te zawsze się mogą przydać, więc skrzętnie korzystałem z możliwości wyuczenia się ich. Najprawdopodobniej żył bym z moimi wybawcami z dawnych lat, ale orkowie mieli już dość polowań na nich i przygotowali zasadzkę, w którą moi towarzysze wpadli oczywiście żaden z nich nie przeżył. Od tamtego czasu zająłem się czymś zupełnie innym. Zostałem płatnym zabójcą. Na początku wykonywałem zlecenia dla bandytów, ale później, gdy okazałem się skuteczny z moich usług zaczęli korzystać ważni obywatele, strażnicy miejscy, paladyni a nawet magowie ognia.
Dzień 1
Zeszłej nocy z trudem udało mi się uciec przed odziałem zbrojnego klanu Xiriona byli to wyznawcy demona o imieniu (jak wskazuje na to nazwa) Xirion. Bardzo ich rozwścieczyło to, że zabiłem ich dowódcę. Koleś miał na imię Blizna. Z tego, co wiem był on jednym z magnatów w koloni karnej Khorinis. Zresztą, co to za różnica. Liczy się tylko to, że posłałem mu dwie strzały w głowę i wykonałem zadanie zlecone mi przez Ortodonona. Osobiście nie lubiłem tego maga ognia, ponieważ irytowała mnie ta jego duma i pycha. Wielki mag ognia!! Hehehe chętnie bym posłał mu strzałę zobaczylibyśmy wtedy czy Inos mu sprzyja. Ale co tam ważne, że dobrze płaci. Teraz pozostaje tylko dotrzeć do Mordany (miasta gdzie Ortodon zbierał ofiary i gdzie udzielał błogosławieństwa) i uniknąć zemsty klanu.
Dwie godziny już uciekam przed tymi świrami z klanu. Ale oni mają płuca. Mam już dość tego biegu!! Trzeba znaleźć jakąś jaskinie i chwile odpocząć.
Chyba znalazłem. Tak to jest to. Bardzo wąskie wejście. To będzie mój atut, jeśli przyjdzie się bronić. Dobra trzeba przygotować mój wierny łuk wojenny nie wiadomo, co tam żyje.
Obeszłam całą jaskinie i nic po za trzema goblinami w niej nie znalazłem. Moje szczęście. Przygotuję parę pułapek dla moich prześladowców, sam zaś musze się, choć chwile zdrzemnąć. W razie, czego to pułapki, które przygotowałem spowodują taki hałas, że na pewno się obudzę.
Oj spałem dłużej niż zamierzałem. Słońce już zaszło. Po śladach w okolicach jaskini wnioskuje, że moi prześladowcy przeoczyli wejście do jaskinie i wyprzedzają mnie o jakąś godzinę drogi. Ale to dobrze. Teraz to ja ich ścigam a oni nawet o tym nie wiedzą. Sądzę, że po tak długiej pogoni postanowią odpocząć i rozbiją gdzieś obóz. No to teraz pozostaje mi tylko znaleźć ten obóz i ich wykończyć.
Dzień 2
Dobrze się ukryli!! Całą noc ich szukałem. No, ale w końcu się udało. Rozbili obóz w jaskini za wodospadem. Bardzo sprytnie. Gdy by nie to, że rozpalili ognisko nigdy bym ich nie znalazł. Dobra teraz trzeba z nimi skończyć. Na moje szczęście cała siódemka śpi. No to teraz przyda się umiejętność skradania się. Nadszedł twój czas. Gardło pierwszego bandyty przebił mój sztylet. To samo uczyniłem z całą resztą. No prawie z całą resztą. Wszystko przez tego szóstego gnoja. Zaczął się krztusić i to zbudziło ich przywódcę. Niejaki Kamo. Szef straży klanowej. Paskudny typ. Dwa metry wzrostu. Szeroki w barach i ten jego topór. Oj będzie ciężko. Dobra oto czas na mój miecz. Wykonał go dla mnie pewien kowal. Oczywiście w zamian musiałem kogoś zabić. Zresztą jak zwykle. Miecz nosił nazwę dziedzictwo śmierci. Był on bardzo lekki i wymaga bardziej zręczności niż siły w końcu jest wykonany z magicznej rudy. Oj ten gnojek, którego zabiłem za ten miecz musiał się ostro dać we znaki temu kowalowi skoro poświęcił na nagrodę za jego głowę aż pięć bryłek rudy. A wracając do tego Kamy. Walka między nami rozgorzała na dobre. Gdy by mnie trafił tym toporem pewnie nie miał bym dość siły żeby sparować cios. Na szczęście jednak taki topór ma swoją wagę i mój przeciwnik miotał nim bardzo powoli. Dobra czas kończyć tą walkę. Dwa ciosy po brzuchu i Kama padł na ziemie. Niech się nie męczy. Trzeba mu ulżyć w cierpieniu.
Następne godziny wędrówki upłynęły już spokojnie. Wieczorem dotarłem do miasta. Nie miałem problemów z przejściem przez bramę, ponieważ byłem dość częstym gościem w Mordanie i strażnicy znali mnie dość dobrze. Było już dość późno i mój zleceniodawca z pewnością udał się już na spoczynek. Mi też to się przyda. W ciągu ostatnich trzech dni spałem tylko pięć godzin. Natychmiast udałem się do gospody i wynająłem sobie pokój. Spałem do samego rana.
CDN
Prolog
Moja przeszłość nie jest ważna!! To nie wasza sprawa. Powinno wam wystarczyć to, że mam na imię Torez, ale szerzej jestem znany jako Egzekutor. Mam 27 lat. Do 11 roku życia żyłem normalnie do póki banda orków nie napadł na farmę mojego ojca. Tylko ja zdołałem uciec a cała moja rodzina została zarżnięta jak owce. Wędrowałem dwa dni po lasach Myrtany, aż w końcu odnaleźli mnie i wzięli pod swoją opiekę myśliwi. Nie byli to tacy zwykli myśliwi albowiem częściej zdarzało im się polować na orki czy bandytów niż na zwierzęta. Pozostałem z nimi przez 13 lat. Gdy trenowałem pod ich okiem okazało się, że mam niezwykły talent do strzelania z łuku. Prawdę mówiąc właśnie walka na dystans sprawiała mi nie zwykła przyjemność i trenowaniu jej poświęcałem najwięcej uwagi. Jednak moi trenerzy nie pozwalali mi zaniedbywać walki w zwarciu i pomimo wielkiej niechęci walkę bronią jednoręczną opanowałem również w dość dobrym stopniu. Te 13 lat upływało mi dość szczęśliwie ciężki trening nie dawał mi się we znaki a przynajmniej od czasu do czasu zatłukliśmy jakiś orków. W obozie myśliwych można było się nauczyć również wielu innych przydatnych umiejętności miedzy innymi bezszelestnego poruszania się, kradzieży kieszonkowej oraz otwierania zamków. Umiejętności te zawsze się mogą przydać, więc skrzętnie korzystałem z możliwości wyuczenia się ich. Najprawdopodobniej żył bym z moimi wybawcami z dawnych lat, ale orkowie mieli już dość polowań na nich i przygotowali zasadzkę, w którą moi towarzysze wpadli oczywiście żaden z nich nie przeżył. Od tamtego czasu zająłem się czymś zupełnie innym. Zostałem płatnym zabójcą. Na początku wykonywałem zlecenia dla bandytów, ale później, gdy okazałem się skuteczny z moich usług zaczęli korzystać ważni obywatele, strażnicy miejscy, paladyni a nawet magowie ognia.
Dzień 1
Zeszłej nocy z trudem udało mi się uciec przed odziałem zbrojnego klanu Xiriona byli to wyznawcy demona o imieniu (jak wskazuje na to nazwa) Xirion. Bardzo ich rozwścieczyło to, że zabiłem ich dowódcę. Koleś miał na imię Blizna. Z tego, co wiem był on jednym z magnatów w koloni karnej Khorinis. Zresztą, co to za różnica. Liczy się tylko to, że posłałem mu dwie strzały w głowę i wykonałem zadanie zlecone mi przez Ortodonona. Osobiście nie lubiłem tego maga ognia, ponieważ irytowała mnie ta jego duma i pycha. Wielki mag ognia!! Hehehe chętnie bym posłał mu strzałę zobaczylibyśmy wtedy czy Inos mu sprzyja. Ale co tam ważne, że dobrze płaci. Teraz pozostaje tylko dotrzeć do Mordany (miasta gdzie Ortodon zbierał ofiary i gdzie udzielał błogosławieństwa) i uniknąć zemsty klanu.
Dwie godziny już uciekam przed tymi świrami z klanu. Ale oni mają płuca. Mam już dość tego biegu!! Trzeba znaleźć jakąś jaskinie i chwile odpocząć.
Chyba znalazłem. Tak to jest to. Bardzo wąskie wejście. To będzie mój atut, jeśli przyjdzie się bronić. Dobra trzeba przygotować mój wierny łuk wojenny nie wiadomo, co tam żyje.
Obeszłam całą jaskinie i nic po za trzema goblinami w niej nie znalazłem. Moje szczęście. Przygotuję parę pułapek dla moich prześladowców, sam zaś musze się, choć chwile zdrzemnąć. W razie, czego to pułapki, które przygotowałem spowodują taki hałas, że na pewno się obudzę.
Oj spałem dłużej niż zamierzałem. Słońce już zaszło. Po śladach w okolicach jaskini wnioskuje, że moi prześladowcy przeoczyli wejście do jaskinie i wyprzedzają mnie o jakąś godzinę drogi. Ale to dobrze. Teraz to ja ich ścigam a oni nawet o tym nie wiedzą. Sądzę, że po tak długiej pogoni postanowią odpocząć i rozbiją gdzieś obóz. No to teraz pozostaje mi tylko znaleźć ten obóz i ich wykończyć.
Dzień 2
Dobrze się ukryli!! Całą noc ich szukałem. No, ale w końcu się udało. Rozbili obóz w jaskini za wodospadem. Bardzo sprytnie. Gdy by nie to, że rozpalili ognisko nigdy bym ich nie znalazł. Dobra teraz trzeba z nimi skończyć. Na moje szczęście cała siódemka śpi. No to teraz przyda się umiejętność skradania się. Nadszedł twój czas. Gardło pierwszego bandyty przebił mój sztylet. To samo uczyniłem z całą resztą. No prawie z całą resztą. Wszystko przez tego szóstego gnoja. Zaczął się krztusić i to zbudziło ich przywódcę. Niejaki Kamo. Szef straży klanowej. Paskudny typ. Dwa metry wzrostu. Szeroki w barach i ten jego topór. Oj będzie ciężko. Dobra oto czas na mój miecz. Wykonał go dla mnie pewien kowal. Oczywiście w zamian musiałem kogoś zabić. Zresztą jak zwykle. Miecz nosił nazwę dziedzictwo śmierci. Był on bardzo lekki i wymaga bardziej zręczności niż siły w końcu jest wykonany z magicznej rudy. Oj ten gnojek, którego zabiłem za ten miecz musiał się ostro dać we znaki temu kowalowi skoro poświęcił na nagrodę za jego głowę aż pięć bryłek rudy. A wracając do tego Kamy. Walka między nami rozgorzała na dobre. Gdy by mnie trafił tym toporem pewnie nie miał bym dość siły żeby sparować cios. Na szczęście jednak taki topór ma swoją wagę i mój przeciwnik miotał nim bardzo powoli. Dobra czas kończyć tą walkę. Dwa ciosy po brzuchu i Kama padł na ziemie. Niech się nie męczy. Trzeba mu ulżyć w cierpieniu.
Następne godziny wędrówki upłynęły już spokojnie. Wieczorem dotarłem do miasta. Nie miałem problemów z przejściem przez bramę, ponieważ byłem dość częstym gościem w Mordanie i strażnicy znali mnie dość dobrze. Było już dość późno i mój zleceniodawca z pewnością udał się już na spoczynek. Mi też to się przyda. W ciągu ostatnich trzech dni spałem tylko pięć godzin. Natychmiast udałem się do gospody i wynająłem sobie pokój. Spałem do samego rana.
CDN